buba na drezynie
Moderator: Moderatorzy
buba na drezynie
Dwa lata temu wyruszyliśmy na naszą pierwszą wycieczkę drezyną - po po nieczynnej linii Chrzypsko - Kikowo - Nojewo (relacja: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... na-po.html
Na tyle nam się spodobało takie przemierzanie zarosłych torowisk, że zaczęliśmy szukać opcji - gdzie by to można powtórzyć. I padło na przystacyjne okolice Staniszcza. Moi rodzice, kabaczek i ja. Upalny, lipcowy dzionek. I ten krótki odcinek, który przemierza się drezyną rowerową!
Owa drezyna to bardzo sprytne urządzenie. Pedałuje się całkiem nietrudno, jest miejsce na bagaż. Chciałoby się takowy pojazd wypożyczyć i wyruszyć na wycieczkę na tydzień! Spać w polach, lasach i opuszczonych stacyjkach! I kolejnego dnia ruszać dalej. Ech... rozmarzyłam się
Tymczasem ruszamy na naszą mini wyprawę. Wspomnę jeszcze, że celowo wybraliśmy środek tygodnia - żeby nie było tłumów. Patrząc na zdjęcia w internecie to tutaj nieraz z drezyn tworzą się całe pociągi i wszyscy muszą jechać na kupie. Dziś jesteśmy tylko my i jakaś pani z synem. Oni traktują przejażdżkę raczej wyczynowo, więc od razu znikają w oddali. Mamy więc to szczęście, że jedziemy sobie zupełnie sami!!!!!
Na początku mijamy brzeziniak.
Potem są mosty. Jeden taki normalny drogowy...
... a drugi stary, ceglany, łukowaty i utopiony w zielonościach.
Podobnego kształtu tunelik, ale utworzony z drzew!
W takich urokliwych klimatach mija nam spora część drogi.
Lubię bardzo takie torowiska, gdzie tylko czasem wyłazi jakaś łacha żwirku!
A tu koniec trasy. Trzeba odwrócić drezynkę (jest na to specjalny mechanizm) i ruszyć w stronę przeciwną.
Tu jedziemy terenami bardziej odkrytymi i możemy się cieszyć szerokim widokiem i ciepłym wiatrem smagającym nasze pyski!
W dole, poniżej nasypu, migają nam zabudowania wsi.
Czasem prawie zderzamy się z motylem.
Tak docieramy do drugiego końca trasy - mostu nad Małą Panwią. Wjazd na most niestety jest zablokowany. Szkoda, bo jest w całkiem dobrym stanie i fajnie by się przez niego jechało.
Pozostaje więc zaparkować nasz pojazd i na dalsze oględziny wybrać się pieszo.
A tą malowniczą, rudą rzeką spływaliśmy sobie rok temu! Dziś też spotykamy tu kajakarzy.
Nasz uroczy pojazd odpoczywa w cieniu przed mostem
Wracamy w stronę stacyjki. Niektórzy z ekipy się kładą na torach, aby się nacieszyć ich rdzawym aromatem.
Jakby ktoś się chciał wybrać i pojeździć tymi miłymi drezynami to tutaj znajdzie namiary:
Rzut oka na różne bocznice i rozjazdy. Dziś tu nawet drezyną już nie pojeździ - wszystko we władaniu młodego zagajnika!
Jest nawet bunkierek.
I coś dla miłosników niuchania w starych podkładach!
Sama stacyjka też się miło prezentuje.
Udaje się zajrzeć do środka.
Najciekawsze jak zwykle bywają strychy.
Opuszczony domek dla lalek na opuszczonej stacyjce... Ale ktoś kiedyś włożył roboty, aby ukulać taką cudną konstrukcję!
Budynki gospodarcze przy dawnej stacyjce.
Ważne udogodnienie dla pasażerów. Obecnie to kwestia zupełnie pomijana... Remonty stacyjek zazwyczaj łączą się z rozbieraniem tego typu przybytków, powieszeniu kłódki (bo stare jest nieestetyczne) i potem jest udawanie, że problem nie istnieje...
Jest też w pobliżu kolejowa zabawka dla dzieci. Kabaczę jest już niestety za duże i nie udaje się jej wdusić do lokomotywki
A w pobliskim brzeziniaku rozłożyła się hamakarnia!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lipcu 2023!
Na tyle nam się spodobało takie przemierzanie zarosłych torowisk, że zaczęliśmy szukać opcji - gdzie by to można powtórzyć. I padło na przystacyjne okolice Staniszcza. Moi rodzice, kabaczek i ja. Upalny, lipcowy dzionek. I ten krótki odcinek, który przemierza się drezyną rowerową!
Owa drezyna to bardzo sprytne urządzenie. Pedałuje się całkiem nietrudno, jest miejsce na bagaż. Chciałoby się takowy pojazd wypożyczyć i wyruszyć na wycieczkę na tydzień! Spać w polach, lasach i opuszczonych stacyjkach! I kolejnego dnia ruszać dalej. Ech... rozmarzyłam się
Tymczasem ruszamy na naszą mini wyprawę. Wspomnę jeszcze, że celowo wybraliśmy środek tygodnia - żeby nie było tłumów. Patrząc na zdjęcia w internecie to tutaj nieraz z drezyn tworzą się całe pociągi i wszyscy muszą jechać na kupie. Dziś jesteśmy tylko my i jakaś pani z synem. Oni traktują przejażdżkę raczej wyczynowo, więc od razu znikają w oddali. Mamy więc to szczęście, że jedziemy sobie zupełnie sami!!!!!
Na początku mijamy brzeziniak.
Potem są mosty. Jeden taki normalny drogowy...
... a drugi stary, ceglany, łukowaty i utopiony w zielonościach.
Podobnego kształtu tunelik, ale utworzony z drzew!
W takich urokliwych klimatach mija nam spora część drogi.
Lubię bardzo takie torowiska, gdzie tylko czasem wyłazi jakaś łacha żwirku!
A tu koniec trasy. Trzeba odwrócić drezynkę (jest na to specjalny mechanizm) i ruszyć w stronę przeciwną.
Tu jedziemy terenami bardziej odkrytymi i możemy się cieszyć szerokim widokiem i ciepłym wiatrem smagającym nasze pyski!
W dole, poniżej nasypu, migają nam zabudowania wsi.
Czasem prawie zderzamy się z motylem.
Tak docieramy do drugiego końca trasy - mostu nad Małą Panwią. Wjazd na most niestety jest zablokowany. Szkoda, bo jest w całkiem dobrym stanie i fajnie by się przez niego jechało.
Pozostaje więc zaparkować nasz pojazd i na dalsze oględziny wybrać się pieszo.
A tą malowniczą, rudą rzeką spływaliśmy sobie rok temu! Dziś też spotykamy tu kajakarzy.
Nasz uroczy pojazd odpoczywa w cieniu przed mostem
Wracamy w stronę stacyjki. Niektórzy z ekipy się kładą na torach, aby się nacieszyć ich rdzawym aromatem.
Jakby ktoś się chciał wybrać i pojeździć tymi miłymi drezynami to tutaj znajdzie namiary:
Rzut oka na różne bocznice i rozjazdy. Dziś tu nawet drezyną już nie pojeździ - wszystko we władaniu młodego zagajnika!
Jest nawet bunkierek.
I coś dla miłosników niuchania w starych podkładach!
Sama stacyjka też się miło prezentuje.
Udaje się zajrzeć do środka.
Najciekawsze jak zwykle bywają strychy.
Opuszczony domek dla lalek na opuszczonej stacyjce... Ale ktoś kiedyś włożył roboty, aby ukulać taką cudną konstrukcję!
Budynki gospodarcze przy dawnej stacyjce.
