Kuna lesna, to byłeś luksusowym harcerzem
My przywoziliśmy same płótna namiotowe płytę na piec i parę garów. Reszta wykopana i wybudowana naszymi "rencami" . Były zgody z gminy, sanepidu, nadleśnictwa. Przez takie traperskie życie uczyliśmy się samodzielności i obcowania z naturą. Nikt nie zapomni pierwszej nocy przespanej na własnoręcznie zbudowanej pryczy , a i zupy ugotowanej wspólnie bez kucharki. Przespaliśmy pod namiotem czy w szałasie wiele burz, pamiętam jak wielki "stołówkowy" namiot latał w powietrzu , a wraz z nim 8 harcerzy , uratowało nas drzewo do którego była przywiązana 1 linka. Piliśmy wodę prosto ze strumieni czy drobnych źródeł. Nikt nie słyszał o salmonelli czy innych grypach żołądkowych, czasami więcej lub mniej osób biegało do latryny , ale wszyscy zdrowi i zadowoleni wracali do domu. Punktem na honorze było pozostawienie miejsca obozowego w stanie pierwotnym, pozostawał tylko stos okorowanych żerdzi, które leśniczy zagospodarował dzień po naszym wyjeździe. Pracowaliśmy w lesie i na polach, pomagaliśmy każdemu kto tego potrzebował, tak kształtowała się osobowość młodego człowieka.
Dziś, jak słyszę takie gdybania po fakcie, to złość mnie bierze.
Są w kraju służby które mają obowiązek powiadomić nas możliwości kataklizmu, a nie żądać aby instruktorzy przy każdym zachmurzeniu lub silniejszym porywie wiatru uciekali z lasu. Idąc tym tropem to bezpiecznie jest tylko w domu, strach wyjść nawet na podwórko. A kolejne, niezaradne i roszczeniowe pokolenie nam rośnie, dzieci fejsbuka i tłitera.