Niestety jest to efekt "umasowienia" turystyki. Już nie wyselekcjonowana grupa "prawdziwych wyrypiarzy" idzie, ale idą całe rzesze urzędników, murarzy i stoczniowców. I im trzeba pokazać dokąd i którędy mogą iść...buba pisze:Ale cala tecza kolorow pttkowskich plus szlaki rowerowe, narciarskie, konne, papieskie, sw Jakuba, dydaktyczne, nordic walking, sladami Zenobii S. z Wolki Podluznej...
Główny Szlak Beskidzki
Moderator: Moderatorzy
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Patrz pan - nigdy na to tak nie spojrzałem... Czyżbym podświadomie nie życzył im powrotu? Byłbymż aż taką bestią?!Argon pisze:i którędy mają wrócić
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Główny Szlak Beskidzki
Sierpień się kończy a ja jestem bardzo ciekaw jak wyprawa, zakończona?? jak wrażenia, chętnie poczytam, gdyż jest to jedno z moich marzeń ale póki co jakoś nie udało mi się go zrealizowaćfilipesku pisze:Tegoroczny urlop (sierpień) postanowiłem spędzić na pokonaniu GSB....
- biedronka
- dyrektor generalny
- Posty: 18058
- Rejestracja: niedziela 16 mar 2008, 11:13
- Lokalizacja: Polska Pd
pewnie filipesku lada moment sam opowie ja tylko powiem ,że wczoraj spacerując w okolicach Hali Lipowskiej Niziołek odebrał telefon od zdobywców szczęśliwie zakończyli wyprawę i wracali do domucossus pisze:Sierpień się kończy a ja jestem bardzo ciekaw jak wyprawa, zakończona??
per aspera ad astra
.....carpe diem....
.....carpe diem....
Moje Wielkie Gratulacje dla Was
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Słowo się rzekło....
w kilku zdaniach chciałbym napisać o swoich wrażeniach po przejściu GSB. Wyprawa wspaniała. Jeśli ktoś chodzi po górach i chce się zmierzyć ze swoimi słabościami, i tymi fizycznymi i tymi psychicznymi, to zachęcam do stawienia czoła. Zamysł pokonania GSB zrodził się jakoś na przełomie 20014/2015 roku gdy z małżonką zastanawialiśmy się co w tym roku na urlop. I to z jej strony pierwsze padło "a może GSB?". Dwa razy mi nie trzeba było powtarzać. Ja zająłem się resztą ... planowanie, ustalanie... itd. I tak 8.08. postawiliśmy pierwsze kroki na początku GSB w Ustroniu. Ruszyliśmy w nieznane i nie było to górskie nieznane ale bardziej nieznane naszych możliwości fizycznych ale też i psychicznych. Czy damy radę fizycznie ale czy też damy radę psychicznie? Czy w pewnym momencie nie pojawi się pytanie czy nie inaczej powinien wyglądać nasz urlop?? Czy nie lepiej spędzić go bardziej "na luzie"?. Czekało nas około trzech tygodni górskiej wędrówki. Wędrówki w której wszystko mogło się wydarzyć. Załamanie pogody, załamanie fizyczne ale też i psychiczne.
Jeśli macie ochotę poczytać, to popiszę bardziej szczegółowo...
w kilku zdaniach chciałbym napisać o swoich wrażeniach po przejściu GSB. Wyprawa wspaniała. Jeśli ktoś chodzi po górach i chce się zmierzyć ze swoimi słabościami, i tymi fizycznymi i tymi psychicznymi, to zachęcam do stawienia czoła. Zamysł pokonania GSB zrodził się jakoś na przełomie 20014/2015 roku gdy z małżonką zastanawialiśmy się co w tym roku na urlop. I to z jej strony pierwsze padło "a może GSB?". Dwa razy mi nie trzeba było powtarzać. Ja zająłem się resztą ... planowanie, ustalanie... itd. I tak 8.08. postawiliśmy pierwsze kroki na początku GSB w Ustroniu. Ruszyliśmy w nieznane i nie było to górskie nieznane ale bardziej nieznane naszych możliwości fizycznych ale też i psychicznych. Czy damy radę fizycznie ale czy też damy radę psychicznie? Czy w pewnym momencie nie pojawi się pytanie czy nie inaczej powinien wyglądać nasz urlop?? Czy nie lepiej spędzić go bardziej "na luzie"?. Czekało nas około trzech tygodni górskiej wędrówki. Wędrówki w której wszystko mogło się wydarzyć. Załamanie pogody, załamanie fizyczne ale też i psychiczne.
Jeśli macie ochotę poczytać, to popiszę bardziej szczegółowo...
"Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Adam Boniecki
No to ruszamy....
