Kilka migawek z lubuskiego
Moderator: Moderatorzy
Kilka migawek z lubuskiego
Jak zwykle w ostatni weekend wakacji suniemy w lubuskie. W tym roku, z racji obecnosci dodatkowej puli urlopu, mozemy wyruszyc juz w czwartek.
Pierwsze przygody spotykaja nas juz na autostradzie. Gdzies w przepastnych lasach, niedaleko zjazdu na Swietoszow, na pasie awaryjnym stoi jakis koles i macha. Obok zaparkowany samochod na brytyjskich blachach. Moze cos sie stalo? Stajemy aby zapytac. Gosc nie mowi po polsku. Jego wyglad raczej nie swiadczy o angielskim rodowodzie z dziada pradziada a raczej o wedrowce ludow z poludnia. Koles w dosc nieskladny i pelen sprzecznosci sposob przedstawia nam swoja historie. W aucie zostaly mu dwa litry benzyny. Musi dzis (koniecznie dzis) dojechac do Warszawy (lub Diseldorfu- bo padaly dwie wersje) aby tam sprzedac samochod. Problem w tym ze nie ma kompletnie kasy na tankowanie. Bedzie mial dopiero jak spieniezy auto. Prosi nas o pozyczke kilku stow - a w zastaw chce dac rzekomo zlote lancuchy i zegarki ktorymi jest dosc poteznie obwieszony. Twierdzi ze za kilka dni dostarczy zwrot gotowki w kazde umowione miejsce na terenie Polski badz Niemiec. Obiecuje tez jakies premie za pomoc. Facet najprawdopodobniej jest oszustem, iles razy spotykalo sie takich w miescie, w pociagach czy na stacjach benzynowych ktorzy chcieli sprzedac zlote ozdoby ktore ostatecznie okazywaly sie tombakiem. Tu jednak zostala zastosowana ciut inna taktyka- "na pozyczke". A moze gosc rzeczywiscie jest w potrzebie? Moze jestem naiwna ale zawsze staja mi przed oczami sytuacje jak zbieralam w Sanoku na PKP na bilet do domu, albo we Wroclawiu prosilam o pozyczke na futrzana czapke. I trafilam wtedy na dobrych ludzi. Juz nie wspomne o dziesiatkach osob ktore nas karmily, poily, wozily i nocowaly w roznych Ukrainach, Gruzjach i Armeniach. I jakos zawsze mam dziwne poczucie ze za to wszystko mam do splacenia dlug wzgledem innych.
Ostatecznie po dlugich rozmowach ktore w miare uplywu czasu sa coraz bardziej zagmatwane i absurdalne, decydujemy sie dac gosciowi tyle zeby zdolal dojechac do najblizszego miasta - Zar lub Zagania. Jesli jego historia i zloto sa prawdziwe- to tam znajdzie sobie lombard, zastawi zloto i dojedzie handlowac gdzie mu sie spodoba.
Zegnamy sie milo i suniemy dalej rozwazajac kogo tak naprawde spotkalismy. Gosc mial troche wyglad gangstera- opalony, biala koszula, ciemne okulary, grube zlote lancuchy. Moze buchnal gdzies auto i okazalo sie ze z pustym bakiem? grunt mu sie pod nogami pali, woli stracic zlote ozdoby a przynajmniej uratowac trefny samochod i wlasny tylek? A moze sciga go jaka mafia i probuje czmychnac jak najszybciej do Niemiec?
Ciekawe czy biorac zloto bysmy tylko stracili kase czy moze pare km dalej jacys jego kumple probowali by je odbic?
Rozwazajac rozne wersje zajezdzamy do miejscowosci Przewóz. Miasteczko wogole wyglada sympatycznie, jest jakos tak pyliscie i pusto. Przez droge przebiega nam jakis starszy facet ubrany dosc kolorowo, z broda do pasa i banka jak na mleko w reku. Czarny kot ponoc przynosi pecha- ale kolorowy dziadek to chyba na szczescie? Ide do spozywczaka. W tle gra "Warszawa" T-lovu. Radio czasem sie zacina i powtarza lub rozciaga sylaby- zupelnie tak jak nasze w skodusi. Przede mna stoi jakas starsza kobita. Mowi do ekspedientki "poprosze papierosy". Dziwne troche, zwykle chyba ludzie podaja nazwe firmy np. zielone Malboro, ale widac wszyscy sie tu znaja i w sklepie wiedza co babinka pali. Sprzedawczyni bez slowa schyla sie pod lade i wyciaga zestaw kilkunastu lyzeczek, starannie zaspawanych na tacce. Podaje je babci, a tamta bez slowa je chowa do torebki.
Poczulam sie troche nierealnie. Rozgladam sie za ukryta kamera.
A moze trafilismy w jakas rownolegla rzeczywistosc???
Kolo Łęknicy odwiedzamy tereny dawnej kopalni Babina. Pozyskiwano tu wegiel brunatny. W latach 1920-1973 bylo tu prowadzone wydobycie zarowno podziemne jak i odkrywkowe. Po dawnych czasach zostaly ruiny kilku szybow oraz kilkanascie jeziorek zalewajacych dawne wyrobiska. Sporo jeziorek ma silnie kwasny odczyn, ciekawe kolory a brak w nich zab, ptactwa czy popularnej wodnej roslinnosci swiadczy rowniez o malych walorach kapielowych dla zwyklych smiertelnikow (dla sympatykow przezyc ekstremalnych jeziorko o ph2 moze byc wyzwaniem )
W miejsce to trafilismy niestety troche za pozno. Kilka lat temu teren zostal zagospodarowany w sposob popularny dla dzisiejszych czasow tzn. rowne szerokie alejki, laweczki, lasy tablic, płotki po horyzont ktore szlag wie co od czego maja odgradzac.. Miejsce i tak zachowalo wiele uroku (moze dlatego ze bylismy tam w czwartek i spotkalismy na trasie tylko okolo 10 osob?). Ale caly czas dreczylo nas pytanie- jak tu bylo zanim wjechaly spychacze i tony lakierowanego drewna? Gdy przedzierajac sie chaszczem nagle dochodzilo sie na martwa plaze jeziora o kolorze oglednie mowiac niecodziennym?
Obiektem nowej architektury najbardziej wlazacym w oczy jest wieza widokowa. Jej wyzsze pietra rokuja nienajgorzej noclegowo.
Z wiezy roztacza sie widok na najwieksze zalane wyrobisko zwane Afryka
oraz jakis wielki dymiacy zaklad przemyslowy znajdujacy sie juz po stronie niemieckiej
W inne strony tylko zielona lubuska klasyka- lasy, lasy i jeszcze wiecej lasu
Cala linia brzegowa najwiekszego z jezior to roznoksztaltne piaskowo- gliniaste piramidy i przedziwne formy jakby postrzepionych skal albo wyplukanych woda lejow i dolin.
"Plaze" tez przyroda pomalowala w rozne desenie.
Kolor przybrzeznych czesci jeziorka jest rudoczerwony i nie widac zadnych zyjatek. Zanurzylam jeden palec- nie rozpuscil sie.
Nad stawem stoi nowa wiata. Na nocleg pewno by sie nadala - acz niestety nie ma podlogi. Stoly dosc waskie.
Z przeciwleglego brzegu woda nabiera bardziej teczowego wygladu.
Kawalek dalej wybija zrodlo. Kolorowe osady na jego zboczach i bugoczaca czelusc odrobine przypomina mi Istisu i tamtejsze cieple zrodla.
Czesc wyplywajacej wody przybiera desenie jakby kto benzyne rozlal- acz chyba zadna benzyna nie uklada sie tak ladnie. Na tablicy napisali ze to wykwity jakis bakterii zelazowych
Niektorzy totalnie olewaja piekno okolicy i usmiechaja sie jedynie do slonca i wlasnych snow..
Kolejne jeziorko tez jest rudo-rdzawe
a jeszcze kolejne porosniete kilkutami padlych drzew. Wszystkie drzewa sa pasiaste.
Jest tez jeziorko z drzewami lekko zielonkawe
Nastepne stawy sa utrzymane w tonacji zielono- niebieskiej. Sa chyba zdecydowanie mniej kwasne bo bujnie porasta je normalna nadwodna roslinnosc a nawet slychac zaby.
Nie przeszlismy calej trasy- jeszcze kiedys tu wrocimy poszukac szybow i sztolni upadowych. Tymczasem dostajemy wiadomosc od znajomych ze czekaja juz na nas w umowionym miejscu.
Jedno jest pewne- jak kiedys trafie w koncu nad kolorowe jeziorka w Rudawach to one chyba nie zrobia juz na mnie wrazenia.
Popoludniem spotykamy sie z Ziuta, Grzesiem i Magda a wieczor mija nam na wyciu do gitary miedzy pieczona karkowka a oscypkami
cdn
Pierwsze przygody spotykaja nas juz na autostradzie. Gdzies w przepastnych lasach, niedaleko zjazdu na Swietoszow, na pasie awaryjnym stoi jakis koles i macha. Obok zaparkowany samochod na brytyjskich blachach. Moze cos sie stalo? Stajemy aby zapytac. Gosc nie mowi po polsku. Jego wyglad raczej nie swiadczy o angielskim rodowodzie z dziada pradziada a raczej o wedrowce ludow z poludnia. Koles w dosc nieskladny i pelen sprzecznosci sposob przedstawia nam swoja historie. W aucie zostaly mu dwa litry benzyny. Musi dzis (koniecznie dzis) dojechac do Warszawy (lub Diseldorfu- bo padaly dwie wersje) aby tam sprzedac samochod. Problem w tym ze nie ma kompletnie kasy na tankowanie. Bedzie mial dopiero jak spieniezy auto. Prosi nas o pozyczke kilku stow - a w zastaw chce dac rzekomo zlote lancuchy i zegarki ktorymi jest dosc poteznie obwieszony. Twierdzi ze za kilka dni dostarczy zwrot gotowki w kazde umowione miejsce na terenie Polski badz Niemiec. Obiecuje tez jakies premie za pomoc. Facet najprawdopodobniej jest oszustem, iles razy spotykalo sie takich w miescie, w pociagach czy na stacjach benzynowych ktorzy chcieli sprzedac zlote ozdoby ktore ostatecznie okazywaly sie tombakiem. Tu jednak zostala zastosowana ciut inna taktyka- "na pozyczke". A moze gosc rzeczywiscie jest w potrzebie? Moze jestem naiwna ale zawsze staja mi przed oczami sytuacje jak zbieralam w Sanoku na PKP na bilet do domu, albo we Wroclawiu prosilam o pozyczke na futrzana czapke. I trafilam wtedy na dobrych ludzi. Juz nie wspomne o dziesiatkach osob ktore nas karmily, poily, wozily i nocowaly w roznych Ukrainach, Gruzjach i Armeniach. I jakos zawsze mam dziwne poczucie ze za to wszystko mam do splacenia dlug wzgledem innych.
Ostatecznie po dlugich rozmowach ktore w miare uplywu czasu sa coraz bardziej zagmatwane i absurdalne, decydujemy sie dac gosciowi tyle zeby zdolal dojechac do najblizszego miasta - Zar lub Zagania. Jesli jego historia i zloto sa prawdziwe- to tam znajdzie sobie lombard, zastawi zloto i dojedzie handlowac gdzie mu sie spodoba.
Zegnamy sie milo i suniemy dalej rozwazajac kogo tak naprawde spotkalismy. Gosc mial troche wyglad gangstera- opalony, biala koszula, ciemne okulary, grube zlote lancuchy. Moze buchnal gdzies auto i okazalo sie ze z pustym bakiem? grunt mu sie pod nogami pali, woli stracic zlote ozdoby a przynajmniej uratowac trefny samochod i wlasny tylek? A moze sciga go jaka mafia i probuje czmychnac jak najszybciej do Niemiec?
Ciekawe czy biorac zloto bysmy tylko stracili kase czy moze pare km dalej jacys jego kumple probowali by je odbic?
Rozwazajac rozne wersje zajezdzamy do miejscowosci Przewóz. Miasteczko wogole wyglada sympatycznie, jest jakos tak pyliscie i pusto. Przez droge przebiega nam jakis starszy facet ubrany dosc kolorowo, z broda do pasa i banka jak na mleko w reku. Czarny kot ponoc przynosi pecha- ale kolorowy dziadek to chyba na szczescie? Ide do spozywczaka. W tle gra "Warszawa" T-lovu. Radio czasem sie zacina i powtarza lub rozciaga sylaby- zupelnie tak jak nasze w skodusi. Przede mna stoi jakas starsza kobita. Mowi do ekspedientki "poprosze papierosy". Dziwne troche, zwykle chyba ludzie podaja nazwe firmy np. zielone Malboro, ale widac wszyscy sie tu znaja i w sklepie wiedza co babinka pali. Sprzedawczyni bez slowa schyla sie pod lade i wyciaga zestaw kilkunastu lyzeczek, starannie zaspawanych na tacce. Podaje je babci, a tamta bez slowa je chowa do torebki.
Poczulam sie troche nierealnie. Rozgladam sie za ukryta kamera.
A moze trafilismy w jakas rownolegla rzeczywistosc???
