Jeśli dobrze odczytałem to na tabliczce piszą, że to łaźnia rzymska z IV wiekububa pisze:Sa jakies ruiny starozytne ktore wygladaja jak wczoraj postawione, przysloniete kramami z pamiatkami.
Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz
Moderator: Moderatorzy
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin
Powłóczywszy sie juz odrobine po bulgarskim wybrzezu postanowilismy obeznac co z naszymi promami do Gruzji. Poszukiwania owych promow zaczely sie juz zima na necie. Ze stronki ukrferry srednio wynikalo czy Warna prowadzi przewozy pasazerskie czy nie. Niby tak ale na stronce ani zadnych cen wyszczegolnionych, ani obszerniejszych opisow. Na maile Warna nie odpowiada. Z centrali w Odessie mail przychodzi z odpowiedzia- “tak plywaja ale o szczegoly trzeba pytac bezposrednio w Warnie”. W odmetach internetu trafilam na dwoch gosci, ktorzy zarzekali sie ze owe promy z Warny plywaja i nawet sugerowali ze sa posrednikami w kupowaniu biletow na nie. Wykazalam zainteesowanie owa transakcja i zadalam kilka pytan. Na tym etapie odpowiedzi przestaly przychodzic albo byly bardzo wymijajace i malo konkretne, a napewno nie przyblizajace nas do posiadania dokumentu umozliwiajacego przejazd tym plywadlem.
Nadszedl czas wyjazdu a nic na odleglosc zalatwic sie nie udalo. Pozostalo nam szukac szczescia na miejscu. Zatem wlasnie dzis wjezdzamy do Warny! Miasto wita nas korkami i brakiem miejsc do zaparkowania. Jak szukac promu w wielkim miescie? Tak na logike wydaje nam sie ze najpierw trzeba znalezc morze. Jest. Potem trzeba znalezc port. Jest.
I tu zaczynaja sie schody… Wiedzialam ze to sa promy widmo- ale zeby do tego stopnia? W porcie sa tylko sklepy bezclowe i jakies przejscia dla pasazerow posiadajacych bilety. Zero kas, informacji, rozkladow, biur. Jest tylko ochroniarz ktory o promach do Gruzji nigdy nie slyszal. Przed portem siedzi trzech gosci. Dwoch z nich wyglada na marynarzy. Porozumiewaja sie ze soba w jezyku nam zupelnie nieznanym, nawet ze slyszenia. Z marynarzami siedzi gosc o przenikliwie bialych zebach (wpadajacych wrecz w blekit) i wygladzie milego cwaniaczka. Reklamuje sie jako osoba wszechwiedzaca i wszechpomagaja i poleca nam odnalezienie jakiegos urzedu morskiego kawalek dalej. Na budynku jest faktycznie tablica z namalowanym promem i nawet sa napisy o przewozie pasazerow i aut. Budynek nie ma jednak zadnego wejscia od ulicy. Sa jakies boczne drzwi ktore wyglada na wejscie dla pracownikow i to przez kotlownie. Spotykamy tam kobiete w eleganckim uniformie ktora informuje nas ze tedy wchodzic nie wolno a innego wejscia do budynku nie ma. Proponuje nam udanie sie bezposrednio do portu. Kolko sie zamyka…. Po przeciwnej stronie ulicy jest kolejny urzad zwiazany z morzem. W srodku jest kupa okienek i do kazdego dlugasne kolejki ludzi chcacych sie rekrutowac do marynarki. Babki w okienkach sa znudzone i wsciekle na caly swiat. Jakis starszy gosc w czyms co chyba mialo byc informacja rozklada rece- promy to nie tu… Czytajac tabliczki na drzwiach pokojow odnajdujemy miejsca zajmujace sie rybolostwem, przetworstwem małzy i cłami na przewoz roznych towarow.
Chyba ostatnim pomyslem jaki przyszedl nam do glowy jest informacja turystyczna. Znajdujemy takowa ale nie ma najmniejszych szans na zaparkowanie nigdzie w rejonie. Robimy trzy kolka zatloczonymi ulicami i dupa. Mijamy nieraz ciekawe auta
oraz napisy ktore nie wiem czemu wywoluja na naszych ustach usmiech- lepiej to jedynie wygladalo w gruzinskich robakach!
W koncu decydujemy ze ja wyskocze i pobiegne do owej informacji a toperz bedzie wykonywal w tym czasie czwarte kolko po miescie. Babki w informacji sa ogromnie zaskoczone pytaniem ktore im zadaje ale pragnac byc mile zaczynaja szukac w necie. Znajduja jakis telefon zwiazany z promami z Warny i tam dzwonia. Promy sa ale miejsc pasazerskich juz nie ma. Na kilka miesiecy w przod juz wszystko wykupione. Pytam na kiedy sa najblizsze wolne miejsca. Nie wiadomo- trzeba pytac blizej terminu. Ale jakiego terminu skoro nie wiadomo kiedy??? Na pytanie odnosnie siedziby biura pada opowiedz- a po co wam siedziba biura skoro miejsc i tak nie ma? A jesli ktos ma jakies pytania to mozemy podac maila.. Z rzuconej na stoliku w informacji mapki wynika ze z Warny plywaja promy ale tylko do Odessy i Stambulu. Prosze wiec babki z informacji aby zapytaly o polaczenia do Odessy (nie wybieramy sie tam w tej chwili, ale czasem jak sie nie da wejsc drzwiami to mozna probowac oknem). Ale na to pytanie juz nie ma odpowiedzi tylko walniecie sluchawka. Kolejny telefon z informacji slyszy juz tylko gluchy sygnal… nikt nie odbiera. Kolejny telefon babka wykonuje do Burgas. Stamtad tez ponoc sa promy. A przynajmniej pisal o nich Paweł na forum rosjapl.info- jedyna osoba w calym przepascistym internecie ktora udzielila na pytanie o promach jakiejs sensownej odpowiedzi: “Promy sa, ja plynalem w maju z Burgas”. Glos w telefonie potwierdza, ze promy do Batumi plywaja, ale nie wiadomo kiedy. Zwykle we wtorki, ale roznie bywa. Prosza aby zadzwonic w piatek. Ale dzis jest poniedzialek! Co z jutrem? Pytac w piatek.
Postanawiamy jechac jutro do Burgas pod wskazany adres- Industrialna 3 i szukac goscia o imieniu Drago. Zawsze lepiej osobiscie dogadac sprawe.
W Warnie niedaleko portu spotykamy tez orginalnego kloszarda. Tzn chyba kloszard bo grzebal w smietniku- choc moze byl to jakis milosnik idei freeganizmu? A moze koneser gatunku i prekursor nowej mody? Koles ma bardzo ciekawe odzienie- cale pozszywane z tysiecy łatek! Nigdy nie widzialam nikogo tej profesji w tak wyszukanym ubraniu! Latwiej chyba znalezc stare ciuchy niz tyle szyc!
Kawalek dalej spotykamy tez pare- naprany gosc i kobieta lekkich obyczajow w wieku dosyc srednim. Koles ciagnie ją w krzaki, ona niby sie opiera ale rechocze ze smichu na caly regulator. Ostatecznie obydwoje wpadaja w te krzaki i sturliwuja sie z wysokiego nasypu w strone polozonych nizej przyportowych kontenerow i dzwigow.
Zagladamy tez w rejon jakiegos muzeum morskiego ale ono oczywiscie tez jest zamkniete i mozna sobie obejrzec łodzie jedynie przez plot.
Burgas juz na wjezdzie wyglada sympatyczniej od Warny- tez duze miasto ale jakies takie spokojniejsze, przyjazniejsze. Czuc zdecydowanie mniejszy pospiech i mniej nerwowosci. Dosyc dlugo błąkamy sie po miescie szukajac owej ulicy Industrialnej. Znajdujemy inne rzeczy rowniez ciekawe- klimaty portowe, nietypowe bloki itp
Wszystko wyglada tu lepiej niz w Warnie- przy wjezdzie do portu jest nawet znak pokazujacy gdzie cumuja promy przewozace samochody. Ochroniarz z portu rowniez chce z nami rozmawiac i wskazuje wysoki budynek jako siedzibe firm przewozowych. Wlazimy.
Juz recepcjonista sprawdza paszporty- “a to wy szukaliscie wczoraj szczescia w Warnie? U nas lepiej!” i wskazuje pietro oraz drzwi gdzie mamy szukac Draga. Drago z kolega rozkladaja rece. Prom odplynal wczoraj rano. Kiedy bedzie nastepny nikt nie wie.. Na granicy rosyjsko- gruzinskiej zeszly jakies potezne osuwiska. Granica jest zamknieta. Transport jedzie objazdami a glowny grzbiet Kaukazu nie tak prosto jest ominac, zwlaszcza jak sie jest tirem a droga przez Abchazje jest niestety “jednokierunkowa” i wlasnie w ta strone przekroczyc jej nie wolno. Prom czeka wiec na tiry z owocami wiec i my musimy czekac. Odplynie jakos w kolejnym tygodniu ale czy we wtorek czy w niedziele to nikt nie wie. Dzwonic w piatek. Poki co tylko tyle moga nam pomoc. Biletow nie ma potrzeby rezerwowac. Turystow i osobowych aut nigdy nie ma zbyt wiele, zmiescimy sie. Na moje usilne prosby rezerwacji Drago usmiecha sie od ucha do ucha, zwlaszcza ze kabaczę pochwycilo w swe łapki jakas ulotke i zapamietale ją miętosi. “Nie ma obawy. Zapamietalem was. Nieczesto na tej trasie podrozuja niemowleta. Napewno beda dla was miejsca”. Nasze paszporty zostaja skserowane i odlozone na jakas kupke za kwiatkiem. Jako ze sympatycznie sie rozmawia pytam o promy z Warny. A plywaja. Ponoc dwie firmy. Glownie woza kontenery ale maja tez miejsca osobowe. Przejazdy dla ludzi zalatwiaja biura turystyczne- moze dlatego brak kas? Drago slyszal rowniez o promach z Warny do Batumi- ale przez Iliczewsk. Z Bulgarii do Gruzji przez Ukraine???? Co zrobic- “takoj marszrut”. Dobrze ze nie przez przyladek Horn....