Plecaki do firmy przywiezione już w czwartek tak aby w piątek tuż, tuż po pracy do pociągu i w drogę. Piątek rano już po wyjściu z domu pierwsza "zaprawa" trzeba dojść do komunikacji prawie trzy km aby bez samochodu dojechać do pracy. Trzeba teraz wytrwać ostatnie 8 godzin. Nogi przebierają pod biurkiem, aby do końca dnia pracy. Trzeba jeszcze ogarnać kilka spraw ale myśli są już w Beskidach. Koniec pracy. Ruszamy na pociąg. Do Pszczyny dojeżdżamy sprawnie, Niestety dalej panujące upały powodują, że lokalne pociągi mają opóźnienie. Z Pszczyny do Ustronia dojeżdżamy z prawie godzinnym opóźnieniem. Śpimy w pensjonacie Koba. Jest to chyba nasz pierwszy i ostatni nocleg w takich "ekskluzywnych" warunkach. Sobota rano. Pobudka o godzinie 5:30 (jak się później okaże, to było tak prawie przez cały czas). Jemy śniadanie (wielki ukłon dla pensjonat, że mogliśmy tak wcześnie zjeść śniadanie) i ruszamy. Mimo wczesnej godziny już czuć nadchodzący upał ale ruszamy dzielnie. Szybki przemarsz przez Ustroń i ruszamy w kierunku Równicy. Pierwszy szczyt na naszej drodze. Potem znów w dół i znów wspinaczka na Czantorię potem dalej Soszów Stożek i przełęcz Kubalonka. Pierwszy dzień naszej wędrówki. Pierwszy dzień wędrowania w upale i pierwszy dzień z chyba najdłuższym w całej naszej wyprawie dystansem 37 km.
Plecaki do firmy przywiezione już w czwartek tak aby w piątek tuż, tuż po pracy do pociągu i w drogę. Piątek rano już po wyjściu z domu pierwsza "zaprawa" trzeba dojść do komunikacji prawie trzy km aby bez samochodu dojechać do pracy. Trzeba teraz wytrwać ostatnie 8 godzin. Nogi przebierają pod biurkiem, aby do końca dnia pracy. Trzeba jeszcze ogarnać kilka spraw ale myśli są już w Beskidach. Koniec pracy. Ruszamy na pociąg. Do Pszczyny dojeżdżamy sprawnie, Niestety dalej panujące upały powodują, że lokalne pociągi mają opóźnienie. Z Pszczyny do Ustronia dojeżdżamy z prawie godzinnym opóźnieniem. Śpimy w pensjonacie Koba. Jest to chyba nasz pierwszy i ostatni nocleg w takich "ekskluzywnych" warunkach. Sobota rano. Pobudka o godzinie 5:30 (jak się później okaże, to było tak prawie przez cały czas). Jemy śniadanie (wielki ukłon dla pensjonat, że mogliśmy tak wcześnie zjeść śniadanie) i ruszamy. Mimo wczesnej godziny już czuć nadchodzący upał ale ruszamy dzielnie. Szybki przemarsz przez Ustroń i ruszamy w kierunku Równicy. Pierwszy szczyt na naszej drodze. Potem znów w dół i znów wspinaczka na Czantorię potem dalej Soszów Stożek i przełęcz Kubalonka. Pierwszy dzień naszej wędrówki. Pierwszy dzień wędrowania w upale i pierwszy dzień z chyba najdłuższym w całej naszej wyprawie dystansem 37 km.
"Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Adam Boniecki
Na trasie pierwsze doświadczenia marszu w takim upale. temperatura powyżej 30 stopni. Na szczęście na tym odcinku jest gdzie uzupełnić zapasy wody i piwa i gdzie "zatankować" na dalszą trasę. Szczyt Czantorii i dalsze schroniska na Soszowie i Stożku dają poczucie "bezpieczeństwa". Późniejsza przełęcz Kubalonka również. Niestety oznakowanie czasów przejścia budzi spore nasz zastrzeżenia. Uwzględniając to, że idziemy w solidnym upale z plecakami i to i tak mocno nie mieścimy się w czasach na znakach. Dochodzimy do prywatnego schroniska na Stecówce. Jest godzina 20. Jesteśmy po 14 godzinach marszu. W zasadzie mamy już dosyć. Mimo, że w planach mieliśmy dojść do schroniska pod Baranią Górą, to postanawiamy sobie już na dziś zanocować tutaj. Okazuje się, że obiekt nie funkcjonuje. Ze znaków wyczytujemy, że do schroniska pod BG jest ok 1,5. mamy do wyboru dwie opcje: albo nocujemy na trawie albo idziemy do schroniska - a więc do schroniska. Po dobrej godzinie marszu okazuje się, że do schroniska mamy.... 1,5 godziny... Takie informacje "zafundowane" przez PTTK są bardzo "budujące". Nie mamy jednak wyboru i idziemy dalej. Robi się już ciemno. Zapalamy czołówki. Wędrujemy dalej. Po jakimś czasie marszu widzimy znak. Do schroniska - godzina marszu, a z mapy wynika 20 minut. Która informacja jest wiarygodna?. Po tylu godzinach wędrowania każde 10 minut wydłużenia trasy wpływa dołująco. Na szczęście po niecałych 30 minutach dochodzimy do schroniska. Zmęczenie solidne. Pierwszy etap za nami. Pokonaliśmy 37 km, a więc do końca już "tylko" ok 463 km...
"Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Adam Boniecki
Czekam na więcej
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Ponieważ coś do napisania się nie mogę zebrać, to podsyłam link do krótkiej galerii z trasy
https://plus.google.com/u/0/photos/1088 ... 2278764657
https://plus.google.com/u/0/photos/1088 ... 2278764657
"Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Adam Boniecki
Niektóre miejsca z Twoich zdjęć Filipesku, odwiedziliśmy podczas bieszczadzkich zlotów
Przyrodniczy serwis informacyjny
Dziennik Leśny
Dziennik Leśny