Gdzieś na Dolnym Śląsku
Moderator: Moderatorzy
Wiele razy na naszych wycieczkach po Wzgorzach Strzelinskich przechodzilismy lub przejezdzalismy kolo palacyku w wiosce Stanica (na starszych mapach znaczonej rowniez jako Halinów). Zawsze miejsce nam sie podobalo- widac, ze palacyk byl zamieszkany, zadbany, ale jednoczesnie nie ociekał i nie smierdzial swieza farba jak to zwykle jest modne ostatnimi czasy- ze remont musi oznaczac obrzydliwą laboratoryjną sterylnosc. Ten palacyk byl wlasnie taki jak trzeba- sympatyczny, lekko przykryty patyną, a co najwazniejsze obrosly bluszczem czy innym dzikim winem i utopiony w starym cienistym parku.
Wtedy tez zauwazylismy, ze w jego obejsciu stoi zasypana liscmi tabliczka “tanie noclegi” z numerem telefonu. Czy dotyczy tego budynku? Jakos nigdy nie bylo nam po drodze tu spac, w koncu niecala godzine mamy do domu.
Ktoregos styczniowego dnia postanowilismy jednak to zmienic. Noclegi okazaly sie dotyczyc wlasciwego budynku. Zwiedzamy juz od lat te rozne palacyki Dolnego Slaska, fajnie, ze w koncu w ktoryms z nich mozna legalnie zanocowac, bez obaw, ze w nocy ktos przyjdzie i cie wywali. I nie jest to zaraz jakis wypasiony hotel, ktorego wnetrza wygladaja jak nowy salon meblowy a o atmosferze tchnącej przeszłoscia mozna tylko pomarzyc.
Zjawiamy sie wiec mroznym wieczorem w Stanicy. Ciagne za klamke. Zamkniete. Ide dookola, moze maja tu jakies inne drzwi? Splątane galezie bluszczu pozbawione sa lisci i szeleszcza na wietrze. Na balkoniku sadowia sie trzy koty i marszczac pyszczki staraja ukryc przed dokuczliwym wiatrem wsrod starych mebli.
Dalej nie ide bo biega tam i ujada wielkie psisko. Uczepione wprawdzie do linki, ale szlag wie jaka ona jest dluga. Na gornych pietrach widac swiatlo. Dzwonie w koncu telefonem. Otwiera nam bardzo sympatyczna i rozmowna babka i prowadzi do wnetrza. Zarowno wieczorem jak i rano dlugo gadamy na tysiac tematow. Widzimy sie od 5 minut a wrazenie jakbysmy przyjechali do starych, dobrych znajomych!
Gospodarze mieszkaja tu od lat 80tych kiedy nabyli ten budynek. Przed wojna spelnial role palacyku mysliwskiego i nalezal do tej samej rodziny co pobliski wypasny palac w Konarach. Ponoc wszystkie klamki, wieszaki i rozne sprzety byly tu zrobione ze zwierzecych kopytek. Po wojnie mieszkali tu ludzie, ktorzy palili wewnatrz ogniska a parter wogole zajmowala domowa chudoba. Mysliwskie wyposazenie zaginelo gdzies w odmętach powojennych dziejow. Aby doprowadzic miejsce do stanu nadajacego sie do zamieszkania ponoc bylo sporo roboty a glownie wywoz gnojowiska po inwentarzu dal sie we znaki. Szkoda, ze nie zachowaly sie zdjecia (albo raczej wogole nigdy nie powstaly) z czasow gdy w palacu mieszkaly kury, kaczki i swinie a w tle byly klamki z kopytek i jakies malowidla z mysliwskimi scenkami. Takie obrazy zachowaly sie tylko w pamieci starszych mieszkancow okolicznych wsi.
Obecnie w palacu mieszkaja gospodarze oraz jest kilka pokojow do wynajecia. Na gorne pietro wchodzimy skrzypiacymi schodami, ktore tak przypadaja do gustu kabaczkowi, ze domaga sie aby chodzic po nich w gore i w dol chyba ze 20 razy!
Dzieki temu jestem w stanie bardzo dokladnie sie im przyjrzec, ze maja ciekawe sloje drewna, ze niektore stopnie sa powygryzane przez korniki w ciekawe desenie i ze poszczegolne schodki skrzypia w zupelnie inny sposob! Przemierzajac je po raz n-ty mam skojarzenia jakbysmy chodzily po cymbałkach- rozne skrzypniecia, rozne odglosy krokow. Kabaczek ma swoje ulubione stopnie, na ktorych glosno tupie, podskakuje i rechocze.
W piwnicach jest sala imprezowa z kominkiem, barkiem i kolumnami ozdobiona roznymi fajnymi starociami.
Wpada w oczy tez jeden piekielny obraz
W pokojach jest cieplo- sa ogrzewane sympatycznymi piecykami.
W nocy chyba co dwie godziny dokladam szufle węgla. Oprocz skwierczenia palonych wegielkow towarzyszy nam w nocy jeszcze jeden dzwiek- jakby skrzypienie hustawki. Dobiega gdzies ze strychow. Ciekawe kto lub co sie tam husta po nocach
Mozna tez korzystac z kuchni w ktorej stoi sympatyczny piec, kredensy, gliniane dzbanuszki
Ten piecowy znaczek kojarzy mi sie jakos z pieczatkami ze schronisk! Teraz to rzadko jaka firma ma ładne logo...
Wokol wszedzie zapach drewna, dymu, chlodu starych wnetrz i zabytkowych mebli.
A tu palacyk z zewnatrz zimowa, bezlistna pora...
Wtedy tez zauwazylismy, ze w jego obejsciu stoi zasypana liscmi tabliczka “tanie noclegi” z numerem telefonu. Czy dotyczy tego budynku? Jakos nigdy nie bylo nam po drodze tu spac, w koncu niecala godzine mamy do domu.
Ktoregos styczniowego dnia postanowilismy jednak to zmienic. Noclegi okazaly sie dotyczyc wlasciwego budynku. Zwiedzamy juz od lat te rozne palacyki Dolnego Slaska, fajnie, ze w koncu w ktoryms z nich mozna legalnie zanocowac, bez obaw, ze w nocy ktos przyjdzie i cie wywali. I nie jest to zaraz jakis wypasiony hotel, ktorego wnetrza wygladaja jak nowy salon meblowy a o atmosferze tchnącej przeszłoscia mozna tylko pomarzyc.
Zjawiamy sie wiec mroznym wieczorem w Stanicy. Ciagne za klamke. Zamkniete. Ide dookola, moze maja tu jakies inne drzwi? Splątane galezie bluszczu pozbawione sa lisci i szeleszcza na wietrze. Na balkoniku sadowia sie trzy koty i marszczac pyszczki staraja ukryc przed dokuczliwym wiatrem wsrod starych mebli.
Dalej nie ide bo biega tam i ujada wielkie psisko. Uczepione wprawdzie do linki, ale szlag wie jaka ona jest dluga. Na gornych pietrach widac swiatlo. Dzwonie w koncu telefonem. Otwiera nam bardzo sympatyczna i rozmowna babka i prowadzi do wnetrza. Zarowno wieczorem jak i rano dlugo gadamy na tysiac tematow. Widzimy sie od 5 minut a wrazenie jakbysmy przyjechali do starych, dobrych znajomych!
Gospodarze mieszkaja tu od lat 80tych kiedy nabyli ten budynek. Przed wojna spelnial role palacyku mysliwskiego i nalezal do tej samej rodziny co pobliski wypasny palac w Konarach. Ponoc wszystkie klamki, wieszaki i rozne sprzety byly tu zrobione ze zwierzecych kopytek. Po wojnie mieszkali tu ludzie, ktorzy palili wewnatrz ogniska a parter wogole zajmowala domowa chudoba. Mysliwskie wyposazenie zaginelo gdzies w odmętach powojennych dziejow. Aby doprowadzic miejsce do stanu nadajacego sie do zamieszkania ponoc bylo sporo roboty a glownie wywoz gnojowiska po inwentarzu dal sie we znaki. Szkoda, ze nie zachowaly sie zdjecia (albo raczej wogole nigdy nie powstaly) z czasow gdy w palacu mieszkaly kury, kaczki i swinie a w tle byly klamki z kopytek i jakies malowidla z mysliwskimi scenkami. Takie obrazy zachowaly sie tylko w pamieci starszych mieszkancow okolicznych wsi.
Obecnie w palacu mieszkaja gospodarze oraz jest kilka pokojow do wynajecia. Na gorne pietro wchodzimy skrzypiacymi schodami, ktore tak przypadaja do gustu kabaczkowi, ze domaga sie aby chodzic po nich w gore i w dol chyba ze 20 razy!
Dzieki temu jestem w stanie bardzo dokladnie sie im przyjrzec, ze maja ciekawe sloje drewna, ze niektore stopnie sa powygryzane przez korniki w ciekawe desenie i ze poszczegolne schodki skrzypia w zupelnie inny sposob! Przemierzajac je po raz n-ty mam skojarzenia jakbysmy chodzily po cymbałkach- rozne skrzypniecia, rozne odglosy krokow. Kabaczek ma swoje ulubione stopnie, na ktorych glosno tupie, podskakuje i rechocze.
W piwnicach jest sala imprezowa z kominkiem, barkiem i kolumnami ozdobiona roznymi fajnymi starociami.
Wpada w oczy tez jeden piekielny obraz
W pokojach jest cieplo- sa ogrzewane sympatycznymi piecykami.
W nocy chyba co dwie godziny dokladam szufle węgla. Oprocz skwierczenia palonych wegielkow towarzyszy nam w nocy jeszcze jeden dzwiek- jakby skrzypienie hustawki. Dobiega gdzies ze strychow. Ciekawe kto lub co sie tam husta po nocach
Mozna tez korzystac z kuchni w ktorej stoi sympatyczny piec, kredensy, gliniane dzbanuszki
Ten piecowy znaczek kojarzy mi sie jakos z pieczatkami ze schronisk! Teraz to rzadko jaka firma ma ładne logo...
Wokol wszedzie zapach drewna, dymu, chlodu starych wnetrz i zabytkowych mebli.
A tu palacyk z zewnatrz zimowa, bezlistna pora...
Apeluje o poprawne nazewnictwo... Korniki nie jedzą martwego drewna - desek. Takie "wzorki" to wygryza spuszczel domowy (Hylotrupes bajulus)buba pisze:stopnie sa powygryzane przez korniki
Tak się zaczyna niewinnie:
A tak kończy:
Taki piec tradycyjnie nazywa się "westfalka". Pojęcia nie mam dlaczego.buba pisze:w ktorej stoi sympatyczny piec
Mnie się ta nazwa nieodparcie kojarzyła z westalką, zwłaszcza gdy siedząc przy kuchennym stole i czekając na obiadek obserwowałem Grażynkę, żwawo uwijającą się przy takiej właśnie konstrukcji
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
No popatrz! a ja o to wszystko niewinnego kornika podejrzewalam! np. o to ze zjada kabaczą kołyske! A o spuszczelu slysze po raz pierwszy! No bo spotkac to go spotykalam wielokrotnie!
Czyli co- kornik wcina tylko zywe, a jak sie je zetnie i potnie na deski to sie raz na zawsze wyprowadza? I z zywego na stolik czy regal sie nie przeprowadzi nawet jak fest glodny a innego zarcia brak?
Kornik żeruje tylko pomiędzy drewnem a korą czyli w łyku. Martwego drewna nie rusza. Tyle tylko ile potrzebuje na swoje korytarze - stąd zostawiane przez niego "wzorki" na powierzchni drewna i w korze.buba pisze:Czyli co- kornik wcina tylko zywe, a jak sie je zetnie i potnie na deski to sie raz na zawsze wyprowadza? I z zywego na stolik czy regal sie nie przeprowadzi nawet jak fest glodny a innego zarcia brak?
Martwe drewno to domena wymienionego już spuszczela (deski podłogowe, krokwie, schody) oraz kołatka domowego (Anobium punctatum). To ten ostatni zapewne wtranżala Kabaczkowa kołyskę bo one głównie w meblach żerują. Robią takie malutkie otworki (ok. 1 mm) a z nich sypie się mączka zgryzionego drewna. Czasem słychać z mebli zaatakowanych przez niego charakterystyczne stukanie (stąd jego nazwa). To jego samce maja taki obyczaj, podobny do dzięciolego - wybierają kawałek szczególnie twardego drewna i uderzają w niego odwłokiem.
Spuszczel drąży większe chodniki, bo larwa jest większa. A z drewna słychać odgłosy jego żerowania - skrzypienie i chrobotanie gdy zgryza drewno.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
o to to! male otworki a nie wzorki i z nich sie wysypuje drzewny pył!Piotrek pisze:To ten ostatni zapewne wtranżala Kabaczkowa kołyskę bo one głównie w meblach żerują. Robią takie malutkie otworki (ok. 1 mm) a z nich sypie się mączka zgryzionego drewna
Tylko ze odglos to nie stukanie a raczej skrzypienie.. Znaczy mutant!
Nie mutant żaden tylko odmienne mamy nazewnictwobuba pisze:Znaczy mutant!
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
- rutbekia
- dyrektor generalny
- Posty: 17310
- Rejestracja: poniedziałek 24 sie 2009, 08:51
- Lokalizacja: mazowieckie
Też znam taką nazwę i zastanawiałam się skąd ona. Doszłam do wniosku ze powstała przez znikształcenie wyrazu westalka - bogini domowego ogniska. Pewnie któryś model pieca czy producent tak się nazywali.Piotrek pisze:Taki piec tradycyjnie nazywa się "westfalka".
Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty.(Frank Zappa)
"Na łamach wydawanej w przywoływanym czasie przez Kazimierza Bonowskiego „Gazety Wągrowieckiej – pisma dla rodzin polskich”, ukazywały się ogłoszenia prywatnych osób, chcących sprzedać swój piec kaflowy, zwany również kaflanym, oraz inne urządzenia grzewcze, zastępowane przez system centralnego ogrzewania. Należały do nich stalowe, wolno stojące kuchenki (piece) z „fajerkami”, czyli żeliwną płytą grzejną, opalane drewnem lub węglem. Ich potoczna nazwa – „westfalki” – wywodziła się od pierwszych tego typu urządzeń produkowanych na terenie Niemiec, właśnie w Westfalii".
Źródło: http://www.zdunskieopowiesci.pl/urzadze ... wieckiego/
Źródło: http://www.zdunskieopowiesci.pl/urzadze ... wieckiego/
... czasami mam wrażenie, że przeciętny Polak uważa, że jak jego sąsiad złamie nogę, to jemu się będzie lepiej chodzić. Kayah
Tym razem uderzamy na polnocny- wschod, na pogranicze woj. dolnoslaskiego i opolskiego, w tereny gdzies miedzy Bierutowem a Namysłowem. U nas sniegu prawie wcale nie ma.. Tu, niby blisko, a wpadamy w biale obrzydlistwo po kolana...
Pierwsza po drodze jest wies Minkowskie. Bylismy przy tutejszym palacu juz pare lat temu, ale zagladamy ponownie, majac informacje, ze mozna wejsc do srodka. Brama od ulicy jest jednak zamknieta na klodke. Nie widac tez nikogo kto by pilnowal obiektu. Obeszlismy wiec go dookola i na teren udalo sie dostac od strony parku gdzie jest przerwane ogrodzenie. Moze z 5 minut krecenia sie kolo budynku i pojawia sie dziadek- opiekun. Bardzo sympatyczny gosc, poopowiadal rozne historie z powojennych losow palacu i miejscowosci. Jeszcze 20 lat temu w palacu mieszkalo kilka rodzin. Ponoc żyło sie bardzo milo, wsrod rozleglego parku wypelnionego wiosna spiewem ptakow. Najwieksza frajde mialy dzieciaki, mogac calymi dniami buszowac po przepastnych piwnicach, strychach, wsrod zarosli i starych drzew. Do srodka jednak koles nas nie wpuszcza. Mowil, ze stropy sie walą i wlasciciel nie zezwala ze wzgledow bezpieczenstwa, wiec mozna obejrzec tylko z zewnatrz. Jak sie przygladalam drzwiom i oknom to na dzikie wejscie tez slabo, wszystko pozamykane. Palac jest znow na sprzedaz. Za sume jakas totalnie astronomiczna...
Z zewnatrz budynek wyglada na cos w calkiem dobrym stanie
Na scianach widnieja ciekawe plaskorzezby
Potem odwiedzamy Łączany. W centrum wsi, za wysokim murem stoi sobie spory bialy budynek. Z zewnatrz, z daleka wyglada na wrecz swiezo odmalowany.
Jest otwarty ale wnetrz zwiedzac sie juz nie da.. Wszystko sie wali na łeb, nie mam wiec odwagi wejsc..
Co ciekawe palac jest owiniety wokolo taśmami "nadzoru budowlanego". Wiele rozsypujacych sie obiektow odwiedzamy a takowe tasmy widzimy po raz pierwszy.
Palac siedzi sobie w sporym parku. Wydawaloby sie, ze miejsce przyjemne, ale jakos nie bardzo. Caly czas czuje jakis dziwny niepokoj i ogladam sie za siebie, majac wrazenie, ze ktos idzie za nami, ze ktos sie nam przyglada. Kabaczę tez jest jakies nerwowe, nie chce chodzic, płacze, ucieka na rece... Co u licha jest nie tak z tym miejscem?
Gdy wylazimy za mur juz jest w porzadku. Usmiechaja sie do nas z jakiegos szarego budynku kolorowe malunki. Bociany, sarenki, kaczuszki. Wyglada jakby jakies dzieciaki mialy radoche i mogly sobie pomalowac po murach. I od razu jakos weselej wygladaja te garaze i komorki!
W Pawłowicach palac "zwiedzamy" tylko z okien samochodu. Jest zamieszkany a wokol niego biegaja dwa agresywne psy rozmiaru dosc sporego, ktore rzucaja sie nawet na auto. Robimy tylko kółeczko przy budynku i nie bardzo mam odwage chocby reke wystawic z okna...
Nieopodal jest jeszcze opuszczona stacyjka. Nie wiem co to za linia byla, ale zniknela chyba na tyle dawno, ze nawet juz nie jest oznaczona na mapie. Wnetrza nosza slady zakrapianych biesiad minionych oraz planowanych (stoi kilka pelnych siatek z Biedronki). Na podlodze znajduje tez jakies łuski po pociskach.
Obecnie budyneczek wsrod pol ma nietypowe zastosowanie bo sluzy jako... ambona! Na drzwiach wisi skrzynka. Poczatkowo myslalam, ze to "kesz" czy jak to tam sie nazywa. A to ksiega wpisow mysliwskich dyzurow. Jesli jej wierzyc to prawie codziennie tu ktos bywa, zwykle w godzinach nocnych. I od dawna nic nie upolowali.
Zalodzona aleja w dawnych rejonach przykolejowych
Odwiedzamy tez Dalborowice. Tutejszy palac tez jest polozony w parku. Jeszcze chyba niedawno budynek sluzyl za jakis urzad (wisiala kartka "urzad przeniesiony i adres"). Budynek obecnie jest szczelnie pozamykany, dostac sie do srodka nie da, przynajmniej sposobami konwencjonalnymi.
Ganek chyba wykazuje chec zawalenia sie bo jest caly popodpierany drągami w ilosci duzo- wyglada to jak las!
Ze scian zerkaja na nas jakies tłuste amorki, trzymajace w rekach ryby? albo jakies łancuchy?
Wsrod zabudowan palacowych stoi blok i ludzie z niego wedruja do wychodka. Zawsze myslalam, ze w blokach jest kanalizacja a slawojki wystepuja przy wiejskich chatach- ale widac sie nie znam!
Przypadkiem trafiamy do Stradomii Dolnej, przyciaga wzrok jakis poprzemyslowy budynek z czerwonej cegly, z okienkiem zaslonietym dykta ze starymi napisami.
Drzwi tez ma sympatyczne i chyba uwzgledniajace kota!
Nieopodal stoi ogrodzony palac, w czesciowym remoncie
Pobliskie plowe pola sa pelne ruin , najprawdopodonniej po dawnych zabudowaniach folwarcznych. Drzewa zjadla jemioła....
A na koniec Stradomia Wierzchnia- spory palac w ruinie, ponoc splonal pod koniec lat 90 tych.. Droga do pałacu jest tak zalodzona, ze nie sposob normalnie isc i utrzymac sie na nogach. Nam sie jakos udaje przemieszczac krokiem posuwisto-slizgowym ale biedny kabaczek raz po raz sie przewraca, co ją bardzo irytuje! Bo przeciez juz umiala chodzic, wszystko bylo ok- a tu sie nagle znow nie da!
Budynek jest wcisniety miedzy mieszkalne domy, aby dojsc trzeba ludziom prawie deptac po wycieraczkach
Na palacu mimo znacznego stopnia zruinowania jest zachowane wiele ciekawych zdobien
Okno pełne nieba...
W zawalonym i zwęglonym wnetrzu mozna dopatrzec sie resztek rzezbionych sufitow.
Pod jedna ze scian przyczaila sie nieco smętna rzezba bez glowy.
Oprocz tych dwoch akcentow wnetrza wygladaja monotematycznie- rozpizdziel maksymalny!
Ktos kiedys chyba parał sie tu jakims remontem bo sa tez pozostalosci rusztowan.
Teren wokol palacu jest popularnym terenem spacerowym dla lokalnej ludnosci. Spotykamy tu cale rodziny, grupki mlodziezy chowajace cos w rekawach na widok doroslych, babcie spierajace sie na temat polityki. W sniegu sa wydeptane wyrazne sciezki. Az nam tak dziwnie przebywac w takim tlumie, zwykle tereny przypalacowe sa dosc odludne. A moze tu tylko tak w niedziele w porze poobiadowej? Moze tedy jest w zwyczaju wracac z kosciola? A moze powiedzieli wczoraj w telewizji, ze tu schowali "Zloty Pociag"?
Tutaj juz nie ma lodu tylko jest ubity snieg. Kabaczek wiec odzyskuje przyczepnosc i promienieje z radosci. Biega, skacze, turla sie sie po łące.
A na koniec upatruje sobie schodek i pol godziny spedza wchodzac i schodzac z niego. Jak jej sie to nie znudzi! Jeden jedyny schodek! Tam i nazad, tam i nazad!
Spotykamy tez dwoch turystow. Puszczaja drona, ktory robi zdjecia z roznych ujęc. Z zaslyszanej rozmowy wynika, ze odwiedzaja rozne opuszczone palace ale nie lubia takich miejsc i zle sie czuja wsrod ruin. Czy jest to zatem jakas odmiana masochizmu- spedzac swoj wolny dzien i wydawac wlasne pieniadze w sposob, ktorego sie nie lubi?
Po drugiej stronie zalodzonej drogi jest fabryczka, czesciowo zamieszkana i uzywana, wiec odpuszczam sobie proby wejscia do srodka.
W jej ogrodku stoja jakies wielkie cysterny, lekko nadgryzione zębem czasu.
Jakby pogoda sprzyjala mozna by tez siasc w wygodnym fotelu - z widokiem na palac, cysterny i fabryczke.
Pierwsza po drodze jest wies Minkowskie. Bylismy przy tutejszym palacu juz pare lat temu, ale zagladamy ponownie, majac informacje, ze mozna wejsc do srodka. Brama od ulicy jest jednak zamknieta na klodke. Nie widac tez nikogo kto by pilnowal obiektu. Obeszlismy wiec go dookola i na teren udalo sie dostac od strony parku gdzie jest przerwane ogrodzenie. Moze z 5 minut krecenia sie kolo budynku i pojawia sie dziadek- opiekun. Bardzo sympatyczny gosc, poopowiadal rozne historie z powojennych losow palacu i miejscowosci. Jeszcze 20 lat temu w palacu mieszkalo kilka rodzin. Ponoc żyło sie bardzo milo, wsrod rozleglego parku wypelnionego wiosna spiewem ptakow. Najwieksza frajde mialy dzieciaki, mogac calymi dniami buszowac po przepastnych piwnicach, strychach, wsrod zarosli i starych drzew. Do srodka jednak koles nas nie wpuszcza. Mowil, ze stropy sie walą i wlasciciel nie zezwala ze wzgledow bezpieczenstwa, wiec mozna obejrzec tylko z zewnatrz. Jak sie przygladalam drzwiom i oknom to na dzikie wejscie tez slabo, wszystko pozamykane. Palac jest znow na sprzedaz. Za sume jakas totalnie astronomiczna...
Z zewnatrz budynek wyglada na cos w calkiem dobrym stanie
Na scianach widnieja ciekawe plaskorzezby
Potem odwiedzamy Łączany. W centrum wsi, za wysokim murem stoi sobie spory bialy budynek. Z zewnatrz, z daleka wyglada na wrecz swiezo odmalowany.
Jest otwarty ale wnetrz zwiedzac sie juz nie da.. Wszystko sie wali na łeb, nie mam wiec odwagi wejsc..
Co ciekawe palac jest owiniety wokolo taśmami "nadzoru budowlanego". Wiele rozsypujacych sie obiektow odwiedzamy a takowe tasmy widzimy po raz pierwszy.
Palac siedzi sobie w sporym parku. Wydawaloby sie, ze miejsce przyjemne, ale jakos nie bardzo. Caly czas czuje jakis dziwny niepokoj i ogladam sie za siebie, majac wrazenie, ze ktos idzie za nami, ze ktos sie nam przyglada. Kabaczę tez jest jakies nerwowe, nie chce chodzic, płacze, ucieka na rece... Co u licha jest nie tak z tym miejscem?
Gdy wylazimy za mur juz jest w porzadku. Usmiechaja sie do nas z jakiegos szarego budynku kolorowe malunki. Bociany, sarenki, kaczuszki. Wyglada jakby jakies dzieciaki mialy radoche i mogly sobie pomalowac po murach. I od razu jakos weselej wygladaja te garaze i komorki!
W Pawłowicach palac "zwiedzamy" tylko z okien samochodu. Jest zamieszkany a wokol niego biegaja dwa agresywne psy rozmiaru dosc sporego, ktore rzucaja sie nawet na auto. Robimy tylko kółeczko przy budynku i nie bardzo mam odwage chocby reke wystawic z okna...
Nieopodal jest jeszcze opuszczona stacyjka. Nie wiem co to za linia byla, ale zniknela chyba na tyle dawno, ze nawet juz nie jest oznaczona na mapie. Wnetrza nosza slady zakrapianych biesiad minionych oraz planowanych (stoi kilka pelnych siatek z Biedronki). Na podlodze znajduje tez jakies łuski po pociskach.
Obecnie budyneczek wsrod pol ma nietypowe zastosowanie bo sluzy jako... ambona! Na drzwiach wisi skrzynka. Poczatkowo myslalam, ze to "kesz" czy jak to tam sie nazywa. A to ksiega wpisow mysliwskich dyzurow. Jesli jej wierzyc to prawie codziennie tu ktos bywa, zwykle w godzinach nocnych. I od dawna nic nie upolowali.
Zalodzona aleja w dawnych rejonach przykolejowych
Odwiedzamy tez Dalborowice. Tutejszy palac tez jest polozony w parku. Jeszcze chyba niedawno budynek sluzyl za jakis urzad (wisiala kartka "urzad przeniesiony i adres"). Budynek obecnie jest szczelnie pozamykany, dostac sie do srodka nie da, przynajmniej sposobami konwencjonalnymi.
Ganek chyba wykazuje chec zawalenia sie bo jest caly popodpierany drągami w ilosci duzo- wyglada to jak las!
Ze scian zerkaja na nas jakies tłuste amorki, trzymajace w rekach ryby? albo jakies łancuchy?
Wsrod zabudowan palacowych stoi blok i ludzie z niego wedruja do wychodka. Zawsze myslalam, ze w blokach jest kanalizacja a slawojki wystepuja przy wiejskich chatach- ale widac sie nie znam!
Przypadkiem trafiamy do Stradomii Dolnej, przyciaga wzrok jakis poprzemyslowy budynek z czerwonej cegly, z okienkiem zaslonietym dykta ze starymi napisami.
Drzwi tez ma sympatyczne i chyba uwzgledniajace kota!
Nieopodal stoi ogrodzony palac, w czesciowym remoncie
Pobliskie plowe pola sa pelne ruin , najprawdopodonniej po dawnych zabudowaniach folwarcznych. Drzewa zjadla jemioła....
A na koniec Stradomia Wierzchnia- spory palac w ruinie, ponoc splonal pod koniec lat 90 tych.. Droga do pałacu jest tak zalodzona, ze nie sposob normalnie isc i utrzymac sie na nogach. Nam sie jakos udaje przemieszczac krokiem posuwisto-slizgowym ale biedny kabaczek raz po raz sie przewraca, co ją bardzo irytuje! Bo przeciez juz umiala chodzic, wszystko bylo ok- a tu sie nagle znow nie da!
Budynek jest wcisniety miedzy mieszkalne domy, aby dojsc trzeba ludziom prawie deptac po wycieraczkach
Na palacu mimo znacznego stopnia zruinowania jest zachowane wiele ciekawych zdobien
Okno pełne nieba...
W zawalonym i zwęglonym wnetrzu mozna dopatrzec sie resztek rzezbionych sufitow.
Pod jedna ze scian przyczaila sie nieco smętna rzezba bez glowy.
Oprocz tych dwoch akcentow wnetrza wygladaja monotematycznie- rozpizdziel maksymalny!
Ktos kiedys chyba parał sie tu jakims remontem bo sa tez pozostalosci rusztowan.
Teren wokol palacu jest popularnym terenem spacerowym dla lokalnej ludnosci. Spotykamy tu cale rodziny, grupki mlodziezy chowajace cos w rekawach na widok doroslych, babcie spierajace sie na temat polityki. W sniegu sa wydeptane wyrazne sciezki. Az nam tak dziwnie przebywac w takim tlumie, zwykle tereny przypalacowe sa dosc odludne. A moze tu tylko tak w niedziele w porze poobiadowej? Moze tedy jest w zwyczaju wracac z kosciola? A moze powiedzieli wczoraj w telewizji, ze tu schowali "Zloty Pociag"?
Tutaj juz nie ma lodu tylko jest ubity snieg. Kabaczek wiec odzyskuje przyczepnosc i promienieje z radosci. Biega, skacze, turla sie sie po łące.
A na koniec upatruje sobie schodek i pol godziny spedza wchodzac i schodzac z niego. Jak jej sie to nie znudzi! Jeden jedyny schodek! Tam i nazad, tam i nazad!
Spotykamy tez dwoch turystow. Puszczaja drona, ktory robi zdjecia z roznych ujęc. Z zaslyszanej rozmowy wynika, ze odwiedzaja rozne opuszczone palace ale nie lubia takich miejsc i zle sie czuja wsrod ruin. Czy jest to zatem jakas odmiana masochizmu- spedzac swoj wolny dzien i wydawac wlasne pieniadze w sposob, ktorego sie nie lubi?
Po drugiej stronie zalodzonej drogi jest fabryczka, czesciowo zamieszkana i uzywana, wiec odpuszczam sobie proby wejscia do srodka.
W jej ogrodku stoja jakies wielkie cysterny, lekko nadgryzione zębem czasu.
Jakby pogoda sprzyjala mozna by tez siasc w wygodnym fotelu - z widokiem na palac, cysterny i fabryczke.
Wycieczka miala miejsce w marcu 2016. Tego dnia jakos wszystko bylo nie tak... Najpierw nam nie zadzwonil budzik ustawiony na ósma. Obudzilismy sie wpol do dziesiatej... Wyjezdzalismy z domu wsrod ciepla i promieni slonca. Jednak chyba nie najlepiej wybralismy kierunek. Caly czas zmierzalismy ku czarnym skłębionym chmurom.. Dojezdzajac w rejon Stawow Milickich bylo juz szaro, ciemno i 10 stopni chlodniej..
