Piknik na skraju poligonu, czyli wycieczki pod Kaliningradem

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Jedziemy ku morzu. Swietlogorsk mijamy, wydaje nam sie zbyt duzy i tłoczny aby w takim miejscu patrzec za noclegiem. Co to znaczy slowo “tłum” w tym miejscu to sie dowiemy dopiero w sobote gdy bedziemy wracac ;) )

Kolejną miejscowoscią jest Primorie i tu rzuca sie nam w oczy podrdzewiały szyld turbazy “Aist”. Droge w ktoryms momencie przegradza lekko zwichrowany bocian. Juz wiemy, ze chcemy tu spac!

Obrazek

Obrazek

Do bazy prowadzi droga najpierw gruntowa a potem przechodzaca w betonowe płyty. Wyjezdzajac prawie wpadamy tu busiem do studzienki tzn najezdzamy na pokrywe, ktora sie czesciowo zapada ;)

Obrazek

Obrazek

Turbaza jest obecnie w remoncie. Nie działała kilka lat. Byla w posiadaniu jakiegos szemranego goscia z Azerbejdzanu, ktory nie dbał o domki, dachy zaczeły przeciekac, łózka zgniły. Poki co wiec na terenie sa dwie babki i dwoch facetow, ktorzy malują domki, zbijają meble, noszą deski. Za jakies 2 tygodnie ma byc juz otwarte dla turystow. Kiedy przybywamy ekipa akurat odpoczywa po dniu pracy biesiadujac za poddrzewnym stołem. Udaje sie jednak dogadac, zeby tu zostac. Obiecują przygotowac nam domek- bedzie gotowy za dwie godziny. Mowimy, ze nam nie trzeba mebli, poscieli - mozemy spac na dechach na podlodze albo w busiu. Oni jednak nie chca o tym slyszec- obiecują poznosic meble, firanki, a nawet grzejnik coby kabaczę nie zmarzło w nocy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co jest bardzo fajne i pierwszy raz na cos takiego trafilismy- w małym drewnianym domku mamy grubasny, mieciutki dywan! Od razu jakos tak przytulniej! Dywan to podstawa! W busiu tez mamy dywan! :D

Jeden z bazowych facetow idzie nas zaprowadzic na plaże. Jest ona niby zaraz za turbaza ale tam jest urwisko wiec trzeba isc naokolo. Gość prowadzi nas wąwozem porosłym solidnym chaszczem. Smagające po twarzy zarośla zrywają mu okulary i nie moze ich znalezc, a nas tymczasem komary pożeraja żywcem. Mozna rowniez dotrzec nad morze przez miejscowosc (co w kolejnych razach czynimy) a to byl tylko taki skrót :)

Na plazy kręci sie troche ludzi- ale jakze jest to inny klimat niz np. na polskim wybrzezu! Stoją namioty na piasku, zaraz obok płoną ogniska. Sporo ludzi zjezdza na plaze samochodami ale tylko terenowki. Pytalismy kilka osob to zgodnie stwierdzili, ze busio zakopie sie na bank a potem to nawet zaden traktor go nie wyrwie, trzeba by czołg z jednostki sciągac! (znaczy byly takie przypadki? Byc holowanym przez czołg to by byla przygoda! Tylko toperz powtarza: “Nie buba- busio zostaje pod turbazą!”.

I ta Rosja to ponoc kraj bez wolnosci, zniewolony w kazdej dziedzinie, z uciemiężonymi obywatelami? Sprobowal by ktos nad polskim Bałtykiem postawic na plazy namiot i o zgrozo zapalic przed nim ognisko! Ciekawe za ile minut by go zgarneli bo nie wolno i zaraz jakis uczynny by doniósł odpowiednim słuzbom? No coz.. Tego sie nie spodziewalam, ze znad kaliningradzkiego wybrzeza powieje taki wiatr wolnosci! Miłe zaskoczenie! Dzis juz nam sie nie chce- ale jutro robimy wielkie plazowe ognicho!!!!!!!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiekszosc okolicznego brzegu to wysokie, gliniaste klify o barwie pomaranczowej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Skarpy, podobnie jak nad zalewem, zamieszkuje ptactwo! Duuuzo ptactwa! ich kwik niesie sie po calej okolicy i miesza z szumem fal..

Obrazek

A tu splywa jakis błotnisty potoczek

Obrazek

Plaże sa przewaznie piaszczyste, ale elementu kamienistego jest tez calkiem sporo.

Obrazek

Obrazek

Oczy czy cycki?

Obrazek

Nad naszymi glowami non stop lataja dzis helikoptery, duze, tłuste, z gwiazdą na brzuchu. Sa rozne modele ale łączy je jedno- z boków mają jakies wielkie tuleje- rakiety, armaty- szlag wie co to jest. Z przodu mają jakby “wąsy” przez co kojarzą mi sie troche z sumami. (tak wiem- sumy nie latają ;) ) Co chwile powietrze wypełnia warkot smigieł a brzuchy gigantow prawie ocierają sie o drzewa. Nigdy wczesniej nie widzialam helikopterow z tak bliska, jeszcze takich bojowych. Ręka co chwile mimowolnie siega w strone aparatu. Udaje mi sie oprzec pokusie, ale łatwo nie jest.. Nie mam pojecia czy robienie tu takich zdjec grozi jakimis problemami czy nie. Ale wole nie ryzykowac. Ludzie na plazy nawet wzroku nie podnoszą- widac dzien jak codzien…

Wracajac zaglądamy do lokalnych sklepow. W jednym z nich trafiam na dosyc niesympatyczna sytuacje. Babka sprzedajaca gdy zauwaza we mnie obcokrajowca- nie chce mnie obsluzyc. Gdy stoje przy jednej kasie to ona idzie do drugiej. Uznalam, ze moze ta zostala zamknieta- przenosze sie tam. A ta małpa wraca spowrotem do tej pierwszej. Pytam czy ta kasa jest zamknieta a ona tylko wzrusza ramionami twierdzac, ze nie rozumie. Niestety- nie potrafie sie wykłócic albo kogos opierdolic z góry na dół. Nie wiem czy sa takie tematyczne kursy jezykowe- jak sie kłócic i jak kogos zwyzywac. Na szczescie moje niesmiałe proby zwrócenia na siebie uwagi przynoszą skutek- przychodzi druga kobita, chyba kierowniczka i robi robote za mnie. Tak wiem- powinnam notowac jej monolog, ale chyba z połowy niestety nie zrozumiałam. Na koniec bierze tamtą za fraki i wywala na zaplecze. Sama sprzedaje mi co trzeba i bardzo przeprasza w imieniu obslugi sklepu. Coz.. ale niesmak troche pozostal. I chec nauczenia sie radzenia sobie w takich sytuacjach.

Gdy siedzimy pod drugim sklepem to zajezdza "sowiecki kiełbasowóz". Jak to tradycja łączy sie z nowoczesnoscią ;)

Obrazek

Wracamy na baze. Babki opowiadają jak to w latach 90 tych duzo bywaly w Polsce bo zajmowaly sie handlem, stadion w Warszawie i te klimaty. Calkiem duzo po polsku sie wtedy nauczyly i niektore slowa bardzo je śmieszyly np. samochód- ze sam chodzi, a przeciez nie chodzi a jezdzi!

Jeden z bazowych facetow, opowiada jak sluzyl w wojsku w Sulęcinie 40 lat temu. Oni mieli tam placowke, a Polacy w Wędrzynie. Kiedys ich pluton w ramach jakiejs nagrody czy bratania sie zostal na dwa tygodnie oddelegowany do Wędrzyna, do polskiej kompanii. I tam ich zatkalo jak polscy zolnierze dobrze jedzą! Duzo, roznorodnie a do obiadu byly nawet winogrona! Wszyscy bardzo sie dziwili, ze cala Polska nie garnie sie do woja na wyscigi- za takie zarcie! Potem dlugo jeszcze wspominali i narzekali na swoich kucharzy. Skadinad bardzo ciekawe czy naprawde byly to prawdziwe posiłki standardowej polskiej kompanii- czy bylo to na pokaz?

Nawraca tez bardzo wspolczesny temat czyli zlikwidowania małego ruchu granicznego. Ekipa akurat nie zajmowala sie teraz handlem- ale jezdzili do Braniewa do dentysty. Ponoc lepiej i taniej niz u nich. Sporo ludzi z okolicy odwiedzało tez w Polsce fryzjerow i kosmetyczki. Ale politycy mają manie przesladowcze a zwyklych ludzi gleboko w dupie. Wiec juz nie zarobi ani dentysta ani fryzjer z Braniewa, drobne przedsiebiorstwa na pograniczu nie beda sie rozwijac, a turysta nie pojedzie tanio i latwo. Bo tak! No coz, my mozemy jedynie wspolnie ponarzekac...

Potem pytaja nas o nasze imiona. Toperz mowi ze Jan. Od razu wszyscy podłapują- oooo to jak Jan Kos! Z “czterech tankistow i sobaka”. “U was ten film tez byl taki znany? U nas wszyscy zesmy go ogladali! Ech… film z czasow gdysmy sie jeszcze ze soba przyjaznili…” Trudne sa takie rozmowy. Ale czesto na nie schodzi. Nie ma innej opcji aby nie przewinal sie choc raz. Tu na szczescie mamy do czynienia z kulturalnymi i wywazonymi ludzmi, ktorzy chetnie wysluchuja racji roznych stron.

Co chwile musimy przerywac rozmowe bo przelatują helikoptery i tak warczą, ze zagluszaja nasze glosy. Potem po zmroku latające maszyny cichną ale za to gdzies calkiem niedaleko rozlegaja sie strzały i wybuchy. Raz to az zadzwięczaly szyby i tylko patrzylam kiedy wypadną. Jakis spory poligon musi byc bardzo nieopodal.

Jedna z babek, Elena, bardzo nam poleca plaze w Bałtijsku i wycieczki promem na kose, gdzie sa jakies stargane szormami bunkry i kamienny las . Mowie, ze slyszalam ze obcokrajowcy nie sa tam mile widziani i potrzebują przepustek. Ona smieje sie, ze widocznie rowniez byla tam nielegalnie- bo poki co nie udalo jej sie zdobyc obywatelstwa. Jej historia jest bardzo typowa, setki jest takich zyciorysow pisanych przez kalke na terenach calego bylego sajuza. Pani Elena pochodzi z Uzbekistanu, gdzie jej rodzice osiedlili sie w latach 50tych, niekoniecznie z wlasnej woli. Dostali tam przydzial pracy a czasy byly takie, ze odmówic nie wypadało ;) Żylo sie w miare do lat 90 tych, gdy sajuz sie rozpadl a uzbeccy Rosjanie nagle znalezli sie w obcym i dosc nieprzychylnym im kraju. Okazalo sie, ze i o prace trudno i sa obywatelami drugiej kategorii. Sasiedzi, przyjaciele, kto tylko mogl to wyjezdzal. Mąż pani Eleny byl Niemcem (tez urodznym w Uzbekistanie), wiec corka dostala po nim niemieckie obywatelstwo i wyjechala w okolice Hamburga. Gdy maz zmarł Elena postanowila osiedlic sie gdzie blizej corki i jakos bardziej “u siebie”. Padło wiec na Kaliningrad i tu zaczely sie schody… Przez lata miala szanse jedynie na pobyt czasowy, koniecznosc udokumentowania legalnej pracy, ciagle wisialo nad nią widmo deportacji. Jednoczesnie do obwodu kaliningradzkiego przyjezdza mase Kazachów, ktorzy ani nie znaja jezyka, ani nie maja checi do pracy. Ale im wolno. Bo Kazachstan jest z Rosja w unii a Uzbekistan nie.. Wiec Elena, ktora sie czuje Rosjanka, ma pod gorke a w roznych urzedach migracyjnych Kazachowie smieja jej sie w twarz. Tu w rozmowe włącza sie reszta ekipy bazowej: “Bo “czarnym” zawsze latwiej, bo politycy ich promuja! Czy na wschodzie czy na zachodzie- jest tak samo. Mozesz nie miec dokumentow, mozesz nie znac jezyka, mozesz nie chciec pracowac- ale jak masz czarna gębe i wyznajesz jedyna sluzsza religie to jestes wszedzie promowany. U was w eurosajuzie jest podobnie, nie? Acz ponoc Polska i kilka innych okolicznych krajow pokazala tej modzie i tendencji srodkowy palec! Brawo wy!!”

We wrzesniu ma sie wszystko zmienic i Elena dostanie w koncu swoje upragnione obywatelstwo. Wtedy moze tez zaczac procedure sciagania do siebie corki, ktora stracila serce do Niemiec od kiedy zostala pobita w swoim miasteczku przez owych “czarnych”, ktorych temat dosyc czesto przewija sie w roznych rozmowach podczas calego naszego pobytu w obwodzie.

Tak sobie gawędzimy nieraz gdy gdzies spotkamy sie w przelocie. Bo glownie cala bazowa ekipa zajmuje sie pracą - staraja sie aby na lipiec baza byla juz gotowa na przyjecie turystow. Mają juz kilka rezerwacji- tu ktos na tydzien, tu 6 osobowa rodzina na miesiac. Tak jak zwykle wiekszosc wspolczesnych remontow napawa mnie odrazą i obrzydzeniem- tutaj odbudowa tej bazy bardzo cieszy! Fajnie, ze domki sie nie zawalą i nadal beda sluzyc zwyklym ludziom. Bo tu wciaz remont oznacza przywrocenie uzytecznosci a nie zabijanie klimatu i stylizowanie na sterylne laboratorium. W bazie malują domki, naprawiaja połamane schodki, wstawiaja nowe łozka w miejsce starych, ktore zgnily. U nas zaczeli by od wyciecia wszystkich drzew i koszenia trawy co drugi dzien, aby zabic kwiaty i zioła. Tu kwiatki zaglądają mi calymi kisciami do polowej umywalni gdy robie wielkie pranie!!! :)

Obrazek

Obrazek

Dzis idziemy na spacer wybrzezem w strone Majaka. Mijamy pobliskie miłe i piaszczyste plaże pod stromymi klifami. Kierujemy sie w strone przystani. Brzeg pokrywa sie tu strasznym szlamem. Jakies połączenie blota, wodorostow i czegos co mocno zapodaje aromatem zdechlej ryby. Chyba rybacy wywalaja tu jakies odpadki, przynajmniej jeden widzialam ze patroszy i płucze w morzu swoja zdobycz. A flaczki osiadaja na wodorostach i grzeją sie do slonca. Momentami musimy przyspieszyc kroku bo zapach az dusi!

Obrazek

Obrazek

Kręci sie tu sporo łódek, pontonow a kawalek dalej zatrzymala sie ekipa płetwonurkow. Mają dziwne maszynerie, ktora wciaga ich pod wode.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez troche plazujacych ale to raczej pikniki. Nikt sie nie kąpie, czasem ktos zanurzy stope, czasem wiecej ale szybko ucieka na brzeg z kwikiem. Toperz jest jednym sposrod trzech odwaznych, ale kąpiel trwa baaardzo krotko. Woda ma ponoc temperature gorskiego strumienia wczesna wiosną ;)

Obrazek

Dalej znikaja plazowicze i rybacy, od czasu do czasu stoi tylko zaparkowane jakies auto. Plaża i skarpy sa tu solidnie przekopane, nieraz chyba dosc ciezkim sprzetem. Wsrod zwałow piachu wystepują malutkie jeziorka, o dosc regularnych ksztaltach. Odplywy zamulonej wody sa powzmacniane deseczkami. Jak sie potem dowiadujemy od miejscowych sa to najprawdopodobniej dzikie kopalnie bursztynu, ktorych jest sporo w calym obwodzie i lepiej sie tam nie kręcic bo "opiekunowie" nie zawsze sa mili i goscinni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po piachu łazi bardzo duzo takowych chrząszczy. Ptactwo ze skarpowych dziupli bardzo sie z tego cieszy!

Obrazek

Wracamy na ta czesc plazy ktora podobala nam sie najbardziej- obfitą w drewno, miejsca biwakowe na czystym piasku i bez rybnego szlamu. Tam zapodajemy ognicho.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy zbieramy opał wołaja nas chlopaki z rozstawionego nieopodal namiotu. Sierioża i Artiom biwakuja tu od kilku dni. Dają nam fajne suche szczapy na ognisko, ktore przywiezli ze sobą.

Obrazek

Jezdza rowerami po calym wybrzezu. Mowia, ze najladniej jest na Kurskiej Kosie, ale tam jest rezerwat wiec z biwakami jest gorzej- trzeba sie ukrywac. Tydzien temu rozbili tam namiot w osłonietym miejscu, zapalili ognisko dopiero po zmroku. Mimo to o 2 w nocy nakryl ich straznik i pogonił. Obyło sie bez mandatu ale sie nie wyspali. Reszte nocy dospali w wiacie przy parkingu. Nad zalewami zjadły ich komary i jeden z nich dostał sraczki jak umył zęby wodą z zalewu. (jak mu wogole moglo to wpasc do glowy????). Za Bałtijskiem palili ognisko w ruinach nadbrzeznego fortu a w nocy zolnierze przyniesli im samogon i dali postrzelac z automatu. Ponizej zdjecia tego miejsca znalezione w necie- z googlemapsa i stronki urban3.ru:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie moge sobie wybaczyc, ze tam nie pojechalismy (bo ponoc Bałtijsk juz nie jest zamkniety i teoretycznie wolno sie tam krecic). Acz kto wie? Moze dla obcokrajowcow zolnierze nie byliby tak mili jak dla swoich?

Sierioża z Artiomem bardzo zazdroszcza nam, ze mieszkamy w Polsce. Bo u nas sa gory! A oni bardzo kochają gorskie wedrowki. A mają je tak daleko, ze bywaja raz na kilka lat… W tym roku np. jadą do Gruzji we wrzesniu i juz teraz skaliste szczyty snią im sie po nocach.

Pieczemy ziemniaki, ktore jada z nami jeszcze z Polski. Tak dobrych ziemniakow jak wyszly tym razem to ja jeszcze nie jadłam! Jest tez zabawna scenka, gdy wyjelismy ziemniaki z ogniska i toperz mowi do kabaczka, ze teraz bedziemy je jesc- mniam mniam. A kabak błyskawicznie w łapke najblizszego ziemniaka i do pyszczka! A trafila na takiego najbardziej spalonego i osmolonego. I to rozczarowanie na buzi- a miało byc dobre… Nie zniechecila sie jednak tak latwo- potem wcięla chyba trzy ziemniaki, dopominajac sie co chwile o wiecej masła! :)

Za ziemniaczany talerz sluzy nam gazeta znaleziona na miejscu ogniskowym, ladnie zlozona i zatknieta pod konar- chyba na rozpałke. Nie jest to zwykła gazeta- traktuje o grzesznych żądzach targajacych nasze dusze i resztkach cudownych monastyrow wmurowanych w fundamenty Kremla. Mozna sie tez dowiedziec z jakimi swietymi spokrewniony jest Putin oraz jak mozna sie nauczyc w pol roku uzdrawiac chorych za pomocą sił czerpanych z wnetrza ziemi ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kabaczek bardzo cieszy sie pobytem na plazy i ma kilka zabaw. Zbiera butelki. Najbardziej ulubiła sobie taka z regionalnego koniaku i wsypuje do niej piasek. Wysypuje, wsypuje, wysypuje. Zabawa na godzine!

Obrazek

Ulubila sobie tez mniej fajną zabawe- rzucanie gazetami i radosne guganie wypelnia okolice, gdy płachty papieru odlatują z wiatrem a my po nie biegniemy.

Jest tez wyjątkowo ciekawy plac zabaw - zwalone drzewo, pomiedzy ktorego konarami mozna przełazic, wspinac sie i lądowac kuprem w mieciutki piasek!

Obrazek

Noc nastaje tak zimna, ze zaczynamy rozumiec czemu babki z turbazy tak sie upierały, ze przyniosą nam piecyk! Chyba jest z 5 stopni! A jest czerwiec!!!! Piecyk wiec oczywiscie włączamy, spimy w ciepełku a w drewnianych scianach jakies myszy czy inne korniki grają nam do snu jak w lesnym szałasie. Klimat wlasnie taki jest- wokol szumi las a oprocz dwoch osob z obslugi, spiacych w swojej kanciapie- jestesmy tu zupelnie sami!


cdn
Awatar użytkownika
motyl1974
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1926
Rejestracja: poniedziałek 01 paź 2007, 20:10
Lokalizacja: z mazowsza

Post autor: motyl1974 »

ja jestem pod wrażeniem Waszych podróży :) super zdjęcia i relacja :)
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Kolejną nadmorską miejscowoscią do ktorej zawijamy jest Jantarnyj. Poczatkowo mamy w planach zwiedzic tu bursztynowy kombinat. Na wjezdzie wita nas drogowskaz o klimatach typowych dla wschodnich uzdrowisk.

Obrazek

Okolice tej miejscowosci sa ponoc najbardziej obfitym w bursztyn miejscem nad Bałtykiem (albo na takie kreowanym - na plazy nic nie znalezlismy, to nad zalewami bylo nieporownywalnie wiecej :P ) Do tutejszego kombinatu wpuszczaja turystow, acz w pierwszy dzien okazuje sie, ze po 16 juz nie ma zwiedzania. W drugi, ze nie mozna wejsc indywidualnie tylko musimy czekac na grupe, ktora bedzie za 2 godziny. Kazdy pilnujacy cieć mowi co innego. Wiec sobie ostatecznie odpuszczamy. Z podsluchanej pozniej rozmowy na plazy (jakis rozczarowanych turystow) wynikalo, ze wpuscili ich tylko do dwoch sal z gablotami. A liczyli (podobnie jak my) na oglądanie maszyn, obrobki czy na zagladanie do wyrobisk.

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy sie kolo knajpy nad jeziorem (jest to zalane bursztynowe wyrobisko). Ponoc na jego dnie zachowalo sie sporo dawnych maszyn wydobywczych, obroslych glonami i gliną koparek, wagonikow czy mniej lub bardziej zruinowanych zatopionych budyneczkow. Woda jest przejrzysta, gleboka na kilkadziesiat metrow. Jezioro jest wiec popularnym miejscem nurkowym. Wszyscy dziwia sie, ze my tu przyjechalismy a nie nurkujemy? Podejrzane! To kim my jestesmy?

Ile razy widzimy bąbelki czy koła na wodzie to za chwile wynurza sie nurek!

Obrazek

Na brzegach jeziora jest tez kilka sympatycznych baz, ktore przypominaja osiedla baraczków i przyczep albo namiotowe miasteczka, cos jak nasze studenckie bazy namiotowe w gorach. Niestety nie sa one ogolnodostepne tylko naleza do roznych kół i klubow płetwonurkow. Wieczorem slychac, ze ta grupa lubi sie bawic! :D Po wodzie niosą sie dzwieki gitar i mocno zakrapianych spiewow :)

Obrazek

Obrazek

Przy nadjeziornej knajpie jest pole namiotowe- duzy pusty plac ze skoszona trawa... tylko zadnych namiotow nie ma. Pozniej sie dowiemy dlaczego..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mają tu tez kible ktore sprzyjają integracji

Obrazek

Rano idziemy na nadmorską plaze i okazuje sie, ze jest tu wydzielony pas wybrzeza gdzie mozna postawic namiot na samej wydmie, mozna palic ognisko... Nic dziwnego, ze tu ludzie biwakują a nie pod knajpą, nie dosc, ze za darmo to jeszcze prawie na samej plazy i do snu szumia fale... Kurde... Szlag nas trafia zesmy wczoraj tego miejsca nie znalezli :( I wciaz nasuwa sie to samo pytanie- dlaczego wszedzie sie da a nad polskim morzem nie?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pobyt na plazy bez fikołkow jest niewazny! Tylko kabak nie chce zrobic fikołka!

Obrazek

Obrazek

Przy samym morzu jest drugie zalane wyrobisko bursztynowe. To chyba sa tereny dawnej kopalni "Anna". Bo wszedzie stoją drogowskazy "widok na "Szachte Anna"" a widok jest na morze, plaże i to oto plażowe jeziorko ;)

Obrazek

Przejezdzamy tez dzis przez Swietłogorsk - i widac, ze jest to glowny kurort obwodu... I ze wlasnie jest niedziela. Chyba caly Kaliningrad postanowil spedzic tu weekend. Na wąskich uliczkach ustawia sie kilkustrumieniowy korek, niektorzy probują omijac chodnikami i tam tez grzęzną. Nie ma opcji zatrzymania sie przy drodze a wjazd na jakikolwiek parking moze skonczyc sie utkwieniem tam chyba na zawsze. Miedzy trąbiącymi autami lawirują cale pielgrzymki odswietnie ubranych kuracjuszy. Od czasu do czasu trafia sie zagubione dziecko na hulajnodze czy ogłupiały pies wpadajacy na ludzi i auta.. A nam wlasnie skonczyly sie pieniedze i mielismy chytry plan znalezienia w tym miasteczku bankomatu czy kantoru... Ale bardzo szybko wybijamy sobie ten pomysł w glowy.. Benzyny jeszcze w baku troche jest, zarcia w torbie tez i patrzac na to wszystko- to pieniadze chyba nie sa nam wcale tak pilnie potrzebne. Potrzebne jest jedynie znalezc sie natychmiast daleko stad.. Kilka kilometrow od miasta znow jest pusto. Nie ma ludzi, nie ma aut. Tylko helikoptery czasem latają ;)

Jedziemy w strone Kurskiej Kosy ale nie najkrotszą drogą. Zanim tam dotrzemy pokręcimy sie jeszcze po kilku wioskach...

W necie mozna znalezc mapki wskazujace, ze "wnetrze lądu" miedzy Kaliningradem a morzem sa terenem zamknietym i obcokrajowcy nie sa tam mile widziani. Jadąc jedną czy drugą drogą jednak nie widzielismy zadnych oznaczen a i miejscowi mowili, ze "kiedys tak bylo ale to juz nieaktualne". Jak jest naprawde to nie wiem, ale powloczylismy sie po roznych tamtejszych bocznych drogach i zadnych problemow nie bylo. W tych terenach znalezlismy trzy opuszczone poniemieckie koscioly.

Salskoje. Z kosciola zostaly tylko trzy sciany. Obiekt jest ogrodzony siatka i bez jej przeskakiwania nie da rady wejsc do srodka. Ruiny sa połozone w srodku wsi wiec przelazenie góra tez jest problematyczne bo sie wszyscy gapią i trochu glupio ;)

Obrazek

Kolejną wioską, do ktorej nas ciągnie jest Kumaczowo. Stoi tu spory kosciol, jeszcze zadaszony, choc deski z dachu troche lecą (byl bardzo wietrzny dzien). Mozna wejsc do srodka bez problemu (no chyba, ze te latajace deski ;) Na dachu są trzy gniazda bocianie. Wyjątkowo glowna wieza w mocno nadwątlonym stanie (zwykle to one sie najlepiej zachowaly). Za kosciołem menelski skwerek, gdzie panowie w srednim wieku trudnią sie klasycznym spozywaniem i zaczepianiem nielicznych turystek :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaraz przy kosciele trafiamy na ormianska knajpe gdzie pozeramy pyszna siomge w sosie z granatu. Jedna z kelnerek za "dziekuje" po ormiansku tak rozpływa sie z radosci, ze mamy wrazenie, ze zaraz dostaniemy 5 kolejnych ryb w gratisie :) Konczy sie tylko na deserku :)

Obrazek

Knajpa nazywa sie "Bocian" ale takowy usmiecha sie tylko z fototapety (no i kilkanscie sztuk z dachu pobliskich ruin koscioła). Za to nad glowami lata mnostwo jaskolek.

Obrazek

Obrazek

Odwiedzamy tez Romanowo. Tu tez mają spore ruiny kosciola z fragmentem zachowanego dachu i posadzki. Fajne "kwaśne mleko" trafilo sie dzis na niebie!

Obrazek

Obrazek

Tu rowniez okolice koscioła sprzyjają spozywaniu i zostały ulubione przez miłosników trunków i biesiad. W odroznieniu od Kumaczowa tutaj nie wystarcza bela drewna rzucona gdzies "na przyrodzie" wsrod krzaków. Przy koscielnym murze stoi blaszana przyczepa ze stołem, ławami i nawet kanapą, gdzie widac wyrazne ślady minionych imprez. Zapach bimbru, fajek i przekiszonych ogorkow mocno wgryzł sie w pordzewiałe sciany żulerskiej przystani. Niestety, nie bylo akurat stalych bywalcow wiec nikt nas nie zaprosil na stakana samogonu ;)

Obrazek

Obrazek

Nieopodal zaparkował niewielki pojazd na lokalnych blachach.

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Następnym miejscem, ktore odwiedzamy w obwodzie jest Kurska Kosa. Kolejna mierzeja, podobna do Wiślanej/Bałtijskiej tylko połozona bardziej na pólnoc. Rowniez przecięta granicą panstwową, tym razem z Litwą. W odroznieniu od Wiślanej nie jest terenem wojskowym wiec jest otwarta dla turystow. Nie jest jednak otwarta tak zupelnie- dla odmiany mają tu park narodowy wiec mundurowi rowniez mogą łapac po krzakach. Na kosie sa trzy wioski Morskoje, Rybaczie i Lesnoj, ktore w dawnych latach wielokrotnie zmienialy miejsce polozenia bo byly zasypywane przez wydmy, na ktore jest tutaj duzy urodzaj.

Wjezdzamy niedzielnym popołudniem wiec pod względem tłumu jest za dobrze.. Kolejka do szlabanu zdaje sie nie miec konca - tu trzeba kupic bilety do parku narodowego. Ruch chyba zaskoczyl panie biletowe tak samo jak sniegi zaskakują co roku w styczniu naszych drogowcow. Kłębiący sie tłum jest mniejszy wprawdzie niz w Swietłogorsku ale tez nie bardzo do zaakceptowania. Juz, juz prawie mamy zamiar zarządzic odwrot, wbijać gdzies wgłąb obwodu gdzie nic nie ma i nigdy przenigdy wiecej nawet nie pomyslec o morzu... Ale weekendu zostalo jeszcze tylko kilka godzin. Jestesmy prawie 100% pewni, ze wieczorem te dzikie tłumy wymalowanych panienek na szpilkach z telefonami na kijach i panów bez szyi w mercedesach z przyciemnianą przednia szybą- wrócą do miast. Będa wrzucac na odnoklasniki i vkontakte setki fotek swojej gęby na tle tysiaca innych gęb przysłaniających piasek a my zostaniemy sam na sam z morzem.

Jako ze nie bardzo mamy ochote oglądac kolonie fok na wybrzezu zostawiamy sobie plazowe klimaty na jutro. A teraz jedziemy zobaczyc fragment tutejszego lasu, o ktorym gdzies tam kiedys czytalam, ze rozni sie od pozostalego. "Tańczacy las" to glownie sosny i to dosc mlode, posadzone okolo 50 lat temu na wydmie Krugłaja. Pnie sa w dziwny sposob powyginane, niektore spiralnie skrecone.

Obrazek

Obrazek

Dwa najladniejsze okazy sa tak obudowane barierkami, ze prawie nic nie widac.

Obrazek

Tu rowniez tłum i atmosfera jest taka jakbysmy zmierzali do jakiegos cudu swiata. Są barierki, podesty spacerowe, na ktore chyba poszlo wiecej drewna niz to co "tańczy" nieopodal.

Obrazek

Mozna tez wypozyczyc głosno gadajacy magnetofon albo pozyskac aplikacje na smartfon, ktora opowiada o tym dziwie przyrody. Oczywiscie nie mozna o tym przeczytac w domu, tylko trzeba chodzic pomiedzy drzewami z gadajacym pudełkiem. Co trzecia osoba chce miec ze sobą pudełko. Kazde z nich gada w innej fazie, co tworzy tak potworny jazgot, ze dosc szybko zaczyna boleć głowa. Wysadzany diamencikami smartfon dziuni defilującej przede mną opowiada, ze powody tanczenia lasu mogą byc rózne od prozaicznych do mrożących krew w żyłach. Mogą to byc silne wiatry typowe dla terenow nadmorskich, skoki temperatury i wilgotnosci gleby. Podejrzewana jest tez działalnosc wirusow czy pasozytow albo uszkodzone nasiona. Kolejna wersja traktuje o energii z wnetrza ziemi czy sekretnym poligonie z czasow ZSRR gdzie drzewa padły ofiara jakis tajemniczych badan. Brane sa rowniez pod uwage wpływy istot pozaziemskich ;) Niestety na tym etapie przestaje rozumiec naukowe wywody egzaltowanej, wirtualnej przewodniczki a chwile pozniej panience siada bateria... A szkoda bo zaczynało własnie byc ciekawie! ;)

W internetach i przewodnikach wszedzie pisali, ze na kosie nie ma opcji dzikich, darmowych (legalnych) biwakow bo to park narodowy i ble ble ble. Poczatkowo zagadujemy w turbazach i faktycznie twierdzą, ze mozna tylko w domkach lub pokojach za 50 zl osoba a jakikolwiek namiot czy spanie w aucie nie wchodzi w gre. Gdy wychodzimy z jednego z takich obiektów dogania nas zziajany ochroniarz i mowi, ze biwakowisko jest, a jakze. Acz z wiadomych przyczyn wlasciciele obiektow noclegowych go nie lubia reklamowac. I mamy zapytac w muzeum w Djunach. Babka z budki przymuzealnej potwierdza- tu za naszym płotem, na brzegu zalewu sa wiatki, ławeczki, nawet tojtoj i tam róbta co chceta. "Tylko drzew na opał nie wycinajcie piłą spalinową bo kłopoty będa duze". Juz na koncu języka mam pytanie czy siekierą mozna - ale moze byłoby to niegrzeczne :) Z radosci, ze jednak mamy fajne spanie kupuje magnesik i koszulkę "Zdobywca wydm Kurskiej Kosy" (choc wydme zdobedziemy dopiero pojutrze ;) ). Wstyd przyznac ale nie dowiedziałam sie co to było za muzeum i co w nim trzymają...

Na biwakowisko prowadzi klimatyczna płytowa droga. Cos jest w tym, ze jadąc za betonowymi płytami nigdy nie wyjdzie sie na tym zle. Na koncu zawsze beda jakies ruiny, dawny zakład przemysłowy, albo ciekawe miejsce na nocleg. Dobra- sporadycznie mozna trafic nieszczegolnie np. na poligon.

