Siadaj na miotłę i działaj sama.magda55 pisze:jakby mnie Buba adoptowała
Gdzieś na Dolnym Śląsku
Moderator: Moderatorzy
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33905
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
wszystko jest umowneSten pisze:Znaczy, że w roli dziewicy byś występowała ...?
wiesz w roli staruchy i matki do u wierzenia, z tą dziewicą jakby kłopotgóral bagienny pisze:Siadaj na miotłę i działaj sama.magda55 pisze:jakby mnie Buba adoptowała
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33905
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Jadąc gdzieś pociągiem, lubię wyjść wcześniej i potem posiedzieć sobie na stacji lub połazić w jej pobliżu. Mając zapas czasu zawsze jest tak jakoś spokojniej. Lubię ten sam moment oczekiwania na swój środek transportu, moment kiedy można totalnie wyrzec się pośpiechu, zagapić gdzieś w dal i totalnie zawiesić. Bo czekasz, nic nie przyspieszysz i już nic nie zależy od ciebie. Gdzie indziej zawsze coś cię gna, zawsze jest coś do zrobienia, do załatwienia, do poprawienia. A tu masz ławkę lub kawałek betonu pod dworcową ścianą. Moment dogodny aby być sam na sam ze swoimi myślami albo żeby poobserwować świat wokół.
Tym razem, włócząc się po Dolnym Śląsku, mamy okazję spędzić trochę czasu na stacji w Gryfowie Śląskim i Lubaniu.
W Gryfowie, za torami, namierzamy jakiś stary i chyba nieczynny ceglany budynek, o przeszłości zapewne związanej w koleją. Sympatycznie prezentuje się w ciepłym blasku popołudniowego słońca i w towarzystwie nadgryzionych zębem czasu słupów i innej kolejowej infrastruktury.
Wprawne oko może odczyta jeszcze zatarty napis?
Malownicze kładki i rozjazdy donikąd…
Budynek chyba kiedyś służył jako magazyn.
Rozsiadamy się na rampie. Tu będzie się fajniej czekać na pociąg niż na peronie. Z rampy jest widok na pobliską stację…
… gdzie czasem coś przejedzie.
Ale przeważnie towarzyszy nam tylko szum pożółkłych traw..
U podnóża naszego siedziska przebiega nieczynny tor...
...a i coś na kształt szyny jest wmurowane w brzeg rampy.
Na tej szynie zachowały się fajne, stare napisy.
Czas płynie powoli i sielsko.
Delektujemy się napojami…
A ja odkrywam nowe piwo, które od tej chwili będzie chyba moim ulubionym. Jego smak jest jakiś nietypowy, jakby ziołowy? Przeciekawy!
W Lubaniu czasu mamy nieco mniej. Pozwala on jednak rzucić okiem na opuszczony budynek, wieżę ciśnień i szkielet wagonu.
W tym mieście zabudowa przykolejowa i jej stan opuszczenia wygląda dość rokująco, więc zapewne tu jeszcze wrócimy.
Tym razem, włócząc się po Dolnym Śląsku, mamy okazję spędzić trochę czasu na stacji w Gryfowie Śląskim i Lubaniu.
W Gryfowie, za torami, namierzamy jakiś stary i chyba nieczynny ceglany budynek, o przeszłości zapewne związanej w koleją. Sympatycznie prezentuje się w ciepłym blasku popołudniowego słońca i w towarzystwie nadgryzionych zębem czasu słupów i innej kolejowej infrastruktury.
Wprawne oko może odczyta jeszcze zatarty napis?
Malownicze kładki i rozjazdy donikąd…
Budynek chyba kiedyś służył jako magazyn.
Rozsiadamy się na rampie. Tu będzie się fajniej czekać na pociąg niż na peronie. Z rampy jest widok na pobliską stację…
… gdzie czasem coś przejedzie.
Ale przeważnie towarzyszy nam tylko szum pożółkłych traw..
U podnóża naszego siedziska przebiega nieczynny tor...
...a i coś na kształt szyny jest wmurowane w brzeg rampy.
Na tej szynie zachowały się fajne, stare napisy.
Czas płynie powoli i sielsko.
Delektujemy się napojami…
A ja odkrywam nowe piwo, które od tej chwili będzie chyba moim ulubionym. Jego smak jest jakiś nietypowy, jakby ziołowy? Przeciekawy!
W Lubaniu czasu mamy nieco mniej. Pozwala on jednak rzucić okiem na opuszczony budynek, wieżę ciśnień i szkielet wagonu.
W tym mieście zabudowa przykolejowa i jej stan opuszczenia wygląda dość rokująco, więc zapewne tu jeszcze wrócimy.
Mamy w ency "Sowie - Jasne Pełne" ( http://beer-o-pedia.lasypolskie.pl/doku ... asne_pelne ) ale "Miodowego" nie. Wstawiam więc do ency tę twoją szczątkową recenzję.buba pisze:A ja odkrywam nowe piwo, które od tej chwili będzie chyba moim ulubionym.
