Olek Ostrowski zaginął w Karakorum
Moderator: Moderatorzy
Olek Ostrowski zaginął w Karakorum
Koniec akcji poszukiwawczej polskiego skialpinisty w Karakorum. Nie udało się odnaleźć Olka Ostrowskiego - dowiedziało się Polskie Radio. Ostrowski zaginął 25 lipca podczas zjazdu na nartach po nieudanej próbie zdobycia Gaszerbrumu II (8035 m) w Karakorum.
Przykro mi wielce. Góralu przekaż Pietrkowi "Psiakrew", że dalej mam nadzieję, że to nie koniec ...
Przykro mi wielce. Góralu przekaż Pietrkowi "Psiakrew", że dalej mam nadzieję, że to nie koniec ...
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Miłość do gór to był i jest w domu Grażki i Pietrka Ostrowskich aksjomat. Jeden z wielu tam obowiązujących. Bo jeszcze odpowiedzialność za innych, za wypowiedziane słowa. Jednym z Pietrka zawołań jest "Ku górom!", i jest to jak hosanna! czy alleluja! W takiej atmosferze budowali od podstaw, od wydzierżawionego baraku, swoje turystyczne królestwo, i w takiej atmosferze wychowywali swoje dzieci. Znam dobrze i nie od dziś każde z nich - Miśkę, Tomka i Olka, i wiem jak wspaniali są to młodzi ludzie. Szlachetni, tylko takie określenie przychodzi mi do głowy.
Obserwowanie jak wątła nić młodzieńczej, a w zasadzie jeszcze dziecięcej, sympatii pomiędzy Olkiem a moją córką Agnieszką przeradza się w coraz dojrzalsze i mocniejsze uczucie, to jedne z najpiękniejszych moich rodzicielskich doznań. Z początku trochę bałem się, gdy zaczęli wprowadzać w czyn swoje szalone pomysły. Aga nie miała jeszcze osiemnastu lat, Olek dopiero co je skończył, jak oznajmili, że chcą w wakacji jechać stopem do Portugalii. Ale Pietrek wziął mnie na stronę i wytłumaczył:
- Niedźwiedziu, spokojnie! Miałem z Olkiem męską rozmowę, psia krew! Będzie dobrze! Jemu można już zaufać, niech jadą, hej!
Później już nie potrzebowałem zapewnień Pietrka, ufałem Olkowi całkowicie. W zasadzie w tamtym czasie stał się po trosze i naszym synem. Wspólne z Agą wyprawy na narty, Kostrzyń, tatrzańskie wspinaczki, coraz poważniejsza wyprawy w Alpy. Razem byli na Mont Blanc, razem wspinali się na Matterhorn. I, na prawdę, mniej bałem się o Agę gdy wchodzili na tę trudną górę z Olkiem, niż gdy wiedziałem że wspina się w Tatrach z jakimś mi nie znanym towarzystwem.
Teraz przypomniałem sobie o jednym z szalonych pomysłów Pietrka. Przed wyprawą na Matterhorn dał im po jajku od hodowanych na Piotrowej Polanie kur zielononóżek, z przykazaniem dla Olka, że mają schować te jajka do plecaków , a Olek tak ma prowadzić eskapadę, że jajka w nienaruszonym stanie mają dotrzeć na sam szczyt. I z tymi jajkami zamiast flag zdobywców, mają sobie zrobić na szczycie zdjęcie. tak też się stało!
Później Olo zaczął skręcać w stronę prawdziwego wyczynu, doznań ekstremalnych. Jeszcze był wspólny plan zjazdu na nartach z jakiegoś, łatwego ponoć, siedmiotysięcznika, ale ta wyprawa nie doszła do skutku. Aga skończył studia i zaczęła pracę, Olek szukał coraz większych wyzwań. Na Pik Lenina wyruszył już w innym towarzystwie. Postanowili na jakiś czas zawiesić swój związek, bo pojawiało się "zmęczenie materiału". Dalej byli jednak przyjaciółmi.
Olek zaczął wspinać się z nartami, w małych zespołach lub całkiem samotnie. Czy w sytuacji, gdy był już odpowiedzialny tylko za siebie zaczął szarżować? Nie wiem, być może... Na pewno gdyby nadal miał poczucie, że za kogoś oprócz siebie samego odpowiada, nie podejmowałby takiego ryzyka. Czysta, zimna statystyka podpowiada, że wraz z wysokością zagrożenie, że coś pójdzie w sposób nieprzewidziany rożnie w postępie geometrycznym. A konsekwencje błędu wraz z wysokością też rosną logarytmicznie. Zaczyna się wyliczanka: RAZ-DWA-TRZY-DZIŚ-W-GÓ-RACH-ZO-STA-NIESZ-TY!!!