No coz… Mamy wtorek.. I prawdopodobnie poltora tygodnia czekania na prom. Nie planowalismy tak dlugiego pobytu w Bulgarii- ale widac los tak chcial. Mialo byc bez pospiechu i na luzie- ale nie przypuszczalismy ze az do tego stopnia. Poczatkowo rozwazamy co ze soba zrobic. Moze w gory sie wybrac i sprobowac przejsc Gran Konczeto ktorej kiedys sie nie udalo? A moze pojechac zobaczyc pomnik w Buzluzha? Wszystko to jednak jest dosc daleko stad… A jak ktoregos dnia Drago zadzwoni i powie- “zmiana - prom bedzie jutro”? Prom jest priorytetem wiec ostatecznie postanawiamy zostac na wybrzezu. Poza tym caly czas sa upaly i slonce, wiec przynajmniej zwiedzajac bedzie mozna codziennie sie pokapac! A poki co bulgarskie wybrzeze bardzo nam do gustu przypadlo. Wiec moze warto zobaczyc jego pozostala czesc? Zatem opuszczamy miasto i cel na dzis- biwak na dzikiej plazy i ognicho z konarow wyrzuconych przez morze! cdn
Nadszedl czas wyjazdu a nic na odleglosc zalatwic sie nie udalo. Pozostalo nam szukac szczescia na miejscu. Zatem wlasnie dzis wjezdzamy do Warny! Miasto wita nas korkami i brakiem miejsc do zaparkowania. Jak szukac promu w wielkim miescie? Tak na logike wydaje nam sie ze najpierw trzeba znalezc morze. Jest. Potem trzeba znalezc port. Jest.
I tu zaczynaja sie schody… Wiedzialam ze to sa promy widmo- ale zeby do tego stopnia? W porcie sa tylko sklepy bezclowe i jakies przejscia dla pasazerow posiadajacych bilety. Zero kas, informacji, rozkladow, biur. Jest tylko ochroniarz ktory o promach do Gruzji nigdy nie slyszal. Przed portem siedzi trzech gosci. Dwoch z nich wyglada na marynarzy. Porozumiewaja sie ze soba w jezyku nam zupelnie nieznanym, nawet ze slyszenia. Z marynarzami siedzi gosc o przenikliwie bialych zebach (wpadajacych wrecz w blekit) i wygladzie milego cwaniaczka. Reklamuje sie jako osoba wszechwiedzaca i wszechpomagaja i poleca nam odnalezienie jakiegos urzedu morskiego kawalek dalej. Na budynku jest faktycznie tablica z namalowanym promem i nawet sa napisy o przewozie pasazerow i aut. Budynek nie ma jednak zadnego wejscia od ulicy. Sa jakies boczne drzwi ktore wyglada na wejscie dla pracownikow i to przez kotlownie. Spotykamy tam kobiete w eleganckim uniformie ktora informuje nas ze tedy wchodzic nie wolno a innego wejscia do budynku nie ma. Proponuje nam udanie sie bezposrednio do portu. Kolko sie zamyka…. Po przeciwnej stronie ulicy jest kolejny urzad zwiazany z morzem. W srodku jest kupa okienek i do kazdego dlugasne kolejki ludzi chcacych sie rekrutowac do marynarki. Babki w okienkach sa znudzone i wsciekle na caly swiat. Jakis starszy gosc w czyms co chyba mialo byc informacja rozklada rece- promy to nie tu… Czytajac tabliczki na drzwiach pokojow odnajdujemy miejsca zajmujace sie rybolostwem, przetworstwem małzy i cłami na przewoz roznych towarow.
Chyba ostatnim pomyslem jaki przyszedl nam do glowy jest informacja turystyczna. Znajdujemy takowa ale nie ma najmniejszych szans na zaparkowanie nigdzie w rejonie. Robimy trzy kolka zatloczonymi ulicami i dupa. Mijamy nieraz ciekawe auta
oraz napisy ktore nie wiem czemu wywoluja na naszych ustach usmiech- lepiej to jedynie wygladalo w gruzinskich robakach!
W koncu decydujemy ze ja wyskocze i pobiegne do owej informacji a toperz bedzie wykonywal w tym czasie czwarte kolko po miescie. Babki w informacji sa ogromnie zaskoczone pytaniem ktore im zadaje ale pragnac byc mile zaczynaja szukac w necie. Znajduja jakis telefon zwiazany z promami z Warny i tam dzwonia. Promy sa ale miejsc pasazerskich juz nie ma. Na kilka miesiecy w przod juz wszystko wykupione. Pytam na kiedy sa najblizsze wolne miejsca. Nie wiadomo- trzeba pytac blizej terminu. Ale jakiego terminu skoro nie wiadomo kiedy??? Na pytanie odnosnie siedziby biura pada opowiedz- a po co wam siedziba biura skoro miejsc i tak nie ma? A jesli ktos ma jakies pytania to mozemy podac maila.. Z rzuconej na stoliku w informacji mapki wynika ze z Warny plywaja promy ale tylko do Odessy i Stambulu. Prosze wiec babki z informacji aby zapytaly o polaczenia do Odessy (nie wybieramy sie tam w tej chwili, ale czasem jak sie nie da wejsc drzwiami to mozna probowac oknem). Ale na to pytanie juz nie ma odpowiedzi tylko walniecie sluchawka. Kolejny telefon z informacji slyszy juz tylko gluchy sygnal… nikt nie odbiera. Kolejny telefon babka wykonuje do Burgas. Stamtad tez ponoc sa promy. A przynajmniej pisal o nich Paweł na forum rosjapl.info- jedyna osoba w calym przepascistym internecie ktora udzielila na pytanie o promach jakiejs sensownej odpowiedzi: “Promy sa, ja plynalem w maju z Burgas”. Glos w telefonie potwierdza, ze promy do Batumi plywaja, ale nie wiadomo kiedy. Zwykle we wtorki, ale roznie bywa. Prosza aby zadzwonic w piatek. Ale dzis jest poniedzialek! Co z jutrem? Pytac w piatek.
Postanawiamy jechac jutro do Burgas pod wskazany adres- Industrialna 3 i szukac goscia o imieniu Drago. Zawsze lepiej osobiscie dogadac sprawe.
W Warnie niedaleko portu spotykamy tez orginalnego kloszarda. Tzn chyba kloszard bo grzebal w smietniku- choc moze byl to jakis milosnik idei freeganizmu? A moze koneser gatunku i prekursor nowej mody? Koles ma bardzo ciekawe odzienie- cale pozszywane z tysiecy łatek! Nigdy nie widzialam nikogo tej profesji w tak wyszukanym ubraniu! Latwiej chyba znalezc stare ciuchy niz tyle szyc!
Kawalek dalej spotykamy tez pare- naprany gosc i kobieta lekkich obyczajow w wieku dosyc srednim. Koles ciagnie ją w krzaki, ona niby sie opiera ale rechocze ze smichu na caly regulator. Ostatecznie obydwoje wpadaja w te krzaki i sturliwuja sie z wysokiego nasypu w strone polozonych nizej przyportowych kontenerow i dzwigow.
Zagladamy tez w rejon jakiegos muzeum morskiego ale ono oczywiscie tez jest zamkniete i mozna sobie obejrzec łodzie jedynie przez plot.
Burgas juz na wjezdzie wyglada sympatyczniej od Warny- tez duze miasto ale jakies takie spokojniejsze, przyjazniejsze. Czuc zdecydowanie mniejszy pospiech i mniej nerwowosci. Dosyc dlugo błąkamy sie po miescie szukajac owej ulicy Industrialnej. Znajdujemy inne rzeczy rowniez ciekawe- klimaty portowe, nietypowe bloki itp
Wszystko wyglada tu lepiej niz w Warnie- przy wjezdzie do portu jest nawet znak pokazujacy gdzie cumuja promy przewozace samochody. Ochroniarz z portu rowniez chce z nami rozmawiac i wskazuje wysoki budynek jako siedzibe firm przewozowych. Wlazimy.
Juz recepcjonista sprawdza paszporty- “a to wy szukaliscie wczoraj szczescia w Warnie? U nas lepiej!” i wskazuje pietro oraz drzwi gdzie mamy szukac Draga. Drago z kolega rozkladaja rece. Prom odplynal wczoraj rano. Kiedy bedzie nastepny nikt nie wie.. Na granicy rosyjsko- gruzinskiej zeszly jakies potezne osuwiska. Granica jest zamknieta. Transport jedzie objazdami a glowny grzbiet Kaukazu nie tak prosto jest ominac, zwlaszcza jak sie jest tirem a droga przez Abchazje jest niestety “jednokierunkowa” i wlasnie w ta strone przekroczyc jej nie wolno. Prom czeka wiec na tiry z owocami wiec i my musimy czekac. Odplynie jakos w kolejnym tygodniu ale czy we wtorek czy w niedziele to nikt nie wie. Dzwonic w piatek. Poki co tylko tyle moga nam pomoc. Biletow nie ma potrzeby rezerwowac. Turystow i osobowych aut nigdy nie ma zbyt wiele, zmiescimy sie. Na moje usilne prosby rezerwacji Drago usmiecha sie od ucha do ucha, zwlaszcza ze kabaczę pochwycilo w swe łapki jakas ulotke i zapamietale ją miętosi. “Nie ma obawy. Zapamietalem was. Nieczesto na tej trasie podrozuja niemowleta. Napewno beda dla was miejsca”. Nasze paszporty zostaja skserowane i odlozone na jakas kupke za kwiatkiem. Jako ze sympatycznie sie rozmawia pytam o promy z Warny. A plywaja. Ponoc dwie firmy. Glownie woza kontenery ale maja tez miejsca osobowe. Przejazdy dla ludzi zalatwiaja biura turystyczne- moze dlatego brak kas? Drago slyszal rowniez o promach z Warny do Batumi- ale przez Iliczewsk. Z Bulgarii do Gruzji przez Ukraine???? Co zrobic- “takoj marszrut”. Dobrze ze nie przez przyladek Horn....