(Oczywiście dopisuje cię tym samym do redaktorów! )
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Buba coś już wcześniej w piwnych tematach popełniała ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Wiem, ale tamte "wrzutki" były bez kontekstu trochę... "bezbarwne"(?). Obecny wpis jest tutaj: http://beer-o-pedia.lasypolskie.pl/doku ... ie_miodowe
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Są czasem takie dni, gdy pogoda zdaje się nie nadawać kompletnie do niczego. Szara opona chmur, z których sączy się jakaś kasza na pograniczu deszczu i śniegu. Temperatura oscyluje w rejonie zera, ale w połączeniu z wszechobecną wilgocią nasuwa się tylko jedno słowo - pizga. Ziemię pokrywa mieszanina błota i tego czegoś, co chciało być śniegiem, ale mu się nie udało. Zazwyczaj takie dni są spisywane na straty pod względem wycieczkowym. Jednak czasem bywa też inaczej. Wystarczy, że jest chęć i fajna ekipa. I można ruszyć np. śladem zapomnianej kolei!
Linia kolejowa Mirsk - Wolimierz została porzucona już bardzo dawno. Nie wiem czy w ogóle po wojnie były jakieś próby jej reaktywacji? Nie ma już szyn, podkładów, dawne torowisko pożarły krzaki. Na przypomnienie dawnych dni pozostał momentami widoczny nasyp, dwa żelazne mosty nad tutejszymi potokami i jeden stacyjny budynek. Czasem w środku lasu napotka się podmurówkę, jakieś ruiny czy przy nasypie tkwi słupek . Ale to już chyba trzeba być mega znawcą, aby rozszyfrować ewentualny ich związek z koleją.
6 dzielnych postaci zagłębia się w mokry chaszcz. Czy pcha ich wewnętrzna potrzeba eksploracji, miłość do ruchu niezależnie od okoliczności, czy może obietnica, że przy każdym mostku otwieramy orzechówkę?
Momentami nie ma wątpliwości, że idziemy szlakiem dawnej kolei. Żwirek skrzypi pod butami, a wał obłego pagóra nie pozwala zboczyć z właściwej drogi.
W innych miejscach ciężko by się domyślać takiego przeznaczenia. Jedno jest pewne - krajobraz się co chwilę zmienia
Nawet łąki bywają tu niezwykle różnorodne i miłe dla oka.
Czy te drzewa się zaprzyjaźniły czy właśnie jedno drugie zjadło?
Jeden z dwóch mostów.
Ten bez problemu do pokonania, boczna kładka dla pieszych jest w stanie zupełnie zadowalającym.
Taka rzeczka sobe ciurka pod spodem.
A okoliczne drzewa coś obgryzło.
W gęstwinie zarośli czai się betonowy słupek.
Są też ruiny jakiegoś budynku.
Czasem między drzewami majaczą chutorowate zabudowania okolicznych przysiółków.
Mijany ceglany przepust też niczego sobie!
I drugi bardzo podobny.
Przez chwilę przy nasypie biegnie takowy omszały kanał.
Drugi żelazny most jest trochę bardziej problematyczny dla pieszych. Zwłaszcza dziś, gdy jest cały oblodzony. Po suchym bym przeszła, zwłaszcza bez ciężkiego plecaka, który jak wiadomo często powoduje zaburzenia równowagi w takich miejscach. Ale latem, na lekko - bez problemu. Dziś chętnych ni ma!
Z racji na brak kolei miejscowi muszą sobie radzić i wykorzystywać dla swoich potrzeb inne środki transportu
Dawna linia kończyła się (chyba już dalej nie była pociągnięta?) stacją Wolimierz, której budynek obecnie jest zamieszkany przez artystów związanych z teatrem Klinika Lalek.
Ale to już zupełnia inna historia - również warta uwagi i najbardziej wskazane jest ją zgłębiać w lipcu
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w styczniu 2021!
Linia kolejowa Mirsk - Wolimierz została porzucona już bardzo dawno. Nie wiem czy w ogóle po wojnie były jakieś próby jej reaktywacji? Nie ma już szyn, podkładów, dawne torowisko pożarły krzaki. Na przypomnienie dawnych dni pozostał momentami widoczny nasyp, dwa żelazne mosty nad tutejszymi potokami i jeden stacyjny budynek. Czasem w środku lasu napotka się podmurówkę, jakieś ruiny czy przy nasypie tkwi słupek . Ale to już chyba trzeba być mega znawcą, aby rozszyfrować ewentualny ich związek z koleją.
6 dzielnych postaci zagłębia się w mokry chaszcz. Czy pcha ich wewnętrzna potrzeba eksploracji, miłość do ruchu niezależnie od okoliczności, czy może obietnica, że przy każdym mostku otwieramy orzechówkę?
Momentami nie ma wątpliwości, że idziemy szlakiem dawnej kolei. Żwirek skrzypi pod butami, a wał obłego pagóra nie pozwala zboczyć z właściwej drogi.
W innych miejscach ciężko by się domyślać takiego przeznaczenia. Jedno jest pewne - krajobraz się co chwilę zmienia
Nawet łąki bywają tu niezwykle różnorodne i miłe dla oka.
Czy te drzewa się zaprzyjaźniły czy właśnie jedno drugie zjadło?