Poczatkowo byl plan powloczyc sie w okolicy Brzostowa, polazic nad stawami, odnalezc dwa zagubione w lesie cmentarze. Skodusie zostawiamy przy jakis zabudowaniach folwarcznych.
Sympatycznymi alejami suniemy w strone lasu.
Po drodze okazuje sie, ze stawy wyschly albo spuscili z nich wode? Fakt taki, ze stawow brak.
Cmentarzy tez nie znalezlismy. Nie wiem czy ich nie bylo czy zle szukalismy?
Znajdujemy za to srodlesny domek, chyba jakis bunkier przystosowany do tych celow. Mieszkancow nie spotkalismy, a szkoda, fajnie by bylo pogadac.
Jest tu tez szary przystanek autobusowy z przyklejona kapliczka w jaskrawych kolorach. Przedstawiona kobieta ma twarz zombi, nie wiem czy tak bylo od poczatku czy uzyskala ją dopiero podczas rekonstrukcji
W Żeleźnikach znajdujemy wiosne
i odpowiedz na pytanie czemu wies sie tak nazywa
W Luboradowie odwiedzamy cmentarzyk, z ktorego malo juz zostalo
Acz trzeba przyznac, ze kilka najlepiej zachowanych grobow jest odwiedzanych, leża kwiatki, znicze, ktos tu bywa.
W Kotlarce przedwojenny cmentarz jest w stanie sporo lepszym, mozna odnalezc wiele napisow. Wloczac sie po tym Dolnym Slasku strasznie zaluje, ze wszystko zapomnialam co sie kiedys dawno temu uczylam z niemieckiego.. Tyle mozna by teraz poczytac.. Chyba 6 lat nauki, same piątki mialam a we łbie nic nie zostalo...
W Grabownicy wspinamy sie na wieze, ktora jest zaciszna i calkiem nadajaca sie na nocleg
Mielismy nadzieje, ze moze wiosna to jakies ptactwo wypatrzymy. Ptactwa oczywiscie nie ma, jest tylko szara zszargana wiatrem toń wodna wsrod plowych szuwarow...
Jest tez stary jaz
Przy jednym z domow pasie sie tłusta swinka
W Wąbnicach szukamy mauzoleum Hochbergów, ktore siedzi ukryte w lesie, za wsia na pagorku. Sarkofagi sa puste, nieboszczyki pewnie juz dawno temu sie "zuzyly" sluzac za zabawki lokalnej dzieciarni. Upiorne sa historie zaslyszane po roznych wioskach tych terenow- co spotkalo zwloki z roznych cmentarzy, klasztorow i katakumb- dzieci budowaly wieze z kosci, czaszki sluzyly za pilke co odwazniejszym chlopakom, a gdy troche podrosli to wieczorami straszyli nimi dziewczeta albo podrzucali nielubianej sasiadce do wychodka. "Najlepsza" historia byla z Jedrzychowa, gdzie ponoc jedna mumia zostala ubrana w dres i posadzona na przystanku autobusowym. Trzeba przyznac, ze tu fantazja najbardziej poszybowala Łażac po lesie w Wąbnicach zastawiam sie jakie historie mialy miejsce w tym mauzoleum. A widac, ze jakies miały..
W Wierzchowicach tez zagladamy na stary, mocno zarosly krzakami cmentarzyk z resztkami dawnej kaplicy
Nieopodal bardzo przypadla mi do gustu jedna stodola- taka cieniowana!
A gdzies nad ktoryms ze stawow wyczaiłam przyczepe. Ciekawe czy skodusia by pociagnela taki ciezar? To bylby klimat z taka jezdzic! Jak widac- ogrzewanie ma, wiec i na zime by sie nadala. Wnetrze tez pewnie urzadzone w stylu "barak drwali" To bylaby wolnosc- gdzie my tam i wiata! Zajechac taka na jakis wypicowany "eurokemping" i obserwowac miny ludzi!
Miały byc dzis spacery wsrod stawow, kląskania ptakow i wygrzewanie sie w wiosennym sloncu. Wyszlo - troche inaczej... Ale tez bylo fajnie!
Poczatkowo byl plan powloczyc sie w okolicy Brzostowa, polazic nad stawami, odnalezc dwa zagubione w lesie cmentarze. Skodusie zostawiamy przy jakis zabudowaniach folwarcznych.
Sympatycznymi alejami suniemy w strone lasu.
Po drodze okazuje sie, ze stawy wyschly albo spuscili z nich wode? Fakt taki, ze stawow brak.
Cmentarzy tez nie znalezlismy. Nie wiem czy ich nie bylo czy zle szukalismy?
Znajdujemy za to srodlesny domek, chyba jakis bunkier przystosowany do tych celow. Mieszkancow nie spotkalismy, a szkoda, fajnie by bylo pogadac.
Jest tu tez szary przystanek autobusowy z przyklejona kapliczka w jaskrawych kolorach. Przedstawiona kobieta ma twarz zombi, nie wiem czy tak bylo od poczatku czy uzyskala ją dopiero podczas rekonstrukcji
W Żeleźnikach znajdujemy wiosne
i odpowiedz na pytanie czemu wies sie tak nazywa
W Luboradowie odwiedzamy cmentarzyk, z ktorego malo juz zostalo
Acz trzeba przyznac, ze kilka najlepiej zachowanych grobow jest odwiedzanych, leża kwiatki, znicze, ktos tu bywa.
W Kotlarce przedwojenny cmentarz jest w stanie sporo lepszym, mozna odnalezc wiele napisow. Wloczac sie po tym Dolnym Slasku strasznie zaluje, ze wszystko zapomnialam co sie kiedys dawno temu uczylam z niemieckiego.. Tyle mozna by teraz poczytac.. Chyba 6 lat nauki, same piątki mialam a we łbie nic nie zostalo...
W Grabownicy wspinamy sie na wieze, ktora jest zaciszna i calkiem nadajaca sie na nocleg
Mielismy nadzieje, ze moze wiosna to jakies ptactwo wypatrzymy. Ptactwa oczywiscie nie ma, jest tylko szara zszargana wiatrem toń wodna wsrod plowych szuwarow...
Jest tez stary jaz
Przy jednym z domow pasie sie tłusta swinka
W Wąbnicach szukamy mauzoleum Hochbergów, ktore siedzi ukryte w lesie, za wsia na pagorku. Sarkofagi sa puste, nieboszczyki pewnie juz dawno temu sie "zuzyly" sluzac za zabawki lokalnej dzieciarni. Upiorne sa historie zaslyszane po roznych wioskach tych terenow- co spotkalo zwloki z roznych cmentarzy, klasztorow i katakumb- dzieci budowaly wieze z kosci, czaszki sluzyly za pilke co odwazniejszym chlopakom, a gdy troche podrosli to wieczorami straszyli nimi dziewczeta albo podrzucali nielubianej sasiadce do wychodka. "Najlepsza" historia byla z Jedrzychowa, gdzie ponoc jedna mumia zostala ubrana w dres i posadzona na przystanku autobusowym. Trzeba przyznac, ze tu fantazja najbardziej poszybowala Łażac po lesie w Wąbnicach zastawiam sie jakie historie mialy miejsce w tym mauzoleum. A widac, ze jakies miały..
W Wierzchowicach tez zagladamy na stary, mocno zarosly krzakami cmentarzyk z resztkami dawnej kaplicy
Nieopodal bardzo przypadla mi do gustu jedna stodola- taka cieniowana!
A gdzies nad ktoryms ze stawow wyczaiłam przyczepe. Ciekawe czy skodusia by pociagnela taki ciezar? To bylby klimat z taka jezdzic! Jak widac- ogrzewanie ma, wiec i na zime by sie nadala. Wnetrze tez pewnie urzadzone w stylu "barak drwali" To bylaby wolnosc- gdzie my tam i wiata! Zajechac taka na jakis wypicowany "eurokemping" i obserwowac miny ludzi!
Miały byc dzis spacery wsrod stawow, kląskania ptakow i wygrzewanie sie w wiosennym sloncu. Wyszlo - troche inaczej... Ale tez bylo fajnie!
- Poznaj Beskidy
- początkujący
- Posty: 49
- Rejestracja: czwartek 20 lut 2014, 09:15
- Kontakt:
Buba... ale ten świat mały. Ja się zastanawiam czy Ty w ogóle masz czas na pracę bo Twoje wpisy i relacje widzę wszędzie od grup na Facebooku po fora internetowe. Jako Turystykon pierwszy raz zetknąłem się z Tobą na Forum Beskidzkim, a po ładnych kilku latach tutaj. Ha! Może w końcu spotkamy się na jakimś tripie z Pudelkiem i Eco. Pozdrawiam z Beskidów!
Zapraszamy na XI Rajd Górski "Leśnicy w Beskidach" w dniach 7-8 października 2017 roku w Węgierskiej Górce w Dolinie Soły. Wpisowe 225 zł/os.
Ze względu na spore zainteresowanie, powiększyliśmy bazę noclegową o pokoje o podwyższonym standardzie na terenie OW Azalia.
Ze względu na spore zainteresowanie, powiększyliśmy bazę noclegową o pokoje o podwyższonym standardzie na terenie OW Azalia.
Ale jaja! Swiat jest jednak maly! A my w ten weekend m.in. z Pudelkiem i eco bylismy w Gorach Bystrzyckich i wspominalismy wspolne zloty z dawnych lat, jeszcze z forum beskidzkiego!Poznaj Beskidy pisze:Buba... ale ten świat mały. Ja się zastanawiam czy Ty w ogóle masz czas na pracę bo Twoje wpisy i relacje widzę wszędzie od grup na Facebooku po fora internetowe. Jako Turystykon pierwszy raz zetknąłem się z Tobą na Forum Beskidzkim, a po ładnych kilku latach tutaj. Ha! Może w końcu spotkamy się na jakimś tripie z Pudelkiem i Eco. Pozdrawiam z Beskidów!
A na pisanie relacji ostatnio mam troche wiecej czasu niz kiedys- od 2 lat nie pracuje- jestem na urlopie wychowawczym.
Nie wiem czy ty zagladasz na forum gorybezgranic, tam cos ostatnio pisali ze trzeba by zlocik jakis zapodac!
- Poznaj Beskidy
- początkujący
- Posty: 49
- Rejestracja: czwartek 20 lut 2014, 09:15
- Kontakt:
Jaja jak berety moherowe i fruwające jak kanie podczas halnego. Kurcze, z nimi zawsze wspominamy zloty z dawnych lat. Może zadziałamy coś w tym kierunku?!buba pisze:Ale jaja! Swiat jest jednak maly! A my w ten weekend m.in. z Pudelkiem i eco bylismy w Gorach Bystrzyckich i wspominalismy wspolne zloty z dawnych lat, jeszcze z forum beskidzkiego!
To pogratulować. Widać, że czasu masz więcej.buba pisze:A na pisanie relacji ostatnio mam troche wiecej czasu niz kiedys- od 2 lat nie pracuje- jestem na urlopie wychowawczym.
Dawno dawno temu i nieprawda, ale chyba się zmotywuję i zaglądnę tam. Do zlotu nastawiam się bardzo pozytywnie. Byleby mi tylko termin spasował. Jak się chce to się da, więc trzymam kciuki za powodzenia akcji.buba pisze:Nie wiem czy ty zagladasz na forum gorybezgranic, tam cos ostatnio pisali ze trzeba by zlocik jakis zapodac!
Zapraszamy na XI Rajd Górski "Leśnicy w Beskidach" w dniach 7-8 października 2017 roku w Węgierskiej Górce w Dolinie Soły. Wpisowe 225 zł/os.
Ze względu na spore zainteresowanie, powiększyliśmy bazę noclegową o pokoje o podwyższonym standardzie na terenie OW Azalia.
Ze względu na spore zainteresowanie, powiększyliśmy bazę noclegową o pokoje o podwyższonym standardzie na terenie OW Azalia.
W pierwszy prawdziwie wiosenny weekend jedziemy w okolice Ścinawy, powłoczyc sie po tamtejszych wioskach, z ktorych praktycznie kazda oferuje jakies ciekawostki, fajne klimaty i pachnie przygodą
W Zaborowie zatrzymujemy sie na dluzej. Jest tu rozlegly, ogolnodostepny park, w ktorym siedza ruiny palacu. Park posiada kilka zalet- glowna z nich jest to, ze nie jest obsrany przez psy i mozna swobodnie chodzic nie patrzac pod nogi. I wypuscic kabaka, zeby małe potarzalo sie w lisciach. Miejskie parki niestety nie oferuja taki luksowow...
Wiekszosc tutejszych drzew oplata bluszcz- cos co raczej kojarzy mi sie ze starymi cmentarzami.
Sam palac jest juz wydmuszką, zostaly tylko sciany i kupa gruzu w srodku.
Przy glownym wejsciu leza jakies fragmenty zwalonych kolumn czy innych ozdobnych gzymsow.
Ciekawym elementem jest herb! Wyglada jak swiezo odnowiony, wogole nie pasuje do calosci. Jakby go ktos przykleil tu niedawno. Koles z maczugą odlany jakby wczoraj!
W wiosce jest tez kosciol, o ciekawym wejsciu i rzezbionej plycie nagrobnej przyklejonej do jednej z bocznych scian.
Kolejną miejscowoscią na naszej trasie jest Wielowieś. Tu resztki palacu nie ukrywaja sie wsrod zieleni, sa wkomponowane w czynne gospodarstwo. Wokol spaceruja gęsi, kury, stoja maszyny rolnicze i szklarnie- toczy sie zwykle, wiejskie zycie, pelne dzwiekow i zapachow prawdziwej wsi. Mnie sie podoba taki klimat kontrastow, ale miejscowi nie lubia pałacu i maja w planach jego rozbiorke. Ponoc nie jest zabytkiem, bo wogole gdzies sie zaplątal w dokumentacjach i tak naprawde go tu nie ma. A ze scian odpadaja cegly i zabily juz dwie kury, wiec zlosc mieszkancow nie jest bezinteresowna. Wiadomosci te sa z drugiej reki- opowiadal nam dziadek, ktory mieszka kawalek dalej i osobiscie lubi palac, ktory “przez lata wgryzl sie w krajobraz”
Tu tez calkiem niezle zachowaly sie herby. Ciekawe, ze sa dwa. Na jednym jakas koza wcina z apatytem zielenine, na drugim widac fragmenty ptaka mutanta i mechaniczne zębatki. Musi z tym byc zwiazana jakas ciekawa historia!
W Parszowicach zatrzymujemy sie na popas. Na uboczu wsi, wsrod łąki bedacej czesciowo boiskiem, stoja sobie bardzo solidne ławy i stoly. Slonce przygrzewa juz mocno wiec miejsce jest wyjatkowo mile. Pobudzily sie owady i ich brzek niesie sie wkolo. Ale czlowiek po zimie jest spragniony ciepla, swiatla i budzacej sie do zycia przyrody! Kabaczę wciaga pol bulki z pasztetem!
Fajny maja tu kosciol- nietypowe zestawienie kamienne sciany i gont na dachu!
Czy klimatyczne miejsca biesiadne musza zawsze wystepowac stadami? Przy kosciele jest sklep, z bardzo milymi ławeczkami ukrytymi za wiata przystankowa. Oprocz lawek ktos tu tez schowal drogowskazy!
A pod drzewem tablica informujaca, ze kiedys minela jakas setna rocznica.
W Ręszowie palac stoi za murem i brama ale na szczescie sa pootwierane.
Kabaka tez irytuje, ze drzwi sa zamkniete!
Dalej ciagną sie zabudowania przypalacowe z czerwonej cegly i droga, ktora chyba wygrywa w kategorii blotnistosci- tworzy wrecz jeziora! Tu powinien odbywac sie Woodstock!!!!!!!
Mozna sobie obserwowac zmagania kotow niechcacych zamoczyc łapek!