Kolo Łęknicy odwiedzamy tereny dawnej kopalni Babina. Pozyskiwano tu wegiel brunatny. W latach 1920-1973 bylo tu prowadzone wydobycie zarowno podziemne jak i odkrywkowe. Po dawnych czasach zostaly ruiny kilku szybow oraz kilkanascie jeziorek zalewajacych dawne wyrobiska. Sporo jeziorek ma silnie kwasny odczyn, ciekawe kolory a brak w nich zab, ptactwa czy popularnej wodnej roslinnosci swiadczy rowniez o malych walorach kapielowych dla zwyklych smiertelnikow (dla sympatykow przezyc ekstremalnych jeziorko o ph2 moze byc wyzwaniem )
W miejsce to trafilismy niestety troche za pozno. Kilka lat temu teren zostal zagospodarowany w sposob popularny dla dzisiejszych czasow tzn. rowne szerokie alejki, laweczki, lasy tablic, płotki po horyzont ktore szlag wie co od czego maja odgradzac.. Miejsce i tak zachowalo wiele uroku (moze dlatego ze bylismy tam w czwartek i spotkalismy na trasie tylko okolo 10 osob?). Ale caly czas dreczylo nas pytanie- jak tu bylo zanim wjechaly spychacze i tony lakierowanego drewna? Gdy przedzierajac sie chaszczem nagle dochodzilo sie na martwa plaze jeziora o kolorze oglednie mowiac niecodziennym?
Obiektem nowej architektury najbardziej wlazacym w oczy jest wieza widokowa. Jej wyzsze pietra rokuja nienajgorzej noclegowo.
Z wiezy roztacza sie widok na najwieksze zalane wyrobisko zwane Afryka
oraz jakis wielki dymiacy zaklad przemyslowy znajdujacy sie juz po stronie niemieckiej
W inne strony tylko zielona lubuska klasyka- lasy, lasy i jeszcze wiecej lasu
Cala linia brzegowa najwiekszego z jezior to roznoksztaltne piaskowo- gliniaste piramidy i przedziwne formy jakby postrzepionych skal albo wyplukanych woda lejow i dolin.
"Plaze" tez przyroda pomalowala w rozne desenie.
Kolor przybrzeznych czesci jeziorka jest rudoczerwony i nie widac zadnych zyjatek. Zanurzylam jeden palec- nie rozpuscil sie.
Nad stawem stoi nowa wiata. Na nocleg pewno by sie nadala - acz niestety nie ma podlogi. Stoly dosc waskie.
Z przeciwleglego brzegu woda nabiera bardziej teczowego wygladu.
Kawalek dalej wybija zrodlo. Kolorowe osady na jego zboczach i bugoczaca czelusc odrobine przypomina mi Istisu i tamtejsze cieple zrodla.
Czesc wyplywajacej wody przybiera desenie jakby kto benzyne rozlal- acz chyba zadna benzyna nie uklada sie tak ladnie. Na tablicy napisali ze to wykwity jakis bakterii zelazowych
Niektorzy totalnie olewaja piekno okolicy i usmiechaja sie jedynie do slonca i wlasnych snow..
Kolejne jeziorko tez jest rudo-rdzawe
a jeszcze kolejne porosniete kilkutami padlych drzew. Wszystkie drzewa sa pasiaste.
Jest tez jeziorko z drzewami lekko zielonkawe
Nastepne stawy sa utrzymane w tonacji zielono- niebieskiej. Sa chyba zdecydowanie mniej kwasne bo bujnie porasta je normalna nadwodna roslinnosc a nawet slychac zaby.
Nie przeszlismy calej trasy- jeszcze kiedys tu wrocimy poszukac szybow i sztolni upadowych. Tymczasem dostajemy wiadomosc od znajomych ze czekaja juz na nas w umowionym miejscu.
Jedno jest pewne- jak kiedys trafie w koncu nad kolorowe jeziorka w Rudawach to one chyba nie zrobia juz na mnie wrazenia.
Popoludniem spotykamy sie z Ziuta, Grzesiem i Magda a wieczor mija nam na wyciu do gitary miedzy pieczona karkowka a oscypkami
cdn
oj to nieprzyjemnie... takim bym nic nie dala- to podpada pod rozboj!kolorowe kredki pisze:I tak mieliście kulturalny przypadek. Częstym jest zajeżdżanie drogi i zmuszanie do zatrzymania.
nasz byl kulturalny i mily, nie byl nawet nachalny czy umulny, pogadal, łape uscisnal, podziekowal, zyczyl szerokiej drogi
dosc czesto jezdze A4 a pierwszy raz mialam okazje takowego kolesia zapoznac
Rano wloczymy sie troche po ruinach przedwojennej niemieckiej fabryki materialow wybuchowych- Deutsche Sprengchemie GmbH. Jest to ogromny obszar usiany betonem ciagnacy sie w lasach kolo wsi Zasieki. Wiekszosc budynkow jest niewielka ale ich ilosc i powierzchnia zajmowana przez kompleks naprawde robi wrazenie. Calosc jest mocno zamaskowana- polozona w sosnowym lesie, a dachy zabudowan porasta trawa, mech i drzewa. Obszar pociety jest platanina asfaltowych, plytowych i bitych drog, ktore tworza taki labirynt ze po trzecim zakrecie juz totalnie trace orientacje gdzie jestem. No bo i wszedzie jest podobnie- zapach zywicy, chrzeszczace szyszki pod nogami i kolejne puste otwory okien migajace miedzy drzewami. Poszczegolne budynki malo sie od siebie roznia, nie ma w srodku zbyt duzo elementow dawnego wyposazenia. Sa ponoc budynki z napisami i malowidlami ale jakos szczescie nam nie dopisuje i nie udaje sie ich odnalezc. Nie lazimy dlugo bo zaczyna padac.. Wrocimy tu jeszcze kiedys w ladniejsza pogode
Nie byl to nasz pierwszy pobyt w Zasiekach- fabryke odwiedzilismy tez w lipcu 2009. Wtedy wpadlismy na kilka wiekszych hal i pomieszczen
Porost zwany chrobotkiem zasiedlajacy pobocze jednej szyby skodusiowej ostatnio podupadl na zdrowiu, ale mamy kolejnego pasazera na gape- szkoda tylko ze on taki nietrwaly!
Suniemy dalej na polnoc a mijane miasteczka i wsie robia bardzo sympatyczne wrazenie
W Krosnie Odrzanskim zjadamy obiad a pobliski szyld jest dosc zastanawiajacy.. mam nadzieje ze nie jest to reklama dentysty
Po drodze zawijamy tez na dozynki w dwoch mijanych wsiach. Pierwsze sa w Bobrowicach, gdzie troche dziwi repertuar niosacy sie ze sceny. Dominuja stare rajdowe piosenki typu "Banda", "Palula paloma". Przypomina mi sie zaraz "festiwal piosenki senioralnej" ktory sluchalismy z łąk nad Kowarami, bijac sie przez godzine z myslami- isc jak planowalismy w Karkonosze czy zejsc na impreze? Oprocz tego lokalne kola gospodyn wiejskich przygotowaly wszelakie smakowitosci i czestuja tym zupelnie za darmo. Nazerami sie po sufit bigosem, grochowka, ciastem i domowymi dzemami. Rozne miejscowosci/gminy prezentuja tu swoje stoiska z roznymi przetworami. Mozna tez nabyc wieksze ilosci w sloikach.
Druga wioska z dozynkami jest Chocicz. Tu jakos mieszkancy bardziej przylozyli sie do ozdabiania wsi- wszedzie powiewaja szmatki roznobarwnych choragiewek
Przed prawie kazdym domem stoi ucharakteryzowany chochol z siana.
Bardzo duza ilosc zaprezentowanych scenek jest zwiazana ze spozywaniem trunkow wszelakich
Zwraca uwage dbalosc o szczegoly
W okolicznych wsiach dominuja bruki i stara zabudowa- jak tu nie lubic lubuskich klimatow
Jest tez hotel ktory mysle ze sprostal by moim oczekiwaniom!
Na samym festynie nie mamy juz miejsca na upychanie kolejnych porcji zarcia, choc dymiaca kuchnia polowa bardzo kusi.
Na widowni widac wszelakie typy krzesel, lawek i innych "siedzideł". Przypomina mi to opowiesci rodzicow jak dawniej na wioski przyjezdzalo kino objazdowe, kazdy przychodzil na film z wlasnym stołkiem i stawial je na trawie lub klepisku. Taki fajny, kameralny i normalny swiat...
Ogladamy jeszcze na zakonczenie szachulcowy kosciolek na wzgorzu. Akurat jest otwarty co nie czesto w Polsce sie zdarza. Jego chlodne wnetrze przepelnione jest zapachem lilii. Nie wiem czemu ale ten zapach kojarzy mi sie z czasami jak bylam mala. Dawno nigdzie go nie czulam...
Nie byl to nasz pierwszy pobyt w Zasiekach- fabryke odwiedzilismy tez w lipcu 2009. Wtedy wpadlismy na kilka wiekszych hal i pomieszczen
Porost zwany chrobotkiem zasiedlajacy pobocze jednej szyby skodusiowej ostatnio podupadl na zdrowiu, ale mamy kolejnego pasazera na gape- szkoda tylko ze on taki nietrwaly!
Suniemy dalej na polnoc a mijane miasteczka i wsie robia bardzo sympatyczne wrazenie
W Krosnie Odrzanskim zjadamy obiad a pobliski szyld jest dosc zastanawiajacy.. mam nadzieje ze nie jest to reklama dentysty
Po drodze zawijamy tez na dozynki w dwoch mijanych wsiach. Pierwsze sa w Bobrowicach, gdzie troche dziwi repertuar niosacy sie ze sceny. Dominuja stare rajdowe piosenki typu "Banda", "Palula paloma". Przypomina mi sie zaraz "festiwal piosenki senioralnej" ktory sluchalismy z łąk nad Kowarami, bijac sie przez godzine z myslami- isc jak planowalismy w Karkonosze czy zejsc na impreze? Oprocz tego lokalne kola gospodyn wiejskich przygotowaly wszelakie smakowitosci i czestuja tym zupelnie za darmo. Nazerami sie po sufit bigosem, grochowka, ciastem i domowymi dzemami. Rozne miejscowosci/gminy prezentuja tu swoje stoiska z roznymi przetworami. Mozna tez nabyc wieksze ilosci w sloikach.
Druga wioska z dozynkami jest Chocicz. Tu jakos mieszkancy bardziej przylozyli sie do ozdabiania wsi- wszedzie powiewaja szmatki roznobarwnych choragiewek
Przed prawie kazdym domem stoi ucharakteryzowany chochol z siana.
Bardzo duza ilosc zaprezentowanych scenek jest zwiazana ze spozywaniem trunkow wszelakich
Zwraca uwage dbalosc o szczegoly
W okolicznych wsiach dominuja bruki i stara zabudowa- jak tu nie lubic lubuskich klimatow
Jest tez hotel ktory mysle ze sprostal by moim oczekiwaniom!
Na samym festynie nie mamy juz miejsca na upychanie kolejnych porcji zarcia, choc dymiaca kuchnia polowa bardzo kusi.
Na widowni widac wszelakie typy krzesel, lawek i innych "siedzideł". Przypomina mi to opowiesci rodzicow jak dawniej na wioski przyjezdzalo kino objazdowe, kazdy przychodzil na film z wlasnym stołkiem i stawial je na trawie lub klepisku. Taki fajny, kameralny i normalny swiat...
Ogladamy jeszcze na zakonczenie szachulcowy kosciolek na wzgorzu. Akurat jest otwarty co nie czesto w Polsce sie zdarza. Jego chlodne wnetrze przepelnione jest zapachem lilii. Nie wiem czemu ale ten zapach kojarzy mi sie z czasami jak bylam mala. Dawno nigdzie go nie czulam...
Mój ty smutku... Miło się dowiedzieć, że są jeszcze miejsca, których nie dopadła "komercha dożynkowa"
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
W taki ciemny i szary dzien jak dzisiaj to nie bardzo chce sie wstawac, wiec nie czynimy tego zbyt wczesnie. Gdy w koncu wyruszamy okazuje sie, ze do zmroku pozostalo tylko kilka godzin. Wszechobecna mgła zdaje sie z minuty na minute gestniec. Jak my te wszystkie palacyki znajdziemy w takich okolicznosciach?
Pierwszy pałacyk odwiedzamy w Rudzinach. Niewiele z niego zostalo. Niezadaszone ruiny przytykajace do jakiegos gospodarstwa.
W Mycielinie ponoc pałacu juz nie ma. We mgle jednak majaczą jakies ksztalty posrod parku oplecionego bluszczem.
Ponoc to dawna oficyna przypalacowa, ktory zostal rozebrany 40 lat temu.
Kolejna miejscowosc to Długie. Juz tu kiedys bylismy szukajac ruin koscioła. Pogoda byla podobnie zdechła jak dzisiaj.
We wsi jest tez pałac ale nie udaje mu sie nawet zdjecia zrobic. Prywatny, zamkniety, szczelnie zapłotowany. Wiec troche jakby go nie bylo…
Na pocieche pozostaje sympatyczna aleja.
Oraz blokowisko utopione w błocie i … brukwi!
Kolejny palac odnajdujemy w Stypułowie. Chyba trafiamy na jakis inny niz ten, ktorego szukalismy Tamten mial słuzyc za mieszkania socjalne - ten jest opuszczony ale zamkniety i mozna go swobodnie obejrzec tylko z zewnatrz. Tzn. prawie swobodnie.. Otaczają go przepasciste bagna i jakies szemrzace cieki wodne, w ktore udaje mi sie wpasc po kolana.
Artystyczna kompozycja a moze reklama Tatry?