Jeden z dwóch mostów.
Ten bez problemu do pokonania, boczna kładka dla pieszych jest w stanie zupełnie zadowalającym.
Taka rzeczka sobe ciurka pod spodem.
A okoliczne drzewa coś obgryzło.
W gęstwinie zarośli czai się betonowy słupek.
Są też ruiny jakiegoś budynku.
Czasem między drzewami majaczą chutorowate zabudowania okolicznych przysiółków.
Mijany ceglany przepust też niczego sobie!
I drugi bardzo podobny.
Przez chwilę przy nasypie biegnie takowy omszały kanał.
Drugi żelazny most jest trochę bardziej problematyczny dla pieszych. Zwłaszcza dziś, gdy jest cały oblodzony. Po suchym bym przeszła, zwłaszcza bez ciężkiego plecaka, który jak wiadomo często powoduje zaburzenia równowagi w takich miejscach. Ale latem, na lekko - bez problemu. Dziś chętnych ni ma!
Z racji na brak kolei miejscowi muszą sobie radzić i wykorzystywać dla swoich potrzeb inne środki transportu
Dawna linia kończyła się (chyba już dalej nie była pociągnięta?) stacją Wolimierz, której budynek obecnie jest zamieszkany przez artystów związanych z teatrem Klinika Lalek.
Ale to już zupełnia inna historia - również warta uwagi i najbardziej wskazane jest ją zgłębiać w lipcu
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w styczniu 2021!
Nie było: http://www.lubanski.eu/historia-linii-k ... -pobiedna/buba pisze:Nie wiem czy w ogóle po wojnie były jakieś próby jej reaktywacji?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Włócząc się po Pogórzu Izerskim jeden z noclegów wypada nam na bardzo malowniczym wzgórzu położonym nad wioską Proszówka. Jest tu kaplica św. Leopolda i św. Anny. Zabawnie tak, że ma naraz dwóch patronów. Zazwyczaj kapliczki ma na “własność” jakiś jeden święty.
Budynek okala kamienny balkonik.
Spod kaplicy roztaczają się cudne widoki na okoliczne góry. Można poobserwować sianokosy, ścigające się polami motocykle, a nawet minipożary. Miedzą chodzi też jakiś koleś i śpiewa na całe gardło. Głos niesie się polami. Repertuar jest dosyć rozbudowany. "Daj mi te noc", "Ta ostatnia niedziela", "Ave Maryja". Jest też jakaś piosenka o Andaluzji. Jedno jest pewne - gość jest miłośnikiem śpiewu w stylu operowym i próbuje go wdrożyć w życie. Ciekawe, że jest tak daleko od nas, a słychać go świetnie. Jakiś wir akustyczny nam tu niesie jego występy!
Tu chyba widać fragmenty zamku Gryf.
A tu zamek z innego ujęcia.
W nocy próbujemy wypatrzeć kometę, która ponoć jakoś teraz lata, ale niestety albo źle patrzymy albo delikatna mgiełka, która spowiła niebo - nie zasłoniła gwiazd, a kometę i owszem.
Rano mamy dość wcześnie pobudkę.. Przyjeżdża ciężarówka, dźwigi, podnośniki. Zaczynają drzeć japy, piłować pomniki i ładować je na pakę. Ale że o 7 rano?? I tak zaczęliśmy się już z lekka dusić w rozprażonym busiu, ale mimo wszystko bardzo niemiło śpiąc na łonie przyrody być budzonym przez takie odgłosy. Rozważamy też czy panowie przyjechali zabrać pomnik do rekonstrukcji czy może opylą go na najbliższej giełdzie staroci? Nieraz widywaliśmy podobne na takowych targowiskach. W rodzinie zdania są podzielone. Ja bardziej stawiam na konserwacje, toperz na zajumanie. Moją tezę zdaje się potwierdzać fakt, że jeden pomnik zabrali na ciężarówkę, a inny z niej zdjęli i właśnie go próbują wmurować. Kabak ma jeszcze inną wizję: “Pewnie zabrali taki z kamienia, a w jego miejsce postawili taki z kartonu, żeby się nikt nie zorientował. My tak czasem robimy w przedszkolu”. Cóż… nie było okazji sprawdzić.. Jak będziemy tam następnym razem to pomacamy pomnik! Nie udało się też wydobyć z kabaka o jaki rodzaj przedszkolnych działań jej chodziło
Zajeżdżamy też na Stawy Rębiszowskie, sprawdzić ich walory kąpielowe. I są one raczej zerowe… Bardziej to przypomina bagna i podmokłe młaki niż wyrobiska, w których można popływać. Ale teren jest urokliwy, pełen kwitnących ziół i plątaniny wyboistych dróg. Czas poświecony na obeznanie terenu nie jest więc stracony!
Budynek okala kamienny balkonik.