No coz… Mamy wtorek.. I prawdopodobnie poltora tygodnia czekania na prom. Nie planowalismy tak dlugiego pobytu w Bulgarii- ale widac los tak chcial. Mialo byc bez pospiechu i na luzie- ale nie przypuszczalismy ze az do tego stopnia. Poczatkowo rozwazamy co ze soba zrobic. Moze w gory sie wybrac i sprobowac przejsc Gran Konczeto ktorej kiedys sie nie udalo? A moze pojechac zobaczyc pomnik w Buzluzha? Wszystko to jednak jest dosc daleko stad… A jak ktoregos dnia Drago zadzwoni i powie- “zmiana - prom bedzie jutro”? Prom jest priorytetem wiec ostatecznie postanawiamy zostac na wybrzezu. Poza tym caly czas sa upaly i slonce, wiec przynajmniej zwiedzajac bedzie mozna codziennie sie pokapac! A poki co bulgarskie wybrzeze bardzo nam do gustu przypadlo. Wiec moze warto zobaczyc jego pozostala czesc? Zatem opuszczamy miasto i cel na dzis- biwak na dzikiej plazy i ognicho z konarow wyrzuconych przez morze! cdn
Jedziemy na poludnie, mijamy Czernomorec, Sozopol, ktore robia na nas srednie wrazenie, ot kurorty nadmorskie jak wszedzie, owiane aromatem kielbasek z grila i cukrowej waty. Aby wczuc sie w klimat nabywam dmuchanego krokodyla- jakos urzekl mnie swym usmiechem. Jedyne zdjecie z rejonow Sozopola
Miedzy Sozopolem a Carewem, niedaleko od miejscowosci Djune zatrzymujemy sie na dzikiej plazy. Jest dosc pusto, oprocz nas chyba jeden namiot i dwa kampery. Kawalek dalej, na skarpie stoja hotele. Dzis sa duze fale. Kawalek dalej runelo kawalek klifu a fale wlasnie zabieraja knajpe. Podmylo plaze wiec zebrali parasole i lezaki na jedna kupke a goscie hotelowi chyba postanowili pozostac w swych pokojach.
W knajpie jestesmy tylko my i dwoch barmanow popijajacych piwo i grajacych w warcadopodobne cos. Chyba sie ciesza ze wreszcie ktos przyszedl i urozmaicil ich monotonny dzien gdy ich przybytek odwiedzaja tylko spienione fale. Siedzimy sobie raczac sie roznymi napojami a pod nami chlupocza spienione grzywy, co chwile czuc buch! o pale na ktorych stoi budyneczek. Wszedzie wokol roznosi sie zapach swiezosci, cos takiego jak ma czasem powietrze po burzy.
Na resztce plazy siedzi ratownik i patrzy w morze, jakby z przyzwyczajenia sprawdzal czy nikt nie tonie. Az przypomina sie ten dowcip o powodzi i glowie wystajacej z wody, przesuwajacej sie powoli naprzod- “co pan robi?”- “Powodz nie powodz, orac trzeba” Jak ryba bez wody- czy tak samo czuje sie ratownik bez plazy?
W pobliskiej skarpie cosik zyje. Wyglada jak skalne miasto ale w miniaturce.
Namiot stawiamy przy plazy ale powyzej linii piasku coby sledzie trzymaly. Tu bedzie nasz domek przez 2 dni.
Obok nas stoi kamper widmo. Ani popoludniu, ani wieczorem, ani rano nikt sie kolo niego nie kreci, nie wysiada. Potopili sie? Ktos zaslabl w srodku? Z tylu wisi rower, z przodu zatknieta gazeta, okienko uchylone. Probuje zagladac do srodka ale nie chce tez wyjsc na wlamywacza.
Czesc ekipy przezywa fascynacje piaskiem.
Zapodajemy tez kapiele w falach, ktore na wieczor troche slabna.
Ja plywam z krokodylem bo wydaje mi sie ze fajnie mozna sie wtedy utrzymywac na powierzchni fal. Nie myslalam ze jest to na tyle niebezpieczne- zaczyna mnie solidnie sciagac wglab morza. Zanim sie orientuje co sie dzieje juz nie dotykam nogami dna a brzeg sie oddala. W sporej panice ale jednak udaje mi sie doplynac do brzegu mimo ze ciagnie paskudnie w przeciwna strone.. Ufff, dobrze ludzie mowia ze krokodyle to zabojcy i trzeba sie ich wystrzegac- zwlaszcza w wodzie, bo na lądzie nie stanowia tak duzego zagrozenia
Wieczorem ognisko i grzanki z chleba z zakalcem, ktory w innej formie nie nadaje sie do spozycia. Nie wiem czemu ale tutaj co drugi chleb jest taki. W ktoryms z mijanych kurortow kupujemy na wage pyszne male rybki w panierce. Drewno zbieramy na plazy, jest go calkiem sporo, zarowno drobnica jak i duze, solidne bele. Grzanki upieczone w tym ognisku maja smak morza. Troche ryby, soli, bejcy, smoly, benzyny. Chyba ktoras z zalegajacych na plazy bel musiala pochodzic z burt jakiegos starego kutra.
Gdy ide do kibla na druga strone szosy, na suchy step porosly jalowcami, to spod nog ucieka mi zolw! Jakis ogromny- chyba dwa razy wiekszy niz te co mnie obsikaly w Albanii! Nauczona doswiadzeniem nie dotykam. Cos sie jednak ucze, powoli bo powoli, ale jednak.
W nocy przyjezdza jakas miejscowa para autem z bagaznikiem dachowym. W bagaznik wsadzaja korbe, obracaja, puf puf i na dachu rosnie namiot. Jeszcze tylko drabinka i juz sa gotowi do snu. A ja stoja z otwarta japą. I tylko toperz powtarza: “nie buba, to jest wieksze auto, ma wieksza powierzchnie dachu. Dach skodusi tego nie wytrzyma. Juz od siedzenia na nim sa wgniecione jamy w ktorych teraz zbiera sie woda deszczowa”.
Na plaze przyjezdzaja tez Ukraincy ktorzy na czas swojej kapieli chowaja auto do wielkiego worka. Nie mamy pojecia jaki moze byc cel zabiegu- zeby sie nie nagrzalo, zeby sie nie zapiaszczylo, zeby nie ukradli?
Rano ci od dachowego namiotu przynosza nam kawe i nalesniki. Ot tak, bo robia tez dla siebie. Ich 8 letni syn jest zachwycony kabaczkiem, przytula ją, glaszcze po glowce, przynosi slodycze i swoje zabawki. Ponoc bardzo by chcial mlodsze rodzenstwo, w czym sekunduje mu ojciec. Tylko mama jest przeciwna. Bułgar calkiem dobrze mowi po polsku, ponoc go nauczyla babcia, ktora pochodzila spod Poznania. Opowiada nam rozne ciekawe rzeczy, ktore czesto nie mamy jak zweryfikowac czy sa prawda czy tylko jego barwnymi konfabulacjami. Mowi ze lepiej nie nocowac na dziko w pasie przygranicznym z Turcja. Z kilku powodow. Raz ze mozna sie narazic na nieprzyjemnosci ze strony pogranicznikow, ktorzy moga byc nerwowi widzac namiot bo takowe czesto kojarza z uchodzcami. Pytam czy duzo takowych typow przedziera sie przez granice turecko-bulgarska. Koles mowi- juz nie. Bylo kilkanascie przypadkow zastrzelenia “migrantow” przez nieznanych sprawcow wiec sobie odpuscili ta trase. Kto strzelal nie wiadomo, bo sledztwa utknely z racji braku swiadkow czy innych dowodow. Bulgar opowiada o tym z duma- “Bo my, Slowianie, potrafimy wziac sprawe we wlasne rece, a nie tak jak te pedały z zachodu. My sie nie damy”. Deja vu? Natychmiast staje mi przed oczami pogranicznik! Opowiadaja nam tez ze za skala z hotelami jest ladna plaza, z piaszczystymi wydmami, wyspa kormoranow i wogole bedziemy zachwyceni jak jak tam pojdziemy. Bo to takie miejsce, ze kazdy znajdzie tam cos dla siebie.
Droga na rzeczona plaze jest wylaczona z ruchu kolowego, pewnie dlatego ze powoli obsuwa sie do morza. Na calej szerokosci widac mocne pękniecia i wpuklenia.
Po drodze odchodzi kilka sciezek na dzikie kamieniste plaze, gdzie tylko zerkamy bo z wozkiem zejscie tam byloby dosyc karkołomne a nosidlo zostalo w skodusi.
Plaza z opowiesci Bulgara jest faktycznie polozona wsrod piaszczystych wydm. Jest dosyc zatloczona (acz to slowo znaczy zupelnie co innego niz w Rumunii), platna a ludzie leza tam jak kolonia fok, na lezankach, pod parasolami ze slomy. Jest tez opcja wynajecia plazowych łóżek z baldachimem, w cieniu palm w doniczkach.
Co druga osoba gapi sie w laptopa albo probuje sobie zrobic zdjecie telefonem. Kobiety wydymaja do tego usta i przygryzaja język, faceci wciagaja brzuchy i preza bicepsy. Wszystko nie ruszajac sie z lezaka.
Sa dwie knajpy utrzymane w podobnych klimatach. W jednej z owych knajp na plazy pingwinow kupujemy piwo. Na wynos. Wypijemy je w jakims przyjemniejszym miejscu. Obok to samo robi starszy pan z Łotwy, w zielonym kapeluszu, z wedka pod pacha. Mruga do mnie porozumiewawczo- “Widze ze pani tez ma smaka na piwko w normalnym miejscu. Glupi by siedzial w tym jazgocie gdy bulgarskie wybrzeze jest takie piekne”. Typowego piwa na wynos nie ma w ofercie, ale barmani wychodza naprzeciw potrzebom klientow i udaje sie skombinowac dla nas butelki zastepcze. Idziemy sobie na pobliskie molo z pokruszonego betonu.
W dali nad morzem zbieraja sie jakies dziwne chmury, wyglada jakby sie tam cos palilo...
Z molo udaje sie wypatrzec to:
Bulgar mial racje- “to takie miejsce ze kazdy znajdzie tu cos dla siebie”.
Do nieskonczonych hoteli prowadzi asfaltowa droga, z ktora roslinnosc zaczyna sobie radzic. Powoli acz nieublagalnie szary pas cywilizacji zaczyna znikac w jej objeciach.
Wlot drogi jest zabezpieczony przed wjazdem wielka betonowa rura. I jest cos na ksztalt szlaku turystycznego Bardzo zachecajacego!
Hotele mialy byc w swoim zamysle jakims potwornym molochem. Czy urywajaca sie droga przerwala ich budowe? Teraz jest tu kilkupietrowy labirynt wypelniony szumem wiatru, kwikiem ptactwa i chlodnym powiewem wilgoci, czyms nietypowym w ten duszny upalny dzien. Gdzies tam w dali na dole ludzie leza jak sledzie, przerzucajac sie na drugi bok w rytm umck umck umck. Widok z gornych pieter jest rozlegly. Wszedzie wija sie slimakami solidne betonowe klatki schodowe.