Do palacu jest przyklejony ciekawy balkonik. Nie wiem czy byl tu od poczatku czy jest to efekt jakiejs przebudowy z lat pozniejszych, ale wyglada troche jak wyrwany z innej bajki np. z jakiejs karpackiej wsi. A moze w palacu po wojnie zamieszkali jacys repatrianci, ktorzy chcieli choc troche upodobnic bydynek do architektury, ktora znali z rodzimych okolic?
Naprzeciw jest fabryczka, ktora mogla kiedys byc gorzelnią.
Przy jednym z domow na dalszej trasie zalęgło sie sympatyczne ptactwo!
A w Chotkowie znow pałac! Taki jakby troche odnowiony z dwoma wolnostającymi basztami po boku.
Wokol zabudowania dawnych folwarkow czy PGRow. Kostka brukowa, omszały beton, przezierajace ze scian stare, niemieckie napisy. Ogolnie sympatycznie!
Przy sklepie w Jeleninie mamy podsklepie zadaszone. Mozna spozywac w cieple, bez deszczu kapiącego na łeb a moze i policaje tu nie zagladaja. Lokalna żulernia bardzo sobie chwali to rozwiazanie!
Lokalny palac jest zamieszkany i chyba przez dosyc ciekawych ludzi. A napewno takich, ktorzy mają manie gromadzenia, wiec troche sie z nimi identyfikuje W ogrodzie sa zeskładowane przerozne rupiecie, ale głownie mniej lub bardziej powrastane juz w ziemie samochody.
Ogrod jest na tyle bujny, ze latem zapewne jest to jeden busz i kompletnie nic nie widac zza plotu. Juz ktorys raz sie utwierdzamy, ze sezon palacykowy trwa od listopada do kwietnia, i najlepiej jak sniegu nie ma!
Nieopodal stoją jakies ruiny. Nie wiem czy to jest stare czy nowe? Robi wrazenie zamku obronnego z basztą albo czegos na takowy stylizowanego. Najbardziej kojarzy mi sie z knajpami przy autostradzie albo mafijną dyskoteką gdzies na wschodzie
W Jeleninie jest jeszcze jeden palacyk, tzn. malownicze ruiny wsrod rozlewisk i drog z błotem po uszy!
Zapadamy sie w śliską breje, krzaki i pnącza zrywają nam czapki, z pobliskich domów dudni disco-polo, czyli jest dokladnie tak jak lubimy!
Przy drodze do Jabłonowa przekraczamy stary, od lat nieuzywany tor..
A kawałek dalej siedzi w chaszczu budynek stacyjny.
Toperzowi nie chce sie wysiadac z cieplej skodusi. Ide wiec sama… Niemieckie farby przedwojenne okazaly sie skuteczniejsze od pozniejszych, to one wyłaza teraz na swiatlo dzienne!
Sa tez napisy z czasow pozniejszych.
Do wnetrza da sie wejsc. Zagladam - jedno, drugie pomieszczenie. Kable wyprute, legowiska rozlozone ale chyba dawno nieuzywane, swiete obrazy wciaz na scianach.
Wnetrze stacyjki wypelnia dziwny dzwiek. Jakby solidnego wodospadu? Albo przynajmniej wody gotujacej sie w czajniku bezprzewodowym? Takim co sie zepsul i nie potrafi sie sam wyłączyc a parą pod cisnieniem sika wszedzie wokol? Albo jakas maszyna bimbrownicza pracuje? Co to u licha za dzwiek??? Nie nadaje sie na samotnego eksploratora. Zwiewam biegusiem do skodusi
Szukamy tez palacu w Przybymierzu, ale nie udaje sie nam znalezc. Jak potem sprawdzalam byl jakis dwor czy stara karczma ale wygladal jak zwykla kamienica i mogl byc ogrodzony.
W zapadajacym zmroku zajezdzamy jeszcze do Miodnicy. Tutejszy palac porastaja bluszcze i ma dziwny ksztalt jakby lekko kopnietej litery “U”.
Kiedys tu mieszkal ktos, kto przyjmowal “tylko dobre listy”.
Sa tu tez gdzies targi konskie!
Juz ciemna nocą tzn pewnie kolo 17 zajezdzamy do Lubska.
Natrafiamy na klimatyczny bar “Małgosia”, ale jest niestety nieczynny. Ktos sie orientuje kiedy zakonczyl swoja dzialalnosc?
Byl to “lokal kategorii IV”. Czyli taki jak w piosence. Czyli taki jakich szukamy!
Z braku odpowiednio klimatycznych spelun idziemy do pizzerii “Mafia”. Zaskakuje nas wyjatkowo sympatyczna obsluga i chyba najdrozszy kibel jaki w Polsce spotkalam! Przebiło nawet Walbrzych za 3.5!
Spimy w hoteliku “Zemsz”. Przewaznie jak szukamy zimowego noclegu w rejonie to trafiamy tutaj. Albo do Kożuchowa. Tu nocujemy juz chyba czwarty raz.
Tym razem przypada nam pokoj gigant! Jesli to bylby jeden z modnych obecnie hosteli - to by pewnie w tym pomieszczeniu zakwaterowali 30 osob a cene podniesli dwukrotnie. Tu na szczescie jest Lubsko, wiec mozemy sie cieszyc przestrzenia.
Oprocz nas w obiekcie nocują glownie robotnicy ze wschodu. Zreszta kartka na korytarzu wiele mowi w tej sprawie
Poranny widok z okna cieszy gębe i zwiastuje kolejny udany dzien na włoczędze w nieznane!
cdn
Pierwszy pałacyk odwiedzamy w Rudzinach. Niewiele z niego zostalo. Niezadaszone ruiny przytykajace do jakiegos gospodarstwa.
W Mycielinie ponoc pałacu juz nie ma. We mgle jednak majaczą jakies ksztalty posrod parku oplecionego bluszczem.
Ponoc to dawna oficyna przypalacowa, ktory zostal rozebrany 40 lat temu.
Kolejna miejscowosc to Długie. Juz tu kiedys bylismy szukajac ruin koscioła. Pogoda byla podobnie zdechła jak dzisiaj.
We wsi jest tez pałac ale nie udaje mu sie nawet zdjecia zrobic. Prywatny, zamkniety, szczelnie zapłotowany. Wiec troche jakby go nie bylo…
Na pocieche pozostaje sympatyczna aleja.
Oraz blokowisko utopione w błocie i … brukwi!
Kolejny palac odnajdujemy w Stypułowie. Chyba trafiamy na jakis inny niz ten, ktorego szukalismy Tamten mial słuzyc za mieszkania socjalne - ten jest opuszczony ale zamkniety i mozna go swobodnie obejrzec tylko z zewnatrz. Tzn. prawie swobodnie.. Otaczają go przepasciste bagna i jakies szemrzace cieki wodne, w ktore udaje mi sie wpasc po kolana.
Artystyczna kompozycja a moze reklama Tatry?
Do palacu jest przyklejony ciekawy balkonik. Nie wiem czy byl tu od poczatku czy jest to efekt jakiejs przebudowy z lat pozniejszych, ale wyglada troche jak wyrwany z innej bajki np. z jakiejs karpackiej wsi. A moze w palacu po wojnie zamieszkali jacys repatrianci, ktorzy chcieli choc troche upodobnic bydynek do architektury, ktora znali z rodzimych okolic?
Naprzeciw jest fabryczka, ktora mogla kiedys byc gorzelnią.
Przy jednym z domow na dalszej trasie zalęgło sie sympatyczne ptactwo!
A w Chotkowie znow pałac! Taki jakby troche odnowiony z dwoma wolnostającymi basztami po boku.
Wokol zabudowania dawnych folwarkow czy PGRow. Kostka brukowa, omszały beton, przezierajace ze scian stare, niemieckie napisy. Ogolnie sympatycznie!
Przy sklepie w Jeleninie mamy podsklepie zadaszone. Mozna spozywac w cieple, bez deszczu kapiącego na łeb a moze i policaje tu nie zagladaja. Lokalna żulernia bardzo sobie chwali to rozwiazanie!
Lokalny palac jest zamieszkany i chyba przez dosyc ciekawych ludzi. A napewno takich, ktorzy mają manie gromadzenia, wiec troche sie z nimi identyfikuje W ogrodzie sa zeskładowane przerozne rupiecie, ale głownie mniej lub bardziej powrastane juz w ziemie samochody.
Ogrod jest na tyle bujny, ze latem zapewne jest to jeden busz i kompletnie nic nie widac zza plotu. Juz ktorys raz sie utwierdzamy, ze sezon palacykowy trwa od listopada do kwietnia, i najlepiej jak sniegu nie ma!
Nieopodal stoją jakies ruiny. Nie wiem czy to jest stare czy nowe? Robi wrazenie zamku obronnego z basztą albo czegos na takowy stylizowanego. Najbardziej kojarzy mi sie z knajpami przy autostradzie albo mafijną dyskoteką gdzies na wschodzie
W Jeleninie jest jeszcze jeden palacyk, tzn. malownicze ruiny wsrod rozlewisk i drog z błotem po uszy!
Zapadamy sie w śliską breje, krzaki i pnącza zrywają nam czapki, z pobliskich domów dudni disco-polo, czyli jest dokladnie tak jak lubimy!
Przy drodze do Jabłonowa przekraczamy stary, od lat nieuzywany tor..
A kawałek dalej siedzi w chaszczu budynek stacyjny.
Toperzowi nie chce sie wysiadac z cieplej skodusi. Ide wiec sama… Niemieckie farby przedwojenne okazaly sie skuteczniejsze od pozniejszych, to one wyłaza teraz na swiatlo dzienne!
Sa tez napisy z czasow pozniejszych.
Do wnetrza da sie wejsc. Zagladam - jedno, drugie pomieszczenie. Kable wyprute, legowiska rozlozone ale chyba dawno nieuzywane, swiete obrazy wciaz na scianach.
Wnetrze stacyjki wypelnia dziwny dzwiek. Jakby solidnego wodospadu? Albo przynajmniej wody gotujacej sie w czajniku bezprzewodowym? Takim co sie zepsul i nie potrafi sie sam wyłączyc a parą pod cisnieniem sika wszedzie wokol? Albo jakas maszyna bimbrownicza pracuje? Co to u licha za dzwiek??? Nie nadaje sie na samotnego eksploratora. Zwiewam biegusiem do skodusi
Szukamy tez palacu w Przybymierzu, ale nie udaje sie nam znalezc. Jak potem sprawdzalam byl jakis dwor czy stara karczma ale wygladal jak zwykla kamienica i mogl byc ogrodzony.
W zapadajacym zmroku zajezdzamy jeszcze do Miodnicy. Tutejszy palac porastaja bluszcze i ma dziwny ksztalt jakby lekko kopnietej litery “U”.
Kiedys tu mieszkal ktos, kto przyjmowal “tylko dobre listy”.
Sa tu tez gdzies targi konskie!
Juz ciemna nocą tzn pewnie kolo 17 zajezdzamy do Lubska.
Natrafiamy na klimatyczny bar “Małgosia”, ale jest niestety nieczynny. Ktos sie orientuje kiedy zakonczyl swoja dzialalnosc?
Byl to “lokal kategorii IV”. Czyli taki jak w piosence. Czyli taki jakich szukamy!
Z braku odpowiednio klimatycznych spelun idziemy do pizzerii “Mafia”. Zaskakuje nas wyjatkowo sympatyczna obsluga i chyba najdrozszy kibel jaki w Polsce spotkalam! Przebiło nawet Walbrzych za 3.5!
Spimy w hoteliku “Zemsz”. Przewaznie jak szukamy zimowego noclegu w rejonie to trafiamy tutaj. Albo do Kożuchowa. Tu nocujemy juz chyba czwarty raz.
Tym razem przypada nam pokoj gigant! Jesli to bylby jeden z modnych obecnie hosteli - to by pewnie w tym pomieszczeniu zakwaterowali 30 osob a cene podniesli dwukrotnie. Tu na szczescie jest Lubsko, wiec mozemy sie cieszyc przestrzenia.
Oprocz nas w obiekcie nocują glownie robotnicy ze wschodu. Zreszta kartka na korytarzu wiele mowi w tej sprawie
Poranny widok z okna cieszy gębe i zwiastuje kolejny udany dzien na włoczędze w nieznane!
cdn
A po czym oni odróżniają klientów od nie-klientów?buba pisze:chyba najdrozszy kibel
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Z Lubska kierujemy sie na MRU, ale zdecydowanie nie najkrotszą i nie najprostszą drogą. Czy najciekawszą? Tez napewno nie. Po prostu sobie jedziemy!
W miejscowosci Koźla mają w centrum wlasciwy i odpowiadajacy nazwie pomniczek.
Mają tez pałac, ale niestety ciezki w ogladaniu - bo za tak wysokim murem, ze chyba po raz pierwszy w zyciu stwierdzam, ze moje długie ręce sa jednak za krótkie.
Na jednym z domow dopatrujemy sie zatartego, chyba przedwojennego napisu, ale jego odcyfrowanie moze nastręczac juz pewne trudnosci. Jesli ktos potrafilby pomoc w czytaniu byloby przefajnie.
Potem jedziemy do Letnicy. Czemu tam jedziemy? Ano bo mamy nieaktualne wiadomosci. Zobaczylam na zdjeciu w necie palac, milo otoczony krzaczkami, ponoc mial go zamieszkiwac jakis artysta. Brzmi i wyglada calkiem klimatycznie, nie? O np. tu
Artysty juz tam nie ma. Krzaczkow rozniez. Zielen wydarta do ziemi. Remont. Zamkniete bramy. Wylatujące z okien całe wiadra kamieni, cegieł i tynków. Po powrocie sprawdzilam. Informacje zawarte w tekscie byly z 2010 roku. Szkoda, ze nie trafilismy tam owe 7 lat temu.
Na otarcie łez z niezbyt udanego pałacykowania w rejonie - fabryczka w Letnicy. Tez pozamykana ale przynajmniej miła dla oka.
I na koniec rewelacja! Przyjechanie tu miało jednak głeboki sens i dobrze, ze to zrobilismy. Ano jest tu przystanek autobusowy. Chyba jeden z niewielu polskich przystanków wyłozony drobną mozaiką.
Na jednej ze scian podpisy wykonawców- imiona, nazwiska, ksywki.
Daty nie wypatrzyłam. Kto i dlaczego ten przystanek tak przyozdobilł? Chłopaki z wioski sie skrzyknęły bo im sie nudzilo, a ile mozna chlac pod sklepem? Jakas akcja zorganizowana przez szkołe, dom kultury, swietlice wiejską? A moze artysta z pałacu mial w tym jakis swoj udział? Nie wiem. Probuje dopytac osoby czekajace na przystanku, ale twierdzą ze: “mamy wazniejsze sprawy na głowie niz jakis zapchlony wiejski przystanek" i łypia na mnie niezbyt przyjaznie. Zapchlony to on raczej nie jest. Raczej zamieszkany przez stworzenia wodne. A dokladniej nie sam przystanek a pobliska fontanna, utrzymana w rownie mozaikowym klimacie i chyba przez tych samych artystow w tym samym czasie wykonana.
Dalej na naszej trasie jest Drzonów, gdzie wreszcie za trzecim podejsciem udaje sie nam zwiedzic muzeum, ale o tym bedzie osobna relacja. W Drzonowie tez zadbali aby ich przystanek byl ciekawy. Tu akurat postawili na malunki, sport, ogolnie promocja patriotyzmu lokalnego!
Odre przekraczamy tak jak lubimy najbardziej- promem! Przez cała przeprawe przysłuchuje sie rozmowie przewoznika z kumplami. Gadają cały czas, mówia po polsku, a ja po 15 minutach słuchania nie potrafie powiedziec o czym oni mowili. Tak totalnie o niczym i bez jakiejkolwiek mysli przewodniej. Takie ble ble ble.. Moja babcia zawsze mowila na cos takiego “mowa-trawa”, ale tak dosadnego przykladu to jeszcze na swojej drodze nie spotkalam!
Za promem oczywiscie kibelek. I bardzo sie przydał bo dzien jest dzis wietrzny i nie trzeba kupra na wiatr wystawiac, wnetrze jest bardzo zaciszne!
Skrót z Nietkowic do Sycowic wychodzi zdecydowanie krotszy pod wzgledem odleglosci ale z czasem przejazdu jest juz gorzej. Zwlaszcza w tak błotnistą i mokra pore roku. Ale na dobre nie zarylismy sie ani razu!
Kolejny pałacyk odwiedzamy w malutkiej, zagubionej wsrod lasow wiosce Zawisze. Budynek stoi na uboczu, w parku przechodzącym w las. Z zewnatrz wyglada calkiem niezle.
Wnetrza jednak pokazują obraz juz mocnego podupadku, deszcze, wiatry i złomiarze zrobili swoje. Dachy przeciekają, ściany chrupią, nie mam na tym etapie odwagi wejsc do srodka. Robie tylko pare zdjec z progów.
A pare lat temu ponoc jeszcze lokalne dzieciaki biegały po dachach, wspinały sie na kominy, na tarasie młodziez robiła ogniska, a parki prowadzały sie po dawnych komnatach w ciepłe letnie noce. Szkoda, ze nie przyjechalismy tu gdy 8 lat temu, jadac na pierwsze nasze bunkrowe Mikołajki. Zapewne wtedy stan budynku byl dla mnie idealny!
Miejsce musi byc cudne wiosną, bo wszystko oplatają bluszcze a ptactwo napewno czuje sie tu jak w raju. Ludzie poki co trzymają sie z daleka od tego miejsca ze swoimi remontami i obsesyjną manią niszczenia wszystkich roslin. Tu poki co rządzą ptaki, koty i nietoperze.
Błotnista droga pachnąca przygodą prowadzi w las.
Owa droga ciągnie nas troche w swoją strone, ale nie mozemy dzis skorzystac z jej sympatycznych kolein.. Dzis mamy inne plany- trzeba zmierzac ku północy.
Ostatni dzisiejszy pałacyk jest w Błoniu, miejscowosci, przez ktorą przejezdzalismy juz chyba kilkadziesiat razy. Ale nie wpadlismy na to aby zboczyc 500 metrow w lewo, w boczną wioskową droge. Poza tym trzeba aktywnie szukac i wiedziec gdzie patrzec. Bo łatwo mozna przeoczyc.
Nawet teraz, w bezlistną i zwiędłą pore roku gąszcz jest tam nieziemski. Latem musi stanowic bariere nie do przebycia bez maczety i napalmu! Dziś udaje sie jakos przeleźć acz ze 4 razy ląduje na twarzy - bo za nogi chwyciły mnie jakies kolczaste macki, pokazujące swiatu zewnetrznemu, ze one tu rządzą!
Od frontu jest mała łączka- zaczyna byc widac budynek.
Drzwi sa otwarte, a zaraz za nimi ślady jakiegos starego barłogu.
W pomieszczeniu obok stoją szafki, naczynia, garnki przywalone przez grube dachowe krokwie, ktore odmówily pozostania na swym pierwotnym miejscu…
Mchy mają sie tu znakomicie. Dawne schodki.
Dawny płot…
No i tym sposobem dzionek nam sie pstryk i skonczyl. Dalej mamy juz grudniową noc.
A przed nami jeszcze bruki! Nie decydujemy sie wiec jechac z Sieniawy ani na Żarzyn ani na Staropole/Boryszyn bo tam było mocno nierowno. Dobry bruk pamietam z trasy Wielowieś - Templewo. Ale jednak sie pomyliłam. Tam są jeszcze wieksze wądoły! Zwlaszcza, ze droge mocno namuliła i zniszczyła niedawna zrywka… Sa tez odcinki bardzo malownicze. Ciche, puste, o poboczach zaroslych zeschłymi, wysokimi trawami...
Nie mijamy zadnego auta. Ale za to trzy sarny i dwa zające. I cos wyglądające jak kudłaty wąż na czterek krótkich łapkach!
U celu podrozy czeka juz wiele sympatycznych a dawno niewidzianych pysków. Leje sie bimber kirgiski, ormianski, a i rodzimych paliw rakietowych tez nie brakuje. Ani domowych specjałow na zagryche - przeglad wszelakiej masci grzybkow, ogoreczkow, papryczek i karminadli jest jak zwykle imponujacy. W swietle swiec i brzękach gitary miło płyną kolejne godziny lubuskiej chłodnej nocy…..
cdn
W miejscowosci Koźla mają w centrum wlasciwy i odpowiadajacy nazwie pomniczek.
Mają tez pałac, ale niestety ciezki w ogladaniu - bo za tak wysokim murem, ze chyba po raz pierwszy w zyciu stwierdzam, ze moje długie ręce sa jednak za krótkie.
Na jednym z domow dopatrujemy sie zatartego, chyba przedwojennego napisu, ale jego odcyfrowanie moze nastręczac juz pewne trudnosci. Jesli ktos potrafilby pomoc w czytaniu byloby przefajnie.
Potem jedziemy do Letnicy. Czemu tam jedziemy? Ano bo mamy nieaktualne wiadomosci. Zobaczylam na zdjeciu w necie palac, milo otoczony krzaczkami, ponoc mial go zamieszkiwac jakis artysta. Brzmi i wyglada calkiem klimatycznie, nie? O np. tu
Artysty juz tam nie ma. Krzaczkow rozniez. Zielen wydarta do ziemi. Remont. Zamkniete bramy. Wylatujące z okien całe wiadra kamieni, cegieł i tynków. Po powrocie sprawdzilam. Informacje zawarte w tekscie byly z 2010 roku. Szkoda, ze nie trafilismy tam owe 7 lat temu.
Na otarcie łez z niezbyt udanego pałacykowania w rejonie - fabryczka w Letnicy. Tez pozamykana ale przynajmniej miła dla oka.
I na koniec rewelacja! Przyjechanie tu miało jednak głeboki sens i dobrze, ze to zrobilismy. Ano jest tu przystanek autobusowy. Chyba jeden z niewielu polskich przystanków wyłozony drobną mozaiką.
Na jednej ze scian podpisy wykonawców- imiona, nazwiska, ksywki.
Daty nie wypatrzyłam. Kto i dlaczego ten przystanek tak przyozdobilł? Chłopaki z wioski sie skrzyknęły bo im sie nudzilo, a ile mozna chlac pod sklepem? Jakas akcja zorganizowana przez szkołe, dom kultury, swietlice wiejską? A moze artysta z pałacu mial w tym jakis swoj udział? Nie wiem. Probuje dopytac osoby czekajace na przystanku, ale twierdzą ze: “mamy wazniejsze sprawy na głowie niz jakis zapchlony wiejski przystanek" i łypia na mnie niezbyt przyjaznie. Zapchlony to on raczej nie jest. Raczej zamieszkany przez stworzenia wodne. A dokladniej nie sam przystanek a pobliska fontanna, utrzymana w rownie mozaikowym klimacie i chyba przez tych samych artystow w tym samym czasie wykonana.
Dalej na naszej trasie jest Drzonów, gdzie wreszcie za trzecim podejsciem udaje sie nam zwiedzic muzeum, ale o tym bedzie osobna relacja. W Drzonowie tez zadbali aby ich przystanek byl ciekawy. Tu akurat postawili na malunki, sport, ogolnie promocja patriotyzmu lokalnego!
Odre przekraczamy tak jak lubimy najbardziej- promem! Przez cała przeprawe przysłuchuje sie rozmowie przewoznika z kumplami. Gadają cały czas, mówia po polsku, a ja po 15 minutach słuchania nie potrafie powiedziec o czym oni mowili. Tak totalnie o niczym i bez jakiejkolwiek mysli przewodniej. Takie ble ble ble.. Moja babcia zawsze mowila na cos takiego “mowa-trawa”, ale tak dosadnego przykladu to jeszcze na swojej drodze nie spotkalam!
Za promem oczywiscie kibelek. I bardzo sie przydał bo dzien jest dzis wietrzny i nie trzeba kupra na wiatr wystawiac, wnetrze jest bardzo zaciszne!
Skrót z Nietkowic do Sycowic wychodzi zdecydowanie krotszy pod wzgledem odleglosci ale z czasem przejazdu jest juz gorzej. Zwlaszcza w tak błotnistą i mokra pore roku. Ale na dobre nie zarylismy sie ani razu!
Kolejny pałacyk odwiedzamy w malutkiej, zagubionej wsrod lasow wiosce Zawisze. Budynek stoi na uboczu, w parku przechodzącym w las. Z zewnatrz wyglada calkiem niezle.
Wnetrza jednak pokazują obraz juz mocnego podupadku, deszcze, wiatry i złomiarze zrobili swoje. Dachy przeciekają, ściany chrupią, nie mam na tym etapie odwagi wejsc do srodka. Robie tylko pare zdjec z progów.
A pare lat temu ponoc jeszcze lokalne dzieciaki biegały po dachach, wspinały sie na kominy, na tarasie młodziez robiła ogniska, a parki prowadzały sie po dawnych komnatach w ciepłe letnie noce. Szkoda, ze nie przyjechalismy tu gdy 8 lat temu, jadac na pierwsze nasze bunkrowe Mikołajki. Zapewne wtedy stan budynku byl dla mnie idealny!
Miejsce musi byc cudne wiosną, bo wszystko oplatają bluszcze a ptactwo napewno czuje sie tu jak w raju. Ludzie poki co trzymają sie z daleka od tego miejsca ze swoimi remontami i obsesyjną manią niszczenia wszystkich roslin. Tu poki co rządzą ptaki, koty i nietoperze.
Błotnista droga pachnąca przygodą prowadzi w las.
Owa droga ciągnie nas troche w swoją strone, ale nie mozemy dzis skorzystac z jej sympatycznych kolein.. Dzis mamy inne plany- trzeba zmierzac ku północy.
Ostatni dzisiejszy pałacyk jest w Błoniu, miejscowosci, przez ktorą przejezdzalismy juz chyba kilkadziesiat razy. Ale nie wpadlismy na to aby zboczyc 500 metrow w lewo, w boczną wioskową droge. Poza tym trzeba aktywnie szukac i wiedziec gdzie patrzec. Bo łatwo mozna przeoczyc.
Nawet teraz, w bezlistną i zwiędłą pore roku gąszcz jest tam nieziemski. Latem musi stanowic bariere nie do przebycia bez maczety i napalmu! Dziś udaje sie jakos przeleźć acz ze 4 razy ląduje na twarzy - bo za nogi chwyciły mnie jakies kolczaste macki, pokazujące swiatu zewnetrznemu, ze one tu rządzą!
Od frontu jest mała łączka- zaczyna byc widac budynek.
Drzwi sa otwarte, a zaraz za nimi ślady jakiegos starego barłogu.
W pomieszczeniu obok stoją szafki, naczynia, garnki przywalone przez grube dachowe krokwie, ktore odmówily pozostania na swym pierwotnym miejscu…
Mchy mają sie tu znakomicie. Dawne schodki.
Dawny płot…
No i tym sposobem dzionek nam sie pstryk i skonczyl. Dalej mamy juz grudniową noc.
A przed nami jeszcze bruki! Nie decydujemy sie wiec jechac z Sieniawy ani na Żarzyn ani na Staropole/Boryszyn bo tam było mocno nierowno. Dobry bruk pamietam z trasy Wielowieś - Templewo. Ale jednak sie pomyliłam. Tam są jeszcze wieksze wądoły! Zwlaszcza, ze droge mocno namuliła i zniszczyła niedawna zrywka… Sa tez odcinki bardzo malownicze. Ciche, puste, o poboczach zaroslych zeschłymi, wysokimi trawami...
Nie mijamy zadnego auta. Ale za to trzy sarny i dwa zające. I cos wyglądające jak kudłaty wąż na czterek krótkich łapkach!
U celu podrozy czeka juz wiele sympatycznych a dawno niewidzianych pysków. Leje sie bimber kirgiski, ormianski, a i rodzimych paliw rakietowych tez nie brakuje. Ani domowych specjałow na zagryche - przeglad wszelakiej masci grzybkow, ogoreczkow, papryczek i karminadli jest jak zwykle imponujacy. W swietle swiec i brzękach gitary miło płyną kolejne godziny lubuskiej chłodnej nocy…..
cdn
Z bunkrowej imprezy, jak to zwykle bywa, zbieramy sie dosyc pozno. Na tyle pozno, ze dzisiejsze dokladniejsze zwiedzanie w okolicach musimy raczej przelozyc na blizej nieokreslona przyszlosc.
Rzut oka na zapłotowany palacyk w Debrznicy. Chyba niezamieszkany, ale rozne rozrzucone sprzety swiadcza, ze jednak czasem ktos tu bywa i zajmuje sie tym miejscem. Kłódka tez dosyc nowa na bramie…
Koło Trzebiechowa zaglądamy do opuszczonego PGRu, folwarku, nie wiem jak to nazwac. Jest budynek mieszkalny typu barakowatego, jest ogromna stajnio-stodoła z pozostalosciami siana i nawozu. Wszystko odbija sie w ogromnym błotnym jeziorze, ktore jest wszedzie wokol.
A potem juz sie spieszymy. Promy pływają zwykle do zmroku. A ciemnieje z kazdą minutą. Gnamy wiec do Połęcka krętymi wyboistymi drogami, mając swiadomość, ze jak sie nie uda to czeka nas trasa przez Krosno Odrzanskie i nadrabianie chyba 60 km. Gdy docieramy prom płynie na przeciwległy brzeg. Wyglada, ze jest to jego ostatni kurs. Czekamy jednak. Moze po nas wroca? Wracają. Zaintrygowały ich nasze zamiejscowe blachy.
W Gubinie nocujemy w jednej z wielu kwater pracowniczych. Miejsce sympatyczne, z knajpą w tym samym budynku gdzie podają normalne obiadowe jedzenie a nie pizze, kebaby czy inne hotdogi. Jego wadą sa jedynie cienkie sciany. Slychac dokladnie o czym gadają Ukraincy spod dwojki, co słucha w telewizorze pan z naprzeciwka. Najciekawszy jest jednak koncert z konca korytarza, gdzie lokator zaprosił sobie chyba panią z agencji. Tak przynajmniej wynika z ich krótkich i zdawkowych rozmow- “płace wymagam”. Oglednie mowiac nie jest dla niej zbyt miły…
Hotelik w mrozny poranek.
Za Lubskiem zjezdzamy w boczne drogi- Golin, Jaryszów, Pietrzykow… I wpadamy nagle w inny swiat! Wszedzie pojawia sie snieg w ilosci duzo! Pola białe, drzewa przycukrzone, drogi zasypane! W Gubinie byly klimaty jesienne, tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Na skraju wsi Brzostowa odnajdujemy pałacyk. Jest zamieszkany przez kilka rodzin. Jakas babka dostrzega mnie z okna, woła zebym nie uciekła i pospiesznie biegnie sie ubrac. Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale czekam. Okazuje sie, ze ucieszył ją widok turysty we wsi. Ponoc rzadko tu takowi zaglądają. Gdy sie dowiaduje, ze nie trafilam tu przypadkowo, tylko celowo w poszukiwaniu pałacyku, ktory wczesniej wyszperałam w internecie- to juz calkiem rozpływa sie z radosci. Opowiada nam rozne historie o pałacu, miedzy innymi co, kogo i kiedy tu straszyło. Opuszczam to miejsce z usmiechem na twarzy i takim sympatycznym ciepłem w srodku, ktore pojawia sie gdy czlowiek na swojej drodze spotka fajną istote.
Kolejnego pałacyku szukamy w Sieciejowie- i tu mamy kubeł zimnej wody na glowe. Widac suma dobra i zła musi sie rownowazyc Pałac nie jest ogrodzony, ale tez wyglada na zamieszkany. Stoją przed nim jakies samochody, wisi kartka o złych psach. Nie jest tez jakis zbyt ciekawy. Nie podchodzimy wiec blizej, robie zdjecie z drogi, przez okno, nawet nie wysiadajac z samochodu..
Nie przypada to do gustu jakiemus kolesiowi, ktory nagle wyskoczyl zza drzewa albo wyrósł spod ziemi. Biegnie w naszą strone drąc jape, ze mamy sie wynosic, ze nie wolno robic zdjec. Wyzwiska, grozby itp… Ciekawe, ze chyba wlasnie wsrod wlascicieli i dozorcow pałacow wystepuje najwiekszy odsetek ludzi agresywnych i bezinteresownie niemiłych. Zwykle tez sa tak zaślepieni wsciekłoscią i nienawiścią do nieznajomego, ze jakakolwiek proba rozmowy jest niemozliwa i nie ma najmniejszego sensu. Zwykle powtarzają jak mantre jeden argument: “to prywatne, nikomu nie wolno w ta strone nawet patrzec” a zrobienie zdjecia z publicznej drogi, mimo ze w pełni zgodne z prawem, zdaje sie byc takim pogwałceniem ich pozycji i autorytetu, ze żółć strzyka uszami. Odjezdzamy z duzym niesmakiem...
Dwa miejsca odwiedzone w ciagu tej samej godziny.. Tak samo utopione w sniegu i błocie bocznych, wiejskich drog. Pozornie podobne do siebie, a tak naprawde krancowo inne bo zamieszkane przez dobrą i zła energie…
Kolejna wioska na naszej trasie to Lipinki Łużyckie. Od dawna chcialam tu przyjechac, ale poki co jakos sie nie złozyło. Co mogło kogos skłaniac aby zawitac wlasnie tutaj? Z czego Lipinki Łużyckie sa sławne? Ono z tego, ze tutaj dopala sie styrta!!!!! Jak ktos nie zna:
Głowna bohaterka filmiku ponoc po calej historii dostała od policji odszkodowanie 40 tys, ze udostepnili tajne nagranie. Jesli to prawda to rozni internetowi celebryci, youtuberzy, mogli by sie uczyc od starowinki kunsztu i fachu- jak zdobyc sobie popularnosc, wyswietlenia i zarabiac krocie na internetowej sławie!
Styrty nie znalezlismy ale wpadamy za to na niewielki dworek.
Jest tez drugi pałacyk, opuszczony, zruinowany, ale bardzo szczelnie poogradzany.
Nawet w dzisiejsza bezlistną pore roku ciezko jest zrobic jakies zdjecie…
W poblizu pasie sie, tzn. ryje w sniegu, stadko tłustych byczków.
Drogi przypominają dzis rzeki, przydałby sie ponton z lodołamaczem!
Zmierzamy dalej ku Żarom, jako ze jadąc tedy w czwartek cos fajnego wypatrzylismy. Tu śnieg sie konczy jak uciecie noża. Zime w tym roku widac zamówili tylko miedzy Lubskiem a Żarami!
cdn
Rzut oka na zapłotowany palacyk w Debrznicy. Chyba niezamieszkany, ale rozne rozrzucone sprzety swiadcza, ze jednak czasem ktos tu bywa i zajmuje sie tym miejscem. Kłódka tez dosyc nowa na bramie…
Koło Trzebiechowa zaglądamy do opuszczonego PGRu, folwarku, nie wiem jak to nazwac. Jest budynek mieszkalny typu barakowatego, jest ogromna stajnio-stodoła z pozostalosciami siana i nawozu. Wszystko odbija sie w ogromnym błotnym jeziorze, ktore jest wszedzie wokol.
A potem juz sie spieszymy. Promy pływają zwykle do zmroku. A ciemnieje z kazdą minutą. Gnamy wiec do Połęcka krętymi wyboistymi drogami, mając swiadomość, ze jak sie nie uda to czeka nas trasa przez Krosno Odrzanskie i nadrabianie chyba 60 km. Gdy docieramy prom płynie na przeciwległy brzeg. Wyglada, ze jest to jego ostatni kurs. Czekamy jednak. Moze po nas wroca? Wracają. Zaintrygowały ich nasze zamiejscowe blachy.
W Gubinie nocujemy w jednej z wielu kwater pracowniczych. Miejsce sympatyczne, z knajpą w tym samym budynku gdzie podają normalne obiadowe jedzenie a nie pizze, kebaby czy inne hotdogi. Jego wadą sa jedynie cienkie sciany. Slychac dokladnie o czym gadają Ukraincy spod dwojki, co słucha w telewizorze pan z naprzeciwka. Najciekawszy jest jednak koncert z konca korytarza, gdzie lokator zaprosił sobie chyba panią z agencji. Tak przynajmniej wynika z ich krótkich i zdawkowych rozmow- “płace wymagam”. Oglednie mowiac nie jest dla niej zbyt miły…
Hotelik w mrozny poranek.
Za Lubskiem zjezdzamy w boczne drogi- Golin, Jaryszów, Pietrzykow… I wpadamy nagle w inny swiat! Wszedzie pojawia sie snieg w ilosci duzo! Pola białe, drzewa przycukrzone, drogi zasypane! W Gubinie byly klimaty jesienne, tu nagle jakbysmy sie znalezli na bożonarodzeniowej pocztówce!
Na skraju wsi Brzostowa odnajdujemy pałacyk. Jest zamieszkany przez kilka rodzin. Jakas babka dostrzega mnie z okna, woła zebym nie uciekła i pospiesznie biegnie sie ubrac. Kompletnie nie wiem o co chodzi, ale czekam. Okazuje sie, ze ucieszył ją widok turysty we wsi. Ponoc rzadko tu takowi zaglądają. Gdy sie dowiaduje, ze nie trafilam tu przypadkowo, tylko celowo w poszukiwaniu pałacyku, ktory wczesniej wyszperałam w internecie- to juz calkiem rozpływa sie z radosci. Opowiada nam rozne historie o pałacu, miedzy innymi co, kogo i kiedy tu straszyło. Opuszczam to miejsce z usmiechem na twarzy i takim sympatycznym ciepłem w srodku, ktore pojawia sie gdy czlowiek na swojej drodze spotka fajną istote.
Kolejnego pałacyku szukamy w Sieciejowie- i tu mamy kubeł zimnej wody na glowe. Widac suma dobra i zła musi sie rownowazyc Pałac nie jest ogrodzony, ale tez wyglada na zamieszkany. Stoją przed nim jakies samochody, wisi kartka o złych psach. Nie jest tez jakis zbyt ciekawy. Nie podchodzimy wiec blizej, robie zdjecie z drogi, przez okno, nawet nie wysiadajac z samochodu..
Nie przypada to do gustu jakiemus kolesiowi, ktory nagle wyskoczyl zza drzewa albo wyrósł spod ziemi. Biegnie w naszą strone drąc jape, ze mamy sie wynosic, ze nie wolno robic zdjec. Wyzwiska, grozby itp… Ciekawe, ze chyba wlasnie wsrod wlascicieli i dozorcow pałacow wystepuje najwiekszy odsetek ludzi agresywnych i bezinteresownie niemiłych. Zwykle tez sa tak zaślepieni wsciekłoscią i nienawiścią do nieznajomego, ze jakakolwiek proba rozmowy jest niemozliwa i nie ma najmniejszego sensu. Zwykle powtarzają jak mantre jeden argument: “to prywatne, nikomu nie wolno w ta strone nawet patrzec” a zrobienie zdjecia z publicznej drogi, mimo ze w pełni zgodne z prawem, zdaje sie byc takim pogwałceniem ich pozycji i autorytetu, ze żółć strzyka uszami. Odjezdzamy z duzym niesmakiem...
Dwa miejsca odwiedzone w ciagu tej samej godziny.. Tak samo utopione w sniegu i błocie bocznych, wiejskich drog. Pozornie podobne do siebie, a tak naprawde krancowo inne bo zamieszkane przez dobrą i zła energie…
Kolejna wioska na naszej trasie to Lipinki Łużyckie. Od dawna chcialam tu przyjechac, ale poki co jakos sie nie złozyło. Co mogło kogos skłaniac aby zawitac wlasnie tutaj? Z czego Lipinki Łużyckie sa sławne? Ono z tego, ze tutaj dopala sie styrta!!!!! Jak ktos nie zna:
Głowna bohaterka filmiku ponoc po calej historii dostała od policji odszkodowanie 40 tys, ze udostepnili tajne nagranie. Jesli to prawda to rozni internetowi celebryci, youtuberzy, mogli by sie uczyc od starowinki kunsztu i fachu- jak zdobyc sobie popularnosc, wyswietlenia i zarabiac krocie na internetowej sławie!
Styrty nie znalezlismy ale wpadamy za to na niewielki dworek.
Jest tez drugi pałacyk, opuszczony, zruinowany, ale bardzo szczelnie poogradzany.
Nawet w dzisiejsza bezlistną pore roku ciezko jest zrobic jakies zdjecie…
W poblizu pasie sie, tzn. ryje w sniegu, stadko tłustych byczków.
Drogi przypominają dzis rzeki, przydałby sie ponton z lodołamaczem!
Zmierzamy dalej ku Żarom, jako ze jadąc tedy w czwartek cos fajnego wypatrzylismy. Tu śnieg sie konczy jak uciecie noża. Zime w tym roku widac zamówili tylko miedzy Lubskiem a Żarami!
cdn
Muzeum wojskowe w Drzonowie
Zwykle nie lubie zwiedzac muzeów i unikam tego jak ognia. Tu jednak mi sie bardzo podobało. Moze dlatego, ze akurat tego dnia nie bylo zadnych innych zwiedzających? Moze dlatego, ze nikt z obsługi nie chodził za nami jak cień i nie pochrząkiwał znacząco jak zblizymy sie do jakiejs magicznej linii, ktorej nie wolno przekroczyc? Moze dlatego, ze nie bylo czuć niczyjego wzroku na plecach, a kolejny przewodnik oprowadzający znudzoną grupe turystow, gimnazjalistow lub emerytow nie wznosił sie na wyzyny swojej elokwencji? Wszedzie czuć bylo zapach smaru, starego metalu, grubych, naoliwionych blach.. Czuć było patyne i jakis oddech dawnych czasów unosił sie w powietrzu. Sale i park były wypelnione spokojem, zadumą i ciszą. Gdyby nie moment kupowania biletu i sympatyczne urywki rozmow z miłymi paniami z obslugi - mozna by sie poczuc jak w miejscu zupelnie opuszczonym…
Część eksponatow jest zgromadzona w dawnym pałacyku. Bardzo fajne wykorzystanie starego pałacu - do czegos pozytecznego słuzy, ktos o niego dba, nie wali sie, a jednoczesnie jest dostepny, kazdy moze go obejrzec, rowniez wewnatrz.
Płaskorzezby chyba juz doklejone w czasach powojennych.
W srodku najwieksze wrazenie zrobily na mnie “obrazy” zapodane chyba dosc nietypową techniką. Wykonane z włóczki ale nie haftowane, nie wiązane, nie splatane - tylko jakby wyklejone rozciągnietymi kawałkami nitek. Nigdy wczesniej czegos podobnego nie widzialam.
Sa tez rozne obrazy lokalnych tworcow o tematyce okołowojennej- tu chyba Warszawa po powstaniu...
Jakby kadr z filmu o czterech pancernych- tylko pies sie gdzies zapodział
Plakaty i inne rozniste odezwy zagrzewające do boju.
Staranna gazetka ścienna, ktora mi przypomniała rozne takowe jakie robilismy w szkole.
Sa tez rozne maszynerie - moze wojskowy zakład bimbrowniczy?
Przedmioty wieksze, ktore nie zmiescily sie w komnatach - typu pojazdy pancerne, radary czy samoloty sa poustawiane w parku. Czołgów i roznistych wyrzutni rakiet tez jest tu dostatek. Mozna sobie poczytac, ktora miala jaki zasieg i o ile te cuda palą wiecej od skodusi
Radary przenośne.
Ził!! Zupelnie taki jakimi jezdzilismy przez doliny w Gorganach czy przekraczalismy wpław Biały Czeremosz! Na Ukrainie nikt nie mysli aby to cudo techniki stawiac w muzeum- bo one nadal pracują w lasach i służą lokalnym ludziom!
Taaaaa… Byly takie czasy, ze produkowalismy swoje rzeczy.. Nawet czołgi…
To mnie urzeklo! Fabryka Traktorow! Dobrze, ze nie odkurzaczy - jak w dowcipie!
Przewozne mosty pontonowe! Takim sobie jezdzic! I przekraczasz rzeke gdzie chcesz- fajno by bylo!
Sektor maszyn latajacych.
I najsympatyczniejsze chyba eksponaty - helikoptery! Jakies takie fajne, tłuściutkie, jak ważki. Niektore calkiem malutkie.
Nie umiem sobie odmówic zajrzenia do ich wnetrz. Wprawdzie tylko przez szybke, ale zawsze. Takim kiedys polatac, to by byl klimat!
Kamienna rzezba z dawnych lat. Malo sie juz takich zachowało… Acz szlag wie co lezy pod omszałymi kamieniami po lasach?
cdn
Zwykle nie lubie zwiedzac muzeów i unikam tego jak ognia. Tu jednak mi sie bardzo podobało. Moze dlatego, ze akurat tego dnia nie bylo zadnych innych zwiedzających? Moze dlatego, ze nikt z obsługi nie chodził za nami jak cień i nie pochrząkiwał znacząco jak zblizymy sie do jakiejs magicznej linii, ktorej nie wolno przekroczyc? Moze dlatego, ze nie bylo czuć niczyjego wzroku na plecach, a kolejny przewodnik oprowadzający znudzoną grupe turystow, gimnazjalistow lub emerytow nie wznosił sie na wyzyny swojej elokwencji? Wszedzie czuć bylo zapach smaru, starego metalu, grubych, naoliwionych blach.. Czuć było patyne i jakis oddech dawnych czasów unosił sie w powietrzu. Sale i park były wypelnione spokojem, zadumą i ciszą. Gdyby nie moment kupowania biletu i sympatyczne urywki rozmow z miłymi paniami z obslugi - mozna by sie poczuc jak w miejscu zupelnie opuszczonym…
Część eksponatow jest zgromadzona w dawnym pałacyku. Bardzo fajne wykorzystanie starego pałacu - do czegos pozytecznego słuzy, ktos o niego dba, nie wali sie, a jednoczesnie jest dostepny, kazdy moze go obejrzec, rowniez wewnatrz.
Płaskorzezby chyba juz doklejone w czasach powojennych.
W srodku najwieksze wrazenie zrobily na mnie “obrazy” zapodane chyba dosc nietypową techniką. Wykonane z włóczki ale nie haftowane, nie wiązane, nie splatane - tylko jakby wyklejone rozciągnietymi kawałkami nitek. Nigdy wczesniej czegos podobnego nie widzialam.
Sa tez rozne obrazy lokalnych tworcow o tematyce okołowojennej- tu chyba Warszawa po powstaniu...
Jakby kadr z filmu o czterech pancernych- tylko pies sie gdzies zapodział
Plakaty i inne rozniste odezwy zagrzewające do boju.
Staranna gazetka ścienna, ktora mi przypomniała rozne takowe jakie robilismy w szkole.
Sa tez rozne maszynerie - moze wojskowy zakład bimbrowniczy?
Przedmioty wieksze, ktore nie zmiescily sie w komnatach - typu pojazdy pancerne, radary czy samoloty sa poustawiane w parku. Czołgów i roznistych wyrzutni rakiet tez jest tu dostatek. Mozna sobie poczytac, ktora miala jaki zasieg i o ile te cuda palą wiecej od skodusi
Radary przenośne.
Ził!! Zupelnie taki jakimi jezdzilismy przez doliny w Gorganach czy przekraczalismy wpław Biały Czeremosz! Na Ukrainie nikt nie mysli aby to cudo techniki stawiac w muzeum- bo one nadal pracują w lasach i służą lokalnym ludziom!
Taaaaa… Byly takie czasy, ze produkowalismy swoje rzeczy.. Nawet czołgi…
To mnie urzeklo! Fabryka Traktorow! Dobrze, ze nie odkurzaczy - jak w dowcipie!
Przewozne mosty pontonowe! Takim sobie jezdzic! I przekraczasz rzeke gdzie chcesz- fajno by bylo!
Sektor maszyn latajacych.
I najsympatyczniejsze chyba eksponaty - helikoptery! Jakies takie fajne, tłuściutkie, jak ważki. Niektore calkiem malutkie.
Nie umiem sobie odmówic zajrzenia do ich wnetrz. Wprawdzie tylko przez szybke, ale zawsze. Takim kiedys polatac, to by byl klimat!
Kamienna rzezba z dawnych lat. Malo sie juz takich zachowało… Acz szlag wie co lezy pod omszałymi kamieniami po lasach?
cdn
Na obrzezach Żarów, calkiem przypadkiem, dostrzegamy opuszczoną dzielnice - utopione w zieleni trzypietrowe domy! Jest ich chyba z kilkanascie albo jeszcze wiecej. Nie wypada nie przyjrzec sie blizej tak zacnemu znalezisku! Sa to dawne koszary, z ktorych wojskowi wyniesli sie juz calkiem dawno, z powodow nam niewiadomych.
Krążymy wiec plątaniną uliczek o nawierzchni brukowanej lub błotnistej, podziwiając jak szybko przyroda sie odradza gdy ludzie przestaną ją celowo niszczyc.
Osiedle posiada jak dla mnie idealny stan zarosniecia, miedzy blokami rosnie pachnący sosnowy las. Wiosną chyba wszystko trzesie sie tu od śpiewu ptaków a w upalne dni okolice wypełnia odurzajacy zapach żywicy i igliwia. Szkoda, ze obecnie wiekszosc ludzi nie gustuje w takich klimatach. Jak fajnie by bylo mieszkac na takim lesnym, cienistym osiedlu a nie na gołej betonowej patelni…
Zaglądamy do kilku budynków. Pokoje i korytarze sa juz mocno zniszczone i ogołocone z wszelakich sprzetów.
Czasem gdzies wsrod smieci czy w podlogowej rozpadlinie mozna wygrzebac jakis dawny tutejszy strzęp...
Zwracają uwage wypiętrzające sie wszedzie podłogi. Co tam tak puchnie pod spodem to nie mam pojecia!
Jest tez dawny szpital - budynek nizszy od pozostalych.
Gdzieniegdzie w trawie czy w połamanych parkietach walają sie resztki dawnych dokumentów…
Wewnetrzna baszta
Tu i ówdzie na scianach zachował sie wymalowany symbol wojsk pancernych.
Docieramy w koncu i na stołowke. Tu chyba najwiecej sie zachowało, napisów, malunków.
Wnetrza nie pachną juz jedzeniem Choc moze troche… grzybami zapodają?
Na ilus klatkach schodowych jest informacja o schronach.
Spodziewamy sie jakiegos wielgachnego betonowego bunkra o metrowych scianach… a tam jest zwykla piwnica. Albo nie znalezlismy wlasciwego schronu??
Gdzies posrodku ruin stoi jeden zamieszkały blok. Albo dwa? Ciekawe czemu akurat padło na te? Nie wiem czemu, ale nie mam ich zdjecia... A bylam pewna, ze zrobiłam...
Teren jest na tyle spory, ze wracamy po skodusie, zeby przynajmniej przejechac wszystkie brukowane uliczki wojskowego miasteczka. Zeby dokładnie wszystko pozwiedzac to by chyba trzeba miec cały dzien!
Mają tu tez basenik na jednym z dziedzincow.
Cos mi sie zdaje, ze kilka lat temu to tu mozna bylo użyc na starych skrzyniach!
Na koniec, w ostatnich promieniach słonca, trafiamy na wielkie garaże..
W kolejnym miescie na naszej trasie, Żaganiu, trafiamy na bardzo podobne koszary - tylko czynne. Moze tu sie chłopaki przeniesli?
A przed nimi wystawka czołgów!
Krążymy wiec plątaniną uliczek o nawierzchni brukowanej lub błotnistej, podziwiając jak szybko przyroda sie odradza gdy ludzie przestaną ją celowo niszczyc.
Osiedle posiada jak dla mnie idealny stan zarosniecia, miedzy blokami rosnie pachnący sosnowy las. Wiosną chyba wszystko trzesie sie tu od śpiewu ptaków a w upalne dni okolice wypełnia odurzajacy zapach żywicy i igliwia. Szkoda, ze obecnie wiekszosc ludzi nie gustuje w takich klimatach. Jak fajnie by bylo mieszkac na takim lesnym, cienistym osiedlu a nie na gołej betonowej patelni…
Zaglądamy do kilku budynków. Pokoje i korytarze sa juz mocno zniszczone i ogołocone z wszelakich sprzetów.
Czasem gdzies wsrod smieci czy w podlogowej rozpadlinie mozna wygrzebac jakis dawny tutejszy strzęp...
Zwracają uwage wypiętrzające sie wszedzie podłogi. Co tam tak puchnie pod spodem to nie mam pojecia!
Jest tez dawny szpital - budynek nizszy od pozostalych.
Gdzieniegdzie w trawie czy w połamanych parkietach walają sie resztki dawnych dokumentów…
Wewnetrzna baszta
Tu i ówdzie na scianach zachował sie wymalowany symbol wojsk pancernych.
Docieramy w koncu i na stołowke. Tu chyba najwiecej sie zachowało, napisów, malunków.
Wnetrza nie pachną juz jedzeniem Choc moze troche… grzybami zapodają?
Na ilus klatkach schodowych jest informacja o schronach.
Spodziewamy sie jakiegos wielgachnego betonowego bunkra o metrowych scianach… a tam jest zwykla piwnica. Albo nie znalezlismy wlasciwego schronu??
Gdzies posrodku ruin stoi jeden zamieszkały blok. Albo dwa? Ciekawe czemu akurat padło na te? Nie wiem czemu, ale nie mam ich zdjecia... A bylam pewna, ze zrobiłam...
Teren jest na tyle spory, ze wracamy po skodusie, zeby przynajmniej przejechac wszystkie brukowane uliczki wojskowego miasteczka. Zeby dokładnie wszystko pozwiedzac to by chyba trzeba miec cały dzien!
Mają tu tez basenik na jednym z dziedzincow.
Cos mi sie zdaje, ze kilka lat temu to tu mozna bylo użyc na starych skrzyniach!
Na koniec, w ostatnich promieniach słonca, trafiamy na wielkie garaże..
W kolejnym miescie na naszej trasie, Żaganiu, trafiamy na bardzo podobne koszary - tylko czynne. Moze tu sie chłopaki przeniesli?
A przed nimi wystawka czołgów!
Coś mi się wydaje, że odwiedziliście koszary 11 Brygady Zmechanizowanej (JW 2378), sformowanej w lipcu 1995 i rozformowanej w 2001.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Kilka migawek z lubuskiego
Wszystkie schrony w Żaganiu namierzamy przypadkiem włócząc się w przykolejowych okolicach. Bezlistny krajobraz wczesnej wiosny ułatwia wyłuskiwanie z krajobrazu dziwnych pagórków, wystających kominków czy podejrzanego żelastwa. Żagańskie schrony nie są tak spektakularne jak nasze znaleziska w Brochowie https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... hrony.html (te to w ogóle chyba mało co przebije), ale i tak warto im poświęcić trochę uwagi. Kilka podziemnych, betonowych pomieszczeń namierzamy w bliskiej odległości od dworca PKP, w krzaczorach po przeciwległej stronie torowisk. Jest ich kilka - nie pamiętam już 3 albo 4?
Niby zwykła trawa, a tu takie cosik wystaje!
Poszczególne schrony różnią się między sobą formą wejścia i kształtem wewnętrznego pomieszczenia. Pierwszy z napotkanych - o obłym wnętrzu i zachowanych drzwiach.
To chyba było jego drugie wyjście.
A to wejście do kolejnego.
Wnętrza zwróciły uwagę zupełnie innym kształtem przekroju pomieszczenia.
Drugi wylot też jest inny - po drabince do góry.
Kolejny schron ma charakterystyczne wejście - z kolistym obramowaniem i schodkami o tym samym kształcie.
Wnętrza nieco podobne do poprzedniego obiektu.
Nieopodal w lesie stoi jeszcze coś takiego, ale to bardziej garaż przypomina (acz rodzaj betonu podobny)
Również kilka pomieszczeń na samym końcu przejścia podziemnego pod torami przywodzi na myśl coś schronowatego. Takich solidnych drzwi to chyba nie robią sobie od tak? Zapach też pojawia się tu specyficzny i nieco inny niż w pozostałej części tunelu - bardziej taki piwniczny. I echo staje się dudniące!
Ścienne ciekawostki.
Mają tu też kolekcję cudnych kafelek o tematyce zwierzęcej - każda inna! Chciałabym dorwać takie na jakiejś giełdzie staroci do mojej łazienkowej kolekcji! Że też się komuś kiedyś chciało tak ozdabiać przydworcowe podziemia!
Stary napis w przejściu podziemnym.
Niedaleko wiaduktów kolejowych nad ulicą Przyjaciół Żołnierza namierzamy dwie ceglane wieżyczki. Gdzieś wyczytałam, że zwali je "stanowiska wartowniczo - bojowe", a na jednej z map były też podpisane jako "Brandwachenturm".
Ta bardziej wysunięta na północ jest odsłonieta i dobrze widoczna. Prowadzą do niej nowe schody.
Druga, położona przy wiadukcie dalej na południe, jest mocniej zarośnięta i przez to zapewne dużo milsza i bardziej przytulna. Aż się chce usiaść na schodkach i powygrzewać w wiosennym słoneczku, obserwując jak śmigają pociagi.
Może też dlatego ktoś postanowił ją zasiedlić? Zaglądam tam podczas nieobecności mieszkańca. Zwraca uwagę porządek i brak charaterytycznego zapachu (duszącego i powodującego mdłości), który zazwyczaj towarzyszy miejscom bytowania bezdomnych.
Jedna z takich wieżyczek znajduje się też centralnie naprzeciwko żagańskich peronów. Miejsce jest bardzo odkryte, widoczne jak na patelni, więc nie czuję się zbyt komfortowo w czasie jego zwiedzania.
W przykolejowych terenach, między plątanina torowisk, gdzieś mniej więcej w tych rejonach, gdzie była dawna lokomotywownia, namierzamy jeszcze takowy schron - jak betonowe jajo wkomponowane w trawiasty pagórek.
Przy jednym z opuszczonych budynków jest też "przyklejona" budka - z okienkami sugerującymi funkcje "bunkrowe". Niestety jest zamurowana, a od środka budynku też jakoś nie udało sie nam wejść do środka.
cdn
Niby zwykła trawa, a tu takie cosik wystaje!
Poszczególne schrony różnią się między sobą formą wejścia i kształtem wewnętrznego pomieszczenia. Pierwszy z napotkanych - o obłym wnętrzu i zachowanych drzwiach.
To chyba było jego drugie wyjście.
A to wejście do kolejnego.
Wnętrza zwróciły uwagę zupełnie innym kształtem przekroju pomieszczenia.
Drugi wylot też jest inny - po drabince do góry.
Kolejny schron ma charakterystyczne wejście - z kolistym obramowaniem i schodkami o tym samym kształcie.
Wnętrza nieco podobne do poprzedniego obiektu.
Nieopodal w lesie stoi jeszcze coś takiego, ale to bardziej garaż przypomina (acz rodzaj betonu podobny)
Również kilka pomieszczeń na samym końcu przejścia podziemnego pod torami przywodzi na myśl coś schronowatego. Takich solidnych drzwi to chyba nie robią sobie od tak? Zapach też pojawia się tu specyficzny i nieco inny niż w pozostałej części tunelu - bardziej taki piwniczny. I echo staje się dudniące!
Ścienne ciekawostki.
Mają tu też kolekcję cudnych kafelek o tematyce zwierzęcej - każda inna! Chciałabym dorwać takie na jakiejś giełdzie staroci do mojej łazienkowej kolekcji! Że też się komuś kiedyś chciało tak ozdabiać przydworcowe podziemia!
Stary napis w przejściu podziemnym.
Niedaleko wiaduktów kolejowych nad ulicą Przyjaciół Żołnierza namierzamy dwie ceglane wieżyczki. Gdzieś wyczytałam, że zwali je "stanowiska wartowniczo - bojowe", a na jednej z map były też podpisane jako "Brandwachenturm".
Ta bardziej wysunięta na północ jest odsłonieta i dobrze widoczna. Prowadzą do niej nowe schody.
Druga, położona przy wiadukcie dalej na południe, jest mocniej zarośnięta i przez to zapewne dużo milsza i bardziej przytulna. Aż się chce usiaść na schodkach i powygrzewać w wiosennym słoneczku, obserwując jak śmigają pociagi.
Może też dlatego ktoś postanowił ją zasiedlić? Zaglądam tam podczas nieobecności mieszkańca. Zwraca uwagę porządek i brak charaterytycznego zapachu (duszącego i powodującego mdłości), który zazwyczaj towarzyszy miejscom bytowania bezdomnych.
Jedna z takich wieżyczek znajduje się też centralnie naprzeciwko żagańskich peronów. Miejsce jest bardzo odkryte, widoczne jak na patelni, więc nie czuję się zbyt komfortowo w czasie jego zwiedzania.
W przykolejowych terenach, między plątanina torowisk, gdzieś mniej więcej w tych rejonach, gdzie była dawna lokomotywownia, namierzamy jeszcze takowy schron - jak betonowe jajo wkomponowane w trawiasty pagórek.
Przy jednym z opuszczonych budynków jest też "przyklejona" budka - z okienkami sugerującymi funkcje "bunkrowe". Niestety jest zamurowana, a od środka budynku też jakoś nie udało sie nam wejść do środka.
cdn
Re: Kilka migawek z lubuskiego
Skoro tak, to w takim razie były to wieże obserwacyjne posterunku przeciwpożarowego Deutsche Reichsbahn.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Kilka migawek z lubuskiego
Ciekawe klimaty związane z koleją atakują nas na tym wyjeździe bardzo szybko, bo już na żagańskim dworcu. Napotykamy tu nietypowe budki, baraczki, małe domeczki stojące na peronach, pod zadaszeniami peronowych wiat. Nie mam pojęcia do czego one mogły służyć w czasach swojej świetności? Może siedział tam ktoś z obsługi? Może pasażerowie tam się ukrywali przed wiatrem? Może czymś handlowali? Może coś magazynowano? Jedno co widać - to obecnie nie są już używane i powoli się rozpadają. Gdzieś raz widziałam podobne, może w Kędzierzynie? Ale głowy nie dam...
Jedno jest pewne - bardzo mi przypadły do gustu perony z taką aranżacją przestrzenną, więc jeśli ktoś kojarzy podobne zabudowania na innych stacjach - będę wdzięczna za polecenie! Bo chętnie odwiedzę
Wnętrza jednego z baraczków. Niestety dach się już zapada. Acz nie powinien cieknąć - skoro jest nad nim wiata?
I jeszcze w nieco innym rzucie i za dnia.
W towarzystwie przewoźnej wieży/rusztowania.
Przy dworcu mają też fajną lokomotywę!
I mini muzeum. Czego tu nie ma! Stare tabliczki, telefony, prawa jazdy parowozowych maszynistów.
Nawet drezynka się załapała! Malutka, w sam raz dla nas! Już oczyma wyobraźni widzę jak śmigamy takową po jakiś opuszczonych torowiskach wśród wysokich, szumiących traw!
A takie rozkłady to jeszcze niedawno wszędzie wisiały... Choć może dwadzieścia kilka lat to wcale nie jest "niedawno"? Dla mnie trochę jak wczoraj...
Ale największą uwagę przykuwają zdjęcia. Fotografie dokumentujące chyba jakieś protesty w związku z planami zamknięcia linii kolejowej, pochodzące zapewne z podobnych czasów jak powyższa tablica. Uwielbiam zdjęcia z tamtych lat - właże prawie do nic cała z głową. Czuję zapach podkładów i prawdziwej benzyny. Bielone drzewa, bujna zieleń, fajne słupy, fajne auta, czarne blachy jednego z 49 województw - i ja mam znowu kilkanaście lat!
Postanawiamy się też powłóczyć po nieczynnych kolejowych rozjazdach położonych w rejonie gdzie ul. Przyjaciół Żołnierza krzyżuje się ze Spółdzielczą i Węglową. Skądinąd same nazwy ulic już sugerują, że będzie tam coś ciekawego. Wiem, że czasem można się pomylić, ale zazwyczaj ulica Towarowa, Magazynowa czy inna Składowa - nie powinna rozczarować!
Torowisk było tu zdecydowanie sporo, krzyżowały się i rozłaziły na wszystkie strony gwiaździście, a obecnie to wszystko jest w procesie likwidacji.
Na horyzoncie majaczą budynki i coś nam podpowiada, że nie są one już używane. Więc wzywa zew eksploracji i przygody!
Bliższe oględziny potwierdzają przypuszczenia. Jest tu od zarąbania opuszczonych budynków! Wygląda to jak całe przykolejowe miasteczko - zapomniane i popadnięte w ruinę.
Oczywiście jest też moja ulubiona trylinka!
Wnętrza pachną wilgocią i są już praktycznie całkowicie odarte ze śladów historii. Ciężko wręcz domniemywać, który budynek do czego służył i jakie były przeznaczenia kolejnych pomieszczeń.
No chyba że to!
Ładne kafelki. Niestety żaden klinkierowy kwiatek nie leżał na podłodze wołając "zabierz mnie!"
Kalendarze zwykle są informacją, kiedy dany obiekt został opuszczony. Tu jednak rozdźwięk jest spory!
Obecnie myszy mogą już się czuć bezpiecznie!
Jeden z niewielu artefaktów z dawnych dni.
Ciekawy balkonik.
Nic nie zadzwoniło
Gdzieniegdzie, zarówno w piwnicach jak i na otwartej przestrzeni, wpadamy na sporych rozmiarów zbiorniki na olej.
Bardzo niedaleko stąd śmigają pociągi po czynnych liniach.
My kontynuujemy wędrówkę opuszczonymi torowiskami.
Kolejne rozjazdy doprowadzają nas na stare rampy i budynki magazynowe, już na tyle zawalone, że nie mamy odwagi wejść do środka. Słonko przygrzewa, stare podkłady roztaczają swój aromat - jest wszystko czego oczekuje miłośnik wędrówek przykolejowych
I jeszcze beton. Stary beton kruszący się pod naporem roślinności.
Horyzont zamykają rzędy latarni i pryzmy jakiegoś tłucznia. Tam już coś się dzieje, jakiś ruch jest. Nic więc tam po nas...
I dopiero opuszczając ten teren dowiadujemy się, że zwiedzaliśmy "sekcję przewozów towarowych".
Ruiny namierzamy też w rejonie miejsca, gdzie ulica Obwodowa przecina torowisko. Mało z nich zostało - praktycznie same ściany lub podmurówki.
Co innego jednak przykuwa tu naszą uwagę - świeżo wykopany dołek. Taki jakiś podłużny... Wprawdzie jest szansa, że ktoś pozyskiwał piasek albo zamierzał zakopać tu śmieci, ale jakoś jednak pierwsze skojarzenie było, że miejsce jest przeznaczone na teściową albo nielubianego sąsiada...
Pobliska, ocembrowana rozpadlina jest pełna butów. Nie butelki, puszki czy stare opony, ale same buty! Hmmmm... może jednak tajemniczych dołków było więcej i to jest ich wspomnienie??
No dobra, idziemy dalej, nie węszymy już po tych zawaliskach, bo jeszcze co znajdziemy... Zapewne się sami tak wkręciliśmy, ale atmosfera sosnowego, pachnącego lasku przestała być taka sielska jak na początku...
Przyjemny wiadukcik nad Obwodową.
Odwiedzamy też ceglany most kolejowy nad Czerną (ten w rejonie starego basenu wojskowego, gdzie teren ktoś kupił, ogrodził i sobie rezydencję buduje). Teren pod mostem służy miejscowym za wiatę ogniskową. Nie dziwię się, bo miejsce jest ku temu rewelacyjne! Mieszkając w Żaganiu na bank byśmy tu przychodzili - nawet deszcz nie straszny jak zaskoczy w czasie pikniku!
Instynkt poszukiwaczy wiaduktów doprowadza nas jeszcze na przeciwległy kraniec miasta, w okolice ulicy Żelaznej. Tu krzyżowały się dwa kolejowe szlaki. Obecnie ten górny jest już nieczynny i pozbawiony torowiska.
Pozostały tylko zarośnięte podkłady nurkujące gdzieś w otchłań zieloności.
To dobre miejsce na drugie śniadanie!
Mimo lodowatego wiatru i mało wiosennej aury - to jednak kwiecień. I gdzieniegdzie go widać! Nadzieja na lepsze jutro unosi się w powietrzu! Może jeszcze tydzień? Może dwa? I nadejdą w końcu dobre, ciepłe dni!
Będąc gdzieś w rejonie ulicy Drzewnej migają nam za torami takowe elewatory. Nie mamy jednak pewności czy są opuszczone (a mamy ze sobą duże plecaki), więc ostatecznie nie chce się nam tam podchodzić.
Zmierzamy na ulicę Towarową, bo tam mamy kilka miejsc do obczajenia. Znajdziemy między innymi schrony, opisane już w poprzedniej relacji.
Jest tu też dawna noclegownia dla konduktorów, ale nie udaje się wejść do środka.
Są też pomniejsze budynki otoczone placami z betonowych płyt.
Niejedna żulerska imprezka miała tu miejsce!
Budy budami, ale najbardziej interesuje nas wieża ciśnień! Całkiem solidny okaz jak baszta zamkowa, komponuje się sympatycznie zarówno z rozwaliskami jak i z drogą z betonowych płyt.
Najlepiej się jednak będzie komponować z bubą w środku, ale jak tego dokonać? Na pierwszy rzut oka wszystko wyzamykane... Czystym przypadkiem udaje się jednak znaleźć wejście dość niekonwencjonalne, gdzie trzeba się na krótką chwilę przeobrazić w dżdżownicę. Mimo chłodnego kwietnia jestem zmuszona zdjąć kurtkę i przeciskać się w samym swetrze. Toperz objetościowo nie ma tu szans na takie zabawy (a poza tym nie ma ochoty Wieżę zwiedzam więc sama. Aha! Los docenił mój trud - w najwęższym miejscu muszę się przytulić do rury i ta rura jest ciepła! Nie ma nic lepszego w chłodny wiosenny poranek jak zwiedzanie opuszczonych miejsc w objęciach w ciepłą rurą!
Wieża jak wieża. Duża, ciekawa, chyba nie tak do końca opuszczona jakby się wydawało, bo coś w niej gulgocze. Zwiedzam dość szybko, szlag wie czy jakiś alarmów już nie powłączałam... A poza tym - tęsknię za moją rurą!
Na koniec jeszcze taka ciekawostka - zdjęcie zrobione w pociągu. To przecież naturalne, że podróżujacy tym środkiem transportu wożą ze sobą meble, odpady budowlane i opony. I zapewne mając takowe przedmioty ze sobą - postanowili by je wyrzucić właśnie w pociągu i to do kosza na śmieci o wymiarach 10 na 20 cm I tylko ta informacja ich przed tym powstrzyma!
cdn
Jedno jest pewne - bardzo mi przypadły do gustu perony z taką aranżacją przestrzenną, więc jeśli ktoś kojarzy podobne zabudowania na innych stacjach - będę wdzięczna za polecenie! Bo chętnie odwiedzę
Wnętrza jednego z baraczków. Niestety dach się już zapada. Acz nie powinien cieknąć - skoro jest nad nim wiata?
I jeszcze w nieco innym rzucie i za dnia.
W towarzystwie przewoźnej wieży/rusztowania.
Przy dworcu mają też fajną lokomotywę!
I mini muzeum. Czego tu nie ma! Stare tabliczki, telefony, prawa jazdy parowozowych maszynistów.
Nawet drezynka się załapała! Malutka, w sam raz dla nas! Już oczyma wyobraźni widzę jak śmigamy takową po jakiś opuszczonych torowiskach wśród wysokich, szumiących traw!
A takie rozkłady to jeszcze niedawno wszędzie wisiały... Choć może dwadzieścia kilka lat to wcale nie jest "niedawno"? Dla mnie trochę jak wczoraj...
Ale największą uwagę przykuwają zdjęcia. Fotografie dokumentujące chyba jakieś protesty w związku z planami zamknięcia linii kolejowej, pochodzące zapewne z podobnych czasów jak powyższa tablica. Uwielbiam zdjęcia z tamtych lat - właże prawie do nic cała z głową. Czuję zapach podkładów i prawdziwej benzyny. Bielone drzewa, bujna zieleń, fajne słupy, fajne auta, czarne blachy jednego z 49 województw - i ja mam znowu kilkanaście lat!
Postanawiamy się też powłóczyć po nieczynnych kolejowych rozjazdach położonych w rejonie gdzie ul. Przyjaciół Żołnierza krzyżuje się ze Spółdzielczą i Węglową. Skądinąd same nazwy ulic już sugerują, że będzie tam coś ciekawego. Wiem, że czasem można się pomylić, ale zazwyczaj ulica Towarowa, Magazynowa czy inna Składowa - nie powinna rozczarować!
Torowisk było tu zdecydowanie sporo, krzyżowały się i rozłaziły na wszystkie strony gwiaździście, a obecnie to wszystko jest w procesie likwidacji.
Na horyzoncie majaczą budynki i coś nam podpowiada, że nie są one już używane. Więc wzywa zew eksploracji i przygody!
Bliższe oględziny potwierdzają przypuszczenia. Jest tu od zarąbania opuszczonych budynków! Wygląda to jak całe przykolejowe miasteczko - zapomniane i popadnięte w ruinę.
Oczywiście jest też moja ulubiona trylinka!
Wnętrza pachną wilgocią i są już praktycznie całkowicie odarte ze śladów historii. Ciężko wręcz domniemywać, który budynek do czego służył i jakie były przeznaczenia kolejnych pomieszczeń.
No chyba że to!
Ładne kafelki. Niestety żaden klinkierowy kwiatek nie leżał na podłodze wołając "zabierz mnie!"
Kalendarze zwykle są informacją, kiedy dany obiekt został opuszczony. Tu jednak rozdźwięk jest spory!
Obecnie myszy mogą już się czuć bezpiecznie!
Jeden z niewielu artefaktów z dawnych dni.
Ciekawy balkonik.
Nic nie zadzwoniło
Gdzieniegdzie, zarówno w piwnicach jak i na otwartej przestrzeni, wpadamy na sporych rozmiarów zbiorniki na olej.
Bardzo niedaleko stąd śmigają pociągi po czynnych liniach.
My kontynuujemy wędrówkę opuszczonymi torowiskami.
Kolejne rozjazdy doprowadzają nas na stare rampy i budynki magazynowe, już na tyle zawalone, że nie mamy odwagi wejść do środka. Słonko przygrzewa, stare podkłady roztaczają swój aromat - jest wszystko czego oczekuje miłośnik wędrówek przykolejowych
I jeszcze beton. Stary beton kruszący się pod naporem roślinności.
Horyzont zamykają rzędy latarni i pryzmy jakiegoś tłucznia. Tam już coś się dzieje, jakiś ruch jest. Nic więc tam po nas...
I dopiero opuszczając ten teren dowiadujemy się, że zwiedzaliśmy "sekcję przewozów towarowych".
Ruiny namierzamy też w rejonie miejsca, gdzie ulica Obwodowa przecina torowisko. Mało z nich zostało - praktycznie same ściany lub podmurówki.
Co innego jednak przykuwa tu naszą uwagę - świeżo wykopany dołek. Taki jakiś podłużny... Wprawdzie jest szansa, że ktoś pozyskiwał piasek albo zamierzał zakopać tu śmieci, ale jakoś jednak pierwsze skojarzenie było, że miejsce jest przeznaczone na teściową albo nielubianego sąsiada...
Pobliska, ocembrowana rozpadlina jest pełna butów. Nie butelki, puszki czy stare opony, ale same buty! Hmmmm... może jednak tajemniczych dołków było więcej i to jest ich wspomnienie??
No dobra, idziemy dalej, nie węszymy już po tych zawaliskach, bo jeszcze co znajdziemy... Zapewne się sami tak wkręciliśmy, ale atmosfera sosnowego, pachnącego lasku przestała być taka sielska jak na początku...
Przyjemny wiadukcik nad Obwodową.
Odwiedzamy też ceglany most kolejowy nad Czerną (ten w rejonie starego basenu wojskowego, gdzie teren ktoś kupił, ogrodził i sobie rezydencję buduje). Teren pod mostem służy miejscowym za wiatę ogniskową. Nie dziwię się, bo miejsce jest ku temu rewelacyjne! Mieszkając w Żaganiu na bank byśmy tu przychodzili - nawet deszcz nie straszny jak zaskoczy w czasie pikniku!
Instynkt poszukiwaczy wiaduktów doprowadza nas jeszcze na przeciwległy kraniec miasta, w okolice ulicy Żelaznej. Tu krzyżowały się dwa kolejowe szlaki. Obecnie ten górny jest już nieczynny i pozbawiony torowiska.
Pozostały tylko zarośnięte podkłady nurkujące gdzieś w otchłań zieloności.
To dobre miejsce na drugie śniadanie!
Mimo lodowatego wiatru i mało wiosennej aury - to jednak kwiecień. I gdzieniegdzie go widać! Nadzieja na lepsze jutro unosi się w powietrzu! Może jeszcze tydzień? Może dwa? I nadejdą w końcu dobre, ciepłe dni!
Będąc gdzieś w rejonie ulicy Drzewnej migają nam za torami takowe elewatory. Nie mamy jednak pewności czy są opuszczone (a mamy ze sobą duże plecaki), więc ostatecznie nie chce się nam tam podchodzić.
Zmierzamy na ulicę Towarową, bo tam mamy kilka miejsc do obczajenia. Znajdziemy między innymi schrony, opisane już w poprzedniej relacji.
Jest tu też dawna noclegownia dla konduktorów, ale nie udaje się wejść do środka.
Są też pomniejsze budynki otoczone placami z betonowych płyt.
Niejedna żulerska imprezka miała tu miejsce!
Budy budami, ale najbardziej interesuje nas wieża ciśnień! Całkiem solidny okaz jak baszta zamkowa, komponuje się sympatycznie zarówno z rozwaliskami jak i z drogą z betonowych płyt.
Najlepiej się jednak będzie komponować z bubą w środku, ale jak tego dokonać? Na pierwszy rzut oka wszystko wyzamykane... Czystym przypadkiem udaje się jednak znaleźć wejście dość niekonwencjonalne, gdzie trzeba się na krótką chwilę przeobrazić w dżdżownicę. Mimo chłodnego kwietnia jestem zmuszona zdjąć kurtkę i przeciskać się w samym swetrze. Toperz objetościowo nie ma tu szans na takie zabawy (a poza tym nie ma ochoty Wieżę zwiedzam więc sama. Aha! Los docenił mój trud - w najwęższym miejscu muszę się przytulić do rury i ta rura jest ciepła! Nie ma nic lepszego w chłodny wiosenny poranek jak zwiedzanie opuszczonych miejsc w objęciach w ciepłą rurą!
Wieża jak wieża. Duża, ciekawa, chyba nie tak do końca opuszczona jakby się wydawało, bo coś w niej gulgocze. Zwiedzam dość szybko, szlag wie czy jakiś alarmów już nie powłączałam... A poza tym - tęsknię za moją rurą!
Na koniec jeszcze taka ciekawostka - zdjęcie zrobione w pociągu. To przecież naturalne, że podróżujacy tym środkiem transportu wożą ze sobą meble, odpady budowlane i opony. I zapewne mając takowe przedmioty ze sobą - postanowili by je wyrzucić właśnie w pociągu i to do kosza na śmieci o wymiarach 10 na 20 cm I tylko ta informacja ich przed tym powstrzyma!
cdn
Re: Kilka migawek z lubuskiego
Pamiętam je z dzieciństwa i wczesnej młodości (nastoletniej). Mieściły się w nich biuro zawiadowcy, ekspozytura poczty, pokoje socjalne dla pracowników peronowych i drużyn konduktorskich. Niedostępne dla podróżnych, no może poza fragmentem biura zawiadowcy przeznaczonym do obsługi interesantów.
To nie jest "stan likwidacji", to stan rozkładu...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.