megaprzygoda czyli o spaniu w lesie

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
mazeno

megaprzygoda czyli o spaniu w lesie

Post autor: mazeno »

wyjde w koncu z podziemi, zeby was troche rozruszac, bo jak zabraklo spaslaka (elwooda), to nic sie tu nie dzieje procz cytowania wiadomosci wychwyconych gdzies na sieci.

gdzie indziej zatytuowalem to "o spaniu po rowach". jak zwal tak zwal.
wszystkich nas (opisanych w ponizszym opowiadaniu, a i w nastepnych tez) laczy to "spanie w lesie" czy "po rowach".
narkotyk wolnosci.
wolnosci od cywilizacyjnej sciemy.
od plastiku wokol nas, nie tylko tego fizycznego, ale i - a moze przede wszystkim - duchowego.
od udawania kogos, kim sie nie jest.
mamy XXIw, wszedzie patrza kamery, wiec ludzie udaja. aktorstwo w modzie.
w lesie na szczescie kamer nie ma jeszcze zbyt wiele (pomijam takie przypadki jak "dolina fotokomorek" w tatrach).

o lesnikach tez bedzie. o roznych - fajnych, niefajnych i sukinsynach.
bedziecie mnie lubic, bedziecie mnie tez przeklinac (bo mam niewyparzony jezyk i jestem niczym "strup na dupie" - okreslenie jednego z moich kumpli).
bo dla mnie ludzie nie dziela sie na lesnikow, ksiezy czy alpinistow.
dziela sie na takich, co maja w sobie.

zaczne od paru spraw istotnych - dla mnie, ale nie tylko.

tytulem wyjasnienia:
"megaprzygoda" powstala z powiedzonek mojego niezyjacego przyjaciela (i ziecia) - i jemu tez poswiecam ponizsza wycieczke i ponizszy tekst.

[center]***[/center]

[center]pamieci wojtka kozuba[/center]

[center]***[/center]

zeby zegarek mogl tykac, sprezynka musi byc nakrecona.

Obrazek
(fot. lukasz heretyk)

to zdjecie zostalo zrobione gdzies w okolicach przeleczy tengizbay ashuu w malym alaju w kirgistanie. nie wiem czy ktos zna ta przelecz - opisywal ja bronislaw grabczewski jako bardzo ciezka do przebycia (na koniach). wojtek i lukasz przez dwa dni pchali tamtedy rowery lub (czesciej) niesli na plecach. dwa dni po kamieniach, glazach, piarzyskach z rowerami na plecach. ten kawalek na zdjeciu powyzej, na ktorym wojtek pcha rower, to jeden z latwiejszych - podobnie jak ten na ponizszym (lukasz po lewej, wojtek po prawej):

Obrazek
(fot. lukasz heretyk)

wojtek wyruszyl z lukaszem (ktory przywiozl rowery z polski) na ta wycieczke po kirgistanie bezposrednio po jednej ze swoich wypraw wspinaczkowych - praktycznie z marszu, bez zadnego odpoczynku. zjechal ze sciany po miesiacu wspinania, zszedl w doliny i wsiadl na rower. zrobili ponad 800km po tym kraju, gdzie nawet drogi glowne wtedy byly w wiekszosci szutrowe.

poniewaz mam juz swoje lata, jakis czas temu zaczelo mi sie wydawac, ze powinienem zaczac zwalniac tempo - jak czlowiek "powaznieje z wiekiem" to zmienia sie troche perspektywa spojrzenia. kiedys, jak bylem mlodszy, jechalem z zona w alpy stopem, zostawialem kobite, zeby sie poopalala przy stacji kolejki na aquille du midi, a sam szedlem wspinac sie na 400-metrowa droge lodowa solo - dzisiaj juz sie nie wspinam bez asekuracji. owszem, przychodza jeszcze rozne durne pomysly do lba, ale juz troche rzadziej. a wraz z mniejsza iloscia tych durnych, mniej jest rowniez tych mniej durnych, ale zarazem i wariackich (tak pozytywnie). slowem - czlek z wiekiem kapcanieje. dopoki nie dostaje kopa. kopa czyli nakrecenia sprezynki.

Obrazek
wojtek w gorach kirgistanu (fot. lukasz heretyk)

wojtek to byl chlopak, ktory mnie, starego dziada Obrazek nakrecal - tak jak sie nakreca zegarki. nie w sensie patologicznym, tak jak sie nakrecaja ludzie w korporacjach ("zwiekszac sprzedaz, panie grzegorzu"), ino w sensie pozytywnym - "kopal w tylek" (ten psychiczny) tym, co robil. a przede wszystkim - jak to robil. przykladowo: zima, siedzimy gdzies w tatrzanskiej scianie czternasta godzine na jakims trudnym wspinie, ja padam ze zmeczenia na tzw. ryj, a jemu geba sie smieje: "ale przygoda!". to on wybieral sciany i drogi - najczesciej byly to miejsca odlegle od schronisk, gdzie ludzie nie zagladaja i nie "kibicuja", nikt nie patrzy, jak ci idzie. jak biegac po gorach, to po nocy, bez publicznosci. no taki byl.
ciagnal mnie za wszarz do tego swojego kieratu, a mnie z tym bylo dobrze - jak sie patrzylo na chlopaka z jaka radoscia robi w zyciu rozne rzeczy, to samemu sie bardziej chcialo.
wiec tak mnie to nakrecalo. i ciagle jeszcze nakreca.

[center]***[/center]

Obrazek

to jest szczegolnie wazne dla mnie miejsce. bylem tam z kilkadziesiat razy, najczesciej w srodku nocy. babia to zadna jakas wielka gora, ale dla mnie ma bardzo osobiste znaczenie.

najczesciej w srodku tygodnia, po robocie, gdzies kolo godziny 18-ej, 19-ej umawialismy sie na matecznym (rondo w krakowie). stala ekipa czyli wojtek, rafal i ja oraz czasem ktos jeszcze. rafal, choc mial najblizej, zawsze sie spoznial. wskakiwalismy w jego auto i heja na zakopianke. okolo 21-ej, moze deko pozniej, zostawialismy auto na parkingu w zawoji-markowej i dymalismy przez markowe szczawiny i brone (przelecz) na wierzcholek babiej. okolo poltorej godziny do gory, chwila odpoczynku, potem trzy kwadranse, czasem godzina, w dol. okolo 2-ej w nocy bylismy juz spowrotem w krakowie, rano o 7-ej pobudka do roboty.
bywalo, ze i dwa razy w tygodniu.
ganialismy lato, zima (jak nawalilo pol metra swiezego sniegu, to wtedy nie - czekalismy pare dni az osiadzie, ale nawet porzadna zlewa nam juz nie przeszkadzala, bo jak czlowiek porzadnie spocony, to i tak mokry), przy swietle czolowek (ja czasem zapominalem i wtedy bieglem bez - jeden z moich kumpli mawia o mnie, ze mam noktowizory w oczach).
i prawie zawsze na wierzcholku pizdzilo, bo na babiej z reguly pizdzi.
biegalismy czasem innymi szlakami (np. z kiczorow czy krowiarek), ale markowa-brona-babia najbardziej nam odpowiadala ze wzgledu na duze przewyzszenie przy stosukowo krotkiej trasie - chodzilo o to, zeby wyspac sie jeszcze te kilka godzin przed wstawaniem do roboty.
nota bene wojtek kilka razy pobiegl na babia z krakowa - zajmowalo mu to ok. 18-22 godziny w zaleznosci od trasy (ok. 100-120km). nie dla slawy, poklasku czy medali - dla siebie, mial adhd, duzo mocniejsze niz moje.
teraz wojtka juz nie ma.
a tak mnie wlasnie nakrecal.

(zdjec z tych wypadow mam niestety niewiele, bo rzadko kiedy bralem aparat - tym sa dla mnie one cenniejsze.)

dlaczego o tym wszystkim pisze?
to wstep do tego, co ponizej.

[center]***[/center]

wlasnie minela 2-ga rocznica smierci wojtka - z tej okazji zrobilem sobie taki "prywatny memorial wojtka" - ponad 440-kilometrowa wloczege, ze startem w lesniczowce u mojego kumpla mario, a z meta na wiktorowkach w tatrach (gdzie w rocznice smierci wojtka odbyla sie msza w jego intencji), po drodze z przystankiem pod poteznym, 850-metrowej wysokosci, filarem ganku w tatrach (miejscem, gdzie w marcu 2011 wspinalismy sie z wojtkiem ostatni raz razem; trzecim w zespole byl krzysiek).
tak wyglada rzeczony filar - meczylismy go non-stop przez 26 godzin akcji w scianie, calosc "od drzwi do drzwi" (czyli od spania na parkingu na lysej polanie do powrotu do domu) - 46 godzin. filar to ta formacja spadajaca w dol z tego oswietlonego sloncem najwyzszego wierzcholka, prawie na srodku kadru, do czarnej skalnej sciany na dole:

Obrazek

filar ganku zima to jedna z najbardziej powaznych drog wspinaczkowych w tatrach - oddalony o caly dzien drogi od najblizszego schroniska, dosc skomplikowany topograficznie zwlaszcza w kopule szczytowej, tam rowniez najtrudniejszy technicznie - ostatnie 300m jest najtrudniejsze (robilismy ta czesc w nocy). na taka wyrype mozna sobie pozwolic tylko z kims, na kim polega sie w 100% - na wojtku mozna bylo polegac w 100%.
wiec taki czlowiek wymaga specjalnego "memorialu":

Obrazek
wojtek w scianie filara.

i dlatego postanowilem z tej okazji troche bardziej nietypowo sie zmeczyc.

[center]***[/center]

po tym wstepie wracamy do mariowej lesniczowki (tej, z ktorej zaczynam wycieczke).

mario to moj kumpel lesnik, ale bardzo nieschematyczny lesnik.
to fantastyczny koles, serdeczny chlop. dosc powiedziec, ze widzac, iz dorzynam pare dziurawych adidasow (no przecie nie bede lazl w las w "kosciolkowych" butach) podarowal mi nowki sztuki przydzialowe buty. ot, tak po prostu, bez zadnej prosby czy nawet sugestii z mojej strony. takie buty sa na bide ze trzy stowki warte.

(uwaga! ponizej upada argumentacja niektorych z was, ze sie nie da ma dluzsze wycieczki machnac, bedac lesnikiem. 26 dni urlopu to 5 tygodni dni roboczych.)
mario to rowniez gosc, ktory w 2006r samotnie (w jedno auto z jednym kolega na pokladzie) wracajac z mongolii, posiadajac jedynie cos na ksztalt mapy sciennej rosji, przejechal wzdluz bajkalsko-amurskiej magistrali, nie bardzo nawet majac swiadomosc, ktoredy dokladnie jedzie i co robi.

co to znaczy przejechac wzdluz bajkalsko-amurskiej magistrali (bam)?
dosc powiedziec, ze pokonaniem tej trasy chelpi sie raptem kilkanascie osob na swiecie - zas niektorzy "wielcy podroznicy" twierdza, ze jako pierwsi pokonali bam samochodami... a zrobili to kilka lat po mariu i jego kumplu.
mario publicznie niewiele mowi o swojej wycieczce przez bam, procz tego, ze pierwszy na pewno nie byl - bo pierwsi byli budowniczowie bam-u (glownie wiezniowie lagrow), a pozniej wielu miejscowych. ponizej pare migawek z tej ich pojezdki:


Obrazek
fot. mario

Obrazek
fot. mario

Obrazek
fot. mario

Obrazek
fot. mario

Obrazek
fot. mario

taki jest mario.
skromny i fantastyczny.

w sobote, dwa tygodnie temu, przywloklem sie do maria pociagiem, chytrze kalkulujac wstrieciu z innym naszym, rownie niezle popieprzonym, kumplem (niejakim "pastorem"), podazajacym w kierunku polnocno-wschodnim - w odwiedziny do jeszcze innego, takiego samego jak my, zjeba - zbycha "strangera". takie spotkanie w drodze.
tych dwoch ostatnich swirow (pastor i stranger) oraz jeszcze trzech innych (lupus, szparag i adas-brytol) przedstawie wam na swoj sposob: projekt aurora (ten link to flash). trzeba miec pod czacha nie tak, zeby zima (przy -30C i zimniej) pojechac za kolo podbiegunowe na moturach.

kolegow przedstawilem, tera pora na opowiastke.

[center]***[/center]

nazarlszy sie nazbieranych wlasnymi recami za pare zlotych u mariowego sasiada trzech kilo truskawek, grilowanych na mariowym podworku trzech kilo miecha (pastor zarl jakis sciemniany oscyp), ubiwszy sobotnim wieczorem zyliard komarow metoda kolonijna ("marchewa" z recznika), zeby pastorowe szkodniki mialy spokojny sen, w niedziele pozegnawszy sie z pastorowa gromadka i mariem - ruszylem w droge.

drugim nieocenionym prezentem od maria byl antykomarowy zel.
zel o tyle skuteczny, ze gdy stalem - dopadalo mnie tylko 47 milionow komarow (zamiast 387349 zyliardow w przypadku nie uzywania tegoz zelu), ale gdy szedlem - nie dzialal w ogole. widocznie jego zapach ulatywal gdzies za mna, a komary zostawaly przy mnie. tzn. wlazily mi do uszu, nosa, geby, oczy - nawet do dupy, choc ta byla chroniona przez gacie i czesciowo przez plecak.

Obrazek
pierwsze kroki na komarowej, znaczy: mariowej ziemi.

Obrazek
krzyz przydrozny porosniety krzakami - sam krzyz "obrosniety" sztucznymi kwiatami przez wiernych.

Obrazek
przez kilka dni przesladowac mnie beda beda kominy elektrowni belchatowskiej...

Obrazek
...dlatego staram chowac sie w lasach.

przez pierwsze dni staralem sie tluc dosc duzo kilometrow, bo nie chcialem sie spoznic na sobote 6 lipca w tatry. co prawda w pierwszy dzien zrobilem ledwie 42 km, bo dosc pozno - w poludnie - wystartowalem, ale drugiego dnia juz 49 km - choc w takich dystansach drugi i trzeci dzien z reguly mam najslabsze i nie przekraczam 35 km dziennie, bo organizm jeszcze nie wpadl w rytm, a juz zaczyna odczuwac zmeczenie. ale normalnie na piechte laze po gorach - a tu plasko. wiec moze dlatego wyszlo lepiej niz sie spodziewalem.

juz w chalupie zrobilem se rozpiske dzienna (w nawiasie ogolna ilosc km):

1 - 42 km
2 - 49 km (91)
3 - 45 km (136)
4 - 39 km (175)
5 - 46 km (221)
6 - 45 km (266)
7 - 33 km (299)
8 - 7 km (306)
9 - 24 km (330)
10 - 28 km (358)
11 - 36 km (394)
12 - 16 km (410)
13 - 28 km (438)
14 - 4 km (442)

po powrocie rozwniez narysowalem sobie ta trase na google earth. ciekawie wyszlo w skali do wielkosci ziemi - troszke sie juz na niej zaznacza - to ta blekitna linia przez nasz kraj.

Obrazek

te dwa "cienkie" dni (7 km i 4 km) to dzien "odpoczynkowo-wizytowy" (o tym bedzie pozniej) i dzien ostatni, kiedy trzeba bylo tylko dojsc do kaplicy na wiktorowkach. a dzien 12-ty (16 km) to dzien ganiania po tatrach. po plaskim troche zapierniczalem - w piec dni zrobilem polowe dystansu - zas w beskidach tempo spadlo do emeryckiego. primo: przestalo mi sie spieszyc, bo juz wiedzialem, ze zdaze, wiec moglem sobie pozwolic na krotsze odcinki (takie z reguly robie w gorkach zima), secundo: noclegi planowalem tam, gdzie robie zimowe (szalasy albo jakis inny dach nad glowa), bo pogoda nie rokowala na laskawa.

pierwszego popoludnia docieram do kaszewic - jest tu piekny drewniany kosciol, zbudowany w XVIIw przez mikolaja koniecpolskiego w ramach pokuty za porzucenie stanu duchownego. do srodka nie wlazilem z aparatem, bo akurat bylo nabozenstwo.

Obrazek

dalej byly rozlewiska widawki zamienione obecnie na stawy rybne - i oczywiscie kolejne zyliardy komarow. dosc fajnie sie jednak szlo, bo podloze piaszczyste i dobra amortyzacja pod stopami. a kominy - zupelnie jak komary - dalej upiornie upierdliwe.

Obrazek

Obrazek
widawka.

w pewnym momencie zaczalem slyszec uporczywy dzwiek slyszalny w calej okolicy - jakby buczenie, z czasem coraz bardziej narastajace. po paru kilometrach juz wiedzialem ze to dzwieki z kopalni belchatowskiej - w koncu zobaczylem potezna kilkunastokilometrowej dlugosci tasmostrade laczaca obie czesci kopalni. zdjecia niestety nie mam, bo gdy przekraczalem tasmostrade pod spodem, obserwowalo mnie kilkanascie kamer, a znaki "zakaz fotografowania" wprost krzyczaly na mnie. a ze szukalem wlasnie miejsca na nocleg, to nie chcialem prowokowac ewentualnej awantury z ochrona.
wlasnie - spanie: ino jak tu spac przy takim buczeniu - wspolczuje ludziom mieszkajacym w odleglosci kilkudziesieciu kilometrow od kopalni...

w lesie na poludnie od kopalni rozpalilem ognicho, upieklem se kielbache i... musialem uciekac z lasu i szukac jakiegos zadaszenia. zbieralo sie na solidna burze. nota bene burze w okolicy belchatowa to duza zasluga elektrowni i dymow z jej kominow. schronienie znalazlem pod okapami dachu (wygladajacego na opuszczony) kosciola w kuznicy. na szczescie - bo jeszcze wieczorem byla potezna zlewa.

Obrazek

Obrazek
tu upieklem se kielbase - i stad wygonily mnie burzowe chmury.

Obrazek
poranek w kuznicy.

Obrazek
jedne z najbardziej polskich kwiatow - chabry - na lakach gdzies pod sulmierzycami.

bardzo sie zdziwilem, widzac stadko owiec i baranow na plaskich lakach wojewodztwa lodzkiego - przecie to nie podhale? dotychczas mialem wrazenie, ze polskie owce sa troche jak nepalskie czy tybetanskie jaki - potrzebuja wysokosci, zeby przetrwac. a tu masz - niziny i beczenie.

Obrazek

a jak niziny to i bagniska - tu na szczescie niegrozne, bo omijalem je droga, za to pozniej...

Obrazek

ale to pozniej. tymczasem zas mijam mnostwo opuszczonych, popadajacych w ruine gospodarstw...

Obrazek

Obrazek

...pilnowanych jedynie przez koty...

Obrazek

...i bocki.

Obrazek

Obrazek

wczesniej pisalem o tym "pozniej" ;)
"pozniej" wlasnie nastapilo.
w okolicach strzelc wielkich, gdzies za osada zamoscie-kolonia, chcialem skrocic droge przez pola. spotkani miejscowi chlopi powiedzieli, ze dawniej tam byla jakas sciezka, nawet ktos pare lat temu szedl nia na poludnie, ale teraz wszyscy jezdza droga ok. 10 km naokolo, ale tu jest tylko trzy kilometry przez te laki do tamtego lasu na horyzoncie, ale sciezka to nie wiadomo, panie... jak traficie na mostek, to dalej juz tylko gorzej...
zaryzykowalem.
i mialem nieziemskiego farta - trafilem na ten mostek.
mostek okazal sie byc "metr na metr" - doslownie. mostek nad kanalem, wlasciwie kanalikiem miedzy... kolejnymi bagniskami. kanaly charakteryzowaly sie tym, ze mozna w nie bylo wpasc do wody po pas, a w bagniskach - lazlem zanurzony tylko po kostki, no - czasem, choc rzadziej, po pol lydki, w wodzie. to wszystko w gestej dzikiej trawie, pokrzywiskach, chaszczach czepiajacych sie wszystkiego, o wysokosci prawie czlowieka, wsrod nawalnicy komarow i innego robactwa - w tym kleszczy, ktorych po tych trzech kilometrach zrzucilem z siebie kilka. piekna walka przez ponad godzine - wyszedlem z niej mokry od wod bagniska i od potu. a tak sielankowo wyglada na zdjeciu - choc tu juz koncowka przy lesie, ktory okazal sie zbawienny. pod tymi trawami - kilka-kilkanascie centymetrow wody, bajka:

Obrazek

kolejny las, za nowa brzeznica, jest jeszcze bardziej przyjazny - nie dosc, ze komarow tu juz tylko 300 milionow na kubik, to jeszcze pojadlem borowek i poziomek.

Obrazek

w koncu w miejscu wazne mlyny (zadnych mlynow nie widzialem) przekraczam warte - pierwszy raz, bo jeszcze sie z nia spotkam pozniej.

Obrazek

potem przepiekna, prosta jak strzala, 10-kilometrowa przecinka przez las - ale tutaj doslownie plulem komarami.

Obrazek

Obrazek

w koncu osiagam jakis pierwszy wyrazny etap na mapach (ktorych nota bene dzwigam nieco ponad pol kilograma) - w okolicy miejscowosci kruszyna przecinam krajowa "jedynke":

Obrazek

w kruszynie stoi barokowy kosciol z XVIIw., ufundowany przez rodzine denhoffow - potomkow kacpra denhoffa, polityka szwedzkiego, doradcy zygmunta III wazy. kacper denhoff w kruszynie wybudowal rowniez palac, dzis niestety zamkniety i mocno zniszczony. z kruszyna i rodzina denhoffow zwiazana jest ponura legenda: kilka kilometrow na poludnie od kruszyny w kierunku na borowno, wsrod pol stoi obelisk upamietniajacy smierc kacprowego syna, ktory popelnil samobojstwo po stracie ukochanej barbary szafraniec w pozarze wywolanym przez parobkow na zlecenie ojca, ktory nie chcial dopuscic do tego malzenstwa - w podpalonym budynku zginela cala rodzina szafrancow.

Obrazek

Obrazek

na nocleg pakuje sie do jakiejs opuszczonej chaty stojacej w szczerym polu za borownem - i calkiem slusznie, bo w nocy kolysze mnie do snu potezna burza i oberwanie chmury.

Obrazek

Obrazek
nie wiem kto i komu to napisal - ale po nocnej zlewie takie wlasnie odczucia mialem do tej pustej chatki - "kocham cie kwiatuszku".

po minieciu linii kolejowej pod rudnikami i bladzeniu po rudnickich lasach lapie kierunek na mstow, po drodze lapiac tez troche wody. to co widac na ponizszym zdjeciu to jest skrzyzowanie ("mojej" szutrowki z droga asfaltowa), a fontanna to przejezdzajaca ciezarowka:

Obrazek

w mstowie zatrzymuje sie na chwile, zeby rzucic okiem na kosciol i klasztor kanonikow, zalozony tu juz w XIIIw. oczywiscie obecne budynki pochodza z pozniejszego okresu - to XVIII-wieczny barok. zespol czesto ulegal zniszczeniu, w koncu zostal odbudowany w latach 30-ych XXw. zagladam tez przez krate do wnetrza.

Obrazek

Obrazek

mstow okazuje sie byc pierwsza miejscowoscia jury krakowsko-czestochowskiej na mojej trasie - przekroczywszy warte (to ten drugi raz) widze nad jej brzegami pierwsze skaly wapienne.

Obrazek

inne oznaki, ze to juz jura - to drogi wylozone wapieniem.

Obrazek

gdzies wsrod pol znajduje rzadki widok - jak najbardziej polskie dziko rosnace maki. na szczescie jeszcze nie wyginely.

Obrazek

po drodze na poludnie mijam polozony kilka kilometrow obok zamek w olsztynie pod czestochowa - widzialem go nieraz, wiec nie bede zbaczal.

Obrazek

za to nie daruje sobie - zwlaszcza, ze i tak mam po drodze - obejrzenia barokowego drewnianego kosciola sw. idziego w zrebicach. w srodku znajduje sie m. in. poznogotycki obraz matki bozej betlejemskiej pochodzacy z XVw. - niestety do wnetrza dostepu bronila krata wejsciowa, wiec widac jedynie jego fragment po prawej stronie dolnego kadru (zaslaniaja drzwi).

Obrazek

Obrazek

pozniej siedlec...

Obrazek

...polozony w sasiedztwie pustyni siedleckiej (wlasciwie zarosnietej) oraz kamieniolomu wapienia.

Obrazek

na kolejny nocleg zawedrowalem poznym wieczorem do niegowej na parafie - poprosilem o kawalek dachu nad glowa i ksiadz udostepnil salke katechetyczna. w nocy znowu zlewa. psiakrew - w takich warunkach kielbase trza jesc "na surowo", bo ogniska nie idzie rozpalic...
kosciol (p.w. sw. mikolaja) ladny - jeden z najstarszych w okolicy, romansko-gotycki, pochodzi z XIIIw. pozniej przebudowywany (dobudowano m. in. wieze), wnetrze barokowe.

Obrazek

wlasciwie w tych zlewach to mialem szczescie - w ciagu dnia mialem jedynie niewielkie deszcze, grube ulewy zdarzaly sie tylko nocami - przewidujac je, z reguly szukalem jakiegos kawalka dachu lub wiaty.
z niegowej nastepnego ranka poranna rosa prowadzi mnie w kierunku bobolic.

Obrazek

bobolice.
z reguly mam obiekcje co do odbudowywania ruin - bo z wraz z odzyskaniem szpetnego "blichtru swiezosci" najczesciej traca dusze. tutaj na szczescie jakos sie udalo osiagnac kompromis, choc polozony ponizej zamku hotel, mimo proby zachowania stylu, szpeci okrutnie. nie byl wart naciskania migawki. za to podczas prac zwiazanych z odbudowa zamku "odryto" piekna brame skalna, dawniej zarosnieta krzakami i zasypana smieciami. do bramy prowadza wykute onegdaj przez budowniczych zamku w skale schody, ktorych fragmenty sie zachowaly. zamek oczywiscie powstal za krola kazia wielkiego - wybudowanie takiego jednego kosztowalo krola okolo trzech ton srebra (ladnych parenascie milionow na dzisiejsze pieniadze), a ze skarbiec byl raczej ubogi - w ramach splaty dlugow panstwowych krol w testamencie przekazywal "orle gniazda" rycerstwu i wielmozom.

Obrazek

Obrazek

kolejny fajny punkt na trasie - gora zborow - rezerwat ostancow i mekka polskich wspinaczy. niestety mokro i zimno - targane silnym wiatrem krople deszczu dopadly moj obiektyw nawet wewnatrz groty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

potem przez lasy gory apteka w kierunku morska - tam obok koszmarnego zestawu komercyjno-rekreacyjnego (wyciag, hotel, tzw. infraskturktura) stoi sobie zamek bakowiec. zamkniety oczywiscie, a jakze.

Obrazek

no to lecim na piaseczno.

Obrazek

mijam okiennik wielki...

Obrazek

...i zerkowice. polska to nie albania, ale swoje bunkry tez ma.

Obrazek

w zerkowicach procz bunkrow stoja mocno strzezone rezydencje na ciezkie miliony - rozmawialem z miejscowymi, podobno ich wlasciciele w ogole nie odwiedzaja swoich posiadlosci (pewnie maja takich dziesiatki), bo prawie nie opuszczaja swoich prywatnych samolotow - pracuja na ich pokladach, w przelotach miedzy jedna filia swojego przedsiebiorstwa w indiach, a inna w brazylii. czy to znaczy, ze oni tez podrozuja?... chyba bym tak nie chcial. wole wloczyc sie po lasach, jak np. po tym miedzy karlinem a gora birow:

Obrazek

na gorze birow kilka lat temu postawiono rekonstrukcje sredniowiecznego grodziska - czasem wewnatrz odbywaja sie turnieje rycerskie, pokazy wojow czy inne wakacje z duchami.

Obrazek

stad juz tylko rzut beretem do podzamcza - tutaj wajda krecil swoja "zemste". zamek znam, wiec ulica krakowska, przy ktorej stoi fajna niebieska chalupa, gnam dalej na las losiec.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
las losiec.

za zelazkiem, na gorze swiniuszka - kapliczka na drzewie. matka boska opiekuje sie takimi wariatami jak mazeniak, wiec troche nizej, we wsi rodaki trafiam do przesympatycznej rodziny, ktora mnie ugoscila na noc. wykarmili, wysuszyli, wymyli i wyspali. po czym rano znowu nakarmili fest i zyczyli szerokiej drogi. czemu im nie zrobilem zdjecia? pewnie z zaskoczenia goscinnoscia.
sa jeszcze fajni ludzie na swiecie.

Obrazek

w tych samych rodakach znajduje sie kosciol (sw. marka) z XVIw. zbudowany bez uzycia gwozdzi.

Obrazek

mijam chechlo i pakuje sie w resztki pustyni bledowskiej. kiedys spedzalem tu kupe czasu - po robocie pakowalem sie do swojego 25-letniego uaza, umawialem sie z kumplem (z drugim uazem), bralismy paru innych kolegow, krate piwa, pol tony kielbachy i kilka bochenkow chleba, rozplalalismy wielkie nocne ognicho, a rano wracalismy do roboty. tam juz wiedzieli, gdzie spedzalismy noc, po ilosci piachu naniesionego do firmy Obrazek
dzis na dzien dobry pogonia cie zolnierze, straznicy itp - choc chyba troche bezsensownie, skoro chca "odbudowac" pustynie. zwlaszcza jak sie popatrzy na cale polacie wycinanych sosen. a to wyganianie rowniez pod pretekstem "twojego bezpieczenstwa" - o czym ponizej na zdjeciach.

Obrazek
jak na pustynie to dosc tu wilgotno - w nocy oczywiscie padalo.

Obrazek
samotnosc dlugodystansowca na, zarosnietej niczym geba tegoz, pustyni.

Obrazek
biala przemsza wplaw. tym razem z buta, nie na kolach.

Obrazek
karczowanie pustyni bledowskiej.

Obrazek
"w trosce o twoje bezpieczenstwo..."

Obrazek
"...w ciagu nastepnych kilku lat ustawimy tu kamery."

zostawiam pustynie z jej "niebezpieczenstwami" i obieram kierunek na rabsztyn, gdzie na wzgorzu stoja ruiny sredniowiecznego zamku, ktory szwedzi w ramach akcji "potop" zniszczyli w 1657r., a dodatkowo w XIXw. poszukiwacze skarbow wysadzili jedna z baszt. dzisiaj zamek straszy "plombami" z cegly w otworach okiennych, zeby przypadkiem ktos nielegalnie sie nie dostal do srodka. ciekawostka jest fakt, ze zamek byl tlem w kilku scenach filmu "karol, czlowiek, ktory zostal papiezem".

Obrazek

potem kilka kilometrow przez las z olewina na suloszowa - jedna z najdluzszych wsi w polsce, choc do zubrzycy sie nie umywa - suloszowa ma raptem 9km dlugosci. w lesie na polanie lapie w obiektyw drapieznika spogladajacego na swoje krolestwo ze snopka siana.

Obrazek

Obrazek

suloszowa - chalupa to pikus, bo dach z eternitu, ale zwroccie uwage na komin!

Obrazek

stylizowany na neobarok kosciol w suloszowej z dwudziestolecia miedzywojennego.

Obrazek

a dalej klimaty doliny pradnika:

Obrazek

pieskowa skala i maczuga herkulesa:

Obrazek

Obrazek

w koncu na nocleg trafiam do starego kumpla, ktory osiadl pod jerzmanowicami.
prosze panstwa, teraz z szacunkiem prosze - ten muscel (na range roverze), na ktorego blotniku prezentuje sie maly "gwiazdor" ("gwiazdor" to ksywka stojacego obok ojca, zwanego tez inaczej "piekny marek", choc ani on marek, ani piekny Obrazek ) - no wiec ten muscel, kierowany przez tego duzego kolesia, dotarl kiedys do indii i spowrotem, w dodatku przez czesc drogi taszczac na pace motocykl z wozkiem bocznym.

Obrazek

[center]***[/center]

(poniewaz serwer pozwala tylko na ograniczona ilosc znakow, druga czesc w nastepnym poscie.)
mazeno

Post autor: mazeno »

jak sie tak idzie samotnie...

zabijanie czasu.
ide i ide.
czasem przystaje, by zrobic zdjecie.
ale to wyjatki, bo normalnym sposobem spedzania czasu jest naprzemienne, monotonne poruszanie nogami.
440km to co najmniej pol miliona krokow.
pol miliona ruchow prawa noga, pol miliona ruchow lewa noga.
sprobuje policzyc, moze nie do pol miliona, ale...
po dwustu mam dosc.
nuda.
nic sie nie dzieje.
co robic?
zaczynam mowic do siebie. tzn. nie tyle mowic do siebie, co myslec na glos, wyrazac swoje mysli. obcuje z samym soba, czasem jedynie zamieniajac pare zdan z pania z wiejskiego sklepiku czy z kims od kogo biore wode.
albo modle sie.
klepie bezmyslnie zdrowaski w rytm krokow, albo rozmawiam z bogiem tak prawdziwie, podziwiajac jego pomyslowosc w akcie stworzenia.
kopie lezace na drodze szyszki, kamyki itp.
odgarniam kijami kepy wilgotnych od deszczu traw czy pokrzyw, na ktorych w mojej wyobrazni czaja sie kleszcze.
spiewam, poczatkowo pod nosem, zeby ktos, kto mnie nagle przypadkiem uslyszy, nie zrobil zdziwionej miny, a mnie bedzie glupio. po jakims czasie jednak juz mam to gdzies i spiewam, gadam itp wyraznie na glos.
czasem mam sie ochote zadrzec.
wieczorem zas przychodzi uspokojenie, przy ognisku, albo przy kolacji zamykam gebe. uspokojenie, wyhamowanie przed snem.

znuzenie.
ide i ide.
znuzenie nastepuje dosc szybko po poranku. potem dochodzi zniechecenie. kolo poludnia na krotko trzeba przerwac ta monotonie, zeby po poludniu znow nabrac dobrego tempa.
zagladam do sklepikow pod pretekstem zakupu bulki czy butelki czarnej wody (coli) - czarna woda to szybki cukier i nagly kop. nie tyle fizyczny, co bardziej psychiczny, na zasadzie placebo.
monotonie przerywa tez pogawedka ze sprzedawca, sciagniecie na chwile butow.
zbijalem monotonie marszu idac czasem na bosaka, na przyklad po lakach czy piaszczystych lesnych drozkach.
wykorzystuje kazde pobocze, kazdy pas trawy przy asfalcie. czasem mozna noge skrecic, lepiej sie idzie po wystrzyzonych.
kazdy pretekst do przerwania monotonii jest dobry, chocby to skutkowalo mniejszymi dziennymi przebiegami.
bardzo duzo czasu poswiecam na fotografowanie. to znaczy nie tyle samo fotografowanie, co jego celebracje. aparat trzymam schowany w torbie foto wsadzonej do polecaka. za kazdym razem musze stanac, znalezc miekkie miejsce (trawa, ziemia) na wbicie kijow, zeby ich potem nie podnosic z ziemi, sciagnac ciezki plecak, podpierajac go najpierw na kolanie, postawic go na ziemi tak, zeby sie nie przewracal, wykorzystujac konfiguracje terenu, odpiac klape, wyjac aparat. potem celebracja zdjecia - pomiar swiatla i takie tam, pstryk. chowam aparat, zakladam plecak, zapinam pas biodrowy, regulujac go minimalnie za kazdym razem, bo podczas marszu sie o ten milimetr-dwa rozsunie i nie trzyma jak nalezy. kije w lapy, poprawka paskow, znowu w droge. za kazdym razem zajmuje mi to dwie-trzy minuty. a to juz sa inne dwie-trzy minuty. czasem robilem tak doslownie do kilkadziesiat metrow.

zmeczenie.
ide i ide.
najbardziej mecza sie nie nogi, uda, lydki, nie plecy (od ciezaru plecaka), lecz spody stop.
nie tyle od samego marszu - co od przegrzania.
najgorszy jest asfalt, zwlaszcza dlugie jego odcinki, nieprzerywane odpoczynkiem na lakach czy polnych drogach. dodatkowo psycha siada. mialem tak podczas okrazania krakowa. w okolicy duzych miast posesje sa niewielkie, teren poszatkowany ogrodzonymi dzialkami z domami, przewazajaca wiekszosc drog poasfaltowana. nie ma ktoredy ominac tego, zeby isc po lesie (po trawie lub zwyklej ziemi). czal czas asfalt lub beton. nawet drogi w dolinkach podkrakowskich pokryte sa w wiekszosci asfaltem. masakra. bedkowska - prawie wszedzie asfalt! niedlugo pod dupe slonia bedzie szla asfaltowa sciezka i wydzielony pas dla rowerow.

Obrazek
dupa slonia. skala sie tak nazywa. dolina bedkowska.

Obrazek
a obok szumi wodospad szum.

Obrazek
niegoszowice. od jakiegos czasu wlocze sie asfaltem. z poczatku, zeby szybciej ominac krakow, pozniej, bo nie bylo innej mozliwosci...

Obrazek
z tego wszystkiego staram sie wynajdowac takie perelki. praktycznie prawie w granicach krakowa!

Obrazek
kleszczow.

Obrazek
radar lotniczy w popowce.

w koncu mijam kolejny wazny z punktu widzenia psychologicznego etap na mapie - przecinam autostrade a4. nastepny - to wisla.

Obrazek
autostrada a4 nade mna.

Obrazek
zaraz obok lotnisko w balicach.

w liszkach spytam o prom na wisle - co prawda przed wycieczka sprawdzalem, ze kursuje codziennie, ale... po co z kopanki wracac kilkanascie kilometrow do kladki na stopniu wodnym przy autostradzie. z daleka obserwuje, jak nadwislanskie mewy bawia sie rytmicznie w podrywanie sie, kolowanie nad polem i ladowanie - i tak raz na mniej wiecej minute. w tle widac neoromanski kosciol w liszkach. tamze powstaje tez kielbasa lisiecka - kiedys jedna z lepszych kielbas w polsce. na lisieckim rynku spytalem o ten prom - i dobrze zrobilem. wczoraj nie chodzil ze wzgledu na wysoki stan wody na wisle. nie licze, ze dzis bedzie chodzil. obieram kierunek na wschod - na kladke przy autostradzie. z kilku kilometrow widac benedyktynow i kamedulow. ci pierwsi wykonuja benedyktynska prace np. tlumaczac biblie tysiaclecia, ci drudzy - to najbardziej chyba rygorystyczna i ascetyczna regula zakonna swiata.

Obrazek
liszki.

Obrazek
tynieckie opactwo benedyktynow widziane z okolic liszek...

Obrazek
...i klasztor kamedulow na bielanach.

Obrazek
wisla - brudna krolowa polskich rzek. ja sam nie wygladam lepiej po tygodniu wedrowki.

Obrazek
rezerwat skolczanka w tynieckim lesie. jeden z nielicznych odcinkow nie asfaltowych.

w tyncu chca wyciac w pien polowe lasu i wybudowac spalarnie zwlok (taki nowoczesny pseudocmentarz). zaraz obok rezerwatu. no tak jest najlepiej przeciez. nie jestem zadnym podupconym zielonym ekoterrorysta, ale kretynizm i chec robienia kasy za wszelka cene przez rzadzacych tym swiatem wnerwia mnie rownie mocno, co miejscowych, ktorzy jedyne co moga zrobic to pisac petycje i wywieszac transparenty. takie jak ponizsze np. (idzie o majchrowskiego, ktory, zdaje sie, wydal pozwolenie na wycinke polowy tynca i budowe tejze spalarni). jakby sie nie dalo gdzie indziej.

Obrazek

gnam dalej asfaltami przez podkrakowskie osiedla. poznym wieczorem dochodze do pewnej miejscowosci polozonej przy zakopiance (pomine, ktora to). miejscowe mlode zuliki, chlejace piwko pod sklepem rzucaja cos w stylu "na zakopane to nie w ta strone", na co odpowiadam, ze i owszem, w ta. pierwszy kontakt nawiazany - okaze sie, ze jeszcze sie przyda. dolaze do zakopianki i dzwonie do kumpla, ktory mieszka w okolicy. okazuje sie jednak, ze, primo - rano wyjezdza w daleka trase (choc dla niego to nie jakis wielki problem), secundo - mam do niego jeszcze jakies 7-8 kilometrow. dzisiaj juz nie dam rady, wyplulem sie na tych asfaltach. rezygnuje i wracam pod sklep zagadac do zulikow. slysze:
- co, jednak nie w te?
- w te, w te, ino musze miejsce na kiblowanie tu gdzies znalezc.
od slowa do slowa, rozgadalismy sie. jak powiedzialem skad ide, to z poczatku nie chcieli uwierzyc, a potem - pelen szacunek. nawet cos w rodzaju sztamy Obrazek - ino jakos ten szacunek nie chcial sie na kawalek dachu zamienic (znowu ten cholerny przewidywany deszcz!). jeden mieszka z matka i widac, ze sie jej panicznie boi, drugim rzadzi jakas laska, ktorej tez sie boi, trzeci to, czwarty tamto... w koncu pytam o plebanie. zuliki stwierdzaja, ze stary ksiadz i owszem, wzialby na plebanie, ale nowy - nie. zaryzykuje, nic mnie to nie kosztuje. zaprowadzaja, bo plebania nie tam gdzie kosciol. obawy mam, bo w wiosce na bogato (calkiem bogato). zuliki sie ulatniaja, ja rozmawiam... z kamera, ktora w dodatku swieci mi prosto w oczy. przedstawiam sie, mowie co i jak, skad i gdzie, pytam o kawalek dachu nad glowa, jakis garaz, wiate, cokolwiek. "ja pana nie znam. to nie hotel." odpowiadam: "rozumiem, dziekuje." oj, zmienili sie ci proboszczowie. zwlaszcza w cywilizowanych miejscach. zupelnie jak spoleczenstwo. im bogatsze tym gorsze. a bynajmniej nie jestem antyklerykalem.
no nic, wracam do centrum, ide pod kosciol, moze tam gdzies bedzie jaki dach. okrazam... jest! pod schodami do zakrystii. ksiadz nie przyjal, bog przytulil. a poranna "zemsta" bedzie slodka. no - moze nie tyle zemsta, co moze nauczka dla ksiedza bez powolania.
robie se szybka kolacje i ide w kime.

Obrazek
schody do nieba nade mna. znaczy do zakrystii.

rano budzi mnie jakis starszy facet. koscielny. co, jak, dlaczego tu... wyjasniam i na odchodnym prosze o przekazanie ksiedzu fragmentu ze swietego mateusza:
"bylem glodny, a daliscie mi jesc. bylem spragniony, a daliscie mi pic. bylem przybyszem, a przygarneliscie mnie".
za mlodu bylem lektorem i znam pare kawalkow z pisma swietego na pamiec.
tak, zgadza sie - mam charakter ze "do rany przyloz". ino ta rana lubi sie potem jatrzyc Obrazek

ale zeby byla jasnosc: nie pisze tego, zeby pokazac, jaki to kler jest wredny. nie jest - kilka dni wczesniej ksiadz w niegowej przyjal mnie pod dach, choc go juz z lozka wyciagnalem. wiec nie ma co szufladkowac ludzi.
po prostu - chlop gdzies sie po drodze pogubil w tym, co chcial robic w zyciu - zamiast isc na jakies studia ekonomiczne poszedl do seminarium. nie on pierwszy i nie ostatni. sa nauczyciele, co ucza dzieciaki tylko wypelniac testy, sa i ksieza bez powolania.
chcialbym, zeby mu to oczy otworzylo, bo nastepnym razem moze zapukac glodny i bezdomny, a nie jakis cymbal, ktoremu zachcialo sie wedrowac przez pol polski.

obieram kierunek na drogi gdzies pomiedzy swiatnikami a myslenicami.

Obrazek

Obrazek

w okolicach myslenic znow przecinam zakopianke, tym razem w przeciwna strone, wlasnie do myslenic. a tam chlopaki zwarci i gotowi. na razie czekaja na opylenie, bo to egzemplarze "salonowe" jeszcze, ale moze juz niedlugo beda sluzyc w strazy.

Obrazek

myslenice przebiegam, znowu kresle zakopianke (nazad na wschodnia strone) i tne rabe po moscie.

Obrazek

nastepnie gora chelm. a tam takie cudo - na chodzie (zwracam uwage na bieznik tylniego kola):

Obrazek

kolejna nocka (no, na razie wczesny wieczor).
dosc mam chowania sie pod tymi "dachami", musi byc w koncu ognisko. nawet chocby miala byc sakramencka zlewa.

Obrazek

a do rana spadlo raptem kilka kropel Obrazek

nastepny dzien mialem wyjatkowo luzny. potraktowalem go jako odpoczynkowo-towarzyski, poza tym to byl dzien panski (niedziela znaczy), wiec prawie zgodnie z koszernymi przepisami (zydzi w szabas nie moga dreptac wiecej niz 2 tysiace krokow czy cos kolo tego, chyba tylko do boznicy) zrobilem raptem 7 latwych kilometrow, spotykajac po drodze pare znajomych osob. w koncu jestem blisko swoich terenow.
najpierw do kosciolka (na chelmie), oddac chwale panu bogu.
potem w kierunku schroniska na kudlaczach - kolo niego biegnie szlak po lubomirze. tam spotykam znajomego przewodnika, ktory akurat imprezuje z grupka swoich znajomych, obchodzac urodziny jednego z nich. wlasnie wszyscy zaczynaja leczyc kaca i niespecjalnie maja ochote na jedzenie, ktorego i tak zostalo dosc duzo po wieczornej balandze - zalapuje sie na "drugie sniadanie". najlepsze byly kiszone ogorki wlasnej roboty - dawno tak dobrych nie jadlem. na droge dostaje jeszcze z kilogram miesa i kielbasy na wieczorne ognisko.

Obrazek

Obrazek
ja ide w chmurach po lubomirze, a nad lipnikiem widac slonce.

Obrazek
obserwatorium astronomiczne na lubomirze.

Obrazek
a to makiety starych budynkow obserwatorium.

minawszy obserwatorium schodze z lubomira. po drodze widze stojacy znajomy samochod, a pare minut pozniej witam sie z rafalem, ktory jest akurat przelotem w odwiedzinach u rodzicow przebywajacych tutaj na wakacjach. "lolek" to gosc, ktory doprowadza mojego grata (samochod) do stanu uzywalnosci i przydatnosci na wycieczkach po swiecie. facet, ktory o isuzu trooperze wie chyba wszystko. poniewaz dzien luzny, wiec kawka, pogaduszki etc. u rafala zalapuje sie rowniez na kolejny posilek, tym razem grill - dorzucam wiec tez swoje miecho. mam rafala wpycha we mnie gore fantastycznych salatek, smazonych kalafiorow i innych frykasow oraz dodatkowo jakas pieczona wolowinke no i oczywiscie tony karkowki z grilla. moje "drobiazgi" miesne, otrzymane rankiem od kumpla-przewodnika, przy tej ilosci to tylko drobiazgi. jak schudlem przez poprzednie dni wedrowki o dobrych pare kilo - to teraz wszystko wrocilo do normy w ciagu godziny.

Obrazek
rafal vel lolek.

kilka godzin odpoczynku, wyzerki i laby. poniewaz rafal wraca do krakowa, a ja mam juz plany na noc, zegnamy sie - dreptam dalej. no i mialem nadzieje, ze troche "rozchodze" ten spasiony brzuch, ale nic z tego. wieczorem przy ognisku jedynie duze ilosci herbaty.

Obrazek

Obrazek

nastepnego ranka mijam owce na wierzbanowskiej gorze (no - tutaj to ma sens, a nie jak na lodzkich rowninach)...

Obrazek

...oraz krowy na zboczach dzielca.

Obrazek

znowu znajome sciezki. opuszczona stacja kolejki - niegdys atrakcji turystycznej.

Obrazek
"nie wolno chodzic po torach". w jednej (nie pamietam, ktorej) z ksiazek slawnych wspinaczy ery zdobywania wielkich scian alpejskich (eigerwand, polnocna matterhornu, polnocna grandes jorasses) jest scena: wracaja chlopy z przejscia eigerwandu torami kolejki, ktora czesciowo idzie tunelem w scianie eigeru. na stacyjce dorwal ich jakis pacan w mundurze i wlepil mandat, nawet nie zastanawiajac sie, skad sie tam wzieli. bezmyslnie uparl sie na to "nie wolno chodzic po torach".

Obrazek

mostem na kotowce kieruje sie w strone cwilina.

Obrazek

Obrazek
laki pod cwilinem.

Obrazek
blizniaki.

gdzies pod cwilinem chlopy jeszcze pracuja konmi - jakiez to fajne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
nad wilczycami.

Obrazek
niektore szalasy na grani ostrej juz niestety dogorywaja...

Obrazek
...inne sa zamkniete na porzadne klodki.

cwilin, lubogoszcz, wierzbanowska gora - za mna.

Obrazek

tym razem zamiast zyliona komarow (choc tych tez troche jest), mam zylion borowek. na jasieniu na podwieczorek wcinam ich pol litra z cukrem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
widok na mogielice z polany skalne pod jasieniem.

nocleg na jasieniu w szalasie. po borowkach obowiazkowa kielbasa - jeszcze z zapasow od kumpla-przewodnika.

Obrazek

szalas na polanie skalne jest jednym z ostatnich szalasow (ze swietnym wyposazeniem) odpostepnionych dla turystow. o poranku:

Obrazek

Obrazek

potem przez pustki i myszyce w kierunku gorcow.

Obrazek

a tam gdzies majacza lubon wielki i szczebel.

Obrazek

przekraczam przelecz przyslop i z polanki jaworzynka obserwuje jasien, kutrzyce, mogielice i lubomierz w dole.

Obrazek

a na wschod - kiczora z antenka, modyn, oraz na horyzoncie beskid niski.

Obrazek

to pamietamy z zimowej wedrowki do lupusa. polana pod skaly:

Obrazek

a tam gdzies sie wybieram - otoczenie doliny kaczej w tatrach przez obiektyw 300mm: z lewej w chmurach garluch i zadni garluch, potem batyz, zelazne wrota i ganek, z prawej w chmurach wysoka.

Obrazek

przez kudlon schodze w kierunku przeleczy borek, gdzie jeszcze pare lat temu, zeby dostac sie na nia na rowerze od strony doliny kamienicy - musialem przedzierac sie przez krzaki i przenosic rower przez polamane drzewa. dzis na borek dolina dolnej kamienicy z przyslopu mozna dojechac samochodem (szeroki szutr).

Obrazek

Obrazek
wiatrolomy gornej kamienicy pod dluga hala.

Obrazek
dluga hala.

a w oddali na zachodzie - babia gora, po ktorej kiedys biegalem nocami z wojtkiem (patrz post http://africatwin.com.pl/showpost.php?p=319960 ):

Obrazek

Obrazek
oltarz papieski na turbaczu.

nad turbaczem zapetlily sie dwa latacze - widac wyczuly prady wznoszace, bo szybko znikaly w gorze.

Obrazek

w schronisku robie sobie chwile przerwy - doladowuje baterie do aparatu i telefonu, dajac przy okazji odpoczac nogom.

pod szczytem turbacza, od poludniowej juz strony, stoi krzyz upamietniajacy partyzantow, walczacych tak ze szkopami podczas wojny, jak i z kacapami po wojnie - m.in."ognia" (jozefa kurasia).

Obrazek

Obrazek
bukowina waksmundzka. tutaj owce jak najbardziej maja sens.

z daleka widac pieniny i jezioro czorsztynskie:

Obrazek

w dolnych partiach hali waksmundzkiej, na wyznim zarebku zalegam na popas.

Obrazek

gdzies kolo polnocka, juz troche przysypiajac, uslyszalem, wydobywajace sie z krzakow ponizej skarpy, nad ktora lezalem, wyrazne "niuchanie". dla swietego spokoju spakowalem graty i zaczalem lezc sciezka, zeby sie znalezc blizej jakichs zagrod. po jakichs 400m droga zrobila zakret o 180 stopni i znalazlem sie znow w poblizu miejsca, gdzie mialem biwak, ino jakies 100m nizej. w swietle latarki zobaczylem mlodego (tak na oko jednorocznego) miska. grzecznie przez pare sekund poswiecilem mu w oczy z odleglosci ok. 30m - po czym "zly" obrocil sie i poszedl se w las, a ja zlazlem jeszcze jakies 2 kilometry do zabudowan w lopusznej, zeby mnie znowu nie nawiedzal w nocy. a rano obudzilem sie z widokiem na tatry.

Obrazek

zszedlem calkiem na dol do lupusznej i obejrzalem sobie gotycki kosciol z XIV wieku...

Obrazek

...z szablonowa (patronowa) polichromia gotycka na barierze choru i stropie...

Obrazek

Obrazek

...oraz otwieranym gotyckim oltarzem-tryptykiem ze scena ukoronowania maryi:

Obrazek

obok kosciola znajduje sie maly skansen - tzw. dwor tetmajerow...

Obrazek

...wraz z zabudowaniami przydworskimi:

Obrazek
strozowka po lewej, spichlerz i chata.

opuszczajac lopuszna opuszczam rowniez gorce.

Obrazek

przede mna podhale, a potem tatry. rzut oka na pierwsza wyrazna panorame:

Obrazek

od prawej - najpierw widac tatry zachodnie: kominiarski, czerwone wierchy, kopa kondracka i giewont ponizej (na duzej rozdzielczosci go widac), dalej suche i goryczkowe czuby, kasprowy, beskid, skrajna turnia, posrednia turnia, swinica, gasienicowa turnia, niebieska turnia, zawratowa turnia, zawrat, maly kozi, zamarla, kozie czuby, kozi, czarne sciany, z przodu zas koszysta, nastepnie woloszyn, cubryna, trzy miegusze (msw, posredni, czarny), wolowy grzbiet (na tle chmury), zabi kon, rysy, wysoka, ganek (z widoczna w duzej rozdzielczosci galeria), zelazne wrota, konczysta (na tle chumry), batyz, zadni gerlach i gerlach (oba garluchy w chmurach), swistowy, mur jaworowych (tez czesciowo w chmurach), a dalej zaslania las, sponad ktorego delikatnie wystaje bodajze kawalek lodowego.

podhale.
na dzien dobry kieruje kroki do nowej bialej. stoi tam - oczywiscie bialy, ale nie calkiem nowy ;) - barokowy kosciol sw. katarzyny aleksandryjskiej, patronki podbliskiego nowego targu, postaci prawdopodobnie legendarnej, ktorej pierwowzorem byla hypatia aleksandryjska - starozytna (IVw.) matematyk, astronom, filozof, ktora zginela smiercia meczenska w wyniku walk politycznych pomiedzy orestesem, rzymskim prefektem aleksandrii i kumplem katarzyny-hypatii, a cyrylem, biskupem aleksandrii, jej przeciwnikiem.

zanim w XVIIIw. wybudowano obecny murowany kosciol, wczesniej stala tu drewniana swiatynia z XVIIw. fragment wnetrza oczywiscie fotografowalem przez krate w drzwiach bocznych - kosciol byl zamkniety. wnetrze jest w wiekszosci barokowe i rokokowe (fantastyczny drewniany, zlocony oltarz) - z ciekawostek: szafowy konfesjonal (niestety foty nie mam, bo stoi z boku kolo glownego wejscia), zdobiona kamieniami szlachetnymi ambona (na drugim zdjeciu po prawej) z wizerunkiem siewcy (niestety na zdjeciu prawie niewidocznym, bo w glebokim cieniu pod baldachimem nad wejsciem). obraz samej katarzyny (w prezbiterium) ze scena jej smierci jest zakryty przez wizerunek matki boskiej.

Obrazek

Obrazek

pare krokow za nowa biala postanawiam odpoczac na plazy z otoczakow w przelomie bialki pod kramnica. pod sama kramnice nie przechodze - kiedys to uskutecznialem, nie bylo to latwe. nurt jest tu na tyle silny, ze jest w stanie przerwocic silnego doroslego chlopa podpierajacego sie kijami. onegdaj jednego z moich kumpli wykopyrtnelo podczas przeprawy - ciezkiego plecaka ze szpejem wspinaczkowym szukal dobre paredziesiat metrow nizej. nie ryzykowalem takiej zabawy teraz, na kramnice - jedna z najfajniejszych polskich skal do wspinu (poza tatrami) - patrzylem z drugiego brzegu.
kramnica to wapien - ale nie taki jak podkrakowskie wyslizgane "mydlo", tylko fajny, piaskowcopodobny, szorstki wapien.
po "mojej" stronie jest jeszcze mniejsza skala - oblazowa. pod wzgledem wspinaczkowym skala jak skala - obok paru naprawde "mocnych" drog jest jedna bardzo latwa - ale ze wzgledu na swoj "patenciarski" charakter slawna, wielu mocarzy na niej poleglo, bo... nie wiedzialo jak.

Obrazek
ok. 30-metrowej wysokosci glowna sciana kramnicy - wg mnie krolowa polskich wapieni.

Obrazek
skala kramnicy "wchodzaca" do bialki.

Obrazek
bialka i tatry.

jednak najbardziej slawna oblazowa jest z innej przyczyny. w jednej z jej grot, w latach 80-ych XXw., polscy archeolodzy wydlubali kosci lwa i hieny jaskiniowych, zeby nosorozca wlochatego, rogi renifera oraz slady miejscowej "cywilizacji" z paleolitu - w tym najstarszy bumerang swiata wykonany nietypowo, bo z kosci mamuta. poczatkowo podejrzewano, ze wiekszosc tych drobiagow to prawdopodobnie ekwipunek lowcy, ktory tu mial swoj schowek, jednak pozniejsze badania zweryfikowaly ta hipoteze - fragmenty krzemieni przywleczone z okolic sandomierza (sic!) czy jury krakowsko-czestochowskiej, krysztalow tatrzanskich czy np. inne drobiazgi pochodzace z czeskich moraw, sugeruja szamanskie miejsce kultu podczas jakiejs dlugiej pielgrzymki (np. w poszukiwaniu nowych terenow lownych). nota bene to nie jedyne takie slady w okolicy - np. obok oblazowej znaleziono tez slady obozowiska czlowieka paleolitu, a w grotach pieninskich (walusiowa jama) narzedzia krzemienne.
tutaj mozna poczytac wiecej:
czlowiek pierwotny w jaskini oblazowej - pawel valde-nowak

Obrazek
glowna grota oblazowej. archeolodzy kopia w mniejszej, parenascie metrow na zachod.

Obrazek
grota oblazowej.

pod kramnica wykapalem sie - trzeci raz podczas tej wycieczki Obrazek woda ze 4 stopnie, ale ja tak lubie. niestety - piekne sloneczne dni maja to do siebie, ze takie miejsca przyciagaja tlumy. w pewnej chwili zjawila sie jakas kolonia dzieciakow - zebralem graty i ulotnilem sie w lasy w strone trybsza.

Obrazek
bialka pod trybszem.

trybsz - tutaj jest kolejna fantastyczna rzecz, unikat na skale swiatowa: zbudowany bez uzycia gwozdzi modrzewiowy kosciol gotycki z 1567r., z barokowa polichromia (1647r.) namalowana przez nieznanego artyste, zwanego podhalanskim michalem aniolem (bo tak jak buonarotti wymalowal sam sykstyne, tak polichromie trybsza sa dzielem jednego artysty) na prawie calej powierzchni scian i stropu wnetrza.
jedna ze scen (sad ostateczny) umiejscowiona jest na tle najstarszej znanej malowanej panoramy tatrzanskiej (tatr bielskich). druga panorama jest pod scena wniebowziecia maryi - przedstawia krajobraz z zamkami czorsztynskim i niedzickim oraz tatrami. inna ciekawostka jest postac jana kantego, umieszczonego (po prawej stronie obok oltarza) posrod swietych... kilkanascie lat przez beatyfikacja, a ponad wiek przed kanonizacja! autorem koncepcji calej polichromii byl ksiadz jan ratulowski, owczesny proboszcz z frydmana, doktor praw akademii krakowskiej, gdzie dwa wieki wczesniej studiowal i wykladal rowniez jan z ket (obok swietego widnieje herb "ujotu") - wiec prawdopodobnie jan kanty wyladowal obok oltarza na 100 lat przed oficjalnym uznaniem za swietego - "po znajomosci" ;)
mozna zobaczyc tez postac jezusa triumfujacego na rydwanie ciagnietym przez podhalanskie owieczki - zreszta motywow "goralskich" jest na polichromii wiecej.

Obrazek
kosciol w trybszu od strony cmentarza.

Obrazek
wnetrza zdobia swietnie zachowane polichromie z 1647r. sw. jan kanty widnieje po prawej stronie od oltarza.

Obrazek
jezus triumfator.

Obrazek
wnetrza kosciola - rzuca sie w oczy ciekawa (jak dla mnie to juz prawie rokokowa w charakterze) ambona ze scenami z chrystusem i samarytanka przy studni oraz milosiernym samarytaninem.

Obrazek
chrystus, maria i sw. jan.

Obrazek
wniebowziecie matki boskiej...

Obrazek
...a pod ta scena - panorama czorsztyna, niedzicy i tatr.

Obrazek
sad ostateczny na tle tatr bielskich.

opuszczam ten skarb architektury podhalanskiej.
kroki kieruje na ponad 7-kilometrowej dlugosci sciezke przez wierzchowine w strone rzepisk. przepiekna trasa, krajobrazowo zupelnie dzika, jedynie w pewnym miejscu widac lezaca w dole czarna gore. rzepiska pamietam z wczesnej mlodosci, jako wies z prawie samymi drewnianymi zbudowaniami - dzis niewiele ich pozostalo wsrod pustakowcow. tutaj onegdaj spalem na zwyklej drewnianej lawie goralskiej z otwieranym siedziskiem, pod ktorym kryl sie schowek, tutaj onegdaj mylem sie w deszczowce sciekajacej po gontach do drewnianej rynny, tutaj onegdaj jadlem domowy chleb popijany zetyca. nie ma juz tych rzepisk...

Obrazek
z widokiem na tatry.

Obrazek
z widokiem na pieniny.

Obrazek
z widokiem na babia gore i czarna gore.

Obrazek
z widokiem na polskie czerwone krowy (tez rzadkosc dzisiaj).

Obrazek
nad tatry idzie burza.

Obrazek
w drodze do pawlikow nad rzepiskami.

Obrazek
kapliczka zbojnicka z XIXw. nad rzepiskami.

Obrazek
obok druga - nieco mlodsza.

Obrazek
pozostalosci po starych rzepiskach - ostrewki z pni swierku.

Obrazek
wspomnienie po dawnych rzepiskach.

miedzy jurgowem a rzepiskami dopada mnie burza. na chwile chowam sie w szalasie goralskim, gdzie chlop robi oscypki (dzis oczywiscie z krowiego mleka), potem wlasciwie "przebiegam" jurgow nie zatrzymujac sie nawet by obejrzec (ale widzialem go wczesniej nieraz) spisko-rokokowy kosciol z polichromia z 1813r., i po przekroczeniu bialki podchodze stroma droga przez brzegi w kierunku drogi przez glodowke na lysa polane.

Obrazek
brzegi.

Obrazek
tatry bielskie z brzegow.

Obrazek
panorama na tatry z glodowki, od lewej: dwa piki gerlacha, zelazne wrota, ganek, wysoka, rysy, miegusze, woloszyn.

Obrazek
tatry bielskie po lewej i piramida lodowego po prawej.

na lysej zawitalem do gajowki i do chalupy straznika parku - zbieralo sie na kolejna nocna zlewe, wiec poprosilem o kawalek dachu w szopie czy garazu. w obu mi (dosc zreszta niegrzecznie) odmowili. jak widac lesnicy, jak i ksieza sa rozni - sa tacy jak mario (patrz poczatek opowiesci), bezinteresowni i pomocni, sa tacy jak ci dwaj panowie, co maja w dupie, bo jako parkowi sa na panstwowym (czyli w sumie za moje podatki).
polazlem na byle przejscie graniczne. na samym przejsciu pod zadaszeniem budynkow spac nie moglem, bo czesto tam bywa straz parku i uwielbia wlepiac mandaty, wiec przeczekalem na parkingu do zapadniecia ciemnosci i wpakowalem sie... a nie powiem gdzie, zeby nie ulatwiac panom roboty Obrazek

Obrazek
hie, hie - tutaj spalem.

rano polazlem w doline bialej wody.
na szlaku pierwsza jest polana biala woda z lesniczowka.
nie chce mi sie opisywac tego, co tam zastalem. rece opadaja. dosc powiedziec, ze slowaccy lesnicy w duzych ilosciach bawili sie na imprezie zorganizowanej przez "rumcajsa", slowackiego straznika parku z polany bialej wody, znanego z tego, ze jest mocno i czesto zlosliwie ciety na wspinaczy i turystow i uwielbia im utrudniac zycie.
grille, chlanie, samochody, naglosnienie, dymy po calej polanie.
park-kurwa-narodowy.

Obrazek
takich zdjec mam duzo wiecej, ale nie wrzucam, bo to nie artykul o balaganie w tanapie i tpnie.

Obrazek
a tak wyglada dalsza czesc tanapu - rabunkowa tzw. "gospodarka lesna". to sa zdrowe (!!!) drzewa. po polskiej stronie jest identycznie. idac wzdluz drogi oswalda balcera (lysa polana - zakopane) praktycznie przez caly sezon slychac silniki pil motorowych.

Obrazek
cale polany wykarczowane.

dosc o syfie. wracamy na sciezke.
dolina bialej wody o poranku:

Obrazek
z lewej mlynarz, z tylu rysy i nizne rysy, po prawej zabie szczyty, a w srodku jedna z najdzikszych w tatrach - dolina zabich stawow bialczanskich.

Obrazek
poranne mgielki i rosa.

dolina bialej wody to jedna z najdluzszych i najdzikszych walnych dolin tatrzanskich (czyli taka co biegnie od stop gor do samej grani). ciagnie sie na dlugosci ponad 10km, wiec niewielu chetnych sie w nia zapuszcza, a zima w ogole jest nieodwiedzana (tylko przez wspinaczy, bo na slowacji jest zakaz lazenia zima po gorach powyzej linii schronisk dla turystow; w bialej wodzie schronisk nie ma). w okolicach polany pod wysoka sciezka idaca dolina zaczyna sie stromo wznosic na prog doliny kaczej (tu takze odbiega w bok dolina ciezka ograniczona od poludniowego wschodu sciana galerii gankowej), a nastepnie litworowej.

Obrazek
polana pod wysoka. z tylu ganek w centrum i wysoka po prawej, a pod nia prog doliny ciezkiej.

w koncu docieram do jednego z celow mojej wedrowki - pod filar ganku. to tutaj w marcu 2011r. wspinalem sie z wojtkiem ostatni raz...

Obrazek
filar ganku to ta potezna, 850-metrowej wysokosci formacja idaca z wierzcholka do wielkiego plata snieznego u jego stop.

[center]***[/center]

tytulem dygresji i malej przerwy - kilka zdjec z tamtego wspinu (pokrotce opisalem go na poczatku tego opowiadanka):

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
wojtek w akcji w scianie filara ganku.

Obrazek
krzysiek dochodzi do kolejnego stanowiska.

Obrazek
poranek drugiego dnia w kopule szczytowej.

Obrazek
nasza trojka na szczycie ganku (od lewej: wojtek, mazeniak, krzysiek), po 26 godzinach wspinania non-stop. "sweet focia" i "spierdalamy dolu", bo na grani wialo tak, ze o malo nas nie pozrzucalo. te grymasy to nie usmiechy, to proba zlapania oddechu przy wichrze w pyski. wystawcie gebe za okno w eskpresie lecacym 160km/h - podobny efekt.

[center]***[/center]

wracamy do wedrowki.
odmowilem zdrowaske i "wieczne odpoczywanie..." i ruszylem dalej w kierunku litworowego stawu, nastepnie zmarzlego stawu, a potem polskiego grzebienia czyli przeleczy pomiedzy dolina wielicka a biala woda, w najblizszej okolicy gerlachow, miedzy litworowym szczytem, a mala wysoka.

Obrazek
litworowy staw.

Obrazek
litworowy szczyt.

Obrazek
od lewej: dzika turnia i mala wysoka.

Obrazek
otoczenie zmarzlego stawu widziane rybim okiem: po lewej litworowy szczyt, po prawej dzika turnia.

Obrazek
dolina wielicka rybim okiem - po prawej gerlach i zadni gerlach.

z polskiego grzebienia na szczyt malej wysokiej (2428m npm) juz tylko pare minut. tutaj chwile posiedze i poladuje "akumulatory" psychy - zaopatrze sie w widoki na nastepne dni ;)

Obrazek
panorama rybim okiem: od lewej na pierwszym planie gerlach i zadni gerlach, z tylu dwuwierzcholkowa wysoka, ponizej jej szczytow ledwo widoczny w jej tle ganek, potem piramida rysow, nizne rysy, mniej wyrazne zabie szczyty, dalej prawie cale tatry polskie.

Obrazek
i rzut oka (rybiego) w druga strone, od lewej: zacieniony swistowy, daleko na ostatnim planie tatry bielskie, potem dwuwierzcholkowy lodowy, nizej jaworowe i maly lodowy przechodzacy w prawo w czerwona lawke, nad ktora na koncu widac dwie piramidy - durnego i lomnicy. panorame doliny starolesnej na pierwszym planie zamyka po prawej kopula slawkowskiego z tylu oraz idaca od niego w naszym kierunku gran slawkowskich wiezy i starolesnego.

z malej wysokiej zgania mnie nadchodzaca burza - przez polski grzebien schodze na powrot nad litworowy staw.

Obrazek
litworowy staw.

tam spotykam goscia, ktory pyta mnie o papierosa (nie jaram od 12 lat). zaczynamy gadac - okazuje sie, ze to bezdomny, ktory se lazi tu i tam, no bo co ma zrobic. przegadalismy cale popoludnie, opowiedzielismy se kazdy po historii swojego zycia.

Obrazek
bezdomny i kaczka, z ktora dzielil sie chlebem. ze mna tez sie dzielil, bo o ile do chleba cos jeszcze mialem, to chleb mi sie skonczyl.

w nocy kiblujemy z jednej z koleb w okolicach litworowego stawu.

Obrazek
promienie slonca nad gorami.

Obrazek
zachodzi sloneczko.

Obrazek
rano zupelna zmiana pogody - cwangla. scenka rodzajowa ze sniadanka.

Obrazek
z bezpiecznej odleglosci ciekawie gapi sie na nas kozica.

bezdomny idzie do smokowca, ja schodze do doliny bialej wody - powrot do polski. na polanie pod wysoka stoi lawka, na ktorej z reguly z wojtkiem odpoczywalismy po powrocie ze wspinania. rowniez tutaj czasem zaczepial nas gluszec, ktory zdaje sie, ze przez kilka lat nie mogl znalezc se baby - od tego zglupial i atakowal wszsystko, co sie rusza.

Obrazek
gluszec na polanie pod wysoka w zimie 2010r. populacja tego gatunku w polsce to 700 sztuk. na slowacji - nie wiem, ale tez rzadkosc.

Obrazek
harnasie w rajtuzach: mazeniak, daniel i wojtek na lawce po przejsciu drogi whp 1651 na scianie zadniego gerlacha.

Obrazek
dzis lawka jest pusta, gluszca tez nie ma...

droga oswalda balzera, prowadzaca z lysej polany do zakopanego, zmierzam do mojego kumpla, kuby, wspinacza i ratownika topr, z ktorym onegdaj probowalem zaloic pewna piekna turnie w pakistanskim karakorum - gulmit tower. kuba mieszka w murzasichlu. nad giewontem widze burze, a w murzasichlu sloneczko pelna geba.

Obrazek
burza nad giewontem.

Obrazek
murzasichlanskie pola.

Obrazek
w murzasichlu posrod wypasionych hoteli mozna znalezc jescze stare zagrody goralskie.

Obrazek
murzasichle - praktycznie koniec wedrowki u kuby.

nastepnego dnia podjechalismy juz (za malo czasu bylo, zeby jeszcze isc) z kuba na parking pod wiktorowki - stamtad do kaplicy raptem 20 minut przez las. tutaj w druga rocznice smierci wojtka odbyla sie msza w jego intencji. do domu zabralem sie juz z rodzina. chociaz przez te ostatnie dwa tygodnie tak sie przyzwyczailem do chodzenia, ze moglbym isc dalej...

Obrazek
kaplica na wiktorowkach.

[center]***[/center]

Obrazek
wojtek kozub - in memoriam.

[center]***[/center]

Obrazek

wojtek kozub 1980-2011
Awatar użytkownika
RR
dyrektor regionalny
dyrektor regionalny
Posty: 9039
Rejestracja: niedziela 14 maja 2006, 21:27
Kontakt:

Post autor: RR »

Po kilkudniowej awarii internetu, dopiero teraz mogłem wczytać się w Twój wątek.
Czytając ten post i oglądając zdjęcia zatęskniłem za samotnymi wypadami w Bieszczady, które kiedyś kultywowałem rokrocznie...
A teraz... ciężko wybrać się gdzieś na weekend, choć jesienią obiecałem sobie taki wypad w Bory Dolnośląskie.
Przyrodniczy serwis informacyjny
Dziennik Leśny
Awatar użytkownika
Hania
wiceminister
wiceminister
Posty: 30246
Rejestracja: czwartek 16 gru 2004, 00:00
Lokalizacja: Z-ec

Post autor: Hania »

Pięknie... Pozazdrościć tylko :) Mazeno, świetne zdjęcia oddające klimat wyprawy! :)
Gdybym była facetem, chętnie bym się tak sama poszwędała, ale niestety... trochę się boję :(
"Zielono mi, zielono w głowie,
zielone trawy obrastają mą skroń,
zielony mętlik, o którym nie powiem,
zielone me czoło ociera ma dłoń..."
Awatar użytkownika
Agnieszka
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 12973
Rejestracja: czwartek 17 maja 2007, 17:54

Post autor: Agnieszka »

Mazeno... Przez zaczytanie o mało co a spóźniłabym się wczoraj na pociąg ;)
Czarodziejka zawsze działa. Źle czy dobrze, okaże się później. Ale trzeba działać, śmiało chwytać życie za grzywę. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się.(A. Sapkowski)
Awatar użytkownika
magda55
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16544
Rejestracja: środa 22 mar 2006, 16:24
Lokalizacja: krakow

Post autor: magda55 »

:)

15 będę w Wiktorówkach
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć :)
mazeno

Post autor: mazeno »

hania - nie ma sie czego bac - o wiele bardziej obawialbym sie wieczornego spaceru ulica szewska czy florianska w krakowie (przy samym rynku) niz spania w lesie - przeciez bandyci i zboczency po lesie nie grasuja.
a o bieszczadach tez bedzie. nie tylko o bieszczadach - bedzie o karakorum, tien szanie, himalajach, kyzyl-kum, saharze, ale bedzie takze o blizszych nam klimatach - o polsce.

ale na razie, w ramach wstepu do ciagu dlaszego moich "opowiesci dziwnej tresci" zacytuje wam jeden z najwazniejszych, wedlug mnie, fragmentow literatury w calej jej historii. ksiazke ("wyspy bezludne" waldka lysiaka), z ktorej pochodzi powyzszy fragment, podarowalem kiedys "spaslakowi" (tak nazywam "elwooda") z dedykacja - "spal wszystkie podlogi, spaslaku".
wam rowniez mowie: "spalcie wszystkie podlogi!"

alarm w radio. rozgoraczkowana spikerka na antenie, tzw. reportaz interwencyjny. przesluchuje urzednikow administracji osiedla. urzednicy sie skarza:
- prosze pani, z tymi cyganami nie idzie wytrzymac! wie pani, co oni robia? wieczorem pala ognisko na podlodze, siedza dookola i spiewaja!
- ognisko na podlodze?!
- tak, prosze pani redaktor. w nowym mieszkaniu, w nowym bloku! na podlodze! taki brak kultury!
u kogo brak kultury? u ryby, ktora zdycha bez wody, czy u tych, ktorzy rybe zamkneli w klatce? odebrali cyganom ich krew, bez ktorej cyganie nie potrafia zyc: droge, ruch i ognisko podsycane placzem skrzypek, a teraz wielki halas, ze cygan robi sobie ersatz jak lekarstwo na ciezka, smiertelna chorobe. a co ma robic w betonowych pudlach, tak wrogich jego tradycji, jego jazni, jego genom, jego calej biologii i psychice calej istocie jego zycia? niech pali! pal cyganie ognisko, palcie ogniska w kazda noc, zazdroszczac gwiazdom, ktore sa wolne i niedosiegle. spalcie wszystkie podlogi!



ten cytat to tak a'propos tytulowego "spania w lesie" (vel "spania po rowach").
z mojej strony to swoista prowokacja - powyzsze slowa lysiaka to tocka w tocke odzwierciedlenie mojego swiatopogladu i jednoczesnie opis pozycji "cyganow" (mnie i moich kolegow, rowniez takich "zjebow" jak ja) we wspolczesnym swiecie - choc pisany byl za glebokiej komuny, niewiele sie zmienilo: dzis zamiast partii, ormowcow i "rozmowa kontrolowana" rzadza nami korporacje, eurokolchoz, fejsbuk, kamery i piny - taborow cyganskich nie uswiadczysz, a spanie w lesie jest nielegalne.

dawniej myslalem, ze to kwestia ciagu do podrozowania; dzisiaj juz troche chyba doroslem i wydaje mi sie, ze to raczej ciag ku wolnosci. mamy ("my" czyli wymieniani w tych moich opowiesciach) dusze nomadow, ale takich innych - bez stada (choc moze stadem sa nasze rodziny). jest w nas cos z abrahama, swietnie scharakteryzowanego przez zofie kossak w ksiazce "przymierze", starotestamentowego wiecznego nomade. jest cos z, czesto przytaczanego przez spaslaka-elwooda, poldka wanatowicza z "podrozy za jeden usmiech", jest cos z wloczykija pani tove janson. wszedzie tam, gdzie w literaturze (kinie) wystepuje typ nomady-wloczegi - niezauwazalnie (bo inaczej komunistyczna cenzura nie puscilaby np. "podrozy za..." w telewizji), towarzyszy mu jedna z najwiekszych wartosci czlowieka jako gatunku - wolnosc.
w koncu podarowal ja nam sam bog.

dzieki temu pieknemu podarunkowi moge dzisiaj spac "w lesie" i "po rowach".
"moge" w sensie woli, nie w sensie przepisow i zakazow.

Obrazek
Awatar użytkownika
motyl1974
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1927
Rejestracja: poniedziałek 01 paź 2007, 20:10
Lokalizacja: z mazowsza

Post autor: motyl1974 »

nie wiem co napisać...przeczytałam z zapartym tchem i obejrzałam piękne zdjęcia :)
Awatar użytkownika
MartaBaranowska
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16534
Rejestracja: wtorek 11 lis 2008, 23:18
Lokalizacja: Nowiny

Post autor: MartaBaranowska »

:shock:
Put some fun between your legs
-ride a horse :mrgreen:
tę burzę włosów każdy zna, przy ustach dłoni chwiejny gest tak to Boska, Boska Rabanowska jest
Awatar użytkownika
RR
dyrektor regionalny
dyrektor regionalny
Posty: 9039
Rejestracja: niedziela 14 maja 2006, 21:27
Kontakt:

Post autor: RR »

mazeno pisze: towarzyszy mu jedna z najwiekszych wartosci czlowieka jako gatunku - wolnosc.
w koncu podarowal ja nam sam bog.

dzieki temu pieknemu podarunkowi moge dzisiaj spac "w lesie" i "po rowach".
"moge" w sensie woli, nie w sensie przepisow i zakazow.
Tak, wolność...
Przyrodniczy serwis informacyjny
Dziennik Leśny
Awatar użytkownika
biedronka
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 18058
Rejestracja: niedziela 16 mar 2008, 11:13
Lokalizacja: Polska Pd

Post autor: biedronka »

...tak ,to wolność móc porzucić te wszystkie ramki,układy , pęta - to co nas trzyma i ogranicza .Opatrzności dzięki za Przyjaciół ,którzy dają kopa ,zwłaszcza tego psychicznego coby zrobić coś co w kategoriach otaczającej nas standardowej bylejakości jest co najmniej dziwne.
Pięknie się Ciebie czyta i ogląda :)
...częściej prosiemy :prosze:
per aspera ad astra
.....carpe diem....
mazeno

Post autor: mazeno »

marudzicie na upaly, to was troche ostudze mrozami.

[center]***[/center]

we wrzesniu 2011 umowilem sie z elwoodem, ze na nasza balkanska wyrypke (on zdaje sie tu juz ja wspominal, ja moze tez kiedys klepne cos od siebie), zgarne go od jego kumpla z bielska. nie znalem wtedy jeszcze lupusa, zreszta spaslaka osobiscie tez jeszcze nie, obu poznalem dopiero w dniu wyjazdu do macedonii. i niestety - wbrew opiniom wiekszej czesci chlopakow z 3po3 (znaczy forum4x4) skad znalismy sie "wirtualnie" i gdzie sie umowilismy, chlopakow, ktorzy nie dawali nam (mnie i elwoodowi - dwoch zjebow w jednym aucie) zbyt wielu szans nawet na wspolne dojechanie do granic macedonii, do dzis ze spaslakiem jestemy kumplami.
niestety Obrazek

no i wtedy rowniez poznalem lupiego.

Obrazek
(fot. szymon wilk)

lupus to ten z prawej. spaslaka (elwooda) znacie, mazeniaka juz tez. lupus aktualnie wraca z mongolii i azji srodkowej, gdzie szwendal sie samotnie na motocyklu (wczoraj napisal sms-a z samary).

moje dziecko w dniu wyjazdu lupiego (wpadl do mnie na pozegnalna kawe) spytalo:
- to na ile pan lupus jedzie?
- na dwa miesiace.
- a to nie ma specjalnie duzo bagazu.

Obrazek

no bo on taki jest - duzo mu nie trzeba do szczescia.

napsialem, ze wtedy w bielsku poznalem lupusa.
moze lepiej powiedziec - mialem pierwszy kontakt, bo poznalem pozniej, na elwoodowym biesowisku.
bo zeby poznac czlowieka, nie wystarczy sie z nim przywitac - trzeba z nim troche pogadac (ale czasem rowniez pomilczec).
a zeby pogadac, trzeba z nim pobyc (jak np. ze splaslakiem na balkanach), albo go odwiedzic i chwile posiedziec u niego, wiec...

Obrazek

Obrazek

do spaslaka mam kawalek niestety, gdansk lezy jakies 700km od mojej chalupy. moze kiedys zrobie mu dowcip w odpowiedzi na jego "mazeniakowa ortodrome" - kiedys sie dowiecie, o co idzie - i nie przyjade do niego, jak zwykle, pociagiem).
ale do lupusa juz nie mam tak daleko.
wiec w grudniu 2012 spakowalem wor, zarzucilem na plecy i poszedlem odwiedzic lupiego.
taka troche terapia, jak ta pojezdka macedonsko-albanska z elwoodem.

[center]***[/center]

terapia samotnika.
samotnika z wyboru, ale tez nie do konca samotnika - bo taki samotnik potrzebuje bliskich osob, zeby sie nie czuc opuszczonym, osamotnionym. ladnie o tym pisze (w "wyspach bezludnych") moj ulubiony lysiak - nalezy rozrozniac samotnosc (z wyboru), od osamotnienia (z powodu opuszczenia przez innych).
a jak juz samotnosc - to dlugodystansowa (bez "c"). bo wtedy mozna pogadac z samym soba, przemyslec pare spraw - i jak nagle spotykasz jakiegos czlowieka, zaczynasz zupelnie inaczej na niego patrzec i inaczej z nim rozmawiac.
bo omijasz tlumy, ktore nie sa niczym innym tylko tlumami - tlum nie posiada cech humanistycznych, ludzkich. wezcie przykladowo wypadek - stoi tlum i sie gapi, i nikt sie nie ruszy z pomoca, dopoki ktos nie wskaze konkretnej osoby "niech mi pan pomoze". inaczej sie rozmawia z pojedynczym czlowiekiem.

i taka samotnosc dlugodystansowa sobie kiedys wlasnie umyslilem.
poniewaz na jej koncu musi byc ten czlowiek, z ktorym mam sie spotkac i pogadac, to umyslilem se, ze bede odwiedzal swoich znajomych (wyzej opisany memorial wojtka byl troche inny w charakterze i w dystansie - bo to memorial. chociaz idac do lupiego po drodze zahaczylem o babia - z premedytacja - w dodatku 6-tego... tez to nazywam po swojemu memorialem). to nic, ze trasa idzie troche dookola, to niewazne - czlowiek se szuka usprawiedliwien, pretekstow, celow, no bo nie jest bezmyslny, to co robi, musi miec jakis sens i cel).

zeby do lupusa dojsc, musialem od siebie przejsc 4 mapy - fajnie sie liczy dystanse w ilosciach map.
zaczalem od mapy beskidu wyspowego.
a zeby isc w samotnosci - musialem wybrac sie wtedy, kiedy ludzi nie ma. najlepiej wczesna zima (czyli ten grudzien 2012), kiedy jest pogodowy syf, o taki:

Obrazek

i najlepiej przez takie miejsca, gdzie na bank ludzie w takim syfie pogodowym sie nie kreca:

Obrazek

Obrazek

jak jest taki syf, to nawet pociagi nie jezdza, wiec wbrew jednemu takiemu pacanowi cytowanemu w klasycznej literaturze alpinistycznej poszedlem se po torach (chlopcy po przejsciu slynnej eigerwand w alpach, wracali ze sciany torami kolejki idacej w tunelu przez ta sciane, po czym przy wyjsciu na stacyjke uslyszeli od jakiegos mundurowego: "nie wolno chodzic po torach" i dostali mandat. debil nawet nie spytal skad sie tam wzieli. ale chyba juz to pisalem wczesniej.):

Obrazek

Obrazek

po drodze mijam miejsca zapomniane przez ludzi i boga:

Obrazek

choc napotkana tablica wskazywalaby, ze jednak ktos o nich pamieta:

Obrazek

w sumie po torach idzie sie bardzo niewygodnie - rozklad podkladow (w dodatku sliskich) nijak sie ma do dlugosci kroku ludzkiego - zeby robic krok co jeden podklad to za malo, co dwa - za duzo, zwlaszcza jak sie ma na plecach wor z zarciem i spaniem na tydzien, druga para ciezkich butow - w tym dniu szedlem w lekkich, pare kilo sprzetu foto i na dodatek siekierke). znudzily mi sie tory, wiec skrecilem calkiem w las:

Obrazek

choc sniegu nie ma duzo, to jest mokry, wiec takie piekne stare drewniane szopy dlugo tu juz nie postoja:

Obrazek

Obrazek

mala dygresja: poniewaz jest we mnie duzo przewrotnosci, troche specjalnie zaczalem te moje opowiesci dziwnej tresci od polski - to tez jest piekny, dziki kraj, nawet gdy jest ponury (ale inne kraje tez wam pokaze):

Obrazek

fajnie tak isc majac swiadomosc, ze na drodze nie ma zadnych sladow:

Obrazek

chociaz dziwne, bo jak sie obrocilem do tylu - swoich tez nie widze... jakas zaczarowana ta wycieczka (to z tylu to cwilin):

Obrazek
pierwszy dzien zakonczylem wieczorem w szalasie na polanie skalne pod jasieniem. tutaj w koncu moglem sie troche przesuszyc i upiec kielbache - szalas jest wyposazony w grill. nawloklem se drewna z lasu i zafajczylem. nie jest to stricte "spanie w rowie", z uwagi na ten grill i znalezione ogarki swieczki - raczej rzeklbym, ze to wypasiony las (no, lesny szalas):

Obrazek

te ostatnie kawalki kojarzycie pewnie z opisu memorialu - zupelnie inaczej wygladaja latem, a zupelnie inaczej zima.

[center]***[/center]

tera bedzie wtret dygresyjny.
czasem musze "zlamac" monotonie opowiesci, by nie was zanudzic.

czlowiek samotnie siedzacy przy ognisku to jest cos prymitywnie fajnego - w tym sensie, ze jest to czlowiek nieobciazony niepotrzebnymi przyzwyczajeniami cywilizacyjnymi, gadzetami, potrzebami etc. - wystarczy mu cieplo i swiatlo ognia, goraca herbata, kawalek miesa z pajda chleba. zupelnie jak pierwotnie - cieplo i jedzenie.
zobaczcie - historia ludzkosci (biorac pod uwage homo erectusa, wyprostowanego, ktory potrafil rozpalic ogien) to jakies 2 mln lat - przez te 2 mln lat wieczorami ogladalismy cieple swiatlo ogniska (oraz gwiazdy na niebie). dopiero od kilkudziesieciu lat patrzymy w zimne ekrany telewizorow, monitorow i ajfonow - nasze oczy sa zupelnie nieprzystosowane do takiego sztucznego swiatla. poza tym przy ognisku pierwotna horda szukajac ciepla, zblizala sie do siebie - a dzis mamy slynne "wojny" o pilota czy izolowanie sie przy fejsbuku, najczesciej jeszcze ze sluchawkami na uszach. to jest chore.

jak taki ktos ma czas - to od razu przychodza do glowy rozne przemyslenia, skojarzenia i wspomnienia. wspomnienia niedawnych jeszcze ognisk, przy ktorych spedzalo sie czas z przyjaciolmi (glownie z wojtkiem), pokrzepiajac sie wisnioweczka, gdy w twarz goraco, a w plecy zimno jak cholera, bo temperatura ponizej -20C:

Obrazek

Obrazek

te ogniska nie powiem gdzie palilismy, bo palenie ognisk jest nielegalne, a co dopiero... niewazne :)

tak z ciekawosci - czy ktos z was wie, ze wedlug obowiazujacego prawa kapiel w rzece czy stawie rowniez jest nielegalna? chore, no nie?

w ogole wspolczesny czlowiek, jak by tak sie dokladnie przyjrzec, swiadomie lub czesciej nieswiadomie (bo ciezko te wszystkie durne przepisy/regulaminy/instrukcje spamietac), bardzo duzo rzeczy robi wbrew istniejacym kodeksom, nota bene czesto skutecznie ograniczajacym z reguly jego wolnosc osobista. nie mowie u tu prawach podstawowych (jak np. 10 przykazan, ktore sa proste i jasne), tylko o tysiacach ton przepisow wymyslanych przez urzednikow, ktorzy musza sie wykazac, ze sa potrzebni - a nie sa.
a im bardziej czlowiek jest ograniczony tymi przepisami, nakazami, regulaminami, instrukcjami, im bardziej sie do nich stosuje, tym szybciej przestaje myslec - robi sie niczym tresowana malpka w cyrku. a taka malpka latwo sterowac.

z reguly nastepnego poranka po jednym z takich wieczornych ognisk wbijalismy sie na przyklad tu:

Obrazek

zimno tu, ciemno dosc, bo to polnocne stoki, i straszno, bo stromo dosyc, ale z tym gosciem stary dziad mazeniak dawal rade ;)

Obrazek

wojtek to byl koles, z ktorym rozumialem sie bez slow - w doslownym sensie tego znaczenia. podczas wspinania zespol musi sie ze soba porozumiewac "komendami" informujacymi o tym, czy sie wspinasz czy asekurujesz, cos jak pilot i kierowca na rajdzie, z tym, ze w scianie trzeba krzyczec, bo konfiguracja terenu czesto nie pozwala na kontakt wzrokowy.
kiedy indziej, na tej samej co na powyzszych zdjeciach 600-metrowej wysokosci scianie (istnieje tam durny zakaz wspinania, a dolina pod nia nazywana jest "dolina fotokomorek". ja rozumiem, ze w lecie, bo ptaki albo co. ale w zimie? latem ta sciana nie nadaje sie do wspinania.), gdzie przed wzrokiem sluzb skryla nas gesta cwangla (mlga), musielismy sie wspinac milczac, zeby te sluzby nie wyczaily, w ktorej jestesmy czesci i nie zaczekaly nas na gorze, obchodzac od tylu sciezka do miejsca, w ktorym wyjdziemy ze sciany.
pomijam, ze jeden cwok z tychze sluzb bezprawnie grozil nam bronia (sa swiadkowie), choc nas nie mogl zobaczyc. niewazne. i tak sie przedawnilo Obrazek
wspinanie bez komunikacji nie jest latwe, bo asekuracja tam jest slaba - glownie ze srub wkrecanych w zmrozone kepki traw. w takiej sytuacji musisz wyczuc np. gdy konczy sie dlugosc liny, czy partner ma dobre miejsce na zalozenie stanowiska asekuracyjnego lub czy idzie dalej, czy nie trzeba podejsc likwidujac swoje stanowisko i idac z tzw. asekaracja lotna - no bez "komend" to ciezka sprawa. a my dzialalismy jak swietnie dopasowany organizm - przez caly dzien bez jednego slowa, choc widocznosc byla praktycznie zerowa:

Obrazek

a w kilka miesiecy pozniej wojtek zniknal jak w tej mgle...

[center]***[/center]

dlaczego o tym pisze?
primo, ze to rodzaj - jak to nazywa spaslak - terapii, secundo, ze to nie sa takie zwykle wycieczki, ino wlasnie swego rodzaju memorialy, choc nie takie dlugie jak ten opisany wczesniej. idac do lupusa ukladalem se trase tak, zeby po drodze byla babia (bo tam razem biegalismy z wojtkiem), no i zeby za latwo nie bylo - zeby troche sie zmeczyc (bo i razem tez meczylismy sie).
zreszta wiele z moich pozniejszych wyrypek jakos tak dziwnie sie zazebia w wojtkiem - czasem az nie do uwierzenia.
typu przypadek jeden na milion.
ale o tym napisze pozniej - przy okazji kirgistanu.

[center]***[/center]

wracamy do wedrowki do lupiego.
rano bylo tak - to ten szalas na jasieniu, gdzie spalem:

Obrazek

z drugiej strony widok na mogielice:

Obrazek

ruszam w dalsza droge. poniewaz pierwszy dzien jest z reguly rozgrzewkowy, wiec wczoraj duzo nie zrobilem - jakies 23km tylko. drugi jest najczesciej jeszcze gorszy - zaczyna sie odczuwac pierwsze zmeczenie, a jeszcze organizm nie jest w cugu - pierwsze oznaki cugu przychodza dopiero trzeciego dnia, w czwartym-piatym dniu organizm jest na pelnych obrotach.

Obrazek

Obrazek

powoli przechodze na druga mape - gorce.

Obrazek

gorce to takie pasmo, gdzie jeszcze pozostalo troche starych, surowo pieknych, pasterskich szalasow, jak ten na jaworzynce:

Obrazek

Obrazek

czy te na polanie pod skaly:

Obrazek

Obrazek

lub na gorcu troszackim, choc ten juz dogorywa:

Obrazek

w lesie na grani kudlonia cicho i spokojnie, pomijajac swistajacy nad glowa i czubkami drzew wiatr - ale to on tu jest gospodarzem.

Obrazek

na przyslopku w normalnym czasie, latem, przy pieknej pogodzie i dodatkowo w weekend, byloby pare osob. dzis jest tylko moj plecak.

Obrazek

tutaj mnie dogonily ostatki dnia. potem juz po ciemku polazlem przez przelecz borek na turbacz, tam chwila odpoczynku, herbata, jakas konserwa i dalej w droge. po drodze przystanek przy niedawno postawionym krzyzu upamietniajacym zolnierzy jozefa kurasia "ognia" - krola podhala, zolnierza wykletego. wieczne odpoczywanie racz im dac panie. potem krotka wizyta przy kaplicy papieskiej na polanie rusnakowej i kieruje sie na wisielakowke. tam skorzystalem z domniemanej uprzejmosci gospodarzy jakiejs zamknietej na glucho chalupy letniskowej, przy ktorej stala wiata. mialem nadzieje, ze gospodarze sie nie obraza, bo syfu nie zostawilem.

Obrazek

rano, zanim ruszylem dalej, musialem znowu znowu rozpalic ogien, zeby sie ogrzac i stopic lod w butelce, zeby miec wode na droge (nota bene sprzedam wam tu patent: na ogniu mozna prawie zagotowac wode w plastikowej butelce - butelka nie stopi sie az do momentu wrzenia, kiedy nie ma dostepu powietrza od srodka, bo temperature "odbiera" woda). w nocy przypizdzilo fest i pod wiate, choc dobrze od wiatru oslonieta, troche nasypalo - obudzilem sie przykryty wartewka sniegu.

Obrazek

a jak mialem sie zamiar meczyc - to sie meczylem. sniegu nawalilo - swiezego nawialo miejscami pol metra. i o to chodzi.

Obrazek

czasami udawalo sie zaspy ominac.

Obrazek

w klikuszowej przekraczam zakopianke i wkraczam na kolejna mape - pasmo podhalanskie (beskid makowski) - a na polanie gdzies powyzej klikuszowej taka mala abstrakcja:

Obrazek

tym razem nie mam zamiaru isc po torach - pyzowka, linia kolejowa krakow-zakopane:

Obrazek

i dalej znowu w zaspy. mialem nadzieje na panorame na tatry, ale niestety - syfiata pogoda, ktora jest moim sprzymierzencem w poszukiwaniu samotnosci, jest wrogiem w poszukiwaniu kadrow. chmury sa nisko, wiec z panoramy nici:

Obrazek

na kolejna noc zwalam plecak do jednoosobowego hotelu z ogrzewaniem. hotel niestety gwiazdek nie ma, bo niebo zasnute chmurami.

Obrazek

na dzis wystarczy - oddechnijcie chwile.
ciag dalszy wkrotce.
Awatar użytkownika
RR
dyrektor regionalny
dyrektor regionalny
Posty: 9039
Rejestracja: niedziela 14 maja 2006, 21:27
Kontakt:

Post autor: RR »

:)
Przyrodniczy serwis informacyjny
Dziennik Leśny
Awatar użytkownika
MartaBaranowska
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16534
Rejestracja: wtorek 11 lis 2008, 23:18
Lokalizacja: Nowiny

Post autor: MartaBaranowska »




gdzies pod cwilinem chlopy jeszcze pracuja konmi - jakiez to fajne.
a jakie rzadkie... :)

Już kilka razy wracałam do tego wątku, jest tu tyle wspaniałych zdjęć :roll:
Put some fun between your legs
-ride a horse :mrgreen:
tę burzę włosów każdy zna, przy ustach dłoni chwiejny gest tak to Boska, Boska Rabanowska jest
mazeno

Post autor: mazeno »

no to ciag dalszy.

[center]***[/center]

rano wylaze ze spiwora, staje se na srodku polany, zaczynam rysowac na sniegu zolte wzorki (zawsze lubilem te zabawy przy sikaniu Obrazek ), tak sie leniwie dookola po lesie rozgladam... no nie.
stoi i sie gapi na mnie.
gapi sie jak jakis cap.
no - moze jak koziol.
koziolek.
teraz?! jak szczam?!
nie mogles chwile pozniej?
jak bede mial aparat w lapie?
niestety aparat daleko, wiec zanim skonczylem ("chocbys nie wiem ile trzepal, bracie, i tak kropla spadnie w gacie") koziolek zniknal w krzakach.
wiec ja po sniadaniu tez zniknalem w krzakach.
w tych krzakach:

Obrazek

a potem przelazlem rabe wplaw. no, nie ma paniki - raba w tym miejscu (sieniawa) miala moze 5cm glebokosci, wiec nawet butow nie sciagalem.
za sieniawa znowu wlazlem w las, bo nie lubie lazic po asfalcie.

Obrazek

no i zaczelo sie. sciezka nad harkabuzem jest od poludniowej strony odslonieta - a wiatr najczesciej stamtad wieje.

Obrazek

wypizd fajnie widac po zgietych galeziach modrzewi:

Obrazek

na przeleczy kolo leszczaka przecinam asfalt - "droge solidarnosci", z tablica upamietniajaca szlaki kurierow ak z II wojny swiatowej oraz szlaki wedrowek karola wojtyly.

Obrazek

Obrazek

a potem przez pol dnia zaspy i zaspy. nienawidze zasp.

Obrazek

zaspy, zaspy, zaspy.
i tak przez cholerne pol dnia.
naprawde nienawidze zasp.

Obrazek

z daleka w dolinie czasem widac jakies wioski (harkabuz, podsarnie).

Obrazek

ale tak poza tym jestem sam - czyli to, o co mi szlo.
samotnosc to piekna rzecz.

Obrazek

na przeleczy spytkowickiej pierwszy raz od kilku dni widze marne oznaki slonca i babia - ta oczywiscie w chmurach.

Obrazek

pakuje sie w nieodwiedzana w ogole czesc pasma podhalanskiego - tutaj nawet znakow szlakow nikt nie odnawial od dobrych paru lat, wiec mozna sie zgubic - co zreszta bardzo lubie. aha - i zmieniam mape - to juz czwarta (pasmo babiogorskie i beskid zywiecki).

Obrazek

wiec sie zgubilem. troche celowo, a troche nie moglem odnalezc sciezki. co jakis czas tylko orientowalem sie gdzie jest (plus-minus) po widokach, ktore czasem wychodzily na polanach spomiedzy chmur (kielek czyli kielik z przodu, z tylu kiczorka, polica i po prawej okraglica z widocznym masztem):

Obrazek

dalej z tego dnia z trasy juz wiecej zdjec nie mam, bo w grudniu ciemno sie robi kolo 16-ej, ale po kolejnych kilometrach nasunal mi sie jeden wniosek - lazenie po zamarznietych koleinach pozrywkowych o glebokosci pol metra, szukajac w dodatku po ciemku szlaku, w przemoczonych butach, jest cholernie meczace Obrazek. wiec stwierdzilem, ze w ten wieczor troche sie spedale (znaczy: mentalnie "dam dupy" swojemu wygodnictwu) i zajrze do zubrzycy (jak trafie i jak dojde), moze ktos mnie przekima w stodole. kolo 21-ej trafilem na zabudowania i sympatycznych gospodarzy. dostalem goraca herbate (caly dzbanek), kolacje i cieply kat (bynajmniej nie w stodole, ino w starej drewnianej chalupie). sa jeszcze normalni ludzie na swiecie.

Obrazek

i sa jeszcze takie normalne stare chalupy, jak ta - dwuizbowa, z piecem kaflowym w kuchni, gdzie wysuszylem buty. przez pierwsze dwa dni tego spacerku szedlem w lekkich, starych, dziurawych polbutach trekingowych - tak, zeby je dorypac do konca (e-tam, pewnie jeszcze pochodze kiedy w nich, do kosciola to wstyd, bo rzeczywiscie fest dziurawe, ale do lasu ujdzie), a poza tym w lekkich butach latwiej sie idzie. pozniej jak bylo wiecej sniega, to zalozylem stare zimowe kaylandy wspinaczkowe, dosc ciezkie i swego czasu pancerne, ale od paru lat mocno tez sciorane, wiec dosc lykaja wilgoc - wieczorami suszylem je przy ognisku, wiec tyle byle ino. tutaj przy piecu w koncu wyschly porzadnie.

Obrazek

z gospodarzem, panem jozefem:

Obrazek

a tu inna chalupa w zubrzycy (polaczona ze stodola):

Obrazek

o-o-o - i w koncu widac babia. sam wierch oczywiscie w chmurach - a po ich wygladzie widac, ze jak zwykle tam pizdzi (prosze sie nie obruszac na slownictwo. to takie okreslenie jest: na babiej zawsze pizdzi Obrazek):

Obrazek

dzisiaj krotki odcinek trasy przede mna - wiec poszwendalem sie po lesie zygzakami, zeby nie siedziec cale popoludnie na dupie.

Obrazek

Obrazek

a gdzies po drodze popodgladalem se dzieciola:

Obrazek

na ochlipowie minalem kaplice papieska...

Obrazek

a na nocke zwalilem wor na markowe szczawiny. drugi raz pod normalnym dachem przez ostatnie dni, a co.

Obrazek

rano, jak jeszcze wszystko spalo, ciepnalem wor w kat i polazlem przez brone (przelecz miedzy babia a mala babia, czyli cylem) na gore.

Obrazek

brona:

Obrazek

na wierchu pierwszy raz od tych kilku dni mam pelne slonce. dzisiaj jest 6-ty, 6-tego lipca zginal wojtek. jestem sam i rozmawiam se w myslach z chlopem. nie wiem - moze nawet gadalem na glos... i tak nic nie slychac, bo jak zwykle wiatr wszystko zaglusza.

Obrazek

daleko na horyzoncie, pod samym sloncem, widac tatry. na zdjeciu od lewej: swinica, koprowy, prawie razem baszty, ostry pik szatana i obok szczyrbski, ponizej lsnia sie liptowskie kopy, dalej gran hrubego z kulminacja, wcale lagodna ostra, maly trojkat krotkiej, przelecz szpara z tunelem, duzy trojkat krywania, z przodu czerwone wierchy: malolaczniak, krzesanica, ciemniak, oraz... giewont. nie widzita giewontu? szukajta! kasprowy tez jest, ino ledwo widoczny - dokladnie pod pikiem koprowego.

Obrazek

w dole fantastyczne poranne mgly:

Obrazek

a na polnoc - kominy krakowskiego legu i nowej huty:

Obrazek

o 8-ej rano wyruszylem w gore, o 11 bylem juz spowrotem na dole, trzy kwadranse spedzilem na piku. tyle razy tam bylem, ale z reguly po nocy, a tym razem - cos pieknego. potem przez gorny plaj i jego wiatrolomy...

Obrazek

...porosniete huba:

Obrazek

hala czarnego i rozsypujacy sie szalas - ale jeszcze idzie skorzystac.

Obrazek

na medralowej jest inny szalas, z daleka na oko w lepszym stanie, ale do srodka nie zagladalem, bo nie chcialo mi sie kopac w sniegu, zeby do niego dojsc:

Obrazek

po polowie dnia wloczenia sie po beskidzie zywieckim docieram gdzies w okolice gornych gluchaczek.

Obrazek

a troche dalej pakuje sie na nocleg w ewidetnie chylacej sie ku upadkowi bazie namiotowej na gluchaczkach - namiotow oczywiscie o tej porze nie ma, a chatka sie rozsypuje. nanioslem se drewna i pale se, bo chatka nie ma pelnych scian (to bardziej wiata), wiec w srodku wyje wiater. wieczorem znowu zaczelo walic ostro sniegiem, wiec drewna nanioslem sporo, gdyby sie okazalo, ze trzeba tu spedzic wiecej niz jedna noc, bo rankiem nie da sie ruszyc przez metrowe zaspy...
a to co nie spalilem zostanie dla potomnych.

Obrazek

na szczescie nie bylo tego jakos tragicznie duzo - moze ze 20cm swiezego:

Obrazek

po dwoch godzinach uzerania sie z zaspami mijam zamkniety letni schron pod jaworzyna i wkraczam w las nad kowalowka.

Obrazek

ostanie godziny spedzam w lesie korbielowskim.

Obrazek

i korbielow:

Obrazek

poniewaz nie lubie chodzi asfaltami pomiedzy autami, na glownej asfaltowej zlapalem miejscowego busa i po godzinie dotarlem do lupiego.

[center]***[/center]

132-kilometrowy spacerek po zimowych beskidach zajal mi niecale 7 dni, podczas ktorych spotkalem po drodze w sumie 12 osob - i niech ktos mi powie, ze polska to nie jest normalny, dziki kraj Obrazek

chociaz...
z coraz bardziej wyraznego braku miejsca na poruszanie sie w dziczy - jest to pewne wyzwanie, bo trzeba trase tak ustawic, zeby szla jak najbardziej po zielonych plamach na mapie, i jak najmniej ludzi spotkac.

dosc wazna role gra tutaj termin - trzeba wybierac najbardziej syfiate pogodowo okresy. pozna jesien/wczesna zima lub zima/wiosna/roztopy, no i musi byc obowiazkowo gowniana pogoda - wiadomo, im jest gorzej, tym mniej ludzi wychyla nosa z chalupy. wtedy jest luz.
Awatar użytkownika
magda55
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16544
Rejestracja: środa 22 mar 2006, 16:24
Lokalizacja: krakow

Post autor: magda55 »

Ech ... nawet nie wiesz jak zazdraszczam :cry:
Ale tak pozytywnie. Nie zawistnie - coby nie było .
( No podziw i szacunek )
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć :)
Elwood

Post autor: Elwood »

Trza mieć luz... :)
Mazeniusz ładnie oddaje (w tym też zdjęciami) akcję operacji na otwartym sercu.
Ja jestem bajkopisarzem. Z prostej sprawy robię dramat. Najwięcej mam do powiedzenia, kiedy jestem sam w terenie i nikt nie jest w stanie tego zweryfikować (cudowne uczucie wolności :)).
Dlatego lubię do Mazeniusza zaglądać. Znaczy do jego popierdółek*.
Czasami sprowadzi mnie z chmur na ziemię... Tam tez trzeba pozyć chwilę a nie tylko we mgle fruwać.


*popierdółka, to czułe określenie pierdółek.
Awatar użytkownika
magda55
dyrektor generalny
dyrektor generalny
Posty: 16544
Rejestracja: środa 22 mar 2006, 16:24
Lokalizacja: krakow

Post autor: magda55 »

Musisz ?? ;/

Tak misternie zbudowany wizerunek - bo .... pies ( najlepszy kompan na takiej wyprawie) bo... koty ( dadzą se rade bo wsiowe najwyzej populacja ptaszków zubożeje w okolicy) bo... wnuki ( ja babka małpa - jak chcecie mnie to kurczowo futra się trzymajcie)
i ... się rypsło :evil:
Taaa, dupa mi urosła i ciężko ją ruszyć.
Ale żeby tak , między oczy tą prawdą :?: :cry:
Dobry humor nie załatwi wszystkiego ale wkurzy tyle osób, że warto go mieć :)
mazeno

Post autor: mazeno »

> akcję operacji na otwartym sercu
sam mowiles - rodzaj terapii.

> Czasami sprowadzi mnie z chmur na ziemię... Tam tez trzeba pozyć chwilę a nie tylko we mgle fruwać.
oj tam, spaslaku.
jeden taki nepalczyk powiedzial mi kiedys (moze nie literalnie, ale w ten desen):
"trzeba glowe trzymac wysoko w chmurach, a nogi twardo opierac na ziemi i bedzie git".

> bo... wnuki
madzia - to zadne wytlumaczenie Obrazek
tez mam jedno takie cus.
jak troche urosnie to wezme ze soba.
jak kiedys jej mame, o:

Obrazek
(1998r, lewi wrzesniacy V-, zamarla turnia, tatry)
mazeno

Post autor: mazeno »

dzisiaj jest rocznica powstania - pamietajmy o tych, co zgineli za wolnosc.

Obrazek
ODPOWIEDZ