Ważne udogodnienie dla pasażerów. Obecnie to kwestia zupełnie pomijana... Remonty stacyjek zazwyczaj łączą się z rozbieraniem tego typu przybytków, powieszeniu kłódki (bo stare jest nieestetyczne) i potem jest udawanie, że problem nie istnieje...
Jest też w pobliżu kolejowa zabawka dla dzieci. Kabaczę jest już niestety za duże i nie udaje się jej wdusić do lokomotywki
A w pobliskim brzeziniaku rozłożyła się hamakarnia!
Pozdrawiamy! Tacy byliśmy w lipcu 2023!
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33878
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: buba na drezynie
To było dawno temu... Pewnie jeszcze w poprzednim tysiącleciu, a jeśli w tym, to na początku. Pierwszy maj, stacja BKL Majdan Główny.
Odzyskany z jakiejś cukrowni parowozik LAS pod parą (poważny parowóz Kp4 jeszcze przed remontem leży rozkawałkowany gdzieś w pokrzywach pod płotem), platforma do przewozu drewna stosowego z kupką węgla robi za tender, za nim doczepiony jeden odkryty wagon, bo więcej LASek nie pociągnie.
W wagoniku oficjele, bo to otwarcie sezonu ciuchciowego! Jest prasa a nawet lokalna, rzeszowska telewizja. Cała stacja wypełniona turystami czekającymi już na pierwszy kursowy przejazd, który odbędzie się po tym uroczystym początku. Właśnie podpinana jest spalinowa lokomotywa, zwana od miejsca powstania Rumunem, do długiego węża wagonów.
Orkiestry wprawdzie nie ma, ale jest mikrofon, ktoś przemawia, ktoś przymierza czerwoną czapkę bo za chwile jako honorowy zawiadowca stacji dokona honorowego startu sezonu. LASek, choć wygląda jak duża zabawka, to posapuje jak stary parowóz, a i gwizd ma poważny! No i ten komin, jak z westernu, z bulwiastym zakończeniem. Te cebulaste zakończenie komina to odiskrownik wyszabrowany na jakiejś stacji w Rumunii przez przyjaciół bieszczadzkiej ciuchci z czeskiej Pragi. Ponieważ o przystąpieniu do układu z Schengen jeszcze w Polsce nikomu nawet się nie śniło, to przyczepka z odiskrownikiem wzbudzała duże zainteresowanie celników na kolejnych granicach. Pół biedy gdy to był tylko tranzyt, ale na granicy w Palocie, przed wjazdem z tym dziwnym ładunkiem do Polski, zaczęły się poważniejsze kłopoty. A gdzie jakaś faktura na to, gdzie stosowne zezwolenia, no i co to właściwie jest?
- Mieszalnik od starego typu betoniarki, w Polsce nie do zdobycia. Obiecałem przywieźć kumplowi Frankowi z Komańczy, bo jeden znajomy spod Spiskiego Nowego Miasta to chciał to na złom oddać... Jaka faktura? Mam gdzieś paragon na litrową borowiczkę, bo tyle to nas kosztowało - Aleś w takich tyradach jest niezastąpiony.
Albo elokwencja Alesia, albo sitka z pobrzękującą zawartością dyskretnie postawiona z boku kontenera celnego spowodowały, że za dwa kwadranse bańka z komina parowozu via Radoszyce dotarła do Majdanu.
Długo zresztą na parowozie nie pojeździła, bo na jakimś zdjęciu zobaczył to ktoś z Nadzoru Transportu Kolejowego i zrobiła się mała aferka...
Ale tego dnia jeszcze dodawała kowbojskiego klimatu LASkowi przed startem do pierwszego w tym sezonie kursu.
I właśnie wtedy, nagle i niespodziewanie, rozległ się jakiś warkot, ktoś darł się UUUWAAAGAAA!, a po zmiennej tonacji tego wrzasku spowodowanej akustycznym efektem doplerowskim, można było się domyślić, że osoba wydająca ten okrzyk przybliża się do stacji, a w zasadzie na nią wjeżdża, i to bardzo szybko!
To była drezyna, i to drezyna o statusie EXPRESS! Śmignęła przez zatłoczoną stację i tylko cudem można tłumaczyć brak ofiar wśród czekających turystów. Zresztą to była kumulacja cudów, bo ta drezyna na początku Żubraczego musiała przemknąć przez przejazd na ruchliwej tego dnia drodze, a już całkowicie niewytłumaczalnym jest jak jej udało się przejechać na przestrzał przez stację nie wpadając na żaden ze stojących tam pociągów, z których jeden był w trakcie przetaczania i dyżurny stacyjny ciągle manewrował zwrotnicami toru głównego i kilku bocznych. Ale widać gościowi siedzącemu na tym amatorsko skleconym pojeździe nie dane było tego dnia zginąć. Szalony drezynowiec może sobie zapisać owe szczęście niewątpliwie po stronie pozytywów, ale tak do końca pozytywnie dzień mu się nie skończył. Policja zabezpieczająca uroczystość momentalnie swym UAZem na sygnale pojechała drogą w stronę Cisnej, drogą, która na tym odcinku idzie równolegle do torowiska. Ostatnim elementem szczęścia było bezpieczne przejechanie przez kolejny przejazd drogowy, ale kilkaset metrów później udało się jadącemu (bo przecież nie kierującemu!) pojazd zatrzymać, a policjantom zatrzymać jego.
Część osób na stacji chyba nawet nie zorientowało się co tu przed chwilą zaszło, ale świetnie był w tym zorientowany pan Staszek, kolejkowy zawiadowca stacji, który dostał ataku nerwowego za przyczyną którego nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa a tylko trząsł się i płakał jak na pogrzebie najbliższej osoby.
I gdzie tkwi geneza tego nieszczęśliwego zdarzenia o szczęśliwym zakończeniu?
Pewien mieszkaniec Woli Michowej, miłośnik kolejki a przy tym złota rączka, zmajstrował sobie drezynę spalinową napędzaną silniczkiem od WSKi, a może motopompy... I jeździł sobie bezpiecznie od Woli do Maniowa, po torowisku zupełnie już wyłączonym w tamtym okresie z eksploatacji. Pociąg, ani nawet duża drezyna, tam by nie przejechał, ale jego malutki podeścik z desek przytwierdzony do wózka od lekkiego wagoniku, z silniczkiem, śmigał po równym i oczyszczonym z przeszkód torowisku. Ale tego dnia z okazji pięknej pogody śmiałek postanowił pojechać dalej, aż do Balnicy. I dopiął swego, ale tyle trudu w to włożył, w ciągłe usuwanie krzaków i gałęzi, podpychanie na większych podjazdach swego pojazdu, że na przełęczy stwierdził, iż łatwiej i bezpieczniej będzie zjechać na drugą stronę, do Cisnej, bo torowisko tam jest przygotowane do jazdy rozkładowej pociągów, i żadne niespodzianki go nie powinny spotkać. Ale zapomniał, a może się nie domyślił, że tego dnia odbywa się w Majdanie inauguracja sezonu! Na dodatek nie wiedział, a może wiedział i zlekceważył fakt iż spadki w stronę Cisnej są większe i dłuższe niż od Balnicy do Maniowa. Na dodatek hamulec z płaskownika i klocka bukowego rozleciał się mu na samym początku zjazdu, łańcuch napędowy przy próbie hamowania silnikiem spadł z zębatki, i sytuacja wymknęła się spod kontroli...
Zawiadowca Staszek do dziś dostaje drżączki na wspomnienie tamtej "przygody".
No więc, buba, szalej na drezynach, bo to duża frajda, ale z umiarem! Zwłaszcza gdy kabaczek na pokładzie!
Odzyskany z jakiejś cukrowni parowozik LAS pod parą (poważny parowóz Kp4 jeszcze przed remontem leży rozkawałkowany gdzieś w pokrzywach pod płotem), platforma do przewozu drewna stosowego z kupką węgla robi za tender, za nim doczepiony jeden odkryty wagon, bo więcej LASek nie pociągnie.
W wagoniku oficjele, bo to otwarcie sezonu ciuchciowego! Jest prasa a nawet lokalna, rzeszowska telewizja. Cała stacja wypełniona turystami czekającymi już na pierwszy kursowy przejazd, który odbędzie się po tym uroczystym początku. Właśnie podpinana jest spalinowa lokomotywa, zwana od miejsca powstania Rumunem, do długiego węża wagonów.
Orkiestry wprawdzie nie ma, ale jest mikrofon, ktoś przemawia, ktoś przymierza czerwoną czapkę bo za chwile jako honorowy zawiadowca stacji dokona honorowego startu sezonu. LASek, choć wygląda jak duża zabawka, to posapuje jak stary parowóz, a i gwizd ma poważny! No i ten komin, jak z westernu, z bulwiastym zakończeniem. Te cebulaste zakończenie komina to odiskrownik wyszabrowany na jakiejś stacji w Rumunii przez przyjaciół bieszczadzkiej ciuchci z czeskiej Pragi. Ponieważ o przystąpieniu do układu z Schengen jeszcze w Polsce nikomu nawet się nie śniło, to przyczepka z odiskrownikiem wzbudzała duże zainteresowanie celników na kolejnych granicach. Pół biedy gdy to był tylko tranzyt, ale na granicy w Palocie, przed wjazdem z tym dziwnym ładunkiem do Polski, zaczęły się poważniejsze kłopoty. A gdzie jakaś faktura na to, gdzie stosowne zezwolenia, no i co to właściwie jest?
- Mieszalnik od starego typu betoniarki, w Polsce nie do zdobycia. Obiecałem przywieźć kumplowi Frankowi z Komańczy, bo jeden znajomy spod Spiskiego Nowego Miasta to chciał to na złom oddać... Jaka faktura? Mam gdzieś paragon na litrową borowiczkę, bo tyle to nas kosztowało - Aleś w takich tyradach jest niezastąpiony.
Albo elokwencja Alesia, albo sitka z pobrzękującą zawartością dyskretnie postawiona z boku kontenera celnego spowodowały, że za dwa kwadranse bańka z komina parowozu via Radoszyce dotarła do Majdanu.
Długo zresztą na parowozie nie pojeździła, bo na jakimś zdjęciu zobaczył to ktoś z Nadzoru Transportu Kolejowego i zrobiła się mała aferka...
Ale tego dnia jeszcze dodawała kowbojskiego klimatu LASkowi przed startem do pierwszego w tym sezonie kursu.
I właśnie wtedy, nagle i niespodziewanie, rozległ się jakiś warkot, ktoś darł się UUUWAAAGAAA!, a po zmiennej tonacji tego wrzasku spowodowanej akustycznym efektem doplerowskim, można było się domyślić, że osoba wydająca ten okrzyk przybliża się do stacji, a w zasadzie na nią wjeżdża, i to bardzo szybko!
To była drezyna, i to drezyna o statusie EXPRESS! Śmignęła przez zatłoczoną stację i tylko cudem można tłumaczyć brak ofiar wśród czekających turystów. Zresztą to była kumulacja cudów, bo ta drezyna na początku Żubraczego musiała przemknąć przez przejazd na ruchliwej tego dnia drodze, a już całkowicie niewytłumaczalnym jest jak jej udało się przejechać na przestrzał przez stację nie wpadając na żaden ze stojących tam pociągów, z których jeden był w trakcie przetaczania i dyżurny stacyjny ciągle manewrował zwrotnicami toru głównego i kilku bocznych. Ale widać gościowi siedzącemu na tym amatorsko skleconym pojeździe nie dane było tego dnia zginąć. Szalony drezynowiec może sobie zapisać owe szczęście niewątpliwie po stronie pozytywów, ale tak do końca pozytywnie dzień mu się nie skończył. Policja zabezpieczająca uroczystość momentalnie swym UAZem na sygnale pojechała drogą w stronę Cisnej, drogą, która na tym odcinku idzie równolegle do torowiska. Ostatnim elementem szczęścia było bezpieczne przejechanie przez kolejny przejazd drogowy, ale kilkaset metrów później udało się jadącemu (bo przecież nie kierującemu!) pojazd zatrzymać, a policjantom zatrzymać jego.