Niestety, padło na Olka...
Dziś Teresa rozmawiała z Pietrkiem. Ja bym raczej jeszcze nie mógł, ledwie, wycierając co chwila okulary, trafiam w klawisze.
Sytuacja u Ostrowskich jest taka, że mają teraz pełnię sezonu, straszny młyn. Nie wiem, nie chcę wiedzieć i mam nadzieję, ze nigdy się nie dowiem, co ja zrobiłbym w takiej sytuacji. Obserwując jednak swój stan w czasie tych kilkunastu godzin mogę przypuszczać, że kazałbym wszystkim wypierdalać, na wszystkich wejściach zawiesiłbym kłódki i poddał się bezsilnej rozpaczy. Pietrek twierdzi, że muszą sobie jakoś z tym poradzić, że biegają jak biegali wcześniej, bo nie mogą zawieść tych, którzy dawno już porezerwowali miejsca na ten czas w domkach i pensjonacie, a tym bardziej tych, którzy po wędrówce zajdą do schroniska. Taka to jest między nami różnica...
I jeszcze to, że z relacji Teresy z rozmowy z Pietrkiem wychodzi, że nie wiadomo, kto w czasie niej kogo pocieszał.
Ponieważ sam już nie wiem, czy ja bardziej tym tekstem piszę epitafium Olkowi, czy stawiam Pietrkowi pomnik, to jeszcze jedno, już odległa wspomnienie. Zima roku 2000, właśnie powróciliśmy z Kurpi i zaczynamy znów pracę w Cisnej. Idę sobie zaśnieżoną drogą z Cisnej w stronę CPNu, mija mnie jakiś busik i nagle zaczyna zupełnie bez powodu ostre hamowanie, a tym samym ostry taniec po całej szosie. Jakoś się jednak zatrzymuje na skraju rowu, z busa wypada Pietrek i goni w moją stronę!
-Niedźwiedziu! To jednak ty, psia krew? Wróciłeś? - i zamyka mnie w mocarnych łapach. Cały dowcip polega na tym, że przez wcześniejsze osiem lat naszego pobytu w Cisnej rozmawialiśmy pewnie kilka razy, ja go znam, bo przecież wszyscy Pietrka znają, ale jakby ktoś mi powiedział, że on mnie pamięta i kojarzy, to bym się tylko z wątpieniem uśmiechną.
Trudno mi to wszystko podsumować, że taki był Olek... Ponoć nadzieja umiera ostatnia. Ale też w końcu umiera. Kilka cudów jednak w podobnych sytuacjach się zdarzyło.
Z wielkim wzruszeniem mogę napisać jednak, że taki jest Pietrek i że to wielkie szczęście móc żyć obok takich ludzi. Tylko dlaczego tak często los ich właśnie tak okrutnie doświadcza?
Obserwowanie jak wątła nić młodzieńczej, a w zasadzie jeszcze dziecięcej, sympatii pomiędzy Olkiem a moją córką Agnieszką przeradza się w coraz dojrzalsze i mocniejsze uczucie, to jedne z najpiękniejszych moich rodzicielskich doznań. Z początku trochę bałem się, gdy zaczęli wprowadzać w czyn swoje szalone pomysły. Aga nie miała jeszcze osiemnastu lat, Olek dopiero co je skończył, jak oznajmili, że chcą w wakacji jechać stopem do Portugalii. Ale Pietrek wziął mnie na stronę i wytłumaczył:
- Niedźwiedziu, spokojnie! Miałem z Olkiem męską rozmowę, psia krew! Będzie dobrze! Jemu można już zaufać, niech jadą, hej!
Później już nie potrzebowałem zapewnień Pietrka, ufałem Olkowi całkowicie. W zasadzie w tamtym czasie stał się po trosze i naszym synem. Wspólne z Agą wyprawy na narty, Kostrzyń, tatrzańskie wspinaczki, coraz poważniejsza wyprawy w Alpy. Razem byli na Mont Blanc, razem wspinali się na Matterhorn. I, na prawdę, mniej bałem się o Agę gdy wchodzili na tę trudną górę z Olkiem, niż gdy wiedziałem że wspina się w Tatrach z jakimś mi nie znanym towarzystwem.
Teraz przypomniałem sobie o jednym z szalonych pomysłów Pietrka. Przed wyprawą na Matterhorn dał im po jajku od hodowanych na Piotrowej Polanie kur zielononóżek, z przykazaniem dla Olka, że mają schować te jajka do plecaków , a Olek tak ma prowadzić eskapadę, że jajka w nienaruszonym stanie mają dotrzeć na sam szczyt. I z tymi jajkami zamiast flag zdobywców, mają sobie zrobić na szczycie zdjęcie. tak też się stało!
Później Olo zaczął skręcać w stronę prawdziwego wyczynu, doznań ekstremalnych. Jeszcze był wspólny plan zjazdu na nartach z jakiegoś, łatwego ponoć, siedmiotysięcznika, ale ta wyprawa nie doszła do skutku. Aga skończył studia i zaczęła pracę, Olek szukał coraz większych wyzwań. Na Pik Lenina wyruszył już w innym towarzystwie. Postanowili na jakiś czas zawiesić swój związek, bo pojawiało się "zmęczenie materiału". Dalej byli jednak przyjaciółmi.
Olek zaczął wspinać się z nartami, w małych zespołach lub całkiem samotnie. Czy w sytuacji, gdy był już odpowiedzialny tylko za siebie zaczął szarżować? Nie wiem, być może... Na pewno gdyby nadal miał poczucie, że za kogoś oprócz siebie samego odpowiada, nie podejmowałby takiego ryzyka. Czysta, zimna statystyka podpowiada, że wraz z wysokością zagrożenie, że coś pójdzie w sposób nieprzewidziany rożnie w postępie geometrycznym. A konsekwencje błędu wraz z wysokością też rosną logarytmicznie. Zaczyna się wyliczanka: RAZ-DWA-TRZY-DZIŚ-W-GÓ-RACH-ZO-STA-NIESZ-TY!!!
Niestety, padło na Olka...
Dziś Teresa rozmawiała z Pietrkiem. Ja bym raczej jeszcze nie mógł, ledwie, wycierając co chwila okulary, trafiam w klawisze.
Sytuacja u Ostrowskich jest taka, że mają teraz pełnię sezonu, straszny młyn. Nie wiem, nie chcę wiedzieć i mam nadzieję, ze nigdy się nie dowiem, co ja zrobiłbym w takiej sytuacji. Obserwując jednak swój stan w czasie tych kilkunastu godzin mogę przypuszczać, że kazałbym wszystkim wypierdalać, na wszystkich wejściach zawiesiłbym kłódki i poddał się bezsilnej rozpaczy. Pietrek twierdzi, że muszą sobie jakoś z tym poradzić, że biegają jak biegali wcześniej, bo nie mogą zawieść tych, którzy dawno już porezerwowali miejsca na ten czas w domkach i pensjonacie, a tym bardziej tych, którzy po wędrówce zajdą do schroniska. Taka to jest między nami różnica...
I jeszcze to, że z relacji Teresy z rozmowy z Pietrkiem wychodzi, że nie wiadomo, kto w czasie niej kogo pocieszał.
Ponieważ sam już nie wiem, czy ja bardziej tym tekstem piszę epitafium Olkowi, czy stawiam Pietrkowi pomnik, to jeszcze jedno, już odległa wspomnienie. Zima roku 2000, właśnie powróciliśmy z Kurpi i zaczynamy znów pracę w Cisnej. Idę sobie zaśnieżoną drogą z Cisnej w stronę CPNu, mija mnie jakiś busik i nagle zaczyna zupełnie bez powodu ostre hamowanie, a tym samym ostry taniec po całej szosie. Jakoś się jednak zatrzymuje na skraju rowu, z busa wypada Pietrek i goni w moją stronę!
-Niedźwiedziu! To jednak ty, psia krew? Wróciłeś? - i zamyka mnie w mocarnych łapach. Cały dowcip polega na tym, że przez wcześniejsze osiem lat naszego pobytu w Cisnej rozmawialiśmy pewnie kilka razy, ja go znam, bo przecież wszyscy Pietrka znają, ale jakby ktoś mi powiedział, że on mnie pamięta i kojarzy, to bym się tylko z wątpieniem uśmiechną.
Trudno mi to wszystko podsumować, że taki był Olek... Ponoć nadzieja umiera ostatnia. Ale też w końcu umiera. Kilka cudów jednak w podobnych sytuacjach się zdarzyło.
Z wielkim wzruszeniem mogę napisać jednak, że taki jest Pietrek i że to wielkie szczęście móc żyć obok takich ludzi. Tylko dlaczego tak często los ich właśnie tak okrutnie doświadcza?
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Trzech szerpów i Baranowska. Olka partnera i tych dwóch z Broad Peaku nawet nie liczę. Do tego trudne warunki pogodowe i brak jakiegokolwiek śladu zaginionego. Z moich informacji wynika, że na pewno była tam jakaś mała lawina, która mogła znieść Olka w miejsce z dużą ilością szczelin. Szukanie tam to wielkie ryzyko dla ratowników.kimkolwiek pisze: już się poddali
To nie Tatry, że śmigłowiec za kwadrans przywiezie GOPRowców, a reszta za godzinę dotrze skuterami.
Takie są najwyższe góry - wóz albo przewóz, i bez złudzeń.
Znając jednak Olka jestem pewien, że gdyby to jego partner zaginął, to do ostatniego oddechu by go szukał. I wtedy, prawdopodobnie, byłyby dwie ofiary tej eskapady...
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Wypalić się do końca, do spodu, żeby śmierci, tej zwyczajnej wariatce, nic nie zostawić, niech odziedziczy po nas popiół wygasły i niech go sobie rozdmucha, jeśli chce, na siedem stron, i niech ma przy tym iluzję, że nie jest bezrobotna.
Edward Stachura (z książki Cała jaskrawość)
Nie wiem... Kiedyś byłem młody i bez zastanowienia podpisywałem się pod takimi cytatami. Olo nie tylko się pod nimi podpisywał ale i je wprowadzał w życie. Szkoda, że takie krótkie. Dobrze, że przy tym nie jałowe.
Edward Stachura (z książki Cała jaskrawość)
Nie wiem... Kiedyś byłem młody i bez zastanowienia podpisywałem się pod takimi cytatami. Olo nie tylko się pod nimi podpisywał ale i je wprowadzał w życie. Szkoda, że takie krótkie. Dobrze, że przy tym nie jałowe.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- Jenny
- dyrektor regionalny
- Posty: 11954
- Rejestracja: niedziela 15 sty 2012, 14:35
- Lokalizacja: Podlasie
Popłakałam się Góralu...
”Zawsze uważałam ,że człowiek ma prawo do marzeń. Jednak jeżeli ma się rodzinę i dzieci to moim zdaniem należy zminimalizować niebezpieczeństwo przy realizacji tych marzeń” – skwitowała jedna z komentujących. ”Robił co chciał, zginął. To był jego wybór i nic wam do tego. Nie rozumiecie go? Ja też go nie rozumiem, ale każdy człowiek jest wolny i może robić to, na co ma ochotę” – stwierdza inna.
http://natemat.pl/149821,szalency-ktorz ... ego-bronic
”Zawsze uważałam ,że człowiek ma prawo do marzeń. Jednak jeżeli ma się rodzinę i dzieci to moim zdaniem należy zminimalizować niebezpieczeństwo przy realizacji tych marzeń” – skwitowała jedna z komentujących. ”Robił co chciał, zginął. To był jego wybór i nic wam do tego. Nie rozumiecie go? Ja też go nie rozumiem, ale każdy człowiek jest wolny i może robić to, na co ma ochotę” – stwierdza inna.
http://natemat.pl/149821,szalency-ktorz ... ego-bronic
âZaraz na początku życia ktoś powinien nam powiedzieć, że umieramy. Może wtedy żylibyśmy pełnią życia w każdej minucie, każdego dnia. Działaj! Kiedy poczujesz, że chcesz coś zrobić, rób to od razu, teraz! Dni, które przyjdą są policzone.â
M.Landon
M.Landon
Tak moi drodzy... Trzeba mieć jaja, żeby robić to co się chce zawsze i wszędzie.
Zawsze chodził w góry - dziś góry przyszły po niego...
Zawsze chodził w góry - dziś góry przyszły po niego...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
A ja sie tylko zastanawiam- czy gdyby tego samego goscia potracil samochod w Rzeszowie- czy tez wszyscy by o tym mowili, komentowali i zalowali? on bylby caly czas tym samym czlowiekiem, o tych samych pasjach, tak samo waznym dla rodziny i przyjaciol... czy moze zaginiecie w gorach jakos nobilituje? ze jakos ludzie zaraz podchodza do tego jakby inaczej?
Moze jestem dziwna ale mnie jakos zawsze tak samo zal ludzi i ich rodzin- zarowno tych znanych jak i tych ktorzy na zawsze pozostana anonimowi, niezaleznie czy gina w gorach, w drogowych wypadkach, topia sie w jeziorach po przedawkowaniu procentow czy umieraja na straszne choroby na posikanych materacach w hospicjum...
