Survivaliści w lesie
Moderator: Moderatorzy
Ja lata temu ze swoją ekipą wędrowałem z Nowego Łupkowa do Barwinka (po granicy). Noc nas zastała gdzieś na wysokości Jasiela. Większość chciała nocować w takim fajnym mini domku drewnianym. Ja uznałem, że to chyba własność i punkt schowania się Straży Granicznej. Zatem nocowaliśmy w ruinach jakiejś stodoły po dawnym PGRze.
Jaką miałem satysfakcję, gdy około godz. 1 w nocy usłyszeliśmy warkot motocykla, następnie zobaczyliśmy światła motocykla, który podjechał pod drewnianą budkę, a po kwadransie odjechał. U nas na betonowym klepisku - około 200 metrów przez pokrzywowy ugór - był spokój.
Jaką miałem satysfakcję, gdy około godz. 1 w nocy usłyszeliśmy warkot motocykla, następnie zobaczyliśmy światła motocykla, który podjechał pod drewnianą budkę, a po kwadransie odjechał. U nas na betonowym klepisku - około 200 metrów przez pokrzywowy ugór - był spokój.
Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. (Mt 6,34)
Siadam do pisania...
Nie chciałbym, byście myśleli, że lekceważę sobie to miejsce (mając jeszcze inne w pieczy) - moje obecne działania są bardziej chaotyczne niż zwykle. Stąd moje "przypadkowe" pobyty tutaj.
"Lat temu dwadzieścia z haczykiem" przyjeżdżałem już w Bieszczady i wiedziałem o survivalu. Ba - uważałem się już za survivalowca. Swoją książkę wydałem po raz pierwszy w 1996 (przedtem 3 lata pisania i czekania na wydanie). Wspominam o tym dlatego, że upływający czas połączony był nie tylko ze stopniowy pojawianiem się survivalu w świadomości społecznej, ale też był czasem mojej ewolucji. Jestem zupełnie innym survivalowcem niż wtedy.
Powiem szczerze - niegdyś było mi lepiej z tym. Inne Bieszczady: szalona kolejka zabierająca podróżnych na trasie w dowolnym miejscu, gromady wędrujące z plecakami, problemy ze znalezieniem dobrze zaopatrzonego sklepu, ja bardziej chłonący... Teraz jestem mocniej skupiony na robieniu survivalu dla innych niż dla siebie. Bardzo tęsknię za czasem, kiedy niczego nie organizowałem, nie byłem żadnym 'kierownikiem', tylko szedłem w las.
*************************
Ostatni pobyt był - jak zwykle - trochę wchodzeniem w nieznane, tym razem w "mocniejsze nieznane". Niby ludzie i miejsca te same, ale zawsze zastaję jakąś przemianę. Tym razem to było powiększenie się nadleśnictwa Cisna. Angażowanie się w nowe "moszczenie sobie swego miejsca" było nadto absorbujące, by dobrze przeżywać sam pobyt. Dzięki Ci, GB, żeś się w to życzliwie włączył - ulżyłeś steranej duszy.
Pogoda wszystko zdominowała - nie było ani jednego dnia bez deszczu. To automatycznie wyłączyło pewne nasze działania, które wszakże były przeznaczone dla początkujących, więc nie można było sobie poluzować. Mimo wszystko wszyscy wyjechali szczęśliwi. Leśne głosy, zwłaszcza nocne, dawały młodzikom sporo emocji. Szczególnie te wilki, które urządziły nam prawdziwy koncert. Codziennie robiliśmy na żarze podpłomyki wzbogacone naturalnym środkiem spulchniającym - popiołem. Brodziliśmy w błocie (ja prawie nieustannie - boso), braliśmy wodę ze strumienia Kobylskiego.
Któregoś mniej deszczowego dnia ruszyliśmy na leśny spacer w kierunku wzniesienia, które kiedyś nazwaliśmy "Górą czarownic" (N49 12 34.1 E22 26 33.9). Nazwa wzięła się z tego, że na wzniesieniu - oplecionym leśnymi drogami - rosły stare, powyginane buki, na samym szczycie znajdował się punkt, jakby sztucznie stworzony, by stanąć na nim i wypowiedzieć zaklęcie. Do tego - mimo dróg - mieliśmy zawsze problemy z trafieniem do tego miejsca (bez GPS, bo nie braliśmy dotąd namiaru). Wiecznie myliło nam się, którą to drogę ostatnio wybraliśmy, która to droga ostatnio nas sprowadziła do obozowiska... Znamienne, że najczęściej docieraliśmy tam... przełajowo, na nosa, przedzierając się zawsze przez zarośla i krocząc zygzakiem - zupełnie chaotycznie.
Teraz też wędrowaliśmy wpierw drogami (obecnie zarośniętymi aż do zupełnego zaginięcia w zieleni, a przecież były nam tak znane), a potem... jak zawsze.
Kiedyś miejsce to było jakby wysepką. Nie tylko z powodu różnic poziomów, ale dlatego, że był z niego widok na płynącą dołem Wetlinkę (choć sama rzeka nie była widoczna), zaś roślinność wydawała się jakby inna niż reszta lasu. U stóp wzniesienia ktoś ułożył niski murek z łupków.
Teraz wszystko zarosło. Nie było żadnych widoków, zaś atmosfera zrobiła się bardziej mroczna - wbrew pozorom, to gorzej. Satysfakcją jednak było znalezienie koło korzeni starego buka (tego pokręconego, od czarownic) ogromnego kręgu dorodnych kurek, które (z jajecznicą) nakarmiły 10 osób. Do tego pojawił się ogromny zaskroniec - leżał zwinięty na otwartej przestrzeni i posykiwał w naszym kierunku, po czym... odszedł sobie. Tak po prostu. I wskazał nam piękne, zdrowe prawdziwki. Duże - kapelusze wielkości dużej męskiej dłoni.
A potem była owa sławetna akcja. Już dowiedziałem się, że wiadomo o niej w całej okolicy. Zwłaszcza, że przez tyle lat jeżdżenia w jedno miejsce - jesteśmy dobrze rozpoznawalni przez miejscowych...
Nie chciałbym, byście myśleli, że lekceważę sobie to miejsce (mając jeszcze inne w pieczy) - moje obecne działania są bardziej chaotyczne niż zwykle. Stąd moje "przypadkowe" pobyty tutaj.
"Lat temu dwadzieścia z haczykiem" przyjeżdżałem już w Bieszczady i wiedziałem o survivalu. Ba - uważałem się już za survivalowca. Swoją książkę wydałem po raz pierwszy w 1996 (przedtem 3 lata pisania i czekania na wydanie). Wspominam o tym dlatego, że upływający czas połączony był nie tylko ze stopniowy pojawianiem się survivalu w świadomości społecznej, ale też był czasem mojej ewolucji. Jestem zupełnie innym survivalowcem niż wtedy.
Powiem szczerze - niegdyś było mi lepiej z tym. Inne Bieszczady: szalona kolejka zabierająca podróżnych na trasie w dowolnym miejscu, gromady wędrujące z plecakami, problemy ze znalezieniem dobrze zaopatrzonego sklepu, ja bardziej chłonący... Teraz jestem mocniej skupiony na robieniu survivalu dla innych niż dla siebie. Bardzo tęsknię za czasem, kiedy niczego nie organizowałem, nie byłem żadnym 'kierownikiem', tylko szedłem w las.
*************************
Ostatni pobyt był - jak zwykle - trochę wchodzeniem w nieznane, tym razem w "mocniejsze nieznane". Niby ludzie i miejsca te same, ale zawsze zastaję jakąś przemianę. Tym razem to było powiększenie się nadleśnictwa Cisna. Angażowanie się w nowe "moszczenie sobie swego miejsca" było nadto absorbujące, by dobrze przeżywać sam pobyt. Dzięki Ci, GB, żeś się w to życzliwie włączył - ulżyłeś steranej duszy.
Pogoda wszystko zdominowała - nie było ani jednego dnia bez deszczu. To automatycznie wyłączyło pewne nasze działania, które wszakże były przeznaczone dla początkujących, więc nie można było sobie poluzować. Mimo wszystko wszyscy wyjechali szczęśliwi. Leśne głosy, zwłaszcza nocne, dawały młodzikom sporo emocji. Szczególnie te wilki, które urządziły nam prawdziwy koncert. Codziennie robiliśmy na żarze podpłomyki wzbogacone naturalnym środkiem spulchniającym - popiołem. Brodziliśmy w błocie (ja prawie nieustannie - boso), braliśmy wodę ze strumienia Kobylskiego.
Któregoś mniej deszczowego dnia ruszyliśmy na leśny spacer w kierunku wzniesienia, które kiedyś nazwaliśmy "Górą czarownic" (N49 12 34.1 E22 26 33.9). Nazwa wzięła się z tego, że na wzniesieniu - oplecionym leśnymi drogami - rosły stare, powyginane buki, na samym szczycie znajdował się punkt, jakby sztucznie stworzony, by stanąć na nim i wypowiedzieć zaklęcie. Do tego - mimo dróg - mieliśmy zawsze problemy z trafieniem do tego miejsca (bez GPS, bo nie braliśmy dotąd namiaru). Wiecznie myliło nam się, którą to drogę ostatnio wybraliśmy, która to droga ostatnio nas sprowadziła do obozowiska... Znamienne, że najczęściej docieraliśmy tam... przełajowo, na nosa, przedzierając się zawsze przez zarośla i krocząc zygzakiem - zupełnie chaotycznie.
Teraz też wędrowaliśmy wpierw drogami (obecnie zarośniętymi aż do zupełnego zaginięcia w zieleni, a przecież były nam tak znane), a potem... jak zawsze.
Kiedyś miejsce to było jakby wysepką. Nie tylko z powodu różnic poziomów, ale dlatego, że był z niego widok na płynącą dołem Wetlinkę (choć sama rzeka nie była widoczna), zaś roślinność wydawała się jakby inna niż reszta lasu. U stóp wzniesienia ktoś ułożył niski murek z łupków.
Teraz wszystko zarosło. Nie było żadnych widoków, zaś atmosfera zrobiła się bardziej mroczna - wbrew pozorom, to gorzej. Satysfakcją jednak było znalezienie koło korzeni starego buka (tego pokręconego, od czarownic) ogromnego kręgu dorodnych kurek, które (z jajecznicą) nakarmiły 10 osób. Do tego pojawił się ogromny zaskroniec - leżał zwinięty na otwartej przestrzeni i posykiwał w naszym kierunku, po czym... odszedł sobie. Tak po prostu. I wskazał nam piękne, zdrowe prawdziwki. Duże - kapelusze wielkości dużej męskiej dłoni.
A potem była owa sławetna akcja. Już dowiedziałem się, że wiadomo o niej w całej okolicy. Zwłaszcza, że przez tyle lat jeżdżenia w jedno miejsce - jesteśmy dobrze rozpoznawalni przez miejscowych...
Survival jest nadzieją... Nadzieją, którą czynisz rzeczywistością...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Zważając na koordynaty, to chyba też tam kiedyś byłem i nawet fotkę strzeliłem. Być może to to samo miejsce.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
- Kuna lesna
- zastępca nadleśniczego
- Posty: 2639
- Rejestracja: czwartek 12 paź 2006, 00:41
- Lokalizacja: Z puszczy
Piękne wspomnienia które i we mnie odżyły za twoją sprawa ale i przyjaciół spotkanych po latach .
Było to jakieś 16 lat temu . Prowadziłem drużynę harcerską o profilu survivalowym . Nie zapomnę naszej wyprawy "NORD" gdzie w 5 osób ( w tym dwie białogłowy ) ruszyliśmy na pojezierze Mazurskie . Spaliśmy tylko pod pałatkami lub w szałasach . Codziennie przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce i omijaliśmy siedziby ludzkie . Jedzenie robione samemu np makaron gotowany w wodzie z jeziora ( nikt nie chorował ) czy rożne dania które były podobne do siebie a to za sprawa wspomnianych białogłów które wszystko przyozdabiały zielskiem leśnym . Zdarzało nam się i iść na "pachte" czyli na jabłka do jakiegoś ogrodu . Robiliśmy to jak byliśmy naprawdę zmęczeni i bardzo głodni . Komary po dwóch dniach na nikim nie robiły wrażenia . Cały czas ścigała nas straż leśna , prawie by im się udało gdyż traktowani byliśmy jak jakieś dziwolągi przemieszczające się po lesie . Najśmieszniejsze było spotkanie podobnej grupy tylko że większej . Podczas powrotu z naszego wypadu uczestniczyliśmy w gaszeniu pożaru wywołanego przez przejeżdżający pociąg . Teraz nie wiem czy zdecydowałbym się na takie spędzanie wolnego czasu . Choć moje dzieci bardzo ciągną do takich wypadów tylko że już beze mnie .
Było to jakieś 16 lat temu . Prowadziłem drużynę harcerską o profilu survivalowym . Nie zapomnę naszej wyprawy "NORD" gdzie w 5 osób ( w tym dwie białogłowy ) ruszyliśmy na pojezierze Mazurskie . Spaliśmy tylko pod pałatkami lub w szałasach . Codziennie przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce i omijaliśmy siedziby ludzkie . Jedzenie robione samemu np makaron gotowany w wodzie z jeziora ( nikt nie chorował ) czy rożne dania które były podobne do siebie a to za sprawa wspomnianych białogłów które wszystko przyozdabiały zielskiem leśnym . Zdarzało nam się i iść na "pachte" czyli na jabłka do jakiegoś ogrodu . Robiliśmy to jak byliśmy naprawdę zmęczeni i bardzo głodni . Komary po dwóch dniach na nikim nie robiły wrażenia . Cały czas ścigała nas straż leśna , prawie by im się udało gdyż traktowani byliśmy jak jakieś dziwolągi przemieszczające się po lesie . Najśmieszniejsze było spotkanie podobnej grupy tylko że większej . Podczas powrotu z naszego wypadu uczestniczyliśmy w gaszeniu pożaru wywołanego przez przejeżdżający pociąg . Teraz nie wiem czy zdecydowałbym się na takie spędzanie wolnego czasu . Choć moje dzieci bardzo ciągną do takich wypadów tylko że już beze mnie .