Część osób na stacji chyba nawet nie zorientowało się co tu przed chwilą zaszło, ale świetnie był w tym zorientowany pan Staszek, kolejkowy zawiadowca stacji, który dostał ataku nerwowego za przyczyną którego nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa a tylko trząsł się i płakał jak na pogrzebie najbliższej osoby.
I gdzie tkwi geneza tego nieszczęśliwego zdarzenia o szczęśliwym zakończeniu?
Pewien mieszkaniec Woli Michowej, miłośnik kolejki a przy tym złota rączka, zmajstrował sobie drezynę spalinową napędzaną silniczkiem od WSKi, a może motopompy... I jeździł sobie bezpiecznie od Woli do Maniowa, po torowisku zupełnie już wyłączonym w tamtym okresie z eksploatacji. Pociąg, ani nawet duża drezyna, tam by nie przejechał, ale jego malutki podeścik z desek przytwierdzony do wózka od lekkiego wagoniku, z silniczkiem, śmigał po równym i oczyszczonym z przeszkód torowisku. Ale tego dnia z okazji pięknej pogody śmiałek postanowił pojechać dalej, aż do Balnicy. I dopiął swego, ale tyle trudu w to włożył, w ciągłe usuwanie krzaków i gałęzi, podpychanie na większych podjazdach swego pojazdu, że na przełęczy stwierdził, iż łatwiej i bezpieczniej będzie zjechać na drugą stronę, do Cisnej, bo torowisko tam jest przygotowane do jazdy rozkładowej pociągów, i żadne niespodzianki go nie powinny spotkać. Ale zapomniał, a może się nie domyślił, że tego dnia odbywa się w Majdanie inauguracja sezonu! Na dodatek nie wiedział, a może wiedział i zlekceważył fakt iż spadki w stronę Cisnej są większe i dłuższe niż od Balnicy do Maniowa. Na dodatek hamulec z płaskownika i klocka bukowego rozleciał się mu na samym początku zjazdu, łańcuch napędowy przy próbie hamowania silnikiem spadł z zębatki, i sytuacja wymknęła się spod kontroli...
Zawiadowca Staszek do dziś dostaje drżączki na wspomnienie tamtej "przygody".
No więc, buba, szalej na drezynach, bo to duża frajda, ale z umiarem! Zwłaszcza gdy kabaczek na pokładzie!
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
Re: buba na drezynie
Fajna historia, ale bez hamulców to bym jechac nie chciala!
A z drugiej strony ciekawe, że w Polsce jest tyle nieuzywanych zarastających linii kolejowych - aż dziwne, że proceder z wlasnorecznie skleconymi drezynami i karczowaniem torów pod swoją zabawkę nie jest bardziej popularny!
A z drugiej strony ciekawe, że w Polsce jest tyle nieuzywanych zarastających linii kolejowych - aż dziwne, że proceder z wlasnorecznie skleconymi drezynami i karczowaniem torów pod swoją zabawkę nie jest bardziej popularny!
Re: buba na drezynie
Zapewne wszystko rozbija się o przepisy i procedury ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33878
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: buba na drezynie
Bieszczadzka ciuchcia początkowo podlegała pod Polskie Koleje Linowe i był jako taki spokój jeśli chodzi o przeróżne wymagania formalne. Ale później przeszła pod "opiekę" Nadzoru Transportu Kolejowego i zaczęły się schody, bo nie było specjalnych wymagań dla kolejek wąskotorowych i trzeba było spełniać wszystko co było w przepisach dla kolei normalnotorowych. Zarówno jeśli chodzi o torowisko jak i same pojazdy oraz ich obsługę. To było bardzo upierdliwe zwłaszcza jeśli chodzi o maszynistów, ich szkolenia, badania itp.