Piknik zapodajemy sobie na zarosnietej drodze dojazdowej do ruin. Troche nas dzis slonce przypieklo to chetnie posiedzimy w cieniu. Ukladamy sie na cieplym asfalcie a wokol cykady dra geby (tzn. łapy) wyjatkowo glosno i zapamietale.Troche drzemiemy, troche patrzymy w niebo, na plynace obloki i latajace ptactwo. Niektore z nich sa dziwne, leca strasznie wysoko, sa biale, jakby lekko przezroczyste i przemieszczaja sie bardzo szybko. Momentami mamy wrazenie ze to nie ptaki tylko moze leci cos porwane wiatrem? Czas plynie, a nas jakos zassala ta droga, to miejsce, gdzie nikogo nie mamy na plecach a wokol panuje jakis dziwny przejmujacy spokoj. Miejsce to ma urok jaki potrafi miec tylko cienista pusta enklawa w spalone upalnym sloncem popoludnie. Wszystko jest jakby gdzies z boku, niby blisko ale gdzies poza- i szum morza, i slonce, i wiatr, i cykady, nie mowiac o ludziach ktorzy sa gdzies bardzo daleko. A tu jakby nie bylo nic. Tylko my i cisza. To naprawde niesamowite jak malo jest takich miejsc na swiecie. Cos z tego klimatu maja czasem puste koscioly. Ale nie zawsze.
W dalsza droge zbieramy sie dopiero jak zaczynaja nad nami krążyc kruki…
Wracamy na nasza plaze. Wokol wszystko po staremu, bulgarska rodzinka robi grila, kamper widmo stoi otoczony pustką. Gdzies daleko zaparkowal zielony bus z ktorego wysiadlo troche mlodziezy. W nocy ludzie z zielonego busa rozpalaja ognisko, a potem od niego 6 pochodni, ktore wbijaja w ziemie. Tancza wokol tego w powloczystych szatach w rytm jakiejs egzotycznej muzyki. Z odleglosci wyglada to dosyc.. nietypowo
A tu zachod slonca nad smietnikiem.
Bo przy tej plazy wogole jest bardzo duzo otwartych duzych kontenerow na odpady. Codziennie przejezdza smieciara i je oproznia. Plaza jest czysta, nie ma stosow butelek, konserw czy podpasek. Jakos u nas zakute łby nie potrafia pojac tego prostego mechanizmu, ze zeby nie bylo smieci w lesie czy miejscach biwakowych to trzeba stawiac ogolnodostepne smietniki a nie wieszac zakazy czy kamery....
Rano mam okazje na dluzsze obserwacje przyrodnicze. Wystepuja tu mrowki giganty ktore nosza kuleczki i rozne nasiona. Sa tak zajete swa praca ze chyba wogole nie zwracaja uwage ze nieopodal przysiadl jakis wielkolud i je bezwstydnie podglada..
Dzis jedziemy dalej na poludnie, dalej i dalej az zobaczymy powiewajaca flage Turcji.
cdn
Miedzy Sozopolem a Carewem, niedaleko od miejscowosci Djune zatrzymujemy sie na dzikiej plazy. Jest dosc pusto, oprocz nas chyba jeden namiot i dwa kampery. Kawalek dalej, na skarpie stoja hotele. Dzis sa duze fale. Kawalek dalej runelo kawalek klifu a fale wlasnie zabieraja knajpe. Podmylo plaze wiec zebrali parasole i lezaki na jedna kupke a goscie hotelowi chyba postanowili pozostac w swych pokojach.
W knajpie jestesmy tylko my i dwoch barmanow popijajacych piwo i grajacych w warcadopodobne cos. Chyba sie ciesza ze wreszcie ktos przyszedl i urozmaicil ich monotonny dzien gdy ich przybytek odwiedzaja tylko spienione fale. Siedzimy sobie raczac sie roznymi napojami a pod nami chlupocza spienione grzywy, co chwile czuc buch! o pale na ktorych stoi budyneczek. Wszedzie wokol roznosi sie zapach swiezosci, cos takiego jak ma czasem powietrze po burzy.
Na resztce plazy siedzi ratownik i patrzy w morze, jakby z przyzwyczajenia sprawdzal czy nikt nie tonie. Az przypomina sie ten dowcip o powodzi i glowie wystajacej z wody, przesuwajacej sie powoli naprzod- “co pan robi?”- “Powodz nie powodz, orac trzeba” Jak ryba bez wody- czy tak samo czuje sie ratownik bez plazy?
W pobliskiej skarpie cosik zyje. Wyglada jak skalne miasto ale w miniaturce.
Namiot stawiamy przy plazy ale powyzej linii piasku coby sledzie trzymaly. Tu bedzie nasz domek przez 2 dni.
Obok nas stoi kamper widmo. Ani popoludniu, ani wieczorem, ani rano nikt sie kolo niego nie kreci, nie wysiada. Potopili sie? Ktos zaslabl w srodku? Z tylu wisi rower, z przodu zatknieta gazeta, okienko uchylone. Probuje zagladac do srodka ale nie chce tez wyjsc na wlamywacza.
Czesc ekipy przezywa fascynacje piaskiem.
Zapodajemy tez kapiele w falach, ktore na wieczor troche slabna.
Ja plywam z krokodylem bo wydaje mi sie ze fajnie mozna sie wtedy utrzymywac na powierzchni fal. Nie myslalam ze jest to na tyle niebezpieczne- zaczyna mnie solidnie sciagac wglab morza. Zanim sie orientuje co sie dzieje juz nie dotykam nogami dna a brzeg sie oddala. W sporej panice ale jednak udaje mi sie doplynac do brzegu mimo ze ciagnie paskudnie w przeciwna strone.. Ufff, dobrze ludzie mowia ze krokodyle to zabojcy i trzeba sie ich wystrzegac- zwlaszcza w wodzie, bo na lądzie nie stanowia tak duzego zagrozenia
Wieczorem ognisko i grzanki z chleba z zakalcem, ktory w innej formie nie nadaje sie do spozycia. Nie wiem czemu ale tutaj co drugi chleb jest taki. W ktoryms z mijanych kurortow kupujemy na wage pyszne male rybki w panierce. Drewno zbieramy na plazy, jest go calkiem sporo, zarowno drobnica jak i duze, solidne bele. Grzanki upieczone w tym ognisku maja smak morza. Troche ryby, soli, bejcy, smoly, benzyny. Chyba ktoras z zalegajacych na plazy bel musiala pochodzic z burt jakiegos starego kutra.
Gdy ide do kibla na druga strone szosy, na suchy step porosly jalowcami, to spod nog ucieka mi zolw! Jakis ogromny- chyba dwa razy wiekszy niz te co mnie obsikaly w Albanii! Nauczona doswiadzeniem nie dotykam. Cos sie jednak ucze, powoli bo powoli, ale jednak.
W nocy przyjezdza jakas miejscowa para autem z bagaznikiem dachowym. W bagaznik wsadzaja korbe, obracaja, puf puf i na dachu rosnie namiot. Jeszcze tylko drabinka i juz sa gotowi do snu. A ja stoja z otwarta japą. I tylko toperz powtarza: “nie buba, to jest wieksze auto, ma wieksza powierzchnie dachu. Dach skodusi tego nie wytrzyma. Juz od siedzenia na nim sa wgniecione jamy w ktorych teraz zbiera sie woda deszczowa”.
Na plaze przyjezdzaja tez Ukraincy ktorzy na czas swojej kapieli chowaja auto do wielkiego worka. Nie mamy pojecia jaki moze byc cel zabiegu- zeby sie nie nagrzalo, zeby sie nie zapiaszczylo, zeby nie ukradli?
Rano ci od dachowego namiotu przynosza nam kawe i nalesniki. Ot tak, bo robia tez dla siebie. Ich 8 letni syn jest zachwycony kabaczkiem, przytula ją, glaszcze po glowce, przynosi slodycze i swoje zabawki. Ponoc bardzo by chcial mlodsze rodzenstwo, w czym sekunduje mu ojciec. Tylko mama jest przeciwna. Bułgar calkiem dobrze mowi po polsku, ponoc go nauczyla babcia, ktora pochodzila spod Poznania. Opowiada nam rozne ciekawe rzeczy, ktore czesto nie mamy jak zweryfikowac czy sa prawda czy tylko jego barwnymi konfabulacjami. Mowi ze lepiej nie nocowac na dziko w pasie przygranicznym z Turcja. Z kilku powodow. Raz ze mozna sie narazic na nieprzyjemnosci ze strony pogranicznikow, ktorzy moga byc nerwowi widzac namiot bo takowe czesto kojarza z uchodzcami. Pytam czy duzo takowych typow przedziera sie przez granice turecko-bulgarska. Koles mowi- juz nie. Bylo kilkanascie przypadkow zastrzelenia “migrantow” przez nieznanych sprawcow wiec sobie odpuscili ta trase. Kto strzelal nie wiadomo, bo sledztwa utknely z racji braku swiadkow czy innych dowodow. Bulgar opowiada o tym z duma- “Bo my, Slowianie, potrafimy wziac sprawe we wlasne rece, a nie tak jak te pedały z zachodu. My sie nie damy”. Deja vu? Natychmiast staje mi przed oczami pogranicznik! Opowiadaja nam tez ze za skala z hotelami jest ladna plaza, z piaszczystymi wydmami, wyspa kormoranow i wogole bedziemy zachwyceni jak jak tam pojdziemy. Bo to takie miejsce, ze kazdy znajdzie tam cos dla siebie.
Droga na rzeczona plaze jest wylaczona z ruchu kolowego, pewnie dlatego ze powoli obsuwa sie do morza. Na calej szerokosci widac mocne pękniecia i wpuklenia.
Po drodze odchodzi kilka sciezek na dzikie kamieniste plaze, gdzie tylko zerkamy bo z wozkiem zejscie tam byloby dosyc karkołomne a nosidlo zostalo w skodusi.
Plaza z opowiesci Bulgara jest faktycznie polozona wsrod piaszczystych wydm. Jest dosyc zatloczona (acz to slowo znaczy zupelnie co innego niz w Rumunii), platna a ludzie leza tam jak kolonia fok, na lezankach, pod parasolami ze slomy. Jest tez opcja wynajecia plazowych łóżek z baldachimem, w cieniu palm w doniczkach.
