Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Kolo miasteczka Primorsko jest polwysep, caly pociety platanina drog a mapa nie przewiduje tam zadnej nazwanej wsi. Jedziemy sobie wiec zobaczyc co tam jest. Sa jakies nieskonczone molochy,

Obrazek

Sa drogi i budki jakie bywaja przy dawnych bazach wojskowych. Co ciekawe z jednej strony ktos sobie zadal trudu zasypania drogi, ze chyba nawet terenowka tego nie sforsuje, a z drugiej strony mozna swobodnie podjechac w to miejsce.

Obrazek

Sa w rejonie tez skalki Beglik Tasz, ktore robia tu za wielka atrakcje turystyczna. Kazda ze skal ma swoje imie, ponoc byly obrabiane przez ludzi i pelnily niegdys jakies funkcje rytualne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozostala czesc polwyspu przypomina mi troche Beskid Niski- lagodne, porosle lasem wzgorza, plowe trawy łąk, wijace sie drogi prowadzace donikad lub do jakis zaroslych ruin niewiadomoczego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wybrzeze morza jest tu skaliste, zdominowane przez rybakow i pletwonurkow. Ponoc jest tu jakas bardzo ladna podwodna jaskinia.

Obrazek

Obrazek

Wzdluz morza ciagna sie ni to baraczki, ni to wiaty, ni to baza namiotowa, ni to lesny parking, ni to ogolnodostepne, ni to czyjes prywatne. Troche sprawiaja wrazenie opuszczonych ale popiol w ogniskach nieraz jest jeszcze cieply. Jedno jest pewne- oprocz zageszczenia turystow przy skalkach i dwoch pletwonurkow eksplorujacych jaskinie, na reszcie polwyspu nie spotykamy nikogo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Carewie dopada nas ulewa i ogladamy mokry komunistyczny pomnik. Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.

Obrazek

Obrazek

Kolo Warwary jest troche dzikich plaz i fajnych skalek, gdzie kormorany susza skrzydla i ciezko sie oprzec pokusie kapieli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W okolicy miejscowosci Delfin szukamy miejsca gdzie do morza wpada niewielka rzeczka. Tworzy sie tam kilka rozlewisk, o wodzie cieplej, plytkiej i zaglonionej. Wokol pusto a kawalek wybrzezem łazimy...

Obrazek

Obrazek

Mozna zanocowac w niedrogim hotelu z widokiem na morze

Obrazek

Niedaleko tez spotykamy parking łodkowy i brama z rybka

Obrazek

Obrazek


W Sylistarze jest jakies bezplatne pole namiotowe acz jest w nim cos “robaczywego”. Wiekszosc namiotow stoi w lesie bez poszycia, na czarnej jakby wypalonej ziemi ktora tu i owdzie tworzy roztrajdane bloto. Wszedzie dominuje dziwny zapach- ciezko powiedziec jaki- ni to naftaliny, ni to acetonu, jakis taki chemiczny i niekoniecznie przyjemny.

Miedzy Sylistarem a Rezowem droga sie zweza, ruch maleje. W lesie pojawia sie solidny zasiek z drutu kolczastego, droge przegradza szlaban, jest budka straznika i kreca sie wojskowi. Skodusie obchodza dookola przygladajac sie jej pilnie. Nikt nie wypowiada nawet slowa. W koncu ruchem reki wskazuja ze mamy jechac dalej. Miny maja takie ze nie mam odwagi zrobic zdjecia postu...

W Rezowie jest punkt widokowy na strone turecka gdzie powiewa flaga. Po bulgarskiej stronie stoi pomniczek- piramida, z napisem gloszacym ze oto znajdujemy sie w najbardziej wysunietym na poludnie punkcie UE tzn lądowym, bez uwzgledniania wysp.

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy sie na obrzezach Ahtopola, w miejscu gdzie zatrzymal sie czas....

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:chyba nawet terenowka tego nie sforsuje
"KoJot" mego synka spokojnie by sobie z tym poradził :)
buba pisze:Mam wrazenie ze w Bulgarii jest ich wiecej niz w innych “demoludach”.
Słuszne wrażenie. Bułgarzy nie wpadli w "postkomunistyczny amok" i pomników "minionej epoki" hurtowo nie rozbierali.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:czeburaszke znalam "z widzenia"!
W naszej wersji przetłumaczony jako "Kiwaczek" :)
Nawiasem mówiąc projektant postaci Morta z "Pingwinów z Madagaskaru" musiał się na niego zapatrzyć. :wink:
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:i jeszcze na harmoszce gra!!!
I o tym, że gra także śpiewa: :D
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek, przez ciebie ta piosenka ciagle za mna chodzi, przykleila sie na dobre! chodze i mrucze :lol:
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

Nie ty jedna uległaś tej piosence: "Песня крокодила Гены" :)

Nie pamiętam jak u ciebie z ichnimi "żuczkami"? Ale na wypadek gdyś znała oto oryginalny tekst do kompletu:

Песня крокодила Гены

Пусть бегут неуклюже
Пешеходы по лужам,
А вода по асфальту рекой.
И не ясно прохожим
В этот день непогожий,
Почему я весёлый такой.

Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.

Прилетит вдруг волшебник
В голубом вертолёте
И бесплатно покажет кино.
С днём рожденья поздравит
И, наверно, оставит
Мне в подарок пятьсот эскимо.

Я играю на гармошке
У прохожих на виду...
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
К сожаленью, день рожденья
Только раз в году.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

O dzieki wielkie! :mg: Przyda sie, bo tak ze sluchu to nieraz mi ciezko zrozumiec zwlaszcza piosenke


A wiesz co to jest эскимо? bo ja nie wiem, i w slowniku tez tego nie mam...
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Na obrzezach Ahtopola wpada nam w oko zgrupowanie domkow kempingowych “baza na artistite”.

Obrazek

Wynajecie domku na polskie pieniadze to okolo 8 zl za dobe. Mozna sie szarpnac :D Trafia sie nam domek do ktorego zagladaja galezie uginajace sie od malych jabluszek i mirabelek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W domku na scianie mamy jakies wyliczenie sprzed 8 lat. Jakies kilometry ktos liczyl? Toperz sugeruje wyliczenia z jakis gier hazardowych.

Obrazek

Kible i lazienki sa tu wspolne , umieszczone w blaszanych hangarach, gdzie miedzy sufitami a scianami jest przeswit i do kapiacych sie zagladaja pnacza i galezie drzew.

Obrazek

Umywalki to wielkie blaszane koryta do ktorych by prawie mozna wlezc w calosci. Czesc z nich przez lata nieco oklapła i jest podparta żerdziami i deskami coby zapewnic wieksza stabilnosc.

Obrazek

Kiedys ogladalam jakis taki film, traktujacy o zakladzie przemyslowym z lat 50 tych, kopalnia, huta, szwalnia, nie pamietam dokladnie… I tam mieli laznie robotnicze- i dokladnie tak one wygladaly! Gdy wchodze do lazienek to wlasnie ten film staje mi przed oczami! A ponoc podroze w czasie nie istnieja!

Obrazek

Obrazek

Na scianach z lekka zmatowiałe lustra,te same zapewne od dziesiecioleci. Kilka pan caly czas dba o czystosc obiektu biegajac z wiaderkami i gabkami acz np. pajeczyn nikt nie omiata, bo i po co.. pajaki zyja wiec w symbiozie z ludzmi.

Spotykam na kempingu babke. Jezdzi tu nieprzerwanie od 43 lat. Mowi ze kocha to miejsce bo tu wciaz czuje sie mloda. Najpierw przywozila tu dzieci, teraz spedza wakacje z gromadka wnuczat. Teren wokol wyglada tak samo, tu czas jakby przestal istniec i nie ma zadnego znaczenia. I nadal biega za nia gromada maluchow, wiec poki nie patrzy w lustro wciaz ma poczucie ze sa lata 70 te. Choc zmiany sa.. Kiedys byla na terenie knajpa i dansing. I mniej aut wszedzie parkowalo. I wiecej polskich turystow przewijalo sie przez Ahtopol.

Cala ta dzielnica Ahtopola wyglada jak na wpol opuszczony kurort czy uzdrowisko. Kreta droga z polamanego asflaltu wije sie pomiedzy zespolami kempingow w roznym stanie zagospodarowania. Sa czynne, sa opuszczone i takie na wpol zagospodarowane. Nasz kemping nalezy do tej trzeciej kategorii. Czesc domkow jest zadbana, z kluczem w drzwiach i mozna je wynajac. Innym wala sie dachy i rozbebeszone wnetrza walaja sie wokol.

Obrazek

Obrazek

Czesc domkow wygladaja na zasiedlone jakos bardziej dlugotrwale i ciagle przez tych samych ludzi, widac wiekszy zwiazek z domkami niz tylko wywieszone pranie,wisza anteny satelitarne, doniczki z kwiatkami, baniaki z bulgoczaca ciecza.

Obrazek

Obrazek

Na czesci domkow widnieja tabliczki czy napisy jakis roznych “teatrow dramatycznych” z Sofii, z Plowdiwu, nazwa ‘artist” widac nie jest przypadkowa, kemping musial kiedys nalezec do jakiegos teatru i tu wypoczywali jego pracownicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na scianach niektorych domkow widnieja malunki, chyba nie "firmowe" a sugerujace dzialnosc oddolną. Wskazujace rowniez ze nie tylko aktorska tworczosc kwitla tu wsrod wypoczywajacych

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miedzy domkami pojawiaja sie wiatki, altanki, czesto ciezko stwierdzic z jakich czasow pochodza. W domkach sa lodowki, firmy Saratow glownie, acz i Donbas sie zdarza.

Obrazek

Latarnia przy parkingu mnie urzekla.

Obrazek

Kilka zespolow kempingowych na wybrzezu jest calkowicie opuszczonych, pasa sie tam tylko konie i czasem nocuja zagubieni autostopowicze, co wynika z napisow nasciennych. Milo bylo przeczytac wpis “hajcarow” z Wronek! Mam nadzieje ze dotarli do Afryki tak jak planowali! :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Plątanina wyboistych drog prowadzi w strone morza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu ogrodzenie czynnego kempingu. Nie wiem co oznacza ostatni obrazek…

Obrazek

Fajny zderzak!

Obrazek

Spotykamy tam babke ktora 46 lat temu byla w Polsce, w Poznaniu. Wyjazd byl organizowany przez ich uczelniany komsomoł i celem bylo budowanie ogrodu zoologicznego, glownie wybiegow dla zwierzat. Babka wyglasza z zakamarkow pamieci rozne polskie frazy, co ciekawe w ¾ malo cenzuralne. Echh. musieli sie dobrze bawic studenty za dawnych lat uczac polskiego obcokrajowcow. ;) Babka byla tez w chatce Morganka w Karkonoszach. Jej wspomnienie zielonego bimbru o nieznanym pochodzeniu zajezdza mocno absyntem ;)

Na plaze nie schodzimy schodami a starami sie znalezc sciezke pod trojkolowca. Pakujemy sie w tak lepka gline ze kola przestaja sie krecic a podeszwy butow zwiekszaja swoja grubosc wielokrotnie.

Obrazek

Obrazek

Nie da sie tej mazi ani usunac patykiem ani wytrzec w trawe. Trwa sie urywa i przykleja do gliny. Pieknie. Probuje wozek wlozyc do morza celem odmoczenia tej paskudnej gliny jednak slabo mi idzie. Predzej obrasta wodorostem i okleja sie piaskiem. Wypoczywajacy ludzie nieco dziwnie patrza na to nietypowe zachowanie plazowe.

Obrazek

Wracamy juz grzecznie po schodach

Obrazek

Posrod kempingow o roznym stanie opuszczenia wystepuja tez knajpy o wygladzie stolowek robotniczych z czasow minionych i jedna z nich zamierzamy niejeden raz odwiedzic. Podaja tu rozne strawy obiadowe- my skupiamy sie na zupie miesnej, pysznej smazonej rybie i rakiji. Tak dobrej ryby nie jedlismy chyba nawet w ukrainskim Wiłkowie naddunajskim!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W centrum Ahtopola oprocz atrakcji typowo kurortowych mozna znalezc troche starych willowych domkow

Obrazek

Obrazek

i klimatyczne przystanie lodek

Obrazek

I na koniec jeszcze przeglad ahtopolskich makom. (slowo “makoma” jest sporej czesci ludzi nieznane. Jest to niezidentyfikowany owad, pajeczak, czasem i wąż. Ogolnie cos nieznanego co nie wiemy jakie ma zwyczaje, ale istnieje podejrzenie ze np. moze wlezc do buta i upalić. Owe makomy łączylo jedno- wszystkie byly ogromniaste.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwie rzeczy bardzo mi sie podobaja na bulgarskim wybrzezu. Raz to ogromna roznorodnosc miejsc noclegowych. Sa i wypasne hotele, i pensjonaty, i eurokempingi, zapewne kapiące od norm i standardow. Jest mozliwosc wynajecia pokojow w prywatnych domach na wsiach, ktore wygladaja jak wsie a nie osiedla willowe, gdzie przed domem mozna zobaczyc kure. Sa roznorakie kempingi o cenach i wygodach zroznicowanych , rowniez takie ktore niewiele sie zmienily przez ostatnie 50 lat. Sa opuszczone hotele z widokiem na morze ktorych nikt nie pilnuje. I jest szeroki wybor plaz na dzikie biwaki, zarowno dla zmotoryzowanych, jak i dla nie lubiacych ryku silnikow- w skalistych zatoczkach gdzie nawet quady nie wjada… Kazdy chyba znajdzie tu cos dla siebie. Druga fajną rzecza w Bulgarii jest zdrowe i normalne podejscie do tematu nagosci. Nawet na zwyklych plazach nieraz przewijaja sie golasy. U nas zaraz by byl dym i wzywanie policji. Tu mam wrazenie ze ludziom to nie przeszkadza. Ba! w zagubionych skalistych zatoczkach to tu chyba zwyczajowo nie wypada zakladac gaci ;)


cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:A wiesz co to jest эскимо? bo ja nie wiem, i w slowniku tez tego nie mam...
Lody "Eskimo". Skrótowo, w potocznej mowie po prostu "eskimo". Tak jak u nas na lody "Calypso" mówiliśmy (bo nie wiem czy nadal są i czy mówimy :wink: ) potocznie "kalipso": "Kup mi kalipso", "Zjadłbym kalipso." :)
buba pisze:“baza na artistite”
"Baza dla artystów" - znaczy się jakiś ichni Fundusz Wczasów Pracowniczych dla artystów :)
buba pisze:Nie wiem co oznacza ostatni obrazek…
Że nie wpuszczają jednouchych, jednookich brodaczy w turbanach? :lol:
buba pisze:U nas zaraz by byl dym i wzywanie policji.
Co ciekawe nie ma w naszym prawie (ani w kodeksie karnym ani wykroczeń) normy prawnej zakazującej publicznego pokazywania się nago. Nie, jesteś karana za dość szerokie pojęcie czyli "nieobyczajny wybryk". Bowiem art. 140 kodeksu wykroczeń mówi, że:
Art. 140. Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.
Przy czym wszystkie trzy przesłanki muszą być spełnione łącznie - czyn musi być popełniony publicznie, musi to być wybryk i musi być nieobyczajny. Wszystkie trzy pojęcia nie mają definicji w ustawie a jak należy je rozumieć wynika z orzeczeń Sądu Najwyższego. Jeśli cię to interesuje to tu masz szersze omówienie: http://www.rp.pl/Prawo-karne/307249791- ... ralne.html
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Dzis planujemy sie powloczyc po wybrzezu miedzy Ahtopolem a Sinemorcem. Na stepowych łąkach zaraz za Ahtopolem stoja chyba ruiny jakiejs bazy wojskowej.

Obrazek

Obrazek

Calosc jest dosc mocno zniszczona

Obrazek

Obrazek

Zachowalo sie troche betonowych hangarow, z ktorych czesc jest pusta a inne uzywane sa do magazynowania siana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jedno drzewo ciekawie wrosla tabliczka, ktorej juz nie potrafimy odcyfrowac.

Obrazek

Chodzac po calym terenie bazy mam ciagle wrazenie ze slysze melodyjki, jakby dzwiek telefonow, to tu to tam.. A nigdzie nie ma zywej duszy. Kilka razy ide za dzwiekiem , a on zanika i pojawia sie w innym miejscu, z jakby ciut innym brzmieniem.. Toperz sugeruje ze to moze jakis egzotyczny ptak?

Nabrzezem wija sie splątane gruntowe, piaszczyste lub trawiaste drogi. U nas napewno stalyby na nich zakazy wjazdu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem trafi sie na samotna kapliczke

Obrazek

Dalej w strone Sinemorca rozciaga sie skaliste nabrzeze ktore sobie ulubily kormorany i golasy. Dno morza jest tu kamieniste, dosc plytkie, potwornie sliskie i przejrzyste. Na skalach z rzadka (mimo weekendu) stoi jakis kamper lub wisza w lesie hamaki wokol ktorych rozciaga sie konopna won :) Plaze tworza najczesciej plaskie, wygrzane sloncem skaly

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Blizej Sinemorca trafiamy na wpolopuszczona osade. Sa cztery budynki, jakby kiedys byl tu jakis sklep. Czesc budynkow jest uzywana, sa zamkniete a w srodku skladuja jakies graty, chyba rybackiego przeznaczenia.

Obrazek

Obrazek

Sa zjazdy do morza dla lodek.

Obrazek

Plaza jest mocno obrosnieta wodorostem.

Obrazek

Zabudowania stoja jakby w jednej z zatoczek.

Obrazek

Obrazek

Forsujac skaly trafia sie na kolejne i kolejne zatoczki. Niektore skaly wrecz pionowo opadaja do morza, w innych miejscach sa miniplaze takie w sam raz zeby postawic namiot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Krokodyl?

Obrazek

Plaze tutaj sa glownie z “rakuszecznika” przemieszanego z drobnymi kamyczkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z niektorych skal tak jakby splywala lawa, jakby rzeka jakiegos bialego mineralu. Wszystko jest twarde, zastygniete, ale ma sie nieodparte wrazenie plyniecia

Obrazek

Obrazek

Wsrod skal znajduje muszelki, kraby, kamyki i kolorową plazową pilke. Lezy w zaglebieniu z jeziorkiem- musialo ją wyrzucic morze. Wokol totalnie nikogo. Robi mi sie zal samotnej pilki i ja przyholubiam. Tak jakby w skodusi bylo malo gratow ;) Teraz jeszcze ciagle bedzie na nas spadac pilka… Ale nie byle jaka- zdobyczna!

Obrazek

W plytka zatoczke, odgrodzona od morza wałem z plaskich skal, zawinela jakas łajba. Jeden z zalogi wyskakuje do morza a kumple rzucaja mu siatke (taka jakby na motyle). Gosc idzie po szyje w wodzie z ta siatka pod skaly i zapamietale probuje cos schwytac. Dwoch pozostalych w tym czasie wygrzewa sie na kamieniach i wcina kanapki. Ekipa macha nam wesolo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na brzegu natknelismy sie tez na dziwna konstrukcje- ni to radar, ni to wieza obserwacyjna...

Obrazek

Obrazek

W piatek dzwonimy do Draga, pytac co tam z naszym plywadlem. "Czekamy na prom z Noworosyjska. 3/4 pasazerow naszego promu dotrze dopiero nim. Aha! tamten prom jeszcze nie wyplynal. Czeka w porcie w Noworosyjsku na tiry. Zadzwonie do was w niedziele.." Hmmm.. znaczy nie tylko pociagi ale i promy bywaja "skomunikowane". Znaczy nie mozemy sie oddalac zbytnio od Burgas... A skoro jadac na poludnie juz nam sie Bulgaria skonczyla ;) to odkrecamy na polnoc!

cdn
Awatar użytkownika
Capricorn
Admin
Admin
Posty: 67110
Rejestracja: czwartek 14 lis 2013, 22:18

Post autor: Capricorn »

buba pisze:film, traktujacy o zakladzie przemyslowym z lat 50 tych
W latach osiemdziesiątych mieliśmy takie w internacie. Umywalki zresztą też :D
"Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła" - Mordimer Madderdin
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

Capricorn pisze:W latach osiemdziesiątych mieliśmy takie w internacie.
"Złote lata budownictwa socjalistycznego" (70') miały pewne cechy nieśmiertelności. Pomimo braku remontów trwały i trwały... :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
Capricorn pisze:W latach osiemdziesiątych mieliśmy takie w internacie.
"Złote lata budownictwa socjalistycznego" (70') miały pewne cechy nieśmiertelności. Pomimo braku remontów trwały i trwały... :)
I fajnie budowali i sprzet porzadny robili- lodowki, odkurzacze, auta z tamtych lat caly czas dzialaja i czesto sa niezniszczalne!
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Na naszej dalszej trasie odwiedzamy Nesebar. Duzo o tej miejscowosci slyszalam od rodzicow ktorzy tu byli 40 lat temu. W ich opowiesciach bylo tam duzo starych murow, zruinowanych sie cerkwi i drewnianych domkow w waskich uliczkach. Teraz niby to wszystko wciaz jest, ale w ciut innym stylu… Starowka miasteczka jest rzeczywiscie ladna ale potwornie zalana morzem komerchy i znudzonymi, rozgrymaszonymi turystami z calego swiata. Jest kilka kamiennych cerkiewek o ciekawej bryle i nietypowych zdobieniach scian.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa swiatynie w stanie trwalej ruiny.

Obrazek

Obrazek

Sa cerkwie ktore schowano do worka, nie wiem czy na czas remontu czy wogole zeby turysci nie ukradli.

Obrazek

Plątamy sie troche waskimi uliczkami, choc slowo “przeciskamy” byloby chyba bardziej na miejscu ze wzgledu na ilosc ludzi. Drewniane domki nadal sa, pelne balkonikow, pergoli winorosli i czerwonych dachow na ktorych wygrzewaja sie mewy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem udaje sie znalezc jakis zaulek gdzie jakims cudem udalo sie schowac troche normalnosci i zwyklego nadmorskiego zycia. Choc to glownie pojawia sie na obrazach sprzedawanych przez lokalnych artystow.

Obrazek

Niby te same uliczki ale jakby znikly z nich tlumy, knajpy i stosy chinskich pamiatek. No wlasnie pamiatki. Tego co szukam oczywiscie nie udaje mi sie znalezc. A wydawaloby sie ze nie mam wygorowanych wymagan. Chce koszulke, na ktorej bylyby napisy po bulgarsku. Moze pisac Neseber, moze byc Morze Czarne, moze byc oda do kraba ale w lokalnym jezyku i czcionce. Wlaze do setek sklepikow. Nie ma szans. Przewaza angielski- “with love from Bulgaria” i w ten desen. Trafiaja sie tez z rosyjskimi napisami, czesto nie majacymi nic wspolnego z regionem. Myslalam ze to Nesebar a nie Nowy Jork czy Moskwa. Czy dyktuje to rynek i rzeczywiscie wiekszosc turystow nie chce pamiatek z lokalnym napisem? Bo nie tylko tu spotkalam sie z tym problemem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjadamy ogromnego, pysznego i upiornie drogiego loda, a potem rapany i malze w knajpie

Obrazek

Obrazek

Zasłonka rybna ma chyba pobudzac apetyt :)

Obrazek

A nastepnie zapodajemy ewakuacje w jakies przyjemniejsze miejsce. Takowe znajdujemy troche na poludnie od miasta,taki na wpol opuszczony kemping “Ahelojska Bitka”. Kiedys byla tu chyba spora knajpa ktora obecnie juz nie dziala. Jest placyk z plyt i stoliki przy ktorych wciaz mozna jadać i pijać ale juz tylko wlasna strawe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozna tez za niewielka oplate postawic sobie namiot.

Obrazek

Wiekszosc terenu stanowia rozstawione stacjonarnie przyczepy kempingowe a przy nich ogromne namioty, miejsca do siedzenia zrobione z palet, rozwieszone plandeki. I to wszystko puste, zasypane igliwiem. Czy tu ludzie przyjezdzaja na weekendy? Czy na tydzien w roku? Nie udaje sie nam owej tajemnicy rozwiklac.

Obrazek

Przy plazy jest czynna knajpa, o ciekawej zbitce jezykowej na szyldzie.

Obrazek

Zjadamy tam rapany a kabaczę jest zafascynowane czerwonymi paznokciami kelnerki. Jak jeszcze nimi postukala w stol to radosc maksymalna i ciagle wybuchy entuzjastycznego kwiku.

Obrazek

Taka firane musze sobie sprawic do domu!

Obrazek

W jednym z osrodkow na wydmie sa domki ktore niezwykle przypadaja mi do gustu, o ksztalcie zupelnie nietypowym.

Obrazek

Obrazek

My tymczasem wypatrzylismy na plazy bunkier i do niego zmierzamy! Trojkolowiec troche sie zagrzebuje, przydalyby sie grubsze opony

Obrazek

Obrazek

Czasem trzeba przekraczac wplywajace do morza strumienie

Obrazek

Obrazek

Ślad….

Obrazek

I bunkier.. Jeden jedyny nad morzem tu taki spotkalismy

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaraz przy plazy jest tu jakies wyschniete sztuczne jezioro, jakby takie do pozyskiwania soli? Albo jakies rybki tu trzymali? Widac jakies zaryte poglebiarki, baraczki. Dno jest muliste i nie nadaje sie do chodzenia bo zasysa. No chyba ze sie jest ptakiem, one sobie daja rade.

Obrazek

Obrazek

Na koniec spaceru mijamy babke ktora chyba zazyla kapieli w jakims blocie. Albo ropie naftowej jak w kurortach Azerbejdzanu :) Ta pani nie ma na sobie pianki do nurkowania, ona ma zwykly , dwuczesciowy kostium kapielowy.

Obrazek


cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 105071
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:czesto sa niezniszczalne!
Z ostatniego "Saratowa" jakiego miałem, gdy przestał spełniać funkcje lodówki (po blisko 40 latach "służby"), zrobiłem kompresor do pompowania kół. :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Ktoregos dnia, a jest to chyba sroda, dzwoni Drago. “Jutro bedzie prom!”. Pytam o ktorej godzinie. “Oj tego nikt nie wie”. No pieknie, znow sie zaczyna! :) Na wszelki wypadek juz dzis jedziemy do Burgas kupic bilety. Bilet wyglada jak paragon i okazuje sie, ze zostalo na nim wydrukowane, ze na prom wchodzimy faktycznie w trojke- ale pieszo! Dobrze ze spojrzalam! Halo- a gdzie skodusia? Koles bez mgnienia oka dopisuje na owym paragonie dlugopisem, “auto skoda zielona+ nr rejestracyjny”. Niesmialo pytam czy nie mozna by tego jeszcze raz wydrukowac. “A po co? Jest napisane co trzeba”. No coz.. Takie maja zwyczaje to w porzadku. Mamy wiec wciaz nadzieje ze skodusia jedzie z nami do Gruzji.

Plan jest taki, zeby stawic sie jutro w Burgas kolo poludnia, wiec szukamy miejsca na nocleg gdzies blisko. Na poludnie od miasta, w rejonie wsi Atija jest dlugi kawal wybrzeza wykorzystywany pod dzikie biwakowiska. Z drogi szybkiego ruchu w rejonie jakis wojskowych zabudowan trzeba skrecic w wąski pas polamanego asfaltu, ktory potem caly czas biegnie rownolegle do glownej szosy. Jedziemy wiec sobie podskakujac co chwile na muldach a kilkanascie metrow od nas smigaja auta z predkoscia o 100km/h wiekszą. Tak blisko a tak daleko, dwie drogi dwa swiaty…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od tej naszej drogi co chwile odbijaja gruntowe wertepy albo wrecz blotniste koleiny w strone morza. Mijamy wiele ladnych miejsc ale w ¾ skodusia nie jest w stanie wjechac bez ryzyka zostania tam juz na zawsze. W koncu docieramy na plaze i rozkladamy sie kolo przyczepy z wielkim pomaranczowym namiotem z brezentu. Zamieszkuje ją Bulgar w srednim wieku. Połowe popoludnia czysci szmatka przyczepe, poprawia mocowania namiotu, wygladza muldy kolo stolika a wieczorem zapala lampe zewnatrzna, wsiada w samochod i odjezdza. Do rana nie wrocil. Dzis cala plaza az po horyzont byla tylko nasza.. Obserwujemy wyplywajace z portu statki. Jutro pewnie bedziemy z takowego patrzec na to nasze miejsce biwakowe. Zastanawiamy sie czy nasz prom bedzie taki jak te co widzimy, czy moze wiekszy/mniejszy/innoksztaltny?

Obrazek

Obrazek

Dzis wyjatkowo zerwal sie wiatr. Nadal jest upalnie, ale bardzo przyjemnie i swiezo. Jest to duza odmiana po dusznych, ciezkich upalach ktore towarzysza nam od trzech tygodni. Kombinujemy wiec jak przyszpilic namiot do piasku zeby nie odlecial. Jak zwykle w takich sytuacjach przychodza nam z pomoca wyrzucone przez kogos butelki plastikowe, ktore napelnione piaskiem beda robic za balast.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nad morzem mozna znalezc kawalki roznych muszli. Toperz znajduje cos takiego. Okazuje sie ze swietnie pasuje jako pierscionek. Nigdy nie lubilam tej odmiany bizuterii ale ten okaz jest zarąbisty! Przefajne znalezisko! Mialam obawy, ze szybko sie rozleci. Ale mimo codziennego noszenia, prania w nim, łamania gałezi i wykonywania innych prac- przetrwal i wrocil do Polski.

Obrazek

Obrazek

Wieczorem rozpalamy ognisko. Ostatnie bulgarskie ognisko tego roku. Mamy grzanki i gruszkowa rakije, ktora nie jest za szczegolna, ale innej nie mamy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Kolo 13 pojawiamy sie w porcie. Prom jest juz podstawiony i sobie stoi. Miedzy portowym szlabanem a włazem na poklad sa dwie budki gdzie trzeba isc pokazac paszporty. Jest tez graniczna kontrola celna, ale jako ze tu wszyscy przywykli raczej do tirow to skodusia budzi jedynie rozbawienie. Zagladaja tylko do bagaznika “zeby sprawdzic czy tam uchodzca nie siedzi”, choc oni chyba w ta strone nie podrozuja. Potem sie ładujemy na prom gdzie sie wjezdza po takich smiesznych rampach. Maja tu osobny poklad na tiry i na auta osobowe. Skodusia zostaje przypieta tasmami obok dwoch wypasnych terenowek, na bulgarskich i rosyjskich blachach oraz meroli bez rejestracji jadacych chyba na handel.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Caly prom ma 8 pieter i jest bardzo elegancki - wyglada raczej jak wypasny hotel, mało przypomina waląca rybą i wodorostem krype z moich marzen. Gdzie “smierdzacy rybą koc, fale bijace o poklad i bosmana zdarty glos”? ;) Ale coz zrobic, tylko takie tu plywaja i nie ma na co narzekac. Grunt ze prom jest. I zeby jeszcze chcial poplynac.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bilety mozna kupic rowniez na promie u kapitana. Nasz bilet oczywiscie tez jest wazny. Wogole jakos tak wszystko jest tu na luzie, bez pospiechu i napinki. Wszystko sie da, wszystko jest dobrze, wszystko mozna dogadac. Kapitan nam nawet pozwala w czasie rejsu chodzic pod poklad do skodusi, mimo ze oficjalnie jest to zabronione na wszystkich promach.

Nasz pokoj sklada sie z dwoch par lozek pietrowych i korytarzyka gdzie nawet udaje sie wepchnac kabacze lozeczko. Jest tez kibel na stanie, ale z racji na owo lozeczko bardzo ciezko do niego wejsc bo pozostaje 20 cm szpara na wslizgniecie sie i trzeba mocno wciagac brzuch. W pokoju jest tez glosnik przez ktory kapitan oglasza rozne madrosci. Glosnik trochu charczy wiec nie zawsze wszystko rozumiemy, choc kapitan stara sie mowic bardzo wyraznie.

Obrazek

Obrazek

Jest stolowka gdzie 3 razy dziennie wydawane sa posilki. Jest bar gdzie mozna kupic piwo i wino. Piwo mozna kupic tez z automatu na zetony. Zetony pozyskujemy u kapitana za cene rownowarta 4 zl. Jeden zeton, jedno piwo. Na kolacje dostajemy pyszna smazona rybe albo kilka mięs do wyboru, zupe, surowki, kieliszek czerwonego wina i batonik. Obiady wygladaja podobnie jak kolacje tylko bez wina. Karmia ogolnie bardzo dobrze.

Obrazek

Mozna wyjsc na poklad, ktorego dwa pietra sa udostepnione do spacerowania i siedzenia. Sa trzy ławki i chyba dwa krzesla wiec kto pierwszy ten lepszy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektorzy twierdza ze wyjezdzajac z dzieckiem trzeba zabierac ze soba tonę zabawek. Tymczasem najlepsze zabawki zawsze sa wsrod nas :)

Obrazek

Z pokladu mozna sobie obserwowac miasto. Odlegle blokowiska zamykajace horyzont i atrakcje portowe ktore zwykle sa niedostepne do zwiedzania. Z bliska zatem gapimy sie na zurawie, na zaladunek kontenerow na inne statki, na wielkie rury ktore przysypuja jakis wegiel czy zwir, na nieznane maszyny, na uwijajacych sie marynarzy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Prom caly czas stoi na silniku a rura wydechowa wychodzi na poklad, wiec zapach jest fajny, takiego nie calkiem spalonego oleju. Zupelnie jak na łodzi Wiktora z ktorym kiedys plywalismy po delcie Dunaju, tylko tak 10 razy bardziej intensywny aromat!

Poki co na promie jest dosc malo ludzi. Ucinam sobie pogawedke z jednym z kierowcow, miejscowy, Bulgar, gdzies z polnocy. Mowi ze na jego nos to nie wyplyniemy szybko, on szacuje tak 2 w nocy. Skad takie domysly? Gosc nie wie, twierdzi ze czuje w kosciach. Szlag wie czemu, moze wtedy morze jest przychylniejsze? To samo pytanie zadaje kapitanowi, ktory z radosnym usmiechem rozklada rece- “Tego nie wie nikt”.

Po kolacji zagaduje nas trzech Azerow- Rasim, Kamran i Ajaz.

Obrazek

Zaczepiaja oczywiscie kabaka, dajac jej batonik. Gdy mowie ze trudna sprawa bo tam sa dopiero dwa zęby, to twierdza ze najwyzej zje mamusia, a jak nie lubie slodyczy to moze choc siadziemy z nimi do stolu i napijemy sie wina (nie jest brane wogole pod uwage ze ktos moze nie lubiec wina ;) ) Wino jest azerskie i calkiem dobre mimo ze biale. Pytaja gdzie jedziemy, wiec mowimy ze Gruzja (o Armenii nie wspominamy bo i po co). Kierowcy z uznaniem cmokaja: “tak Gruzja to piekny kraj, ale czemu nie Azerbejdzan?”. Tlumacze ze wiza, ze drogo, ze zalatwianie. To rozumieja choc oferuja sie nas przemycic ciezarowka bez wizy, jeden nawet chce pokazac zaraz wnetrze kontenera ze bedzie nam tam wygodnie. Zachwalaja kapiele w ropie naftowej, ze Baku jest piekniejsze od Paryza a Kazbek i Elbrus moga sie schowac przy tym ich Bazardziuziu, mimo ze jest nizsze. I ze kazdy nas tam ugosci szaszlykiem, wodki poleje, w domu przenocuje, ze lubia imprezowac na przyrodzie,a zwlaszcza przy zrodelkach, ze pija za duchy przodkow i zapewne tak wspanialego miejsca jeszcze nigdy w zyciu nie spotkalismy. Hmmm.. zaraz staje mi przed oczami inny kaukaski kraj idealnie pasujacy do opisu, ale o nim nasi znajomi ani slowem nie wspominaja.. Wiec i ja milcze.. ;) Dostajemy od nowych znajomych tez kostke twardego, strasznie slonego sera, ponoc ich miejscowy przysmak pod wino, piwo i wodke a na sucho spozywac nie wypada (bo duchy przodkow sie obraza i moze wystapic rozstroj zoladka).

Obrazek

Chlopaki jezdza ciezarowkami na dalekie trasy bo takie sa najlepiej platne. W Polsce tez byli, wymieniaja miasta przez ktore jechali. Teraz jada z Rosji do Azerbejdzanu. Ciesza sie tym promem. Zamiast krecic kolkiem to maja trzy dni (tak sie im jeszcze wydaje) gapienia sie w morze, picia wina i zarcia pod nos. Wczasy! Tak… Tirowcy bez wzgledu na nacje sa zgodni- uwielbiaja promy! Plynie tez Józef, Łotysz o polskim pochodzeniu. Podobnie jak Azerowie mial normalnie przekraczac granice rosyjsko-gruzinska kolo Kazbegi i dalej podążac droga wojenna. Ale zeszlo osuwisko, 800 metrow drogi szlag trafil, sa ponoc tez jakies ofiary w ludziach. Po rosyjskiej stronie tez sa jakies utrudnienia, Terek wezbral i drogi pozrywal. Pojechali wiec do Noworosyjska, stamtad do Bulgarii promem i teraz z Bulgarii do Gruzji. Troche brzmi to bez sensu, ale bezposrednich promow z Rosji do Gruzji nie ma.

Podchodzi tez Gruzin i pokazuje na telefonie zdjecie swojej coreczki. Jak klon kabaka, tylko wloski ciemniejsze. Naprawde gdyby bylo w czapeczce istnialaby duza szansa podmienienia! Inni tez zagaduja i wymieniaja imiona swojego licznego potomstwa i wnukow. Najwieksza czeredke ma jeden Gruzin- 9 sztuk. Zwykle 3-4. Wiekszosc powtarza nam: “nie przejmujcie sie, nastepny napewno bedzie chlopiec”, “ja tez mam najstarsza coreczke, juz odchodzilem od zmyslow a tu prosze, potem trzy chlopy jak deby”.

Na pokladzie spotykamy Paszę, Ormianina. Mieszka ponoc w bloku z widokiem na Ararat. Cieszy sie jak dziecko gdy wymieniamy miejsca z jego kraju gdzie bylismy. Najbardziej jest rozradowany gdy wymieniamy Karmraszen- malutka wioske w ktorej urodzila sie jego mama! Przestrzega nas ze jedno przejscie graniczne Gruzja/Armenia jest zamkniete ze wzgledu na remont, to kolo Alaverdi. Trzeba wiec jechac na Ahalkalaki i Giumri. Pyta tez potem o czym rozmawiamy z Azerami. Gdy mu mowie ze o goscinnosci kaukaskich narodow, ktore lubia imprezy, wodke i szaszlyki to ma glupia mine…

Obrazek

Poznajemy tez rodzinke z Norylska- Katja, Dawid i ich 4 letni synek Ławrentin. Teraz jada do babci do Gruzji, a wogole duzo podrozuja po egzotycznych krajach. Jak syn mial 5 miesiecy to byli na Kubie. Rok pozniej w Afryce. Wogole kazdego roku prawie jezdza do Afryki. W opowiesciach zaprzeczaja mojej wizji Norylska tzn zgadza sie ze jest to przemyslowe miasto i na polnocy, ale ponoc wcale nie ma tam duzo ruin, wszystkie zaklady przemyslowe i kopalnie swietnie dzialaja, ludzie stamtad nie uciekaja i wcale nie jest zimno bo klimat jest suchy. Przy -20 mozna chodzic bez czapki, a gdy w swoim klasycznym stroju zimowym pojechali do Gruzji to cholernie zmarzli przy -5. Wedlug calej rodzinki Norylsk to wogole “perla polnocy”. Ogladalam kilka filmikow o Norylsku i obraz tam prezentowany dotyczyl jakiegos krancowo innego miasta. A moze sa dwa Norylski? Katja pokazuje nam tez na tablecie zdjecia swojego synka gdy byl w wieku kabaka a potem ujecia z roznych podrozy. Opowiada tez o promie ktorym plyneli pol roku temu z Jordanii do Egiptu. Mial plynac 6 godzin a wyszlo 12. Na pokladzie byl tlum, na lawkach brakowalo miejsc, ludzie siedzieli na swoich bagazach i na podlodze. Wszedzie lazilo jakies robactwo, ktore wpelzalo do plecakow. Nie dawali nic do jedzenia i picia. Byly ciagle kolejki do kibla ktory stanowila wielka dziura prowadzaca az do morza. Katja ponoc obiecala sobie ze juz nigdy nie poplynie promem, ale Dawid ją namowil, ze tu bedzie inaczej.

Obrazek

Co chwile slychac dziwne zgrzyty i metaliczne dzwieki spod pokladu, pewnie kolejne ladunki trafiaja w przepasciste czeluscie plywajacego wiezowca.

Z innym tirowcem, Stiopą, nawiazuje sie rozmowa o ładunkach. Owoce? Osuwiska? On nic nie wie. On jest z Ukrainy i wozi rury. I ponoc prom jest planowo, bo zawsze plywa w czwartki. Przynajmniej kumpel mu tak powiedzial. Czemu z Ukrainy jedzie przez Bulgarie? Ponoc szef firmy przewozowej z Kijowa powiedzial ze tak bedzie bezpieczniej, bo w Rosji moga teraz zle reagowac na ukrainskie blachy, a wogole pętac sie z bardzo drogim towarem (rurami????) kolo Odessy tez nie jest za dobrym pomyslem bo ta Odessa zawsze byla niepewna a teraz tez cos tam sie kłębi. “Wiec co? pojechalem przez Bulgarie. I co? Dostalem dwoch Ruskich do pokoju!”. Wiec Stiopa mi sie chwali jak to dzielnie walczyl na Majdanie, skoro kumplom z kajuty nijak nie moze…

Ogolnie zycie na promie bardzo mi sie podoba. Jest tylko jeden problem- godziny mijaja a za oknami wciaz Burgas…

Budzimy sie w piekny sloneczny poranek. A co za oknami? Burgas oczywiscie! :) Prom stoi gdzie stal i chyba mu tu dobrze. W kolejce po sniadanie tocza sie rozne rozmowy a glowna z nich to kiedy odplyniemy. Szacunki sa rozne i glownie na rozne godziny dnia dzisiejszego. Ktos tam wspomina jakis prom z polnocnych rzek, gdzie czekali tydzien i wrocili skad przyjechali bo prom sie skutecznie zepsul. Popularne sa tez tematy dotyczace burz, wichur, sztormow, wiec co gdzie zalalo, urwalo, zassalo, zasypalo, powywracalo. Niektorzy tez rozwazaja gdzie lepiej trzymac pieniadze za towar- czy przy sobie czy w ukryte w aucie. Zdania sa podzielone. Dzis jest juz zdecydowanie wiecej pasazerow wiec chyba szansa na odplyniecie rosnie. Tiry sa juz upakowane jak ryby w puszce, nie tylko pod pokladem ale i na wierzchu.

Obrazek

Okolo 10 wszyscy wybiegaja na poklad- jedziemy! Fajnie widac portowe urzadzenia, inne statki, falochrony, kormorany, mewy skrzecza.

Obrazek

Obrazek

Jakas łódz plynie rownolegle do nas, chyba nas eskortuja i prowadza we wlasciwa strone. Cos tam pokrzykuja do zalogi.

Obrazek

Jakis czas plyniemy wzdluz wybrzeza. Smiesznie tak obserwowac miejsca gdzie bylismy, zatoczki naszych biwakow. Tu “krokodylowe” plaze kolo Djune, tu dobrze znane opuszczone hotele..

Obrazek

Tu cos dziwnego lezy w morzu- zatopiony statek czy jakies kontenery?

Obrazek

Jakas wypasna willa a w tle radary?

Obrazek

Mijamy tez jakies ciekawe wyspy o ktorych istnieniu nie mialam pojecia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem lądy coraz bardziej błękitnieją, krajobraz sie ujednolica i pozostaje obserwowanie tylko meduz i innych pasazerow.

Obrazek

Przewazaja kierowcy w srednim wieku, o ciemnej karnacji i wygladzie faceta a nie wydepilowanego gogusia o miekkich rączkach niemowlecia. Jedzie tez kilkoro turystow, dwie rodziny z kilkuletnimi dziecmi, kilka dosyc spasionych i krzykliwych ormianskich dziewczat oraz jeden turysta plecakowy z ktorym nikomu nie udaje sie nazwiazac kontaktu- chlopak wyraznie trzyma sie na uboczu i wiekszosc czasu spedza w swoim pokoju- nawet na posilki rzadko przychodzi. Niemowle jest jedno wiec bardzo sciaga wzrok i usmiechy pasazerow. Non stop ktos skrobie za uszkiem, ciagnie za nozke, lub przynosi podarki- to ciasteczka, to jogurciki.. Malenstwo nie pozostaje dluzne i wdzieczy sie do wszystkich niemilosiernie, gugajac, mrugajac oczkami i robiac slodkie minki. Jak jej to zostanie to za 15 lat bedzie wesolo... ;) Strasznie zaluje ze nie mam aparatu, albo lepiej ukrytej kamery ktora moglaby zarejestrowac miny tirowcow jakie robia do kabaka. Jakie wyłupiaste oczy, jakie kląskania jak zaba, chowanie geby w dloniach i wyskakiwanie bokiem, skakanie jak malpy, popiskiwanie cienkim glosem. I to wszystko aby zdobyc usmiech niemowlęcia. Na szczescie kabaczek staje na wysokosci zadania i nie skąpi usmiechu dla nikogo :) Acz na rece do obcych sie troche boi. Jedną Katje wyroznia i u niej na kolanach czy rekach siedzi bardzo ochoczo.

Obrazek

Obrazek

O czym jeszcze gadaja tirowcy? Ze tachograf trzeba ustawic w pozycji “prom”. Jeden ustawil inaczej i teraz sie martwi ze beda klopoty. Zmienic juz nie moze bo ciezarowki sa tak upakowane ze nawet jakby kapitan pozwolil to isc tam byloby niewykonalne.

Rytm dnia wyznaczaja posilki 8-12-18, wedrowki po piwo do baru lub automatu i czasem skaczace delfiny. Jest tego calkiem duzo, jednak swoje akrobacje zapodaja z zaskoczenia, wiec zrobienie ladnego zdjecia jest praktycznie niemozliwe.

Obrazek

Obrazek

Kilku kierowcow rozgrywa na pokladzie mecz pilki noznej. Jestem pelna podziwu, ze mimo dosc ostrej gry pilka nie ląduje w wodzie. Dzieci jezdza po pokladzie na hulajnogach.

Obrazek

Spora czesc czasu tirowcy spedzaja na sali telewizyjnej. Jest kilka programow ktore najstarszy przerzuca pilotem. Migaja seriale brazylijskie, reklamy i jakies wiadomosci. Dochodza do kanalu gdzie leci jakis film o flocie czarnomorskiej. Marynarze dzielnie rozwiazuja jakis problem z woda wdzierajaca sie do kotlowni. Pomruk zadowolenia wypelnia sale. Tym razem ten program zostaje na ekranie.

Pasazerowie maja tez cwiczenia z “bezpieczenstwa” tzn. wszyscy ubieraja kamizelki, gwizdza w zawieszone na nich gwizdki i zawziecie sie fotografuja w tych niecodziennych strojach. Wszyscy sie swietnie bawia. Zaloga oprocz kamizelek ubiera tez kaski. Niemowlak nie dostaje kamizelki.

Obrazek

Tu my z Azerami.

Obrazek

W kolejce do posilkow zauwazamy, ze czasem ludzie nie stoja normalnie jeden za drugim tylko tworza sie wieksze przerwy. Zastanawiamy sie czy to przypadek czy to ma jakis glebszy sens. W czasie obiadu sprawa sie wyjasnia. Jak zwykle puszczaja mnie przodem, zebym nie musiala stac (tak jest tu w zwyczaju wzgledem kobiet). Najpierw przepuszczaja mnie znajomi Azerowie a potem jest wlasnie ta duza przerwa. Azerowie komentuja: “te Zydy pewnie jej nie przepuszcza..”. Dalej stoi dwoch chlopakow z wytatuowanymi na rekach krzyzami. Dokladnie takimi jak opowiadal Aszot , ze maja jego synowie, zeby ich w Rosji nie bili.. Coby na pierwszy rzut oka bylo widac ze mimo ciemnych kaukaskich gęb nie sa Czeczenami. Chlopaki oczywiscie mnie przepuszczaja dalej. Dystansu do Azerow jednak nie zmniejszaja ponizej 3 metrow. Jeden sie odwraca tylko i imituje spluwanie na podloge. Azerowie udaja ze nie widza. Chwile pozniej nabieraja zarcie z tej samej michy i siadaja ostentacyjnie w dwoch skrajnych kątach sali. Poki co nigdy wczesniej nie widzialam Ormian i Azerow razem, na malej powierzchni. Nic dziwnego ze nie wolno im rozgrywac ze soba meczy w pilke nozna na eliminacjach do mistrzostw swiata itp. Ciekawe tez czy kapitan bierze to pod uwage w lokowaniu pasazerow po pokojach…

Zaczynaja nas dochodzic wiesci z Turcji- ze cos znow wybuchlo, ze byl jakis przewrot, ze Erdogana chcieli obalic, ze nie wiadomo kto tam w tej chwili rzadzi, ze granice sa zamkniete, ze lotniska sa zamkniete. Z tej racji nawet nasz prom zmienia trase i plynie tak aby nie wjezdzac na wody terytorialne Turcji. Zwykle ponoc promy trzymaja sie wybrzezy- nasz wali przez srodek morza. Kapitan obwieszcza nam to przez glosniczki. Ale po co wogole? Czy to ma jakies znaczenie jak plyniemy? Tirowcy zaraz wyprowadzaja nas z bledu- jak nie trzymamy sie lądow to nie bedzie zasiegu na komorki! Wieczorem Azerowie okupuja barowy telewizor, kreca pokretlami, biegaja z jakimis kablami. Staraja sie za wszelka cene zlapac tureckie stacje. Pojawia sie na chwile jakis koles w turbanie na tle tureckiej flagi, ale to mgnienie, zaraz ekran zasypuje snieg. Kamran kreci cos tam z tylu pudła i turbaniec wraca na ekran, ale tylko na chwile, potem zastepuja go jakies sceny biegajacych ludzi, ni to zamieszki, ni to jakis pochod. Nasi Azerowie bardzo emocjonuja sie sytuacja w Turcji. Turkow nazywaja bracmi, ale Erdogana szczerze nienawidza. To zly prezydent, trzeba go zmienic- mowia. Sekunduja wojskowym od przewrotu. Telewizor mija grupka przechodzacych Ormian. Patrza na turecki kanał rzucajac w przestrzen: “dziki kraj” i z niesmakiem odwracaja glowy...

Czyli na dzien dzisiejszy nie da sie dojechac do Gruzji inaczej niz promem? Droga przez Kaukaz zamknieta- osuwiska, droga przez Turcje zamknieta- przewrot, droga przez Abchazje zamknieta trwale- nielegalne wtargniecie na teren Gruzji. Lądem mozna tylko przez Rosje i Azerbejdzan? Sie porobilo...

Na stolowce wisi regulamin. Jak zwykle regulaminow nie lubie to ten jest krotki i sensowny. Nie wolno palic w kajutach, mozna palic w barze i na pokladzie. Ludzie do tego sa w stanie sie stosowac. Tu nie wolno, tu wolno. A nie jak np. w polskich pociagach- nigdzie nie wolno. To wiadomo ze przepis jest martwy, ludzie sie nie beda stosowac i wynik jest taki ze nie mozna sie dostac do kibla. Na promie zabronione jest tez pijanstwo. Nie picie alkoholu ale upijanie sie i rozrabianie. Ktos robi bydlo- informacja do firmy i klopoty. Chlopaki wiec codziennie robia flaszke czy buklak wina, normalnie, w barze, przy stole, a nie jak dzieci na koloniach z butelki w skarpecie pod lozkiem. I jakos krzykow, bijatyk czy zwlok lezacych w korytarzach nie ma. Jest jeszcze jeden punkt ktory budzi czasem spore kontrowersje. Czas na promie jest godzine do tylu w stosunku do czasu moskiewskiego. Dwoch chlopakow bardzo sie burzy na to stwierdzenie- przeciez prom plynie z Bulgarii do Gruzji- co do tego maja Ruscy? Czego sie tu tez wpierdzielaja? Ktos z boku pyta- “a wiecie jaki jest czas moskiewski”? “No oczywiscie, godzine sie rozni od naszego” , “No wlasnie. Wy wiecie. I inni tez wiedza. I o to chodzi”.

Kiedy doplyniemy? Tego nie wie nikt. Sa rozne spekulacje, domysly i rozwazania. A poza tym- czy to istotne? Karmią? Karmią. Jest cieplo, jest gdzie spac, na łeb sie nie leje. Jest alkohol. Mozna siedziec, lezec, pic, opalac sie na pokladzie, ogladac telewizje, grac z kumplami w karty, szachy, nardy. Tam gdzie doplyniemy znow otoczy nas pospiech, znow wiekszosc ludzi bedzie starac sie wycisnac dzien jak cytryne, zdążac, zaliczac, doganiac. Tu czas plynie inaczej. Krajobraz pozornie sie nie zmienia, a gapiac sie w dal czesto wpada sie w rodzaj letargu. Do Batumi jeszcze dzien lub trzy. Silnik buczy rownomienie. Przejazd takim promem przydalby sie wielu ludziom, ktorzy nie potrafia sie zatrzymac, ktorzy nawet na sekunde nie umieja zwolnic. I od urodzenia do smierci, gonią sie, zaliczają. Czy to szkola, czy praca, czy urlop- wiecej, dalej, szybciej, wyzej, czesciej. Do Batumi jeszcze kilka dni…

Obrazek

Prom plynie wolniej niz na poczatku. Widac to nawet golym okiem, patrzac na wode i falki. Cos ponoc nie tak jest z silnikiem. Dziala poki co, ale nie pełną parą.. W automacie skonczylo sie piwo... Morze przez wiekszosc trasy jest spokojne, acz kazdego dnia troche inne. Rozni sie kolorem, struktura falek. Czasem jest przezroczyste, a czasem jakies takie mleczno mętne, jakby podswietlone od srodka. Horyzont czasem jest widoczny a czasem wielka połać wody zlewa sie z niebem w jedno. Chmury zbierajace sie na widnokregu tworza rozne dziwne odbicia w wodzie przypominajace pląsające pasy, od ktorych sie troche kręci w glowie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Woda niesamowicie sie nieraz skrzy w sloncu

Obrazek

Zachod slonca tez codziennie jest ciut inny, od pomaranczu i czerwieni az we fiolet, z chmurkami lub bez, ze sloncem zwyklym , kulistym albo przypominajacym wrecz atomowego grzyba.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoregos poranka, a chyba bylo to dnia czwartego, okazuje sie ze stoimy. Albo doplynelismy albo silnik sie totalnie zrąbał… Wylazimy na poklad. Wszedzie wokol morze.. Czyli jednak silnik… Po chwili udaje sie wypatrzec na horyzoncie jakis ląd, ktory podejrzewamy o bycie Gruzją. Z mgly wylaniaja sie dziwnoksztaltne budynki na tle ogromnych gor. Tak daleko ze ledwo widoczne.

Obrazek

Obrazek

To samo miasto na zoomie ponad 50

Obrazek

Obrazek

Zaloga mowi ze czekamy. Plotki krążą rozne- od takich ze czekamy na redzie na wejscie do portu, do takich ze to rzeczywiscie silnik i czekamy na holownik ;) Kapitan mowi ze nie wiadomo kiedy bedziemy w Batumi bo nie mozemy nawiazac kontaktu z portem. Od rana nie odpowiadaja a nie mozna tak ot podplynac bez zaproszenia. Pytam ze moze by mozna wyslac kajakiem posła aby nas zameldowal. Kapitan sie smieje ze nie jestem pierwsza osoba ktora to zaproponowala, byli juz nawet ochotnicy. W barze skonczylo sie wino. Posilki nadal sa wydawane, mimo ze juz wczoraj przekroczylismy planowany (standardowy) czas przejazdu. Wieczorem poruszenie na pokladzie! Pojawila sie wibracja w podlodze. Załączyli silniki- plyniemy! Tylko czemu nie w strone Batumi? Co my do Turcji plyniemy? Prom obraca sie wokol wlasnej osi. Silniki gasna. Ile mozna plynac... ;)

Prom ostatecznie doplywa do portu w srodku nocy. Bez problemu udaje sie przekonac kapitana zebysmy mogli do rana zostac w kajucie- bo co my zrobimy w nocy w Batumi z wrzeszczacym niewyspanym kabakiem? Nie spie jednak dobrze. Cala noc mi sie sni, ze sie budze i widze za oknem pelne morze. Albo ze zaczely wjezdzac nowe tiry, zablokowaly skodusie i wracamy do Burgas. Co chwile budze sie z sercem w gardle i rzucam sie do okna. Widzac portowe latarnie udaje sie uspokoic, polozyc i zasnac ale nie na dlugo. Sny wracaja…

Na odprawie paszportowej przed nami stoi w kolejce Rosjanka z corka. “Dokąd? Po co? Ile wam to zajmie? Torbe otworzyc! Co to jest? Wyjąć!” - strazniczka rzuca z oczu blyskawice. Juz sie troche obawiamy przeszukiwania calej skodusi i problemow- w koncu jest wypakowana po dach kabaczym żarciem, wyglada jakbysmy wiezli to na handel. Do nas jednak strazniczka zmienia sie w krancowo inna osobe. Usmiech od ucha do ucha: “Welcome to Georgia”!

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Batumi nas wita pochmurnym niebem i potworną duchotą. Nie pada, nie ma mgly a w powietrzu wisza ogromne ilosci wody. Jest jak w jakiejs szklarni, palmiarni albo egzotarium. Tak sobie wyobrazalam malaryczne puszcze rownikowe. Nie ma najmniejszego przewiewu, powietrze stoi, nie przepraszam- obkleja nas ze wszystkich stron jakas ciepla wilgotna mazią. Nie wiem czy to kwestia pory dnia (8 rano czasu lokalnego) czy pory roku (srodek lipca) ale nie ma tlumow, miasto nie robi dzis wrazenia wielkiego kurortu. Pierwsze wrazenie z Batumi jest dosyc sympatyczne. Zatrzymujemy sie na przepakowanie na jakims dzikim biwakowisku polozonym praktycznie w centrum miasta. Plaza jest stad rzut beretem. Wokol stoja hotele i jakies nowoczesne wieze ktore nie wiem co w srodku mieszcza. Tu jest jakas mala enklawa dzikosci- stoja namioty ozdobione palmowymi liscmi, wisza hamaki, kreci sie mlodziez z bębnami. Atmosfera przypomina klimaty woodstockowe.

Obrazek

Obrazek

Zaraz obok jest wypasny bulwar nadmorski z czerwonymi lsniacymi chodnikami, sciezkami rowerowymi itp Deptakiem czasem przemknie jakis turysta z walizka na kolkach, jakis podrostek na rowerze albo babcia obwieszona rogalikami na sprzedaz. Ale ogolnie jest dosc pusto.

Obrazek

Obrazek

Plaza jest kamienisto- blotnista. Nie wiem czy jest po jakis solidnych deszczach ale wszystko jest takie jakies gliniaste, jakby z mokrego popiolu ktory jak sie na nim siądzie to zaraz oblepia stopy i kuper. Morze jest przyjemnie cieple. Wchodze troche powyzej kolan i zaraz wpadam w jame gdzie zakrywa mnie prawie z glowa. Ogolna atmosfera jakos nie sprzyja dlugiemu plazowaniu. Chyba sie rozpuscilismy na cudnych, klimatycznych i dzikich plazach Bulgarii, gdzie albo piaseczek, albo wygrzana skala i slonce dzien w dzien.

Obrazek

Wbijamy kawalek w miasto. Trafiamy na dzielnice wąskich uliczek, pietrowych kamienic, uroczych podworek i malenkich knajpek. Zadziwia tu ogromna ilosc zakwefionych kobiet, jakbysmy sie nagle znalezli w jakims Iranie albo innym islamskim kraju. Jakos poczatkowo bardzo nas to szokuje- trzeci raz jestesmy w Gruzji i wczesniej nie bylo takich cudow. Ale pierwszy raz jestesmy w Adżarii i powoli to do nas dociera, ze to w koncu autonomiczna republika, jak Abchazja czy Osetia, tylko ta jedna nie postanowila sie odłaczyc. Wiec nic dziwnego ze jest tu troche inaczej.

Obrazek

Obrazek

Wyjezdzajac na spokojnie z Batumi dostajemy kubel zimnej wody na glowe. Droga to istne rodeo. O swiatlach, znakach drogowych czy wszelakich informacjach wyuczonych na kursach prawa jazdy mozna zapomniec. Jakies udumane i przyjete w innych krajach zasady ruchu drogowego nie sa tu nawet sugestia. Jakies zasady wyprzedzania, pierwszenstwa przejazdu? Takie cos nie istnieje. Pierwszenstwo ma ten kto ma wieksze auto lub ewentualnie silniejsze nerwy i mniej do stracenia. Mozna dodatkowo dodawac sobie animuszu klaksonem ale i tak nie ma to zadnego znaczenia bo i tak wszyscy ciagle trąbia. Skodusia niestety ma małą sile przebicia bo jest zdecydowanie mniejsza od popularnych tu aut- busow, suvów i terenowek. Pozostaje wiec uciekanie na pobocza (o ile akurat nikt tamtedy nie wyprzedza) lub kombinacje jak gdzies dojechac i nie musiec skrecic w lewo- bo w wielu miejscach po prostu sie nie da… Wszystko to wyglada jak w jakiejs zwariowanej grze komputerowej. Po raz pierwszy w tym roku mamy takie wrazenie obłędu, jakos wczesniej tego az tak nie odebralismy. Jak sie potem okazuje cos w tym bylo- we wschodniej Gruzji jest jakos spokojniej na drogach, na tym wyjezdzie to takze sie potwierdzilo.

Zwiedzamy sobie twierdze Petra, pomiedzy Batumi a Kobuleti. Z twierdzy zostalo niewiele i wlasnie jest tu jakis remont albo wykopaliska. Calosc jest utopiona w tropikalnej roslinnosci i oblepiona Rosjankami ktore fotografuja sie telefonami w wyszukanych, ponetnych pozach. Jedna prawie spada z wysokiego muru gdy stojac na jednej, lekko ugietej nodze probuje wypiac kuper i wydąc usta. Kolezanka łapie ją w ostatniej chwili, ufff.. Prawie zdjecie byloby naprawde ciekawe!

Obrazek

Obrazek

W tym rejonie plaze tez sa szare. W powietrzu dalej wisi ten dziwny jakby smog i z godziny na godzine gęstnieje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawalek dalej mijamy kosciolek na blokowisku, bardzo przypominajacy te ormianskie.

Obrazek

W Kobuleti odnajdujemy miejsce ktore nam polecali znajomi- wzdluz plazy ciagnie sie trawiasto lesisty pas, ktorzy sluzy jako dzikie biwakowisko. Sporo ludzi rozstawia tu namioty, przyczepy i spedza cale wakacje. Osiedlamy sie i my. Gdy wracamy wieczorem to wszedzie wisza tabliczki ze zakaz wjazdu i biwakowania. Hę? Czlowiek jedzie ponad 2 tys kilometrow aby znalezc normalnosc i zastaje takie samo skurwielstwo jak ma wszedzie wokol siebie w Polsce. Gadamy z dziadkiem i dwoma mlodymi chlopakami. Sa wzburzeni i rozzaleni. Przyjechali tu na 2 tygodnie- i co niby teraz maja zrobic? Biwakuja tu kazdego roku i nigdy nie bylo problemow. Do dzisiaj, bo przyszly jakies dwa typy i bez slowa rozwiesili to badziewie..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pranie nie schnie, mimo temperatury kolo 30 stopni. Wiecej- mamy wrazenie ze suche rzeczy wilgotnieja w zastraszajacym tempie. Jak tak dalej pojdzie to w skodusi zalęgna sie zaby ;)

W miasteczku zwiedzamy sobie dwa opuszczone hotele. Jeden wprawdzie tylko z zewnatrz bo czesc schodow jest zerwana. Byl to jakis potworny moloch. Gdyby zasiedlic ludzmi wszystkie jego pokoje to chyba by sie nie zmiescili na plazy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pewnie wiec dla nich zrobili tu dodatkowo basen ;) Acz tez strasznie malutki w porownaniu do gabarytow mieszkalnych.

Obrazek

Obrazek

Drugi hotel ma dosc wydziwiasta bryłe a dostepu do niego bronia jeżyny o kolcach okolo 1 cm. Tu nie ma opcji zagryzc zęby i sie przedzierac bo by wydarlo nogi do kosci. Trzeba omijac albo wedrowac z maczetą. W srodku budynku jest nietypowa akustyka. Gdy ide to slysze gdzies w sasiednim pomieszczeniu jakby kroki. Gdy przystaje to i one milkna. Probuje cos mowic a w koncu korytarza odpowiada mi dziwny glos. Echo? Ale jakies takie nietypowe.. Innych “zwiedzajacych” nie widac a mimo to ma sie wrazenie ciaglego towarzystwa…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Plaza jest pelna jajowatych kamykow co bardzo podoba sie niemowleciu. Zabawa jest przednia acz ma tez efekty uboczne- dwa razy dostaje w łeb kamieniem.

Obrazek

Obrazek

Mozna sie poprzygladac roznym lokalnym klimatom, zarowno w kwestii spedzania wolnego czasu na nabrzezu oraz tutejszego handlu.

Obrazek

Obrazek

Ten niebiesko-pomaranczowy kawal gumy to zjezdzalnia. Ciagnie ją za soba kilkunastoletni chlopiec. Gdy zawieje wiatr zjezdzalnia wykonuje podskok, przewraca sie i zakrywa chlopaka z glowa. Nieraz ma problem sie spod niej wydostac i musza pomagac plazowicze. Chlopak w koncu wypelza i dalej ją ciagnie. Sytuacja sie powtarza. Chetnych na platne zjazdy do morza jakos dzis nie ma zbyt wielu.

Obrazek

Nasz biwakowy lasek, oprocz nowych wrazych tablic, ma jeszcze inne wady. Wieczorem, w cichych za dnia knajpach, zaczynaja sie dyskoteki. O spaniu czy sluchaniu szumu fal mozna wiec zapomniec...

Wieczorem dostrzegamy tez ze zaczynaja sie zbierac nad morzem granatowe chmury, ktore formuja sie w cos przypominajacego traby powietrzne. To tu to tam rosna w dol takie cienkie i grubsze wypustki. Wiekszosc z nich zaraz sie “wsysa” spowrotem, ale powstaja kolejne nowe. Nie tylko my to dostrzegamy. Miejscowi tez grupuja sie na plazy i pokazuja sobie palcami nietypowe zjawisko. Pytam ich czy tu tak zawsze. Ponoc nie… I chlopakom to cos tez sie niezbyt podoba..

Obrazek

Na tym etapie problem tabliczek z zakazami i dudniacych dyskotek schodzi na dalszy plan. Przestajemy obserwowac chmury gdy robi sie ciemno. Tam gdzie byc moze cos niedobrego sie kroi teraz co chwile rozjasniaja niebo blyskawice. Wyraznie to cos sie do nas zbliza. Siedzimy wiec przy skodusi i sie troche boimy. Rozwazamy co nalezy zrobic w ciemna noc jak traba powietrzna zaatakuje a my z namiotem pod drzewami.. Uciekac do knajp? To tez sa namioty. Wbijac do jakis hoteli, czynnych lub opuszczonych? Nawiewac pieszo czy lepiej skodusią? Acz jazda samochodem po ciemku w tym kraju raczej odpada... Tak sobie myslimy, ze dobrze zesmy takich trąb nie zobaczyli z promu bo dopiero bysmy byli posrani! (na tym etapie jeszcze nie wiemy ze zobaczymy... ;)

Dochodza tez do nas smsami rozne wiesci ze swiata- ze w Erewaniu jakies zamieszki, ze we Francji maja 80 trupow, ze w Turcji zas cos wybuchlo.. Kurde, co za rok! Znajomi pytaja- a jak tam w tej waszej Gruzji, bezpiecznie? Odpisuje ze “tak, bez problemu”, rzut oka na morze, “noo...chyyba tak”... ;)

Przy dyskotekach mijam jakas starsza pare, jak widac po blachach samochodu to Bialorusini. Jakby bylo malo halasu ktory robia knajpy, u nich w aucie tez wali muzyka az szyby podskakuja i mozg sie lasuje. Babka mowi (tzn. krzyczy) do goscia: “Dobrze ze przyjechalismy tu, bo Batumi jest dla mnie za glosne”...

Kolo polnocy probujemy polozyc sie spac wsrod jazgotu plynacego zewszad. Czy oni sie jakos licytuja kto glosniej? Z 250 metrow nie da sie tego sluchac- to jak tam musi byc w srodku? Ci ludzie tam w epicentrum sa chyba zupelnie głusi.. Czasem uspokaja sie na chwile dudnienie i puszczaja jakies tańce- przytulance, wtedy bardziej mozna wytrzymac. Jakas babka spiewa smętnym glosem, slychac ze na zywo a nie z plyty. Jest o syberyjskiej milosci wsrod lodu i sniegu i co gorsze bez wzajemnosci, bo dziewuszka wybrala cieple okolice i go rzucila. Tam na polnocy oprocz faceta miala rodzicow, dom i dobrze platna prace. Tu jest nikim, nikogo nie zna i tylko gra w podrzednej knajpie za marne grosze. Ale (tu leci refren) “wszystko dla tych promieni slonca i zieleni drzew”. Dziwna piosenka, spiewana tu w Gruzji, w łopoczacym na wietrze knajpianym namiocie, w nielokalnym jezyku- brzmi troche jak autobiografia… Moze rzeczywiscie nią jest? Potem wracaja łomoty z bumboksa. Brzmi to jak odglosy swidrow i wiertarek wkrecajacych sie w sciane z litego betonu, ktorym towarzyszy walenie kilofem i rozbijanie garnkow. W tle wycie chyba juz nie ludzi- jakis potepiencow, wilkolakow, albo osob nacpanych mocno trefnym, zanieczyszczonym towarem. Nie wiem jak sie nazywa ten typ muzyki ale zdecydowanie go nie trawie. Tylko kabak spi jak aniolek, nie wiem jakim cudem bo to niemowle zwykle budzi sie na odglos rozmowy czy skrzypu drzwi. Widac zmeczyl ją dzisiejszy dzien- coz.. w koncu dobre kilka kilo kamieni poprzerzucala na tej plazy! ;)

W nocy przychodzi burza, ktora zrywa cale moje pranie. Leje solidnie i duje, ale trąba na szczescie to nie byla. Rano dalej leje i musze w deszczu po calym polu zbierac rozwloczone wiatrem koszulki, spioszki, skarpetki. Pozniej sie orientuje ze chyba nie tylko moje pranie porwalo- brakuje trzech naszych skarpetek- za to mam rownowazna ilosc jakis cudzych… (Niestety wtedy gdy to dostrzegam jestesmy juz daleko od Kobuleti…)
Nie bardzo jest jak zrobic sniadanie w tym deszczu wiec idziemy do pobliskiej knajpy. Na chaczapuri po adżarsku. To danie jemy po raz pierwszy i bardzo przypada nam do gustu. Smakuje troche jak jajecznica zapiekana z serem i podana w bułce. Super sprawa.

Obrazek

Zwijamy mokre, ba! ociekajace graty do skodusi i walcząc z parujacymi szybami i zacinajacym deszczem jedziemy dalej podziwiac uroki gruzinskiego wybrzeza…. :)

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Po wyjezdzie z Kobuleti pogoda nieco sie poprawia, przestaje przynajmniej padac. Jedziemy w strone Poti. Gdzies w rejonie miejscowosci Maltakwa odbijamy w strone morza. Nie wszedzie w Gruzji sa kamieniste plaze, tu dominuje bloto. Od strony lądu podchodzi tu jezioro, ktorego odnoga czy wyplywajaca z niego rzeka wpada tu gdzies do morza. Wszystko jednak jakby troche wyschlo. Plaze tworzy wiec rozmiekly grunt w ktory zapadam sie nieraz powyzej kostek. Miejscowi jezdza po tym autami, co widac po zostawionych sladach. My nie mamy odwagi wiec zostawiamy skodusie na twardym gruncie i dalej idziemy pieszo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest to jedna z bardziej zasmieconych plaz jakie w zyciu widzialam (a myslalam ze Albanie bedzie ciezko pobic ;) ) Nie wiem czy fale to wyrzucaja na brzeg czy zwozą tu ciezarowkami odpady z calej okolicy- bo nie wyglada aby az takie ilosci byli w stanie zostawic plazowicze.. Dziwne, geste zamglenie utrzymuje sie caly czas. Nie mozna tej plazy odmowic swoistej mrocznej atmosfery, napewno jest miejscem specyficznym, ktore zapada w pamiec. Nie wiem czemu, ale same nasuwaja sie skojarzenia roznych klimatow postapokaliptycznych - “wybrzeze po wybuchu atomowki”, “odradzajace sie zycie po III wojnie swiatowej”, “skazony teren zasiedlony przez zombie” itp ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Fale sa dzisiaj ogromne ale kilku stracencow zazywa kapieli. Nie sa w stanie utrzymac sie na nogach dluzej niz kilka sekund i rzuca nimi we wszystkie strony w dosyc niekontrolowany sposob. Oni tylko zerkaja czy zgromadzone na plazy dziewczeta patrza, ktory najodwazniejszy! Kapie sie tez jedna dziewczyna ktorej fale zrywaja stanik. Nie wiem czy wlasnie o to chodzilo ale spotyka sie to z aplauzem wszystkich zgromadzonych na plazy.

Obrazek

Na nadwodnej glinie stoi kilka namiotow. Troche sie dziwie ze ich mieszkancy czuja sie komfortowo gdy fale obmywaja glebe pol metra od ich domku. Dwoch chlopakow to istna oaza spokoju- woda wplywa im prawie do przedsionka a oni siedza, pala spokojnie papierosy i pokazuja sobie jakies artykuly w gazecie. Kawalek dalej, na samej plazy, stoi zruinowany szkielet jakiejs sporej budowli. Wewnatrz widac slady ognisk i scienne podpisy (rowniez Polakow- pozdrowienia dla Agaty i Tymka z Zakliczyna, ktorzy byli tu rok temu!). Niektore, bardziej zabudowane czesci budynku nadawalyby sie na nocleg, nawet chronia przed deszczem, ale niestety malo przed wiatrem. Rozwazamy pozostanie tu, jednak tracimy zapal gdy podczas zjadania melona wiatr wyrywa nam z reki foliowy worek i unosi w dal, ku pelnemu morzu (ha! juz wiem skad tu tyle smieci ;) ) a potem nagly podmuch probuje zrobic to samo z kawalkami owoca. Jedziemy spac gdzies dalej bo tu bysmy sie pozegnali z polowa skladnikow namiotu…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wzdluz wybrzeza idzie nowa droga z rowniusiego asfaltu, ktora ogolnie mowiac pasuje tu jak pięść do nosa..

Obrazek

Obrazek

Na przyplazowych oczeretach biwakuje oprocz ludzi przydomowa chudoba. Bydelko ma jakies nietypowe ulubienia kulinarne bo pije wode nie tylko z kaluzy ale tez slona wode prosto z morza. Przeciez je po tym pokręci! A moze im brakuje jakis mineralow i to taki instynkt??

Obrazek

Obrazek

Na plazy kolo ruin widac tez rowne stosiki ulozone z drewna, ktore wyrzucilo morze. Jest tego na tyle duzo, ze to raczej nie biwakowicze szykuja wieczorne ognicho. Chyba ktos tak pozyskuje drewno na opal do domu. Chwile pozniej przyjezdza bus i trzech gosci ładuje wszystko na pake

Obrazek

W przeciwna strone niz morze idzie stary chodnik z szesciokątnych plyt. Boki sa obsadzane wyrosnietymi juz tujami. W ten sposob docieramy do solidnej kladki za ktora sa i domy mieszkalne, i jakby zabudowania przemyslowe, jakies hangary, jakies maszty ktore na wietrze wyja przerazliwym cienkim glosem.

Obrazek

Obrazek

Przy drodze zapoznajemy Kahe z kolega. Obaj sa uchodzcami z Abchazji, pochodza spod Suchumi. Kaha przyjechal dzis w odwiedziny do ojca, ktory mieszka tu w Maltakwie. Gruzinski rzad zbudowal dla przesiedlencow kilka blokow, ktore stoja tu posrodku niczego.

Obrazek

Kaha ze swoja rodzina mieszka w Tskaltubo w dawnym sanatorium Centr-Sajuz. Zaprasza nas tam na impreze, zachwalajac okoliczne cieple zrodla. Tskaltubo zdecydowanie lezalo na naszej liscie gruzinskich planow wiec cieszymy sie podwojnie. Chlopaki opowiadaja tez, ze w zeszlym roku jeszcze nie bylo tej nowej drogi na ktorej stoimy. Zbudowali ją bo tutaj powstanie kurort. Postawia drewniane eleganckie domki kempingowe, knajpy, dyskoteki i miejsca parkingowe. Nie wiem wprawdzie co zamierzaja zrobic z gliniasta, grząska plażą, ale moze kurortowiczom nie beda przeszkadzac takie drobnostki ;) Jako ze dalej planujemy ruszyc w strone Kulevi to rozpytujemy miejscowych o stan malego mostu nad rzeka Rioni. Odradzaja nam przejazd tamtedy samochodem- rowery, motocykle- tak. “Pod wami tak na 75% most sie zawali” zauwaza kolega Kahy z powazna miną.

Obrazek

Kawalek dalej, juz przy glownej drodze, dostrzegamy betonowy pomnik, opatrzony data drugowojenna. Ciekawe co mialy symbolizowac te trzy biale “wypustki”. Najbardziej kojarza mi sie z falami, takimi wielkimi jak byly dzis!

Obrazek

Idac do pomnika mijamy postoj tirow. Zagladam czy nie widac jakis znajomych z promu- niestety nie… Za to trafiam na ciekawa scenke- wraz z tirowcami siedzi na kartonach pop, w wielkiej czapie, takiej jakby kwadratowej, ze zloconym krzyzem na szyi ktory wazy chyba z 5 kg. Raczą sie koniaczkiem i przegryzaja pomidorem. Macham do nich, oni odmachiwują i kontynuują biesiade. Sa czasem piekne scenki ale jakos nie mam odwagi zrobic zdjecia.

Gdy jedziemy do Kulevi znow zaczyna padac.. Droga jest wyboista i zupelnie nie zgadza sie z nasza mapa tzn. wedlug mapy droga wiedzie przez 10 km przez puste tereny a wies lezy dopiero nad morzem. W rzeczywistosci caly czas sie jedzie przez teren o dosc zwartej zabudowie, wiec namiot trzeba by rozlozyc komus w szopie albo pod plotem. Jadac czujemy sie jak na srodku pastwiska. Przywyklismy do tego ze krowy przechodza przez droge albo ida poboczem. Tu krowy leża na drodze, czesto zajmujac stadkiem cala jej szerokosc. Bo bokach maja trawiaste kawalki, jednak z nieznanych nam przyczyn zdecydowanie wola odpoczywac na asfalcie. Niechetnie zmieniaja swoje polozenie, jezdzace samochody ignoruja, sygnaly dzwiekowe typu klakson lub “a pojdziesz ty, siooooo” - rowniez. Miejscowi maja widac wyprobowany inny sposob- i jak widac skuteczny. Jada w strone krowy pelnym impetem, nie hamuja, nie probuja omijac. Gdy maska samochodu jest okolo pol metra od zwierzecia, krowa z ociaganiem sie i zblazowana mina przesuwa sie odrobine, na tyle zeby samochod mogl ją minac na grubosc lakieru. Popularną dyscypliną, opanowana przez miejscowych do perfekcji, jest tu slalom miedzy krowami, a dla prawdziwego lokalnego dżygita wstydem byloby przy tym manewrze zwolnic ponizej 90 km/h. Pomiedzy tymi tutejszymi uzytkownikami drogi musi sie jakos odnalezc nieco zdezorientowana i jeszcze nie do konca przywykla do gruzinskich warunkow jazdy skodusia :)

Obrazek

Obrazek

Krowy wygladaja tu nieco inaczej niz u nas, jakas to chyba inna rasa. Maja wieksze rogi i ogolnie wyglad taki bawołowaty. Umaszczenie zwykle brazowe lub czarne, wiele z nich porasta grube, szczeciniaste lub kręcone futro.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Swinie i drob sa bardziej plochliwe, na widok auta bez zastanowienia spierniczaja w panice. Nie wiem czy takie cechy gatunkowe czy decyduje o tym roznica masy. Domy w wiosce sa glownie drewniane, z balkonikami. Wiekszosc ma podobny ksztalt i gabaryty, wyglada jakby byly budowane w jednym czasie albo odlewane z podobnej formy. Czas juz troche nadal im cech indywidualnych ale wciaz widac podobny szkielet. Domy sa na palach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czyzby mieli tu czesto powodzie? Rzut oka na mape nie wyklucza tego- Kulevi lezy pomiedzy dwoma solidnymi rzekami- Rioni i Khobistsquali, a miedzy nimi jeszcze dwa pomniejsze strumienie. Rzeka nad ktora lezy wies i dzis ma wysoki stan- do drogi brakuje gdzies metra a wokol drzewa sa pozalewane.. Na tym etapie jakos spada nam ochota na nocowanie w rejonie tej wioski. Caly czas pada.. A jak nas tu odetnie?

Na koncu drogi nie ma morza, tzn jest ale calkowicie przysloniete terminalem przeładunkowym gazu. Wszystko jest tu bardzo nowe- budynki, cysterny, zasieki. Kreci sie sporo ochroniarzy ktorzy z duza nieufnoscia gapia sie na zielone autko ktore zaparkowalo im pod plotem. Mozna jechac dalej szutrowka, ktora zakreca w strone Poti i ciagnie sie wzdluz plotow terminalu.

Obrazek

A tak wygladaja nadbrzezne zabudowania Kulevi widziane z daleka (z Anaklii- okolo stukrotne zblizenie wiec jakosc zdjecia pozostawia wiele do zyczenia)

Obrazek

Obrazek

Gdzies tam dalej przy tej szutrowce zmierzajacej z Kulevi na poludnie powinno byc morze, puste plaze a na koncu dziurawy most o 25% przejezdnosci ;) Ale zaczyna sie juz sciemniac, slalom miedzy krowami nam zajal wiecej czasu niz myslelismy. Jedziemy wiec dalej a glownym celem jest wydostanie sie z widel rzek. Znow leje tak ze wycieraczki ledwo co wyrabiaja sie ze zgarnianiem wody. Znajdujemy jakis hotelik w Khobi ale na dole maja restauracje gdzie muzyka łupie identycznie jak w Kobuleti! Ratunku! Spadamy stad! A tak sobie obiecywalismy - nie jezdzimy na wschodzie po zmroku. Trzy malownicze katastrofy wystarcza ;) Ale tym razem udalo sie dotrzymac obietnicy- w ostatniej szarówce wjezdzamy do Zugdidi….

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1888
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W Zugdidi mijamy ciekawą płaskorzezbe na scianie jakiejs kamienicy

Obrazek

Na przedmiesciach, w plataninie malych uliczek, znajdujemy jakis hostel. Zostajemy ulokowani za glownym domem, w malym dwupoziomowym niezaleznym domku, ktory wyglada jak przerobiony z garazu albo komorki. Wokol rosna palmy i agawy.

Obrazek

Obrazek

Hostel prowadzi Katja ktora bardzo lgnie do kabaczka. Jej dzieci sa juz dorosle i mowi ze bardzo teskni za zapachem niemowlecia w domu. Kabaczę jest wiec ciagle obwąchiwane i reaguje na to rechotem.

Obrazek

Czy juz wspominalam ze niemowlak uwielbia psy i nie wiemy po kim ona to ma?

Obrazek

Rano pogoda jest lepsza. Jedziemy do Khety gdzie mamy namiar na dawny kolchoz mandarynkowy.

Obrazek

Obrazek

Na zjezdzie z glownej drogi zaczepia nas policja. Nie sa zbyt mili. Twierdza ze zjechalismy w droge jednokierunkowa, mimo ze zadnego znaku mowiacego o tym nigdzie nie ma. Chwile pozniej wogole traca zaintersowanie naszym rzekomym przestepstwem drogowym i zaczynaja dopytywac czego my tu wlasciwie szukamy, jaka jest nasza trasa. I ze lepiej zebysmy pojechali nad morze albo do Swanetii zamiast krecic sie w miejscu gdzie nic nie ma. Mowimy im ze chcemy sie wykąpac w pobliskim jeziorku, na ktore mamy namiary od miejscowych. Policjanci natychmiast staja sie sympatyczniejsi, jakas przedziwna odmiana. A gdy jeszcze zauwazaja kabaczka to wogole zaczynaja polecac nam rozne okoliczne atrakcje i wychwalac uroki Gruzji. Na koniec jeszcze przestrzegagaja zeby nie spac przy jeziorku, idac na spacer dokladnie zamykac samochod i odmeldowac sie straznikowi na bramie dokad i na ile idziemy to on popilnuje auta. I z nikim innym nie rozmawiac, a szczegolnie unikac kontaktu z dziecmi. Nic wiecej w celu rozjasnienia sytuacji panowie mundurowi nie chca powiedziec.

Idziemy wiec dalej, faktycznie jest szlaban i budka ze straznikiem, ktory bez problemu puszcza nas dalej. Zaraz za szlabanem jest i jeziorko gdzie dluzsza chwile plywamy. Nie sklamie gdy powiem ze bylo to najfajniejsze miejsce kąpielowe w calej Gruzji :P Woda jest chlodna i przypomina nam mocno "nasze" kamieniolomy. Toperz sie smieje ze jedziemy tysiace kilometrow by zazyc kapieli w klimatach zywcem przeniesionych z Dolnego Slaska :)

Obrazek

Potem idziemy pod gore droga z polamanego asfaltu, mijajac wiele ruin i opuszczonych domow. Widac byla tu kiedys jakas osada

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy drodze rosna egzotyczne drzewka, ktore byc moze sa owymi mandarynkami, tylko ze nie trafilismy w sezon :( Wszystkie owoce sa jeszcze male i zielone. Plan objedzenia sie po uszy zdziczalymi mandarynkami upada wiec bardzo szybko…

Obrazek

Na gorce jest jakas wioska. Wsrod palm i wyrosnietych tuj stoja pietrowe domy z kolumnami. Tu juz na dawny kolchoz raczej nie wyglada. Gdzies w dali biegaja jakies dzieci. Pewnie to te ktorych mamy unikac ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy wracamy do skodusi zagaduje nas straznik podszlabanowy. Poleca nocleg na pobliskiej łące. Mowi, ze zadzwoni na policje i jak oni pozwola to mozemy tu spac a on nas bedzie pilnowac. Dziwne miejsce. Niby teren prywatny, straznik go pilnuje a o pozwolenie na namiot trzeba pytac policji? Tzn straznik chce pytac bo nam juz powiedzieli ze nie wolno? Poza tym do konca sie nie wyjasnilo przed czym oni nas tu tak przestrzegali a ten chce pilnowac? Dalej jedziemy przez Torse, Natchkadu, Ergete, Kirovi. Mijamy wyprazone sloncem wioski, gdzie przy domach rosna palmy i bananowce. Domy zwykle posiadaja ogromne balkony, nie brakuje takze blokow z drewna i eternitu.

Obrazek

Obrazek

Po drodze hasają swinie, w wiekszosci przypadkow w drewnianej trojkatnej obrozy. Nie wiem czemu ona ma sluzyc, czy zeby prosię nie ucieklo za daleko, nie obgryzalo sobie kopytek czy po prostu nie bylo zbyt szczesliwe? Trafiamy tez na stadko rozowiusich kwiczacych prosiąt, ktore biegna za mamą truchcikiem i popijaja mleczko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sporo jest tez w regionie bawołowatych krow, ktore zamiast sie paść leza zanuzone po uszy w blocie. Nic dziwnego ze nazywaja je tu “gruzinskimi hipopotamami” :) Czyli tutaj rolnicy nie tylko dla kaczek ale i dla krow musza robic bajorka? ;)

Obrazek

Obrazek

Zawijamy tez do Ingiri gdzie szukamy glowy Lenina. Mimo dokladnych namiarow gubimy sie w plątaninie wiejskich uliczek. Uderzamy wiec do miejscowych. Babuszki oczywiscie wiedza czego szukamy ale sa ogromnie rozbawione faktem, ze ktos mogl przyjechac autem z Polski i interesowac sie ich betonowa glowa. Kiedys stal tu caly Lenin, w wyniku pewnych niezgodnosci pomiedzy przeciwnikami a zwolennikami pomnika w wiosce ostala sie sama glowa. Losy korpusu i konczyn nie sa znane. Łeb stoi przy torach, patrzy z melancholią na abchaskie gory zamykajace horyzont i ma lekko utluczony nos.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kupuje tez dzis chleb w aptece, przed ktora stoi stary fotel dentystyczny, na ktorym ma w zwyczaju siadac sprzedawczyni gdy akurat nie ma klientow. Na budyneczku widnieje napis “apteka” a w srodku oprocz lekarstw sa artykuly spozywcze, alkohol i kolorowe plazowe pilki :)

Gdzies miedzy Kirovi a Ingiri (zapomnialam jak sie nazywala wioska) zagladamy tez do kosciolka otoczonego wysokim kamiennym murem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na dziedzincu stoi fontanna polaczona z basenem, do ktorego wchodzi sie po schodkach. Wyglada jak miejsce jakiegos rytualnego obmywania sie. Zanurzam palec w wodzie. Jest ciepla jak zupa.

Obrazek

Wnetrze kosciolka ma wystroj bardzo surowy.

Obrazek

Mijamy tez charakterystyczne cmentarze. Przy grobach sa tu nie tylko laweczki i stoliki ale calosc jest zadaszona solidnymi wiatami. Wiaty najczesciej sa z metalu, ozdobione wycinankami z blachy i podrzezbianymi plotami.

Obrazek

Obrazek

Na wielu plytach nagrobnych znajduja sie kolorowe wizerunki lezacych tam zmarlych, czesto na tle gor, zabytkow, domu. Niekiedy zmarli sa wyobrazeni nie sami ale z krewnymi lub znajomymi, ktorzy nadal zyją.

Obrazek

Obrazek

Wieczorem wracamy do naszego hostelu. Dzis oprocz nas nocuje czworo turystow z Moskwy- Dima, Artiom i dwie dziewczyny. Przez stol przewija sie wino, koniak i miedowucha. Do imprezy dołącza tez Enriko- gospodarz, ojciec Katji. Artiom urodzil sie w Polsce, w Bornym Sulinowie. To znaczy nie w centrum miasta ale w jakims lesnym osiedlu- wiec pewnie Kłomino... Jego dziadek byl wojskowym. Wyjechali w 92 roku gdy Artiom mial dwa lata. Nie pamieta wiec za bardzo Polski, ma w domu tylko kilka zdjec stamtad. Adresu tez nie pamieta. Smiesznie, bo byc moze chodzilam po jego mieszkaniu i pstrykałam zdjecia. Pytam czy mial zielony nocnik, bo taki kiedys w jednym z mieszkan znalezlismy. Artiom az sie krztusi winem- tak, mial zielony. Acz raczej takie przypadki chyba sie nie zdarzaja. Predzej w Bornym Sulinowie sprzedawali w tamtych latach tylko zielone nocniki ;) Enriko opowiada o pobliskim "niby- kurorcie", o Anaklii (dokladniej o niej napisze w kolejnej czesci relacji), ze obecnie jest plan aby zbudowac tam wielki port. Bo ze kurort nie wypalil to wszyscy powoli zaczynaja sobie zdawac sprawe. Teraz jest inny prezydent i inna wizja- wizja portu. Ciekawe wiec czy do opuszczonych hoteli dołączą opuszczone zurawie i ładownie? Bo jest jeden problem- aby mogly tam wplywac statki trzeba troche poglebic morze bo poki co jest zbyt plytkie- wpadajaca ogromna rzeka nanosi duzo mułu… Gospodarza wogole oburza samo slowo “Anaklia”- jak władza mogla tak zmarnotrawic grube miliony aby realizowac swoje chore ambicje, zwlaszcza w kraju gdzie sie zbytnio nie przelewa.. Twierdzi, ze byly prezydent wogole jakby nie znal kraju ktorym przyszlo mu rzadzic. Albo co bardziej prawdopodobne- nie chcial znac.. Wogole sporo miejscowych ludzi nie chce rozmawiac o Anaklii, tak jakby sie troche wstydzili tego miejsca, a napewno budzilo w nich rozżalenie lub zlosc. Gospodarz kilkakrotnie podkresla rozne nieszczescia Gruzji, np. odłączenie sie Abchazji i teatralnym szeptem mi na ucho- “to wszystko przez Ruskich,to oni namieszali, wczesniej zylismy w zgodzie z Abchazami”. Moskiewska ekipa oczywiscie to slyszy i stara sie ratowac sytuacje roznymi toastami, w stylu “za pokoj miedzy narodami swiata” lub “aby politycy zmadrzeli i byli dobrzy”. Artiom ze swoja dziewczyna maja dziwna maniere, ze co chwile do rozmowy wtrącaja angielskie slowa. Nie wiem czy robia to ze wzgledu na nas i chca pokazac jacy sa europejscy, czy wsrod swoich znajomych tez tak maja w zwyczaju? Obydwoje tez z duma opowiadaja o swoich pracach. Sa konsultantami i “tak naprawde 90% ludzi nie wie czym polega nasz zawód”. Ona zajmuje sie doradztwem w salonach pieknosci (nie wiem czy chodzi o dobor koloru lakieru do paznokci do barwy oczu klientki ;) ). Profesja Artioma jest jeszcze bardziej zawiła i dotyczy branzy ekonomiczno- informatyczno -budowlanej.

Obrazek

Obrazek

Rano zawijamy do Rukhi, miejscowosci przy granicy z Abchazja, gdzie sa ruiny zamku. Mury robia wrazenie czesciowo odbudowanych w czasach niedawnych- kamienie w scianach sa ulozone bardzo rowno i posklejane betonem. Na mury wspinaja sie grube pędy pnaczy. Na dziedzincu pasą sie krowy i sa slady wielu ognisk

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za twierdza jest posterunek wojskowy, ukryty pod siatka maskujaca. Najpierw wylazi z niego dwoch mlodych chlopakow, ktorzy mam wrazenie ze nas sledza (jest wiec problem z pojsciem do kibla). Potem wychodzi tez starszy mundurowy i nam sie bacznie przyglada, acz nie reaguje na pozdrowienie.

Obrazek

W Rukhi jest tez bardzo duzo starych opuszczonych kolchozow, po ktorych pozostala ogromna ilosc mozajek. Ale o gruzinskich mozaikach zbiorczo bedzie w innej czesci relacji. Przy drogach w tej wsi jest cos, co nie wiem czy jest rowem, rynsztokiem czy gwarantem bezpieczenstwa przed autami dla pieszych na chodniku? Nie tylko ze wzgledu na otwarte studzienki trzeba na wschodzie zachowywac czujnosc.. ;)

Obrazek

cdn
ODPOWIEDZ