Spod kaplicy roztaczają się cudne widoki na okoliczne góry. Można poobserwować sianokosy, ścigające się polami motocykle, a nawet minipożary. Miedzą chodzi też jakiś koleś i śpiewa na całe gardło. Głos niesie się polami. Repertuar jest dosyć rozbudowany. "Daj mi te noc", "Ta ostatnia niedziela", "Ave Maryja". Jest też jakaś piosenka o Andaluzji. Jedno jest pewne - gość jest miłośnikiem śpiewu w stylu operowym i próbuje go wdrożyć w życie. Ciekawe, że jest tak daleko od nas, a słychać go świetnie. Jakiś wir akustyczny nam tu niesie jego występy!
Tu chyba widać fragmenty zamku Gryf.
A tu zamek z innego ujęcia.
W nocy próbujemy wypatrzeć kometę, która ponoć jakoś teraz lata, ale niestety albo źle patrzymy albo delikatna mgiełka, która spowiła niebo - nie zasłoniła gwiazd, a kometę i owszem.
Rano mamy dość wcześnie pobudkę.. Przyjeżdża ciężarówka, dźwigi, podnośniki. Zaczynają drzeć japy, piłować pomniki i ładować je na pakę. Ale że o 7 rano?? I tak zaczęliśmy się już z lekka dusić w rozprażonym busiu, ale mimo wszystko bardzo niemiło śpiąc na łonie przyrody być budzonym przez takie odgłosy. Rozważamy też czy panowie przyjechali zabrać pomnik do rekonstrukcji czy może opylą go na najbliższej giełdzie staroci? Nieraz widywaliśmy podobne na takowych targowiskach. W rodzinie zdania są podzielone. Ja bardziej stawiam na konserwacje, toperz na zajumanie. Moją tezę zdaje się potwierdzać fakt, że jeden pomnik zabrali na ciężarówkę, a inny z niej zdjęli i właśnie go próbują wmurować. Kabak ma jeszcze inną wizję: “Pewnie zabrali taki z kamienia, a w jego miejsce postawili taki z kartonu, żeby się nikt nie zorientował. My tak czasem robimy w przedszkolu”. Cóż… nie było okazji sprawdzić.. Jak będziemy tam następnym razem to pomacamy pomnik! Nie udało się też wydobyć z kabaka o jaki rodzaj przedszkolnych działań jej chodziło
Zajeżdżamy też na Stawy Rębiszowskie, sprawdzić ich walory kąpielowe. I są one raczej zerowe… Bardziej to przypomina bagna i podmokłe młaki niż wyrobiska, w których można popływać. Ale teren jest urokliwy, pełen kwitnących ziół i plątaniny wyboistych dróg. Czas poświecony na obeznanie terenu nie jest więc stracony!
Na przykład polska-org.pl tak to wyjaśnia:buba pisze:Zabawnie tak, że ma naraz dwóch patronów.
Kaplica św.Leopolda (Leopoldskapelle) stoi na wzgórzu (423 m npm) na wschód od wsi Proszówka. Została ona ufundowana przez hrabiego Krzysztofa Leopolda von Schaffgotsch. Według legendy, jego żona Agnieszka zgubiła tu swój ślubny pierścień, który w niezwykłych okolicznościach odnalazł się po roku. Pierwszą kaplicę, ku czci patrona fundatora, wzniesiono prawdopodobnie w 1657r.; w 1666r. została poświęcona przez biskupa wrocławskiego. Po jej zniszczeniu wskutek pożaru, wybudowano - w 1780r. - obecną, barokową kaplicę. Obecnie jest też nazywana kaplicą św. Anny. Figurką tej świętej zastąpiono starszy posąg św.Leopolda, który stał w kaplicy jeszcze po II w.ś.; w 1945r. ktoś go rozbił, a jakiś czas potem został skradziony.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Aaaaa! Takie mialam przeczucie, ze za tym musi stac jakas historia!Piotrek pisze:Na przykład polska-org.pl tak to wyjaśnia:buba pisze:Zabawnie tak, że ma naraz dwóch patronów.Kaplica św.Leopolda (Leopoldskapelle) stoi na wzgórzu (423 m npm) na wschód od wsi Proszówka. Została ona ufundowana przez hrabiego Krzysztofa Leopolda von Schaffgotsch. Według legendy, jego żona Agnieszka zgubiła tu swój ślubny pierścień, który w niezwykłych okolicznościach odnalazł się po roku. Pierwszą kaplicę, ku czci patrona fundatora, wzniesiono prawdopodobnie w 1657r.; w 1666r. została poświęcona przez biskupa wrocławskiego. Po jej zniszczeniu wskutek pożaru, wybudowano - w 1780r. - obecną, barokową kaplicę. Obecnie jest też nazywana kaplicą św. Anny. Figurką tej świętej zastąpiono starszy posąg św.Leopolda, który stał w kaplicy jeszcze po II w.ś.; w 1945r. ktoś go rozbił, a jakiś czas potem został skradziony.
O jednej z moich bardziej surrealistycznych historii na biwaku...
...czyli dziwne przygody okołokibelkowe
Na nocleg zajeżdżamy na jedno ze wzgórz Pogórza Izerskiego. Wieczór mija na wpatrywaniu się w buzujący ogień lub dalekie światełka wiosek, szos czy sunących powoli nocnych pociągów. Horyzont zamyka ciemne pasmo Karkonoszy.
Poranek wstaje pochmurny i chłodny. Z lekka siąpi deszcz. W mgłach zniknęły wszystkie widoczne wczoraj góry. Krajobraz stał się taki jakby brudny. Jednocześnie panuje totalna cisza, jedynie z rzadka przerywana przez trele jakiegoś zabłąkanego ptaka czy odgłos sunącego daleko w dole samochodu. Zjadamy w busiu śniadanie, pakujemy się, nic tu po nas. Pojedziemy moknąć gdzie indziej. Nikt się nie przewija, otulenie mgłą potęguje wrażenie samotności i odosobnienia. Nic dziwnego. Trzeba by byc mega desperatem, aby w taką zdechłą pogodę o poranku wyłazić na mało ciekawy w taką aurę pagórek.
Przed odjazdem idę jeszcze do kibelka. Kawałek w dół wzdłuż pola w stronę krzaków. Nie zabawiłam tam długo. Wracam do busia i…. staje jak wryta! Nie wiem czy przecierać oczy czy może się uszczypnać? Chyba przekroczyłam nieopatrznie jakiś portal do równoległej rzeczywistości! Opuściłam kilka minut temu puste, ciche i zapomniane przez boga i ludzi miejsce, a wracam w tłum!!! Tłum ludzi (to jeszcze nic!), ale każdy z nich trzyma na smyczy ALPAKĘ!!!!
Stado wielbłądowato - lamowatych futrzaków skubie trawę wokół busia.
Stado ludzi robi dziubki do selfi, a toperz sobie siedzi na krzesełku i czyta książkę, jakby to co się stało było czymś najnormalniejszym na świecie.
Nie wiem czy oglądaliscie film "Manna" - tam jest taka scena jak nagle w srodku lasu przechodzi im przez drogę wielbłąd. Jakos wtedy mi sie ten film przypomniał!
...czyli dziwne przygody okołokibelkowe
Na nocleg zajeżdżamy na jedno ze wzgórz Pogórza Izerskiego. Wieczór mija na wpatrywaniu się w buzujący ogień lub dalekie światełka wiosek, szos czy sunących powoli nocnych pociągów. Horyzont zamyka ciemne pasmo Karkonoszy.
Poranek wstaje pochmurny i chłodny. Z lekka siąpi deszcz. W mgłach zniknęły wszystkie widoczne wczoraj góry. Krajobraz stał się taki jakby brudny. Jednocześnie panuje totalna cisza, jedynie z rzadka przerywana przez trele jakiegoś zabłąkanego ptaka czy odgłos sunącego daleko w dole samochodu. Zjadamy w busiu śniadanie, pakujemy się, nic tu po nas. Pojedziemy moknąć gdzie indziej. Nikt się nie przewija, otulenie mgłą potęguje wrażenie samotności i odosobnienia. Nic dziwnego. Trzeba by byc mega desperatem, aby w taką zdechłą pogodę o poranku wyłazić na mało ciekawy w taką aurę pagórek.
Przed odjazdem idę jeszcze do kibelka. Kawałek w dół wzdłuż pola w stronę krzaków. Nie zabawiłam tam długo. Wracam do busia i…. staje jak wryta! Nie wiem czy przecierać oczy czy może się uszczypnać? Chyba przekroczyłam nieopatrznie jakiś portal do równoległej rzeczywistości! Opuściłam kilka minut temu puste, ciche i zapomniane przez boga i ludzi miejsce, a wracam w tłum!!! Tłum ludzi (to jeszcze nic!), ale każdy z nich trzyma na smyczy ALPAKĘ!!!!
Stado wielbłądowato - lamowatych futrzaków skubie trawę wokół busia.
Stado ludzi robi dziubki do selfi, a toperz sobie siedzi na krzesełku i czyta książkę, jakby to co się stało było czymś najnormalniejszym na świecie.
Nie wiem czy oglądaliscie film "Manna" - tam jest taka scena jak nagle w srodku lasu przechodzi im przez drogę wielbłąd. Jakos wtedy mi sie ten film przypomniał!
Jadąc przez Pomianów Górny dostrzegamy ruiny folwarku. Albo wręcz można powiedzieć “opuszczony fragment wsi”? Bo kilka domów, stodoły, a nawet stacyjka do kompletu! Takie miejsca chyba lubimy najbardziej - że nie trzeba wbijać pomiędzy zamieszkane obejścia, gdzie sąsiedzi kukają z okien, ale można spokojnie połazić sobie po terenie, który całościowo sprawia wrażenie zapomnianego od lat…
Droga dojazdowa pasuje jak ulał - jest pylista i dość dziurawa.
A potem droga zakręca i wchodzi na mostek, omszały i pełen pogiętych poręczy.
Pierwszy budynek, do którego zaglądamy, zawalił się już kompletnie. Nie ma co włazić. Jak rozsypane zapałki, w które dodatkowo ktoś wdepnął.
Kolejna jest stodoła. Sporych rozmiarów i mocno zaśmiecona.
W jej przybudówce zachowała się jednak ciekawa, drewniana maszyna.
Oczywiście nie może zabraknąć kibelka!
Zaglądamy do budynku o charakterze mieszkalnym. Niestety dach w środkowej części już runął, więc zwiedzanie będzie ograniczone.
W żółtym pokoju zwraca uwagę spora ilość kwiatków doniczkowych. Tych zawsze najbardziej mi żal w opuszczonych domach… Te w ogródku zwykle sobie poradzą, rozrosną się bujniej niż za czasów bytności człowieka.. Koty czy psy mogą czmychnąć do lasu lub może sąsiad wystawi im michę… A te biedaki nie mają żadnych szans…
W zielonym pokoju ma się wrażenie jakby mieszkaniec przed chwilą wyszedł… Suszące się pranie nad piecem, którego już nie ma, niedopite napoje, napoczęte tabletki… (w innej szafce znalazłam psychotropy z data ważności 2005
Meblościanka jeszcze w całkiem dobrym stanie! Mieliśmy bardzo podobną - i nasza była dużo bardziej rozpadnięta, gdy zdecydowaliśmy się ją jednak wymienić
Powiew klimatów podhalańskich. I czemu u licha aniołki w worku siedzą?
Górne piętra sobie chyba odpuścimy. Choć widać, że niektórzy łażą i tam...
A za polem przyczaił się malutki, ceglany budyneczek przykolejowy. Jego dni też już minęły.
Wnętrza klasyczne - ściany malowane z rolki, piece rozwalone…
Drzwi, które mozna pokonać nie dotykając klamki Pewnie niektórym, szczególnie ostrożnym osobom, w dobie "epidemii" bardzo by się taka opcja podobała
Zwraca uwagę ciekawe miejsce na jaskółcze gniazdko.
I sposób na zaklejenie dziury w drzwiach!
Drugi folwark odwiedzamy na obrzeżach wsi Owiesno. To ponoć dawniej była osada młyńska. A w czasach mniej odległych mieszkańcy tego miejsca zajmowali się instalacjami elektrycznymi.
Błotnista droga wije się między równie pokręconymi drzewkami dawnych sadów.
Wyprowadza ona na dziedziniec otoczony przez kilka opuszczonych bud
Stodoły oczywiście dolnośląską modą z kolumnadą! A jakże!
W jednej z nich zastajemy dziwne maszyny. Nie znam się zupełnie na rolnictwie, więc nie mam nawet pomysłu do czego mogłoby to służyć.
W jednej z hal mieścił się chyba warsztat samochodowy. Jest kanał, walają się butelki po olejach no i ścienne zdobnictwo też jest utrzymane w konwencji.
Było sobie radio…
I dzbanuszek…
Początkowo myśleliśmy, że to tapeta. A to raczej ręcznie malowane ozdobniki!
Miejsc wypoczynkowo - biesiadnych tu nie brakuje, więc chyba ostatnimi lokatorami byli bezdomni lub lokalni imprezowicze.
Dom ten niegdyś musieli zamieszkiwać wyjątkowo pobożni świadkowie Jehowy! Całe szafki zapełnione są prenumeratami czasopism: “Przebudźcie się”, “Strażnica”. Posegregowane i równo ułożone numery z całych lat 90 tych! Jakby ktoś lubił taką tematykę - to niezła gratka dla niego!
Droga dojazdowa pasuje jak ulał - jest pylista i dość dziurawa.
A potem droga zakręca i wchodzi na mostek, omszały i pełen pogiętych poręczy.
Pierwszy budynek, do którego zaglądamy, zawalił się już kompletnie. Nie ma co włazić. Jak rozsypane zapałki, w które dodatkowo ktoś wdepnął.
Kolejna jest stodoła. Sporych rozmiarów i mocno zaśmiecona.
W jej przybudówce zachowała się jednak ciekawa, drewniana maszyna.
Oczywiście nie może zabraknąć kibelka!
Zaglądamy do budynku o charakterze mieszkalnym. Niestety dach w środkowej części już runął, więc zwiedzanie będzie ograniczone.
W żółtym pokoju zwraca uwagę spora ilość kwiatków doniczkowych. Tych zawsze najbardziej mi żal w opuszczonych domach… Te w ogródku zwykle sobie poradzą, rozrosną się bujniej niż za czasów bytności człowieka.. Koty czy psy mogą czmychnąć do lasu lub może sąsiad wystawi im michę… A te biedaki nie mają żadnych szans…
W zielonym pokoju ma się wrażenie jakby mieszkaniec przed chwilą wyszedł… Suszące się pranie nad piecem, którego już nie ma, niedopite napoje, napoczęte tabletki… (w innej szafce znalazłam psychotropy z data ważności 2005
Meblościanka jeszcze w całkiem dobrym stanie! Mieliśmy bardzo podobną - i nasza była dużo bardziej rozpadnięta, gdy zdecydowaliśmy się ją jednak wymienić
Powiew klimatów podhalańskich. I czemu u licha aniołki w worku siedzą?
Górne piętra sobie chyba odpuścimy. Choć widać, że niektórzy łażą i tam...
A za polem przyczaił się malutki, ceglany budyneczek przykolejowy. Jego dni też już minęły.