Co druga osoba gapi sie w laptopa albo probuje sobie zrobic zdjecie telefonem. Kobiety wydymaja do tego usta i przygryzaja język, faceci wciagaja brzuchy i preza bicepsy. Wszystko nie ruszajac sie z lezaka.
Sa dwie knajpy utrzymane w podobnych klimatach. W jednej z owych knajp na plazy pingwinow kupujemy piwo. Na wynos. Wypijemy je w jakims przyjemniejszym miejscu. Obok to samo robi starszy pan z Łotwy, w zielonym kapeluszu, z wedka pod pacha. Mruga do mnie porozumiewawczo- “Widze ze pani tez ma smaka na piwko w normalnym miejscu. Glupi by siedzial w tym jazgocie gdy bulgarskie wybrzeze jest takie piekne”. Typowego piwa na wynos nie ma w ofercie, ale barmani wychodza naprzeciw potrzebom klientow i udaje sie skombinowac dla nas butelki zastepcze. Idziemy sobie na pobliskie molo z pokruszonego betonu.
W dali nad morzem zbieraja sie jakies dziwne chmury, wyglada jakby sie tam cos palilo...
Z molo udaje sie wypatrzec to:
Bulgar mial racje- “to takie miejsce ze kazdy znajdzie tu cos dla siebie”.
Do nieskonczonych hoteli prowadzi asfaltowa droga, z ktora roslinnosc zaczyna sobie radzic. Powoli acz nieublagalnie szary pas cywilizacji zaczyna znikac w jej objeciach.
Wlot drogi jest zabezpieczony przed wjazdem wielka betonowa rura. I jest cos na ksztalt szlaku turystycznego Bardzo zachecajacego!
Hotele mialy byc w swoim zamysle jakims potwornym molochem. Czy urywajaca sie droga przerwala ich budowe? Teraz jest tu kilkupietrowy labirynt wypelniony szumem wiatru, kwikiem ptactwa i chlodnym powiewem wilgoci, czyms nietypowym w ten duszny upalny dzien. Gdzies tam w dali na dole ludzie leza jak sledzie, przerzucajac sie na drugi bok w rytm umck umck umck. Widok z gornych pieter jest rozlegly. Wszedzie wija sie slimakami solidne betonowe klatki schodowe.
Piknik zapodajemy sobie na zarosnietej drodze dojazdowej do ruin. Troche nas dzis slonce przypieklo to chetnie posiedzimy w cieniu. Ukladamy sie na cieplym asfalcie a wokol cykady dra geby (tzn. łapy) wyjatkowo glosno i zapamietale.Troche drzemiemy, troche patrzymy w niebo, na plynace obloki i latajace ptactwo. Niektore z nich sa dziwne, leca strasznie wysoko, sa biale, jakby lekko przezroczyste i przemieszczaja sie bardzo szybko. Momentami mamy wrazenie ze to nie ptaki tylko moze leci cos porwane wiatrem? Czas plynie, a nas jakos zassala ta droga, to miejsce, gdzie nikogo nie mamy na plecach a wokol panuje jakis dziwny przejmujacy spokoj. Miejsce to ma urok jaki potrafi miec tylko cienista pusta enklawa w spalone upalnym sloncem popoludnie. Wszystko jest jakby gdzies z boku, niby blisko ale gdzies poza- i szum morza, i slonce, i wiatr, i cykady, nie mowiac o ludziach ktorzy sa gdzies bardzo daleko. A tu jakby nie bylo nic. Tylko my i cisza. To naprawde niesamowite jak malo jest takich miejsc na swiecie. Cos z tego klimatu maja czasem puste koscioly. Ale nie zawsze.
W dalsza droge zbieramy sie dopiero jak zaczynaja nad nami krążyc kruki…
Wracamy na nasza plaze. Wokol wszystko po staremu, bulgarska rodzinka robi grila, kamper widmo stoi otoczony pustką. Gdzies daleko zaparkowal zielony bus z ktorego wysiadlo troche mlodziezy. W nocy ludzie z zielonego busa rozpalaja ognisko, a potem od niego 6 pochodni, ktore wbijaja w ziemie. Tancza wokol tego w powloczystych szatach w rytm jakiejs egzotycznej muzyki. Z odleglosci wyglada to dosyc.. nietypowo
A tu zachod slonca nad smietnikiem.
Bo przy tej plazy wogole jest bardzo duzo otwartych duzych kontenerow na odpady. Codziennie przejezdza smieciara i je oproznia. Plaza jest czysta, nie ma stosow butelek, konserw czy podpasek. Jakos u nas zakute łby nie potrafia pojac tego prostego mechanizmu, ze zeby nie bylo smieci w lesie czy miejscach biwakowych to trzeba stawiac ogolnodostepne smietniki a nie wieszac zakazy czy kamery....
Rano mam okazje na dluzsze obserwacje przyrodnicze. Wystepuja tu mrowki giganty ktore nosza kuleczki i rozne nasiona. Sa tak zajete swa praca ze chyba wogole nie zwracaja uwage ze nieopodal przysiadl jakis wielkolud i je bezwstydnie podglada..
Dzis jedziemy dalej na poludnie, dalej i dalej az zobaczymy powiewajaca flage Turcji.
cdn
Brak fotki tego uśmiechu uważam za karygodny błądbuba pisze:nabywam dmuchanego krokodyla- jakos urzekl mnie swym usmiechem
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
No. Teraz rozumiem twój zachwyt. Sam bym uległ takiemu uśmiechowi
Prawdę mówiąc najbardziej szczery (powiedził bym - słowiański!) uśmiech miał bohater mojej młodości, Krokodyl Giena (Крокодил Гена):
I jeszcze Giena jako wędrowiec-artysta: "Błękitny wagon".
Prawdę mówiąc najbardziej szczery (powiedził bym - słowiański!) uśmiech miał bohater mojej młodości, Krokodyl Giena (Крокодил Гена):
I jeszcze Giena jako wędrowiec-artysta: "Błękitny wagon".
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
To znaczy, że tylko ja widzę fotkę? Bez sensu - gdyby hotlink był zabroniony to chyba i ja bym nie widział? No ale w takim razie załączę jako fotkę a nie jako link.Capricorn pisze:Piotrek hotlink ma szlaban
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Nie, bo masz obrazek w pamięci przeglądarki, ale nie możesz go przekazać dalej. Przekazujesz jedynie link, który nie działa. Jakoś tak to się dzieje, a tak wygląda:Piotrek pisze:gdyby hotlink był zabroniony to chyba i ja bym nie widział
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin
i jeszcze na harmoszce gra!!! patrz nie znalam tego krokodyla a bardzo mi sie podoba, czeburaszke znalam "z widzenia"!- postaci maskotek czy naklejek chyba sie biore za ogladanie tych bajek! kabak sie bedzie cieszyl! "Masza i medwied" oraz "objezjanki" beda mialy konkurencje!Piotrek pisze:Prawdę mówiąc najbardziej szczery (powiedził bym - słowiański!) uśmiech miał bohater mojej młodości, Krokodyl Giena (Крокодил Гена):
Kolo miasteczka Primorsko jest polwysep, caly pociety platanina drog a mapa nie przewiduje tam zadnej nazwanej wsi. Jedziemy sobie wiec zobaczyc co tam jest. Sa jakies nieskonczone molochy,
Sa drogi i budki jakie bywaja przy dawnych bazach wojskowych. Co ciekawe z jednej strony ktos sobie zadal trudu zasypania drogi, ze chyba nawet terenowka tego nie sforsuje, a z drugiej strony mozna swobodnie podjechac w to miejsce.
Sa w rejonie tez skalki Beglik Tasz, ktore robia tu za wielka atrakcje turystyczna. Kazda ze skal ma swoje imie, ponoc byly obrabiane przez ludzi i pelnily niegdys jakies funkcje rytualne.
Pozostala czesc polwyspu przypomina mi troche Beskid Niski- lagodne, porosle lasem wzgorza, plowe trawy łąk, wijace sie drogi prowadzace donikad lub do jakis zaroslych ruin niewiadomoczego.
Wybrzeze morza jest tu skaliste, zdominowane przez rybakow i pletwonurkow. Ponoc jest tu jakas bardzo ladna podwodna jaskinia.
Wzdluz morza ciagna sie ni to baraczki, ni to wiaty, ni to baza namiotowa, ni to lesny parking, ni to ogolnodostepne, ni to czyjes prywatne. Troche sprawiaja wrazenie opuszczonych ale popiol w ogniskach nieraz jest jeszcze cieply. Jedno jest pewne- oprocz zageszczenia turystow przy skalkach i dwoch pletwonurkow eksplorujacych jaskinie, na reszcie polwyspu nie spotykamy nikogo.
W Carewie dopada nas ulewa i ogladamy mokry komunistyczny pomnik. Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Kolo Warwary jest troche dzikich plaz i fajnych skalek, gdzie kormorany susza skrzydla i ciezko sie oprzec pokusie kapieli.
W okolicy miejscowosci Delfin szukamy miejsca gdzie do morza wpada niewielka rzeczka. Tworzy sie tam kilka rozlewisk, o wodzie cieplej, plytkiej i zaglonionej. Wokol pusto a kawalek wybrzezem łazimy...
Mozna zanocowac w niedrogim hotelu z widokiem na morze
Niedaleko tez spotykamy parking łodkowy i brama z rybka
W Sylistarze jest jakies bezplatne pole namiotowe acz jest w nim cos “robaczywego”. Wiekszosc namiotow stoi w lesie bez poszycia, na czarnej jakby wypalonej ziemi ktora tu i owdzie tworzy roztrajdane bloto. Wszedzie dominuje dziwny zapach- ciezko powiedziec jaki- ni to naftaliny, ni to acetonu, jakis taki chemiczny i niekoniecznie przyjemny.
Miedzy Sylistarem a Rezowem droga sie zweza, ruch maleje. W lesie pojawia sie solidny zasiek z drutu kolczastego, droge przegradza szlaban, jest budka straznika i kreca sie wojskowi. Skodusie obchodza dookola przygladajac sie jej pilnie. Nikt nie wypowiada nawet slowa. W koncu ruchem reki wskazuja ze mamy jechac dalej. Miny maja takie ze nie mam odwagi zrobic zdjecia postu...
W Rezowie jest punkt widokowy na strone turecka gdzie powiewa flaga. Po bulgarskiej stronie stoi pomniczek- piramida, z napisem gloszacym ze oto znajdujemy sie w najbardziej wysunietym na poludnie punkcie UE tzn lądowym, bez uwzgledniania wysp.
Na nocleg zatrzymujemy sie na obrzezach Ahtopola, w miejscu gdzie zatrzymal sie czas....
cdn
Sa drogi i budki jakie bywaja przy dawnych bazach wojskowych. Co ciekawe z jednej strony ktos sobie zadal trudu zasypania drogi, ze chyba nawet terenowka tego nie sforsuje, a z drugiej strony mozna swobodnie podjechac w to miejsce.
Sa w rejonie tez skalki Beglik Tasz, ktore robia tu za wielka atrakcje turystyczna. Kazda ze skal ma swoje imie, ponoc byly obrabiane przez ludzi i pelnily niegdys jakies funkcje rytualne.
Pozostala czesc polwyspu przypomina mi troche Beskid Niski- lagodne, porosle lasem wzgorza, plowe trawy łąk, wijace sie drogi prowadzace donikad lub do jakis zaroslych ruin niewiadomoczego.
Wybrzeze morza jest tu skaliste, zdominowane przez rybakow i pletwonurkow. Ponoc jest tu jakas bardzo ladna podwodna jaskinia.
Wzdluz morza ciagna sie ni to baraczki, ni to wiaty, ni to baza namiotowa, ni to lesny parking, ni to ogolnodostepne, ni to czyjes prywatne. Troche sprawiaja wrazenie opuszczonych ale popiol w ogniskach nieraz jest jeszcze cieply. Jedno jest pewne- oprocz zageszczenia turystow przy skalkach i dwoch pletwonurkow eksplorujacych jaskinie, na reszcie polwyspu nie spotykamy nikogo.
W Carewie dopada nas ulewa i ogladamy mokry komunistyczny pomnik. Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Kolo Warwary jest troche dzikich plaz i fajnych skalek, gdzie kormorany susza skrzydla i ciezko sie oprzec pokusie kapieli.
W okolicy miejscowosci Delfin szukamy miejsca gdzie do morza wpada niewielka rzeczka. Tworzy sie tam kilka rozlewisk, o wodzie cieplej, plytkiej i zaglonionej. Wokol pusto a kawalek wybrzezem łazimy...
Mozna zanocowac w niedrogim hotelu z widokiem na morze
Niedaleko tez spotykamy parking łodkowy i brama z rybka
W Sylistarze jest jakies bezplatne pole namiotowe acz jest w nim cos “robaczywego”. Wiekszosc namiotow stoi w lesie bez poszycia, na czarnej jakby wypalonej ziemi ktora tu i owdzie tworzy roztrajdane bloto. Wszedzie dominuje dziwny zapach- ciezko powiedziec jaki- ni to naftaliny, ni to acetonu, jakis taki chemiczny i niekoniecznie przyjemny.
Miedzy Sylistarem a Rezowem droga sie zweza, ruch maleje. W lesie pojawia sie solidny zasiek z drutu kolczastego, droge przegradza szlaban, jest budka straznika i kreca sie wojskowi. Skodusie obchodza dookola przygladajac sie jej pilnie. Nikt nie wypowiada nawet slowa. W koncu ruchem reki wskazuja ze mamy jechac dalej. Miny maja takie ze nie mam odwagi zrobic zdjecia postu...
W Rezowie jest punkt widokowy na strone turecka gdzie powiewa flaga. Po bulgarskiej stronie stoi pomniczek- piramida, z napisem gloszacym ze oto znajdujemy sie w najbardziej wysunietym na poludnie punkcie UE tzn lądowym, bez uwzgledniania wysp.
Na nocleg zatrzymujemy sie na obrzezach Ahtopola, w miejscu gdzie zatrzymal sie czas....
cdn
"KoJot" mego synka spokojnie by sobie z tym poradziłbuba pisze:chyba nawet terenowka tego nie sforsuje
Słuszne wrażenie. Bułgarzy nie wpadli w "postkomunistyczny amok" i pomników "minionej epoki" hurtowo nie rozbierali.buba pisze:Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
W naszej wersji przetłumaczony jako "Kiwaczek"buba pisze:czeburaszke znalam "z widzenia"!
Nawiasem mówiąc projektant postaci Morta z "Pingwinów z Madagaskaru" musiał się na niego zapatrzyć.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
I o tym, że gra także śpiewa:buba pisze:i jeszcze na harmoszce gra!!!
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Nie ty jedna uległaś tej piosence: "Песня крокодила Гены"
Nie pamiętam jak u ciebie z ichnimi "żuczkami"? Ale na wypadek gdyś znała oto oryginalny tekst do kompletu:
Песня крокодила Гены
Пусть бегут неуклюже
Пешеходы по лужам,
А вода по асфальту рекой.
И не ясно прохожим
В этот день непогожий,
Почему я весёлый такой.
Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
Прилетит вдруг волшебник
В голубом вертолёте
И бесплатно покажет кино.
С днём рожденья поздравит
И, наверно, оставит
Мне в подарок пятьсот эскимо.
Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
Nie pamiętam jak u ciebie z ichnimi "żuczkami"? Ale na wypadek gdyś znała oto oryginalny tekst do kompletu:
Песня крокодила Гены
Пусть бегут неуклюже
Пешеходы по лужам,
А вода по асфальту рекой.
И не ясно прохожим
В этот день непогожий,
Почему я весёлый такой.
Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
Прилетит вдруг волшебник
В голубом вертолёте
И бесплатно покажет кино.
С днём рожденья поздравит
И, наверно, оставит
Мне в подарок пятьсот эскимо.
Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Na obrzezach Ahtopola wpada nam w oko zgrupowanie domkow kempingowych “baza na artistite”.
Wynajecie domku na polskie pieniadze to okolo 8 zl za dobe. Mozna sie szarpnac Trafia sie nam domek do ktorego zagladaja galezie uginajace sie od malych jabluszek i mirabelek.
W domku na scianie mamy jakies wyliczenie sprzed 8 lat. Jakies kilometry ktos liczyl? Toperz sugeruje wyliczenia z jakis gier hazardowych.
Kible i lazienki sa tu wspolne , umieszczone w blaszanych hangarach, gdzie miedzy sufitami a scianami jest przeswit i do kapiacych sie zagladaja pnacza i galezie drzew.
Umywalki to wielkie blaszane koryta do ktorych by prawie mozna wlezc w calosci. Czesc z nich przez lata nieco oklapła i jest podparta żerdziami i deskami coby zapewnic wieksza stabilnosc.
Kiedys ogladalam jakis taki film, traktujacy o zakladzie przemyslowym z lat 50 tych, kopalnia, huta, szwalnia, nie pamietam dokladnie… I tam mieli laznie robotnicze- i dokladnie tak one wygladaly! Gdy wchodze do lazienek to wlasnie ten film staje mi przed oczami! A ponoc podroze w czasie nie istnieja!
Na scianach z lekka zmatowiałe lustra,te same zapewne od dziesiecioleci. Kilka pan caly czas dba o czystosc obiektu biegajac z wiaderkami i gabkami acz np. pajeczyn nikt nie omiata, bo i po co.. pajaki zyja wiec w symbiozie z ludzmi.
Spotykam na kempingu babke. Jezdzi tu nieprzerwanie od 43 lat. Mowi ze kocha to miejsce bo tu wciaz czuje sie mloda. Najpierw przywozila tu dzieci, teraz spedza wakacje z gromadka wnuczat. Teren wokol wyglada tak samo, tu czas jakby przestal istniec i nie ma zadnego znaczenia. I nadal biega za nia gromada maluchow, wiec poki nie patrzy w lustro wciaz ma poczucie ze sa lata 70 te. Choc zmiany sa.. Kiedys byla na terenie knajpa i dansing. I mniej aut wszedzie parkowalo. I wiecej polskich turystow przewijalo sie przez Ahtopol.
Cala ta dzielnica Ahtopola wyglada jak na wpol opuszczony kurort czy uzdrowisko. Kreta droga z polamanego asflaltu wije sie pomiedzy zespolami kempingow w roznym stanie zagospodarowania. Sa czynne, sa opuszczone i takie na wpol zagospodarowane. Nasz kemping nalezy do tej trzeciej kategorii. Czesc domkow jest zadbana, z kluczem w drzwiach i mozna je wynajac. Innym wala sie dachy i rozbebeszone wnetrza walaja sie wokol.
Czesc domkow wygladaja na zasiedlone jakos bardziej dlugotrwale i ciagle przez tych samych ludzi, widac wiekszy zwiazek z domkami niz tylko wywieszone pranie,wisza anteny satelitarne, doniczki z kwiatkami, baniaki z bulgoczaca ciecza.
Na czesci domkow widnieja tabliczki czy napisy jakis roznych “teatrow dramatycznych” z Sofii, z Plowdiwu, nazwa ‘artist” widac nie jest przypadkowa, kemping musial kiedys nalezec do jakiegos teatru i tu wypoczywali jego pracownicy.
Na scianach niektorych domkow widnieja malunki, chyba nie "firmowe" a sugerujace dzialnosc oddolną. Wskazujace rowniez ze nie tylko aktorska tworczosc kwitla tu wsrod wypoczywajacych
Miedzy domkami pojawiaja sie wiatki, altanki, czesto ciezko stwierdzic z jakich czasow pochodza. W domkach sa lodowki, firmy Saratow glownie, acz i Donbas sie zdarza.
Latarnia przy parkingu mnie urzekla.
Kilka zespolow kempingowych na wybrzezu jest calkowicie opuszczonych, pasa sie tam tylko konie i czasem nocuja zagubieni autostopowicze, co wynika z napisow nasciennych. Milo bylo przeczytac wpis “hajcarow” z Wronek! Mam nadzieje ze dotarli do Afryki tak jak planowali!
Plątanina wyboistych drog prowadzi w strone morza.
A tu ogrodzenie czynnego kempingu. Nie wiem co oznacza ostatni obrazek…
Fajny zderzak!
Spotykamy tam babke ktora 46 lat temu byla w Polsce, w Poznaniu. Wyjazd byl organizowany przez ich uczelniany komsomoł i celem bylo budowanie ogrodu zoologicznego, glownie wybiegow dla zwierzat. Babka wyglasza z zakamarkow pamieci rozne polskie frazy, co ciekawe w ¾ malo cenzuralne. Echh. musieli sie dobrze bawic studenty za dawnych lat uczac polskiego obcokrajowcow. Babka byla tez w chatce Morganka w Karkonoszach. Jej wspomnienie zielonego bimbru o nieznanym pochodzeniu zajezdza mocno absyntem
Na plaze nie schodzimy schodami a starami sie znalezc sciezke pod trojkolowca. Pakujemy sie w tak lepka gline ze kola przestaja sie krecic a podeszwy butow zwiekszaja swoja grubosc wielokrotnie.
Nie da sie tej mazi ani usunac patykiem ani wytrzec w trawe. Trwa sie urywa i przykleja do gliny. Pieknie. Probuje wozek wlozyc do morza celem odmoczenia tej paskudnej gliny jednak slabo mi idzie. Predzej obrasta wodorostem i okleja sie piaskiem. Wypoczywajacy ludzie nieco dziwnie patrza na to nietypowe zachowanie plazowe.
Wracamy juz grzecznie po schodach
Posrod kempingow o roznym stanie opuszczenia wystepuja tez knajpy o wygladzie stolowek robotniczych z czasow minionych i jedna z nich zamierzamy niejeden raz odwiedzic. Podaja tu rozne strawy obiadowe- my skupiamy sie na zupie miesnej, pysznej smazonej rybie i rakiji. Tak dobrej ryby nie jedlismy chyba nawet w ukrainskim Wiłkowie naddunajskim!
W centrum Ahtopola oprocz atrakcji typowo kurortowych mozna znalezc troche starych willowych domkow
i klimatyczne przystanie lodek
I na koniec jeszcze przeglad ahtopolskich makom. (slowo “makoma” jest sporej czesci ludzi nieznane. Jest to niezidentyfikowany owad, pajeczak, czasem i wąż. Ogolnie cos nieznanego co nie wiemy jakie ma zwyczaje, ale istnieje podejrzenie ze np. moze wlezc do buta i upalić. Owe makomy łączylo jedno- wszystkie byly ogromniaste.
Dwie rzeczy bardzo mi sie podobaja na bulgarskim wybrzezu. Raz to ogromna roznorodnosc miejsc noclegowych. Sa i wypasne hotele, i pensjonaty, i eurokempingi, zapewne kapiące od norm i standardow. Jest mozliwosc wynajecia pokojow w prywatnych domach na wsiach, ktore wygladaja jak wsie a nie osiedla willowe, gdzie przed domem mozna zobaczyc kure. Sa roznorakie kempingi o cenach i wygodach zroznicowanych , rowniez takie ktore niewiele sie zmienily przez ostatnie 50 lat. Sa opuszczone hotele z widokiem na morze ktorych nikt nie pilnuje. I jest szeroki wybor plaz na dzikie biwaki, zarowno dla zmotoryzowanych, jak i dla nie lubiacych ryku silnikow- w skalistych zatoczkach gdzie nawet quady nie wjada… Kazdy chyba znajdzie tu cos dla siebie. Druga fajną rzecza w Bulgarii jest zdrowe i normalne podejscie do tematu nagosci. Nawet na zwyklych plazach nieraz przewijaja sie golasy. U nas zaraz by byl dym i wzywanie policji. Tu mam wrazenie ze ludziom to nie przeszkadza. Ba! w zagubionych skalistych zatoczkach to tu chyba zwyczajowo nie wypada zakladac gaci
cdn
Wynajecie domku na polskie pieniadze to okolo 8 zl za dobe. Mozna sie szarpnac Trafia sie nam domek do ktorego zagladaja galezie uginajace sie od malych jabluszek i mirabelek.
W domku na scianie mamy jakies wyliczenie sprzed 8 lat. Jakies kilometry ktos liczyl? Toperz sugeruje wyliczenia z jakis gier hazardowych.
Kible i lazienki sa tu wspolne , umieszczone w blaszanych hangarach, gdzie miedzy sufitami a scianami jest przeswit i do kapiacych sie zagladaja pnacza i galezie drzew.
Umywalki to wielkie blaszane koryta do ktorych by prawie mozna wlezc w calosci. Czesc z nich przez lata nieco oklapła i jest podparta żerdziami i deskami coby zapewnic wieksza stabilnosc.
Kiedys ogladalam jakis taki film, traktujacy o zakladzie przemyslowym z lat 50 tych, kopalnia, huta, szwalnia, nie pamietam dokladnie… I tam mieli laznie robotnicze- i dokladnie tak one wygladaly! Gdy wchodze do lazienek to wlasnie ten film staje mi przed oczami! A ponoc podroze w czasie nie istnieja!
Na scianach z lekka zmatowiałe lustra,te same zapewne od dziesiecioleci. Kilka pan caly czas dba o czystosc obiektu biegajac z wiaderkami i gabkami acz np. pajeczyn nikt nie omiata, bo i po co.. pajaki zyja wiec w symbiozie z ludzmi.
Spotykam na kempingu babke. Jezdzi tu nieprzerwanie od 43 lat. Mowi ze kocha to miejsce bo tu wciaz czuje sie mloda. Najpierw przywozila tu dzieci, teraz spedza wakacje z gromadka wnuczat. Teren wokol wyglada tak samo, tu czas jakby przestal istniec i nie ma zadnego znaczenia. I nadal biega za nia gromada maluchow, wiec poki nie patrzy w lustro wciaz ma poczucie ze sa lata 70 te. Choc zmiany sa.. Kiedys byla na terenie knajpa i dansing. I mniej aut wszedzie parkowalo. I wiecej polskich turystow przewijalo sie przez Ahtopol.
Cala ta dzielnica Ahtopola wyglada jak na wpol opuszczony kurort czy uzdrowisko. Kreta droga z polamanego asflaltu wije sie pomiedzy zespolami kempingow w roznym stanie zagospodarowania. Sa czynne, sa opuszczone i takie na wpol zagospodarowane. Nasz kemping nalezy do tej trzeciej kategorii. Czesc domkow jest zadbana, z kluczem w drzwiach i mozna je wynajac. Innym wala sie dachy i rozbebeszone wnetrza walaja sie wokol.
Czesc domkow wygladaja na zasiedlone jakos bardziej dlugotrwale i ciagle przez tych samych ludzi, widac wiekszy zwiazek z domkami niz tylko wywieszone pranie,wisza anteny satelitarne, doniczki z kwiatkami, baniaki z bulgoczaca ciecza.
Na czesci domkow widnieja tabliczki czy napisy jakis roznych “teatrow dramatycznych” z Sofii, z Plowdiwu, nazwa ‘artist” widac nie jest przypadkowa, kemping musial kiedys nalezec do jakiegos teatru i tu wypoczywali jego pracownicy.
Na scianach niektorych domkow widnieja malunki, chyba nie "firmowe" a sugerujace dzialnosc oddolną. Wskazujace rowniez ze nie tylko aktorska tworczosc kwitla tu wsrod wypoczywajacych
Miedzy domkami pojawiaja sie wiatki, altanki, czesto ciezko stwierdzic z jakich czasow pochodza. W domkach sa lodowki, firmy Saratow glownie, acz i Donbas sie zdarza.
Latarnia przy parkingu mnie urzekla.
Kilka zespolow kempingowych na wybrzezu jest calkowicie opuszczonych, pasa sie tam tylko konie i czasem nocuja zagubieni autostopowicze, co wynika z napisow nasciennych. Milo bylo przeczytac wpis “hajcarow” z Wronek! Mam nadzieje ze dotarli do Afryki tak jak planowali!
Plątanina wyboistych drog prowadzi w strone morza.
A tu ogrodzenie czynnego kempingu. Nie wiem co oznacza ostatni obrazek…
Fajny zderzak!
Spotykamy tam babke ktora 46 lat temu byla w Polsce, w Poznaniu. Wyjazd byl organizowany przez ich uczelniany komsomoł i celem bylo budowanie ogrodu zoologicznego, glownie wybiegow dla zwierzat. Babka wyglasza z zakamarkow pamieci rozne polskie frazy, co ciekawe w ¾ malo cenzuralne. Echh. musieli sie dobrze bawic studenty za dawnych lat uczac polskiego obcokrajowcow. Babka byla tez w chatce Morganka w Karkonoszach. Jej wspomnienie zielonego bimbru o nieznanym pochodzeniu zajezdza mocno absyntem
Na plaze nie schodzimy schodami a starami sie znalezc sciezke pod trojkolowca. Pakujemy sie w tak lepka gline ze kola przestaja sie krecic a podeszwy butow zwiekszaja swoja grubosc wielokrotnie.
Nie da sie tej mazi ani usunac patykiem ani wytrzec w trawe. Trwa sie urywa i przykleja do gliny. Pieknie. Probuje wozek wlozyc do morza celem odmoczenia tej paskudnej gliny jednak slabo mi idzie. Predzej obrasta wodorostem i okleja sie piaskiem. Wypoczywajacy ludzie nieco dziwnie patrza na to nietypowe zachowanie plazowe.
Wracamy juz grzecznie po schodach
Posrod kempingow o roznym stanie opuszczenia wystepuja tez knajpy o wygladzie stolowek robotniczych z czasow minionych i jedna z nich zamierzamy niejeden raz odwiedzic. Podaja tu rozne strawy obiadowe- my skupiamy sie na zupie miesnej, pysznej smazonej rybie i rakiji. Tak dobrej ryby nie jedlismy chyba nawet w ukrainskim Wiłkowie naddunajskim!
W centrum Ahtopola oprocz atrakcji typowo kurortowych mozna znalezc troche starych willowych domkow
i klimatyczne przystanie lodek
I na koniec jeszcze przeglad ahtopolskich makom. (slowo “makoma” jest sporej czesci ludzi nieznane. Jest to niezidentyfikowany owad, pajeczak, czasem i wąż. Ogolnie cos nieznanego co nie wiemy jakie ma zwyczaje, ale istnieje podejrzenie ze np. moze wlezc do buta i upalić. Owe makomy łączylo jedno- wszystkie byly ogromniaste.