W zaufaniu podam Wam link do strony naszego stowarzyszenia (strona jeszcze niedostępna z wyszukiwarki). Pamiętajcie, że portal jest w trakcie tworzenia, zatem wiele na nim nie ma. Dopiero kształtuje się zespól redakcyjny. Ale znajdziecie tam nieco tekstów wprowadzających w sens survivalu.
http://surwiwal.edu.pl
Nie ma tam jeszcze pięknych opowieści, ani worków z poradami. Więc się nie stresujcie...
Ale chętnych do stowarzyszenia już teraz zapraszam. Zapisy dopiero przed nami, chyba że będzie ktoś z dużą mocą twórczą i działaczą...
http://surwiwal.edu.pl
Nie ma tam jeszcze pięknych opowieści, ani worków z poradami. Więc się nie stresujcie...
Ale chętnych do stowarzyszenia już teraz zapraszam. Zapisy dopiero przed nami, chyba że będzie ktoś z dużą mocą twórczą i działaczą...
Survival jest nadzieją... Nadzieją, którą czynisz rzeczywistością...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Te kamienne murki to pozostałości po pierwszwowoejnnych walkach. Znacznie bardziej rozbudowane można spotkać choćby na Kiczerze nad Łuchem.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
To być nie może. Lis22 nie bywa w lesie.szeliniak pisze:Pewnie był to Lis 22
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Wącham sobie jakieś znalezisko w lesie, (wącham bo słabo widzę) - jak się toto nie poruszy.... ech przestraszyłem się - uciekłemtrevor pisze:Ciekaw jestem czy wściekły lis by zaatakował podczas snu albo zdziczałe psy bo takie też widywałem w okolicy. A swoją drogą to miałem trochę surowego mięsa w plecaku to pewnie wyczuł
Zupełnieście o mnie zapomnieli. Nikt mnie nie wezwał, nikt mnie nie pytał o nic... Czuje się zaniedbany i niepotrzebny...
A tak na poważnie - jestem. Mój ojciec odszedł tuż przed wigilią. A je teraz odżywam powoli i leczę kręgosłup rozwalony (kolejna destrukcja po 27 latach), kiedy go dźwigałem parę razy dziennie. Odszedł we śnie - jak pragnął...
Bieszczadnikom zapowiadam swą inwazję na ich tereny jak tylko się wykuruję - niech se nie myślą!
A tak na poważnie - jestem. Mój ojciec odszedł tuż przed wigilią. A je teraz odżywam powoli i leczę kręgosłup rozwalony (kolejna destrukcja po 27 latach), kiedy go dźwigałem parę razy dziennie. Odszedł we śnie - jak pragnął...
Bieszczadnikom zapowiadam swą inwazję na ich tereny jak tylko się wykuruję - niech se nie myślą!
Survival jest nadzieją... Nadzieją, którą czynisz rzeczywistością...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Survival jest przygodą... Przygodą, która czyni cię mądrzejszym...
Survival jest odpoczynkiem... Odpoczynkiem, który był zmaganiem...
Osobiście nic nie mam przeciwko. No chyba ,że szef ma obiekcje. Jak nie, nie palisz ognisk, nie śmiecisz i wiem gdzie biwakujesz, to zapraszamy.trevor pisze:Podejrzewam że jest tutaj sporo leśników i/lub ludzi którzy pracują jako strażnicy leśni więc mam pytanie. Jak zapatrujecie się na ludzi którzy uprawiają tzw. survival ?
I tam. Od razu zapomnieli. Ty zapomniałeś, ale się nie dziwięKrisek pisze:Zupełnieście o mnie zapomnieli. Nikt mnie nie wezwał, nikt mnie nie pytał o nic... Czuje się zaniedbany i niepotrzebny...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
A czemu nie samochodem czy ciężkim ciągnikiem, skoro ZUL-e wjeżdżają?ludvik pisze:czemu nie, skoro Zule palą?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.