Męczące jeno prostatyków... Młodzi'm to nie przeszkadza.
Gdzieś na Dolnym Śląsku
Moderator: Moderatorzy
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33878
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Wszystkie poniższe relacje z Nowej Rudy pochodzą z wyjazdu w styczniu 2022:
W Nowej Rudzie postanawiamy się pokręcić po terenach nieczynnej kopalni. Ponoć była to pierwsza kopalnia węgla kamiennego na terenach obecnej Polski i reklamują ją również jako jedną z najbardziej niebezpiecznych i wybuchowych w Europie, np. w 1941 roku podziemny wyrzut gazów i skał zabił tu 187 górników (więcej o tym na forum straznicyczasu - tutaj: http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic. ... 37&t=13478)
Nie tylko węglem szczyciła się Nowa Ruda. Odkryto tu także złoża łupku ogniotrwałego, który był na miejscu specjalnie oczyszczany i wyprażany w pieco-kominkach o ciekawych kształtach.
W latach 90 tych losy kopalni potoczyły się klasycznie - okazała się nierentowna, niepotrzebna, wszystko nagle przestało działać jak trzeba, więc została zlikwidowana. Obecnie fraza "Kopalnia w Nowej Rudzie" kojarzy się głównie z obecnym tam muzeum i podziemną trasą turystyczną, gdzie wędruje się z przewodnikiem i chyba nawet można pojeździć podziemną kolejką. Nas jednak głównie interesują tereny rozciągające się kawałek dalej, gdzie zostały hałdy i szumi młody las nafaszerowanych mniejszymi i większymi ruinkami.
Póki co oddalamy się od centrum miasta, kierując na obrzeża. Mijamy ogrodzenie, ponoć dawnej szkoły górniczej. Tak nam mówił przynajmniej jeden koleś zza płotu.
Jest też orzeł z pozyskaną świetlistą koroną.
Ozdobny mur z ceglastych elementów. Nie wiem jakie miejsce niegdyś ozdabiał, ale sugeruje, że idziemy w dobrą stronę.
Tu chyba bardziej współczesne pieczątki i szlaki.
Zza węgła jakiegoś opuszczonego budynku wygląda szyb.
To póki co ta część muzealna, ale prezentuje się nadpodziw sympatycznie. Pomnik górnika.
Pomnik kolejki.
Gdzieś tu pewnie wpuszczają pod ziemie wycieczki.
Zaglądam do otwartego budynku. Sklepik z pamiątkami, kasa, trochę eksponatów. Jakby kogoś interesowała dokładniejsza historia kopalni:
Wiszą różne odezwy, mające sprowadzić styl życia górnika na właściwe tory. Ciekawe czy działało? I górnik po przeczytaniu tabliczki od razu tracił smaka na piwo i biegł do lekarza?
Kolekcja sztandarów. Mniej i bardziej bojowych.
No to byłoby na tyle ze zwiedzania miejsc turystycznie udostępnionych. Na zorganizowaną wycieczkę podziemną się nie wybieramy - nie bardzo mamy czas a innych planów dużo. Poza tym kabak chyba by nas zabił, jakby się dowiedziała, że jeździliśmy podziemną kolejką bez niej
Tunel do innego świata.
Można też chyba schodami.
Za tunelem otwiera się pusta przestrzeń. Taka zbyt pusta... Czuć wyraźnie w powietrzu jeszcze nie do końca wymazane z czasoprzestrzeni budynki. Ziemia pachnie postindustrialem. Bardzo charakterystyczny zapach - ni to żwiru, ni to nadpalonego kabla, ni to starego jutowego worka, w którym zostało trochę pyłu po węglu. Trochę jak aromat smaru, trochę rdzy, trochę zawilgłego betonu. Taki ogólnie zapach przygody, podpowiadający: "zaraz znajdziesz coś ciekawego, chyba że to najpierw cieć pilnujący terenu znajdzie ciebie"
Nie wiem dlaczego, ale jest to jeden z terenów pokopalnianych o bardziej mrocznej atmosferze. Z każdego zakamarka wyziera tu jakiś smutek, jednocześnie z lekka podprawiony niepokojem. W podobnych miejscach w Bytomiu czy Wałbrzychu nigdy nie miałam takich odczuć, nawet włócząc sie samotnie. Bardziej posępne wrażenie chyba robiła jedynie kopalnia im. Izotowa z Nikitowki ( https://photos.google.com/share/AF1QipO ... NUUGdZUUF3 )
Jedyny zachowany budynek (z gatunku dużych) przypomina nieco wieżowiec. Ale to tak na pierwszy rzut oka. Troszkę dokładniejsze oględziny - i widać, że to coś raczej nie mieszkalne dla ludzi. Tu miał mieszkać prąd Miała tu być jego centralna rozdzielnia. Budynek nigdy jednak nie pełnił swojej funkcji, bo nie został ukończony. Jak zaczęli go budować w latach 90 tych, tak i przerwali i porzucili. No bo wtedy kopalnia upadła, więc już nie było jakiego prądu rozdzielać i po co.
Lód w podobnym stanie jak beton. Kompozycja spójna
Główny nasz cel to hałda! Wyleźć na górę i się rozejrzeć. Czarny szczyt w naszą stronę opada bardzo stromym zboczem, pewnie by i tu wlazł, ale trochę się obawiamy czy to się nam na łeb nie osypie. Idziemy więc drogą jezdną zupełnie naokoło.
Całkiem pokaźna górka z tej naszej hałdy! Widoki wokół cieszą oko. Robimy sobie mały piknik, obserwując okoliczne szczyty, zarówno te płowe, jak i te pocukrowane śniegiem.
Jest nawet jeden duży jęzor śniegu!
W dolinach śmigają pociagi...
Strome zbocza odległych kamieniołomów...
I snują się dymy! Tak... To jedna z moich ulubionych rzeczy w czasie zimowych włóczęg. Nawet tak nazywamy ten nasz zimowy cykl wyjazdów - "małe zadymione miasteczka". Pewnie wielu ludzi na tym etapie zacznie tupać z oburzenia, szczelniej się zamota w maseczki antysmogowe, zamknie okna i zacznie wygłaszać coś o substancjach smolistych, od których płuca zawiązują się w supeł. I ja nie twierdze, że to nieprawda. Sama prawda! Ale ja i tak uwielbiam dymy! Podziwiac wizualnie i wąchać! Patrzeć jak łamie się na nich światło i jak pełzają, wiją się, wirują... Jak przyjmują różne kształty i sprawiają wrażenie żywego organizmu. A może one potrafią być przyjazne i nie szkodzić? Ale tylko dla tych, którzy je szczerze pokochali, darząc sympatią i szacunkiem?
O tak... Nowa Ruda w kategorii moich zadymionych miasteczek stanęła na wysokości zadania i spełniła oczekiwania na 200% Zapewne ten sympatyczny punkt widokowy miał w tym też spory swój udział!
I tak... Odłożyć na chwilę i zapomnieć slogany "smog to zło", "wymień swój piec", itp. I spojrzeć z boku. Z dystansu. Bez tych wszystkich cywilizacyjnych obciążeń. Jakby się było przybyszem z innej planety, który zwiedza nasz świat i obserwuje ciekawe zjawisko. W tym naprawdę można odnaleźć piękno. Może nieoczywiste, może nie wpadające w klasyczne kanony, którymi jesteśmy nasączani od dziecka... Bo świat nie jest czarno - biały... Często bywa szary... jak ten dym!
"To za węgiel!" To chyba dobry toast siedząc na hałdzie dawnej kopalni i patrząc na wyziewy z miejskich kominów??
Gdzieś na hałdzie. Takowa tasiemka. Karagana to jakaś syberyjska roślina. Ktoś ją tu specjalnie posadził? Ładnie by było jakby się rozrosła, a żółte kwiaty pokryły całe wzgórze!
Przepusty pod drogą mają tu solidne, z daleka myśleliśmy, że to jakiś bunkier
Po krzakach rozsiane jest sporo betonowych pozostałości jakiś budowli. W większości już tak omszałych i zasypanych liśćmi, że łatwo można je przegapić.
W skarpie jednego ze wzgórz dostrzegamy bardzo intrygujący otwór. Nie wypada nie sprawdzić!
W środku widzimy taki korytarzyk. Nie wiem jak daleko prowadzi, bo po jakiś 5 metrach zaczyna być zalany. Gumiaki niestety zostały w domu, a moczyć butów przy tych temperaturach całkowicie nie mam ochoty.
Było wejście... I oczywiście zamurowali. A akurat nie zgraliśmy się w fazie z żadną dobrą duszą, która rozkuwa takie miejsca
Już, już mamy wracać do miasta, gdy rzuca się w oczy jeszcze jedna szczelina. Ładnie zamaskowana zwieszającą się trawą.
Na dole w dwie strony rozchodzą się małe korytarzyki o ceglastych sklepieniach.
Sufity mają tu całe w korzeniach.
Tym tunelem trzeba by się czołgać. Wieje z niego chłodem bardziej niż z innych. Może by tędy wlazł do kopalni na krzywy ryj?
Nieopodal stoja takowe kominki.
Widoczki w promieniach zachodzącego słońca.
Nieczynne piece do prażenia łupku. Szukaliśmy ich - i ni cholery... Ni ma... Niestety chyba już je rozebrali. Albo nie znaleźliśmy. Zdjęcie z Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Łupek_ogn ... a_Ruda.jpg
Czy gdzieś tutaj były te piece??? Zostały jakieś betonowe ściany jakby dawnych podpór, miejsce jakby trochę podobne...
Do Nowej Rudy znów wracamy tunelem pod torami. Ten jest jeszcze bardziej klimatyczny od poprzedniego.
I tak oto nam zeszło pół styczniowego dnia wśród żwiru hałd, błota tuneli, mchów, liści i rozległych widoków na sudeckie pagóry, wśród snujących się malowniczych dymów!
cdn
W Nowej Rudzie postanawiamy się pokręcić po terenach nieczynnej kopalni. Ponoć była to pierwsza kopalnia węgla kamiennego na terenach obecnej Polski i reklamują ją również jako jedną z najbardziej niebezpiecznych i wybuchowych w Europie, np. w 1941 roku podziemny wyrzut gazów i skał zabił tu 187 górników (więcej o tym na forum straznicyczasu - tutaj: http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic. ... 37&t=13478)
Nie tylko węglem szczyciła się Nowa Ruda. Odkryto tu także złoża łupku ogniotrwałego, który był na miejscu specjalnie oczyszczany i wyprażany w pieco-kominkach o ciekawych kształtach.
W latach 90 tych losy kopalni potoczyły się klasycznie - okazała się nierentowna, niepotrzebna, wszystko nagle przestało działać jak trzeba, więc została zlikwidowana. Obecnie fraza "Kopalnia w Nowej Rudzie" kojarzy się głównie z obecnym tam muzeum i podziemną trasą turystyczną, gdzie wędruje się z przewodnikiem i chyba nawet można pojeździć podziemną kolejką. Nas jednak głównie interesują tereny rozciągające się kawałek dalej, gdzie zostały hałdy i szumi młody las nafaszerowanych mniejszymi i większymi ruinkami.
Póki co oddalamy się od centrum miasta, kierując na obrzeża. Mijamy ogrodzenie, ponoć dawnej szkoły górniczej. Tak nam mówił przynajmniej jeden koleś zza płotu.
Jest też orzeł z pozyskaną świetlistą koroną.
Ozdobny mur z ceglastych elementów. Nie wiem jakie miejsce niegdyś ozdabiał, ale sugeruje, że idziemy w dobrą stronę.
Tu chyba bardziej współczesne pieczątki i szlaki.
Zza węgła jakiegoś opuszczonego budynku wygląda szyb.
To póki co ta część muzealna, ale prezentuje się nadpodziw sympatycznie. Pomnik górnika.
Pomnik kolejki.
Gdzieś tu pewnie wpuszczają pod ziemie wycieczki.
Zaglądam do otwartego budynku. Sklepik z pamiątkami, kasa, trochę eksponatów. Jakby kogoś interesowała dokładniejsza historia kopalni:
Wiszą różne odezwy, mające sprowadzić styl życia górnika na właściwe tory. Ciekawe czy działało? I górnik po przeczytaniu tabliczki od razu tracił smaka na piwo i biegł do lekarza?
Kolekcja sztandarów. Mniej i bardziej bojowych.
No to byłoby na tyle ze zwiedzania miejsc turystycznie udostępnionych. Na zorganizowaną wycieczkę podziemną się nie wybieramy - nie bardzo mamy czas a innych planów dużo. Poza tym kabak chyba by nas zabił, jakby się dowiedziała, że jeździliśmy podziemną kolejką bez niej
Tunel do innego świata.
Można też chyba schodami.
Za tunelem otwiera się pusta przestrzeń. Taka zbyt pusta... Czuć wyraźnie w powietrzu jeszcze nie do końca wymazane z czasoprzestrzeni budynki. Ziemia pachnie postindustrialem. Bardzo charakterystyczny zapach - ni to żwiru, ni to nadpalonego kabla, ni to starego jutowego worka, w którym zostało trochę pyłu po węglu. Trochę jak aromat smaru, trochę rdzy, trochę zawilgłego betonu. Taki ogólnie zapach przygody, podpowiadający: "zaraz znajdziesz coś ciekawego, chyba że to najpierw cieć pilnujący terenu znajdzie ciebie"
Nie wiem dlaczego, ale jest to jeden z terenów pokopalnianych o bardziej mrocznej atmosferze. Z każdego zakamarka wyziera tu jakiś smutek, jednocześnie z lekka podprawiony niepokojem. W podobnych miejscach w Bytomiu czy Wałbrzychu nigdy nie miałam takich odczuć, nawet włócząc sie samotnie. Bardziej posępne wrażenie chyba robiła jedynie kopalnia im. Izotowa z Nikitowki ( https://photos.google.com/share/AF1QipO ... NUUGdZUUF3 )
Jedyny zachowany budynek (z gatunku dużych) przypomina nieco wieżowiec. Ale to tak na pierwszy rzut oka. Troszkę dokładniejsze oględziny - i widać, że to coś raczej nie mieszkalne dla ludzi. Tu miał mieszkać prąd Miała tu być jego centralna rozdzielnia. Budynek nigdy jednak nie pełnił swojej funkcji, bo nie został ukończony. Jak zaczęli go budować w latach 90 tych, tak i przerwali i porzucili. No bo wtedy kopalnia upadła, więc już nie było jakiego prądu rozdzielać i po co.
Lód w podobnym stanie jak beton. Kompozycja spójna
Główny nasz cel to hałda! Wyleźć na górę i się rozejrzeć. Czarny szczyt w naszą stronę opada bardzo stromym zboczem, pewnie by i tu wlazł, ale trochę się obawiamy czy to się nam na łeb nie osypie. Idziemy więc drogą jezdną zupełnie naokoło.
Całkiem pokaźna górka z tej naszej hałdy! Widoki wokół cieszą oko. Robimy sobie mały piknik, obserwując okoliczne szczyty, zarówno te płowe, jak i te pocukrowane śniegiem.
Jest nawet jeden duży jęzor śniegu!
W dolinach śmigają pociagi...
Strome zbocza odległych kamieniołomów...
I snują się dymy! Tak... To jedna z moich ulubionych rzeczy w czasie zimowych włóczęg. Nawet tak nazywamy ten nasz zimowy cykl wyjazdów - "małe zadymione miasteczka". Pewnie wielu ludzi na tym etapie zacznie tupać z oburzenia, szczelniej się zamota w maseczki antysmogowe, zamknie okna i zacznie wygłaszać coś o substancjach smolistych, od których płuca zawiązują się w supeł. I ja nie twierdze, że to nieprawda. Sama prawda! Ale ja i tak uwielbiam dymy! Podziwiac wizualnie i wąchać! Patrzeć jak łamie się na nich światło i jak pełzają, wiją się, wirują... Jak przyjmują różne kształty i sprawiają wrażenie żywego organizmu. A może one potrafią być przyjazne i nie szkodzić? Ale tylko dla tych, którzy je szczerze pokochali, darząc sympatią i szacunkiem?
O tak... Nowa Ruda w kategorii moich zadymionych miasteczek stanęła na wysokości zadania i spełniła oczekiwania na 200% Zapewne ten sympatyczny punkt widokowy miał w tym też spory swój udział!
I tak... Odłożyć na chwilę i zapomnieć slogany "smog to zło", "wymień swój piec", itp. I spojrzeć z boku. Z dystansu. Bez tych wszystkich cywilizacyjnych obciążeń. Jakby się było przybyszem z innej planety, który zwiedza nasz świat i obserwuje ciekawe zjawisko. W tym naprawdę można odnaleźć piękno. Może nieoczywiste, może nie wpadające w klasyczne kanony, którymi jesteśmy nasączani od dziecka... Bo świat nie jest czarno - biały... Często bywa szary... jak ten dym!
"To za węgiel!" To chyba dobry toast siedząc na hałdzie dawnej kopalni i patrząc na wyziewy z miejskich kominów??
Gdzieś na hałdzie. Takowa tasiemka. Karagana to jakaś syberyjska roślina. Ktoś ją tu specjalnie posadził? Ładnie by było jakby się rozrosła, a żółte kwiaty pokryły całe wzgórze!
Przepusty pod drogą mają tu solidne, z daleka myśleliśmy, że to jakiś bunkier
Po krzakach rozsiane jest sporo betonowych pozostałości jakiś budowli. W większości już tak omszałych i zasypanych liśćmi, że łatwo można je przegapić.
W skarpie jednego ze wzgórz dostrzegamy bardzo intrygujący otwór. Nie wypada nie sprawdzić!
W środku widzimy taki korytarzyk. Nie wiem jak daleko prowadzi, bo po jakiś 5 metrach zaczyna być zalany. Gumiaki niestety zostały w domu, a moczyć butów przy tych temperaturach całkowicie nie mam ochoty.
Było wejście... I oczywiście zamurowali. A akurat nie zgraliśmy się w fazie z żadną dobrą duszą, która rozkuwa takie miejsca
Już, już mamy wracać do miasta, gdy rzuca się w oczy jeszcze jedna szczelina. Ładnie zamaskowana zwieszającą się trawą.
Na dole w dwie strony rozchodzą się małe korytarzyki o ceglastych sklepieniach.
Sufity mają tu całe w korzeniach.
Tym tunelem trzeba by się czołgać. Wieje z niego chłodem bardziej niż z innych. Może by tędy wlazł do kopalni na krzywy ryj?
Nieopodal stoja takowe kominki.
Widoczki w promieniach zachodzącego słońca.
Nieczynne piece do prażenia łupku. Szukaliśmy ich - i ni cholery... Ni ma... Niestety chyba już je rozebrali. Albo nie znaleźliśmy. Zdjęcie z Wikipedii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Łupek_ogn ... a_Ruda.jpg
Czy gdzieś tutaj były te piece??? Zostały jakieś betonowe ściany jakby dawnych podpór, miejsce jakby trochę podobne...
Do Nowej Rudy znów wracamy tunelem pod torami. Ten jest jeszcze bardziej klimatyczny od poprzedniego.
I tak oto nam zeszło pół styczniowego dnia wśród żwiru hałd, błota tuneli, mchów, liści i rozległych widoków na sudeckie pagóry, wśród snujących się malowniczych dymów!
cdn
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Ja bym to napisał odwrotnie
i wówczas byłoby bliższe realiów naszego kraju...ZŁA PRACA + UTRATA ZDROWIA + ZŁE ZAROBKI = ALKOHOL
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
O to, to
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Zapewne tak. W ramach rekultywacji i stabilizacji hałdy.
Taki był zamiar docelowy.
Zapewne trafiliście na pozostałości wentylacji kopalni.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
W Nowej Rudzie klimaty kolejowe towarzyszą nam od samego początku pobytu - nie może być inaczej, skoro przyjeżdżamy tu pociągiem.
Dużym plusem tej stacyjki jest otwarta poczekalnia.
Mają tu stylowy stoliczek, rzeźbioną fikusną bramkę... Kasa tylko się nie ostała i zaginęła gdzieś w wirze dziejów...
Budynek naprzeciw stacji pełni funkcje jakiś magazynów.
A na tej ścianie wyłażą stare napisy, niestety nie umiemy rozszyfrować ich treści.
Tu nie wiem co kiedyś było? Może kibelki? Może jakieś garaże? Teraz wszystko zamknięte na głucho, przynajmniej od strony peronów.
Obchodząc dookoła jednak znajdujemy wejście - widać ktoś sobie zagospodarował to miejsce na noclegownie lub inny kąck rekreacyjno - wypoczynkowy.
Potem udajemy się na obrzeża miejscowości - w kierunku mostów i wiaduktów, mając informacje, że okolica słynie z takowych. Pierwszy wpada nam w oczy kamienny wiadukcik polnej drogi, przekładający się nad linią kolejową. Droga ma wybitnie rude umaszczenie, jak przystało na te okolice, mające odzwierciedlenie nawet w nazwie miasta.
Pociąg do Wałbrzycha radośnie nas pozdrawia sygnałem, machaniem z kabiny maszynisty a potem zapodaje spory przechył na zakręcie!
Zaraz obok jest mosto-wiadukt kolejowy, gdzie prawie 40 metrów pod torami przepływa sobie rzeka Woliborka i przebiega boczna droga. Robi wrażenie skubaniec! Wiedzieliśmy, że jest spory, ale żeby aż tak? Osz kurde! Jaki gigant! Kiedyś miał dwa tory. W latach 90-tych zdjęli jeden, ponoć dla odciążenia konstrukcji. Teraz wygląda to więc nieco krzywo, acz owa asymetria może nawet dodaje uroku konstrukcji?? Aha! I co jeszcze ciekawe - ten wiadukt nie jest prosty, on zakręca!
Najpierw oglądamy go sobie z góry - miejsce jednoczesnie jest fajnym punktem widokowym na miasto, góry - w ogóle na cała okolicę!
A potem złazimy pod most. Z dołu wygląda chyba jeszcze bardziej imponująco!
Idzie ku wieczorowi... Dymy snują się nad Nową Rudą... Część zdjęć jest z tego roku, część pochodzi z naszych poprzednich pobytów w tym miasteczku.
Dymy nad blokowiskiem
2014
2022
Włócząc się po Nowej Rudzie rzucają się nam w oczy różne kościoły...
Tu w wyobrażeniu korony cierniowej poszli na spore uproszczenie
Acz głównie ten budynek przykuwa uwagę - taki niesamowicie gigantyczny jak na takie małe miasteczko. I taki jakiś porozgałęziany, sprawiający wrażenie, że w środku musi być setki tajnych przejść i przedziwnych pomieszczeń, do których tylko nieliczni znają dojściowe korytarzyki. Początkowo odbijamy się od zamknietych drzwi, jak to zazwyczaj bywa z kościołami w Polsce...
Kolejnego dnia, a raczej wieczora, widzimy przygaszone światło w oknach i sączące się przez mury śpiewy - ktoś musi być w środku. Zaglądamy, może teraz się uda zobaczyć wnętrza? Tak trafiamy na wieczorną, śródtygodniową mszę. Kościoły i nabożeństwa organizowane w nich w niedzielę/święta a w zwykłe dni - to zupełnie inny świat, krańcowo odmienna atmosfera. Jak to kiedyś nam powiedział jakiś mądry ksiądz: "W niedzielę ludzie przychodzą do kościoła z obowiązku, ci, którym się wydaje, że muszą, bo wypada, bo inaczej pójdą do piekła albo co powiedzą sąsiedzi. Trzeba ubrać nową kieckę, pokazać się, odbębnić, odhaczyć i uffff zaliczone. W tygodniu przychodzą ci, którzy chcą. Ci, którzy czuja taką potrzebę w sercu. Bo nikt im tego nie rozkazał, to jest tylko i wyłacznie ich własna wola". I to cholernie czuć! W kościele w Nowej Rudzie jest może ze 30 osób. Msza jest krótka, bez zbędnego pierdzielenia o polityce i szlag wie czym jeszcze. Przyćmione światło, dużo pieśni odbijających się echem po wysokich sklepieniach i jakieś takie poczucie przestrzeni i szerokiego oddechu. Można wbić się w ciemny kąt i chłonąć atmosferę małego, styczniowego, sennego miasteczka i lokalnych babuszek przesuwających w dłoniach perełki różańca.
Jest tu też niesamowita wystawa świętych obrazów, takich zrobionych ze śrubek, muterek, podkładek, gwoździ i innego żelastwa typu drobnego. Coś pięknego! Chciałabym mieć taki obraz w domu!
I ów kościół nocną porą, widziany z jakiegoś okolicznego zaułka.
