Anna Kujawa pisze:Uściślę - leśnik pracujący w "korporacji".
Można to nazwać i korporacją. Tyle, że korporacja to zazwyczaj sztywne przepisy, sztywne procedury i sztywna organizacja. Leśniczy w swoim ogródku ma bardzo szerokie możliwości działania wbrew pozorom. To prawda, że działamy w oparciu o PUL, ale ten nie zawiera nakazów, a tzw. wskazówki gospodarcze. Wskazówka jedynie wyznacza kierunek, a nie stanowi jedynie słusznej drogi. Ponadto mamy też Zasady Hodowli Lasu. Tyle, że tu również zawarte są ogólne ramy, które w znacznej części może modyfikować sam leśniczy na podstawie swych obserwacji terenowych. Nawet tu na forum możesz zaobserwować różnicę zdań w odpowiedziach dotyczących hodowli, czy pielęgnacji jakiegoś gatunku, czy fragmentu lasu... Tak więc śmiem twierdzić, że my, leśnicy w swej koroporacyjności stanowimy o wiele bardziej elastyczne towarzystwo niż korporacja ekologiczna, która staje się zafiksowana na jedynie słuszną w swej wizji przyrody drogę. Na podstawie czego tak twierdzę? Znowu przykład mojego ogródka i nieszczęsnych gatunków obcych. Wniosek o cięcia mające pozbyć się dęba czerwonego z rezerwatu poparto literaturą, w której opisano, że dąb czerwony błyskawicznie obsiewa się i jest gatunkiem ekspansywnym, więc zagraża gatunkom rodzimym, a co najważniejsze obiektowi ochrony. No więc RDOŚ i nadleśniczy wysłali korporacyjnego leśniczego do lasu szukać objawów ekspansywności dęba czerwonego celem oznaczenia go w terenie. Poszedł, znalazł i odpowiedział na piśmie, że drzewa dojrzałe i owszem rodzą, tylko niestety ów niecny gatunek nie czytając literatury nie wiedział, że ma się rozmnażać w strasznym tempie i nie ma na terenie rezerwatu ani jednego płatu samosiewu... Potem była druga wspólna kontrola, która spostrzeżenia miała takie same, no i odpowiedź mogła być jedna. Skutek opisałem wyżej - nieznany sprawca itd. Bo w literaturze napisali, że dąb czerwony zarasta, zabija i w ogóle gorszy jest niż islamiści...
Przykład drugi - ktoś poczytał, że jeśli się ogrodzi rośliny chronione, to owo ogrodzenie uniemożliwi zwierzynie wejście na teren szczególnie cenny i roślinki będą rosły przepięknie wychwalając pomysłodawcę na wieki wieków. Korporacyjny leśnik w swym małym ciasnym rozumku zaprotestował argumentując, że przecież w lesie na uprawach nie ma zwierzyny i trzeba kosić np. jeżynę, bo cholera zarasta wszystko i zadusza. Oczywiście padło stwierdzenie o literaturze, i w ogóle żadnych cięć, bo to ma być jak najbardziej naturalny ekosystem. Korporacyjny leśniczy nieśmiało powiedział, że zwierzęta w lesie jakby trochę naturalne są, więc zamknięcie mu możliwości wejścia i zeżarcia jeżyny to jakby ingerencja ludzi. Oczywiście analfabetyczne zielsko zarosło i nadal zarasta chronione krzaczki. Coroczna lustracja połączona z liczeniem obiektów ochrony ujawnia, że przed wykonaniem ogrodzenia inwentaryzowano ponad 200 sztuk roślinki. Teraz liczba systematycznie spada. W ubiegłym roku razem z przedstawicielami z RDOŚ doszukaliśmy się czterech sztuk. Tłumaczenie ekologów jest takie - literatura twierdzi, że ogrodzenie pomaga, a jeśli ilość roślin spada to na pewno nie z jego powodu tylko przyroda sama tak chce. Może sucho było, a może ktoś wyrwał niecnie i skrycie.
Gdyby korporacyjny leśnik dopuścił do takiej sytuacji to od lat nie byłby leśnikiem i z własnej kieszeni zapłaciłby za swą indolencję. Światły ekolog nie ponosi absolutnie żadnych konsekwencji swych pomysłów.
Takie są moje spostrzeżenia, ale cóż, ja jestem korporacyjny i mnie obowiązują przepisy, rozporządzenia i... ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swe czyny. Mnie, a nie jakąś korporację, czy inne siły natury za którymi mogą chować się ekolodzy, którzy i tak nie odpowiadają za żadne ze swych poczynań. Zwłaszcza materialnie.
Więcej napisać nie mogę na razie, bo dochodzenie. To zresztą nieistotne, bo ekolodzy i tak nie będą za nic odpowiadać nadal, a leśnicy i owszem, więc na razie czekam. Jeśli za rok lub dwa zniknie obiekt ochrony to i rezerwatu nie będzie, a szkoda... A wszystko przez to, że krzaki nie znają literatury. Znaczy tej poprawnej nie znają.
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin