Chłodnica a jej "uszczelniacz"
Moderator: Moderatorzy
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33795
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Chłodnica a jej "uszczelniacz"
Nigdy nie ma dobrego momentu na awarię samochodu. Jedną z częstych jest wyciek z układu chłodzenia. Sam tego doświadczyłem nie raz i w zasadzie z chłodnicą nie miałem przygody tylko w Maluchu
Przedwczoraj doświadczyłem tego ponownie - nagły i niespodziewany wyciek najwyraźniej z niemal centrum chłodnicy, a nie z jej peryferii, jak to zwykle wyglądało. Zdołowany perspektywą wymiany tego nie najtańszego elementu i kłopotami z tym związanymi dałem się namówić na wlanie do płynu chłodniczego tzw. uszczelniacza.
No i wyobraźcie sobie, że nie cieknie, chociaż usterka bardziej kwalifikowała się do określenia jako wylew niż wyciek - po zgaszeniu silnika płyn prawie ciurkał.
Zastosowałem płyn (zawiesiną) uszczelniający firmy Prestone (Super sealer).
Tak się składa, że dotąd jak chłodnica ciekła to ją po prostu wymieniałem, nie specjalnie wierząc w cuda testowane w czasie Pustynnej Burzy, jak zwykle było napisane na powielaczowo chyba drukowanych etykietach zastępczych takich cudownych specyfików.
A tu po prostu przestało się lać!
Może więc ktoś wytłumaczy mi jak to działa, a przede wszystkim jakie zagrożenia niesie w postaci skutków ubocznych. No i jak na takiej "naprawie" można długo polegać - jeździć na razie i z radością obserwować suchy po postoju asfalt pomiędzy przednimi kołami, czy bezzwłocznie szukać nowej chłodnicy
Przedwczoraj doświadczyłem tego ponownie - nagły i niespodziewany wyciek najwyraźniej z niemal centrum chłodnicy, a nie z jej peryferii, jak to zwykle wyglądało. Zdołowany perspektywą wymiany tego nie najtańszego elementu i kłopotami z tym związanymi dałem się namówić na wlanie do płynu chłodniczego tzw. uszczelniacza.
No i wyobraźcie sobie, że nie cieknie, chociaż usterka bardziej kwalifikowała się do określenia jako wylew niż wyciek - po zgaszeniu silnika płyn prawie ciurkał.
Zastosowałem płyn (zawiesiną) uszczelniający firmy Prestone (Super sealer).
Tak się składa, że dotąd jak chłodnica ciekła to ją po prostu wymieniałem, nie specjalnie wierząc w cuda testowane w czasie Pustynnej Burzy, jak zwykle było napisane na powielaczowo chyba drukowanych etykietach zastępczych takich cudownych specyfików.
A tu po prostu przestało się lać!
Może więc ktoś wytłumaczy mi jak to działa, a przede wszystkim jakie zagrożenia niesie w postaci skutków ubocznych. No i jak na takiej "naprawie" można długo polegać - jeździć na razie i z radością obserwować suchy po postoju asfalt pomiędzy przednimi kołami, czy bezzwłocznie szukać nowej chłodnicy
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
Z reguły jeśli nie puści w ciągu kilku dni, to trzyma długo. Czasami duży wyciek to długa ale wąska szczelina, która daje się zakleić w/w środkami. Zasada z reguły jest taka, że ciśnienie wypycha płyn szczeliną i włókna zwarte w środku ją zaklejają (z grubsza). Używałem tego w swoim czasie w dwóch autach, w jednym nie zakleiło (za duża dziura), w drugim bez problemu chodziło jeszcze przez dwa lata. Jeśli myślisz o wymianie chłodnicy pomyśl o wymianie samego rdzenia.
- Rafał i Ania
- zastępca nadleśniczego
- Posty: 3056
- Rejestracja: niedziela 16 sty 2011, 21:07
poprzednicy juz jakby troche odpowiedzieli , jak to działa , ano zalepia ścianki ale nie tylko w chłodnicy ale w całym obiegu gdzie jest ciecz chłodząca , najbardziej newralgicznym miejscem jest głowica z której to płyn odprowadza sie do chłodnicy, mniejszego odprowadzania ciepła z głowicy chyba nie trzeba tłumaczyć bo wiąże się to z szeregiem niedogodności,typu wzrost temp pracy , zapychanie sie wąskich kanalikówgóral bagienny pisze:Może więc ktoś wytłumaczy mi jak to działa, a przede wszystkim jakie zagrożenia niesie w postaci skutków ubocznych. No i jak na takiej "naprawie" można długo polegać - jeździć na razie i z radością obserwować suchy po postoju asfalt pomiędzy przednimi kołami, czy bezzwłocznie szukać nowej chłodnicy
czy długo mozna pojeździć, nie ma żadnej prawidłowości bo to zależy od wielkości rozszczelnienia , można dzień , mozna miesiąc ale i do końca żywota auta
moja rada taka szukaj nowej chłodnicy a zanim ją założysz sugerują dokładne płukanie bardzo dokładne płukanie aby całe to gówno wyleciało jeśli to w ogóle możliwe. generalnie nie polecam takich wynalazków
Siedzą na Wall Street panowie z pejsami
mozolnie pracują nad zerami
do zera wciąż doliczają zera
to się nazywa finansjera (G.M.)
mozolnie pracują nad zerami
do zera wciąż doliczają zera
to się nazywa finansjera (G.M.)
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33795
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
No to dzięki za kilka informacji. Mleko, czyli borygo, już się rozlało, bo wlałem ten "złoty środek" a teraz tylko mogę liczyć, że nie zaklei skutecznie też tego, co zaklejone być nie powinno.
W każdym razie zdam sprawozdanie z dalszych efektów tej "naprawy", zwłaszcza gdyby okazały się dla mnie przykre!
borowiak pisze:Zasada z reguły jest taka, że ciśnienie wypycha płyn szczeliną i włókna zwarte w środku ją zaklejają (z grubsza).
Bardziej przekonuje mnie wyjaśnienie borowiaka, bo jeśli to miałoby odkładać się w całym układzie chłodzenia i go zaklejać to nie miałoby to większego sensu. Słowem mam nadzieję, że co wlazło i zaklinowało się w szczelinie to już tam posiedzi, a pozostała część pływa sobie w płynie bardziej wkurzając mnie samą świadomością, że tam jest, niż faktycznie trwale osadzając się na dowolnej powierzchni układu.Rafał i Ania pisze:poprzednicy juz jakby troche odpowiedzieli , jak to działa , ano zalepia ścianki ale nie tylko w chłodnicy ale w całym obiegu gdzie jest ciecz chłodząca
Z tej rady raczej nie skorzystam, ale spróbuję ją sprzedać twórcom McGywer'a.deciduous pisze:Niezłe rezultaty osiągniesz wsypując do chłodnicy granulowaną herbatę lub grubomieloną musztardę
Pełna zgodność - tylko, że mam nadzieję zrobić to w czasie i na warunkach dla mnie dogodniejszych.BARTMANN pisze:Lepiej zrobić to solidnie
W każdym razie zdam sprawozdanie z dalszych efektów tej "naprawy", zwłaszcza gdyby okazały się dla mnie przykre!
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
To co niegdyś czytałem o owych "wynalazkach" przekonało mnie, że do wystąpienia efektu "zaklejającego" niezbędne są dwa czynniki - temperatura i dostęp powietrza. To działa coś jak krzepniecie krwi. Dopóki naczynie krwionośne jest szczelne fibrynogen sobie we krwi pływa bez przeszkód. Jednak przerwanie ciągłości ścianki naczynia i dostęp powietrza powodują, że fibrynogen zaczyna w tej okolicy zlepiać się w nici, te nici splątują się i sklejają zasklepiając ranę. Te "zalepiacze" do chłodnic działają na tej samej zasadzie - w układzie zamkniętym nic nie robią, tylko w pobliżu nieszczelności.góral bagienny pisze:borowiak pisze:Zasada z reguły jest taka, że ciśnienie wypycha płyn szczeliną i włókna zwarte w środku ją zaklejają (z grubsza).Bardziej przekonuje mnie wyjaśnienie borowiaka, bo jeśli to miałoby odkładać się w całym układzie chłodzenia i go zaklejać to nie miałoby to większego sensu.Rafał i Ania pisze:poprzednicy juz jakby troche odpowiedzieli , jak to działa , ano zalepia ścianki ale nie tylko w chłodnicy ale w całym obiegu gdzie jest ciecz chłodząca
O herbacie i musztardzie nie słyszałem ale kilkukrotnie widziałem lub sam stosowałem (widziałem przy "garbatej" Warszawie, stosowałem w Syrenie 104) kawę "Turek". Nie jest to oczywiście działanie "na lata" ale pozwala dojechać do warsztatu (przy większej dziurze) lub dotrwać do czasu uzbierania kasy na naprawę przy uszkodzeniach drobnych. Najdłuższy okres jaki widziałem jazdy z kawą w chłodnicy to trzy miesiące.góral bagienny pisze:Z tej rady raczej nie skorzystam, ale spróbuję ją sprzedać twórcom McGywer'a.deciduous pisze:Niezłe rezultaty osiągniesz wsypując do chłodnicy granulowaną herbatę lub grubomieloną musztardę
Gdyby ktos jeszcze gdzieś nabył kawę "Turek" taką jak w PRL sprzedawali to uprzedzam - nie sypcie jej do chłodnicy "na sucho". Zadziała też, ale dużo się rozsypuje. Lepiej zaparzyć, napar zlać (jak kto lubi to wypić przy robocie ) a fusy wsypywać łyżeczką do chłodnicy.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.
Tyle teorii. W praktyce większość tych "cudownych" środków działa równie "zbawiennie" jak słynny motodoktor.Piotrek pisze:To co niegdyś czytałem o owych "wynalazkach" przekonało mnie, że do wystąpienia efektu "zaklejającego" niezbędne są dwa czynniki - temperatura i dostęp powietrza. To działa coś jak krzepniecie krwi. Dopóki naczynie krwionośne jest szczelne fibrynogen sobie we krwi pływa bez przeszkód. Jednak przerwanie ciągłości ścianki naczynia i dostęp powietrza powodują, że fibrynogen zaczyna w tej okolicy zlepiać się w nici, te nici splątują się i sklejają zasklepiając ranę. Te "zalepiacze" do chłodnic działają na tej samej zasadzie - w układzie zamkniętym nic nie robią, tylko w pobliżu nieszczelności.
Maniacy OFF ROAD'u
Miłośnicy natury.
Miłośnicy natury.
Tego rodzaju środków powinno się zakazać sprzedawać. Kupiłem taki samochód "wyleczony uszczelniaczem" tylko, że facet chciał załatać w ten sposób uszczelkę pod głowicą w końcy musiał i tak zrobic to w normalny sposób. Ten specyfik zapycha wszystko co się da: termostat , kanały wodne w silniku, chłodnice i nagrzewnice. Radzę tobie Góralu czym prędzej przepłkac układ kilka razy wodą destylowaną (będzie taniej) aż wypłyną przez zbiorniczek wyrównawczy duże obrzydliwe gluty tego wynalazku. Chłodnice poprosu zalutuj albo zaklej. Unikniesz kosztownych wydatków. Pierwsze co odczujesz to spadek wydajności nagrzewnicy, a latem spadek wydajności chłodnicy. Samochód będzie ci się grzał a przyjemnego ciepła do kabiny nie wpuści.
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33795
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
Tak napisałem ponad miesiąc temu. Czy efekty okazały się dla mnie przykre oceńcie sami.W każdym razie zdam sprawozdanie z dalszych efektów tej "naprawy", zwłaszcza gdyby okazały się dla mnie przykre!
Po wlaniu cudownej zawiesiny przestało się lać, a nawet kapać, nagrzewnica działała, więc wszystko zdawało się być o'k. Coś mnie jednak podkusiło pojechać na Elwoodowski zlot chociaż wiedziałem, że konsekwencje tego nierozważnego czynu muszą być. Doświadczenie podpowiadało, że jeśli pojawią się konsekwencje, to raczej nie przyjemne...
Na miejscu, jak zwykle, nie było gdzie zaparkować, więc wcisnąłem jeepka po skosie na ostrą skarpę i po wydesantowaniu się z niego ujrzałem swoje auto w nienaturalnej, mocno zeskosowanej pozycji. Od razu pomyślałem sobie że wszystko w nim musi być ponapinane jak moje nerwy przed obiecaną prelekcją na tym zlocie.
Po, o dziwo, szczęśliwym powrocie z tej imprezy spostrzegłem, że zaczęło znów cieknąć. Ale spokojnie uzupełniłem ubytek płynu, wystudziłem silnik, zagrzałem go na jałowym znowu i zostawiłem na noc. Uszczelniacz znowu zadziałał i miałem półtora tygodnia luziku. Przez ten czas spokojnie poszukałem i zamówiłem chłodnicę po bardzo korzystnej cenie (niecałe 400 zł z dowozem, ale to dlatego, że chłodnicę zamawiał znajomy mechanik mający u dostawcy spory rabat; normalnie za 450 zł można już ją kupić, co i tak jest sporo taniej niż się spodziewałem).
Później jednak nagle i niespodziewanie z układu chłodzenia zaczęło lać się jak z odwróconej butelki. Aby dojechać do domu, a później do najbliższego mechanika wlewałem w chłodnicę bańkę płynu co jakieś 5 km. No może co 8... Płynem rzygało na wentylator, który pięknie go rozprowadzał po całej komorze silnika, więc widok był dość dramatyczny. Zacząłem się zastanawiać, czy płyn do chłodnicy może zapalić się w zetknięciu z nagrzanym silnikiem...
W każdym razie udało mi się odstawić auto do warsztatu, chociaż gdybym zamówił lawetę to pewnie koszt byłby porównywalny z kosztem rozpylonego po bieszczadzkiej drodze płynu! Holować go nie chciałem, bo jest to automat 4x4 i instrukcja wyraźnie zabrania holu bez specjalnego wózka pod którąś z osi. Swoją drogą może ktoś wyjaśni mi w prostych, żołnierskich słowach o co to chodzi. Przecież jest położenie N skrzyni, czyli odłączony napęd.
Zamówiona chłodnica okazała się być odpowiednia, z tym że, oczywiście, nie do końca. Odchodzący z niej obieg chłodzenia układu wspomagania (chyba tak to określił miejscowy macher) był na ciut innym śrubunku i trzeba było kombinować jakąś redukcję. No, ale to szczegół, najważniejsze, że po wymianie i zalaniu nowym płynem wszystko gra i nie widzę żadnych konsekwencji użycia uszczelniacza.
Konkluzja:
1) Wydaje mi się, że warto wozić ze sobą specyfik zwany "uszczelniaczem" i traktować go jako środek do zastosowania w momencie awarii (jeśli nie wozi się oczywiście zapasowej chłodnicy ) w sytuacji gdy zarówno do najbliższego warsztatu jak i sklepu internetowego dostać się nie tak łatwo (czyli w warunkach bieszczadzkich )
2) Do starej chłodnicy aluminiowej nie ma co niczego dolewać, bo jak już zaczęła się puszczać to będzie się puszczać, i to coraz bardziej.
[center] DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA ZAINTERESOWANIE I DOBRE RADY [/center]
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
- góral bagienny
- wiceminister
- Posty: 33795
- Rejestracja: sobota 07 cze 2008, 12:41
W tym roku przed wyjazdem do Rumunii wymieniłem w skrzyni, w mostach nie. W skrzyni to chyba co 60 tyś, a w mostach nie wiem; wiem tylko że sprawdza mi mechanik stan.Elwood pisze:Mam trudne pytanie:
Co ile km zmieniasz olej w skrzyni i mostach?
Co do silnika, to już 1,5 tys km temu powinienem wymienić. Postaram się nie przegiąć.
Mój osobisty mechanik wydał mi książeczkę zdrowia auta i tam zapisuje wszelkie wymiany i naprawy. Staram się być świadomym użytkownikiem! Sęk w tym że ten mój mechanik jest 200 km ode mnie, w Stalowej Woli. Ponieważ często jeżdżę do rodzinnego Lublina to staram się po drodze go odwiedzać. Teraz na przykład czeka już na mojego jeepka u niego na półce łącznik stabilizatora i jakieś końcówki drążków.
' P O E Z J A , G Ł U P K U ! ! !
Nie bez kozery zadalem to pytanie, bo to najbardziej zaniedbywane oleje, znaczy ich wymiany.
Olej w skrzyni i reduktorze wymieniaj co 30 000 maks, ale na pewno tyle km nie robisz rocznie więc maj baczenie na to, że olej się starzeje! Klasycznie utlenia z wiekiem i traci właściwości smarne. Wymieniaj go więc nie rzadziej, niż co dwa lata.
Olej w mostach, jak silnikowy. Dodatkowo jest on podatny na łapanie wilgoci/wody z racji swego położenia (odpowietrzenie mostu). Pokonanie kilku brodów i... należy skontrolować jakość oleju. Jeżeli jest szara zawiesina, to sugeruje emulsję olejowo-wodną, a woda jest największym wrogiem wszelkich przekładni.
O ile zalecana jest klasa oleju GL-5 zalewaj mosty , reduktor (w nim też wymieniłeś olej?) i skrzynię olejami syntetycznymi!
I nie słuchaj ludzi, którzy mówią, że "gęsty" olej mineralny zalecany jest do zużytych przekładni. Ten gęsty olej, który rzekomo wygłusza luzy, w temperaturze roboczej ma "gęstość" podobna do syntetycznego, jeno abslolutnie nie jego lepkość, a ta decyduje o jakości filmu olejowego.
To w mini rewanżu, do Twojego znakomitego wykładu na Biesach
Olej w skrzyni i reduktorze wymieniaj co 30 000 maks, ale na pewno tyle km nie robisz rocznie więc maj baczenie na to, że olej się starzeje! Klasycznie utlenia z wiekiem i traci właściwości smarne. Wymieniaj go więc nie rzadziej, niż co dwa lata.
Olej w mostach, jak silnikowy. Dodatkowo jest on podatny na łapanie wilgoci/wody z racji swego położenia (odpowietrzenie mostu). Pokonanie kilku brodów i... należy skontrolować jakość oleju. Jeżeli jest szara zawiesina, to sugeruje emulsję olejowo-wodną, a woda jest największym wrogiem wszelkich przekładni.
O ile zalecana jest klasa oleju GL-5 zalewaj mosty , reduktor (w nim też wymieniłeś olej?) i skrzynię olejami syntetycznymi!
I nie słuchaj ludzi, którzy mówią, że "gęsty" olej mineralny zalecany jest do zużytych przekładni. Ten gęsty olej, który rzekomo wygłusza luzy, w temperaturze roboczej ma "gęstość" podobna do syntetycznego, jeno abslolutnie nie jego lepkość, a ta decyduje o jakości filmu olejowego.
To w mini rewanżu, do Twojego znakomitego wykładu na Biesach