Obrazek

Smieszna jest jedna z zatoczek zalewu- ta ktorej nie widac. Cała woda jest pokryta leżącą trzciną. Nie wiem czy to ktos ściął czy to tak samo sie połozyło? Mozna sobie pospacerowac po powierzchni. Dziwne wrazenie isc po takim dywanie a pod spodem sprężynuje i chlupoce woda. Jest cos w tym przerażajacego wiec nie odchodze daleko i z radoscia wracam jednak na twardy, pewny grunt.

Obrazek

Obrazek

Z tym pewnym gruntem to tez tak nie do konca, dojazd do wielu miłych wiatek jest na tyle piaszczysty, ze juz przed pierwsza udaje nam sie nieco zagrzebac busia. Na szczescie na tyle słabo, ze nie trzeba ściągac na pomoc traktorow i czołgow.. Musimy mu kupic jakies inne opony bo te są na tyle cienkie i chyba juz wytarte, ze tendencje do zakopywania sie ma wieksze chyba nawet od skodusi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Początkowo to miejsce tez jest tłoczne. Wszędzie dymią szaszłyki, gorzała sie leje, dudni lokalne radio spod podniesionych klap, powtarzając po raz n-ty, ze jakies Amerykańce nakreciły film o Putinie i powoduje to duze emocje w całym kraju. Wbrew pozorom z calosci przekazu wynika jednak, ze ten film jest chyba pozytywny i lokalsi bardzo sie nim cieszą. Aż bym sobie go obejrzała, co to za cudo. Zawsze myslalam, ze Ameryka z Rosją to sie raczej nie lubi ale pewnie ja sie nie znam.

Z czasem, jak podejrzewalismy, kolejne wiaty pustoszeją, dym zgasłych ognisk rozwiewa wiatr o zapachu wodorostu, ryk silnikow z wylewająca sie z okien dudniącą muzyką oddala sie zwartą kolumną w strone Zielenogradska... Będa dzis niezłe korki na wjezdzie do Kaliningradu.. Az mi zal tych wszystkich opitych piwem piknikowiczów, ktorzy stoją gdzies na zabetonowanym wygwizdowie a tam nawet nie ma krzaka zeby zań sie udac...

Zostajemy prawie sami- z rybakiem, ktory spi w namiocie z rowerem i trzema wędkami oraz z dziwnym kamperem ukrytym w krzakach pod samym murem muzeum... Jak sie potem okazuje ow kamper jest taki na pół stacjonarny i chyba siedzi w nim ekipa mająca cichą pieczę nad "dzikim" biwakowiskiem, w sensie czy ktos jednak z tą piła spalinową tu nie biega ;) Co jakis czas ktos stamtad przechodzi koło busia niby-po-drewno, rzucając taksujące spojrzenia głownie w stronę rejestracji. Pada tez kilka niby przypadkowych, niby przyjacielskich pytań czy zaoferowan pomocy. Poza białą klapą wystającą z zarosli i wędek sterczacych z namiotu sa jeszcze żaby, czaple i łabędzie. Tutejsze ptactwo jest chyba mięsożerne, bo ledwo znikają za węgłem zderzaki ostatnich sympatyków "oddycha na przyrodzie" to ptactwo porzuca wodne pielesze i uderza poszukiwac resztek nadgryzionych lub wyplutych karczków i kaszanek. Moze z butelek z wódy tez cos wydziobują? Szlag je wie! Nie śledzimy juz tego- ich problem. My mamy swoje własne. Zmrok za pasem a las wysprzątany z drewna na opał totalnie... Muszę wbic w jakies dosc odległe bagno i wyrwac dwa uschłe drzewa z korzeniami... Ufff- obyło sie bez piły spalinowej (ktorej zresztą przeciez nie mamy). I teraz pytanie do znawców tematu- jak przekonać i nauczyc 20 miesieczne dziecko, ze zgromadzony chrust nie sluzy do tego, zeby go od razu cały wpierdzielic w ogień, tylko dokłada sie stopniowo. Kabak widząc jakąkolwiek gałązke od razu rzuca sie na nia jak tygrys na zdobycz i buch! do ogniska! W ferworze walki i wypełniona po uszy zapałem prawie tez wrzuciła toperzowego buta, ktory przypadkiem wypadł z busia! But zostal uratowany dosłownie w ostatniej chwili!

Obrazek

Towarzyszy nam tez piwo regionalne. Smak przeciętny ale etykieta nas skusila ;)

Obrazek

Rano pogoda nieco gorsza, nawet troche popaduje. Przerwe w opadach wykorzystujemy na wycieczke plażą acz horyzont nie rokuje zbyt ciekawie.

Obrazek

Obrazek

No i cieplo to nie jest, ładna mi polowa czerwca!

Obrazek

Obrazek

Zbiory drewna na ognicho, jako ze na biwaku z tym kiepsko...

Obrazek

Obrazek

Na sporej czesci wydm leżą pozostalosci jakis drewnianych konstrukcji o nieznanym nam przeznaczeniu.

Obrazek

Obrazek

I na owej plazy dolewa nam dokumentnie. My to sie jeszcze oblekamy w kurtki ale kabaczek zbyt sie cieszy deszczem by siedziec w jakims głupim kapturze, ktory zasłania swiat! Kaptur jest wiec sciagany co chwile a mały gugajacy pyszczek wystawia sie z wystawionym jęzorem w strone padających kropel. Ten proces połączony z silnym wiatrem powoduje, ze juz za chwile mamy totalnie zamokniete i zmarzniete zawiniątko. Ociekające wodą i na tym etapie juz nieco rozżalone musimy obłuskac łącznie z pieluszką, wytrzec i przebrac od stóp do głow. Okazuje sie tez, ze nasze dziecko, ktore nigdy nie chciało i nie umiało pić z kubeczka - gorącą herbate z cytryną wciąga jak stary!

Kupujemy tu tez płaską wędzoną rybę zwana kambała (chyba jest to flądra, o ile pamietam jeszcze długą liste ryb, ktorych sie uczyłam w naddunajskim Wiłkowie). Rybka w srodku jest pełna pysznego rozowego kawioru. Dawno nie jadłam czegos tak dobrego!

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czemu jakos w Polsce nie ma zwyczaju i mody na spozywanie ryb. Jak sie pojedzie na wschod- gdziekolwiek, to od razu wszedzie jest pełno ryb- wędzonych, suszonych, surowych, marynowanych. Tłuste, apetyczne, różnorodne. Wiszą masowo w miejscach turystycznych, w sklepach z alkoholem, na bazarach, przy drogach, suszą sie na balkonach blokiwsk a żule zagryzają nimi nawet płyn do kąpieli czy klej do tapet ;) A mórz, rzek i jezior niekoniecznie mają wszedzie tak duzo wiecej. W czym wiec leży problem, ze u nas ciezko dostac co innego jak rozdeptaną makrele czy śledzia w puszce, ktory składa sie głównie z marchewki i groszku?

Po zeżarciu ryby i pogoda sie poprawia wiec mozemy podjąc drugą próbe wytarzania sie w nadmorskim piasku. Niebo wybłękitniało ale wiatr sie utrzymał. Fale sa wiec fajne i od razu tak pachnie w powietrzu swiezoscia!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy tez na wycieczkę na wydmę Efa. Ma ona ponoc 55 metrow jest najwyzszą wydmą w Europie. Czy to prawda to nie wiem, bo wiadomo, ze Rosjanie lubia podkreslac, ze wszystko u nich jest najwieksze wiec jakby moglo byc inaczej z wydmą ;) Z jej szczytu faktycznie sa fajne widoki na okolice, na morze i zalew rownoczesnie, a glownie na ogromne wydmy tworzace klimat wręcz pustynny. Opadaja one glownie w stronę zalewu. Zawsze mi sie marzyło sturlac sie z takowej prosto na plaże! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Struktury piasku targanego wiatrem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny dzien znow nas wita na dzikim biwakowisku. Dzis jest jeszcze zimniej a wiatr jest wrecz huraganowy. Wywiewa nam rzeczy z busia, wyrywa kanapki z rąk a kabaczek nie potrafi isc pod wiatr co ją bardzo irytuje. Obrażona więc siada na piachu a wiatr porywa jej czapkę i unosi gdzies nad zalew.

Gdy jemy sniadanie na biwakowisko zajezdzaja Niemcy w kamperze gigancie. Mają tam chyba wiekszy metraz niz my w mieszkaniu w bloku! Ten ich pojazd jest jakis dziwny- totalnie niewyważony, niestabilny, stanowczo za duzy i za ciezki w stosunku do malutkich i cienkich kółek. Niemcy kluczą po całym biwakowisku, zatrzymują sie pod kazdą z wiat i ognisk, wyłażą i cos deliberują przyglądajac sie dokladnie okolicy. Ostatecznie zajmują miejsce nad samym brzegiem wpadając w piach juz dosc konkretnie. Nie mogąc wyjechac idą do ekipy spod bramy. Gosc z kitką cos im długo tłumaczy, pokazując na wszystkie strony i solidnie machając rekami. Rozmowa konczy sie na tym, ze pomagają wykopac zarytego giganta a Niemcy z obrazonymi minami odjezdzaja w sina dal zamiast stanąc w 10 dogodnych miejscach na betonowych płytach, ktorych na całym placu nie brakuje.

Ogolnie mówiac to fajny tu mają ten park narodowy! Podoba mi sie wolnosc jaką on oferuje! Mozna biwakowac- wprawdzie w jednym wyznaczonym miejscu ale zawsze, mozna palic ogniska, mozna sie kapac w morzu, mozna zbierac runo lesne- biwakujacy nieopodal opowiadaja nam o niesamowitych ilosciach grzybow wystepujacych w tutejszych lasach, ktore oni zbieraja i potem sprzedaja turystom na lokalnych parkingach.

A my żegnamy sie dzis z morzem na dobre. Kolejny raz zobaczymy je moze za rok w Estonii. Kierujemy sie na poludniowy wschod, wgłab obwodu, w strone miasteczek i wiosek juz totalnie nieturystycznych...

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104869
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:W czym wiec leży problem, ze u nas ciezko dostac co innego jak rozdeptaną makrele czy śledzia w puszce, ktory składa sie głównie z marchewki i groszku?
Moim zdaniem w ekonomii. W Polsce ryba jest nieopłacalna jako źródło pokarmu. Na biednym wschodzie zawsze była tanim i powszechnym mięsem - w Polsce, luksusem.
Spójrz dla porównania na ceny:
Dorsz bałtycki patroszony, z głową - od 9,00 zł/kg
Filet z dorsza bałtyckiego ze skórą - od 19,00 zł/kg
Śledź cały - od 5,00 zł/kg
Śledź patroszony bez głowy - od 8,00 zł/kg

A kilogram tuszki kurczaka z wolnego wybiegu, bez podrobów - ok. 7,00 zł/kg. Średnia cena schabu bez kości - 14,70.

Widać dlaczego?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Tylko dlaczego tak jest ze u nas ryba jest droga a na wschodzie tania? zwlaszcza w porownianiu np. z takim obwodem, ktory lezy nad tym samym morzem. U nas trudniej ją złowic/przechowywac/sprzedac?
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104869
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:U nas trudniej ją złowic/przechowywac/sprzedac?
To też. Ale także polityka państwa wobec rybołówstwa. Która upadła wraz z upadkiem poprzedniego systemu politycznego. Sprzedaliśmy flotę połowową, przedsiębiorstwa połowów dalekomorskich (państwowe) po kolei zbankrutowały i skończył się "sen o Polskich rybach". Na koniec idiotyzmy z unijnymi "kwotami połowowymi" na Bałtyku, preferującymi rybaków niemieckich i odbierającymi sens istnienia polskim rybakom, położyły "kamień nagrobny" nad tanią rybą z polskiego morza.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:To też. Ale także polityka państwa wobec rybołówstwa. Która upadła wraz z upadkiem poprzedniego systemu politycznego. Sprzedaliśmy flotę połowową, przedsiębiorstwa połowów dalekomorskich (państwowe) po kolei zbankrutowały i skończył się "sen o Polskich rybach".
Straszna szkoda ze to poszlo w ta strone :(

Piotrek pisze:[ Na koniec idiotyzmy z unijnymi "kwotami połowowymi" na Bałtyku, preferującymi rybaków niemieckich i odbierającymi sens istnienia polskim rybakom, położyły "kamień nagrobny" nad tanią rybą z polskiego morza.
Taaaa... to jest madre.. Polska ma idiotyczne limity unijne a Rosjanie maja wszystko w d... i łowia ile chca! Z tego samego morza! I jaki w tym sens? I potem buba musi jezdzic do Kaliningradu zeby dobra i tania rybkę wciągnac! :P
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Wioski na trasie Kaliningrad- Prawdińsk zaczynaja byc bardziej zapadłe niz w czesci nadmorskiej. W wielu miejscach blizniaczo przypominają zagubione wioski Dolnego Ślaska! Jakbysmy nagle przeniesli sie na boczne trakty Kotliny Kłodzkiej, na Wzgórza Strzelinskie lub gdzies pod Głogów. Sporo spotykanych tu budynkow pamieta czasy niemieckie w stanie niemal niezmienionym od wojny- no moze troche nadgryzionym patyną lat.. Dziwnie jest odjechac tak daleko i czuc sie jak na wycieczce popoludniowej kilkanascie/kilkadziesiat kilometrow od domu! :)

Jednoczesnie z tym dolnoslaskim klimatem zaczyna byc wyraznie czuc tez atmosfere wschodu, nie ma watpliwosci, ze jestesmy gdzies na terenie byłego sajuza! Jest to niezwykle ciekawe połączenie dwoch moich ulubionych regionow!

Jesli mijany dom nie jest poniemieckim chutorem lub kamienicą to zapewne bedzie chatynką lub radzieckim blokiem z białej cegiełki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Na drogach króluja stare łady i ciezkie ciezarowki wypchane po brzegi zolnierzami. Spod spękanego asfaltu raz po raz wyłazi stara kostka brukowa. Samochodow na zamiejscowych blachach (czyli z innym numerem niz lokalne "39") tu raczej nie spotykamy.

W wioskach oprocz zwyklej zabudowy mozna odnalezc sporo przedwojennych kosciolow ewangelickich, ktore staly sie niepotrzebne po zmianie granic i popadły w ruine. Stoja sobie zazwyczaj w zaroślach i przypominają o historii tych terenow. I sporo z nich bedzie nam dzis towarzyszyc na trasie. Jezdzimy sobie wiec od wsi do wsi, zaglądajac tu i tam. Jak sie odpowiednio ułozy trase to prawie w kazdej miejscowosci napotkamy ruiny jakiejs swiatyni.

W Muromskoje niestety do koscioła nie dalo sie podejsc bo ze wszystkich stron przytykały do niego czynne i opłotowane gospodarstwa z ujadajacymi psami. Budynek chyba pelni obecnie jakies funkcje gospodarcze, garazowe czy składzikowe.

Obrazek

W Mielnikowym kosciół jest duzy i ma ogromne okna. Połozony na starym betonowym placu, porosłym bujna roslinnoscia. Kawałek dalej jest jakby niewielka wieża cisnien, z ktorej leją sie wodospady wody. Dwoch chlopakow myje w tej wodzie twarze (ogolnie to sa cali mokrzy) i jakby deklamowali jakis wiersz. Mimo ze sytuacja przedstawia sie tak intersujaco to nie podchodze... Wiązałoby sie to z kąpielą a dzien jest chlodny.

Wewntarz koscioła mozna znalezc wejscie do podziemi, ale raz ze bylo wąskie a dwa, ze strasznie z niego śmierdziało (chyba tam cos zdechło calkiem niedawno) wiec nie zdecydowalam sie na dokladniejsza eksploracje czesci podziemnej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozna spotkac w okolicy sporo nowatorskiego i pomyslowego wykorzystania starych opon.

Obrazek

Obrazek

Lokalny sklep ozdobiony jest fajną, "kołchozową" mozaiką.

Obrazek

W srodku tez interesujaco. Trwa tam zagorzała dyskusja polityczna. Tematem sporu jest czy to fajne i wlasciwe, ze prezydent porzucil żone i se przygruchał jakas młodą niunie. Facetom oczywiscie to imponuje, ze "to prawdziwy mużyk", "stary ale moze" czy "moze piękny nie jest ale jak ma kase to wszystkie laski jego, trza umiec sie ustawic" i mlaskają z podziwu i zazdrosci. Babki sa raczej oburzone, ze politykowi to nie wypada, ze to zle wplywa na wizerunek i wogole jak juz musial to mogl to jakos tak potajemnie i na boku a nie oficjalnie i przed kamerami. Dyskusja jest zawzieta, podniesione głosy, a nawet rzucanie paczką czipsow. Oczywiscie wszyscy rzucaja sie na mnie co ja o tym mysle, bo glos zza granicy moze tu byc przewazającym argumentem w wioskowym sporze. No coz... Ogolnie to mam to gdzies - kto z kim, dlaczego i za ile, ale chyba wypada mi wziąć strone kobiet i poprzeć teze, ze nieładnie jest porzucic żone jak sie zestarzeje. Gdy wychodze, slysze gdzies za plecami "Widzisz Dima? Ty na swoją starą narzekasz. A baby na calym swiecie sa takie same.." ;)

Obrazek

Nieopodal zaparkował busik pocztowy.

Obrazek

Ktory ladniejszy? :P

Obrazek

Gdzies na wschodnich obrzezach Kaliningradu, w miasteczku, ktore nazywa sie chyba Guriewsk, wpadamy przypadkiem na muzeum "bojowej techniki". Parkujemy wiec sobie przy czołgu.

Obrazek

I chwile włóczymy sie miedzy eksponatami na zewnatrz muru. Mozna tez wejsc za mur i tam cos zwiedzac ale juz nam sie nie chce bo wlasnie luneło.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Moim zdaniem najciekawszy opuszczony kosciol na naszej trasie znajdujemy w wiosce Zielenopolje. Na jednej ze scian widnieje socrealistyczne dzieło sztuki kołchozowej- siewca. Elementy przemijania nakladajace sie na siebie- dwie kolejne epoki z ktorych juz obie mineły. Wspomnienie zarowno po Niemcach jak i po kołchozach zarasta trawa, bluszcz i wyjatkowo dorodne tego roku dzikie bzy.

Dopiero po powrocie ogladajc zdjecia po raz ktorys z kolei, zauwazylam, ze obrazek ma wydzwiek wybitnie lokalny. Pod stopami kolesia obsiewającego pole leży najprawdopodobniej niemiecki żołnierz w helmie na glowie... Niesamowite, ze wczesniej w ogole to mi w oczy nie wpadło!

Ciekawe jaką funkcje spelnial ten kosciol za czasow kołchozowych- i czy takich malowideł bylo tu wiecej?

Obrazek

Obrazek

Na wieze kosciola mozna sie dostac, o ile ktos opanowal techniki wspinaczki linowej.

Obrazek

Nieopodal kosciola stoi przyczepa mieszkalna, bardzo porzadnie i czysto zagospodarowana. Mieszkanca akurat nie bylo w domu, wiec rowniez okazji aby pogawędzic o tym ciekawym miejscu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Z koscioła w Czechowie pozostala sama wieza o dosyc nietypowym ksztalcie. Z tylu tabliczka z napisem po rosyjsku i niemiecku. Do budynku przytyka boisko i miejsce gdzie miejscowi palą ogniska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nieopdal drugie ruiny nie-wiem-czego, ale rowniez trącącego klimatem przedwojennym.

Obrazek

A na drutach dynda kolorowe obuwie ;)

Obrazek

Obrazek


Kosciol w Tiszynie wykazuje chyba sporą chec do rychłego zawalenia sie. Kazda ze scian byla przechylona w inna strone. Powietrze oprocz wiatru wypelnialo dziwne skrzypienie. Ponoc budynki majace sie niedlugo zapasc i rozsypac- śpiewaja (tak mowili ponoc miejscowi z zapadajacych sie do sztolni budynkow w Miedziance, a ja o tym wyczytalam w ksiazce o tej miejscowosci).

Kosciol w Tiszinie zdecydowanie cos nucil pod nosem...

Obrazek

Obrazek

Do ruin kosciola przytyka cmentarzyk- calkowicie tez zapomniany. Choc zdecydowanie z czasow powojennych.

Obrazek

W Kasztanowie mijamy ruine o sporej i solidnej wiezy- baszcie. Reszta kosciola w stanie mocno nadwątlonym. Obok sklep pomalowany na kolorek powodujący ból zębow ;)

Obrazek

W Prawdińsku skrecamy na Gwardiejsk. Wedlug mapy idzie tu calkiem głowna droga, znaczona na mojej mapie grubą czerwona linią. Droga sporo kilometrow wiedzie przez bezludzie- pola, lasy. Ale najpierw jest jeszcze wioseczka- Oktiabrskoje główny powód dla ktorego przywiało nas na te bezdroża... Wogole caly przysioleczek jest dziwny- dwa domy, jakies stajnie, zarosłe chaszczem ruiny, troche owiec. Widac wyraznie, ze niegdys wies byla znacznie wieksza...

Obrazek

Dojmujaca pustka i przestrzen. Jak jakies miejsce na koncu swiata czy w rownoleglej rzeczywistosci, z ktorej znikneli wszyscy ludzie... Jest tez koscioł ktorego szukamy. Pozostala z niego smukła, wysoka, chuda wieza. Posrod niskiej zabudowy i okolicznych krzakow wyglada nieco upiornie- jak jakas iglica czy startujaca rakieta. Cos co moze byc straszne i fascynujace zarazem. Atmosfera tego miejsca na zawsze pozostanie w naszej pamieci. A moze to ta cisza i siwe burzowe chmury?

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Za Oktiabrskim urywa sie asfalt. Dalej wiedzie droga o nawierzchni ziemnej, ale wciaz szeroka i w miare rowna. Drogowskaz wskazuje, ze Gwardiejsk prosto. Nieco zarosniety ale jest...

Obrazek

Obrazek


Skoro droga jest, a mapa i znaki mowią "prosto" to trzeba jechac! Nie raz i nie dwa przeciez zjezdzalismy z asfaltu. Przeciez taka jest specyfika wschodu, ze utwardzone pokrycie znika i pojawia sie w momentach dowolnych. Ruch za przysiolkiem słabnie. Przez nastepne 20 km mijaja nas chyba tylko trzy auta. Jest w tym jedna smieciarka co utwierdza nas w przekonaniu, ze jedziemy dobrze. Ale jakos czujemy wewnetrzny niepokoj, zupelnie (poki co ;)) nieuzasadniony. Toperz nie bardzo chce sie zatrzymywac na siku czy zdjecia, a ja tez jakos nie mam potrzeby go o to prosic. Pierwszy raz na tej wycieczce czujemy sie jakos bardzo nieswojo. Mkniemy wiec tą droga nieco szybciej niz pozwala nawierzchnia majac nadzieje, ze niebawem, ze juz niebawem zobaczymy tablice Gwardiejska. Wokol wszedzie łany łubinu- totalnie fioletowo w oczach! W ogole wszedzie tu tak jest. Tak jak nasze wsie na wiosne sa ostatnio żółte od łanów rzepaku- to tu jest urodzaj na łubin![/img]

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dojezdzamy w koncu do jakiegos samotnego gospodarstwa. Przy drodze stoją słupki, do których mozna wmocowac szlaban. I mały budyneczek z boku, jakby bunkierek, jakby dla straznika, zamkniety na kłódkę. Kłodka jest w miare nowa. Co jest? Wjazd na poligon czy jak? Nie do konca... Są tablice, ale stoją odwrocone do nas tyłem... Ja pierdziuuuuu! znaczy poligon, ale my z niego wlasnie... wyjezdzamy... Tabliczki sa trzy: klasyczny zakaz wjazdu (ruchu) z tabliczka "nie dotyczy transportu lokalnego i tu chyba nazwa regionu + jakis skroty literowe, pod tym druga "wjazd i wstep wzbroniony, ostre strzelanie". Troche wpadam w panike... Najpierw robie kilka zdjec tego miejsca a potem je kasuje, obawiajac sie, ze moze ktos zabierze mi aparat, zobaczy te foty i beda jakies problemy. Teraz tego zaluje, bo bylaby fajna pamiatka... Niby Znamieńsk blisko... Ale dlaczego u licha od tamtej strony te znaki nie staly? Nic, zero- tylko zwykle tablice kierunkowe? Znaczy ze co- z poludnia na polnoc mozna, a odwrotnie juz nie? Poligon jednokierunkowy? Gdy stoimy tak na poboczu, jakas osobowka na naszych oczach zlewa zakaz i wjezdza... Moze strzelanie mają tu okresowe? I wtedy montują szlabany i wstawiaja straznika do bunkra? Moze ten poligon kiedys tu byl? I szlabany juz zdjeli a tablice jeszcze nie? Nie wiem czy tak jest ale bardzo chcemy w to wierzyc...

Nie daje mi to spokoju. Na stacji benzynowej w Gwardiejsku pytam wiec o droge do Prawdińska. Koles sugeruje tą, ktora wlasnie jechalismy, dopytujac kumpla jednoczesnie "czerwiec teraz mamy, nie?". Pytam niby w zartach- "a co, jakby byl maj lub listopad to by byla inna droga?". Gosc kiwa glowa i bierze pytanie jakby na serio. "Tak, bo to jest droga okresowa".

Potem, ogladajac zdjecia zauwazam, ze od strony Oktiabrskoje tez byly słupki i bunkierek, ktore nie zwrocily naszej uwagi. Ale tablic nie bylo. Widac Oktiabrskoje to takie zadupie, ze nawet nikt nie ustawil tablic ostrzegajacych- trzech miejscowych pewnie wie, a owce i tak czytac nie potrafia ;)

Z Gwardiejska jedziemy na Czerniachowsk. Mijamy ogromną kolumne ciezarowek gigantow a kazda z nich wiezie czołg. Czołgi sa nietypowe bo jakies takie tłuste i obłe. Przy nich te znane z czasow drugiej wojny byly jakies takie szczupłe i kanciate. A moze to nie były czołgi? tzn miały lufe i gąsienice ;) Dobrze, ze droga jest szeroka bo zajmuje toto dwa pasy. Ciezki mam dzis dzien jesli chodzi o testy na silną wole.. Chyba schowam aparat na dno plecaka, zeby kurde nie kusiło..

W wiosce Mieżdureczje napotykamy przypadkowo kolejny stary koscioł. Tu pozostalo naprawde niewiele, prawie nic, trzeba sie mocno przyjrzec by odgadnac ze to moglo byc kiedys kosciolem. Zdjec mam malo bo szybko zapodalam odwrot. Nieopodal kosciola, jeszcze na ulicy, zaatakowalo mnie wsciekle bydle zwane potocznie psem. Ujadajac z charkotem, rzucajac sie do łydek. Dwoch chlopcow probowalo go odpedzic to rzucil sie tez na nich. Nie mialam ze soba gazu ani kija. Kamienie tez nie chcialy lezec na chodniku. Pozostalo sie wycofac bez zobaczenia kosciola w srodku. Moze skrywal w swych piwnicach bursztynowa komnate- ale w tym momencie bylo to dla mnie kompletnie nieistotne... ;)

Jak ja nie cierpie psow! Ech... gdybym tak mogla powiedziec zaklęcie i wszystkie psy na swiecie zamieniły sie w koty!!!!! Ale byloby super! :D

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104869
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Ktory ladniejszy? :P
No cóż... Raczej aut nie oceniam po wyglądzie... Jeśli chodzi o ruskie bezdroża to ten pocztowy chyba lepszy :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:Ktory ladniejszy? :P
No cóż... Raczej aut nie oceniam po wyglądzie... Jeśli chodzi o ruskie bezdroża to ten pocztowy chyba lepszy :)
Napewno! :mg:
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Czerniachowsk robi na nas wrazenie typowego poradzieckiego miasta o klimatach przemysłowych. Blokowiska, ruiny, zakłady, powiewajace flagi z narzedziami rolniczymi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W sklepie pytamy o jakis nocleg, hotel albo cos. Babeczka podchodzi do sprawy bardzo fachowo, mowi ze ich miasto oferuje szeroką game miejsc noclegowych, kazdy znajdzie cos dla siebie - i czego dokladnie szukamy. A my szukamy noclegowni taniej, niekoniecznie dla turystow, najlepiej takiej gdzie nocują miejscowi- handlarze, robotnicy, itp. Babka chwile sie naradza z kolezanką i mowi, ze za drugim mostem trzeba skrecic w lewo, dojechac do żelaznej bramy i zatrąbić. Gdy przyjdzie ochroniarz powiedziec, ze szukamy hotelu i jestesmy "od Swiety". Brzmi to jak miejsce, ktore bedzie mi sie podobac! :D

Wedlug tego opisu jedziemy jak po sznurku. Żelazna brama okazuje sie prowadzic do fabryki dywanów.

Obrazek

Stroz na bramie otwiera nam szlaban i tłumaczy jak w labiryncie hal dotrzec do hotelu "Agata". Chyba sluzy on jakims gosciom zakładu albo na jakies konferencje. Ma ogolnodostepna kuchnie i ogromną stołówke.

Babka w hotelu patrzy na moj paszport jak na ufo. Musze sama wypełnic karteczkę. A potem jeszcze raz bo ma byc lokalnymi literami. A potem jeszcze raz bo sie oczywiscie pomyliłam. Dobra- jest druga karteczka wypisana- ale z drugiej strony czy nie powinno byc polskimi literami? bo tak to sie nie zgadza z paszportem, nie? Babka sie drapie w glowe- to włoży sie do dokumentow obie karteczki! Super! i moze jeszcze trzecia na różowo albo pismem węzełkowym? ;) Toperz czeka z kabakiem w busiu i juz jest pewien, ze zrobili ze mnie szaszłyki albo cos rownie czasochłonnego w przygotowaniu...

Nie wiemy za bardzo gdzie zaparkowac, zeby nas rano nie rozjechaly ciezarowki z meblami. Babka z hotelu poleca miejsce miedzy koszem na smieci a wypasioną beemką, którą jakbysmy przyhaczyli to nawet nie chce myslec co by sie moglo stac. Miejsce do zaparkowania tam jest ale w porywach na skodusie... Ostatecznie przytulamy busia do muru w innym miejscu i mamy nadzieje, ze jakis poranny tir nie bedzie sie wyłaniał zza węgła zbyt ochoczo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakos jestesmy dzis na tyle zmęczeni wrazeniami, ze nie chce nam sie isc na miasto. Robimy sobie żarełko i ogladamy telewizje. Najpierw leci bajka. Miała byc dla kabaka ale chyba badziej interesuje nas a ją raczej ciągnie do kabla, ktory wisi z tyłu telewizora. Bajka jest o samolocie. Pilot miś zasnął. Albo zasłabł. Spadochron jest jeden. Zabiera go kotek i wyskakuje. Koza ucisza resztę aby nie obudzili jej malutkiego koźlątka. Piesek desperuje. Samolot odbija sie od chmurek i robi fikołki. Bocian w wieży lotów nic nie ogarnia i naciska na oślep guziki. Jest niedobrze. W tym momencie zajączek sie budzi. Uffff... Brzozy nie było ;)

Potem lecą dosc nachalne i nawracające reklamy filmu o prezydencie, o ktorym wiemy juz z radia na kosie. No coz - nie obejrzymy go. Bedzie wyswietlany od 19 czerwca a nas juz wtedy tu nie bedzie.. Potem jest muzyka, wersja nowoczesna klasyczna. Wytatuowane twarze miotające sie na prochach, wyuzdane dziewczeta po przejsciach, gangsterze i wirujace krysztaly zapadajace sie w czarna dziure. Najciekawszy jest film o jakims statku zatopionym u wybrzezy Kuryli, ale po 15 minutach program sie urywa i zastepuje go charczący snieg..

Rano idziemy zwiedzac zamek Insterburg. Czesciowo sa to ruiny a czesc lepiej zachowana sluzy za minimuzeum.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Muzeo-galerie prowadzi koles o imieniu Aleksander, ktory jest artystą, miłosnikiem Indian i hodowcą koni. Ma długie włosy przewiazane wyszywana opaską i wraz ze znajomymi ćwiczy rozne akrobacje na grzbietach biegajacych koni. Oprocz tego maluje, wyszywa, haftuje, organizuje rozne festiwale i co tam artysci jeszcze maja w zwyczaju robic.

Obrazek

W zamkowych komnatach znajduje sie galeria jego obrazow, rzezb, kilimow, bebnow i pamiatek dla turystow w postaci magnesikow i pocztowek recznie malowanych. Po kątach pałętaja sie jakies murzynskie maski i krzesła z kołchozowej klubokawiarni. Ogolnie panuje miły dla oka rozgardiasz i artystyczny bardak, czyli stan posredni miedzy bałaganem a sztuką.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W zamkowe korytarze zaplątała sie tez miła mordka czeburaszki.

Obrazek

Oprocz nas zamek zwiedza lokalna wycieczka szkolna a Indianin przepytuje ich z rzek przeplywajacych przez miasto, ktorych jest dosyc sporo (chyba 5?). Dzieciaki najbardziej sa zainteresowane stajniami a w pokojach ziewają.

Obrazek

Obrazek

Na chwile odłączam sie od wycieczki. Przez nikogo nie zauwazona zaglądam do sąsiednich pokoi. Zwykle są puste albo zarzucone roznymi gratami. Mam tez dziwne wrazenie, ze slysze jakby muzyke. Zagladam do kolejnego pokoju i... dębieje... Sala jest ogromna a jakas kobita siedzi samotnie i sobie gra na pianinie. Odwraca glowe, cieszy gębe na moj widok i gra dalej..

Obrazek

Gospodarz opowiada rozne historie z zycia zamku i okolic. Kilka lat temu odbywaly sie tu coroczne festyny w okolicach Nocy Kupały. Przyjezdzalo sporo artystow z Ukrainy, wspolnie tworzyli albo szukali natchnienia nad rzeką. Jezdzili konno lasami, grali na bębnach i dumali nad sensem istnienia swiata. Niestety od kilku lat juz nie przyjezdzaja. Jeden z nich wyrzucil naszego Indianina ze znajomych na fejsbuku. "Juz nas nie lubią i naszego zamku". Tak to polityka podzielila nawet artystyczne dusze wolnych ludzi..

Gosć opowiada duzo i chyba ciekawie ale mam spore trudnosci aby go zrozumiec- nawija tak szybko, ze spikerzy z wiadomosci nie dorastaja mu do pięt. Poczatkowo myslalam, ze jak sprobuje o cos dopytac to bedzie lepiej. Niestety, jest gorzej. Indianiec ubzdurał sobie, ze jestesmy z Niemiec i stara sie co piąte slowo wtrącic po niemiecku, co zrozumienia raczej nie poprawia. Mowic troche wolniej niestety nie potrafi albo nie chce...

W dzielnicy Czerniachowska, zwanej Majewka, zagladamy tez pod drugi zamek - Georgenburg. Czesciowo to ruina, czesciowo jest w remoncie. Ponoc ma tu byc hotel...

Obrazek

Obrazek


cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Z Czerniachowska znow zjezdzamy na boczne drogi z nierownego bruku. Pierwszą wsia, ktorej dzis szukamy jest Griemjaczie. Tutejsza ruina kosciola sluzy za budynek gospodarczy, jakas stodoło-obore, ktorą chyba sezonowo zamieszkują owce. Z tego powodu mozna zauwazyc dbałosc o dach budynku i wnetrze jest dosyc zaciszne. Dobudowano mu tez z pustakow boczną szope.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obok koscioła jest plac zabaw gdzie kabak zazywa radosci korzystania ze zjezdzalni. Ciekawe, ze koło tych ruin koscielnych przewaznie sa place zabaw! Jakby ktos wiedzial, ze tu przyjedziemy- cos dla rodzicow, cos dla bobasa! Do tego nawet doszlo, ze kabaczę wita entuzjastycznym kwikiem kazdą napotkaną ruine- bo chyba podswiadomie wie, ze zaraz najprawdopodobniej bedzie hustawka i karuzela ;)

Obrazek

Pobyt na placu zabaw w Griemjaczym nie jest jednak dlugi, bo atmosfera jest nieco przyciężka. Czasem jest cos takiego, ze czuc czyjs wzrok na plecach. Obserwuje nas grupka wyrostków o sniadych twarzach. Dokladnie narodowosci nie potrafie ocenic, ale jest w ich wzroku cos cyganskiego- taksującego i jednoczesnie znudzonego. Cos co pojawia sie u osob, ktore nigdy nie skalały sie zadna praca, ale niejeden portfel z kieszeni wyjeły... A przed chwilą nam przeszlo przez mysl, że za kosciołem sa fajne tereny na biwak. Nie są...

Nastepna wies to Wysokoje gdzie z koscioła pozostała tylko sama wieża utopiona w zielonosciach.

Obrazek

Obrazek

Ale nie kosciol jest tu najciekawszy. Jest tu tez sklep. Na oko klasyczny "magazin" na wschodniej prowincji. Poniemiecki dom, chłodne wnetrze korytarza o lekkim aromacie piwnicy. W sklepie za ladą kręca sie trzy osoby- chyba ojciec, matka i dorosły syn. Wszyscy mają urode kojarzącą sie z kaukaską i porozumiewają sie ze soba w jakims nietutejszym języku. Nie byloby to nic dziwnego biorąc pod uwage strukture narodową Rosji, a tu w okolicznych wsiach to wogole ciezko jest spotkac blondyna.. Dziwne jest natomiast co innego. Po pierwsze da sie zauwazyc jakas nerwowosc w ich ruchach, spojrzeniach, wzajemnych rozmowach, ktorych w ząb nie rozumiem. Mam wrazenie jakby sie co chwile ze soba o cos kłócili. Przyszłam tu kupic raczej podstawowe rzeczy- chleb, ser, jabłka, mleko, piwo. Nikt z całej trójki sprzedawców nie wie gdzie co leży, a tym bardziej jakie są ceny tych produktów. Sama musze chodzic po sklepie, zdejmowac sobie z półek i odczytywac na głos lub pokazywac palcem ceny. Należnosc musze uregulowac zgodnymi pieniedzmi, bo nie mają wydac reszty. Nie mam dokladnie odliczonej sumy. Brakuje mi 100 rubli, albo musialabym rozmienic grubszy banknot. Mowią, ze ok, ze moze byc bez tych stu... Chłopak pieniadze chowa do kieszeni... Oprocz mnie do sklepu zaglada mała dziewczynka. Chce kupic loda. Babka mowi, ze lodow nie ma. Dziewczynka wybiega z płaczem... A pod scianą pełna lodowka lodow... Byl to jeden z dziwniejszych sklepow jakie mialam okazje odwiedzic w calym zyciu. Zupelnie jakby wlasciciele i pracownicy sklepu leżeli zwiazani na zapleczu. Jakos mam sporą potrzebe znalezienia sie szybko daleko stąd. Toperz czekajacy w busiu z kabakiem pyta czy zjemy drugie sniadanie pod sklepem. Moze tak- ale napewno nie pod tym...

Kolejny kosciół zwiedzamy w Zalesiu. To calkiem niezle zachowana ruina, ktora zaznaczyłam sobie na mapie trzema wykrzyknikami. Jeszcze kilka lat temu mozna bylo wejsc do srodka, na wieże - czytalam takie relacje ze zdjeciami, ogolnie rewelacja. Ale i tu widac dotarła mania kratowania. Zdjecia musialy byc stare- teraz wszystko zamkniete jest na dziesiec spustow, dokladnie pomurowane, mysz sie nie wślizgnie... Wokol nowe chodniczki z kostki bauma, odnowiony pomnik gierojow ze swiezymi tablicami, nowoczesne boisko z tartanowa nawierzchnia (oczywiscie tez zamkniete na gruby łancuch). Budowali, remontowali, wiec i kosciol zamkneli. Jak zwykle zreszta, zawsze tak sie konczy. Gdzie sie zaczyna remont i porzadkowanie terenu- to jednoczesnie konczy sie swiat dzikich eksploratorow ceniacych swobode, naturalnosc, cisze, pustke i spiew ptakow w starych murach. Kosciół oglądamy wiec tylko z zewnatrz...

Obrazek

Obrazek

Na otarcie łez mozna spotkac kawałek dalej ciekawy szyld przysklepowy. Oczywiscie zaglądam do srodka. Sprzedawczyni jest dumna widzac, ze go fotografuje. Sklep jest ponoc bardzo stary, zostal zalozony 95 lat temu. I zawsze sprzedawano tu artykuly gospodarstwa domowego. I ten szyld tez ma tyle lat... Probuje wyrazic zdziwienie i pewien rodzaj niedowierzania, ze taki symbol wisial TUTAJ 90 lat temu ale babeczka ma wyraznie swoj swiat, w ktory wierzy i w ktorym jest szczesliwa.

Obrazek

Obok ozdobne koło z łopat, grabi i wideł.

Obrazek

Jedziemy do Zaliwina, miejscowosci nad Kurszskim Zalewem, gdzie chcemy znalezc opuszczoną latarnie morską. Niestety okazuje sie, ze nie prowadzi tam zadna droga. Trzeba by sie przedzierac trzcinami po kolana w błocie albo splynac rzeka Dejma. Wzdluz zalewu tez nie da sie isc bo wszedzie młaka.

Obrazek

Spedzamy wiec chwile na brzegu ogladajac łodki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obserwujemy tez wodowanie pontonu uazem wjezdzajacym do wody prawie po dach a potem jak rybacy walczą z falami i gasnacym silnikiem. Kurszski zalew jest duzo wiekszy od poprzedniego i z wielu miejsc nie bardzo nawet widac drugi brzeg!

Obrazek

Godzine tez zajmuje nam wrzucanie patyczków do wody. Czas ten okazuje sie i tak zbyt krotki, bo i tak wracamy do busia z wyjącym i miotajacym sie tłumoczkiem, ktory trzyma w kurczowo zacisnietych łapkach dwa patyczki.

Obrazek

Z Polesska odbijamy na polnocny wschod coby zobaczyc co slychac nad zalewem w okolicach wsi Krasnoje i Razino. Nie slychac nic szczegolnego. Droga jest bardzo wąska bo wiedzie miedzy kanałem a obmurowanym wałem otaczajacym zalew. Czasem w zaroslach stoi sobie jakis betonowy rybak.

Obrazek

Obrazek

Po wyjsciu na wał pojawia sie nagle straszny wiatr, taki, ze urywa łeb z korzeniami. Z wiatrem walcza mewy i łabedzie. Bardzo smiesznie wyglada gdy lecą sobie mewy, machaja skrzydłami a tak naprawde to sie cofają. Albo jak plynie łabędz, płynie i nagle nakrywa sie nogami. Po drugiej stronie wału cisza...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem Sławińsk i znow szukamy opuszczonego kosciola. Zostala tu samotna wieza wsrod chwastow. Ktos wstawil do srodka prawosławny krzyz. Miłe! Swiatynia to swiatynia!

Obrazek

Obrazek

Poczatkowo idac do ruin trafiamy na teren jakiejs bursy, ktora wyglada jak zwykly wiejski dom. Do czego przynalezy? Jest tylko tabliczka "Bursa. Rosja. Oblast, rajon i jakis numer". Chyba ze po rosyjsku "bursa" znaczy co innego niz po polsku? Z budynku wychodzi jakas kobita w chustce na glowie, ale na nasz widok natychmiast sie cofa wglab sieni.

W samej wiosce jestesmy swiadkami dziwnej sytuacji. Pod drzewem grubuja sie mezczyzni w roznym wieku. Ziewają, plują, rozmawiają, łuskają slonecznik. Ubrani sa normalnie- dresy, dzinsy, czasem stroje robocze. Po chwili ustawiaja sie w szeregu. Przychodza do nich dwaj kolesie w mundurach- spodnie na kant, niebieskie koszule i czapki z rondami jak patelnie. Dopiero teraz zauwazam, ze wszyscy w szeregu mają przypiete plakietki, jakby identyfikatory. Nie widze co jest na nich napisane. Chyba nazwiska i cos jeszcze. Dolatuje mnie tylko jakis strzep rozmowy, ze do kogos mają pretensje, ze nie stawil sie na jakies szkolenie. Nie mam pojecia czy to sa jakies ochotnicze bataliony, samopomoc chłopska czy spotkanie lokalnego klubu AA?

Noclegu szukamy w Gwardiejsku- miasteczku na skraju ogromnej jednostki wojskowej. Połowa ludnosci nosi tu panterki, tielniaszki, 3/4 aut ma czarne wojskowe blachy i jest uazami albo kamazami, gdzie chlopaki siedzą upakowane jak śledzie pod plandekami. W wąskich uliczkach non stop jacys mlodziency w moro obłapiaja sie z panienkami a ciezki przytłaczajacy zapach perfum snuje sie wzdłuz bram, chodnikow i ulic jeszcze pol godziny. Toperz bardzo szybko sie przebiera w sweter, twierdzac ze w swojej kurtce bundeswehry czuje sie tutaj jakos nieswojo i ma wrazenie, ze mu sie przygladaja. Cos w tym jest, ze to bylo jedyne moro w tym miescie o innym układzie ciapek ;)

Spimy chyba w jedynym w miescie hoteliku "Rica", ktorego dlugo nie mozemy znalezc. Jezdzimy tam i spowrotem, kilka osob nam opisuje dojazd. Okazuje sie, ze jesli by chciec znalezc najbardziej boczną, wyboista i jeszcze do tego najkrotsza uliczke Gwadiejska- to wlasnie tam. Mysle, ze po takim opisie bysmy znalezli od razu!

Obrazek

Babka na recepcji z błagalnym wzrokiem dopytuje- "ale registracji nie potrzebujecie, prawda???" A potem powtorka z rozrywki czyli wypisywanie kart, ankiet i oddawanie czci papierowi. Tu dla odmiany nie moge sama wypisac karteczek. Musi to zrobic wlasnorecznie babka, pieknym pismem z zawijasami. To co wychodzi spod jej pióra wyglada jak jakies stare klasztorne ksiegi. Chyba minela sie z powołaniem. Ale do rzeczy. Kobita chce pisac sama ale oczywiscie nie bardzo potrafi przelozyc dane z naszych paszportow na odpowiednie pismo. Mam jej wiec dyktowac. Juz przy nazwisku mocno sie marszczy. Potem przez 15 minut kartkuje paszport w poszukiwaniu "otczestwa". Bo moze my nie znamy, nie uzywamy- ale w dokumentach musi byc. Juz do tego przywyklam, czesto tak bywa. (Najdluzej szukali chyba w przydworcowych komnatach w ukrainskim Kozjatynie, gdy jechalismy elektriczkami na Krym. Tam sie nie chcieli poddac.) Najciekawiej jednak jest na etapie "organ wydajacy paszport". Wojewoda dolnanss...., dolnoszlons.... Dobra, musze jej napisac na kartce wszystkie dane a ona ladnie przepisuje. Gdzies zle domalowalam ogonek i... formularz do przepisania. Bo skreslen byc nie moze w tej szalenczo artystycznej dzialalnosci. A jaki jest kod pocztowy miasta, w ktorym sie urodzilam? Nie mam pojecia. I nie ma szans abym sobie przypomniala bo nigdy tego nie wiedzialam. Babka prawie łzami skrapia niezapelniona rubryke. Gdy juz mi sie wydaje, ze jest koniec to okazuje sie, ze babeczka musi jeszcze raz przepisac wszystko "na czysto" i pokazac nam do weryfikacji. Gapie sie więc w formularz i kiwam glowa. Nawet gdybym znalazla błąd to przeciez sie nie przyznam. Poza tym zawsze mialam problem z czytaniem pisanych liter a te jeszcze maja takie cholerne zawijasy... Gdy juz sie wydaje, ze sprawa jest ostatecznie zakonczona - babka wyciaga z teczki formularze sprzed 3 lat, kiedy to spali tu jacys Polacy. I tam o zgrozo sa inne formy numeracji paszportu. I co bedzie? Ktore sa prawdziwe? Blady strach pada na mały pokoik gwardiejskiej recepcji. Co teraz? Sa dwa formularze i w jednym z nich jest błąd! Tłumacze wiec, ze tam byly stare paszporty a ja mam nowy. I tam byly inne systemy numeracji. Nie wiem czy tak bylo. Wymyslilam to sobie na poczekaniu. Moze babka bedzie miec spokojne popoludnie a my wreszcie pojdziemy polazic po miescie. Ech... Czasem mam wrazenie, ze tacy ludzie sie marnuja. Ze ich upór, pracowitosc i dokladnosc moglyby byc lepiej wykorzystane niz mozolne wypelnianie nikomu niepotrzebnych rubryk.

Gwardiejsk wyglada jak statystyczne polskie miasteczko. Wydarty totalnie z roslin ryneczek wybrukowany jest kostką bauma. Odnowione fasady kamienic pomalowano na pastelowe, rozmyte kolorki z przewagą łososiowego, chyba ulubionej barwy przez wszystkich milosnikow "euroremontu". Gdyby nie inna czcionka na napisach i ogromne ilosci włóczacego sie wojska mozna by pomyslec, ze jestesmy gdzies u nas. Na srodku rynku mają fontanne, do ktorej probuja wpasc wszystkie dzieci, łącznie z naszym. Probujemy znalezc jakas knajpe, ale nie jest to proste o 19. Ostatecznie konczymy wiec z bułka i parówka w rece na ławce w parku.

Obrazek

Obrazek

W Gwardiejsku jest kilka starych poniemieckich budynkow z czerwonej cegły, z wiezyczkami, wykuszami. Pierwszy z takowych rzuca sie nam w oczy na obrzezach miasta, kolo stacji benzynowej. Jest to dawny zamek Tapiau. Budynek od lat powojennych miesci wiezienie o zaostrzonym rygorze. Jest opleciony taka iloscia drutu kolczastego, ze starczyloby na ogrodzenie całego obwodu. I oczywiscie wiszą tabliczki o zakazie fotografowania. Jak wiadomo zakazy sa po to aby je łamac ale jak widze kolesia w mundurze z kałachem, ktory patrzy mi w oczy, to mi jakos "spada śmiałosc". W Polsce zapewne bym zaryzykowala. Ale Rosja nie ma pod tym wzgledem dobrej opinii ;)

(zdjecie z googlemaps)

Obrazek

zdjecie ze strony http://www.allcastles.ru/tag/%D0%B7%D0% ... 0%B0%D1%83

Obrazek

Kolejny ceglany budynek ktory mi sie spodobał tez jest opatrzony takowymi tablicami. Tu akurat nie ma wiezienia ale jakies obiekty wojskowe, pilnowane przy bramie przez kilkunastu straznikow.

(zdjecie z googlemaps)

Obrazek

Sporo aut na terenie calego obwodu ma naklejki "patriotyczne", nawiazujace do Wielkiej Wojny Ojczyznianej lub wspolczesnej polityki.

Obrazek

Obrazek

I znow odkrecamy na zadupia. Krasnyj Bor to malutenki przysiolek wsrod lasow i pól.

Obrazek

Kosciol jest za płotem, a teren strzezony przez ujadajacego psa, nawet podpisanego ze jest zły. Nie wiem co sie tam miesci. Przez plot niewiele widac- tylko tyle ze drewniana wieza niebawem runie... Gniazdo bocianie chyba opuszczone.

Obrazek

W Bieriezowce zostala sama wieza, zarosła krzakami dzikiego bzu i kolczastymi pnączami chcacymi wydrapac nogi do kości...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Puszkinie kosciola brak. Albo wiec sie zawalil albo zle zaznaczylam i maja tu w obwodzie jeszcze jakies inne Puszkino.

Przejezdzamy tez przez Ozerki gdzie rzuca sie w oczy spory jakby pałac, ale otoczony budynkami chyba zakladu przemyslowego? a moze czego innego- bo mocno oplecione drutem kolczastym.

Obrazek

Za mury jak sie okazuje wejsc sie nie da. Ale jest przyzakladowy miły sklepik, w ktorym oczywiscie robimy zakupy, zwlaszcza ze maja tu jedno z moich ulubionych piw- Stary Mielnik.

Obrazek

Na jednej z bram kombinatu jest tez napis "Stołówka". Juz planujemy tam zawitac na obiad... ale okazuje sie, ze prowadzace dalej żelazne drzwi nie maja klamek... Zeby je otworzyc trzeba miec wielki klucz. Chwile czekamy, ale nikt akurat nie idzie.. Zapewne gdyby tu mieli hotel to bysmy zostali dzien dluzej w obwodzie ;)

Ciekawą rzecz mozna zaobserwowac na przejazdach kolejowych. Jest to duzo bardziej skuteczne zabezpieczenie niz szlabany czy migajace czerwone swiatlo. Gdy nadjezdza pociag to podnosza sie na jezdni ogromne blachy. Nie ma bata, zeby ktos wjechal pod pociag!

Obrazek

Do Mamonowa jedziemy bocznymi drogami o zroznicowanej nawierzchni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Mamonowie staramy sie wydac ruble, ktore nam pozostaly. Zakupujemy wiec duzo kwasu i duzo kawioru, bo na alkohol niestety sa limity. Szkoda, ze u nas tak trudno o dobry kawior! I to nawet nie jest kwestia ceny tylko dostepnosci do pozyskania..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rechoczący stojak pod mapę :)

Obrazek

Obrazek

Na granicy znow pusto. I bardzo sympatyczna, lużna, wesola atmosfera. Zwlaszcza, ze kabak wszystkich rozbawia. Pogranicznik zaglada do busia i widzi, ze jest chyba kilkadziesiat butelek kwasu. Mowi: "O widac, ze lubicie kwas!". Kabak "Da". - "O i kawior lubicie!". Kabak "Da". Schodzi sie kilku innych straznikow rozweselonych rozmową z bobasem. Pogranicznik dopytuje "To pewnie i kałachy wieziecie, co?". Kabak "Yyuu" i kreci glową. To se pogadali! Wszyscy pękaja ze smiechu.

Cale przejscie zajmuje nam niecala godzine.


Ogolnie obwód zaskoczyl nas bardzo pozytywnie. Nie mielismy zadnych zatargow z policją na drogach niby polująca na obcokrajowcow (jedna rutynowa kontrola dokumentow, zakonczona zwroceniem uwagi, ze mamy przepalone swiatło i warto by to kiedys naprawic oraz zyczeniem udanych wakacji). Straszono nas, ze wloczac sie po zadupiach bedziemy miec zapewne wszedzie problemy ze słuzbami, mundurowymi i wogole to policyjny kraj. A w wielu aspektach np. biwakowym czy ogniskowym - wolnosc jest wieksza niz w Polsce. Miejscowi tez wydawali sie nam calkiem sympatyczni i nie spotkalismy sie z jakimis objawami agresji dlatego, ze jestesmy z Polski, no moze jedynie czasem jakis żal do swiata wielkiej polityki, ze kiedys nasze wzajemne stosunki byly lepsze.

Nie udalo sie zwiedzic w obwodzie wszystkiego co bylo planowane. Zabraklo nam czasu - okolo 3-4 dni aby powloczyc sie po wschodniej czesci terenu. I brakło śmiałosci/odwagi aby wbijac do Bałtijska, na mierzeje czy do wiosek w ścisłym terenie przygranicznym. Nie wiem czy jeszcze kiedys tu wroce... Pewnie kolejnym razem, mając juz w rekach rosyjska wize, bedzie jednak ciagnac aby pojechac gdzies dalej, gdzies, gdzie nas jeszcze nie bylo. Chyba ze kiedys zniosą lub znacznie ulatwia graniczne formalnosci- to wrocimy tu napewno- do Bałtijska i powloczyc sie np. po kolejnych wsiach z opuszczonymi kosciolami, ktorych zostalo jeszcze ze 30.

KONIEC
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104869
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Zupelnie jakby wlasciciele i pracownicy sklepu leżeli zwiazani na zapleczu.
Oby związani. A nie martwi...
buba pisze:Chyba ze po rosyjsku "bursa" znaczy co innego niz po polsku?
Nie znam innego znaczenia - бурса to bursa.
buba pisze:Nie mam pojecia czy to sa jakies ochotnicze bataliony, samopomoc chłopska czy spotkanie lokalnego klubu AA?
To byli prawdopodobnie więźniowie. U nas niegdyś też takie "półwolnościowe" grupy funkcjonowały. W odróżnieniu od pracujących "na mieście" grup ze "ścisłego". Ci byli non stop pilnowani przez uzbrojonych strażników.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:Zupelnie jakby wlasciciele i pracownicy sklepu leżeli zwiazani na zapleczu.
Oby związani. A nie martwi...
Tam by mnie nic nie zdziwilo... Dziwne miejsce...
Piotrek pisze:
buba pisze:Nie mam pojecia czy to sa jakies ochotnicze bataliony, samopomoc chłopska czy spotkanie lokalnego klubu AA?
To byli prawdopodobnie więźniowie. U nas niegdyś też takie "półwolnościowe" grupy funkcjonowały. W odróżnieniu od pracujących "na mieście" grup ze "ścisłego". Ci byli non stop pilnowani przez uzbrojonych strażników.
Moglo tak byc. Moze wlasnie wiezniowie zamieszkiwali ta "burse" i akurat trafilismy na jakas odprawe czy apel?
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

A tu zebrane do kupy wszystkie opuszczone koscioly, ktore napotkalismy na naszej trasie na terenie obwodu:

http://jabolowaballada.blogspot.com/201 ... odzie.html
ODPOWIEDZ