Więc co by było gdyby polskie lasy zostały sprywatyzowane? Patrząc na statystyki wygląda, że nic strasznego jeżeli chodzi o przyrode by się nie stało.
A ja myślę, że jednak by się stało. Nie warto porównywać rzeczywistości Polskiej do rzeczywistości zachodniej. Pokazuje to dobrze chociażby lex Szyszko, za które odsądza się od czci i wiary ministra zapominając zupełnie, że to POLACY oszaleli i zaczęli ciąć wszystko co popadnie tylko dlatego, że im było WOLNO. Niestety w pewnych aspektach nasze społeczeństwo jest po prostu dzikie i ewentualna prywatyzacja skończyłaby się pewnie podobnie. Już abstrahując od tego jak LP wywiązują się z zapewniania innych (poza produkcyjnych) funkcji lasu - powołujesz się na prawidła ekonomii więc doskonale wiesz, że prywaciarze na 100% nie wywiązywali by się z nich w ogóle, bo zwyczajnie w żaden sposób by im się to nie kalkulowało. Co prawda dzisiaj statystyki są takie, że lasy prywatne w Polsce wydają się być bardziej "dzikie" niż państwowe - większa różnorodność biologiczna (zdecydowanie więcej gatunków), więcej martwego drewna itp. Ale to bynajmniej nie dlatego, prywaciarze to zawzięci przyrodnicy. Wiadomo powszechnie jak wygląda struktura własności lasów w Polsce - mocno rozdrobniona, a własność bardzo często jest przedmiotem sporów. W tych lasach po prostu nikt nie gospodaruje, bo albo w ogóle nie mają one swoich właścicieli (są np. od wielu lat na emigracji i nawet nie wiedzą, że mają las, albo po prostu ich to nie obchodzi) albo tych właścicieli mają zbyt wielu we współwłasności i wzajemnie się oni blokują, przez co las rośnie sobie sam...
Prywatyzacja zmieniłaby tę strukturę własności, a gospodarkę prowadziłyby podmioty, którym w razie czego nawet nie można by zarzucać, że powinny realizować jakąś tam misję. Poza tym czy na zachodzie faktycznie taką normą jest, że większość lasów jest prywatna? Np. w najbogatszym europejskim kraju (Niemcy) większość lasów jest jednak państwowa.
Lasy są państwem w państwie, leśnikom (w porównaniu z innymi branżami) żyje się jak pączkom w masle
Czy naprawdę leśnikom żyje się jak pączkom w maśle? Bo wysoka pensja? Ludzie, nie dajmy się zwariować - te 7 tys. brutto to dostają ludzie z najczęściej wyższym wykształceniem i wieloletnim stażem pracy, ze sporą mimo wszystko odpowiedzialnością za wielomilionowy majątek. To ile mają zarabiać, żeby nie kłuło to w oczy?
Podejźrzon pisze:Z tym podejściem, opinia krajowa i zagraniczna odwróci się od was, co już czyni. Za wycinką jest jedynie 26% Polaków i to przeważnie zwolenników "dobrej zmiany". Przeciwko jest 65%, a gdyby zrobić ankietę wśród naukowców-biologów, byłoby pewnie ok. 90%.
Obawiam się, że gdyby zrobić ankietę wśród naukowców biologów to część z nich byłaby w ogóle za objęciem ochroną każdego lasu w Polsce (sam znam takich). Podawanie takich statystyk nie ma sensu, bo zaznacza się tu pewien konflikt interesów niestety. Wielu biologów z nieznanych dla mnie przyczyn nie potrafi jakoś przełknąć faktu, że gospodarka leśna jest potrzebna. Oczywiście słyszy się tłumaczenia w stylu "ja oczywiście nie mam nic do gospodarki, ona jest potrzebna, ale prowadźcie ją sobie w tych plantacjach sosnowych". Cały czas te enigmatyczne plantacje się przewijają. To takie typowe "super robicie, ale dlaczego u mnie, róbcie to u sąsiada". Czyli najlepiej nie róbcie w ogóle... Przy okazji tej sprawy z PB zaczęto wieszać psy na leśnikach w ogóle (i gospodarce leśnej w ogóle) i często niestety pierwsze skrzypce grają tutaj "naukowcy" biolodzy, że sprzęt w lesie - źle, cięcie w okresie lęgowym - źle, hałas pilarek - źle, wycinane zdrowe drzewa - źle, wycinane chore, dziuplaste drzewa - źle.
To jak do jasnej ciasnej ma być, żeby było dobrze? Najgorsze jest to, że takie twierdzenia zdobywają posłuch u laików, którzy jak potem zobaczą pilarza w lesie, to od razu zaczynają szaleć, że odbywa się tu rabunkowa gospodarka. A biologom w to graj, bo są "na topie" i są "tymi dobrymi" w tym "sporze"...
Nie mówię, że wszyscy - ale trochę takich głośnych wypłynęło przy okazji całej tej sytuacji.