Piotrek pisze:est sprawa kindersztuby
Obawiam się, że człowiek, którego wtedy spotkałem nawet nie zna tego słowa. To był zwykły prosty chłop, który przyszedł do kancelarii się o coś spytać, jak się szybko okazało nie do tej, do której zamierzał. Wszedł to wyciągnął rękę na powitanie i zaczął rozmawiać jak z sąsiadem z wioski, którego zna od dzieciństwa. Ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam, żeby wejść do urzędu, wyciągnąć pierwszy rękę do siedzącego tam urzędnika i jeszcze mówić mu na "ty".
Przypuszczam, że wielu z nas się takie sytuacje zdarzają, stąd podsunąłem pomysł na szkolenie. Bo z ludnością wiejską trzeba dobrze żyć, żeby nam się współpraca układała, ale jednocześnie trzeba utrzymać dystans, żeby nie zaczęli nas poklepywać po ramieniu jako swoich wspólników w ich działaniach.
crocidura pisze:Mimo najszczerszych chęci nie rozumiem ani intencji (sensu, znaczenia), ani celu poszukiwania pomysłu szkolenia.
Jak są pieniądze, których nie można wydać na pensje to chyba lepiej się w czymkolwiek wyszkolić niż pieniądze kisić na kontach i czekać kiedy się do nich dobiorą politycy.
Różnica między ekologiem, a ekofilem jest mniej więcej taka jak miedzy pedagogiem a pedofilem....