Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Rano stawiamy sie po bilety na prom, godzine przed czasem, a juz jest spora kolejka. W kolejce sa jacys bialoruscy kierowcy, para ukrainskich rowerzystow w srednim wieku, bardzo umalowane mlode niewiasty w ilosci kilka oraz dwoch niemieckich turystow, ktorzy chyba czuja sie bardzo zagubieni i zaszokowani wszystkim co ich otacza. Wyglada na to, ze spadli tu z ksiezyca i chyba bylo to niedawno bo sie jeszcze nie ogarneli. Od poczatku jakos poczulismy sympatie do rowerzystow i z nimi rowniez spedzimy wiekszosc czasu na promie. Na razie dowiadujemy sie, ze nazywaja sie Aleks i Swieta i pochodza z Dniepropietrowska. I ze tez wczoraj chcieli kupic bilety ale ich rowniez odeslali z kwitkiem. Sa rozezleni bo w druga strone kupowali bilety przez internet i nie musieli stac w kolejkach. Dzis spali na plazy i nie wspominaja tego milo. Jakos do tego tematu nie chca wrocic ani teraz ani potem wiec ostatecznie sie nie dowiedzialam co nieprzyjemnego moze spotkac turyste na nocnej plazy tego, jakze wspanialego, kurortu.

Babka biletowa jest wyjatkowo antypatyczna i w niczym nie przypomina przemilego i wesolego Draga z bulgarskiego Burgas, gdzie pozyskiwalismy poprzednie bilety. Tu sprzedajaca zachowuje sie jakby osadzono ją tu za kare i robila wielka łaske, ze spisuje paszporty czy wydaje bilety. Ciagle gada przez telefon i mamy podejrzenia, ze nie sa to rozmowy sluzbowe tylko najzwyklejsze ploty z kolezankami. Niestety nikt z czekajacych nie zna gruzinskiego wiec owe oskarzenia pozostaja jedynie przypuszczeniami. Swoje znudzenie codzienna praca owa niewiasta nie demonstruje tylko przez wywracanie oczami czy wielce wymowne miny, ale takze rzucajac co chwile zjadliwy komentarz, wyraznie nie pod nosem do siebie, ale w jezyku takim aby wszyscy w kolejce zrozumieli- juz bez domyslow i domnieman. “Wiecej was nie bylo?”, “Czemu wszyscy dzisiaj?”, “Pojechalibyscie pasazerska linia a nie półtowarową!”, a do tirowcow: “Towarowy zaladunek zalatwia sie inaczej a nie tu zawraca glowe w dniu odjazdu promu”..
Paszporty sa spisywane przez godzine, pozniej ukladane na kupke a ostatecznie kupka ulega wykoceniu pod biurko. Niemcy prawie schodza na serce. Potem dostajemy formularze, z ktorymi musimy sie udac do banku kilka przecznic dalej. Na szczescie rowerzysci widzieli ten bank i nas zaprowadzaja. Na etapie bankowej platnosci okazuje sie, ze Niemcy nie chca plynac dzis tylko za tydzien! Oczywiscie kupno biletow z takim wyprzedzeniem babce wogole nie miesci sie w glowie! Ze tez ktos mogl wpasc na tak absurdalny pomysl! Zartuja? Jaja se robia? I jeszcze sie pytaja o ktorej godzinie on za tydzien bedzie! Toz nie wiadomo o ktorej dzisiejszy wyplynie! A za tydzien to nawet nie ma pewnosci czy napewno w srode! Niemieckie chlopaki coraz bardziej sie denerwuja, ze nikt nie chce im udzielic odpowiedzi i sprzedac biletow, mimo ze czekaja w kolejce juz dwie godziny! I czemu nikt tu nie mowi po angielsku? Gdy juz sie udaje znalezc jakas babke, ktora robi za tlumacza i wydaje sie, ze wszystkie trudne sytuacje sa zazegnane i pod kontrolą, na tym etapie okazuje sie, ze w kolejce czeka tez gluchoniema.. Jak za pomoca obrazkow rysowanych na kartce wytlumaczyc, ze na prom trzeba stawic sie o 18 ale nie wiadomo czy wyplynie przed switem? Ktos wpada na pomysl, ze moze by napisac dziewczynie na kartce. Niestety nie rozumie angielskiego, niemieckiego, rosyjskiego, gruzinskiego ani polskiego. Paszport ma gruzinski ale jest blondynka o niebieskich oczach. Wsrod tego calego kociokwiku, atrakcyjnosci chwili dodaje niemowle, ktore nie wiedziec czemu caly czas rechocze. Jakby rozumiala zainstniala sytuacje i ją to bardzo bawilo. Wiec wszystkie sprzeczki, klotnie i rozmowy maja akompaniament histerycznych wybuchow dzieciecego smiechu, co mam wrazenie, ze osoby w kolejce bardzo bawi a pania sprzedajaca zdecydowanie mniej ;)

Ufff po dwoch godzinach i kilkakrotnym bieganiu po Batumi mamy w łapie bilety!

Idziemy do knajpy. Tam jakis Iranczyk o wygladzie Chinczyka (nigdy nie przypuszczalam, ze w Iranie sa skosnoocy) robi nam ukradkiem serie zdjec. Gdy nasze spojrzenia sie krzyzuja, łamanym angielskim tlumaczy “bo jestescie piekni” i ma glupia mine.

W porcie stawiamy sie przed 18. Prom stoi, zaczyna lac ale nie chca nas wpuscic bo “trwa wyladunek”. Chyba wyciagaja towar gdzies pod wode bo dokladnie widac opuszczona rampe, po ktorej nic nie wyjezdza. Mamy oczekiwac pod wiatkami, pod ktore coraz bardziej zacina deszcz a ciec przychodzi pobrac oplate za samochody, ktore zmuszone sa stac na platnym parkingu miedzy zamknietym juz portowym szlabanem a promem na ktory nie mozemy wjechac. Ciec probuje pobrac tez oplate od rowerzystow ale go wysmiewaja. Cena nie jest wygórowana , jakies 5 zl ale absurdalnosc sytuacji jest porazajaca.

Obrazek

Obrazek

Siedzimy wiec pod wiata i gadamy z poznanymi juz w kasie biletowej rowerzystami z Ukrainy. Obydwoje sa wykladowcami na jednej z dniepropietrowskich uczelni. Od wielu lat urlopy spedzaja na rowerach zwiedzajac rozne kraje. W tym roku po raz pierwszy zostali zmuszeni do noclegow w namiotach bo przy obecnym kursie hrywny nadzwyczajniej ich nie stac na hotele czy knajpy w Gruzji. Mimo ze jak na warunki ukrainskie zarabiaja calkiem niezle. Szybko schodzi na polityke, na ktora dosc utyskuja, “ze byli zlodzieje i sa zlodzieje, ale wczesniej choc wojny nie bylo”. W Dniepropietrowsku mieszkaja przy lotnisku. Ponoc co chwile ląduja samoloty z trupami i rannymi wracajacymi z frontu. Ranni zajmuja wszystkie miejskie szpitale. Jak ktos zlamie noge lub dostanie zawalu to ma przechlapane “bo bohaterowie maja pierwszenstwo”. Ale i tak mieszkancy sie ciesza, ze ich miasto nie podzielilo losow Doniecka. A ponoc bylo blisko, bo tu tez pojawily sie ruchy separatystyczne, ktore zdecydowanie cos kombinowaly i probowaly wypowiedziec posluszenstwo nowym, samozwanczym wladzom z Kijowa i isc “inna droga”. Na tym etapie ponoc wkroczyl do akcji Kołomyjski -mer/gubernator miasta, lokalny udzielny wladca i oligarcha, “Żyd ale ludzki” jak go okresla Aleks. I on ponoc separatystow wylapal, powsadzal do pudła, bardziej agresywnym poukrecal łeby i jakis czas nie opowiadal sie po zadnej ze stron. A potem zdecydowanie sklonil sie ku wiernosci i poparciu dla Kijowa. I dzis mieszkancy miasta patrzac na lądujace samoloty z “zywym lub juz-nie ładunkiem” widza przed czym zostali uratowani. I ponoc Kołomyjskiemu mocno notowania wzrosly- “krasc kradnie, ale uratowal nas przed wojna”, Dzieci w przedszkolu spiewaja o nim piosenki.

Na prom probuje sie tez dostac Wojtek z Poznania. Nie ma biletu ale probuje sie jakos dogadac z pogranicznikami albo obsluga. Przeciez na promie jest kupa miejsca- w barze czy na sali telewizyjnej, nie trzeba przeciez miec kajuty i wyżywienia. Ostatecznie chyba mu sie nie udaje, bo potem go juz nie widzialam- ani na promie, ani w porcie w Iliczewsku.

Po jakis dwoch godzinach wpuszczaja nas na prom. Prom, mimo ze ciut drozszy od bulgarskiego jest bardziej siermieżny i starszy. Wyglada jak prom a nie jak plywajacy hotel. Ale o dziwo jest tez bardziej sztywniacki. Do auta w czasie rejsu schodzi nie wolno, alkoholu w barze (ani gdzie indziej) sie nie pije, gosci do swojej kajuty zapraszac nie wolno. Kapitan tez mniej wyluzowany od poprzedniego, łeb trzyma wysoko jakby kija łyknal. I tylko łapą na regulamin wszyscy pokazuja. Karmia zdecydowanie gorzej. Na obiad jest zawsze jakas breja “przeglad tygodnia”, zadnych frykasow typu wino, jogurciki, slodycze, owoce. Plus jedynie taki, ze kajuta duzo wieksza i kabacze łózeczko wchodzi bez problemu a nie na wcisk.

Obrazek

Obrazek

Zapach porannej zupy mlecznej, ktory niesie sie po korytarzach przypomina mi przedszkole.

Czas plynie spokojnie. Ludzie jakos siedza w swoich kajutach, nie maja parcia na miedzynarodowe bratanie. Gadamy jedynie z Aleksem i Swieta, chwile tez z rowerzystami z Chersona acz oni sa takimi maniakami, ze o czyms innym niz rowery rozmawiac nie potrafia. A jaki smar, a jakie hamulce, a maksymalna predkosc a odciski na dupie, a droga hamowania, a srednia predkosc podjezdzania na przelecz. Aleks ze Swieta poczatkowo wymieniaja sie z nimi doswiadczeniami, ale widze, ze po kolejnych wodospadach danych technicznych tez im zapał opada. Nas, poruszajacych sie samochodem, wogole traktuja jak turystow gorszej kategorii. Bo jak mozna patrzec z szacunkiem na czlowieka, ktory nie potrafi godzine perorowac o kaskach? Druga sprawa tych rozmow jest taka, ze uzywaja tak specjalistycznego slownictwa ze ¾ z tego wogole nie rozumiem ;)

Zapewne jest to wielka szkoda, ze ten prom nie byl naszym pierwszym. Bo tak caly czas porownujemy- “a bo w Burgas..”. A ten prom naprawde nie jest zly.. Tylko ze dobre w porownaniu z rewelacyjnym zawsze wypadnie blado..

Na gornych pokladach maja tu fajne laweczki ze stolikami. To jest duzy plus nad bulgarskim promem- tam ilosc siedzisk byla totalnie niedostosowana do ilosci pasazerow (4 krzesla i 2 lezanki)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Duzo czasu tam spedzamy z przelanym do plastikowej butelki winkiem. Tirowcy tez przemykaja z butelka wodki owinieta w gazete lub schowana do skarpety. Nikt tak naprawde nie wie co wolno a co nie.

Kierowcy chetnie spedzaja czas przy stolikach- twierdzac, ze "widoki na morze sa przecudne" ;)

Obrazek

Plyniemy zgodnie z planem 36 godzin. Widac dokladnie, ze ten prom zapiernicza ostro, widac ogromna roznice ze slimaczym tempem tego burgasowego. Chyba tamten naprawde musial miec zrąbany silnik. Woda spod burt umyka jak szalona a delfiny nie potrafia nas dogonic. Kilka razy probuja ale natychmiast zostaja w tyle.

W ktoryms momencie na horyzoncie widzimy cos zupelnie jak trąba powietrzna. Takie same jak te w Kobuleti miesiac temu! Tylko ze tamte wysuwaly wypustki i chwile pozniej sie “wchłanialy”. A tu jedna siegnela ziemi tzn morza i troche tam zabełtala. Promu toto by chyba nie wywalilo.. Chyba.. nie znam sie na promach i trabach.. Ale to zjawisko bardzo mi sie nie podoba..

Obrazek

Dlugo nie widzimy lądu bo siedzi we mgle. A potem myk i nagle sie pojawia tuz tuz. Widac wielkie i tlumne zabudowania Odessy, mniejsze Iliczewska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogolnie brzeg jest mocno zapchany, na dzikie plaze nie ma tu chyba co liczyc..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zanim dotrzemy do brzegu mijamy wiele statkow, zaladunkow, dzwigow.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez iles zapomnianych, pordzewialych i wpolzatopionych wrakow.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy dobijamy, przychodza pogranicznicy na odprawe paszportowa. Pytaja nas o nasze dalsze plany, czy jedziemy do domu. No tak, do domu, juz do Polski. No bo nie do Rumunii czy Rosji. Nie opowiadamy im o planach dlugiego zwiedzania Ukrainy no bo i po co- co ich to obchodzi? I to okazuje sie ogromnym błędem.. Tym razem zwierzenia pogranicznikom by nam wyszly na dobre…

Po przybiciu do portu nic nie wiadomo. Piesi i rowerzysci sie rozpelzaja. Tirowcy biegaja z teczkami papierow pod pachą i obłędem w oczach. A my zostajemy ze skodusia przyblokowana przez tiry na piątym pokladzie, gdzie nie ma jak sie dostac bo sa zablokowane drzwi. Winda zjechac nie mozemy bo robi pipipi i nie rusza z miejsca. Jak sie potem okazuje ma naklejke “nosnosc 400kg” ale jest ustawiona na 200 kg a taka mase wraz z bagazem przekraczamy. Dorwac kogos z obslugi promu graniczy z cudem. Ostatecznie udaje sie dostac na dolny poklad, toperz biega po rampie gdzie zjezdzaja tiry. Skodusia jest na gornej czesci dolnego pokladu, gdzie dostac mozna sie przez zjazd albo przez zablokowane drzwi, ktore wygladaja jak do lodzi podwodnej i ani toperz ani dosc przypakowany ochroniarz nie potrafią ich otworzyc. W koncu odzyskujemy nasze autko, zjezdzamy z promu i gdzie mamy jechac dalej nie wiemy.

Obrazek

U wylotu promu stoi jakies zabytkowe auto- ponoc sprowadzane na zamowienie dla jakiegos lokalnego kacyka, ktory takie kolekcjonuje. Kilka osob z obslugi czuwa nad bezpieczenstwem autka i wlasnym cialem ochrania aby nikt przypadkiem nie przyhaczyl wyjezdzajac.

Obrazek

Pamietajac jak to wygladalo w Gruzji musimy znalezc wyjazd z portu, ktos zajrzy w bagaznik czy tam nie ma trzech ciapatych i bedzie ok. Nasze domysly sa jednak totalnie chybione. Tutaj wyglada to zupelnie inaczej. Obsluga promu mowi, ze trzeba jechac do celnikow na “mitnyj kontrol”.

Obrazek

Tam trzeba wejsc do budynku i ich szukac. Odnalezieni celnicy mowia, ze trzeba skserowac nasze paszporty i na kserze podbic jakas pieczatke. W tym celu mamy sie udac do bialego pietrowego budynku obok. Budynek jest hen za torami i majaczy na horyzoncie. Jako ze jestesmy z niemowlakiem wyjatkowo pozwalaja nam pojechac tam autem. Przejazd przez tory jest przystosowany chyba pod tiry (albo czołgi)- małe kolka skodusi grzezna w wykrotach miedzy torami, szyny wystaja nad beton chyba z 20 cm. Przy pokonywaniu kazdego toru rozlega sie donosne łup! a my cieszymy sie w duchu, ze zalozylismy tą ochronna szyne pod skrzynie biegow i wzmocnione gumami sprezyny z dostawczaka w koła. Wnetrze bialego budynku sprawia wrazenie nieco opuszczone a o obecnosci czlowieka przypomina jedynie zapach dawno nieczyszczonego kibla. W owym budynku nikt nam nie chce skserowac dokumentow, mowia ze to do nich nie nalezy, wykrecaja sie brakiem papieru, tuszu, czasu. Nawiazanie przyjaznej rozmowy ze strozem pozwala udroznic inne kanaly. Stroz prowadzi nas do jakiegos malego pokoiku na uboczu gdzie jest jego znajomy i ma ksero. Nie wiem czy to jest wlasnie to miejsce, ktore mielismy odnalezc, bo sie okazuje, ze znajomy stroza jest bardzo zorientowany np. wie ze paszporty trzeba skserowac dwa razy. Teraz z tymi papierami mamy uzyskac jakas pieczatke i w tym celu mamy isc do blaszanych budek. Na jednej z nich wisi tabliczka “Przewozy Batumi- Warna”. Siedzaca wewnatrz kobieta, o makijazu i odzieniu mocno wyzywajacym jak na sekretarke, oswiadcza ze “inspektora nie ma, poszedl gdzies z komorka i ona tez by chciala zeby juz wrocil” (tu usmiecha sie zalotnie i poprawia wlosy). Zatem siadamy na betonie i czekamy. Kabak wrzuca pileczke w jakas szczeline i za cholere nie moge jej wyciagnac. A to ulubiona pileczka! Musze rozebrac kawalek chodnika aby sie dostac do uwiezionej pileczki. Czekamy. Na scianie blaszanej budki jest jeszcze druga tabliczka, informujaca, ze jest to punkt kontroli sanitarnej. Obok zaparkowaly dwa tiry wiozące swiniaki. Prosieta kwicza zalosnie stojac na ostrym sloncu w rozpalonych, zelaznych klatkach i potwornie smierdza. Macki tego zapachu rozpelzaja sie po calej okolicy. Woń widac przeszkadza tez wydekoltowanej urzedniczce, bo raz po raz opyla swoja budke sprejem o mocnej nucie wanilii. Polaczenie aromatow jest zabojcze. Odchodze kawalek dalej. Juz wole same swinie. Nie mamy pojecia gdzie chca dowiezc te zwierzaki ale zaraz beda skwarki! Choc z drugiej strony, jak kilka zdechnie to pewnie i tak nie bedzie problemu. Zdechniete tez sie wmiesza do pasztetu a historia z portu w Iliczewsku na zawsze pozostanie nieznana dla przyszlych konsumentow. Mamy dziwne wrazenie, ze te tiry jechaly z nami promem - rozpoznaje kierowcow. Tylko ze na promie nic nie kwiczalo- moze swianiaki dostaly cos na sen? Czy dopiero teraz je zaladowali z innego statku?

My trzody chlewnej nie wieziemy a inspektor jednak tez obcykuje skodusie jakims dziwnym urzadzeniem, ktore wyglada jak smartfon na kiju, jakimi to robia sobie zdjecia turysci na plazach i na tle zabytkow. Dzwieki toto wydaje jak licznik Geigera w miejscu, z ktorego trzeba sie natychmiast oddalic. Zarazkow wąglika ani swinskiej grypy chyba nie znalezli bo dostajemy pieczatke na ksera paszportow. Inspektor ociera pot z czola i udaje sie do budki, skad juz po chwili dochodza chichoty jego i urzedniczki. Swiniaki dalej stoja na sloncu. Kirowcy tirow zdejmuja koszulki i nacieraja cielska kremem z wysokim filtrem.

Wracamy do celnikow. Teraz nastepuje chyba wlasciwa procedura- ogladanie zawartosci auta, wklepywanie danych w komputery, wpisywanie w zeszyty- w rowne zielone tabelki obramowane srebrzystym cienkopisem. Na tym etapie wychodzi rozbieznosc- czy skodusia byla juz kiedys na Ukrainie. Tak i nie.. Bo numer podwozia byl a blachy nie. Wot problem! Tlumacze, ze blachy sa nowe bo poprzednie zostaly skradzione. Celnik za cholere nie moze pojac po co krasc blachy- na zlom? Podejrzenia u nas byly takie, ze grasowala w okolicy szajka, ktora pozyskiwala cudze blachy, przypinala na swoje auta, tankowala benzyne do pelna i zwiewala ze stacji bez placenia. Blachy wyrzucali do lasu a zapis na kamerach pozostawal taki a nie inny. Celnik calkiem nie moze pojac mysli przewodniej zlodziei- ale jak poleciala benzyna jak nie zaplacil? No tak! Tu sie najpierw placi, mowi ile ilitrow i wtedy odblokowuja dystrybutor! Jak mowisz “do pelna” to od razu jestes podejrzany! Ukrainiec wiec cmoka nad nieodpowiedzialnoscia polskich stacji benzynowych.

Celniczka dlugo sie meczy co wpisac w komputer- bo sa dwie opcje czy samochod byl na Ukrainie, tylko “tak” i “nie” i miejsce na dwa numery. Obojetnie czy nasze numery wpisze sie z “tak” czy z “nie” to wywala na czerwono. Wolaja jakiegos kolege, ktory pomaga im przelamac informatyczne bariery i otworzyc jakies okienko pomocnicze z mozliwoscia opisu. Babka wklepuje tam dlugi elaborat. Nie wiem czy tez wspomniala o zasadach funkcjonowania polskich stacji benzynowych i swoich snach z poprzedniego tygodnia, ale stuka zamaszyscie ze zmarszczona brwia chyba 15 minut. Celnik robi mi hebate i podsuwa ciasteczka. “Zieloną czy owocowa?” Wypytuje o wakacje w Gruzji, powod tak dziwacznego transportu, opowiada jak byl kiedys w Kutaisi przed laty z jakas szkolną wymianą. Na tym etapie pada tez pytanie (a raczej stwierdzenie) ze zapewne mamy wbity “tranzyt” czyli 10 dni. Jaki k… tranzyt? Jakie 10 dni??? Przeciez na Ukrainie mozna byc bez wizy 60 albo 90 dni, juz nie pamietam dokladnie ale nie 10! No tak, ale nigdy nie jechalismy tranzytem. Zawsze byl wjazd z Polski i powrot. Celnicy nie wiedza i nie potrafia sprawdzic co mamy wbite bo ta informacja jest w komputerach pogranicznikow i wyswietli sie dopiero na polskiej granicy. Przypomina mi sie to pytanie czy jedziemy do domu. Pewnie wlasnie o to chodzilo. I pewnie babka wbila “tranzyt”. Niech to szlag! I jeszcze nie ma jak tego sprawdzic! I jeszcze nikt nie wie co grozi za przekroczenie tego czasu- czy mandat 200 UAH czy moze zakaz wjazdu na Ukraine na 5 lat..

Gdy sprawa naszych blach wydaje sie ustalona okazuje sie, ze nie wzielismy najwazniejszej pieczatki z bialego budynku- pozwolenia na wyjazd z portu. Wracamy. Skodusia znow grzeznie na torowisku. Na miejscu wydawania pieczatek wisi kartka z informacja o przerwie obiadowej. Ja pierdziele! To chyba jakis labirynt bez wyjscia…Czekamy. Tylko pol godziny. Stroz czestuje czekoladą. Jest pieczatka. Wracamy. Jeszcze tylko kartka od pogranicznikow z drugiego pietra. Pokoj zamkniety. Ciec z kanciapy z miotlami poleca ich szukac na schodach za budynkiem- przypomina ze maja czarne uniformy, coby zagadac do wlasciwych. Schody sa puste. Ktos poleca isc miedzy tiry. Tam trzeba podbic mala karteczke, ktora dostalismy jeszcze na promie i wogole nie zarejestrowalismy jej obecnosci- zostala nam wsunieta w paszporty. W tym celu trzeba isc do oklejonej plakatami budki, podstemplowac i oddac panu w czerni. On wzamian da nam inna karteczke z inna pieczatka. Wokol sznury tirow na blachach Europy wschodniej i czesci Azji. Kirowcy graja w karty, myja sie w wiadrach, pichca jedzenie. Jeden nadmuchal materac i spi. Inny obcina paznokcie, ktore odskakuja na wszystkie strony. Inny chyba wpadl w jakies otępienie, siedzi na krawezniku, oczy wbil w asfalt i bawi sie jojo. Powietrze drga na upale, przepelnia je gesty i lepki kurz, unosi sie zapach benzyny, smaru i palonej gumy. Czasem podmuch wiatru przyniesie aromat morza lub kibla, zalezy z ktorej strony zawieje. Wszyscy kierowcy wygladaja troche jak jacys przesiedlency, jak ludzie ktorzy zaaklimatyzowali sie na dluzszy pobyt, dla ktorych czas juz nie ma zadnego znaczenia. A moze oni maja racje? Stad chyba nie ma ucieczki. A moze swiat poza tym portem juz nie istnieje?

Z kompletem kartek i stempli stawiamy sie na szlaban wyjazdowy. Jedna karteczka jest cudem odnaleziona. Wyfrunela mi jak bylam w kiblu ale na szczescie ją znalazlam. Nie chcemy wrecz myslec co by bylo gdyby trwale zaginela. Przed nami okienko. Ostatnia pieczatka. Tylko ze przede mna kolejka chyba 40 tirowcow. Kazdy ma w łapie teczke wypchana papierami o grubosci encyklopedii. Babka w okienku studiuje z osobna kazda z kartek wydobytych z teczki. Zakresla, zawija, zszywa. Nie ma podchodzenia bez kolejki. Tirowcy mnie przepuszczaja ale babka odsyla na koniec. Chyba nie starczy nam tych tranzytowych 10 dni na opuszczenie tego portu.. Kabak zaczyna wyc. Nie dziwie sie jej, ja tez mam ochote! Nagla zmiana! Jest podchodzenie bez kolejki. “Riebionek” zmiekcza serca nawet najbardziej zaciętych sluzbistek. Bo taki kochany ciu ciu i ma pulchne nozki! Aleeee… Nie mamy podpisu z magazynow! Jakich k... magazynow!!!!!!!????? Trzeba wrocic do bialego budynku na pierwsze pietro… Czasoprzestrzen zatacza koło. Tam juz bylismy. Powrot do przeszlosci? Ponoc nic dwa razy sie nie zdarza, ta sama rzeka nie istnieje i takie tam. Jesli ktos chce zawrocic czas lub zatrzymac jego bieg to polecam port w Iliczewsku. Oswiadczam babce, ze ja juz nigdzie nie pojde, ze ja juz wszedzie bylam, we wszystkich budynkach i na wszystkich pietrach. Pukalam do wszystkich mozliwych drzwi i juz nie wiem gdzie mam isc a tak wogole to i tak nie ma sensu, bo i tak znajdzie sie w koncu jakis gosc od oliwienia kaloryferow, ktory jeszcze nie pochylil sie nad naszą sprawą. Chyba nigdy wczesniej nie udalo mi sie wyglosic tak plynnie tak dlugiej kwestii. Pare osob probuje mi przerwac ale im sie nie udaje. Wymieniam wszystkie miejsca gdzie bylismy, kogo spotkalismy. Pojawia sie jakis gosc, chyba urzednik konczacy zmiane. I chyba sie nad nami ulitowal bo obiecuje zalatwic sprawe. Jedziemy za nim. Trzeci raz tory. Koleiny coraz glebsze, za kazdym razem koła wyrywaja kolejne porcje zeżwirowaciałego asfaltu. Gosc przed nami widac n-ty raz je pokonuje bo zajezdza bokiem przed trawe gdzie szyny mniej wystaja. Biały budynek. Drzwi wydaja charakterystyczny, juz dobrze znany nam skrzyp. Jak jakas mantra.. I musze zwrocic honor- za tymi drzwiami nie bylismy. Te jedne przegapilam. Po minie babki “z magazynow” widze, ze jej jakos smutno, ze jej pieczatka jest ostatnia i prawie zapomniana i pominieta. A przeciez ona jest wazna. Tak samo wazna jak pozostali, a moze nawet wazniejsza… Zajezdzamy na brame. Mijamy kolejke tirowcow. W okienku jakas inna babka, tapirowana. Mamy komplet kartek, pieczatek i podpisow. Pada slowo “wypuscic”. Szlaban sie otwiera..

Jestesmy na Ukrainie.



Minelo kilka godzin. Nasze dane zostaly wpisane w przynajmniej 8 zeszytow. Glownie przez kobiety w srednim wieku, pieknym, kaligraficznym pismem. Podkreslone na zielono, czerwono i niebiesko. Wziete w ramke. Oddarte na linijsce. Przystemplowane i osuszone bibułka. Wklepane w wielki stary stacjonarny komputer i w trzy laptopy. Dziesiatki pierdzistołkow podkreslilo swoja niezbednosc. Zwiedzilam pokoje wygladajace na opuszczone, z odpadajacym sufitem, takie stylizowane na przytulny domowy salonik oraz obite sidingiem z rzedem nowoczesnych blyszczacych lamp. Wiekszosc spotkanych tam urzednikow byla bardzo mila, uprzejma, chetna do rozmowy i pomocy. I jak roboty zaprogramowana na swojej czynnosci, swojej czesci ukladanki. Wbijam czerwona pieczatke ponizej zielonej. Wpisuje w czarny zeszyt, a pod pieczatka wpisuje kolejny numer seryjny z czarnego zeszytu 3/15/DX/19872. Brak zielonej pieczatki przerywa ten ustalony ciąg i wzbudza panike. Nie ma zielonej pieczatki! Gdzie zielona pieczatka?? Aaaaaaa!

Rozne przygody mielismy na ukrainskich przejsciach granicznych. Zwlaszcza o tych pod koniec lat 90-tych mozna by napisac ksiazke. O ogniskach z tirowych palet, o autach rozkrecanych na srubki, o poszukiwaniach dziel sztuki, o koniecznosci golenia sie na granicy, o łapowkach w pomylonej walucie- ktore otwieraly kazde drzwi, o opowiesciach wspolpodrozujacych, ktore realne czy zmyslone- gleboko zapadaly w pamiec.. Ale to bylo juz lata temu. Myslalam ze specyficzny urok wjazdow/wyjazdow z Ukrainy minal bezpowrotnie. A tymczasem port w Iliczewsku zdecydowanie jest w stanie dorownac najciekawszym przygodom sprzed kilkunastu lat! A moze nawet je przebic? Nieee, tak dobrze to nie bylo! :P

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Wyjezdzamy z portu. Zegna nas tabliczka “Iliczewsk - port”. Dojezdzamy do jakiejs ulicy. W lewo czy w prawo? Nie mamy pojecia. Jakos z mapa sie nie zgadza.. Jedziemy na czuja w kierunku gdzie widac bloki. Mijamy tabliczke “Czernomorsk”. Hmmm.. Nie mam nic takiego na mapie. Wyciagam drugą. Nie ma.. Ani w spisie ani nigdzie w rejonie. A to jest cos duzego, nie ma opcji, zeby to byl przysiolek, ktory pominieto.. Ze trzy razy jezdzimy w te i wewte, trafiamy do okolicznych wiosek. W koncu sie poddajemy. Trzeba zapytac miejscowych. Stajemy pod jakims zakladem samochodowym. “Przepraszam, ktoredy jechac do Iliczewska”. Kolesie zaczynaja pękac ze smiechu. “Jestesmy w Iliczewsku”- “Ale jak to? Przed chwila byla tabliczka “Czernomorsk, ooo tam!”- “Czernomorsk i Iliczewsk to jedno i to samo miasto”- “Ze co?”.. I wlasnie sie dowiaduje, ze Iliczewsk nalezy do tej grupy miast, ktore ostatnio okazaly sie miec nazwy z dawnych lat, ktore sa nie po linii politycznej obecnego rzadu Ukrainy. Za malo europejskie i zbytnio swoim brzmieniem nawiazujace do dawnych komunistycznych czasow, ktore jak wiadomo sa najgorszym zlem, nawet na tabliczce z nazwa miasta lub ulicy. Wiec maja obecnie manie zmieniania. Los ten spotka kilkaset miast, miasteczek i wsi. Iliczewsk stal sie Czarnomorskiem, Dniepropietrowsk Dnieprem. Teoretycznym zmianom ulegna nawet tez nazwy miast i wsi na terenie Krymu i tej czesci donieckiej obłasti, nad ktora obecnie wladze Ukrainy nie maja kontroli. Mechanicy z zakladu nie kryja oburzenia z racji tych “fanaberii”- “Tak sie bawią kacyki z wierchuszki w Kijowie, a normalni ludzie sie zastanawiaja jak przezyc kolejny tydzien. W drogach sa jamy na pol metra, dzieci chodza glodne, w czesci blokowisk nie ma zima ogrzewania! Czy naprawde nie ma pilniejszych wydatkow w naszym kraju? Moze zaczna tez burzyc wszystkie budynki, ktore powstaly w tamtych czasach? Moze typ ich architektury tez sie komus zle kojarzy? Zrownaja wszystko z ziemia, zostanie goły step- to bedzie pełne “zdekomunizowanie””. Fakt - wymiana wszystkich tablic i znakow przy drogach, tablic na szkolach, szpitalach, urzedach, dokumentow, map- toz to musza byc ogromne naklady finansowe! Czy Ukraina je posiada i czy serio jest to najpilniejsze w tej chwili? Gdy maja wojne, korupcja szaleje, kurs waluty zaciąga muł a babcie za emeryture moga sobie kupic 5 bochenkow chleba? Nie mnie oceniac- “nie moje małpy, nie moj cyrk”- ale sie nie dziwie, ze chlopaki sie wkurwiaja- zwlaszcza, ze za obowiazkowa wymiane dokumentow musza zaplacic z wlasnej kieszeni. Opowiadaja tez ciekawa rzecz o lokalnych sporach. Ponoc w odeskiej obłasti gdzie sie znajdujemy, inny urzad odpowiada za tabliczki z nazwami miejscowosci na ich poczatku i koncu, a inny za znaki kierunkowe do miast i wsi. I tak jak pierwszy ochoczo podjal sie wymiany tablic, to drugi zamula i znakow kierunkowych zmienic nie chce. Tlumaczy sie brakiem pieniedzy, materialow i ochoty. Zatem pewnie jeszcze jakis czas bedziemy jechac za tablicami “Iliczewsk 50km, “Iliczewsk 14 km” i… wjedziemy do Czernomorska! ;) Zmiany nazewnictwa na Ukrainie beda dotyczyc nie tylko miejscowosci ale tez ulic, skwerow, parkow, a takze usuwania zle kojarzacych sie pomnikow. Z tymi ostatnimi jak sie okaze w najblizszych dniach sprawa jest najbardziej rozmyta, nieewidentna i czesto wrecz mocno zabawna. Czasem np. wystarczy przemalowc flage w rekach chloporobotnika. I juz jest dobrze ;)

Obrazek

Miasto Iliczewsk/Czernomorsk nieco nas zaskoczylo. Spodziewalam sie malego, zapomnianego miastecza w stylu Oczakowa a tu kurort! Wrecz kipiacy od turystow, kolorowych dmuchanych piłek i rozowej waty cukrowej. W Batumi to wiatr hulal i bylo pusto- w porownaniu z tym co dzieje sie tutaj! ;) Prawde gadali rowerzysci z Dniepropietrowska, ze od czasu gdy wyjazd na Krym jest “nieco utrudniony” to pododeskie i podchersonskie miejscowosci nadmorskie przezywaja prawdziwe oblezenie.

Obrazek

Po plazy chodza sprzedawcy ryb wykrzykujacy swoje oferty przez megafon. Bardzo ciekawia mnie owe ryby o dlugasnych pyszczkach, ale jakos ostatecznie jej nie kupilam i teraz zaluje.

Obrazek

Obrazek

Chodzą tez plazą Murzyni w spodniczkach z kolorowych wstążek i za kase mozna sie z nimi sfotografowac. Prawdziwy Murzyn nie jest chyba zbyt popularnym gatunkiem pod Odessa wiec proceder ma spora popularnosc, zwlaszcza wsrod dzieci i mlodych dziewczyn.

Obrazek

Z plaza w Iliczewsku/Czernomorsku graniczy trawiasty skwerek zarosly malymi drzewkami. Idealny na namiot! Widac slady ognisk. Obok stoja nowiuskie tabliczki “zakaz biwakowania, palenia ognisk, picia alkoholu”. Obok buduje sie hotel. Pewnie im zal d… sciska, ze ktos by mogl wypoczywac za darmo. Kiedys Ukraina byla synonimem turystycznej wolnosci, niestety i tu zmienia sie to na niekorzysc...

Obrazek

Obrazek

Na skwerku przyplazowym siedza cztery babuszki i spiewaja. Nie maja ze soba zadnego instrumentu a brzmi to jak cala orkiestra. Zawodzaca melodia niesie sie po okolicy, czasem tylko zagluszy ją łupanie z komorki przechodzacego malolata. Siadamy na najblizszej lawce i dlugi czas sie przysluchujemy. Cos pieknego!

Po miasteczku wloczy sie duzo wojska. Nie wiem czy pilnuja porzadku czy szukaja dezerterow. Chodza czworkami z gebami bez cienia usmiechu i rozgladaja sie wokolo. Kazda grupka jest tak dobrana, ze jest dwoch roslych chlopakow i dwoch kurdupli.

Bez problemu mozna znalezc w miescie mile zaulki. Dokladnie widac ze "zkurtortowacenie" miejscowosci nastapilo dosc niedawno

Obrazek

Czasem jakis robotnik przyglada sie nam ze sciany

Obrazek

Jakis czas szukamy miejsca na nocleg ktore by odpowiadalo naszym wymaganiom. Na peryferiach miasta jest “hostel Czernomorski” i strzalka wskazujaca na budynek ni to biurowy, ni fabryczny. Eksperymentalna fabryka zwiazana z jakas automatyzacja. Brzmi skomplikowanie ;)

Obrazek

Obrazek

Budynek otula bujna roslinnosc :)

Obrazek

Obrazek

Wlaze do srodka przez drzwi kojarzace sie z zakladami przemyslowymi. Korytarz, ciemno, jakies kasetony na suficie, pusta strozowka.

Obrazek

Hotel jest na lewo. Pierwszy pokoj jest pusty. Drugi zajmuja pietrowe lozka obwieszone ubraniami. Gra muzyka. Na dwoch lozkach leza jakies zwloki. Chrzakam ale zwloki nie reaguja tylko dalej chrapia. Wokol jakies rozrzucone gary. Bardziej wyglada to na oboz dla uchodzcow niz hotel. Nie ma z kim gadac. Nic tu po mnie.. Gdy wychodze to trafiam na babcie. Potwierdza ze hostel jest tu. A tak wogole to jej corka moze nam wynajac mieszkanie. Ona zreszta tez, ale jej jest mniej komfortowe i dalej od morza. Wogole caly Iliczewsk wynajmuje mieszkania wczasowiczom. Nie chce sie nam juz jezdzic na drugi koniec miasta, poza tym slyszac ze chcemy na jedna noc - babcia zaraz traci zapal reklamowania i zachecania nas. Za to idzie obudzic tutejsza gospodynie. Nie ma miejsc. Tzn na jedna dobe to sa. 10 zl. Rewelacyjny jest ten kurs hrywny! Tzn dla nas bo dla miejscowych to jest masakra. Prowadza nas do drugiego korytarza. Tu rzeczywiscie wyglada jak normalny hostel. Dostajemy pokoj z lozkami pietrowymi. Dosyc jest duszno w srodku- rzucamy sie aby otworzyc okno. Babka nas przestrzega ze lepiej zamknac bo tu sa komary. Znamy sie przeciez z komarami! U nas tez sa! Po raz kolejny wychodzi, ze miejscowych trzeba jednak sluchac. Zwlaszcza na wschodzie bo oni nie maja w zwyczaju robic z igly widly. (i jak pisze ze zakaz wstepu na most to pewnie jest zaminowany a nie wielce niebezpieczny bo kawalek barierki sie ukruszyl ;)

Obok nocuja chyba jacys robotnicy czy uczniowie szkoly przyzakladowej i to jest ich bursa. Caly wieczor chichotaja w kuchni z babka z obslugi. Mieszka tez jakis facet z dwojka dzieci. Tez wyglada na zadomowionego. Pol jego pokoju wypelnia sterta maskotek. Caly czas gdzies niedaleko chodzi ciezki silnik. Wciaz nam sie wydaje, ze jestesmy na promie…

No i w nocy nas zjadły komary. Wszyscy mamy po kilkadziesiat ukąszen (takie kilkadziesiat blizej setki ;) ). Najgorsze jest to w przypadku kabaka bo ona ma najmniejsza powierzchnie. Wyglada to jak wysypka z racji jakiejs choroby zakaznej. Na ulicy matki chwytaja swoje dzieci i przenosza na druga strone ulicy. Na plazy jest podobnie, mamy sporo miejsca wokol siebie. Niemowle sie nie drapie ale przez caly dzien jest lekko osowiale i rzadko sie usmiecha. Zapodajemy rajd po aptekach gdzie jej kupuje syropek na alergie, pewnie nie jest to potrzebne ale sie zmartwilam i wole popoic przez kilka dni. Zabrane z domu kropelki Zyrtec ugotowaly sie juz w Bulgarii dawno temu. Co ciekawe w calym miasteczku nie da sie kupic wapna dla niemowlat. Babki w aptakach maja miny jakbym pytala o sproszkowane meteoryty. Maja wapno ale tylko dla starych na osteoporoze. Dla niemowlat? W syropku? A co to?

Na bazarku przy plazy w Iliczewsku/Czernomorsku mozna nabyc pyszne wedzone rybki. Prawie za darmo!

Obrazek

Kupuje tez lany kwas i piwo i ide zaniesc na plaze. Sprzedaje Azer, ktory tu dorabia sobie w wakacje- “Co dziewuszka? Bedziesz pila na dwie rece?”. Mowie mu, ze jedno jest dla meza, ktory siedzi na plazy. Twarz sprzedawcy sie rozpromienia. “To w Polsce sa takie dobre kobiety? Bo u nas to sa, ale na Ukrainie to nie ma. Ukrainki wogole nie dbaja o swoich facetow! Mialem tu dziewczyne- masakra! Powiedz swojemu mezowi, ze dobrze trafil i ma wspaniala zone!”. Obiecuje powtorzyc. Nie wspominam, ze ow maz zostal na plazy pilnujac dziecka, podczas gdy ja ogladam sobie kramy. I ze to piwo, ktore niose, jest dla mnie ;)

Dalej jedziemy wzdluz wybrzeza. Nie wiem jak w inne miesiace, ale w sezonie jest tu zdecydowanie nie do wytrzymania. Kazda wiocha jest pospiesznie przebudowana i stylizowana na kurort i wrecz dusi sie od naglego najazdu tabunow spragnionych zamoczenia sie w morzu. Kilka osob potwierdza, ze zaczelo sie tak od czasow aneksji Krymu. Ale ze to tylko jeden z powodow. Drugi jest ponoc taki, ze dawniej czesc bogatszych Ukraincow wypoczywala nad morzami zagranicznych krajow. Teraz raz, ze niektorzy boja sie jezdzic do krajow islamskich z racji na zagrozenie terrorystyczne, a dwa, ze przy obecnym kursie hrywny wyjazd za granice wiaze sie z niebotycznymi kosztami utrzymania tam. No wiec czarnomorskie wybrzeze sie dusi i kotłuje.

Na obrzezach jednej z wiosek (Gribiwka? Ciezko powiedziec bo miedzy wioskami nie ma odstepow a i tablice nie zawsze stoja) dostrzegamy mily budynek, stare schody, powiewajace pranie. Wlasciciel nie wynajmuje pokoi na jedna noc, ale zgadza sie abysmy rozbili namiot na terenie. Na zewnatrz sa krany, prysznice, kible wiec to nie problem. Mowi, ze nie moze nas zbyc i odeslac z kwitkiem bo lubi Polakow. Smieje sie “musze byc dla was dobry bo inaczej nas nie wezmiecie w Eurosajuz!”. Pytam wiec czy jest przekonany ze chce taki Eurosajuz w pakiecie z Arabami i "tęczowymi" paradami. Koles sie smieje, ze takiego nie chce, ze on poprosi taki Eurosajuz w pakiecie z praca dla wszystkich, pensjami jak w Niemczech i zeby tanio mozna kupic dobre samochody.. “Choc z tym ostatnim w Polsce tez chyba nienajlepiej!” (tu obrzuca krytycznym spojrzeniem skodusie, ktora po przejechaniu 5 tys kilometrow i pokryta centymetrowa warstwa kurzu, wyglada na nieco zmeczoną i starsza niz w rzeczywistosci ;) Ostatecznie gosc stwierdza, ze mu zwisa czy Ukraina wejdzie do Eurokołchozu czy nie- on i tak ma rumunski paszport w szufladzie, wiec moze jezdzic do roboty gdzie ma ochote. A Polakow lubi bezinteresownie, bo "my bracia Słowianie" i mozemy postawic namiot gdzie nam sie podoba i bardzo nas przeprasza ale sobie juz pojdzie bo ma swoje pilne sprawy do zalatwienia.

Pensjonat, ktory przyciagnal nasz wzrok

Obrazek

Namiot stawiamy przy zarosnietym trawa starym deptaku. Pomiedzy trawa i brzozami stercza jakies betonowe plyty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawalątek dalej jest murek i widok na morze.

Obrazek

A to nasza lazienka!

Obrazek

Taka sama betonowa droga prowadzi na plaze. Szeroka, solidna, ale autem wjechac sie z drogi nie da, tylko przez teren pensjonatu. Mozna tez od drugiej strony przez jakies dziwne szlabany, gdzie spisuja dokladnie wszystkie dane auta i chyba trzeba komus dac w łape. Teren jest wogole dosc specyficzny i przypomina jakby opuszczony poligon. Bo po kiego diabla by ktos budowal takie betonowe zjazdy na plaze i rozrzucal wielkie plyty?

Obrazek

Wieczorem dlugo siedzimy na murku kolo namiotu i wgapiamy sie w morze, najpierw fioletowe od zachodzacego slonca a potem rowne jak tafla i srebrzace sie od swiatla ksiezyca. W dali łupie muzyka z jakis hoteli i strzelaja sztuczne ognie. Chyba sa to sztuczne ognie- albo w Odessie nie jest tak bezpiecznie jak mowili ;)

Spi sie wybornie wsrod grania cykad

Rano odwiedzamy jeszcze plaze. Juz spod namiotu dostrzegamy dziwne zjawisko- grupa okolo 50 osob stoi na plazy blisko siebie, w pelnych ubraniach. Nie siadaja, nie kąpia sie. Stoja. Gdy rozkladamy sie na plazy okazuje sie, ze mamy bardzo nietypowe towarzystwo- policje, pogotowie i... topielca pod bialym przescieradlem. Trochu nieswojo.. Topielec jest ponoc “mocno nieswiezy”. Za chwile ma przyjechac jeszcze prokurator.

Obrazek

Ukryty nieopodal w zaroslach artysta spokojnie oddaje sie swojemu zajeciu

Obrazek

Potem jedziemy w strone Biełgorodu Dniestrowskiego i Zatoki. Mamy plan aby wbic na mierzeje miedzy morzem a limanem. W 2009 roku jechalismy ta trasa pociagiem i widac bylo z okien dzika plaze z wrakiem statku. Nie bylo jak wysiasc w biegu.. Byla tez jakas stacyjka na plazy. Bardzo chcemy odnalezc na spokojnie te miejsca! Dzis jednak jest tu inny swiat. Tlum, scisk, wycie klaksonow. Wszedzie napisy “wynajme, sprzedam mieszkanie, apartament, pokoje, domki”. Spadamy stad. Nie chcemy widziec jak wyglada Zatoka. Wystarczy. Pododeskim wybrzezom w sezonie podziekujemy. Moze kiedys wiosna lub jesienia.. Coz.. Jest to dla mnie ogromne zaskoczenie. Wrecz szok! W konfrontacji wybrzezy jednego morza- Bułgaria, Gruzja, Ukraina, gdybysmy mieli wybrac wybrzeze najdziksze, najladniejsze, najbardziej pelne wolnosci, przestrzeni i miejsc na dzikie biwaki- to bez zastanowienia i namyslu w cuglach wygrywa Bułgaria. To szok, z ktorego wciaz nie moge sie otrzasnac. To nadmorska Bulgaria byla najbardziej wschodnia, zapomniana, pusta i przesiaknieta klimatem, ktory uwielbiam. Swiat jednak potrafi zaskoczyc!

W tyl zwrot. Odbijamy na polnoc. Wjezdzamy na autostrade na Kijow, ktora dla odmiany zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Szeroka, nietloczna, połatany asfalt, widoki mile dla oka. Droga przecina liman. Na brzegu limanu knajpa, mozna sie swobodnie zatrzymac i polazic. Pewnie i miejsce na namiot by sie znalazlo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co ciekawe teren w rejonie nie jest plaski, co chwile wjezdzamy w obłą doline.

Obrazek

Obrazek

Dosc czesto na poboczu leza rozerwane opony. I to nie pękniete tylko takie jakby wybuchly od srodka!

Jejku! Jak na tej autostradzie jest przyjemnie w porownaniu z tymi pododeskimi wiochami! Jaki spokoj, jaka przestrzen, jaka cisza!

Raz po raz mijamy mocno wyładowane auta.

Obrazek

Obecnie zaobserwowalismy 5 rodzajow tablic rejestracyjnych wystepujacych na Ukrainie. Tu tez widac postepujace tendencje unifikacji- jak wszedzie niestety.

Małe,czarne, radzieckie tablice z poczatkow lat 80 tych i starsze. Jeszcze kilkanascie lat temu bardzo popularne np. Karpatach, obecnie juz rzadko spotykane. Najczesciej teraz widzi sie je na ciezarowkach pracujacych w lesie lub wrakach samochodow wrosnietych w przyogrodkowe chaszcze. Co ciekawe na tym wyjezdzie spotkalismy ich dosc sporo- i to na jezdzacych autach! Chyba sztuk 7 widzialam. Ten samochod nalezal do Cyganow grajacych na harmoszce na nadmorskim deptaku

Obrazek

Nowsze, bo z pozniejszych lat 80 tych, ale rowniez radzieckie tablice. Juz biale. Z mala literka na poczatku. Jeszcze normalnie z cyrylica. Jak pamietam z konca lat 90 tych to prawie wszystkie auta na takich jezdzily. Teraz ich coraz mniej acz na starych wołgach, zaporozcach i ładach jeszcze bez problemu do zaobserwowania

Obrazek

Oraz trzy rodzaje nowszych- z flaga i numerkiem

Obrazek

Z kolorami flagi, godlem i symbolem literowym kraju

Obrazek

Chyba najnowsze bo glownie obecne na wypasnych blyszczacych brykach. Blizniaczo podobne do wszystkich nowych z innych krajow- flaga i symbol na niebieskim pasku...

Obrazek

W okolicach wsrod wczawiczow spotyka sie sporo Mołdawian, na ich autach tez mozna zaobserwowac ewolucje tablic...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Eksperymentalna fabryka zwiazana z jakas automatyzacja.
To znaczy: Eksperymentalny Zakład Środków Automatyki. Nazwa w cudzysłowie sugeruje, że chodzi o automatykę przemysłu spożywczego ("ПИЩЕПРОМАВТОМАТИКА" to skrótowiec utworzony od ПИЩЕвая ПРОМышленность + АВТОМАТИКА).
Czyli "PRZEMSPOŻAUTOMATYKA" :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Zmierzch zaczyna nas doganiac w okolicach Krywego Ozera. Gdzies w tym miasteczku planujemy spac. Okolice na biwak jakos nie rokuja, objechalismy pare miejsc, ktore z mapy wydawaly sie fajne, ale wszedzie albo zabudowania albo pola uprawne. Nie chce sie nam juz szukac a po dwoch "przygodach" z maszynami rolniczymi noclegom w bliskiej okolicy upraw mowimy zdecydowane NIE. Krecimy sie po miasteczku. Na wjezdzie stoja w kukurydzy gieroje. Jeden ma rozwiana peleryne niczym batman.

Obrazek

Obrazek

Centrum jest mocno nafaszerowane symbolami wspolczesnymi i dawnymi. Przeplataja sie one ze soba, wspolistnieja na kazdym kroku, tworzac przedziwna mozaike. Lokalny niewielki ryneczek to "Majdan niezaleznosci", obok Szewczenko, tablica zasluzonych mieszkancow i oczywiscie flaga. A w tle sierp z mlotem wkomponowany w stara mozaike. Ciekawi tez kilkukrotne podkreslenie, ze na majdan sie nie wjezdza. Trzy znaki o tym informuja a wjazd i tak na wszelki wypadek zatarasowano betonowymi plytami ;)

Obrazek

Obrazek

Nieopodal pusty cokol pomnika. Ale wciaz podpisany zlotymi literami. Obalajac takowe chyba warto zadbac o szczegoly, bo wychodzi zabawnie. A moze wodz rewolucji tylko na kawe poszedl i zamierza wrocic niebawem?

Obrazek

Nie ma kogo zapytac, majdan jest pusty, tylko flagi łopocza na wietrze. Kolo urzedu kreci sie ochroniarz ale chowa sie na moj widok.

Napotykamy tez inny, bardzo ciekawy pomnik poswiecony piekarzom? “Chliborobam” a na cokole jakby maly traktorek!

Obrazek

Obrazek

W centrum mial byc stary hotel. Robimy trzy rundy wokol miasteczka ale ani widu ani slychu. Moze tu dla odmiany zdjeli tylko szyld a hotel pozostal? Rozpytujemy w sklepach i na skwerkach, bez skutku.

W bocznej uliczce nad stadem krow unosi sie pyl, w ktorym fajnie zalamuje sie zachodzace slonce. Wieczorne miasto ma swoje prawa.

Obrazek

Wedlug porad miejscowych noclegownia jest tu jedna - motel przy autostradzie. Z braku wyboru osiedlamy sie tam. Budynek jest nowy i ociekajacy gadzetami i symbolami bedacymi dla wiekszosci wyznacznikami luksusu i komfortu. Jest dywan na schodach, na ktorym udaje mi sie poslizgnac dwa razy. Lustra, kinkiety, krysztalowe zyrandole, sztukateria, rzezby stylizowane na antyczne, obrazy, kandelabry. Tapety w pokojach w odcieniach komponujacych sie z barwa i deseniami poscieli, wiszace na scianach telewizory i klimy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy wiec uzasadnione przeczucie, ze skasuja nas tu niezle, ale coz, nie chce nam sie juz dalej jechac w ciemnosci. Ide zaplacic do recepcji. W przeliczeniu na polskie pieniadze od osoby 20 zl. Ile???? Wybałuszam oczy na babke, a ona widzac moje zdumienie zaczyna przepraszac, ze tak drogo, ona wie, ze to kupa kasy- ale coz zrobic, tak szef postanowil, a warunki sa dobre i pokoje przestronne... I w cene wliczone jest sniadanie, tu mamy liste 5 sniadan, sposrod ktorym mozemy sobie wybrac.. Place bez slowa i ide do pokoju. Czuje sie dziwnie. Jak jakis burzuj. Jezdze na Ukraine od 19 lat, ale takiej rozbieznosci w cenach to nie bylo nawet w latach 90 tych. Z jednej strony fajnie, ze z nas nie zdarli, nie lubie tracic kasy na noclegi i luksusy, ktorych nie potrzebuje, ale.. jakos troche sie czuje jakbysmy kogos oszukali, albo zanocowali i nad ranem uciekli przez okno...

W pokoju, na szafce, wsrod chyba 4 pilotow, lezy kartka ze spisem wszystkich cennych rzeczy znajdujacych sie w pokoju. Co ciekawe, tylko cena stolika jest wyrazona w dolarach, wszystkie pozostale sprzety maja ceny w hrywnach. Czy ma to oznaczac, ze stolik jest zagraniczny? Czy ma podkreslic jego wartosc? Tylko po co ten wykaz? Aby nocujacym zadrżala reka zanim zniszcza wyposazenie albo wynoszac pod pacha wiedzieli za ile puscic na allegro? Czy moze lista ma podkreslic elegancje i wysoki standard pomieszczenia?

Obrazek

Z Krywego Ozera jedziemy w strone Pierwomajska jakimis bocznymi drogami. Tu chyba najbardziej dziurawa z nich

Obrazek

Suniemy przez male wioski, pola, klimaty sielskie, spokojne i przyjemne na oka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem trafi sie mercedes na sprzedaz

Obrazek

Czasem dziwna budowla

Obrazek

Albo niekonczace sie łany slonecznikow

Obrazek

Czasem zarosla przydrozne tworza zwarta zielona sciane.

Obrazek

Mijamy nieraz ciekawe pojazdy. Tu akurat przyczepka. Zawsze zachwyca mnie na wschodzie umiejetnosc przeksztalcania jednych rzeczy w drugie i wykorzystywania przedmiotow tak dlugo jak sie da.. A nie mania wyrzucania bo zepsute, stare, niemodne..

Obrazek

Obrazek

A tu dla odmiany ciezarowka, ktorą wszyscy szybko i bardzo nerwowo starali sie wyprzedzic. Nikt nie chcial za nia jechac ;)

Obrazek

Przypadkiem lądujemy w miejscu bedacym geograficznym srodkiem Ukrainy- okolice wsi Dobrowieliczkiwka sa udekorowane z tej okazji specjalnym pomnikiem, tablicami i wiata biesiadna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kirowogradzka oblast wita przemyslowo-rolnicza plaskorzezba

Obrazek

W Pierwomajsku ide do sklepu samochodowego zakupic jakies naklejki na skodusie np. taka z bobasem. Mamy juz bulgarska “bebe w kolata” i ukrainska “w awto dytyna”. Moze tu po rosyjsku beda tez miec? Facet jednak rozklada rece- “odgorny zakaz sprzedawania naklejek samochodowych z rosyjskimi napisami. Jak przyjdzie kontrola to grozi wysoki mandat. Mialem oczywiscie ale wszystkie musialem wywalic.” Patrze na drzwi- napis “otwarte”, godziny pracy, spis sprzedawanych akcesoriow- wszystko po rosyjsku. Tu mozna? “Godzin otwarcia i informacji dla klientow nie zabronili. Co nie jest zabronione jest dozwolone” - sprzedawca smieje sie blyskajac zlotymi ząbkami. Cos musialo byc w tym rozporzadzeniu. Odwiedzamy chyba z 10 sklepow. Nie ma nigdzie takich naklejek.

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Napotykamy tez inny, bardzo ciekawy pomnik poswiecony piekarzom? “Chliborobam” a na cokole jakby maly traktorek!
Bo "chliboroby" to po ukraińsku "rolnicy". Napis głosi:
Na znak wielkiego szacunku
chwalebnym rolnikom
Krzywoozierszczycy
buba pisze:Czasem dziwna budowla
Arka Noego?! :wink:
Tak po prawdzie to wygląda na to, że coś sypkiego "produkują" na górze i to coś tymi zsypami ładują na podstawiane pojazdy? Może to jakaś suszarnia zbóż? Wyłuszczarnia słonecznika?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Jadac przez Ukraine wiele razy spotykamy sie z odleglymi, ale jednak echami wojny. Na ktorejs z przydroznych knajp wisiala petycja aby wysylac datki na poszkodowanych ochotnikow, ktorzy wrocicli z Donbasu w stanie dosc niekompletnym. Dołączone zdjecia. Dosyc drastyczne. Nad morzem na regulaminie pola namiotowego jednym z punktow bylo, ze uczestnicy ATO maja 90% znizki.

Ciekawa tez jest propaganda sukcesu zapodawana przez lokalna telewizje. Ciag wiadomosci- w Turcji wybuch- 53 osoby zginely, w Japonii powodz, zrywa mosty, W Indiach spadl z wiaduktu autobus, trupow co niemiara, jak to w Indiach... We Francji szaleniec zabil na ulicy niewinnych przechodniow! A tymczasem na Ukrainie... Powstalo ostatnio 200 km nowych drog, kolorowe plastikowe placyki zabaw dla dzieci (usmiechniete matki dziekuja rządowi), a z okazji poczatkow roku szkolnego najbiedniejsze dzieci dostaly wyprawke szkolna a w niej kredki o 50 kolorach. Zblizenie na paletę kredek i usmiechiete dzieciece buzie. I szybki przeskok- a tymczasem w Rosji rosnie problem z narkomanią, ćpaja juz kilkuletnie dzieci- zdjecia zasiniałych ciałek lezacych gdzies na ulicy jak psy... Nie podwazam faktow, ktore podala telewizja. Zapewne wszystkie sa prawdziwe. Jednak ich zestawienie pozostawia jedno wrazenie- Ukraina jest szczesliwa wyspą na morzu plag, nieszczesc i przemocy. Na innym programie jakis polityk wyglasza orędzie do narodu o nienaruszalnosci ukrainskich granic i pelnym bezpieczenstwie wszystkich obywateli. W koncu do nas dociera czemu wszystkie telewizyjne stacje sa takie przesycone klimatem zwyciestwa, szczesliwosci i patriotyzmu- wlasnie maja tu rocznice 25 lat wolnej Ukrainy! Wszystkie stacje nadaja wiec w ten desen! Moze na codzien tak nie jest?

Nie tylko stacje telewizyjne. Kipią tym rowniez przydrozne bilbordy- "z dniem niezaleznosci Ukrainy". Na zdjeciach dominuja piersiaste niewiasty w strojach ludowych i z warkoczami, polmiski narodowych potraw, zarys kraju w narodowych barwach, pola uprawne, twarze lokalnych lub kijowskich politykow z ojcowskim usmiechem, nieraz na ta okazje wystrojeni w narodowe soroczki z barwnymi haftami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jezeli jakis bilbord nie jest zwiazny z rocznica to spora szansa, ze bedzie nawolywal aby wstapic do wojska i bronic wschodnich granic. W wojskowych fatałaszkach usmiecha sie z plansz rowniez wiele kobiet, o twarzach jakby przed chwila opuscily salon kosmetyczki. Zwraca uwage zroznicowanie i spora dowolnosc umundurowania. Przypominaja nam sie slowa jednego goscia spotkanego w knajpie- idac do wojska mundur i bron załatwiasz sobie sam. To twoja broszka. Mowia, ze warto np. sobie kupic dobra kamizelke kuloodporna, ale nie kazdego chlopaka z wioski na to stac...

Z plakatow zachecaja i kuszą powolujac sie na rozne wartosci, dume narodowa a takze kase. Nie mniej niz 7 tys UAH! Gdy robie zdjecie plakatu zagaduje mnie jakis chlopak- "A co diewuszka, chcesz sie zaciagnac? Wiesz, ze ci z drugiej strony placa lepiej? Ale nie oplaca sie, tam latwiej zginac. I to nie bohatersko w walce, tylko dzikie bandy cie rozwala za pol dolara, albo za lepsze gacie." Pytam go czy byl na froncie (po obu stronach) skoro tak dobrze sie orientuje? "Nie... a zreszta czy to wazne? Kumple mi opowiadali."

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na przystanku po drugiej stronie drogi wisi ogloszenie "Praca w Polsce za 14 tys UAH". Dwa ogloszenia... albo za 7 na front, albo za 14 na szparagi"... Ale szparagi juz bez zdjec, bez odnoszen do slawy, honoru czy prawdziwej meskosci..

Obrazek

Odezwy w sprawie wojska werbuja rownie zacheta jak i grozba. Zrobilo na mnie wrazenie jedno ogloszenie. Przyklejone na przystanku autobusowym i pozornie sprawiajace poczatkowo wrazenie inicjatywy oddolnej, jakby soltysa wsi, lub zgromadzenia miejscowych. Tresc pisma jest w skrocie mniej wiecej taka "Jesli nie wstepujesz do armii albo nie dajesz kasy na wojsko to jestes zdrajca i jeszcze wieksza gnida jak Ruscy". Nie wiem co taka retoryka ma na celu- czy sklocenie ludzi, czy wzbudzenie poczucia winy, czy zniechecenie do wspomagania wojska? Co ciekawe- przedruk tego samego ogloszenia spotykamy na przystankach i 15 km dalej. I 50 km.. (zatrzymujemy sie na przystankach bo fotografuje stare mozaiki- bedzie osobna relacja o nich)

Obrazek

W wiosce gdzies przed Lipniażką zagladam do sklepu, niby nic nam nie trzeba ale jedno piwko zawsze mozna nabyc. A wioska i sklep wyglada tak milo, ze zal by bylo nie zawitac.

Obrazek

Obrazek

W srodku zmeczona i znudzona sprzedawczyni, ktora stara sie ignorowac żulika, ktory caly czas cos nawija i burczy pol do siebie. Gdy pijaczek mnie dostrzega i znajduje we mnie obcokrajowca, stwierdza, ze napewno jestem z Francji. Bo za granica jest Francja. On tam byl, dawno temu to bylo, ale byl. I zaczyna mowic po francusku. Nie znam kompletnie tego jezyka, aby zweryfikowac sensownosc jego wypowiedzi, ale brzmi jak jakis wiersz..

Na scianie sklepu wisi ogloszenie. Zaproszenie na koncert z okazji 25 lecia niepodleglosci w wiejskim klubie! Zapraszaja i miejscowych i przebywajacych w wiosce goscinnie (to my!). Klimat napewno bedzie! Kiedy to? Wrocimy tu!

Niestety... Bylo tydzien temu... :(

Obrazek

Jadac przez Ukraine napewno dostrzega sie jedno- ze producenci zoltej i niebieskiej farby ostatnio musieli stac sie milionerami! Jakos sie tak porobilo, ze wyrazem symptii i poparcia dla ojczyzny jest pomalowanie wszystkiego na kolory flagi narodowej. Czasem sie zastanawiam czy ma to wydzwiek patriotyczny - czy moze wrecz przeciwnie? Czasem malowane sa rzeczy nieco ..dziwne

balustrada mostu

Obrazek

co drugi slupek wiaty przystankowej

Obrazek

caly przystanek autobusowy

Obrazek

Obrazek

informacja o poczatku miejscowosci

Obrazek

Ławka na przystanku. Tu dodatkowo pracowicie wygrawerowano wiersz tematyczny.

Obrazek

Obrazek

blaszana beczka

Obrazek

słup

Obrazek

palik znaku drogowego

Obrazek

sztandar w rekach kołchoznikow

Obrazek

doniczka

Obrazek

pomnik poleglych w Afganistanie

Obrazek

kubek z kawa na stacji benzynowej

Obrazek

wolny bilbord

Obrazek

mis olimpijski

Obrazek

gwiazda na helmie gieroja (zdjecie zrobione przez Radka z forum sudeckiego)

Obrazek

Ciekawe jak powstaly te wszystkie kolory- czy Sasza z Wania wznoszac wieczorem kolejny toast dochodza do wniosku- "trzeba cos zrobic dla ojczyzny", łapia za kubelek farby i co na drodze to nieprzyjaciel (kot sąsiadki tez sie zalapal) ;) Czy moze jakies akcje zorganizowane w sensie cala klasa idzie malowac mostek/przystanek? Czy farbe trzeba zakupic samemu czy jest gdzies wydawana w ilosciach hurtowych? Pytalam kilku osob ale twierdzili, ze nie wiedza i nie przyznawali sie do wspoluczesniczenia w procederze.

Aha! reklamowki w sklepach tez daja uroczyste, wprawdzie dla odmiany w innych barwach, na ludowo, z napisem "Ukraina ponad wszystko"

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

O Lipniażce dowiedzialam sie gdzies w odmętach internetu. Ze osiedle, ze robotnicze blokowisko i prawie calkiem opuszczone. Przez miejscowosc o tej nazwie przechodzi glowna szosa relacji Pomiczna- Nowoarchangielsk. Na pierwszy rzut oka jest tu normalna wies o niskiej zabudowie i calkowicie nieopuszczona. Dobrze, ze wzrok przyciaga rzezba ogromnego bociana, stojacego przy miejscu biesiadkowym. Za bocianem dokladnie widac miejsce, ktorego szukamy.

Obrazek

Obrazek

Dosc dlugo kluczymy aby z wioski dotrzec do blokowiska, ktore widac dokladnie przez pola. Wybieramy rozne drogi, ale raz po raz konczymy w burzanach i skodusionieprzejezdnym blocie.

Obrazek

Problem w tym, ze blokowisko lezy jakby za wąwozem z młakowata rzeczką a mostki nie sa przewidziane. Jest tuz tuz, ale znow musimy zawrocic bo cos co wzielismy za droge konczy sie stosem kapusty w obejscu jakiejs babuszki...

Obrazek

Obrazek

Dziwnie wyglada ta normalna, zywa wies na tle ogromnych, betonowych wydmuszek... Polozenie osiedla na pagorku wzmaga poczucie monumentalnosci.

Obrazek

Obrazek

Wracamy do wsi. Znajdujemy malusią cerkiewke wsrod kablowisk

Obrazek

Z zestawem dzwonkow roznych rozmiarow, do wyboru do koloru!

Obrazek

Nieopodal przyszkolny ogrodek udekorowany rzezbami z odpadow- z butelek, starych opon, dziurawych miednic i butow. Powstala piekna dzdzownica, slimaki, lew, zyrafa, mis, kwiatki, sloneczko. Jak super mozna zrobic cos z niczego! Strasznie podoba mi sie ten ogrodek. Bo widac w nim nie kase i zadęcie, ale wlozona czyjas mysl, prace i serce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pytajac o droge trafiamy do sklepu i do knajpki. W knajpie jest dosc malomowny facet odpowiadajacy na pytania zdawkowo acz dokladnie, zupelnie jak robot. Zreszta rusza sie tak samo jak mowi. W sklepie sprawa ma sie zgoła inaczej. Babcia Ania nalezy do tych, ktore upajaja sie swoim glosem a kazdy wspolrozmowca jest skarbem, zwlaszcza jak nie przerywa monologu na wiecej niz "yyhy". Mysle, ze maz tej pani napewno lubi chodzic na ryby. Ale akurat mnie ta sytuacja bardzo pasuje i chetnie wysluchuje dlugiej opowiesci niemlodej juz niewiasty. Babka niegdys mieszkala na osiedlu, ktorego szukamy. Pracowala w tutejszych zakladach- byla "nakręcaczką". Dlugo nie moge zrozumiec o co chodzi ale babcia nie daje za wygrana i dokladnie mi tlumaczy uzywajac wielu rekwizytow przyniesionych z zaplecza. Chyba wiec pracowala przy tasmie i cos zakrecala. Od kiedy osiedle mocno podupadlo a bloki przestaly byc wygodne- przeniosla sie do corki, ktora ma domek we wsi.

Kiedys byla tu zwykla wies ale w latach 80 tych na stepowych łakach na wzgorzu powstala ogromna cukrownia a obok niej osiedle robotnicze z dwudziestoma kilkoma blokami i cala osiedlowa infrastruktura. Mieszkalo tu w najlepsze lata 4 tys ludzi. Po upadku sajuza zaklad przemyslowy i osiedle spotkal klasyczny los. Zaklad dzialal coraz marniej az w koncu zdechł smiercia naturalna okolo przelomu tysiacleci. Zabily go przeksztalcenia i gospodarka rynkowa. Podzielil losy setek i tysiecy innych obiektow przemyslowych, od Odry po Władywostok, ktore byly potrzebne a potem nagle przestały.. Obecnie po pobliskich zakladach nie zostalo juz prawie nic. Tylko pokruszone kawalki betonu, z ktorego najwytrwalsi nadal wyrywaja wszelakie pręty zbrojeniowe i wszystko co nadaje sie na zlom. Osiedle z szarych plyt wciaz stoi, moze tylko nieco bardziej krzywo niz niegdys. Pogoda robi swoje, deszcze wygryzaja nieimpregnowane dachy a wiatr i sniegi mieszkaja w pokojach zamiast ludzi. Miasteczko jest w 3/4 opuszczone. Obecnie okolo 50 mieszkan jest zamieszkalych a kilkaset pustych. Kto mogl wyjezdzal do rodziny, innej pracy, gdziekolwiek. Pozostali nieliczni. Osiedle za czasow swej swietnosci nazywalo sie Cukrowaja. Wladze stwierdzily, ze nie ma sensu aby prawie calkiem opuszczone osiedle mialo swoja osobna nazwe wiec zniknela z map Cukrowaja, podupadle blokowisko wlaczono administacyjnie do pobliskiej Lipniazki jako jedną z ulic (ul. Sacharnyj Zawod)

Chyba po poltorej godzinie objezdzania wszystkich wiejskich zakamarkow trafiamy na wlasciwa droge- szeroka asfaltowa arterie odbijajaca z glownej szosy. Nie wiem czemu wczesniej na nia nie zwrocilismy uwagi..

Obrazek

Gdy docieramy na miejsce okazuje sie, ze osiedle wcale nie jest takie opuszczone jak sie spodziewalismy. W kazdej klatce schodowej praktycznie ktos mieszka, wisi pranie, anteny, wyglada z okna pies lub kot. Sa sklepiki, zaparkowane auta, kreci sie sporo ludzi, jestesmy pod czujnym okiem wslipiajacych sie w nas kilkunastu osob. Moze to zabrzmi dziwnie, ale czasem czuc ciezar wzroku na plecach. Jakos w tych okolicznosciach nie mam smialosci zagladac do mieszkan, troche sie obawiajac, ze obca twarz moze tu byc tozsama z szabrownikiem, a takowych zazwyczaj mieszkancy nie darza specjalna sympatia. Ogladamy wiec osiedle jedynie z zewnatrz. Zastanawiam sie jakby ewentualnie zagadac do miejscowych ale jakos nic sensownego mi nie przychodzi do glowy. Zeby tu bylo cokolwiek co by moglo byc przyczyna naszego przybycia, ktora bedzie dla wszystkich zrozumiala i niepodpadajaca.. Coz wedrujac z plecakiem byloby latwiej, kupujesz piwo, siadasz pod sklepem i czekasz na rozwoj wypadkow. Samochod czasem bardzo nie pomaga.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pomiedzy blokami działaja sklepiki. Tu tez kreci sie najwiecej osob.

Obrazek

Mieszkancy dawnej Sacharnej to glownie osoby starsze oraz rodziny wielodzietne. Sporo dzieciarni biega z kwikiem po opuszczonych budynkach, balkonach, dachach. Malo kto w tym wieku ma az tak rozlegly i urozmaicony plac zabaw! Z opowiesci pani sklepowej wynika, ze od czasu upadku zakladow praktycznie nikt z pozostalych tu mieszkancow nie trudni sie normalna praca. Zyja glownie z emerytur, rent i zasilkow na dzieci. Czesc osob dorabia nadal "na cukrowni". Acz juz nie przy tasmie czy w słodowni ale wykuwajac ostatnie kawałki złomu. Na ile jeszcze starczy zbrojonego zelastwa? Tego nie wie nikt, ale tez nikt o tym nie mysli. W takim miejscach zyje sie z dnia na dzien, a nie planuje jakas daleka, nierealną przyszlosc.

Nie maja tu teraz prostego zycia bo blokowisko nigdy nie bylo przystosowane do samodzielnego istnienia bez centralnej cieplowni czy wodociagow, ktore po upadku cukrowni szlag trafil szybko. Mieszkancy wode musza nosic w butelkach lub wiadrach z wiejskich studni, mieszkania ogrzewaja wmontowanymi samodzielnie piecykami. Najgorzej sprawa wyglada z kanalizacja. Wiekszosci nie chcialo sie postawic slawojek i schodzic do nich z 4 pietra. Kible w mieszkaniach sa, czesc rur jest. Jak sie zrobi dziure w odpowiednim miejscu rury to muszla przestaje sie zatykac, droznosc jest utrzymana a... fekalia leca do piwnic. To byl ponoc ostateczny powod, dla ktorego babcia Ania postanowila opuscic swoje mieszkanko i udac sie gdziekolwiek. Przez kilka lat nie bylo tez pradu, ale ostatnio udalo sie go ponownie tu dociagnac. Czy oficjalnie czy na lewo ciezko powiedziec. Ale wieczorami nie burcza juz masowo agregaty. Gazu nie ma. Interenet tylko przez sieci komorkowe ;)

Mieszkanie mozna tu kupic za okolo 5 tys hrywien. Kilka lat temu znalazlo sie kilku pomyslowych ludzi, ktorzy pokupowali kilka opuszczonych mieszkan i probowali pod ich zastaw wziac kredyty. Komus ponoc sie to udalo, kredytu nie splacal a gdy wyslannicy firmy pozyczkowej zobaczyli "mieszkanie" to ich zatkalo. Z bankami juz nie poszlo tak latwo- kredytow dac nie chcieli- bo miejsce figuruje w rejestrach jako nieistniejace. Miala ponoc wyniknac z tego spora awantura o ogolnopanstwowym zasiegu i pozostali sprytni nabywcy lokalnych mieszkan zostali juz z przyslowiową reka w nocniku.

Bardzo jestem ciekawa ile jest na Ukrainie jeszcze takich wyludnionych Lipniażek (i nie mam tu na mysli czarnobylskiej zony). Bo jakos mi sie nie chce wierzyc aby byla ta jedna jedyna. Gdzies kiedys slyszalam, i to z dwoch niezaleznych zrodel, ze jakies takie miasto-widmo czai sie tez w rejonach Sokala (Czerwonograd, Czerwonobrod? Czerwono-coś tam?) Jakby ktos cos kojarzyl to bede wdzieczna za informacje.

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Czerwonograd, Czerwonobrod? Czerwono-coś tam?
W okolicach Sokala to o zbliżonej nazwie jest miasto Czerwonohrad (Червоноград), dawny polski Krystynopol.
Wikipedia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Czerwonogr%C3%B3d
Google maps: https://goo.gl/maps/Mq7YSRHEAU82

PS. Muzeum w Pałacu Potockich, o którym pisze Wiki jako o byłym muzeum ateizmu, obecnie jest muzeum historii religii (Палац Потоцьких Музей історії релігії). :wink:

PPS. Panorama z Google. Mozna "wejść" do wnętrz. :) -> https://goo.gl/maps/GqieAVXsqp12
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Nie przepadam za zwiedzaniem muzeow ale czasem zrobie wyjatek. Tak bylo wlasnie w tym przypadku, gdy postanowilismy obejrzec jedno takie muzeum w rejonie Pierwomajska a dokladniej wsi Pobuzkie. Takie przynajmniej mielismy namiary, ze w tym rejonie nalezy szukac. Pobuzkie znalezlismy- wioska i ogromne jak na taka mala miejscowosc zaklady przemyslowe, wiec poczatkowo one sciagnely nas w swoja strone.

Obrazek

Jak sie okazalo tam miejsca naszych poszukiwan nie bylo i odnalezlismy je dopiero w polach po drugiej stronie drogi. Jak widac i do teraz- zmylenie wroga sie udalo! "Wrog" pojechal jak cma w strone dymu kominow podczas gdy tajny obiekt spokojnie siedzial w kukurydzy.

Obrazek

Obrazek

Owo muzeum wojsk rakietowych ponoc jest unikalne i nie ma wiecej jego odpowiednikow na swiecie. Przynajmniej tak napisali w reklamowym folderku i podkreslaja to podczas zwiedzania w przynajmniej co trzecim zdaniu.

W moim opisaniu moze byc duzo niescislosci i błędow- nie sluzylam w wojsku, nie znam sie na rakietach. Moje zainteresowania militariami sa bardzo powierzchowne i zwykle sprowadzaja sie do ulubienia dla imprez i noclegow w ciemnych wnetrzach bunkrow czy radosci z wygrzewania na cieplych blachach czolgow ;)

Za czasow radzieckich w bunkrach i podziemnych schronach w rejonie Pierwomajska siedzialy poukrywane jądrowe rakiety miedzykontynentalne i czekaly az jakis desperat postanowi nacisnac guzik. Muzeum utworzono w 2001 roku kiedy jednostka wojskowa zostala zamknieta. Oprowadzajacymi sa emerytowani oficerowie dawniej stacjonujacy w tej bazie, wiec pewnie dlatego maja w krwi nieodpowiadanie na niektore pytania, ktore im sie zadaje lub odpowiadaja wymijajaco lub zupelnie nie na temat.

Obecnie (przynajmniej oficjalnie) nie ma juz na Ukrainie zadnej broni jadrowej. Wszystko zostalo wywiezione z terenow Ukrainy w latach 90 tych, a w zamian zostala im obiecana gwarancja nienaruszalnosci terytorialnej w granicach dawnej republiki. Podpisalo sie pod tym pol swiata, bo i Rosja, i Europa, i Amerykance, i Chinczyki... Co sa wazne takie "umowy" i co mozna sobie nimi podetrzec- pokazal czas...

Na muzeum sklada sie baraczek, w ktorym sa wyeksponowane rozne tablice, dokumenty, stare motory, propagandowe plakaty, obrazy bitewne i sztandary z Leninem. Tu mozna obejrzec makiety, schematy i zdjecia miejsca, w ktorym sie znajdujemy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu wysluchujemy dlugiego przemowienia oprowadzajacego, ktore nudzi nie tylko mnie, ale miejscowych turystow rowniez. Ponadgodzinne sluchanie o szczegolowych danych technicznych i specjalistycznych funkcjach poszczegolnych sprzetow dla wielu ludzi ktorzy nie sa jakimis obłakanczymi fascynatami jadrowych rakiet i pragna poznac zastosowanie kazdej najmniejszej srubki - zaczyna byc lekko nuzace. Wiec wiekszosc zaczyna ziewac, szurac nogami, spogladac na zegarki a kilkoro zwiedzajacych dzieci raz po raz dopytuje "kiedy zjezdziemy do bunkra?". Bo chyba wlasnie po to wiekszosc tu zgromadzonych przyszla.

Z ciekawszych rzeczy padaja informacje, ze wieksze z rakiet palily 100 litrow paliwa na sekunde. Baza w ktorej sie znajdujemy stanowi jedynie centrum sterowania a sztolnie z siedzacymi we wnatrzu rakietami gotowymi do wystrzalu byly rozrzucone po okolicznych polach na przestrzeni 30 km. Calosc otaczalo kilka plotow drutu kolczastego, normalnie pod napieciem 800 wolt, acz z przygotowaniem, ze w razie podwyzszonej bojowej koniecznosci mozna zwiekszyc do 3 tys wolt.

Sporo wystawki jest poswiecona odziezy ochronnej pracujacych przy rakietach zolnierzy. Ponoc komponenty paliwa rakietowego byly tak trujaca substancja, ze jedna kropla upadnieta na skore mogla spowodowac smierc. Sa tez wystawki bardziej luzno zwiazane z baza - o wspolczesnych silach zbrojnych Ukrainy, o poczatkach produkcji radzieckich bomb atomowych, o Hiroszimie i Nagasaki itp

A tak ponoc wygladala glowna bohaterka- rakieta.

Obrazek

Obrazek

Potem idziemy poogladac tabor samochodowy zwiazany z baza. Sa wiec ogromne maszyny МАЗ sluzace do wyciagania ze sztolni i przewozu dlugasnych rakiet (nie wiem jak toto zakrecalo). Autko z ładunkiem wazylo ponad 250 ton. Jak to jechalo? Tego chyba zaden most nie wytrzyma?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez cala aleja silnikow rakietowych i innego wszelakiego zelastwa.

Obrazek

Obrazek

Sa tez jakies wyrzutnie oraz sprzety zwiazane z klimatem wiec rozniste czolgi, pojazdy pancerne, armaty itp. Fajne jest, ze mozna na kazdy eksponat wylezc, wejsc do srodka, usiasc i posiedziec ile sie chce, pokrecic korbami, rowniez takimi ktore np. podnosza lufe. Krecimy wiec obie z kabaczkiem czym popadnie a radosne piski niosa sie wokolo. Niemowlaka widac bardzo cieszy zgrzypienie nienaoliwionych kawalkow a i chyba zapach smarow i rdzy bardzo ciekawi bo caly czas niucha noskiem i rusza nim jak kroliczek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zagladamy w czelusc tuleji w ktorej niegdys siedziala rakieta. Teraz dziura jest tylko na 6 metrow. Pozostala czesc jest zalana betonem. Po co? nie wiadomo, ale ponoc taki byl wymog i koniecznosc przy zamykaniu bazy.

Obrazek

Maja tu tez maszt, do czego sluzyl nie pamietam, ale jest krzywy specjalnie. Bo ponoc proste maszty tego typu moga byc tylko w czynnych bazach.

Obrazek

Na koniec wreszcie to na o wszyscy czekali- podziemne centrum dowodzenia! Najpierw wchodzi sie do komory zajmujacej sie napowietrzaniem, regulacja temperatury i wilgotnosci wewnatrz kapsul i sztolni. Wiatraki i wszelakie mechanizmy po wlaczeniu robia niesamowity halas! Nawet duzo wiekszy niz nasz ulubiony odkurzacz-ogorek ;)

Obrazek

Obrazek

Potem jest dlugi korytarz z roznistym orurowaniem, ktory bardzo przypomina mi ten pod radarem w łotewskim Irbene, gdzie calą ekipa sie pogubilismy [tzn. mielismy male problemy z wyjsciem tzn otwarciem drzwi wyjsciowych] przyprawiajac obsluge radaru prawie o zawal. Tu jest mniejszy klimat bo idziemy z przewodnikiem nie sami ale korytarz podobny. A! I tu jest oswietlenie..

Obrazek

Obrazek

Drzwi to tu maja calkiem solidne

Obrazek

Obrazek

Na koniec docieramy do zawieszonej w studni metalowej kapsuly, ktora ma 12 pieter i 33 metrow glebokosci i wazy ponad 120 ton. Tu schemat obiektu:

Obrazek

Wlasnie tam na dole znajdowal sie ow przycisk mogacy zmienic losy swiata. Na kazdym pietrze jest okragly pokoj wypelniony aparatura sterownicza rakiet lub innymi sprzetami koniecznymi dla zycia obslugujacych- jest np. kibel, lozka pietrowe itp. W ramach wycieczki zjezdza sie tylko na przedostatnie dolne pietro a jeszcze na kolejne przechodzi drabinka. Zjezdza sie fajna winda- klatka gdzie mieszcza sie gora 4 osoby. Co sie znajduje na pozostalych pietrach- nie wiadomo, bo nie mozemy sie tam zatrzymac i obejrzec. Niektorzy zartuja ze tam pewnie siedzi wciaz dzialajaca aparatura. Bo jaka lepsza przykrywka dla dzialajacego obiektu jak muzeum?? ;) Kapsula jest zawieszona w studni i nie dotyka scian. Wszystko bylo ponoc wygluszone i wyamortyzowane w sposob majacy zapewnic, ze nawet w przypadku wybuchu jadrowego kapsula przetrwa i nie ulegnie rozwaleniu. Zapasy wody, pozywienia, powietrza mialy zapewnic kapsule zycie na kolo poltora miesiaca. Jak sie okazuje ow istotny przycisk wysylajacy rakiety w daleka, jednokierunkowa podroz- nie jest jeden. Aby zrobic bum trzeba bylo zaangazowania, dogadania sie i wspoldzialania kilku osob- i to nie tylko tych siedzacych w czelusciach bunkra rakietowej bazy. Swoje guziki mieli przede wszystkim urzednicy w Moskwie- glowny sekretarz czy prezydent, minister obrony itp i to od nich wszystko zalezalo. Wiec to nie byl ten jeden magiczny czerwony guzik, od ktorego wszystko zalezalo. Raczej nie bylo szans, ze ktorys wojskowy np. przysnal i oparl sie w zlym miejscu ;) Albo marzyl o ponurej slawie lub akurat zdradzila go zona i postanowil popelnic samobojstwo w dosyc spektakularny sposob ;)

Widok w studnie czelusci, w ktorej siedzi kapsuła

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wewnatrz panuje chlod, zapach metalu i martwa cisza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden z uczestnikow wycieczki- mały Nikita, wszedzie biega z kamerką na kiju i nic nie umknie jego szpiegowskiej misji. Chlopiec w czasie zwiedzania kapsuly woła "tato, tu jest tak samo jak w tej opuszczonej bazie na Białorusi gdzie bylismy na wiosne! Tylko tu jest winda a tam byly schody". Na twarzy ojca pojawia sie grymas ..."ciiiii". Na pytanie przewodnika czy tam tez jest muzeum, ojciec odpowiada, ze nie i ze tam wogole nie da sie wejsc, bo calosc jest przykryta wielka, betonowa pokrywa. Mały Nikita gwizdze, patrzy w niebo i kopie papierek po podlodze. Wiecej nic nie mowi, troche poplakuje... Ojciec za kare zabral mu kamere.

Podczas calego zwiedzania widac, ze z pracownikow muzeum wylewa sie ogromna nostalgia, za wielka utracona potega, za czasami gdy byli mlodzi i mieli prace bardziej odpowiedzialna i nobilitujaca niz sprzedawanie magnesikow i pocztowek. Nie mowia tego wprost ale caly czas czuc tu ogromny zal nad zamknieta baza, nad wywiezionymi rakietami, "nad przeszloscia niedawna co jak sen minela". Juz po zwiedzaniu zagaduje jednego z przewodnikow i pytam go czy gdyby od niego zalezalo- to czy by chcial aby baza wciaz tu byla i dzialala jak niegdys. Gosc dlugo nic nie mowi, wbija tylko wzrok w polamany asfalt i zaciaga sie papierosem. Potem stwierdza, ze dla bezpieczenstwa swiata lepiej , zeby takich miejsc nie bylo. Acz z drugiej strony wciaz takie miejsca sa, sa na calym swiecie, a ich pierwomajskiej bazy juz nie ma. Wiec moze jednak szkoda, bo skoro swiat i tak jest zagrozony, to fajnie jakby oni tez mieli swoj udzial w tej ukladance. A tak zostali tak pieknie zrobieni w ch... "Tak, bardzo zalujemy, ze Ukraina oddala rakiety.." Nagle jednak zmienia mu sie wyraz twarzy, z zadumanego pojawia sie jakas zlosc. A tak wogole- to dlaczego mnie to interesuje? Dlaczego nie zadawalam pytan w czasie zwiedzania gdy o to prosil tylko teraz? A moze wogole powinnam poszukac mojego meza i dziecka? Widzial, ze siedzieli na czolgu i chyba sie niepokoili, ze mnie tak dlugo nie ma! A on musi isc oprowadzac kolejna grupe!

Chcialam bardzo jeszcze dorwac ojca malego Nikity o dlugim jezyku i zadac mu jedno pytanie na osobnosci... Ale gdzies znikl bez sladu...

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:Czerwonohrad (Червоноград),
Jest niby opuszczone miasto Czerwonograd - ale w okolicach Tarnopola, fajne bardzo, ale nie dokonca takie jak sobie wyobrazalam.
http://www.stejka.com/rus/trip/4ervonog ... odprizrak/

Moze ktos opowiadajac mial na mysli wogole ruiny i stan opuszczenia? albo kolo Sokala jest co innego? albo mi sie dwie rzeczy nalozyly?
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:zapach smarow i rdzy bardzo ciekawi bo caly czas niucha noskiem i rusza nim jak kroliczek
Niemowlęta hodowane w pokoju z telewizorem uczą się poznawać świat wzrokiem i słuchem (dotyk jest tak oczywisty, że nie wspominam...) a okazjonalne wizyty "w okolicznościach przyrody" (z pełnym przed nimi zabezpieczeniem!) tego nie zmieniają. Niemowlęta hodowane z nieograniczonym dostępem do "łona natury" uczą się od pierwszych dni, że zapach niesie wiele informacji. Tak wiec u nich ta atawistyczna cecha nie jest tłumiona ale rozwija się równomiernie wraz z pozostałymi "środkami poznania". :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W kolejne dni jedziemy juz po prostu na zachod, w strone Polski. Jak nam sie spodoba jakas boczna droga to sobie zjezdzamy, robimy zdjecia mozaikom na przystankach autobusowych, pomnikom betonowych gierojow z dawnych lat. Nie spieszymy sie, ale tez staramy sie nie przekroczyc tych 10 dni, ktore byc moze mamy wbite w paszport.

W okolicach Ozernej rzuca sie nam w oczy nietypowy cmentarz, pelen nagrobnych kamiennych figur. Zagladamy na teren i okazuje sie, ze cmentarz jest ogromny, duzo wiekszy niz wydawalo sie patrzac z drogi. Jego stan zachowania tez jest bardzo fajny bo wiekszosc rzezb jest kompletna, nawet czasem jakby troche odnowiona ale jednoczesnie wszystko jest zarosniete, poprzekrzywiane, oplecione pajeczynami i owiane mgłą zapomnienia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzieniegdzie jakas glowa czy geba przepadly w odmetach czasu albo zmienily swoja lokalizacje..

Obrazek

Obrazek

Czasem posągom tylko głowy wystaja z plataniny nawłoci czy innego burzanu i splatanych chabazi

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

a nad nimi zwieszaja sie dojrzale kiscie owocow dzikiego bzu...

Obrazek

Obrazek

Wiele napisow na grobach jest polskich acz nie wszystkie

Obrazek

Obrazek

Tu nagrobek wyglada jakby mial slady ostrzału?

Obrazek

Juz calkiem rodzime akcenty mozna spotkac w zruinowanych resztkach dawnej kaplicy grobowej

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kopułka kaplicy wpadła do piwniczki, tam gdzie zwykle trzyma sie trumny. Nieboszczykow z opakowaniami chyba ktos zabral w nieznanym kierunku juz duzo wczesniej.. Tak daleko od domu a czuje sie tu jak na Dolnym Slasku. To samo. Identycznie. Tylko zatarte napisy sa polskie, nie niemieckie...

Obrazek

Przez srodek cmentarza wiedzie chodniczek, ale i jego przyroda zaczyna zabierac w swe władanie.

Obrazek

Dalej wglab cmentarza jest jakis czechosłowacki pomnik i to chyba ich sprawka ten chodnik- bo tam sie konczy..

Obrazek

Po drodze przez Ukraine mamy okazje nocowac w lesnym hoteliku otoczonym starym murem, o wodzie mineralnej w kranach i chyba jakis bunkrach pod spodem. Oprocz nas nocuje tu jeszcze jakis poeta. Tzn. przynajmniej tak mi sie przedstawia gdy w ulewnym deszczu wieczorem ide po cos do skodusi. Tak po prostu. "Jestem poetą, a wy kim jestescie?". Od dwoch tygodni jedzie przez cala Ukraine i szuka natchnienia. Poki co nie znalazl. Pytam go o czym pisze wiersze a on na to, ze wlasnie tego tematu szuka. Sugeruję, ze moze napisze o lesnym hoteliku z mineralna woda w kranach, ale koles chyba sie obrazil. Jest mi przykro bo nie chcialam go urazic. Ot taka gadka na ciemnym, mokrym parkingu z deszczem cieknacym za kolnierz. Choc czasem mi ludzie mowia, ze jestem najbardziej zlosliwa i paskudna jak sobie z tego zupelnie nie zdaje sprawy. A moze po prostu nie znam sie na poezji?

Obrazek

Obrazek

Przy budynku sa stare ławeczki, miejsca biesiadne, jakies betonowe grzybki. Zauwazamy, ze w okolicach jednego ze stolow kabaczek ochoczo tupie i rechocze. Odciągnieta za raczke w inne miejsce wraca tu jak bumerang i dalej tupie. W koncu i my zauwazamy, ze tupniecie tutaj ma zupelnie inny dzwiek niz kilkanascie metrow dalej! Tu odpowiada mu jakby gluche echo... Madre niemowle wyczaiło :D

Obrazek

Obrazek

Nocujemy tez w jakims zajezdzie przydroznym o parkingu tak stromym, ze pod kola trzeba koniecznie cos podlozyc. Gospodyni ma juz przygotowane odpowiedniu ociosane kloce.

Obrazek

Do tutejszego domu idzie sie przez dluga kladke a obok wogole jest parking dla tirow z wiatkami gdzie mozna nawiazac ciekawe znajomosci oraz pozywic sie wedzona ryba.

Obrazek

A z okien kwatery widoczki na wies skąpana w popoludniowym słocu. Ale juz tak jakos zapodaje jesienią...

Obrazek

Najlepszy nocleg trafia nam sie na sam koniec. Juz za Lwowem, juz blisko granicy. Zapomniana baza kempingowa nad lesnym malutkim jeziorkiem.

Obrazek

Wszystko wyglada troche jak opuszczone acz jest babka opiekujaca sie osrodkiem i zarzeka sie, ze jutro przyjedzie tu duza grupa jakiejs mlodziezy na kolonie. Poki co jestesmy sami. Jest tylko ta babka z pieskiem i jakis gosc rąbiacy drewno. Ale od czasu zainkasowania od nas 5 zl od osoby juz ich nie spotykamy. Odradzaja nam korzystanie z brudnych slawojek, polecajac raczej okoliczny las. Przy kazdym domku stoja drewniane lawy i stoly, mozna rozpalic ognisko. Teren jest cienisty i zewszad wieje spokojem, zadumą i przeszloscia. Domki ozdabiaja postacie z dawnych radzieckich bajek- jest wilk z zajacem, jest Czeburaszka.

Po raz kolejny mam wrazenie, ze udaje nam sie przeniesc w czasie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozpalamy ognicho, wyciagamy jakies marne resztki zarcia pałętające sie po dnie torby. Jakos wypadlo nam z glowy zrobic zakupy. Jest kilka kromek chleba, lekko nadtopiony od upału i zgnieciony zolty ser, puszka rybek, jedno wino. Jakos obleci na kolacje i sniadanie :) Smazymy grzanki. Smiejemy sie, ze nastepnym razem to bedziemy juz musieli jesc kabacze zupki- bo tego zostalo nam jeszcze naprawde sporo! Jakby dodac soli i ostrej papryki to by byly calkiem smaczne! Zaplątala sie nawet jeszcze jakas rumunska i bulgarska, acz takie sprzed 2 miesiecy to juz chyba wywalimy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ludzi wokol nie ma ale za to zwierzyna dopisuje. W kolacji towarzyszy nam ten maly, puszysty ciekawski ptaszek. Jakos wogole sie nie boi, prawie z reki wyrywa okruszki chleba.

Obrazek

Gdy ide w las za drewnem - wpadam na stadko saren. Jest jedna malutka, ktorej rozjezdzaja sie na blocie nozki. Ucieka bardzo nieporadnie. Taki sarni kabaczek. W nocy, gdy wychodze do kibelka , na progu domku przemyka mi pod nogami jakies stworzonko. Jakas łasiczka? wyglada troche jak popielica ale 4 razy dluzsza. Ma tu chyba swoj staly domek, bo wprawnym ruchem łapek odsuwa ułamany kawalek deski i wpelza pod podloge. W drewnianych scianach naszego baraczku cos biega i chrobocze cala noc..

Rano obchodzimy sobie jeziorko dookola. Kiedys musial tu byc spory osrodek, jakies hale sportowe, jakies wiaty gdzie teraz powiewaja suszace sie przescieradla.

Obrazek

Obrazek

Jest tez "osada" kilku calkowicie opuszczonych budyneczkow z napisami "korpus". W srodku kaflowe piece, jakies meble i stos starych sflaczałych piłek..

Obrazek

Obrazek

W Mosciskach czynimy ostatnie zakupy, trzeba napchac skodusie kahorami :) Przybywaja dwie nowe butelki do kolekcji. Bo oprocz tego, ze lubimy spozywac te wina - to zbieramy butelki z tych wszystkich produktow cieklych o nazwie "kah(g)or". Ukrainskie, mołdawskie, inne. Uzbieralo sie juz przez laty okolo 65 sztuk o roznych etykietach i ksztaltach. Kahory charakteryzuja sie tym, ze jak na wina sa bardzo mocne, bardzo slodkie i zwykle czerwone. Pije sie je dobrze, ale w wiekszych ilosciach moze zemdlic i wywolac uczucie ciezkosci na zoladku. W swych poczatkach kahory byly winami cerkiewnymi, uzywanymi w czasie mszy do celow obrzedowych, stad czesto na etykiecie pojawia sie krzyz, Chrystus, ikony, kopuly cerkwi. Jak to ksieza wschodniego obrzadku mieli zawsze klawe zycie w porownaniu z naszymi- raz ze legalnie moga miec babe i dzieci - to jeszcze zawsze pod reka takie pyszne wino! :D

Kolekcja naszych kahorow do obejrzenia tutaj: https://goo.gl/photos/pCXmvbdxwa2RS9S88

Babka ze sklepu zartuje, ze w Mosciskach nawet remont ryneczku przeprowadzili aby utrzymac kolory narodowe. Cos w tym jest!

Obrazek

Wlazi tez w oczy pomnik. Chyba juz czwarty takowy na naszej trasie. Chyba tez nowiutki. Zwolennicy majdanow, obłędu natychmiastowej dekomunizacji i zmian "niepolitycznych" nazw miejscowosci pewnie sa zachwyceni, ze ten kolega coraz czesciej na cokolach zastepuje "złego Włodka"...

Obrazek

Tu tez po raz pierwszy zauwazam na urzedzie czerwono- czarna flage. Spotykalam je juz nie raz na Ukrainie- na przydroznych kopcach UPA, na roznych demonstracjach, w knajpach w stylu lwowskiej "Kryjiwki".. Zdaje sobie sprawe, ze i teraz i niegdys czesc ludzi sie z nia identyfikuje i wymachuje przy kazdej nadarzajacej sie okazji. Ale zeby wisiala oficjalnie na czynnym panstwowym budynku uzytecznosci publicznej- to widze po raz pierwszy...

Obrazek

Na granicy solidna kolejka- i tak samo jak rok temu, taka co wogole sie nie przesuwa. I to nie kwestia mrowek handlujacych wodka i papierosami. To nowa moda zarabiania a raczej oszczedzania. Od kiedy 3/4 zachodniej Ukrainy jezdzi nieprzerejestrowanymi polskimi samochodami i co kilka dni musi jechac do Polski sie odmeldowac, to w obie strony non stop tworza sie gigantyczne korki. Ale poki co nas to nie obchodzi. My jezdzimy bez kolejki. Omijamy dlugasny ogonek aut lewym pasem, sunac za jakims wypasnym merolem z naklejkami korpusu dyplomatycznego. Oczywiscie na ktoryms etapie straz nas zatrzymuje. Oni pokazuja jakies czerwone legitymacje a my kabaka. Kolejne ogonki aut juz trudniej ominac bo czesc pasow jest zatarasowana slupkami. Odciagam je zeby zrobic skodusi przejazd ale sa dosyc ciezkie. Morderczy wzrok ludzi z kolejki mowi wszystko. Oczywiscie trafiaja sie tez kapusie- jakis sepleniacy polski turysta biegnie do ukrainskich straznikow- "Prossse pana! bo ona jedzie besss kolejki, bo ona russa slupki, tak nie mozzze byc, zrobcie cos z tym bo ona....". Straznik, ktory chwile wczesniej łaskotał kabaka w stópki i chyba nie lubi donosicielstwa, obwieszcza tylko grobowym glosem "zaraz sprawdzimy panu samochod"...

Mocujac sie ze slupkami (bo rowniez grzecznie staram sie je odstawiac na miejsce) udaje sie podsluchac rozmowe z marszrutki. Kierowca: "To skandal, zeby takie małe dziecko wozic za granice i męczyc na upale". Jakas kobieta: "Ale to jest czlowiek. Gdzies sie musi nauczyc zycia" :D Temat zostaje podchwycony przez pozostalych pasazerow, ale do czego doszli to nie wiem- my juz jedziemy dalej...

Przejazd, pieczątki, słupki, zajmuja nam kolo godziny. Mialam sie zapytac pogranicznikow czy mielismy wbity ten nieszczesny tranzyt czy nie.. Ale ostatecznie zapomnialam... ;)

Ojczyzna wita nas natychmiastowym brakiem zapachow, dzikimi korkami w Przemyslu i promocja na hotdogi na orlenie ;)

Tu tez nie zawsze jest latwo.. ;)

Obrazek

Na polu namiotowym w Stasianym zamykamy pętelke rozpoczeta wlasnie tu wczesnym latem, 71 dni temu.. Za nami okolo 6 tys. kilometrow na liczniku (na promach sie nie krecil ;) ), 11 tys. zdjec, centymetr kurzu na skodusi, spalone sloncem trzy gęby, rozpadniete buty i kłebiacy sie w glowie kalejdoskop wspomnien..

Ide nad ten sam potoczek, dzis plytki i wyschly tak samo jak poprzednio. Wokol nie ma juz łanow firletek, za to pojawily sie nagle cale połacie zoltej nawłoci i wrotyczu. Przez chwile mam wrazenie, ze wroce pod wiate i siadziemy do biesiady z Grzesiem i Niemcami z kampera. A jutro wyruszymy w droge na poludnie.. Toperz ma chyba podobne przemyslenia bo pyta: "To co, jeszcze jedno kóleczko?" :)

KONIEC
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Kolekcja naszych kahorow do obejrzenia tutaj
A tę stronę znasz?
http://www.kagor.pl/index-1.html
A może to wasza strona, dla niepoznaki podpisana imionami a nie Buba i Toperz? :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:Kolekcja naszych kahorow do obejrzenia tutaj
A tę stronę znasz?
http://www.kagor.pl/index-1.html
A może to wasza strona, dla niepoznaki podpisana imionami a nie Buba i Toperz? :wink:
Nie to nie my ;)

Juz zacieralam łapki na ogladanie a tam tylko 18 sztuk :(
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104872
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:a tam tylko 18 sztuk :(
No wiesz, oni kupują wyłącznie w Polsce. I tak chwała importerom, że dostępne jest 18 rodzajów, skoro import tylko z Mołdawii, Ukrainy i Bułgarii się odbywa...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:No wiesz, oni kupują wyłącznie w Polsce. ..
Aaaaa, to faktycznie zmienia postac rzeczy! ja w Polsce widzialam chyba tylko dwa razy w sklepie
ODPOWIEDZ