Bo w długie, zimowe wieczory pętamy się uliczkami, podwórkami, korytarzykami lokalnych bram. Podziwiamy jak dymy snują się w świetle latarni i samochodowych reflektorów. Zaglądamy ludziom do okien, będąc cichymi świadkami zwykłych i niezwykłych scen i zdarzeń... Jakoś tak jest, że nocami płyty wydają się bardziej popękane, asfalt wyboisty a czeluście piwnic bardziej tajemnicze i ziejące chłodem. Czasem spomiędzy załomów muru oderwie się jakaś postać i chyłkiem oddali się znikając w mroku. Inna chwiejnym krokiem, jakby targanym przez wiatr, zatańczy na środku ulicy w światłach mknącego auta i zniknie jak sen nie wiadomo gdzie. A może to tylko nas na chwilę oślepiły reflektory? Latarnie czasami buczą, innym razem mrugają. Trafiamy też na ulicę gasnących latarń. Gdy podchodzimy do kolejnych - to one gasną. Spotkałam dotychczas "fotokomórki" gdzie ruch generował zapalanie się światła. Ale odwrotnie? Może to specjalna ulica dla buby, aby mogła się nacieszyć klimatem?? A na to wszystko z wysoka patrzy księżyc, kałuże ścina mróz, a nocni wędrowcy coraz bardziej rozglądają się za knajpą, gdzie można by ogrzać zgrabiałe łapy...
Jedno z czym mamy problem w tym miasteczku to nocleg. Wszystkie tanie hoteliki czy kwatery pracownicze zostały zabite przez zorganizowaną akcję przestępczą pod kryptonimem "Pandemia". Dodzwoniłam się na kilka nieaktualnych już numerów i pogadałam z właścicielami upadłych obiektów... Te, które cudem przetrwały, są napchane po brzegi ukraińskimi robotnikami. Jedyne wolne miejsca są w zameczku, który o dziwo klimaty ma akceptowalne, acz ceny są dość odrażające... Cóż, coraz ciężej jest znaleźć w Polsce normalny nocleg pod dachem, taki zwykły, dla niewymagających...
Nasze wymuszone i nieco burżujskie miejsce noclegowe takowoż się prezentuje:
cdn
Dużym plusem tej stacyjki jest otwarta poczekalnia.
Mają tu stylowy stoliczek, rzeźbioną fikusną bramkę... Kasa tylko się nie ostała i zaginęła gdzieś w wirze dziejów...
Budynek naprzeciw stacji pełni funkcje jakiś magazynów.
A na tej ścianie wyłażą stare napisy, niestety nie umiemy rozszyfrować ich treści.
Tu nie wiem co kiedyś było? Może kibelki? Może jakieś garaże? Teraz wszystko zamknięte na głucho, przynajmniej od strony peronów.
Obchodząc dookoła jednak znajdujemy wejście - widać ktoś sobie zagospodarował to miejsce na noclegownie lub inny kąck rekreacyjno - wypoczynkowy.
Potem udajemy się na obrzeża miejscowości - w kierunku mostów i wiaduktów, mając informacje, że okolica słynie z takowych. Pierwszy wpada nam w oczy kamienny wiadukcik polnej drogi, przekładający się nad linią kolejową. Droga ma wybitnie rude umaszczenie, jak przystało na te okolice, mające odzwierciedlenie nawet w nazwie miasta.
Pociąg do Wałbrzycha radośnie nas pozdrawia sygnałem, machaniem z kabiny maszynisty a potem zapodaje spory przechył na zakręcie!
Zaraz obok jest mosto-wiadukt kolejowy, gdzie prawie 40 metrów pod torami przepływa sobie rzeka Woliborka i przebiega boczna droga. Robi wrażenie skubaniec! Wiedzieliśmy, że jest spory, ale żeby aż tak? Osz kurde! Jaki gigant! Kiedyś miał dwa tory. W latach 90-tych zdjęli jeden, ponoć dla odciążenia konstrukcji. Teraz wygląda to więc nieco krzywo, acz owa asymetria może nawet dodaje uroku konstrukcji?? Aha! I co jeszcze ciekawe - ten wiadukt nie jest prosty, on zakręca!
Najpierw oglądamy go sobie z góry - miejsce jednoczesnie jest fajnym punktem widokowym na miasto, góry - w ogóle na cała okolicę!
A potem złazimy pod most. Z dołu wygląda chyba jeszcze bardziej imponująco!
Idzie ku wieczorowi... Dymy snują się nad Nową Rudą... Część zdjęć jest z tego roku, część pochodzi z naszych poprzednich pobytów w tym miasteczku.
Dymy nad blokowiskiem
2014
2022
Włócząc się po Nowej Rudzie rzucają się nam w oczy różne kościoły...
Tu w wyobrażeniu korony cierniowej poszli na spore uproszczenie
Acz głównie ten budynek przykuwa uwagę - taki niesamowicie gigantyczny jak na takie małe miasteczko. I taki jakiś porozgałęziany, sprawiający wrażenie, że w środku musi być setki tajnych przejść i przedziwnych pomieszczeń, do których tylko nieliczni znają dojściowe korytarzyki. Początkowo odbijamy się od zamknietych drzwi, jak to zazwyczaj bywa z kościołami w Polsce...
Kolejnego dnia, a raczej wieczora, widzimy przygaszone światło w oknach i sączące się przez mury śpiewy - ktoś musi być w środku. Zaglądamy, może teraz się uda zobaczyć wnętrza? Tak trafiamy na wieczorną, śródtygodniową mszę. Kościoły i nabożeństwa organizowane w nich w niedzielę/święta a w zwykłe dni - to zupełnie inny świat, krańcowo odmienna atmosfera. Jak to kiedyś nam powiedział jakiś mądry ksiądz: "W niedzielę ludzie przychodzą do kościoła z obowiązku, ci, którym się wydaje, że muszą, bo wypada, bo inaczej pójdą do piekła albo co powiedzą sąsiedzi. Trzeba ubrać nową kieckę, pokazać się, odbębnić, odhaczyć i uffff zaliczone. W tygodniu przychodzą ci, którzy chcą. Ci, którzy czuja taką potrzebę w sercu. Bo nikt im tego nie rozkazał, to jest tylko i wyłacznie ich własna wola". I to cholernie czuć! W kościele w Nowej Rudzie jest może ze 30 osób. Msza jest krótka, bez zbędnego pierdzielenia o polityce i szlag wie czym jeszcze. Przyćmione światło, dużo pieśni odbijających się echem po wysokich sklepieniach i jakieś takie poczucie przestrzeni i szerokiego oddechu. Można wbić się w ciemny kąt i chłonąć atmosferę małego, styczniowego, sennego miasteczka i lokalnych babuszek przesuwających w dłoniach perełki różańca.
Jest tu też niesamowita wystawa świętych obrazów, takich zrobionych ze śrubek, muterek, podkładek, gwoździ i innego żelastwa typu drobnego. Coś pięknego! Chciałabym mieć taki obraz w domu!
I ów kościół nocną porą, widziany z jakiegoś okolicznego zaułka.
Bo w długie, zimowe wieczory pętamy się uliczkami, podwórkami, korytarzykami lokalnych bram. Podziwiamy jak dymy snują się w świetle latarni i samochodowych reflektorów. Zaglądamy ludziom do okien, będąc cichymi świadkami zwykłych i niezwykłych scen i zdarzeń... Jakoś tak jest, że nocami płyty wydają się bardziej popękane, asfalt wyboisty a czeluście piwnic bardziej tajemnicze i ziejące chłodem. Czasem spomiędzy załomów muru oderwie się jakaś postać i chyłkiem oddali się znikając w mroku. Inna chwiejnym krokiem, jakby targanym przez wiatr, zatańczy na środku ulicy w światłach mknącego auta i zniknie jak sen nie wiadomo gdzie. A może to tylko nas na chwilę oślepiły reflektory? Latarnie czasami buczą, innym razem mrugają. Trafiamy też na ulicę gasnących latarń. Gdy podchodzimy do kolejnych - to one gasną. Spotkałam dotychczas "fotokomórki" gdzie ruch generował zapalanie się światła. Ale odwrotnie? Może to specjalna ulica dla buby, aby mogła się nacieszyć klimatem?? A na to wszystko z wysoka patrzy księżyc, kałuże ścina mróz, a nocni wędrowcy coraz bardziej rozglądają się za knajpą, gdzie można by ogrzać zgrabiałe łapy...