Dwie rzeczy bardzo mi sie podobaja na bulgarskim wybrzezu. Raz to ogromna roznorodnosc miejsc noclegowych. Sa i wypasne hotele, i pensjonaty, i eurokempingi, zapewne kapiące od norm i standardow. Jest mozliwosc wynajecia pokojow w prywatnych domach na wsiach, ktore wygladaja jak wsie a nie osiedla willowe, gdzie przed domem mozna zobaczyc kure. Sa roznorakie kempingi o cenach i wygodach zroznicowanych , rowniez takie ktore niewiele sie zmienily przez ostatnie 50 lat. Sa opuszczone hotele z widokiem na morze ktorych nikt nie pilnuje. I jest szeroki wybor plaz na dzikie biwaki, zarowno dla zmotoryzowanych, jak i dla nie lubiacych ryku silnikow- w skalistych zatoczkach gdzie nawet quady nie wjada… Kazdy chyba znajdzie tu cos dla siebie. Druga fajną rzecza w Bulgarii jest zdrowe i normalne podejscie do tematu nagosci. Nawet na zwyklych plazach nieraz przewijaja sie golasy. U nas zaraz by byl dym i wzywanie policji. Tu mam wrazenie ze ludziom to nie przeszkadza. Ba! w zagubionych skalistych zatoczkach to tu chyba zwyczajowo nie wypada zakladac gaci
cdn
Lody "Eskimo". Skrótowo, w potocznej mowie po prostu "eskimo". Tak jak u nas na lody "Calypso" mówiliśmy (bo nie wiem czy nadal są i czy mówimy ) potocznie "kalipso": "Kup mi kalipso", "Zjadłbym kalipso."buba pisze:A wiesz co to jest эскимо? bo ja nie wiem, i w slowniku tez tego nie mam...
"Baza dla artystów" - znaczy się jakiś ichni Fundusz Wczasów Pracowniczych dla artystówbuba pisze:“baza na artistite”
Że nie wpuszczają jednouchych, jednookich brodaczy w turbanach?buba pisze:Nie wiem co oznacza ostatni obrazek…
Co ciekawe nie ma w naszym prawie (ani w kodeksie karnym ani wykroczeń) normy prawnej zakazującej publicznego pokazywania się nago. Nie, jesteś karana za dość szerokie pojęcie czyli "nieobyczajny wybryk". Bowiem art. 140 kodeksu wykroczeń mówi, że:buba pisze:U nas zaraz by byl dym i wzywanie policji.
Przy czym wszystkie trzy przesłanki muszą być spełnione łącznie - czyn musi być popełniony publicznie, musi to być wybryk i musi być nieobyczajny. Wszystkie trzy pojęcia nie mają definicji w ustawie a jak należy je rozumieć wynika z orzeczeń Sądu Najwyższego. Jeśli cię to interesuje to tu masz szersze omówienie: http://www.rp.pl/Prawo-karne/307249791- ... ralne.htmlArt. 140. Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Dzis planujemy sie powloczyc po wybrzezu miedzy Ahtopolem a Sinemorcem. Na stepowych łąkach zaraz za Ahtopolem stoja chyba ruiny jakiejs bazy wojskowej.
Calosc jest dosc mocno zniszczona
Zachowalo sie troche betonowych hangarow, z ktorych czesc jest pusta a inne uzywane sa do magazynowania siana.
W jedno drzewo ciekawie wrosla tabliczka, ktorej juz nie potrafimy odcyfrowac.
Chodzac po calym terenie bazy mam ciagle wrazenie ze slysze melodyjki, jakby dzwiek telefonow, to tu to tam.. A nigdzie nie ma zywej duszy. Kilka razy ide za dzwiekiem , a on zanika i pojawia sie w innym miejscu, z jakby ciut innym brzmieniem.. Toperz sugeruje ze to moze jakis egzotyczny ptak?
Nabrzezem wija sie splątane gruntowe, piaszczyste lub trawiaste drogi. U nas napewno stalyby na nich zakazy wjazdu...
Czasem trafi sie na samotna kapliczke
Dalej w strone Sinemorca rozciaga sie skaliste nabrzeze ktore sobie ulubily kormorany i golasy. Dno morza jest tu kamieniste, dosc plytkie, potwornie sliskie i przejrzyste. Na skalach z rzadka (mimo weekendu) stoi jakis kamper lub wisza w lesie hamaki wokol ktorych rozciaga sie konopna won Plaze tworza najczesciej plaskie, wygrzane sloncem skaly
Blizej Sinemorca trafiamy na wpolopuszczona osade. Sa cztery budynki, jakby kiedys byl tu jakis sklep. Czesc budynkow jest uzywana, sa zamkniete a w srodku skladuja jakies graty, chyba rybackiego przeznaczenia.
Sa zjazdy do morza dla lodek.
Plaza jest mocno obrosnieta wodorostem.
Zabudowania stoja jakby w jednej z zatoczek.
Forsujac skaly trafia sie na kolejne i kolejne zatoczki. Niektore skaly wrecz pionowo opadaja do morza, w innych miejscach sa miniplaze takie w sam raz zeby postawic namiot.
Krokodyl?
Plaze tutaj sa glownie z “rakuszecznika” przemieszanego z drobnymi kamyczkami.
Z niektorych skal tak jakby splywala lawa, jakby rzeka jakiegos bialego mineralu. Wszystko jest twarde, zastygniete, ale ma sie nieodparte wrazenie plyniecia
Wsrod skal znajduje muszelki, kraby, kamyki i kolorową plazową pilke. Lezy w zaglebieniu z jeziorkiem- musialo ją wyrzucic morze. Wokol totalnie nikogo. Robi mi sie zal samotnej pilki i ja przyholubiam. Tak jakby w skodusi bylo malo gratow Teraz jeszcze ciagle bedzie na nas spadac pilka… Ale nie byle jaka- zdobyczna!
W plytka zatoczke, odgrodzona od morza wałem z plaskich skal, zawinela jakas łajba. Jeden z zalogi wyskakuje do morza a kumple rzucaja mu siatke (taka jakby na motyle). Gosc idzie po szyje w wodzie z ta siatka pod skaly i zapamietale probuje cos schwytac. Dwoch pozostalych w tym czasie wygrzewa sie na kamieniach i wcina kanapki. Ekipa macha nam wesolo.
Na brzegu natknelismy sie tez na dziwna konstrukcje- ni to radar, ni to wieza obserwacyjna...
W piatek dzwonimy do Draga, pytac co tam z naszym plywadlem. "Czekamy na prom z Noworosyjska. 3/4 pasazerow naszego promu dotrze dopiero nim. Aha! tamten prom jeszcze nie wyplynal. Czeka w porcie w Noworosyjsku na tiry. Zadzwonie do was w niedziele.." Hmmm.. znaczy nie tylko pociagi ale i promy bywaja "skomunikowane". Znaczy nie mozemy sie oddalac zbytnio od Burgas... A skoro jadac na poludnie juz nam sie Bulgaria skonczyla to odkrecamy na polnoc!
cdn
Calosc jest dosc mocno zniszczona
Zachowalo sie troche betonowych hangarow, z ktorych czesc jest pusta a inne uzywane sa do magazynowania siana.
W jedno drzewo ciekawie wrosla tabliczka, ktorej juz nie potrafimy odcyfrowac.
Chodzac po calym terenie bazy mam ciagle wrazenie ze slysze melodyjki, jakby dzwiek telefonow, to tu to tam.. A nigdzie nie ma zywej duszy. Kilka razy ide za dzwiekiem , a on zanika i pojawia sie w innym miejscu, z jakby ciut innym brzmieniem.. Toperz sugeruje ze to moze jakis egzotyczny ptak?
Nabrzezem wija sie splątane gruntowe, piaszczyste lub trawiaste drogi. U nas napewno stalyby na nich zakazy wjazdu...
Czasem trafi sie na samotna kapliczke
Dalej w strone Sinemorca rozciaga sie skaliste nabrzeze ktore sobie ulubily kormorany i golasy. Dno morza jest tu kamieniste, dosc plytkie, potwornie sliskie i przejrzyste. Na skalach z rzadka (mimo weekendu) stoi jakis kamper lub wisza w lesie hamaki wokol ktorych rozciaga sie konopna won Plaze tworza najczesciej plaskie, wygrzane sloncem skaly
Blizej Sinemorca trafiamy na wpolopuszczona osade. Sa cztery budynki, jakby kiedys byl tu jakis sklep. Czesc budynkow jest uzywana, sa zamkniete a w srodku skladuja jakies graty, chyba rybackiego przeznaczenia.
Sa zjazdy do morza dla lodek.
Plaza jest mocno obrosnieta wodorostem.
Zabudowania stoja jakby w jednej z zatoczek.
Forsujac skaly trafia sie na kolejne i kolejne zatoczki. Niektore skaly wrecz pionowo opadaja do morza, w innych miejscach sa miniplaze takie w sam raz zeby postawic namiot.
Krokodyl?
Plaze tutaj sa glownie z “rakuszecznika” przemieszanego z drobnymi kamyczkami.
Z niektorych skal tak jakby splywala lawa, jakby rzeka jakiegos bialego mineralu. Wszystko jest twarde, zastygniete, ale ma sie nieodparte wrazenie plyniecia
Wsrod skal znajduje muszelki, kraby, kamyki i kolorową plazową pilke. Lezy w zaglebieniu z jeziorkiem- musialo ją wyrzucic morze. Wokol totalnie nikogo. Robi mi sie zal samotnej pilki i ja przyholubiam. Tak jakby w skodusi bylo malo gratow Teraz jeszcze ciagle bedzie na nas spadac pilka… Ale nie byle jaka- zdobyczna!
W plytka zatoczke, odgrodzona od morza wałem z plaskich skal, zawinela jakas łajba. Jeden z zalogi wyskakuje do morza a kumple rzucaja mu siatke (taka jakby na motyle). Gosc idzie po szyje w wodzie z ta siatka pod skaly i zapamietale probuje cos schwytac. Dwoch pozostalych w tym czasie wygrzewa sie na kamieniach i wcina kanapki. Ekipa macha nam wesolo.
Na brzegu natknelismy sie tez na dziwna konstrukcje- ni to radar, ni to wieza obserwacyjna...
W piatek dzwonimy do Draga, pytac co tam z naszym plywadlem. "Czekamy na prom z Noworosyjska. 3/4 pasazerow naszego promu dotrze dopiero nim. Aha! tamten prom jeszcze nie wyplynal. Czeka w porcie w Noworosyjsku na tiry. Zadzwonie do was w niedziele.." Hmmm.. znaczy nie tylko pociagi ale i promy bywaja "skomunikowane". Znaczy nie mozemy sie oddalac zbytnio od Burgas... A skoro jadac na poludnie juz nam sie Bulgaria skonczyla to odkrecamy na polnoc!
cdn