Na szczęście jeśli chodzi o BKL to jest tylu zapaleńców i taki przerób turystów, że znajdują się środki i ludzie by temu podołać. Inne, mniejsze kolejki jednak to dobiło i przestały kursować.
Tak było dość dawno temu, bo mam te wspomnienia z czasów gdy byłem bieszczadzkim oberkolejarzem, czyli z końca pierwszej dekady tego stulecia. Teraz prezes zarządu fundacji BKL jest już na etacie (bo ja pełniłem tę funkcję społecznie) i to jest gwarancją tego, że bieszczadzka ciuchcia jeszcze trochę pojeździ. Jednak z drugiej strony to po awarii torowiska na odcinku od Dołżycy do Przysłupia już kilka lat odcinek ten jest zamknięty, bo koszty doprowadzenia go do wymogów przepisów są ogromne, a obostrzenia dotknięcia czegokolwiek łopatą z uwagi na N2000 i otulinę BdPN są trudne do przeskoczenia. O przedłużeniu kursów do Wetliny już chyba przestano marzyć.
Dodam jeszcze, że dużo dłuższy odcinek torowiska za "mojej kadencji" został wyremontowany i przez jeden sezon kolejka kursowo jeździła nie tylko do Balnicy, jak obecnie, ale przez Maniów, Wolę Michową do Smolnika. W następnym sezonie można było jeszcze pojechać tam na specjalne zamówienie, a teraz to już krzaczory zarosły torowisko i brak nadziei żeby tam kiedyś można było ciuchcią się wybrać. Dlaczego? Bo kurs do Smolnika to było prawie trzy godziny jazdy, a podróż w dwie strony to w zasadzie cały dzień. Nie było chętnych...
A wracając do drezyn, to na placu w Majdanie stoi takich rowerowych chyba z pięć, zakupionych przez FBKL pewnie z dziesięć lat temu z nadzieją, że jak już będzie sprzęt to stosowne zezwolenia łatwiej będzie uzyskać. No ale niestety... Duże spadki, wielokrotne przejazdy torowisk przez drogi spowodowały że raczej to nigdy się nie spełni.
Można jednak przejechać się w Bieszczadach drezyną rowerową, i to po torach o normalnym rozstawie. Wydzierżawione została nieczynna nitka linii kolejowej Zagórz - Krościenko i na razie od Zagórza do Uherców Mineralnych w sezonie turystycznym można spróbować namiastki takiej atrakcji. To raczej typowo komercyjne przedsięwzięcie dla tych co z wypiekami na twarzy wspominają lektury, od Gerharda po Potockiego, kreujące legendę "dzikich i okrutnych" terytoriów. Dla podniesienia emocji można sobie zamówić napad na drezynę przez tołhai lub innych "zakapiorów". Wtajemniczeni twierdzą, że taki napad za specjalną dopłatą może obejmować też gwałt lub wieszanie...
Na szczęście jeśli chodzi o BKL to jest tylu zapaleńców i taki przerób turystów, że znajdują się środki i ludzie by temu podołać. Inne, mniejsze kolejki jednak to dobiło i przestały kursować.
Tak było dość dawno temu, bo mam te wspomnienia z czasów gdy byłem bieszczadzkim oberkolejarzem, czyli z końca pierwszej dekady tego stulecia. Teraz prezes zarządu fundacji BKL jest już na etacie (bo ja pełniłem tę funkcję społecznie) i to jest gwarancją tego, że bieszczadzka ciuchcia jeszcze trochę pojeździ. Jednak z drugiej strony to po awarii torowiska na odcinku od Dołżycy do Przysłupia już kilka lat odcinek ten jest zamknięty, bo koszty doprowadzenia go do wymogów przepisów są ogromne, a obostrzenia dotknięcia czegokolwiek łopatą z uwagi na N2000 i otulinę BdPN są trudne do przeskoczenia. O przedłużeniu kursów do Wetliny już chyba przestano marzyć.
Dodam jeszcze, że dużo dłuższy odcinek torowiska za "mojej kadencji" został wyremontowany i przez jeden sezon kolejka kursowo jeździła nie tylko do Balnicy, jak obecnie, ale przez Maniów, Wolę Michową do Smolnika. W następnym sezonie można było jeszcze pojechać tam na specjalne zamówienie, a teraz to już krzaczory zarosły torowisko i brak nadziei żeby tam kiedyś można było ciuchcią się wybrać. Dlaczego? Bo kurs do Smolnika to było prawie trzy godziny jazdy, a podróż w dwie strony to w zasadzie cały dzień. Nie było chętnych...
A wracając do drezyn, to na placu w Majdanie stoi takich rowerowych chyba z pięć, zakupionych przez FBKL pewnie z dziesięć lat temu z nadzieją, że jak już będzie sprzęt to stosowne zezwolenia łatwiej będzie uzyskać. No ale niestety... Duże spadki, wielokrotne przejazdy torowisk przez drogi spowodowały że raczej to nigdy się nie spełni.
Można jednak przejechać się w Bieszczadach drezyną rowerową, i to po torach o normalnym rozstawie. Wydzierżawione została nieczynna nitka linii kolejowej Zagórz - Krościenko i na razie od Zagórza do Uherców Mineralnych w sezonie turystycznym można spróbować namiastki takiej atrakcji. To raczej typowo komercyjne przedsięwzięcie dla tych co z wypiekami na twarzy wspominają lektury, od Gerharda po Potockiego, kreujące legendę "dzikich i okrutnych" terytoriów. Dla podniesienia emocji można sobie zamówić napad na drezynę przez tołhai lub innych "zakapiorów". Wtajemniczeni twierdzą, że taki napad za specjalną dopłatą może obejmować też gwałt lub wieszanie...
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
Re: buba na drezynie
Pamiętam jedna taka opowiesc znajomego - historia sprzed jakis 20 lat zwiazana własnie z jakims takim turystycznym pociagiem. Turysci sobie jechali a tu nagle napad Indian! Na koniach, w pióropuszach, w maskach na twarzy i w barwach wojennych, z łukami! Piekne widowisko! Turysci zachwyceni! Fotki se robią, babki piszczą, dzieci się śmieją! Indianie domagaja sie aby oddawac portfele, telefony, aparaty. Turysci ochoczo pooddawali a Indianie oddalili sie w strone lasu. Na mecie wycieczki turysci idą do kasy i pytają gdzie mogą odzyskac swoje rzeczy. Babka z kasy "Jakie rzeczy? O co chodzi? Jaki napad Indian???" Nie, nie bylo tego w programie...." Indian wiecej nie napotkano...Można jednak przejechać się w Bieszczadach drezyną rowerową, i to po torach o normalnym rozstawie. Wydzierżawione została nieczynna nitka linii kolejowej Zagórz - Krościenko i na razie od Zagórza do Uherców Mineralnych w sezonie turystycznym można spróbować namiastki takiej atrakcji. To raczej typowo komercyjne przedsięwzięcie dla tych co z wypiekami na twarzy wspominają lektury, od Gerharda po Potockiego, kreujące legendę "dzikich i okrutnych" terytoriów. Dla podniesienia emocji można sobie zamówić napad na drezynę przez tołhai lub innych "zakapiorów". Wtajemniczeni twierdzą, że taki napad za specjalną dopłatą może obejmować też gwałt lub wieszanie...
Biorąc pod uwagę znajomego - bardzo dokładnie znał szczegóły tejże sytuacji. A znając go trochę - na bank nie był turystą... Mam wiec pewne podejrzenia jaką rolę tam pełnił...
Re: buba na drezynie
Ostatnio tak modne oszustwa "na wnuczka", "na policjanta" czy "na inkasenta" okazują się miałkie w porównaniu z tą akcją "na Indian".
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.