Wnętrza klasyczne - ściany malowane z rolki, piece rozwalone…
Drzwi, które mozna pokonać nie dotykając klamki Pewnie niektórym, szczególnie ostrożnym osobom, w dobie "epidemii" bardzo by się taka opcja podobała
Zwraca uwagę ciekawe miejsce na jaskółcze gniazdko.
I sposób na zaklejenie dziury w drzwiach!
Drugi folwark odwiedzamy na obrzeżach wsi Owiesno. To ponoć dawniej była osada młyńska. A w czasach mniej odległych mieszkańcy tego miejsca zajmowali się instalacjami elektrycznymi.
Błotnista droga wije się między równie pokręconymi drzewkami dawnych sadów.
Wyprowadza ona na dziedziniec otoczony przez kilka opuszczonych bud
Stodoły oczywiście dolnośląską modą z kolumnadą! A jakże!
W jednej z nich zastajemy dziwne maszyny. Nie znam się zupełnie na rolnictwie, więc nie mam nawet pomysłu do czego mogłoby to służyć.
W jednej z hal mieścił się chyba warsztat samochodowy. Jest kanał, walają się butelki po olejach no i ścienne zdobnictwo też jest utrzymane w konwencji.
Było sobie radio…
I dzbanuszek…
Początkowo myśleliśmy, że to tapeta. A to raczej ręcznie malowane ozdobniki!
Miejsc wypoczynkowo - biesiadnych tu nie brakuje, więc chyba ostatnimi lokatorami byli bezdomni lub lokalni imprezowicze.
Dom ten niegdyś musieli zamieszkiwać wyjątkowo pobożni świadkowie Jehowy! Całe szafki zapełnione są prenumeratami czasopism: “Przebudźcie się”, “Strażnica”. Posegregowane i równo ułożone numery z całych lat 90 tych! Jakby ktoś lubił taką tematykę - to niezła gratka dla niego!
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33905
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Nie tylko po folwarkach. W okolicach wodnych tez kilka razy bylismy, ale poki co zadne jednostki pływające nie chcialy wspolpracowac Tzn. oprocz podwodnych trzcin czy krzakow, ktore masowo kradna haczyki! ;)Złowiłam tez slimaka... Lądowego... Nie wiem jakim cudem nadział sie na haczyk
A kabak bardzo sie lubi bawic robakami! Mowi, ze ladnie pachną!
A tydzien temu specjalnie wykupilismy pozwolenie na wedkowanie w okregu piotrkowskim, mielismy na oku zbiornik Sulejowski i Cieszanowicki, bo tamtedy wracalismy do domu. I nie udalo sie dopchac do wody! Serio! We wszystkich miejscach gdzie zagladalismy stalo juz 20 wędek! Ot uroki upalnej soboty Chyba musimy kupic ponton
A kabak bardzo sie lubi bawic robakami! Mowi, ze ladnie pachną!
A tydzien temu specjalnie wykupilismy pozwolenie na wedkowanie w okregu piotrkowskim, mielismy na oku zbiornik Sulejowski i Cieszanowicki, bo tamtedy wracalismy do domu. I nie udalo sie dopchac do wody! Serio! We wszystkich miejscach gdzie zagladalismy stalo juz 20 wędek! Ot uroki upalnej soboty Chyba musimy kupic ponton
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Od najbliższego tygodnia będę się sporo włóczył służbowo gdzieś po Dolnym Śląsku.
„Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym/Przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy/Z pretensji do tronu i polskiej korony/Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja/Pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia." (Jacek Kaczmarski - "Krajobraz po uczcie")
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
W pewną niezwykle zimną i deszczową majówkę pętamy się po Pogórzu Izerskim. Jednym z ciekawszych miejsc, jakie wpadło nam w oczy, jest dawna stacja przeładunkowa urobku z pobliskich kopalni bazaltu. Później będziemy zwiedzać kilka okolicznych kamieniołomów - równie opuszczonych jak przykolejowy budynek. Może to z nich pochodziły przesypywane tutaj kruszywa? Kiedyś ponoć była tu też w użyciu kolejka linowa, ale z niej chyba już nic nie zostało.
Parkujemy na żwirowisku przytykającym do linii kolejowej. Towarzyszą nam zwałowane na pryzmę betonowe płyty i kilka saren. Sympatycznie
Im bliżej podchodzimy do konstrukcji tym bardziej doceniamy jej monumentalność! Solidny kawał betonu!
Obchodzimy dookoła. Do budynku przylegają ogromne, rozjeżdżone place.
I dwa gospodarstwa. Podczas istnienia zakładu musieli tu mieć głośno!
Można posiedzieć i pomedytować nad dawnym zagospodarowaniem tych ziem.
To mi wygląda na wagę dla aut.
Zaglądamy w okienka najniższego poziomu. Walają się pryzmy kamieni i blachy.
Jesteśmy prawie pewni, że na górne piętra nie da się wejść. Pewnie zamurowali albo wycięli drabinki. Jak to zazwyczaj bywa w naszym pięknym kraju.
Ale może chociaż na balkonik da się wyleźć? Jak się potem okazuje - droga na niego prowadzi przez białą budkę, przypominającą nieco kibelek!