Moze jestem dziwna ale mnie jakos zawsze tak samo zal ludzi i ich rodzin- zarowno tych znanych jak i tych ktorzy na zawsze pozostana anonimowi, niezaleznie czy gina w gorach, w drogowych wypadkach, topia sie w jeziorach po przedawkowaniu procentow czy umieraja na straszne choroby na posikanych materacach w hospicjum...
buba, nie mówimy o anonimowym Kowalskim, którego śmierć równie bolesna nie obchodzi nikogo poza rodziną. Mówimy o człowieku troszkę szerzej znanym. I gdyby zginął w wypadku samochodowym też byśmy o tym pisali i mówili...
Tak jak pisaliśmy o naszym zul-ku (Ryśku), choć on akurat był znany prawie tylko nam. Ale był czymś więcej, niż kolejnym Ryszardem, dla szerszego grona osób...
Tak jak pisaliśmy o naszym zul-ku (Ryśku), choć on akurat był znany prawie tylko nam. Ale był czymś więcej, niż kolejnym Ryszardem, dla szerszego grona osób...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
... całość ...- Aleksander Ostrowski wpadł razem z lawiną do szczeliny. Piotr (Śnigórski - red.) to widział, próbował pomóc, ale był w szoku - opowiadał w RMF FM himalaista i narciarz Andrzej Bargiel. Przyznał, że "wstyd mu za wspinaczy, którzy byli w bazie od Gaszerbrumem, bo nikt się w te poszukiwania nie zaangażował"...
... (VIA/RT) nie oznacza moich poglądów ani poparcia dla cytowanych treści...
"wszystko co słyszymy jest opinią, nie faktem. wszystko co widzimy jest punktem widzenia, nie prawdą" - marek aureliusz
"wszystko co słyszymy jest opinią, nie faktem. wszystko co widzimy jest punktem widzenia, nie prawdą" - marek aureliusz
- Jenny
- dyrektor regionalny
- Posty: 11954
- Rejestracja: niedziela 15 sty 2012, 14:35
- Lokalizacja: Podlasie
Podzielam Twoje zdanie .buba pisze:A ja sie tylko zastanawiam- czy gdyby tego samego goscia potracil samochod w Rzeszowie- czy tez wszyscy by o tym mowili, komentowali i zalowali? on bylby caly czas tym samym czlowiekiem, o tych samych pasjach, tak samo waznym dla rodziny i przyjaciol... czy moze zaginiecie w gorach jakos nobilituje? ze jakos ludzie zaraz podchodza do tego jakby inaczej?
Moze jestem dziwna ale mnie jakos zawsze tak samo zal ludzi i ich rodzin- zarowno tych znanych jak i tych ktorzy na zawsze pozostana anonimowi, niezaleznie czy gina w gorach, w drogowych wypadkach, topia sie w jeziorach po przedawkowaniu procentow czy umieraja na straszne choroby na posikanych materacach w hospicjum...
Tylko dlatego, że jesteś nikim
Możesz pogadać z drugim człowiekiem
Życie bogate, pełne sekretów
W szarym człowieku, w szarym człowieku
Twój dom wśród setek innych domów
Z szarymi drzwiami, z szarym balonem
Jeśli cię dręczą szare sny
Zapukaj do mych szarych drzwi
http://teksty.org/maanam,szare-miraze,tekst-piosenki
âZaraz na początku życia ktoś powinien nam powiedzieć, że umieramy. Może wtedy żylibyśmy pełnią życia w każdej minucie, każdego dnia. Działaj! Kiedy poczujesz, że chcesz coś zrobić, rób to od razu, teraz! Dni, które przyjdą są policzone.â
M.Landon
M.Landon
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33891
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Bardzo wszystkich przepraszam, ale w mojej informacji o mszy za Olka Ostrowskiego wkradł się błąd w dacie. Poniżej wklejam tamten swój post w poprawionej już formie:
Wszystkich, którzy przypadkowo lub nieprzypadkowo byliby w Bieszczadach w najbliższy weekend informuję, że w sobotę 1 sierpnia w kościele w Wetlinie o godzinie 16:00 odprawiona zostanie msza święta w intencji Olka.
Wszystkich, którzy przypadkowo lub nieprzypadkowo byliby w Bieszczadach w najbliższy weekend informuję, że w sobotę 1 sierpnia w kościele w Wetlinie o godzinie 16:00 odprawiona zostanie msza święta w intencji Olka.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !