Capricorn pisze:DAKa pisze:Te mlodsze edukatorki naturalnie.
....i pewnie wyłącznie w kusych spódniczkach...
Mięso sroki podobnie jak wrony niezdatne na pokarm
Zastanawiam się dlaczego. Czy faktycznie z powodu posożytów trudnych do likwidacji, czy też z innego powodu, bo choć dziecięciem małoletnim będąc mięsa sroczego kosztowałem, to nie wydaje mi się, by przykre w smaku było. Oczywiście sroki również małoletnie jeszcze były
O spodniczkach dla pracownikow LP zajmujacych sie edukacja spoleczenstwa w dziedzinie TZW bedzie innym razem. Obiecujem...
Sroki/wrony maja tyle samo pasozytow co inny drob latajacy dziki i ekologiczne hodowany domowy. Czyli duzo. Sroczyzna czy wronizna jest w smaku taka jaka jest ( chyba ze przyrzadzana na ognisku przez same dzieci - wtedy smakuje wlasciwie ch...wo. Ale da siem zjesc - naprawde. Choc wie wiem czy da sie wychwycic wtedy roznica miedzy sroka mloda i stara).
Pamiętam, że któraś nauczycielka nam opowiadała, że w nie tak całkiem odległych czasach, służba żądała zapisu w kontrakcje, że śledzie nie będą mogły być posiłkiem częściej niż raz w tygodniu. Przecież nie tak dawno też mawiano "Jedzcie dorsze g... gorsze". Czy aby na pewno dorsz jest tak podłą rybą?
Obawiam się, że w tym wypadku pośledniość wynika z tego, że szlachcie nie wypadało jako tym małpom łazić po drzewach i to dlatego wartościowano je niżej
To jest "kulturowe" - pani nauczycielka opowiadala legendy o tych sledziach, gdzie indziej przyjmuja one (te sledzie) postac lososi i jesiotrow i innych delicyji. Narodziny tych legend mialy miejsce w XIX wieku - wg motta "dawniej wszystko bylo ladniejsze, mlodsze, bylo tego wiecej i w ogole) ...Dorsz nie jest i nie byl "poslednia ryba" tylko byl stosunkowo tani i bylo go sporo - w porownaniu do innych. Kogo stac bylo na wegorza , pletwy z rekina ten traktowal te dorsze jak cos, od czego tylko g....no gorsze.
Tak samo z Taczanowskim ktory pisze :
młode szczególnie chciwie są przez pospólstwo poszukiwane
wpierdalajac i uwazajac za szczyt kulinarnych doznan konsumpcje strzelonego wiosna cietrzewia, ktorego po smaku nawet najwieksi koneserzy nie potrafia odroznic od smierdzacej zywica, upieczonej na "medium" starej opony (albo gumowca). Ale w jego czasach gumowce byly chyba malo popularne. ( strzelne/zlapane jesienia te ptaszki sa zupelnie zjadliwe...naprawde....
)
"smak" odgrywal wlasciwie podrzedna role. Choc w przypadku kuropatw np. - owszem.
Do momentu wynalezienia kapiszonowek ptaszkom ze strony szczelcow wlasciwie niewiele zagrazalo. Jakas siateczka, wedki na ptaszki tez byly popularne (plynna granica miedzy PZW i PZL dzisiejszymi ).
Kuropatwy chroniono w duzych majatkach w ten sposob ze pozna jesienia odlawiano siateczkami cale stada ( a na przelomie trojpolowki i jednopolowki musial byc ich zajebiscie duzo - na co wplyw mialy tez kulinarne upodobania zwiazane z mlodymi gatunkow spiewajacych - czyli krukowatych w tym przypadku ). Potem kuropatewki wedrowaly do szop i stodol, stamtad mlodsze (zielononozki ) do garow a dorosle ptaki wypuszczano wiosna na wolnosc. ( z zapiskow wynika, ze upadki mialy stosunkowo niewielki udzial wsrod ptakow przetrzymywanych w odpowiednich warunkach) . W ten sposob minimalizowano naturalna smiertelnosc zimowa, bylo co do gara , smakowo tez ok....