Jedno z czym mamy problem w tym miasteczku to nocleg. Wszystkie tanie hoteliki czy kwatery pracownicze zostały zabite przez zorganizowaną akcję przestępczą pod kryptonimem "Pandemia". Dodzwoniłam się na kilka nieaktualnych już numerów i pogadałam z właścicielami upadłych obiektów... Te, które cudem przetrwały, są napchane po brzegi ukraińskimi robotnikami. Jedyne wolne miejsca są w zameczku, który o dziwo klimaty ma akceptowalne, acz ceny są dość odrażające... Cóż, coraz ciężej jest znaleźć w Polsce normalny nocleg pod dachem, taki zwykły, dla niewymagających...
Nasze wymuszone i nieco burżujskie miejsce noclegowe takowoż się prezentuje:
cdn
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Wielki ci dzięki buba, morze wspomnień i ocean wzruszeń wywołałaś...
To neogotycki kościół pw. Św Mikołaja, zbudowany w 1885 roku.buba pisze: ↑wtorek 18 paź 2022, 14:59Acz głównie ten budynek przykuwa uwagę - taki niesamowicie gigantyczny jak na takie małe miasteczko. I taki jakiś porozgałęziany, sprawiający wrażenie, że w środku musi być setki tajnych przejść i przedziwnych pomieszczeń, do których tylko nieliczni znają dojściowe korytarzyki.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Sporo włóczyłem się w tej okolicy i zawsze miałem wrażenie że Nowa Ruda jest jakaś taka smutna...
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Dobrze powiedziane. Chociaż mój kolega o zacięciu aktorsko-reżyserskim powiedział kiedyś, gdy pierwszy raz zobaczył to miasto, że chętnie by w jego naturalnej scenerii zrobił inscenizację poematu "Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu" K. I. Gałczyńskiego.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Moze ulica gasnących latarni nie była przypadkiem ale jakas alegorią?Piotrek pisze: ↑środa 26 paź 2022, 19:16Dobrze powiedziane. Chociaż mój kolega o zacięciu aktorsko-reżyserskim powiedział kiedyś, gdy pierwszy raz zobaczył to miasto, że chętnie by w jego naturalnej scenerii zrobił inscenizację poematu "Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu" K. I. Gałczyńskiego.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Nie tylko tereny związane z koleją i kopalnią stanowią atrakcję i ubarwiają krajobraz Nowej Rudy. Z racji że mają tu dwie rzeczki - Włodzicę i Woliborkę, teren miasta jest cały usiany mostkami, kładkami i wszelakimi drewnianymi czy żelaznymi przeprawami, obecnymi oraz na tyle nadgryzionymi czasem i patyną, że zostały już tylko ażurowym wspomnieniem przeszłości.
Pod wielkim mostem kolejowym możemy napotkać malutkie kładeczki prowadzące do poszczególnych, nadrzecznych domów.
Tu już solidniejszy okaz, którym przez rzeczkę przekłada się szosa.
W bliskich okolicach kopalni natrafiamy na takowy szkielet mosteczku.
A czy taką malowniczą konstrukcję można nazwać wiaduktem?
Włodzica przepływa przez centrum Nowej Rudy. Szeroki, ocembrowany kanał obmywa dolne części kamienic.
No więc i na mostkach można tu oczywiście porządnie użyć!
Ciekawe mają tu wyjścia z mieszkań nad rzekę, schodki, tuneliki, wąskie przesmyki między kamerlikami...
Niektóre budynki od strony rzeki wyglądają jak twierdze!
Nad wodą dominują lite mury z małą ilością okien. Jakoś widać ludziska nie lubią patrzeć z bliska jak płynie sobie rzeka
Maskotka miasta - nadwodny jaszczur.
Jest z nim związana lokalna legenda: W czasach bardzo dawnych żył sobie w Nowej Rudzie pewien koleś o imieniu Rajmund. Pochodził z biednej rodziny, ale dorobił się znacznego majatku na donosicielstwie, bo podpierdalał kogo się dało - sąsiadów, rodzinę, znajomych i zupełnie obcych też. Doskonale połączył pracę z hobby, więc mu nieźle szło. Płacili dobrze za każdy cynk - czy to służby miejskie czy leśni zbóje. Kiedyś wędrując nad Włodzicą wpadła mu w oka pewna dziewczyna, którą kwiatami, prezentami i bogactwem udało mu się zbajerować. Już miało dojść do ślubu, gdy Rajmund się dowiedzał, że ojciec dziewczyny jest znanym zbójem, który się ukrywa i sam lokalny książe wyznaczył nagrodę za pomoc w jego schwytaniu. Jak się można domyśleć, Rajmund wyciągnął od dziewczyny informacje o ojcu, tak że go złapali i łeb mu urwali. Do ślubu więc nie doszło a panna młoda z rozpaczy utopiła się w rzece. Na tym etapie za robotę wzięły się nimfy wodne i najbliższego wieczora wciągneły Rajmunda do rzeki i zmieniły w jaszczura. I ponoc po dziś dzień mozna go spotkac w nurtach Włodzicy - nie tylko jako rzeźbę, ale jak ktoś ma szczeście (albo i nie?) to w księżycowe noce może i sam potwór pokaże swoje oślizgłe oblicze.
Tu chyba ta sama postać, ale w innej odsłonie artystycznej. Nie wiem czy to tylko nasze wrażenie, ale z twarzy on strasznie nam przypominał Putina! Słyszałam kiedyś, że ów polityk jest podejrzewany o bycie reptilianinem! Niby to teoria spiskowa, ale tu proszę - mamy namacalny dowód! Nie wiem czym się kierował artysta wykonujący ta płaskorzeźbę i co chciał powiedzieć szerokiej publicznosći?
A tu, na rogu kamieniczki ze szpiczatą wieżą, była nasza ulubiona knajpa!
Nieodżałowana "Mozaika"! Coś jak połączenie piwnej speluny z barem mlecznym. Jak magiczna podróż w inny wymiar, gdzie starsza pani smażyła pierożki na patelni, chyba niezmiennie dzień po dniu od 50 lat! Takie miejsce, gdzie czas sie zatrzymał... Miejsce pełne spokoju, braku pospiechu, zadumy i melancholii. Udało nam się tam zdążyć. Być, posiedzieć i doświadczyć tej wspaniałej atmosfery. Nachłeptać się jej do tego stopnia, że wciąż mam to wszystko przed oczami. Lata 2012 - 2014. Każdy nasz wyjazd w ten region Sudetów łączył się z zawinięciem do Nowej Rudy, a Nowa Ruda = "Mozaika".
Wnętrza. Oszklona lada. Pierogi ze skwarkami. Wylegujący się kot. Wykrochmalone firanki. Wspomnienia starych bywalców - o łysym Zdzichu, o imprezach na przepustce z wojska i mrożące krew w żyłach opowieści z miejscowego tartaku...
Rzut oka na inne knajpy Nowej Rudy, których też już nie ma...
Obecnie z knajpek typu "speluna" zachowała się chyba tylko "Trumienka", acz miejsce to wygląda dokładnie tak jak mówi owa zwyczajowa nazwa - jest straszliwie malutkie. Chyba jeden stolik (góra dwa) i jak jest 5 osób to już reszta musiałaby sie przeciskać. Kukamy przez okienko dwa razy, ale zawsze jest pełno. Wieczory spędzamy więc w pizzerii o wdzięcznej nazwie "Kameralna", której nijak porównywać się z naszą ukochaną Mozaiką, no ale jest miejscem bardzo przyjemnym. Jak już jest temat knajp - to wspomnę o polecanej mi przez kilka osób "Białej Lokomotywie", która oględnie mówiąc, nie przypadła nam do gustu. Miejsce, gdzie nie ma czegoś takiego spis jadalnego asortymentu do zamówienia i to kelner jest bogiem i wybiera co ci sprzeda na podstawie twojego koloru oczu i własnego widzimisia. Wolne miejsce pod stołami wypełnione jest ujadającymi psami. Współbiesiadujący spożywają zawartość swoich talerzy... przez maski. Było takich dwóch delikwentów - odciągali szmatę tylko na moment wpychania do gardzieli łyżki, a potem z powrotem myk! pysk zasłonięty. Może jednocześnie działało to jako śliniak do ocierania ściekającego po policzkach kremu z ciasta, nie wiem, nie wnikam, ale w takim miejscu każda spędzona sekunda jest zdecydowanie stracona, więc pobyt ograniczyliśmy do minimum. Spożycie kawy z własnej kuchenki na dworcu PKP było szerokim powiewem wolności i przestrzeni!
Włócząc się po Nowej Rudzie nie sposób nie trafić w podcienia Domów Tkaczy, gdzie wśród filarów i łukowatych sklepień wędrujemy sobie nad szumiącymi nurtami Włodzicy. Tkacze, obok górników, byli ponoć niegdyś najpopularniejszym zawodem w tym miasteczku.
"Gorzej jak małpa w ZOO Można by w cyrku pokazywac i rzucać orzeszki" - to był komentarz jakiejś nobliwej niewiasty, która nas mijała z wyrazem zniesmaczenia na wytapetowanej do bólu facjacie.
A tak zapamiętalismy Domy Tkaczy sprzed kilku lat. Było tu wtedy bardziej pusto i atmosfera panowała zdecydowanie bardziej mroczna!
2022
2013
A może to kwestia pogody? Tego, że wtedy wszędzie osiadała gęsta, szarobrunatna mgła?
W czeluściach kamienic - chyba to był jeden z Domów Tkaczy, rok 2014
I jakoś teraz. Zamknięty i chyba opuszczony budynek. Zdjęcie tylko przez dziurę w drzwiach.
O tak! Zwiedzanie jakiegokolwiek miasta jest zdecydowanie niepełne bez zaglądania w bramy! Bez patrzenia przez ramię czy już ktoś cie goni z kijem, podejrzewając, że kradniesz ziemniaki
Takowe drzwi od razu sugerują, że we wnetrzach czai się coś, mogącego wpaść w nasze gusta!
Łukowate sufity, kolumny, płaskorzeźby. Część lokali na parterze sprawia wrażenie opuszczonych. Głosy dochodzą tylko z pierwszego piętra, ale za to dość donośne.
Ciężko się skradać i zwiedzać niezauważenie, gdy schody tak straszliwie skrzypią. Nawet jak stoisz! Wystarczy, że oddychasz! Kręcone, drewniane schody, takie z lekka wgłębione pośrodku, gdzie czuć te tysiące stóp, które tu chodziły w czasie całej historii tego miejsca.
Jedno z tych zaułków, gdzie mieszkania wypełzają na klatkę. Gdzie korytarz nie jest tylko anonimowym przejściem, ale jakby już integralną częścią czyjegoś lokum. Jest przez to ciekawszy, niż taki zwykły, odarty z indywidualności, ale jednocześnie ma się to wrażenie, że polazło się może ciut za daleko w czyjąś prywatność. Jednocześnie jest w tym coś niezwykle pociągającego - nawet gdy w głębi serca trochę ci głupio Acz widać, że nieproszeni goście nie raz tu bywają. Korytarzowa szafa jest zamknieta na solidną kłódę. Umywalka pamięta chyba czasy przedwojenne, a linoleum i ścienna rolka chyba czasy pierwszych osadników "Ziem Odzyskanych".
Schody w barwach mocno lokalnie osadzonych - zupełnie jak ziemia i skałki z tych okolic!
Ogłoszenie. A ja odkryłam, że w razie spotkania - nie mam żadnego guzika! I co będzie? Można łapać za cudze??
I które by tu wrota wybrać?
Ażurowe światła wieczornych zaułków...
Jedna z bram w Domach Tkaczy - w klimatach ni to pałacu, ni to starego zamczyska.
I ta przecudna, wijąca się klatka schodowa!
Zwiedzamy też tunele! Jednym przebija się uliczka w stronę wielkiego mostu kolejowego.
Drugi ma przeznaczene wybitnie dla pieszych, a przyćmione światło świetnie współgra z zapachem wilgoci i chłodem betonowych ścian.
cdn
Pod wielkim mostem kolejowym możemy napotkać malutkie kładeczki prowadzące do poszczególnych, nadrzecznych domów.
Tu już solidniejszy okaz, którym przez rzeczkę przekłada się szosa.
W bliskich okolicach kopalni natrafiamy na takowy szkielet mosteczku.
A czy taką malowniczą konstrukcję można nazwać wiaduktem?
Włodzica przepływa przez centrum Nowej Rudy. Szeroki, ocembrowany kanał obmywa dolne części kamienic.
No więc i na mostkach można tu oczywiście porządnie użyć!
Ciekawe mają tu wyjścia z mieszkań nad rzekę, schodki, tuneliki, wąskie przesmyki między kamerlikami...
Niektóre budynki od strony rzeki wyglądają jak twierdze!
Nad wodą dominują lite mury z małą ilością okien. Jakoś widać ludziska nie lubią patrzeć z bliska jak płynie sobie rzeka
Maskotka miasta - nadwodny jaszczur.
Jest z nim związana lokalna legenda: W czasach bardzo dawnych żył sobie w Nowej Rudzie pewien koleś o imieniu Rajmund. Pochodził z biednej rodziny, ale dorobił się znacznego majatku na donosicielstwie, bo podpierdalał kogo się dało - sąsiadów, rodzinę, znajomych i zupełnie obcych też. Doskonale połączył pracę z hobby, więc mu nieźle szło. Płacili dobrze za każdy cynk - czy to służby miejskie czy leśni zbóje. Kiedyś wędrując nad Włodzicą wpadła mu w oka pewna dziewczyna, którą kwiatami, prezentami i bogactwem udało mu się zbajerować. Już miało dojść do ślubu, gdy Rajmund się dowiedzał, że ojciec dziewczyny jest znanym zbójem, który się ukrywa i sam lokalny książe wyznaczył nagrodę za pomoc w jego schwytaniu. Jak się można domyśleć, Rajmund wyciągnął od dziewczyny informacje o ojcu, tak że go złapali i łeb mu urwali. Do ślubu więc nie doszło a panna młoda z rozpaczy utopiła się w rzece. Na tym etapie za robotę wzięły się nimfy wodne i najbliższego wieczora wciągneły Rajmunda do rzeki i zmieniły w jaszczura. I ponoc po dziś dzień mozna go spotkac w nurtach Włodzicy - nie tylko jako rzeźbę, ale jak ktoś ma szczeście (albo i nie?) to w księżycowe noce może i sam potwór pokaże swoje oślizgłe oblicze.
Tu chyba ta sama postać, ale w innej odsłonie artystycznej. Nie wiem czy to tylko nasze wrażenie, ale z twarzy on strasznie nam przypominał Putina! Słyszałam kiedyś, że ów polityk jest podejrzewany o bycie reptilianinem! Niby to teoria spiskowa, ale tu proszę - mamy namacalny dowód! Nie wiem czym się kierował artysta wykonujący ta płaskorzeźbę i co chciał powiedzieć szerokiej publicznosći?
A tu, na rogu kamieniczki ze szpiczatą wieżą, była nasza ulubiona knajpa!
Nieodżałowana "Mozaika"! Coś jak połączenie piwnej speluny z barem mlecznym. Jak magiczna podróż w inny wymiar, gdzie starsza pani smażyła pierożki na patelni, chyba niezmiennie dzień po dniu od 50 lat! Takie miejsce, gdzie czas sie zatrzymał... Miejsce pełne spokoju, braku pospiechu, zadumy i melancholii. Udało nam się tam zdążyć. Być, posiedzieć i doświadczyć tej wspaniałej atmosfery. Nachłeptać się jej do tego stopnia, że wciąż mam to wszystko przed oczami. Lata 2012 - 2014. Każdy nasz wyjazd w ten region Sudetów łączył się z zawinięciem do Nowej Rudy, a Nowa Ruda = "Mozaika".
Wnętrza. Oszklona lada. Pierogi ze skwarkami. Wylegujący się kot. Wykrochmalone firanki. Wspomnienia starych bywalców - o łysym Zdzichu, o imprezach na przepustce z wojska i mrożące krew w żyłach opowieści z miejscowego tartaku...
Rzut oka na inne knajpy Nowej Rudy, których też już nie ma...
Obecnie z knajpek typu "speluna" zachowała się chyba tylko "Trumienka", acz miejsce to wygląda dokładnie tak jak mówi owa zwyczajowa nazwa - jest straszliwie malutkie. Chyba jeden stolik (góra dwa) i jak jest 5 osób to już reszta musiałaby sie przeciskać. Kukamy przez okienko dwa razy, ale zawsze jest pełno. Wieczory spędzamy więc w pizzerii o wdzięcznej nazwie "Kameralna", której nijak porównywać się z naszą ukochaną Mozaiką, no ale jest miejscem bardzo przyjemnym. Jak już jest temat knajp - to wspomnę o polecanej mi przez kilka osób "Białej Lokomotywie", która oględnie mówiąc, nie przypadła nam do gustu. Miejsce, gdzie nie ma czegoś takiego spis jadalnego asortymentu do zamówienia i to kelner jest bogiem i wybiera co ci sprzeda na podstawie twojego koloru oczu i własnego widzimisia. Wolne miejsce pod stołami wypełnione jest ujadającymi psami. Współbiesiadujący spożywają zawartość swoich talerzy... przez maski. Było takich dwóch delikwentów - odciągali szmatę tylko na moment wpychania do gardzieli łyżki, a potem z powrotem myk! pysk zasłonięty. Może jednocześnie działało to jako śliniak do ocierania ściekającego po policzkach kremu z ciasta, nie wiem, nie wnikam, ale w takim miejscu każda spędzona sekunda jest zdecydowanie stracona, więc pobyt ograniczyliśmy do minimum. Spożycie kawy z własnej kuchenki na dworcu PKP było szerokim powiewem wolności i przestrzeni!
Włócząc się po Nowej Rudzie nie sposób nie trafić w podcienia Domów Tkaczy, gdzie wśród filarów i łukowatych sklepień wędrujemy sobie nad szumiącymi nurtami Włodzicy. Tkacze, obok górników, byli ponoć niegdyś najpopularniejszym zawodem w tym miasteczku.
"Gorzej jak małpa w ZOO Można by w cyrku pokazywac i rzucać orzeszki" - to był komentarz jakiejś nobliwej niewiasty, która nas mijała z wyrazem zniesmaczenia na wytapetowanej do bólu facjacie.
A tak zapamiętalismy Domy Tkaczy sprzed kilku lat. Było tu wtedy bardziej pusto i atmosfera panowała zdecydowanie bardziej mroczna!
2022
2013
A może to kwestia pogody? Tego, że wtedy wszędzie osiadała gęsta, szarobrunatna mgła?
W czeluściach kamienic - chyba to był jeden z Domów Tkaczy, rok 2014
I jakoś teraz. Zamknięty i chyba opuszczony budynek. Zdjęcie tylko przez dziurę w drzwiach.
O tak! Zwiedzanie jakiegokolwiek miasta jest zdecydowanie niepełne bez zaglądania w bramy! Bez patrzenia przez ramię czy już ktoś cie goni z kijem, podejrzewając, że kradniesz ziemniaki
Takowe drzwi od razu sugerują, że we wnetrzach czai się coś, mogącego wpaść w nasze gusta!
Łukowate sufity, kolumny, płaskorzeźby. Część lokali na parterze sprawia wrażenie opuszczonych. Głosy dochodzą tylko z pierwszego piętra, ale za to dość donośne.
Ciężko się skradać i zwiedzać niezauważenie, gdy schody tak straszliwie skrzypią. Nawet jak stoisz! Wystarczy, że oddychasz! Kręcone, drewniane schody, takie z lekka wgłębione pośrodku, gdzie czuć te tysiące stóp, które tu chodziły w czasie całej historii tego miejsca.
Jedno z tych zaułków, gdzie mieszkania wypełzają na klatkę. Gdzie korytarz nie jest tylko anonimowym przejściem, ale jakby już integralną częścią czyjegoś lokum. Jest przez to ciekawszy, niż taki zwykły, odarty z indywidualności, ale jednocześnie ma się to wrażenie, że polazło się może ciut za daleko w czyjąś prywatność. Jednocześnie jest w tym coś niezwykle pociągającego - nawet gdy w głębi serca trochę ci głupio Acz widać, że nieproszeni goście nie raz tu bywają. Korytarzowa szafa jest zamknieta na solidną kłódę. Umywalka pamięta chyba czasy przedwojenne, a linoleum i ścienna rolka chyba czasy pierwszych osadników "Ziem Odzyskanych".
Schody w barwach mocno lokalnie osadzonych - zupełnie jak ziemia i skałki z tych okolic!
Ogłoszenie. A ja odkryłam, że w razie spotkania - nie mam żadnego guzika! I co będzie? Można łapać za cudze??
I które by tu wrota wybrać?
Ażurowe światła wieczornych zaułków...
Jedna z bram w Domach Tkaczy - w klimatach ni to pałacu, ni to starego zamczyska.
I ta przecudna, wijąca się klatka schodowa!
Zwiedzamy też tunele! Jednym przebija się uliczka w stronę wielkiego mostu kolejowego.
Drugi ma przeznaczene wybitnie dla pieszych, a przyćmione światło świetnie współgra z zapachem wilgoci i chłodem betonowych ścian.
cdn
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Wydaje mi się, że nie chodzi o widoki tylko o zapaszek...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Spacerując zaułkami Nowej Rudy rzuca sie nam w oczy spory, opuszczony budynek. Górna część jest spalona i zawalona. Wygląda trochę jak jakiś pałac, do którego jest doklejona kaplica. Po powrocie udaje się znaleźć informacje, że był to dawny miejski szpital i się spalił 4 lata temu.
styczeń 2022
Kiedyś miał jeszcze malowniczą fikuśną wieżyczkę, rok 2012
Chyba niedługo po pożarze się zawaliła. Rok 2018
Dwa poprzednie archiwalne zdjecia pochodzą ze stronki: https://polska-org.pl/7539024,foto.html ... ty=7539018
Nie był to jednak jego pierwszy pożar, już w latach 80 tych część się sfajczyła i od tego czasu tylko kawałek budynku zajmowały przychodnie.
Część okien sprawia wrażenie całkiem nowych. Dziurawe fragmenty dachu noszą ślady worków foliowych - jakby to ktoś zabezpieczał przed deszczem?
Dziwna "baszta", z jednym jedynym okienkiem na samej górze...
...za którą jest wklinowany zaułek, do którego chyba nigdy nie docierały promienie słońca.
Przyklejony do budynku kościół.
W przylegającym ogrodzie był kiedyś plac zabaw, ale raczej dawniej niż 4 lata temu.
Włazimy do środka. Pierwsze co się rzuca w oczy to plakat BHP. Jak widać - nie pomogło
Schody donikąd...
Ktoś tu skitrał kawałek słupa?
Większa część budynku wygląda tak:
W jednym z pomieszczeń wyraźnie ktoś pomieszkuje. Przesiaduje na kanapie i pali ognisko z resztek innych mebli.
Drugi opuszczony budynek do jakiego mamy okazje wleźć w Nowej Rudzie. Nie wiem jakiego był przeznaczenia.
W środku krajobraz ubarwia jedynie talerzowata lampa.
Jakby buby rządziły światem - to tak by wyglądały remonty elewacji wszystkich starych kamienic!
Już nie pamietam czy urzekły mnie tu przybudówki czy kablowiska? A może jedno i drugie?
Domy Tkaczy od podwórka prezentują się całkiem inaczej. Również klimatycznie, ale totalnie odmiennie.
Kamienica o podrzeźbianych okienkach. I jakoś tak dziwnie krzywo stojąca w stosunku do innych, jakby częściowo właziła na ulicę.
Okienka - te wielkie i te całkiem malutkie!
Uliczki na różnych wysokościach. Uroki górskiego miasteczka!
Wielopoziomowy parking
Nieraz tak jest, że nazwa ulicy świetnie pasuje do okoliczności krajobrazu.
Gdzieś od podwórek czają się dziwne pryzmy...
Gdzieś nad Woliborką. Na obrzeżach miasta domy stają się niższe, a dachowe papy bardziej pasiaste.
W krainie zmęczonych płotów...
... gdzie latarnie i ptasie budki się sobie kłaniają...
Czego tu nie ma w tej plątaninie kamerlików! Składowisko wszystkiego!
Drewniany baraczek. Jakby się człowiek nagle magicznie przeniósł w dawne Bieszczady! W Tarnawie Niżnej był kiedyś taki hotelik! Podobny na wygląd i identyczny w zapachach, które wokół siebie roztaczał.
Widoczki częściowo przysłoniete. Zdecydowanie tylko zimowe.
Czy tutaj kradną domofony? Czy może ten skurczybyk coś przeskrobał i go za kratki wsadzili?
Dziwny słup. Jakby trzypoziomowe wsporniki na bocianie gniazda?
Niby zwykły blok... ale jakis taki trochę nietypowy?
Lokalny dekielek.
Do mojej kolekcji "Krajobraz z rurą": https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... w-tle.html
Pojazd. Najważniejsze, że zabezpieczony przed zajumaniem.
Czasem z dachu coś zwisa... Ciekawe co by się stało jakby to włączyć??
Różne rodzaje ankr? (ankrów?)
Spod tluczonych tynków wyłażą stare napisy.
Ścienne murale i płaskorzeźby.
Te są sprzed kilku lat - więc nie wiem czy wciąż istnieją.
Brama do świata działkowców.
styczeń 2022
Kiedyś miał jeszcze malowniczą fikuśną wieżyczkę, rok 2012
Chyba niedługo po pożarze się zawaliła. Rok 2018
Dwa poprzednie archiwalne zdjecia pochodzą ze stronki: https://polska-org.pl/7539024,foto.html ... ty=7539018
Nie był to jednak jego pierwszy pożar, już w latach 80 tych część się sfajczyła i od tego czasu tylko kawałek budynku zajmowały przychodnie.
Część okien sprawia wrażenie całkiem nowych. Dziurawe fragmenty dachu noszą ślady worków foliowych - jakby to ktoś zabezpieczał przed deszczem?
Dziwna "baszta", z jednym jedynym okienkiem na samej górze...
...za którą jest wklinowany zaułek, do którego chyba nigdy nie docierały promienie słońca.
Przyklejony do budynku kościół.
W przylegającym ogrodzie był kiedyś plac zabaw, ale raczej dawniej niż 4 lata temu.
Włazimy do środka. Pierwsze co się rzuca w oczy to plakat BHP. Jak widać - nie pomogło
Schody donikąd...
Ktoś tu skitrał kawałek słupa?
Większa część budynku wygląda tak:
W jednym z pomieszczeń wyraźnie ktoś pomieszkuje. Przesiaduje na kanapie i pali ognisko z resztek innych mebli.
Drugi opuszczony budynek do jakiego mamy okazje wleźć w Nowej Rudzie. Nie wiem jakiego był przeznaczenia.
W środku krajobraz ubarwia jedynie talerzowata lampa.
Jakby buby rządziły światem - to tak by wyglądały remonty elewacji wszystkich starych kamienic!
Już nie pamietam czy urzekły mnie tu przybudówki czy kablowiska? A może jedno i drugie?
Domy Tkaczy od podwórka prezentują się całkiem inaczej. Również klimatycznie, ale totalnie odmiennie.
Kamienica o podrzeźbianych okienkach. I jakoś tak dziwnie krzywo stojąca w stosunku do innych, jakby częściowo właziła na ulicę.
Okienka - te wielkie i te całkiem malutkie!
Uliczki na różnych wysokościach. Uroki górskiego miasteczka!
Wielopoziomowy parking
Nieraz tak jest, że nazwa ulicy świetnie pasuje do okoliczności krajobrazu.
Gdzieś od podwórek czają się dziwne pryzmy...
Gdzieś nad Woliborką. Na obrzeżach miasta domy stają się niższe, a dachowe papy bardziej pasiaste.
W krainie zmęczonych płotów...
... gdzie latarnie i ptasie budki się sobie kłaniają...
Czego tu nie ma w tej plątaninie kamerlików! Składowisko wszystkiego!
Drewniany baraczek. Jakby się człowiek nagle magicznie przeniósł w dawne Bieszczady! W Tarnawie Niżnej był kiedyś taki hotelik! Podobny na wygląd i identyczny w zapachach, które wokół siebie roztaczał.
Widoczki częściowo przysłoniete. Zdecydowanie tylko zimowe.
Czy tutaj kradną domofony? Czy może ten skurczybyk coś przeskrobał i go za kratki wsadzili?
Dziwny słup. Jakby trzypoziomowe wsporniki na bocianie gniazda?
Niby zwykły blok... ale jakis taki trochę nietypowy?
Lokalny dekielek.
Do mojej kolekcji "Krajobraz z rurą": https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... w-tle.html
Pojazd. Najważniejsze, że zabezpieczony przed zajumaniem.
Czasem z dachu coś zwisa... Ciekawe co by się stało jakby to włączyć??
Różne rodzaje ankr? (ankrów?)
Spod tluczonych tynków wyłażą stare napisy.
Ścienne murale i płaskorzeźby.
Te są sprzed kilku lat - więc nie wiem czy wciąż istnieją.
Brama do świata działkowców.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Zupełnie niespodziewanie dopełniacz liczby mnogiej to: ankier
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Też byłem zaskoczony.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Re: Gdzieś na Dolnym Śląsku
Na obrzeżach Oławy, na wyspie zwanej Zwierzyniec mamy pewne intrygujące miejsce. Ceglana konstrukcja, otwarta w stronę rzeki, zamknięta od strony lądu. Kiedyś chyba miała drzwi albo coś podobnego, bo są ślady po czymś na kształt zawiasów. Coś jakby śluza? Jakby suchy dok?
Na starej mapie (którą ktoś zamieścił na jednym z forów) jest w tym miejscu (miedzy Odrą a kanałem młyńskim) znaczona śluza. Acz śluzy zazwyczaj są "przelotowe" a nie takie zamknięte na głucho cegłami...
Ceglane, pionowe ściany opadają w dół zaraz za domami. Brzegiem urwiska idzie w ogóle czyjś płot.
A tak się kończy konstrukcja od strony lądu - ślepym półkolem z równo wykładanej cegiełki.
W strone Odry otwiera się widoczna na zdjęciu "brama". Do rzeki jest stąd jeszcze kilkadziesiąt metrów pozbawionych sztucznych wzmocnien.
Różne schodki czy "okienka" na ceglanych ścianach powodują, że na pierwszy rzut oka miejsce przypominało nam jakiś stary fort!
Zalana część, z "jeziorem" porosłym zielonym kożuchem glonów czy innej rzęsy.
Część konstrukcji sugerująca istnienie w tym miejscu kiedyś jakiejś bramy, drzwi, zasuwy?
Napis z dawnych lat namierzyliśmy tylko jeden.
Zagadka dla spostrzegawczych. Znajdź dziecko
Jedno jest pewne - jest to fajne miejsce na spacer i piknik np. wypicie herbatki w ponury, mglisty dzień.
Początkowo chcieliśmy zrobić tam ognisko, ale najfajniejsze części tego miejsca są zalane wodą, w innych też wilgoć była dosyć spora, a poza chyba trochę za blisko zabudowań.
Na starej mapie (którą ktoś zamieścił na jednym z forów) jest w tym miejscu (miedzy Odrą a kanałem młyńskim) znaczona śluza. Acz śluzy zazwyczaj są "przelotowe" a nie takie zamknięte na głucho cegłami...
Ceglane, pionowe ściany opadają w dół zaraz za domami. Brzegiem urwiska idzie w ogóle czyjś płot.
A tak się kończy konstrukcja od strony lądu - ślepym półkolem z równo wykładanej cegiełki.
W strone Odry otwiera się widoczna na zdjęciu "brama". Do rzeki jest stąd jeszcze kilkadziesiąt metrów pozbawionych sztucznych wzmocnien.
Różne schodki czy "okienka" na ceglanych ścianach powodują, że na pierwszy rzut oka miejsce przypominało nam jakiś stary fort!
Zalana część, z "jeziorem" porosłym zielonym kożuchem glonów czy innej rzęsy.
Część konstrukcji sugerująca istnienie w tym miejscu kiedyś jakiejś bramy, drzwi, zasuwy?
Napis z dawnych lat namierzyliśmy tylko jeden.
Zagadka dla spostrzegawczych. Znajdź dziecko
Jedno jest pewne - jest to fajne miejsce na spacer i piknik np. wypicie herbatki w ponury, mglisty dzień.
Początkowo chcieliśmy zrobić tam ognisko, ale najfajniejsze części tego miejsca są zalane wodą, w innych też wilgoć była dosyć spora, a poza chyba trochę za blisko zabudowań.