Dalsze sciezki prowadza nas do Składowic. Tam oczywiscie tez jest palac, na terenie prywatnym. Zabudowania gospodarcze sa uzywane, caly czas kłebia sie wokol samochody, maszyny i kupa ludzi. Na szczescie sa zajeci swoja praca i na mnie nie zwracaja uwagi. Teren jest bardzo glosny, wyja silniki, skowycza piły, wiertarki i szlag wie co jeszcze...
Palac lezy lekko na obrzezu calosci, w parku tzn park widzimy na pierwszym planie....
Istniejace drzwi i okna jakas nieznana siła zasysa do srodka…
Za palacem jest wysypisko smieci, gruzu i mączki rybnej.
Sposrod innych okolicznych budynek wyroznia plaskorzezba Jana Jonstona, uczonego, ktory tu pomieszkiwal w XVII wieku
W innych czesciach wsi tez widac zamiłowanie do pielęgnacji drzewostanu. Bo ponoc przycinanie drzewom sluzy na zdrowie, sa przez to piekniejsze i okolica wyglada "porzadniej" (tak przynajmniej kiedys powiedzieli mi w naszej, osiedlowej spoldzielni...)
W Toszowicach palac polozony jest tez na uboczu i prowadzi do niego blotnista droga, wytloczona w ciekawe desenie.
Wokol biegaja calkiem juz wiosenne koty, parami, miauczac glosami zarzynanych niemowląt co nieco niepokoi kabaczka
Szumią na wietrze gałezie starych drzew a park przypalacowy trzesie sie od spiewu wieczornego ptactwa, ktore chyba wlasnie uklada sie do snu..
Na jednej ze scian zachowal sie stary napis
Nieopodal stoi maly budyneczek, jakby dawnej strozowki czy czegos w ten desen. Obecnie pelni role imprezowni, pijalni, gospody i swietlicy wiejskiej. Wyposazony w calkiem porzadne meble!
A ten obiekt byl juz niestety nieczynny….
Na nocleg zatrzymujemy sie w Ścinawie. Jest tu schronisko mlodziezowe polozone w budynku dzielonym miedzy Centrum Turystyki a MOPS.
Kabaczek caly wieczor bawi sie krzesłami. Sa lekkie, kolorowe i robia dzyń! jak sie zderzaja. Nigdy bym nie wpadla, ze mozna zapodac takie ciekawe i wymyslne zabawy przy uzyciu dwoch krzesel!
Za sciana mieszka robotnik, ktorego nachodzi lokalny kumpel, chyba niekoniecznie ku uciesze lokatora.. Raz dobija sie tez do nas. W innym pokoju mieszka jakas babka tzn chyba mieszka… bo ponoc oplacila pokoj na trzy dni i zniknela..
Wieczorem ide po pizze. Gdy z nia wracam zagaduje mnie kilku żulikow stojacych pod marketem. Podejmuje rozmowe i nagle oczy wyłaża mi na wierzch! Jeden z ekipy wyglada zupelnie jak Kaczyński! Po prostu klon! Chyba nie umiem byc skryta i stłamsic w sobie emocji- widac gapie sie jak przyslowiowy wół na malowane wrota! Ekipa to oczywiscie zauwaza i dopytuje- co podobny, podobny, nie? Gosc jest chyba juz zmeczony swoja popularnoscia, mowi, ze probowal zapuszczac wąsy i brode ale nic nie pomoglo. Kumple oczywiscie ciagle mu dogaduja “wszystko wskazuje, ze bylo ich trzech!”, “Tak, tak, Lechu przezyl “zamach” i zaszyl sie w Ścinawie! Tu go ruscy nie znajda! Tu jest bezpieczny!”, “My wiemy, ze katastrofa smolenska ma drugie dno, oj my wiemy!”. Sytuacji nie pomaga, ze dany obywatel ma nazwisko rowniez pochodzace od nazwy drobiu przydomowego. Koledzy zmuszaja go aby pokazal mi dowod, wiec wiem ze nie kłamią Pikanterii sytuacji dodaje fakt, ze ow osobnik sprowadzil sie do Ścinawy w 2011 roku. Nikt go wczesniej tu nie znal. Wedlug jego wersji (kumple maja inna ) mieszkal z zona pod Prochowicami ale go wywalila z chalupy bo za duzo pił. Wrocil do Scinawy bo tu spedzil dziecinstwo i ma domek po rodzicach. Wyjechal stad w latach 70 tych do szkol, internatow i hoteli robotniczych… Planuję sobie zrobic z nim zdjecie ale niestety nie wyraza zgody.. Byloby zdjecie roku! Proponuje, ze postawie skrzynke piwa, ale jest nieugiety. Bardzo sie to nie podoba kolegom, ktorzy juz widza zastosowanie dla tej skrzynki piwa Jeden wiec przez drugiego woła- “To ze mna sobie zrob fote, albo z Wackiem- zobacz, on tez przystojny!”
Zegnam sympatyczna ekipe, oddalam sie w mrok.. W tle slysze juz z oddali: “Ale zdupcyłes, Waldek… 20 butelek browara poszło sie @&^&#…” Chyba mu dlugo nie wybaczą…
W Zaborowie zatrzymujemy sie na dluzej. Jest tu rozlegly, ogolnodostepny park, w ktorym siedza ruiny palacu. Park posiada kilka zalet- glowna z nich jest to, ze nie jest obsrany przez psy i mozna swobodnie chodzic nie patrzac pod nogi. I wypuscic kabaka, zeby małe potarzalo sie w lisciach. Miejskie parki niestety nie oferuja taki luksowow...
Wiekszosc tutejszych drzew oplata bluszcz- cos co raczej kojarzy mi sie ze starymi cmentarzami.
Sam palac jest juz wydmuszką, zostaly tylko sciany i kupa gruzu w srodku.
Przy glownym wejsciu leza jakies fragmenty zwalonych kolumn czy innych ozdobnych gzymsow.
Ciekawym elementem jest herb! Wyglada jak swiezo odnowiony, wogole nie pasuje do calosci. Jakby go ktos przykleil tu niedawno. Koles z maczugą odlany jakby wczoraj!
W wiosce jest tez kosciol, o ciekawym wejsciu i rzezbionej plycie nagrobnej przyklejonej do jednej z bocznych scian.
Kolejną miejscowoscią na naszej trasie jest Wielowieś. Tu resztki palacu nie ukrywaja sie wsrod zieleni, sa wkomponowane w czynne gospodarstwo. Wokol spaceruja gęsi, kury, stoja maszyny rolnicze i szklarnie- toczy sie zwykle, wiejskie zycie, pelne dzwiekow i zapachow prawdziwej wsi. Mnie sie podoba taki klimat kontrastow, ale miejscowi nie lubia pałacu i maja w planach jego rozbiorke. Ponoc nie jest zabytkiem, bo wogole gdzies sie zaplątal w dokumentacjach i tak naprawde go tu nie ma. A ze scian odpadaja cegly i zabily juz dwie kury, wiec zlosc mieszkancow nie jest bezinteresowna. Wiadomosci te sa z drugiej reki- opowiadal nam dziadek, ktory mieszka kawalek dalej i osobiscie lubi palac, ktory “przez lata wgryzl sie w krajobraz”
Tu tez calkiem niezle zachowaly sie herby. Ciekawe, ze sa dwa. Na jednym jakas koza wcina z apatytem zielenine, na drugim widac fragmenty ptaka mutanta i mechaniczne zębatki. Musi z tym byc zwiazana jakas ciekawa historia!
W Parszowicach zatrzymujemy sie na popas. Na uboczu wsi, wsrod łąki bedacej czesciowo boiskiem, stoja sobie bardzo solidne ławy i stoly. Slonce przygrzewa juz mocno wiec miejsce jest wyjatkowo mile. Pobudzily sie owady i ich brzek niesie sie wkolo. Ale czlowiek po zimie jest spragniony ciepla, swiatla i budzacej sie do zycia przyrody! Kabaczę wciaga pol bulki z pasztetem!
Fajny maja tu kosciol- nietypowe zestawienie kamienne sciany i gont na dachu!
Czy klimatyczne miejsca biesiadne musza zawsze wystepowac stadami? Przy kosciele jest sklep, z bardzo milymi ławeczkami ukrytymi za wiata przystankowa. Oprocz lawek ktos tu tez schowal drogowskazy!
A pod drzewem tablica informujaca, ze kiedys minela jakas setna rocznica.
W Ręszowie palac stoi za murem i brama ale na szczescie sa pootwierane.
Kabaka tez irytuje, ze drzwi sa zamkniete!
Dalej ciagną sie zabudowania przypalacowe z czerwonej cegly i droga, ktora chyba wygrywa w kategorii blotnistosci- tworzy wrecz jeziora! Tu powinien odbywac sie Woodstock!!!!!!!
Mozna sobie obserwowac zmagania kotow niechcacych zamoczyc łapek!
Dalsze sciezki prowadza nas do Składowic. Tam oczywiscie tez jest palac, na terenie prywatnym. Zabudowania gospodarcze sa uzywane, caly czas kłebia sie wokol samochody, maszyny i kupa ludzi. Na szczescie sa zajeci swoja praca i na mnie nie zwracaja uwagi. Teren jest bardzo glosny, wyja silniki, skowycza piły, wiertarki i szlag wie co jeszcze...
Palac lezy lekko na obrzezu calosci, w parku tzn park widzimy na pierwszym planie....
Istniejace drzwi i okna jakas nieznana siła zasysa do srodka…
Za palacem jest wysypisko smieci, gruzu i mączki rybnej.
Sposrod innych okolicznych budynek wyroznia plaskorzezba Jana Jonstona, uczonego, ktory tu pomieszkiwal w XVII wieku
W innych czesciach wsi tez widac zamiłowanie do pielęgnacji drzewostanu. Bo ponoc przycinanie drzewom sluzy na zdrowie, sa przez to piekniejsze i okolica wyglada "porzadniej" (tak przynajmniej kiedys powiedzieli mi w naszej, osiedlowej spoldzielni...)
W Toszowicach palac polozony jest tez na uboczu i prowadzi do niego blotnista droga, wytloczona w ciekawe desenie.
Wokol biegaja calkiem juz wiosenne koty, parami, miauczac glosami zarzynanych niemowląt co nieco niepokoi kabaczka
Szumią na wietrze gałezie starych drzew a park przypalacowy trzesie sie od spiewu wieczornego ptactwa, ktore chyba wlasnie uklada sie do snu..
Na jednej ze scian zachowal sie stary napis
Nieopodal stoi maly budyneczek, jakby dawnej strozowki czy czegos w ten desen. Obecnie pelni role imprezowni, pijalni, gospody i swietlicy wiejskiej. Wyposazony w calkiem porzadne meble!
A ten obiekt byl juz niestety nieczynny….
Na nocleg zatrzymujemy sie w Ścinawie. Jest tu schronisko mlodziezowe polozone w budynku dzielonym miedzy Centrum Turystyki a MOPS.
Kabaczek caly wieczor bawi sie krzesłami. Sa lekkie, kolorowe i robia dzyń! jak sie zderzaja. Nigdy bym nie wpadla, ze mozna zapodac takie ciekawe i wymyslne zabawy przy uzyciu dwoch krzesel!
Za sciana mieszka robotnik, ktorego nachodzi lokalny kumpel, chyba niekoniecznie ku uciesze lokatora.. Raz dobija sie tez do nas. W innym pokoju mieszka jakas babka tzn chyba mieszka… bo ponoc oplacila pokoj na trzy dni i zniknela..
Wieczorem ide po pizze. Gdy z nia wracam zagaduje mnie kilku żulikow stojacych pod marketem. Podejmuje rozmowe i nagle oczy wyłaża mi na wierzch! Jeden z ekipy wyglada zupelnie jak Kaczyński! Po prostu klon! Chyba nie umiem byc skryta i stłamsic w sobie emocji- widac gapie sie jak przyslowiowy wół na malowane wrota! Ekipa to oczywiscie zauwaza i dopytuje- co podobny, podobny, nie? Gosc jest chyba juz zmeczony swoja popularnoscia, mowi, ze probowal zapuszczac wąsy i brode ale nic nie pomoglo. Kumple oczywiscie ciagle mu dogaduja “wszystko wskazuje, ze bylo ich trzech!”, “Tak, tak, Lechu przezyl “zamach” i zaszyl sie w Ścinawie! Tu go ruscy nie znajda! Tu jest bezpieczny!”, “My wiemy, ze katastrofa smolenska ma drugie dno, oj my wiemy!”. Sytuacji nie pomaga, ze dany obywatel ma nazwisko rowniez pochodzace od nazwy drobiu przydomowego. Koledzy zmuszaja go aby pokazal mi dowod, wiec wiem ze nie kłamią Pikanterii sytuacji dodaje fakt, ze ow osobnik sprowadzil sie do Ścinawy w 2011 roku. Nikt go wczesniej tu nie znal. Wedlug jego wersji (kumple maja inna ) mieszkal z zona pod Prochowicami ale go wywalila z chalupy bo za duzo pił. Wrocil do Scinawy bo tu spedzil dziecinstwo i ma domek po rodzicach. Wyjechal stad w latach 70 tych do szkol, internatow i hoteli robotniczych… Planuję sobie zrobic z nim zdjecie ale niestety nie wyraza zgody.. Byloby zdjecie roku! Proponuje, ze postawie skrzynke piwa, ale jest nieugiety. Bardzo sie to nie podoba kolegom, ktorzy juz widza zastosowanie dla tej skrzynki piwa Jeden wiec przez drugiego woła- “To ze mna sobie zrob fote, albo z Wackiem- zobacz, on tez przystojny!”
Zegnam sympatyczna ekipe, oddalam sie w mrok.. W tle slysze juz z oddali: “Ale zdupcyłes, Waldek… 20 butelek browara poszło sie @&^&#…” Chyba mu dlugo nie wybaczą…
Jest tutaj: http://www.lasypolskie.pl/viewtopic.php?t=46025buba pisze:a kiedy i gdzie jest? nie moge cos znalezc watku zlotowego..
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Zaintrygowałaś mnie - portal bowiem wygląda na współczesny zamkowi Malborskiemu natomiast nagrobek na pierwszy rzut oka to Renesans. Poszukałem danych i rzeczywiście - kościół pochodzi z XIV/XV wieku a obecny kształt to efekt przebudowy w XIX wieku.buba pisze:W wiosce jest tez kosciol, o ciekawym wejsciu i rzezbionej plycie nagrobnej przyklejonej do jednej z bocznych scian.
Pałac jest z XVIII wieku.
Rejestr zabytków nieruchomych woj. dolnośląskiego. Narodowy Instytut Dziedzictwa:
- kościół par. p.w. Wniebowzięcia NMP, XIV/XV, 1869-70, nr rej.: A/2543/1780 z 11.07.1966
- cmentarz przykościelny, nr rej.: A/2544/891/L z 16.02.1990
- cmentarz par., 2 poł. XIX, nr rej.: A/2545/892/L z 16.02.1990
- zespół pałacowy, XVIII-XIX:
- pałac (ruina), nr rej.: A/3456/276 z 11.05.1951
- park, nr rej.: A/3457/536/L z 16.06.1979
Rzeczywiście. Pałac jest z 1727 roku. W rejestrze zabytków go nie ma. Z Wielowsi wpisano jedynie:buba pisze:Ponoc nie jest zabytkiem, bo wogole gdzies sie zaplątal w dokumentacjach i tak naprawde go tu nie ma.
- kościół ewangelicki, ob. rzym.kat. par. p.w. Narodzenia NMP, 1721, nr rej.: A/2529/1778 z 11.07.1966
- mauzoleum rodziny Schulz, 1856, nr rej.: 136/A/02 z 1.10.2002
- cmentarz par. przy kościele, XIV, nr rej.: A/2530/890/L z 16.02.1990
Zwróć uwagę, że w Zaborowie też są dwa. Często umieszczano herby męża i żony. Pewnie i tutaj taka historia.buba pisze:Ciekawe, ze sa dwa.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.