Na tym etapie wycieczki już się czujemy usatysfakcjonowani! Łazimy balkonikiem ciesząc gęby! Jeszcze nie wiemy jakie atrakcje nas tu czekają!
Spostrzeżenia religijne w języku potocznym
Zaglądamy do kilku pomieszczeń gdzie zachowały się dawne maszyny, zsypy.
A potem naszym oczom ukazują się schody!!!!!!! Ogromna, solidna, betonowa klatka schodowa prowadząca na samą górę! Czy może być większa radość podczas zwiedzania takich miejsc? Trzeba się siłą hamować, żeby nie biec na oślep w górę po 3 stopnie ze śpiewem na ustach
Ostatni kawałek wspinaczki dokonuje się z pomocą drewnianej drabinki.
Kolejne poziomy prezentują się coraz ciekawiej! Ogromne hale i pomieszczenia o ciekawej bryle oraz dużej ilości rozpadlin w podłogach.
Widoczki ze środka, z góry i z boku na te dwie “macki” budynku, które przechodzą nad torami.
A te plakaty to chyba ktoś przywiesił całkiem niedawno! Może jakaś impreza tu się odbywała?
Mimo mgieł widoki z okien są całkiem fajne! Takie wieże widokowe na pogórzach to ja rozumiem!
Drzewka na dachach sobie rosną.
A tu dawna budka strażnicza.
Ciekawa “narośl” na szlabanie.
A obiad zjadamy w busiu. Bo akurat zaczęło lać!
Na biwak jedziemy nad rzekę Kamienica. W lekkiej mżawce udaje się rozpalić ognisko w misce i trochę się przy nim pogrzać.
W nocy przychodzi ulewa i już się nie kończy. Kamienica rośnie w oczach i jej łoskot budzi nas kilka razy w nocy. Już się zastanawiamy czy nas zabierze czy może jednak jeszcze nie tym razem?
Z potoczku zrobił się naprawdę kawał potężnej rzeki! Czuć moc! Aż ziemia wibruje pod nogami!
Parkujemy na żwirowisku przytykającym do linii kolejowej. Towarzyszą nam zwałowane na pryzmę betonowe płyty i kilka saren. Sympatycznie
Im bliżej podchodzimy do konstrukcji tym bardziej doceniamy jej monumentalność! Solidny kawał betonu!
Obchodzimy dookoła. Do budynku przylegają ogromne, rozjeżdżone place.
I dwa gospodarstwa. Podczas istnienia zakładu musieli tu mieć głośno!
Można posiedzieć i pomedytować nad dawnym zagospodarowaniem tych ziem.
To mi wygląda na wagę dla aut.
Zaglądamy w okienka najniższego poziomu. Walają się pryzmy kamieni i blachy.
Jesteśmy prawie pewni, że na górne piętra nie da się wejść. Pewnie zamurowali albo wycięli drabinki. Jak to zazwyczaj bywa w naszym pięknym kraju.
Ale może chociaż na balkonik da się wyleźć? Jak się potem okazuje - droga na niego prowadzi przez białą budkę, przypominającą nieco kibelek!
Na tym etapie wycieczki już się czujemy usatysfakcjonowani! Łazimy balkonikiem ciesząc gęby! Jeszcze nie wiemy jakie atrakcje nas tu czekają!
Spostrzeżenia religijne w języku potocznym
Zaglądamy do kilku pomieszczeń gdzie zachowały się dawne maszyny, zsypy.
A potem naszym oczom ukazują się schody!!!!!!! Ogromna, solidna, betonowa klatka schodowa prowadząca na samą górę! Czy może być większa radość podczas zwiedzania takich miejsc? Trzeba się siłą hamować, żeby nie biec na oślep w górę po 3 stopnie ze śpiewem na ustach
Ostatni kawałek wspinaczki dokonuje się z pomocą drewnianej drabinki.
Kolejne poziomy prezentują się coraz ciekawiej! Ogromne hale i pomieszczenia o ciekawej bryle oraz dużej ilości rozpadlin w podłogach.
Widoczki ze środka, z góry i z boku na te dwie “macki” budynku, które przechodzą nad torami.
A te plakaty to chyba ktoś przywiesił całkiem niedawno! Może jakaś impreza tu się odbywała?
Mimo mgieł widoki z okien są całkiem fajne! Takie wieże widokowe na pogórzach to ja rozumiem!
Drzewka na dachach sobie rosną.
A tu dawna budka strażnicza.
Ciekawa “narośl” na szlabanie.
A obiad zjadamy w busiu. Bo akurat zaczęło lać!
Na biwak jedziemy nad rzekę Kamienica. W lekkiej mżawce udaje się rozpalić ognisko w misce i trochę się przy nim pogrzać.
W nocy przychodzi ulewa i już się nie kończy. Kamienica rośnie w oczach i jej łoskot budzi nas kilka razy w nocy. Już się zastanawiamy czy nas zabierze czy może jednak jeszcze nie tym razem?
Z potoczku zrobił się naprawdę kawał potężnej rzeki! Czuć moc! Aż ziemia wibruje pod nogami!
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33905
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Buba! Zgłaszam Cię do nagrody Pulitzera.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !