Sten pisze:luscinia pisze:Pisz więcej o Bieszczadach
Góral B. Nie ma specjalnie innego wyjścia - on po prostu musi pisać o Bieszczadach i już
Sten, skubaniec jeden, dobrze wie, jak podpuścić mnie do aktywności na tym forumie. Czas omotał mi szyję muślinowym szalem i pieszczotliwie zaciska pętlę, a ja zamiast wyzwalać się z tego uścisku, tworzyć na czas różne żywotnie istotne koncepcje, przerzucać obrzydłe papierzyska z kupki WINIEN na kupkę MA, karmić wiecznie głodną niszczarkę, siedzę o pierwszej w nocy i dumam, co niebanalnego wrzucić jutro (a raczej dziś!) rano w nienasyconą gardziel bieszczadzkiego wątku. Na dodatek, jak zwykle niespodziewanie, zjawił się u mnie z wizytą Piotr Skrzynecki przeplatając bieszczadzkie klimaty z piwnicznymi... Piotr jest jednak dla mnie takim gościem, którego zawsze i w każdych okolicznościach witam ze szczerą serdecznością.
Jakby tego było mało, to poczucie prezesowskiego obowiązku co chwila skrzeczy z ciemnego kąta:
Skończ ten Statut!; Obiecałeś opowiedzieć o moczeniu kija (he, he - kija!) w przerębli!
Ale cóż, Dobrzy Ludzie rok temu, jak nieśmiało uchylałem drzwi tego forumu, ostrzegali... Czyli - sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało!
Na szczęście mogę się jeszcze wyłgać tanim fortelem i wkleić tekścik, który powstał chyba dwa lata temu na inną okoliczność. Prawie całkowicie aktualny, więc niczego nie muszę zmieniać czy przerabiać. Nawet wieku ciuchci, bo co znaczy rok czy dwa przy stówie z okładem, a na dodatek jej metrykalne dane są wielce umowne. No chyba, że do tytułu po wykrzykniku dołożę pytajnik, bo za oknem ...-15°C.
Więc póki co, skoro słoneczko się na nas dąsa, uśmiechajmy się do siebie wzajem z nadzieją, że wkrótce będzie szansa wystawić buzie na ciepły uśmiech słoneczka!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Godzina 7 minut 13. Słoneczko już się nie dąsa, ale śmieje się całą gębą
Od razu raźniej...
Wiosna!?
Bieszczady to taka dziwna kraina, gdzie nic nie odbywa się w sposób ogólnie przyjęty za normę. Tak też jest i z nadejściem wiosny. Właśnie - gdzie indziej wiosna nadchodzi, można powiedzieć nawet, że skrada się chyłkiem, by niepostrzeżenie zajmować coraz to nowe przyczółki - a to na łące desant onieśmielonej jeszcze trawy, a to pod lasem zrzut przebiśniegów albo zwiad sasanek, a w ogródkach forpoczty forsycji... I tak powolutku mocują się na rękę - zima z wiosną. Trwa to dobrą chwilę, ale w końcu las zdobywa biała armia zawilców i już wszystko jest jasne, czyli zielone. Zima odchodzi ze spuszczoną głową mrucząc pod nosem: ja tu jeszcze wrócę...
W Bieszczadach nie ma mowy o takiej łagodnej przepychance. Gdy nasze dzieci oglądają w telewizji gusła związane z topieniem niejakiej Marzanny, to potoki bieszczadzkie zwykle są jeszcze głęboko zakonspirowane pod grubym lodem. Wokół śniegu masa, a pod nim śpią społem mrówki i niedźwiedzie. Ale słońce zaczyna już spiskować - co dnia przygrzewa jakby ciut dłużej i mocniej. W powietrzu rozchodzi się dreszcz napięcia i gdy wiatr-dywersant da sygnał kilkoma cieplejszymi oddechami, z łoskotem nieziemskim łamanej kry rusza natarcie wiosny. Kto widział i słyszał takie zjawisko na Solince, Wołosatym, czy górnym Sanie, to nigdy tego nie zapomni!
Tak się zaczyna walka bez reguł, gdzie zima, już niby bezsilna i na łopatkach, co rusz się zrywa i... to z byka- marcową śnieżycą, to poniżej pasa - mrozem majowym, to po plecach - czerwcową sztachetą północnego wiatru…
W tym roku było inaczej. Zima podzieliła się obszarami wpływów z jesienią i do końca nie było wiadomo, kto tu rządzi. W głębi lasów, zwłaszcza przy Roztokach, w Solince, ale i na połoninach, było jasne - tu mieliśmy bezapelacyjnie zimę. Ale na łąkach Łopienki czy Jaworzca jesień zmagała się skutecznie z czkawką zimy, tak że w końcu nie znajdziemy mądrego, który by autorytatywnie stwierdził: wczoraj tam była jesień, a od dziś już wiosna.
Mam naiwną nadzieję, że tego roku pierwszy gwizd bieszczadzkiej ciuchci, a stanie się to jak zwykle na początku maja, obwieści ostateczne zwycięstwo wiosny. Nasza ciuchcia bowiem to bieszczadzki autorytet co się zowie! Ten rok będzie już 112-tym rokiem jej istnienia, a przez tyle lat mądrości życiowej można zebrać cały tender.
Póki co, cieszmy się przebłyskami wiosny, uśmiechajmy się do słoneczka i do siebie wzajem zanim nadejdą letnie, słotne dni. Przecież Bieszczady to taka dziwna kraina, gdzie nic nie odbywa się w sposób ogólnie przyjęty za normę...