Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W Nokalevi idziemy zwiedzic twierdze. Malo sie z niej zachowalo, jest troche murow ale betonowa zaprawa miedzy kamieniami sugeruje, ze spora czesc z niej zostala odbudowana bardzo niedawno. Aby wejsc trzeba w pobliskim muzeum kupic bilet. Przy obu wejsciach na teren twierdzy siedzi cieć i sprawdza bilety.. To jakies najnowsze zmiany.. Ponoc kilka lat temu bywalo tu jeszcze zupelnie inaczej.. Tylko hulal wiatr a wewnatrz murow mozna bylo sobie spokojnie rozbic namiot...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na terenie okolonym murami stoi niewielki, przysadzisty kosciolek. Jego wnetrze bylo chyba kiedys cale pokryte malowidłami. Teraz wiekszosc z nich oblazła, ale fragmenty freskow wciaz ciesza oko. Kosciol chyba przez jakis czas byl opuszczony i nieuzywany, widac to po scianach na ktorych jest sporo wydrapanych napisow. W czynnych swiatyniach zazwyczaj takie zwyczaje nie sa praktykowane.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najciekawsza czescia twierdzy jest rozdęte drzewo.

Obrazek

Kawalek dalej jest tez jakis budynek, ktory wyglada na hostel- wychodza z niego jakies dwie egzaltowane dziewczyny ktore gadaja po angielsku. Ubrane sa w kolorowe powloczyste szaty. Ktos wiesza pranie. Ktos ciagnie walizke wieksza od niego.

Nieopodal twierdzy przeplywa rzeka a jej brzegi obsiadly chmary ludzi. Turystow raczej brak, sami miejscowi. Na plazy w cieniu drzew wsrod błotka odpoczywa rowniez dorodny prosiak.

Obrazek

Obrazek

Potem szukamy cieplych zrodel, ktore wedlug roznych podan ustnych maja sie znajdowac gdzies w rejonie. W odroznieniu od innych - te są gejzerami wrzątku. Nie ma opcji wsadzic do nich nawet palca, nie mowiac juz o jakichkolwiek formach kapieli. Nad ujsciami goracej wody buchaja kłeby pary i roznosi sie silna won siarki. Woda wyplywa nie prosto z ziemi, tylko jakby z jakis starych dystrybutorow, widac pokryte naciekami elementy żelazne, jakby stare krany, pokrętła... Cos tu kiedys bylo. Widac tez jakies betonowe plyty, jakby fragmenty scian czy jakiegos ogrodzenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak zwykle w takich miejscach i tu tworza sie kolorowe koraliki roznych zmineralizowanych cudactw.

Obrazek

Obrazek

Woda spływa do rzeki wodospadem pelnym kolororowych naciekow.

Obrazek

Obrazek

Dopiero nad rzeka sa pobudowane z kamieni prowizoryczne baseniki dla milych ablucji- na styku roznych temperatur gdzie wrzatek miesza sie z lodowata woda.

Obrazek

Miejsce jest dosc popularne wsrod miejscowych na biesiady, ogniska, wyprawienie urodzin. Jakies biura podrozy dowoza tu tez busami rosyjskich turystow. Skodusia niestety nie bardzo da rade zjechac w dol kanionu. Tzn. zjechac by zjechala bez problemu, ale zapewne juz by tam pozostala- nachylenie drogi jest dosc spore i pełne ostrych kamieni. Trojkołowiec daje rade bez problemu nawet juz samym korytem rzeki! :P

Obrazek

Zawartosc trojkolowca jest najszczesliwsza jak podrzuca na duzych kamulcach! Glosny kwik niesie sie wokol, acz maly piskliwy glosik ginie wsrod huku gorskiego strumienia.

Obrazek

Okoliczne pionowe skarpy porasta poskrecana roslinnosc i pnacza o grubych pniach

Obrazek

Nocujemy na poboczu jednej z pobliskich szutrowych drog. Ruch aut na szczescie wieczorem i w nocy jest znikomy. W nocy strasza nas tylko kamyczki turlajace sie po skarpie nad nami. Jest to tylko drobny zwirek, jednak w nocy strach ma wielkie oczy i w półśnie juz widze spadajace na nas glazy ;)

Obrazek

Obrazek

Rano odwiedzaja nas dziwne owady. Cos jakby komar o prazkowanych bialo-czarnych nozkach a drugie stworzonko ma na kuprze zolta rozetke, ktora przypomina nam jakies nasionko. Bardzo sie cieszymy, ze zadne z nich nas nie upaliło.

Obrazek

Obrazek

A tu sniadanie i zdjecie z serii “bohater drugiego planu”

Obrazek

Potem idziemy jeszcze nad rzeke aby wsadzic kuper w ciepla wode i zapodac mala przekąpke, ktora zajmuje nam 3 godziny. Oprocz nas kapieli zazywa rowniez bus z krzykliwymi Kitajcami. Nie jest to przejezyczenie- kąpała sie nie tylko “zawartosc busa” ale samochod rowniez. Nawet silnik zostal umyty (a moze ochłodzony?) za pomoca wiadra. Plywa tez chlopak na koniu, co spotyka sie z wielkim entuzjazmem kabaka. Malenstwo probuje sie wyrwac i wskoczyc w nurty rzeki- byle tylko znalezc sie blizej pluskajacego i prychajacego konia!

Obrazek

Obrazek

Potem schodze jeszcze osypujaca sie, stroma skarpą na biale skaly, miedzy ktorymi przeciska sie strumien. Woda ma niesamowity kolor i jest jakby mleczna i jakby podswietlona od spodu. Sądząc po licznych krazkach ogniskowych to tez jest miejsce licznych biesiad. U nas to zaraz by byl mega rezerwat i wstep by byl miedzy 11:00 a 11:15, tylko z przewodnikiem w dni parzyste, o ile wogole mozna by postawic stope. A za kąpiel by pewnie skalpowali, bo wiadomo ze kąpiacy sie czlowiek wypija wode i jest to potem powodem anomalii klimatycznych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

We wsi Bandza ide kupic wode. W sklepie mowie “woda, tri” i pokazuje na palcach bo widze, ze babka nie kuma za bardzo. Sprzedawczyni kilkakrotnie dopytuje sie czy aby na pewno trzy sztuki, po czym znika na zapleczu i przynosi mi trzy …. pilki plazowe.. Ciekawe jak jest po gruzinsku “pilka”? Kawalek dalej mijamy kolejny pomnik drugowojenny. Ten jest calkowicie opuszczony, podobnie jak ogromny budynek w tle. Kiedys chyba bylo tu centrum wsi, teraz tylko zbłąkane swiniaki chrumkaja i wlaza pod nogi.

Obrazek

Pomnik zawiera rzezby, plaskorzezby i oczywiscie zdjecia poleglych.

Obrazek

Obrazek

Czesc ofiar wojny nie ma zdjec, a w jego miejscu jest tylko znaczek z helmem i karabinem. Wiec albo wyprzedzili swoja epoke i juz wtedy zapragneli “chronic swoj wizerunek”. Albo nie zostali sfotografowani na czas…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy ogromna rzeke Tskhenistskali, pelna wysepek, zatoczek i pobocznych nurtow. Poczatkowo mamy nawet plan aby gdzies tu zostac na nocleg, acz nad horyzontem kłebia sie chmury, a w razie naglego wezbrania tej rzeki raczej wolelibysmy nie znajdowac sie na wyspie. Zwlaszcza pomni tego jak wygladala wzburzona rzeka w Swanetii. Decydujemy sie wiec tylko na przepierke i krotki spacer.

Obrazek

Obrazek


Mijamy tez budynek oklejony kolorowymi zdjeciami. Podchodze aby zobaczyc go z bliska. Zdjecia przedstawiaja jakies hotele, restauracje, jakies nowe inwestycje pokroju domy, mosty, umocnienia rzek. Obraz wylaniajacy sie z tych zdjec jest nowoczesny, rowny, gładki i wypucowany do przesady. Odrywam oczy od zdjec. Budynek, na ktorym to wszystko wisi jest opuszczony. Wnetrza zieja pustka. Wiatr łopocze jakims niedomknietym oknem na pietrze. A moze to nie wiatr? Na tyle wsluchalam sie w ten dzwiek, ze wlaze w krowia kupe na schodach. Dlaczego powiesili te zdjecia w tym miejscu? Miejsce jak miejsce, zdjecia jak zdjecia, ale w zestawieniu tak daje po łbie kontrastem, ze naprawde mozna sie poczuc nieco nierealnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zajezdzamy tez w okolice kanionu Okatse. . Skoro jestesmy juz w rejonie to zajrzymy co to za cudo, wszyscy nam o tym gadaja. Wiedzialam, ze jest to miejsce ociekajace komercha i malo sympatyczne ale nie sądzilam, ze jest az tak zle. Cala droga do tego kanionu jest sympatyczna, normalna, nic nie zapowiada naglej zmiany czającej sie za zakretem. I bach! Nagle jak spod ziemi wyrastaja hotele, parkingi i ilosc angielskich napisow jakbysmy byli w Londynie. Acz tylko w formie pisanej- w wygrzmoconym “visitor centre” obsluga ma problem zeby sklecic kilka slow obojetnie czy po angielsku czy rosyjsku. Siedzi tam kilku odętych cieci, wbitych w mundury i potrafia tylko łapą pokazac na regulamin. I odmawiaja wpuszczenia nas - z racji na kabaka. Bo w regulaminie stoi, ze dzieci ponizej wzrostu 120 cm nie wpuszczaja. Ostatni raz o takich praktykach to slyszalam, ze byly uzywane w jakis obozach koncentracyjnych. Dzieci powyzej 120 cm do roboty, ponizej - do gazu. Jakas turystka z Rosji tez nie zostaje wpuszczona, nie wiem z jakiego powodu- moze ma za krotka lewa noge? Takiego skurwysynstwa to naprawde dawno nie widzialam. Ogolnie swietnie sie podrozuje po Gruzji ale jak juz przepierdziela to z grubej rury. Robia sobie takie mega komercyjne g.. a potem nawet nie chca na nim zarobic? Widac pokazywanie wladzy i gnojenie ludzi jest wazniejsze niz kasa.. Smutne jest, ze wiele miejsc musi byc opuszczona i zniszczona aby moc je swobodnie zwiedzac… Nawet jakbym kiedys zapragnela zmienic zdanie na ten temat to rzeczywistosc bardzo szybko sprowadza mnie do pionu... Na tym etapie wscieklosc nas dusi za gardla, ale jeszcze nie wiem tego, ze jak opadna pierwsze emocje to niebawem wroce do tego miejsca i to w bardzo ciekawym stylu. Jeszcze nie wiem, ze to miejsce bedzie dla mnie wiekszym symbolem absurdu niz Anaklia. I ze czeka mnie tu niezwykla przygoda… Ale o tym w swoim czasie, za kilka dni…

Obrazek

Obrazek

Na nocleg rozbijamy sie nad rzeka o pokretnej nazwie miedzy Khidi a Matkoj. W czasie gdy wyciagamy bagaze czy stawiamy namiot, kabaczek wylazi z fotelika (po raz pierwszy tak skutecznie) i dobiera sie do chleba :) Troche zezarla, troche strocila i rozrzucila po skodusi. Moze teraz zalegna sie nam popielice? :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rano odkrywamy, ze spalismy pod drzewkiem granatu.

Obrazek

W Gvisztibi zagladam do sklepiku, nad ktorym widnieje stary napis “KOOP Chlieb”. Wnetrze tez niewiele sie zmienilo od ostatnich 30 lat. Na scianach sa podobizny roznych zwierzat przeznaczonych do konsumpcji oraz innych artykulow zywnosciowych. Wszystko wyciete z barwionego styropianu. Na miejscu nie ma pomidorow i czosnku, ktorych poszukuje. Babka łypie na mnie jakos srednio przyjaznie. “Pewnie turysci, pewnie na kanion jedziecie?”. Mowie, ze tak i nie. Faktycznie turysci, a przy kanionie juz bylismy i drugiego tak gownianego miejsca to jeszcze nie widzialam. Babce zapalaja sie ogniki w oczach- “Mysle tak samo! Robia niby atrakcje a jej glownym celem jest zgnojenie ludzi i zepsucie im dnia!”. Nadstawiam uszu… babka opowiada dalej- “Kiedys jak to powstalo to postanowilismy tam pojechac cala rodzina i spedzic tam dzien. Na miejscu bylo kilka knajpek wiec wstapilismy na obiad i piwo. I oni, ci.. (tu nastepuje ciag gruzinskich slow, ktorych nie rozumiem ale wnioskuje, ze musza byc obelzywe) ..oni nas nie wpuscili bo widzieli nas w knajpie z piwem, a swiety regulamin zabrania wstepu po spozyciu alkoholu. Nikt z ekipy sie nie zataczal, nie belkotal, nie zachowywal jak osoba, ktora naduzyla. To nie byla libacja a rodzinny obiad! Mial byc mily dzien a wyszlo.. ach, szkoda gadac… Po co porobili tam knajpy? Po co sprzedaja tam piwo? Zeby ludzi draznic? Ale co szary czlowiek moze? Nie ma sie jak zemscic na skurwielach..”. No to zesmy sie dogadaly i znalazly wspolny temat. Ciekawe ile jeszcze ludzi padlo ofiara tej “wspanialej atrakcji”, marnujac swoj czas, pieniadze i nerwy. Po czym Rita biegnie do ogrodka i mi przynosi domowe pomidory i czosnek..

Kawalek dalej zagladam na cmentarzyk. Nagrobki sa zroznicowane. Praktycznie nie ma dwoch wedlug takiego samego wzorca. Sa granitowe plyty z wyrytymi obrazkami, sa takie z metalowymi szafami, w ktorych siedza zdjecia zmarlych, takie z pustymi szafami, z krzyzami lub gwiazdami, pod dachem i za plotem. Przy jednym z grobow spotykam starszego pana. Nalewa do szklaneczki wodki, odstawia do szafy. Ze zdjecia patrzy na nas jakas kobita w chustce. Gosc chyba mnie widzi. I chyba mowi do mnie acz nie mam pewnosci, bo nie odrywa wzroku od stakanczyka. “To moja zona. Zmarla pol roku temu. Byla alkoholiczką. Ukrywalem przed nia wodke, babka w sklepie wiedziala ze nie moze jej sprzedac, sasiadow tez prosilem, zeby nie czestowali. Skubana znalazla sposob. Przychodzila tu na cmentarz i oprozniala wszystkie szklanki zostawione dla zmarlych. Ktoregos dnia, chyba tam do Gieny, przyjechala rodzina z Ameryki. Zostawili duzo jedzenia i wodki. Moja przyszla wieczorem i wypila wszystko… Juz tu zostala. Zemsta umarlych. Teraz juz ma swoja szklanke…”. Nic nie odpowiadam. Zupelnie nie wiem co mam powiedziec- “To straszne”, "tak, tak nałóg zgubil wielu ludzi" albo “ciekawa historia”? A moze “macie tu ladny cmentarzyk”. Nic nie mowie. Chyba tak lepiej. Gosc tez chyba nie wymaga ode mnie odpowiedzi. Nie odrywa wzroku od kieliszka… Cichutko sie oddalam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na trasie z Khoni do Tskaltubo stoi jeszcze jeden pomniczek ze zdjeciami poleglych w czasie II wojny. Ten jednak sie wyroznia. Jest to trzecie zaobserwowane przez nas w Gruzji miejsce gdzie zachowal sie wizerunek Stalina (po Gori i Cziaturze)

Obrazek

Obrazek

Kolo wioski Gvedi planujemy szukac wodospadow Kinchkha. Kiedys gdzies w necie znalezlam taki opis “jechac w strone Lentheki, za wsia Gvedi bedzie brazowy drogowskaz w lewo- wodospady 2.2 km”. Jakas droga jest, tablicy nie ma. Na dodatek zaczelo lac jak z cebra. Droga w bok nieskodusiowa. Łazic w deszczu nam sie nie chce, zwlaszcza nie bedac pewnym czy jestesmy w miejscu gdzie byc chcielismy. Pytamy na pobliskim posterunku policji o te wodospady. Ponoc sa, ale daleko stad, za góra, ktora trzeba okrazyc, bo to jest skala wiec zadna droga przez nia sie nie przeklada. Trzeba by isc z 15 km przez jakies wiszace mosty. W jeden dzien nie obrocimy tam i spowrotem. Poza tym mozna tam dojechac blizej, od wsi Zeda Kinchkha, kilkanascie km za oslawionym kanionem. Czyli bylismy tak blisko? To wracamy.. Moze kiedys tu wrocimy poszukac tych wiszacych mostow?

Obrazek

Obrazek

Leje na tyle mocno, ze w celu przewiniecia kabaka zapodajemy mix skodusi z wiata przystankowa :)

Obrazek

Gdy przejezdzamy przez przelecz to pogoda sie poprawia. Chmury pękaja, nawet gdzieniegdzie pojawiaja sie promienie slonca. Potem jeszcze kilkakrotnie nachodzi chmura i wokol zalega gesta mgla, ale deszczu juz nie ma. Mgly na horyzoncie wiruja, tworza smieszne krecace sie spirale, czasem odrywaja sie od nich male obloczki, ktore pląsaja targane wiatrem. Gory dymia jak wulkany. Ogolnie mowiac jest na co popatrzec- przedstawienie mile dla oka. Sa tu tez fajne łączki wiec zostajemy na nocleg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oczywiscie zwleka sie jakis pies. Jest bardzo glodny. Karmimy go chlebem i serem, ale to widac nie wystarcza bo w nocy rozbebesza nasz worek ze smieciami i wyjada zawartosc kabaczych pieluch.. Przed namiotem waruje do rana.

Obrazek

Skad on sie tu wzial? Wsie sa daleko- widac je gdzies tam w dolinie..

Obrazek

Obrazek

Nie wiem na jakiej wysokosci sie znajdujemy ale wieczorem zaczyna sie robic chlodno. Przydaja sie zimowe czapki. To chyba poki co najchlodniejsza noc na tym wyjezdzie. A juz tak przywyklismy do upalow!

Obrazek

Po zmroku rozpalamy ognisko. Przyjezdzaja znani juz policjanci z Gvedi, smiejac sie ze daleko nie ujechalismy. Gawedzimy chwile o okolicy, o zlym kanionie, o pętli swaneckiej, o uchodzcach z Tskaltubo. Probuja nas troche straszyc wilkami, ale mowia tez, ze beda nas do rana pilnowac. I faktycznie- chyba do 5 rano stoja na przeleczy blyskajac czerwono- niebieskimi swiatelkami. Smiesznie- w tym roku to juz druga przelecz gdzie spedzamy noc pod eskorta policji! Do ogniska jednak nie przychodza- mowia, ze w aucie maja cieplej.

Obrazek

Rano dostrzegam, ze ta gleboka dolina przed nami to ow przeklety kanion, ktory nas od pewnego czasu przesladuje. Znow nad nim jestesmy? Cos sie do nas to miejsce przylepiło!

Obrazek

Widac stad ow grozny balkonik, ktory zjada małe dzieci.

Obrazek

Wlasnie zamierzam zaczac robic sniadanie gdy na łąke przyłażą dwa byki giganty.

Obrazek

Wlasnie skonczylam opisywac wczorajszy dzien, noc i poranek. I cos mi palnelo do glupiego łba, ze napisalam, ze tak serio to nic ciekawego sie zdarzylo. Nie moge tego pisac bo to dziala jak jakas klątwa. Ile razy poszlo w notes, ze dzien byl przecietny, ze tak naprawde nie ma co pisac, to zawsze cos sie przypląta. Kojarze poki co trzy takie sytuacje. I potem albo przyszla sierpniowa wataha wilkow na Podlasiu, albo lokalne gowniarze po kase i chcieli podpalac namioty, albo za jeziorem zaczela jezdzic nieoswietlona ciezarowka i zapodawac seria z kałacha. Nie wazne gdzie akurat sie znajdujemy. Slowa "nic ciekawego nie bylo" dzialaja jak zaklęcie. Wiecej nie popelnie tego samego błędu. No to mamy dzis dwa byki. Chwile pozniej trzy nastepne. Byki nie tyle, ze przechodza przez łąke czy zaczynaja sie paść ale podchodza do namiotu, do skodusi, węszą i sie dziwnie gapia. Nie ma to jak dzien rozpoczac od corridy… Czegos podobnego jeszcze nigdy nie widzialam. Wiele razy np. na Ukrainie odwiedzaly nas na biwakach krowy, wlazily w namiot, wsadzaly łeb do srodka, dzwonily dzwonkami, zjadaly pranie ale byki tam sie trzymalo w zamknietych zagrodach! Widac tu maja inne zwyczaje… Jak juz wczesniej wspominalam pies rozwloczyl nasze smieci ,zjadl obierki z warzyw i wlasnie zaczynal spozywac zawartosc pieluchy kabaczej. W tym momencie podszedl jeden z bykow, tupnal, prychnac i odpedzil psisko. Po czym na spokojnie wciagnal ze smakiem cala pieluche i zaczal sie zabierac za kolejna. Ulubienia kulinarne tutejszej fauny sa dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Obrazek

Jakos tracimy ochote na dalszy wypoczynek w tym miejscu czy delektowanie sie widokami podczas sniadania. Szybko przenosimy kabaka z namiotu do skodusi. Moze to złudne poczucie, ze w otoczeniu blach jakos tak bezpieczniej. Potem pospiesznie byle gdzie upychamy ekwipunek. Okazuje sie, ze bagaznik dachowy to tylko nasz kaprys- wszystko weszlo do kabiny. Jedziemy dalej i zatrzymujemy sie na poboczu, aby wszystko normalnie poskladac i uporzadkowac. Zeby miski nie byly wewnatrz spiwora a kabacze spioszki w sloiku po ogorkach. Stad tez jest ladny widok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy konczymy sniadanie znow przychodza byki. Nie te nasze z przeleczy, inne, mniejsze, w towarzystwie krow. Nie mogli by owiec hodowac? Albo gęsi??????

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W Khoni trafiamy na stary hotelik, ktory na tyle przypada nam do gustu, ze zostajemy tu trzy dni.

Obrazek

Obrazek

Pokoje noclegowe zajmuja polowe pierwszego pietra budynku. Naprzeciw jest chyba jakas kaplica. Drzwi opatrzone sa takowym rysunkiem. Szpary w drzwiach sa niestety na tyle male ze nie udaje sie podpatrzec co skrywaja wnetrza tajemniczego pokoju.

Obrazek

Na parterze jest fryzjer i jakies pomieszczenie z kaflowym piecem wygladajace na kuchnie gdzie biesiaduje kilka osob. Jedna z ogromnych sal parteru jest garazem na rowery, skutery i motorynki. Drugie pietro jest opuszczone i zruinowane, puste okna , sufity czesciowo w odpadlych kasetonach i krysztalowe zyrandole, gesto oplecione zwarta warstwa pajeczyn. Hula wiatr i spiewaja ptaki licznie majace tu gniazda. Za bialymi drzwiami zamykanymi na łancuch susza sie jakies pęki ziół.

Obrazek

Obrazek

Ślimak klatki schodowej przypomina mi przybazarowy hotel "Mze" z Tbilisi.

Obrazek

Hotel jest otwierany na telefon, na drzwiach wisi kartka.

Obrazek

Obrazek

Dzwonimy wiec, a chwile pozniej wpuszcza nas mily dziadek, ktory zastrzega, ze jutro go nie bedzie bo jedzie zbierac orzechy (oczywiscie potem dostajemy wielki wor orzechow, ktorych nie udalo nam sie zjesc na wyjezdzie i przemycilismy go do Polski). Oprocz nas nocuje tu rowniez jedna Gruzinka w srednim wieku. Gospodarz tlumaczy nam, ze to spokojna, porzadna kobieta, wiec nie mamy sie czego obawiac (nie wiem skad wogole takie przypuszczenie, ze moglibysmy sie bac lokatora z drugiego pokoju?) Owa babka pochodzi z Poti i jedzie do pracy do Turcji, bo w Gruzji ciezko znalezc jakas sensowna robote. Na tym etapie burze uporzadkowany swiat gospodarza, bo pytam czemu ona jedzie z Poti do Turcji przez Khoni? Facet drapie sie w glowe- "Faktycznie! Przeciez to nie po drodze! Co ona u licha tu robi?" Mnie to rowniez bardzo ciekawi i probuje kilkakrotnie nawiazac kontakt ze wspołlokatorka, ale niestety babka mowi tylko po gruzinsku- albo tak udaje! :P Drugiego dnia jeden z pokoi zasiedla jakis facet, ktory wieczorem przyprowadza dwie panie, ktorych profesja nie pozostawia duzych watpliwosci. Gdy spotykam go w kuchni uspokaja mnie, ze nie beda halasowac i widze w oczach prosbe "tylko nie mow przypadkiem o tym gospodarzowi".

Pokoje maja tu chyba rozne, nam sie dostal “apartament”, ktory sklada sie z dwoch pokoikow i łazienki.

Obrazek

Obok jest kuchnia wyposazona w rozne potrzebne sprzety np. jest spora ilosc kieliszkow i nardy.

Obrazek

Tu w Khoni spelnia sie jedno z moich marzen. Ile to razy z zazdroscia patrzylam na gruzinskie czy ormianskie blokowiska cale usiane powiewajacymi na wietrze ubraniami na wysokosci roznych pieter! Wszedzie tam byly poprzeciagane sznurki- do drugiego bloku, do drzewa, do slupa, do komina. Pranie łopotalo pod niebem, nabierajac zapachu slonca i wiatru zamiast kisic sie w domu lub na niewielkim ciasnym balkonie. Za oknem naszego hoteliku jest taki wlasnie sznurek na pranie z kołowrotkiem. I jest w zasiegu moich rąk! Moze to glupie, ze mam takie przyziemne marzenia i tak bardzo sie ciesze takimi pierdołami. Piore tu prawie wszystko co mamy- uzbieralo sie przez prawie poltora miesiaca rzeczy do przepierki, zwlaszcza tych grubszych, ktore ciezko prac w strumieniu i suszyc na galezi czy w skodusi- dlugie spodnie, swetry, kabacze kocyki i spiworki. W hoteliku jest na stanie rowniez duza miednica! I szczypki do przypiecia! Mega wypas! :D Pranie schnie w okamgnieniu, powiewajac w najbardziej naslonecznionym miejscu. Nie ma deszczu, nie ma tej wilgoci w powietrzu, ktora caly czas towarzyszyla nam w tropikalnym klimacie gruzinskiego wybrzeza. Krece sobie wiec tymi sznurkami na kolku, patrze jak pranie odjezdza ze skrzypieniem ku sloncu. I snuje kolejne , juz bardziej niedoscigle marzenia- moc tak suszyc pranie w domu, moc tak przerzucic sznur do sasiedniego bloku w Oławie, do drzewa czy latarni! Ech… juz widze miny tych sąsiadow, ktorym taki widok by zaburzyl poczucie europejskosci i staneli by na glowie aby udaremnic moje starania..

Obrazek

Korytarz hoteliku jest pelny kwiatow. Codziennie, nawet po zbiorze orzechow, gospodarz przychodzi z konewka i je podlewa. Widac, ze kazda roslinke otacza ogromna miloscia, momentami wrecz wydaje mi sie, ze z nimi rozmawia.

Obrazek

Pewnym minusem hoteliku jest dosc wczesna pobudka- kolo 6 zaczynaja wydzierac sie koguty. Jest tu ich w najblizszej okolicy chyba kilkanascie sztuk i kazdy chce przekrzyczec rywala i udowodnic , ze on rzadzi na dzielnicy. Ja i toperz jakos jeszcze bysmy sobie dali z tym rade, zatkali uszy stoperami i spali dalej. Ale kabakowi nie wsadzimy jeszcze stoperow. Jest jasno, koguty pieja,wiec kabak tez rozpoczyna dzien. Wiec oprocz kogutow mamy jeszcze kazdego poranka tupoty w lozeczku i szuranie zabawkami, a to stopery juz nie zawsze skutecznie chca tlumic.

Zaraz obok hoteliku jest knajpa. Wewnatrz jest kilka pokoikow za zaslonkami, w kazdym biesiaduje jakas wesola ekipa. My siadamy na zewnatrz i pozeramy jedne z najlepszych chinkali podczas naszych gruzinskich wyjazdow. Do tego serwuja domowe wino w dzbanach.

Obrazek

Obrazek

W malej piekarni nabywam nasz ulubiony uszasty chleb. Jest sprzedawany w postaci prosto z pieca, na tyle goracej, ze podaja go na kartoniku- zeby sie nie poparzyc!

Obrazek

W miasteczku mozna znalezc kilka plaskorzezb, pomnikow i napisow z minionej epoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoregos poranka idac po cos do skodusi prawie dostaje zawalu. Gdy otwieram drzwi cos wyskakuje na mnie spod dachowego bagaznika. Z łopotem skrzydel i donosnym gdakaniem. Miedzy bagaznik a dach nawłazily kury. Chyba trzy sztuki. Nie wiem czy sie tu grzały czy wlasnie przeciwnie, szukaly schronienia w cieniu. Napewno teraz sie przestraszyly, ze ktos im zaburzyl wypoczynek w tym zacisznym miejscu. Obrazone uciekaja za sasiadni budynek.

Bloki w Khoni maja ciekawie podrzezbiane boczne sciany. By sie wydawalo, ze wielkoplytowe budownictwo jest calkowicie pozbawione jakichkolwiek zdobien - a tu prosze, komus sie chcialo!

Obrazek

Chyba Khoni jest moim drugim ulubionym miastem w Gruzji. Przez te kilka dni jest nam niezmiernie milo wracac tu po roznych wycieczkach. Znow osiedlac sie w zapomnianym hoteliku, wieszac pranie na skrzypiacym sznurku, odwiedzac knajpe nieopodal i o swicie wyklinac na koguty. Sa czasem takie miejsca, ktore jakos szczegolnie przypadna czlowiekowi do serca, w ktorych czuje sie jakos tak bezpiecznie, swojsko, jakos tak u siebie i na wlasciwym miejscu. Khoni jest wlasnie jednym z tych miejsc. Gdy stad w koncu odjezdzamy to robi mi sie jakos strasznie smutno. Czy jeszcze kiedys tu wroce? A gdy nawet tak- to czy czasoprzestrzen bedzie wciaz taka sama jak w upalne lipcowe dni roku 2016?

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Dzis drugie podejscie do wodospadow Kinchka. Jedziemy ich szukac tam gdzie polecal to zrobic policjant z Gvedi. Faktycznie wszystko sie zgadza- najpierw asfalt sie konczy i przechodzi w plytowke. Ostatni odcinek drogi jest wysypany tluczniem i nadaje sie tylko dla pieszych i terenowek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zagaduje nas grupka miejscowych biesiadujacych pod drzewem i zaprasza na domasznie wino. Toperz przeklina bycie kierowca a ja przytulam hurtowo oba kubeczki :) Ekipe tworzy dwoch Georgijow, 85 letni dziarski staruszek i dwojka dzieci- Tekla i Nikołaj. Probuja nas tez zaprosic na pieczenie szaszlyka, ktore bedzie “pozniej” ale nikt nie wie kiedy. Poki co mamy wrazenie, ze nasz szaszlyk jeszcze zyje ;) Chlopaki opowiadaja rozne niesamowite rzeczy o imprezach wsrod pobliskich skal. Dzieciaki probuja nas namowic na wypuszczenie kabaka z nosidla bo chca z nia pograc w berka. Biedne kabaczę by zapewne ciagle przegrywalo ;)

Obrazek

Obrazek

Czesc wodospadow wpada do szczeliny miedzy bialymi skalami. Jest to dosyc popularne miejsce kapielowe. Wodospad ma niezla moc uderzeniowa. Na poczatku prawie zbija mnie z nog, a potem zrywa mi z reki koraliki i unosi w nieznanym kierunku. Jako ze zapomnialam stroju kapielowego to plywam w koszulce toperza, w ktorej wygladam jak w sukience. Ludzi troche sie kreci a kapiele na waleta chyba w Gruzji nie sa w modzie. Toperz decyduje sie wlesc z glowa pod glowny strumien wody. Takie wypasne "bicze wodne" to chyba w zadnym SPA nie przewiduja! :) Miejsce przypomina mi troche Błędne Skaly- w czasie duzej powodzi :P

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawalek dalej sa ogromne skaly z ktorych spadaja trzy wielkie wodospady. Teraz ponoc jest sucho wiec nie wyglada to az tak efektownie jak powinno. Miejscowi sie zarzekaja ze najlepiej to miejsce odwiedzac wiosna - to wtedy robi mega wrazenie. Mnie i tak sie podoba. W spadajacej wodzie zalamuje sie slonce, tworzy sie tecza i dziwne pelgajace promienie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod wodospady idziemy skalistym korytem czesciowo dzis wyschlego strumienia. Smieszne te skaly- takie rowne jak stol, idzie sie jak po asfalcie! Wokol pionowe skaly.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co chwile przerwa na pluskanie nozkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na brzegach jest pelno biesiadek, grilow i miejsc ogniskowych. Na jednej z nich imprezuje grupa dziennikarek z Kutaisi, ktore skonczyly jakis projekt i go wlasnie swietuja. Zapraszaja nas do stolu, czestujac jadlem i napojem oraz raczą opowiesciami o swojej pracy. Po raz pierwszy jestesmy w tych okolicach na takiej imprezie gdzie to toperz jest rodzynkiem. Nietypowa chyba sprawa- zwykle biesiadki w 90% zasiedlaja faceci! Kabak krąży z rak do rak. Wszyscy podkreslaja, ze Maja to gruzinskie imie. Chyba nie spotkalismy osoby, ktora by w ten sposob nie skomentowala imienia naszej coreczki.

Obrazek

Mijamy tez grupke okolo 10 chlopakow, z ktorych wszyscy maja podobne tatuaze. To znaczy grafika, forma, kolory rozne ale wszystkie zawieraja ten sam symbol. Nie wiem kim jest ta ekipa ale na wszelki wypadek schodzimy im z drogi. Zdjecie tez robie z biodra, bo jakos nie mam odwagi celowac im obiektywem w twarze. Z zaslyszanych rozmow raczej miejscowi, po gruzinsku bulgotali.

Obrazek

Kozy rasa naskalna

Obrazek

Prawie pod same wodospady podchodza domy wiejskich przysiolkow

Obrazek

Wszyscy spotykani ludzie wypytuja czy bylismy juz w pobliskim kanionie, ze tam pieknie i zebysmy sie koniecznie wybrali. Toperz wiec mnie tez zaczyna namawiac- skoro juz tu jestesmy tak blisko, idz zobacz co to za cudo. Nie jestem przekonana ale w koncu ide. Cos jednak nie pozwala mi kupic biletu w kasie, wszystko sie we mnie burzy przed dofinansowaniem miejsca gdzie nas tak potraktowali. Widac mam paskudna i msciwa nature :P (dla przypomnienia nie pozwolili nam wejsc z kabakiem z racji jej niskiego wzrostu). Wbijam bez biletu. Mogli sprzedac trzy bilety. Nie chcieli handlowac- ich sprawa- beda mieli g… Betonowy chodnik wchodzi w robaczywy lasek.

Obrazek

“Kanion 2100m”. Cooo?? Tyle sie idzie? No trudno.. Najwyzej jak mnie nie wpuszcza to sobie popatrze z daleka, moze cos bedzie widac. Chodnik wije sie wzdluz trasy oznaczonej powbijanymi numerkami. Droga schodzi mocno w dol do terenu otoczonego plotem. Przy furtce kontrola biletow, mysz sie nie przeslizgnie. Trudno. Przez plot tez widac. Robie wiec zdjecie kladki zza zasieku i juz planuje odwrot gdy slysze ze ktos mnie wola. Podchodzi do mnie mlody chlopak z kolorowymi fantazyjnymi tatuazami pokrywajacymi spora czesc ciala. “Co dziewuszka? Chcialabys wejsc a nie masz biletu?”- “No nie mam”- “To ja ci sprzedam bilet, taniej, zaoszczedzisz, tylko 4 lari u mnie”. Mowie mu, ze tu nie o kase i oszczednosc chodzi tylko o zasady. Ze tego miejsca nie bede finansowac i tlumacze dlaczego. Wowa, bo tak przedstawia sie chlopak, usmiecha sie: “Bez obawy. Cala kasa pojdzie dla mnie- na wóde, prochy i kobiety. A tak wogole to przyjedz tu autem. Tam na dole jest szlaban, ale stoi tam moj czlowiek, dasz lari, powiesz ze od Wowy to wam otworzy. Dasz 10 lari to wejdziecie z dzieckiem, psem, z krowa jak bedzie trzeba! Acz z krowa drozej bedzie.” Przygladam sie drodze. Same terenowki tu stoja. Chyba oszczedze skodusi zmagania sie z ta nawierzchnia. Mowie mu wiec, ze mamy osobowke i moze lepiej zwiedze juz sama. Wowa przyglada mi sie baczniej- “Z Polski jestes, nie? A auto to skoda felicja? Ta zielona,z flaga i naklejkami? Widzialem was w Khoni. A tak wogole co was do Gruzji sprowadza? Jakies interesy robicie? A moze z telewizji jestescie?”. Mowie Wowie, ze my turysci, ze zwiedzamy, ze gory, zabytki, ladne miejsca. “Aaaaa, rozumiem. Ale jakbys ksiazke kiedys pisala to wspomnij o mnie. W wielu sprawach pomoge. Tak wogole to moja rodzina pochodzi z Osetii Polnocnej ale tu robimy interesy. Tu lepiej. Wiele spraw pomoge zalatwic. Albo moj ojciec”. Pytam go wiec czy zalatwi nam wjazd do Abchazji. Ponoc autem na polskich blachach nie mozna. Ale z protekcja… Wowa usmiecha sie szeroko.. :”A co? W gory chcecie jechac, małpoludow szukac?”. Mowie, ze i małpoludy moga byc jesli to tam miejscowy folklor. Wowa jednak rozklada rece.. “Abchaskie malpoludy, tropienie yeti i organizowanie brydza u Putina to nie moja liga. Ja tu , w rejonie, drobne sprawy...". Tak sobie milo gawedzimy i zartujemy :) Pytam go czemu sporo ludzi mowiac o Abchazji porusza zaraz ten temat małpoludow. Wowa twierdzi, ze ponoc takie sa miejscowe legendy. Niektorzy mowia, ze w czasie wojny w latach 90 tych takowe zwialy z hodowli doswiadczalnej w Suchumi, gdzie za ZSRR probowano “wyprodukowac” idealnego zolnierza, krzyzujac malpe z czlowiekiem. “Ale to nie tak- tlumaczy Wowa- sa podania ze malpoludy spotykano na abchaskim Kaukazie juz w XVIII wieku. Ludzie zatrudniali je jako pomoc w gospodarstwie bo byly silne. Takie legendy tam maja...”. Skoro na abchaskie wojaze Wowa za malo wplywowy to pozostajemy przy kanionie. Dostaje bilet z obrazkiem przedstawiajacym zdjecie z wawozu. Straznik na bramie cos pokazuje, ze brakuje jakies kawalka i mam wrocic do kasy. Mowie, zeby Wowy pytal a nie mnie, skad ja mam wiedziec jak bilet ma wygladac. Gosc łypnal okiem malo przyjaznie, ale brame bez slowa otworzyl. Chwile pozniej dogonil mnie drugi mundurowy i wreczyl mi butelke wody mineralnej- “to podarek”. O co tu k… chodzi??? Jakas ukryta kamera a ja przez przypadek znalazlam sie na planie filmowym? Ide dalej zobaczyc to miejsce ktore pozera male dzieci. Kladki nie bujaja sie, nawet nie skrzypia, maja wysoka barierke, a nieraz i siatke od gory. Prezentuja soba taki poziom bezpieczenstwa jak statystyczny mostek albo klatka schodowa. Wawoz jest gleboki i olesiony. Gdzies mignie kawalek skalki albo rzeki w dole.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Widac stad nasze miejsce noclegu na “byczej przeleczy" (łąka z lewej strony zdjecia)

Obrazek

Wiekszosc trasy idzie przy zarosnietej scianie skalnej. Mijam dwie rodziny z malymi dziecmi. Jedną z nich zagaduje- “Bilety kupiliscie u Wowy”- “No przeciez nie w kasie”- pada odpowiedz. Wiec Wowa minimum z 50 lari dzis przytulil. Nagle koniec trasy. Znow wracamy do robaczywego parku. Ze co? Ze to juz koniec? Niesamowite ile w dzisiejszych czasach znaczy reklama. Wszyscy powtarzaja jak mantre kanion kanion kanion mmmmm kanion! Turysci - to do kanionu, tam pieknie, tam trzeba zobaczyc bo tam zrobione dla turystow. Podczas gdy pare km dalej jest miejsce o niebo bardziej atrakcyjne, patrzac zupelnie obiektywnie na walory przyrodniczo-widokowe. Juz odkladajac na bok takie aspekty jak wolnosc formy wypoczynku, koszty i brak nerwow. Ale moze dobrze ze sa takie miejsca, ktore kanalizuja ruch turystyczny? moze wlasnie dzieki nim gdzie indziej jest swiety spokoj? Czy zaluje, ze poszlam do kanionu? W zadnym razie. Pod wzgledem przyrodniczo- eksploracyjnym nie prezentuje zbyt wiele. Ale kwestia spoleczno-socjologiczna byla nader ciekawa Jak widac kazde miejsce ma jakies swoje mocne strony. To byly dobrze zainwestowane 4 lari :)

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Wszyscy podkreslaja, ze Maja to gruzinskie imie. Chyba nie spotkalismy osoby, ktora by w ten sposob nie skomentowala imienia naszej coreczki.
Pochodzenie jest dyskusyjne.
http://www.ksiegaimion.com/maja
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Dzis jedziemy do Tskaltubo gdzie chcemy sie spotkac z Kahą, na ktorego wpadlismy na dziwnych plazach kolo Poti. Jako ze nie mozemy sie do niego dodzwonic to sami zwiedzamy miasteczko. Nad jeziorem znajdujemy dawne sanatorium o wygladzie palacu, ktore obecnie jest opuszczone.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na scianach i sufitach zachowalo sie sporo ozdobnej sztukaterii, kolumn, kasetonow..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okragla dziura w podlodze glownego holu przypomina mi troche palac w Tomaszowie Boleslawieckim na Dolnym Slasku. I z wygladu i panuje tu podobny zapach jak tam. Zapach dosc nietypowy w wilgotnych nieuzywnych murach - bo zapach wanilii.

Tskaltubo:

Obrazek

Tomaszów:

Obrazek

Inne, nieczynne sanatoria sa czesciowo uzywane. Kilka razy podchodze do rzekomo opuszczonego budynku i cofam sie szybko, bo sie okazuje, ze wlasnie komus wlazlam do mieszkania. Takich prawie opuszczonych budynkow jest w miescie kilkanascie. Pustostany glownie zasiedlaja uchodzcy z Abchazji. Mieszkaja tu juz ponad 20 lat a ich pobyt wciaz sprawia wrazenie tymczasowosci.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na przedmiesciach znajduja sie dwa sanatoria molochy. Obecnie zasiedlone sa glownie wyzsze pietra. Dolne zieja pustka a wiatr hula po wypatroszonych pomieszczeniach. Mija mnie jakas kobieta. Widzi, ze fotografuje budynki. Odruchowo chowam aparat i chyba mam glupia mine. Babka sama zaczyna mowic: “Tak sie konczy gdy wiejskich od pokolen ludzi osiedli sie w miescie. Tak sie konczy jak oderwie sie ludzi od ich ziemi. Czlowiek bez ziemi nie istnieje, nie zyje tylko wegetuje. Tam mielismy domki, ogrodki, zylismy skromnie ale u siebie i mielismy co jesc. Pytam dlaczego tutaj nie sprobuja sobie zalozyc ogrodkow- tyle ziemi wokol budynkow lezy odlogiem. Wiele razy np. na Ukrainie widzialam miedzy blokami okopane grzadki, zagony kartoszki. Babka twierdzi, ze “to nie nasza ziemia”. Ma tez wielki zal do gruzinskich wladz, ze postapili niesprawiedliwie, bo uchodzcom z Osetii zbudowali osiedla domkow z ogrodkami, wychodkami, studniami. A tu dostali ogolocone ruiny i kazali sobie radzic samym. Chce cos jeszcze jej powiedziec ale ona bierze siatki i znika. Bez “do widzenia” jakby rozplynela sie w powietrzu. Nawet nie wiem w ktora strone odeszla.. Pstrykam jeszcze pare fotek. Z jednego z budynkow rozlega sie warkot jakby silnika odrzutowego. Blok jednak nie odlatuje. Warkot troche cichnie, mechanizm rozpoczyna ciagla monotonna prace. Ciekawe czy zdarzyl sie jakis przypadek czlowieka z Abchazji, ktory za Sajuza przyjezdzal tu na wypoczynek do tego kurortu, a potem przyjechal tu na stale zamieszkac?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedzam tez sklep. Wdaje sie tam w pogawedke ze sprzedawczynia. Niestety nie ma tu w miescie otwartych cieplych zrodel, w ktorych by sie ludzie pluskali, na jakie to miejsce po cichu liczylam. Tutejsze wody maja zastosowanie lecznicze i przyjezdza sie na specjalne kuracje z przepisu lekarza. Zabiegi pomagaja na bole kosci i stawow. Potem rozmowa znow schodzi na uchodzcow. Mimo uplywu 25 lat wciaz sie ich okresla tym slowem. Nadal jest dziwny podzial na “my” i “oni”. Jakos nie umiem tego zrozumiec, przeciez to ten sam narod, ten sam jezyk, chyba te same tradycje i zwyczaje. Uchodzcami jest nazywane tez pokolenie doroslych ludzi ktorzy urodzili sie juz w wolnej Gruzji na terenie miasta Tskaltubo. Sprzedawczyni jednak twardo stoi przy swoim zdaniu. Twierdzi ze zasadnicza roznica polega na tym, ze wielu przyjezdnych i ich dzieci nigdy sie nie pogodzilo z wygnaniem i zmiana miejsca zamieszkania. Nadal zyja wspomnieniami wojny i doznanych krzywd. Czesto swoja zlosc czy frustracje wylewaja na tych ktorzy sa najblizej czyli na starych mieszkancow Tskaltubo. Sa czesto wsciekli ze miejscowi maja lepiej, dostatniej, ze nie ucierpieli w czasie wojny. Mozna zrozumiec ich zal i poczucie niesprawiedliwosci ale rodowitych Tskaltubian to drazni, bo nie widza w tym swojej winy. Obraz roztaczany przez babke ze sklepu jest krancowo inny niz przedstawila mi kobieta z siatkami pod ruinami. Ta tutaj twierdzi, ze przybysze z terenow Abchazji dostali tu za darmo wypasne pokoje wlasnie co zamknietych poradzieckich sanatoriow, umeblowane, z woda i pradem. I to ponoc oni wszystko zdemolowali, rozkradli, wysprzedali do golych scian. Nigdy nie dbali o swoje mieszkania uwazajac je za tymczasowe lokum, na ktorym mozna sie oblowic. I ze od zawsze powtarzaja ze ich dom jest tam daleko, pod Gagra, Suchumi czy Oczamczira. Babka opowiada tez, ze wraz z wygnanymi z Abchazji przyjechalo do miasta troche ludzi o nieznanym pochodzeniu. Czesto nawet nie znali gruzinskiego. Ale byly trudne czasy, bałagan i zamieszanie wiec nikt tego do konca nie ogarnial. Najciekawsza historia zdarzyla sie w 97 roku, tu w tym wiezowcu za sklepem…. Nagle babka milknie a sekunde pozniej zmienia temat, polecajac nam okoliczne jaskinie o bardzo ciekawej szacie naciekowej i gablotach przedstawiajacych wykopaliska acheologiczne z okolicznych terenow gdzie ludzie mieszkali juz od pradziejow. Katem oka dostrzegam, ze wlasnie weszly do sklepu trzy osoby. A potem jeszcze kolejne… Taaaa.. Wiec juz nie poznam historii wiezowca sprzed 19 lat.. Zesz ich k… szlag! Nie mogli wejsc 5 minut pozniej??? :( Stoje chwile pod sklepem i czekam. Czekam az wszyscy wyjda. Ale nie ma szans. Toperz mnie chyba zabije bo wyszlam po wode a nie ma mnie pol godziny. A oni tam smaza sie w skodusi.. To tak jak z serialami. Zawsze odcinek konczy sie w ciekawym miejscu. Potem w kolejnym zapewne sie okazuje, ze to nic wielkiego i tylko sztucznie zbudowano napiecie. Ale gdy kolejny odcinek nie nastepuje juz nigdy, to na zawsze pozostaje wrazenie, ze moze wlasnie przeszla mi przed nosem najwieksza ciekawostka wyjazdu.. Ide pogapic sie na wiezowiec. Kolorowa mozaika roznych zabezpieczen przed chlodem, szyb, dech, dykt, workow i szmat. Zwyciestwo woli ludzkiego przetrwania nad niekorzystnymi okolicznosciami. Wzrok slizga sie po okienkach, zabudowanych pustakami fragmentach scian, wystajacych, osmolonych rurach piecykow. Nigdzie jednak nie znajduje odpowiedzi na tajemnicza historie sprzed lat.

Obrazek

Obrazek

Gadam tez z babuszka majaca male stoisko handlowe pod dawnym budynkiem domu towarowego. Kupuje od niej przyprawe z okolicznych ziol. Dwa worki kupilam, jeden dobry a drugi zly. Pierwszy sluzyl wspaniale jako poprawiacz smaku jedzenia i jego czesc wrocila do Polski aby dalej cieszyc podniebienie swoim aromatem i wspomnieniami wpolopuszczonego miasta. Drugi natopiast pękł i zasypal wszystko w plecaku. Jego okruchy bede znajdowac jeszcze kilka miesiecy pozniej w miejscach, o ktorych nie mialam pojecia, ze moga byc tak latwo dostepne dla garsci sproszkowanych ziol.. Babinka opowiada mi o roznych wlasnosciach leczniczych wystepujacych w rejonach roslin a potem odczytuje fragmenty Biblii po gruzinsku, ktore maja byc potwierdzeniem, ze spozywajac ziola jestesmy blizej Boga.

Obrazek

Udalo sie nam w koncu dodzwonic do Kahy! Umawiamy sie pod poczta. Oczywiscie jedziemy pod inne poczty. Tak nas kieruja zagadnieci miejscowi - na jakies zadupie. Po godzinie udaje sie w koncu odnalezc i pozbierac do kupy. Kaha stawia sie w trzech osobach, jest z nim syn Lewan i kolega Mirab. Postanawiaja nas zabrac do pobliskiej jaskini Sataplia, jako ze to miejsce ktore podoba sie turystom. W odroznieniu od jaskini Prometeusza gdzie rowniez, podobnie jak w kanionie, nie wpuszczaja dzieci, tu nie ma idiotycznych regulaminow. Wchodzi kto chce. To znaczy musi jeszcze zaplacic oczywiscie, sama chec nie wystarczy. Jaskinia jest tylko kawalkiem "parku z atrakcjami". Sa tu skaly z odciskami łap dinozaurow. Ilosc odciskow swiadczy o tym, ze te gady musialy sie tu tarzac albo grac w berka. Wszystko jest przykryte szklana wiata, w ktorej robi sie szklarnia i mozna sie udusic.

Obrazek

Obrazek

Dalej w lesie stoja plastikowe rzezby dinozaurow, z ktorymi wszyscy sie fotografuja. Jednemu z nich cos urwalo pol pyska. Chwile musimy poczekac na nasza kolej pod dinozaurem

Obrazek

Obrazek

Oprowadza nas przewodnik brzuchomowca, ktory mowi nie otwierajac wogole ust. A moze on tylko stoi a glos sie wydobywa z jakiegos urzadzenia ktore on trzyma? Na gorce jest miejsce widokowe z panorama gor i Kutaisi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Owo miejsce uformowano w postaci przezroczystego balkoniku z pleksi, gdzie trzeba zakladac filcowe kapcie jak w muzeum, zeby nie porysowac nawierzchni. Ilosc kapci jest 4 razy mniejsza niz liczba uczestnikow kazdej wycieczki, wiec tworza sie dlugie kolejki jak za starych, dobrych czasow po srajtasme ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sama jaskinia byla przepiekna zanim ją odkryli. Teraz chodzi sie wybetonowanym chodnikiem z poreczami, z glosnikow sączy sie nastrojowa muzyka a poszczegolne szaty naciekowe na scianach sa podswietlone w sposob kojarzacy sie z nocnym klubem. Troche bola zęby.. ale moze to dlatego ze zjadlam zbyt slodka chałwe? Kabaczę jest zachwycone jaskinia, chyba jeszcze nic jej tak nie przypadlo do gustu. Donosne "uuuuu" nie schodzi jej z pyszczka, zreszta tak samo jak usmiech, a łepek kreci sie na wszystkie strony. Najwieksza atencja ciesza sie fioletowe filary.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W grupie zwiedzajacych sa dwie pary z Iranu. Nowoczesni, mowiacy po angielsku, obwieszeni drogim sprzetem, nie odrywajacy wzroku od smartfonow z fejsbukiem.. A baby zakutane w szmaty do ziemi, twarze zakryte, jak w jakims haremie na srodku pustyni. Ale rzesy wytuszowane na 10 cm, wymalowane na czerwono paznokcie. Do tego markowe adidasy i fikusne ciemne okulary. Przedziwna zbitka... Z egzotycznych obyczajow zwraca tez uwage sposob popędzania kobiet aby nie myszkowaly na boki i utrzymywaly tempo wycieczki. W takiej sytuacji facet prowadzi ją za kark na wyprostowanej rece, nadajac wlasciwy kierunek. Natomiast iranskie dziewczynki, takie na oko 8-12 letnie, bedace rodzina opisywanych powyzej par, nie nosza na glowie nawet chustki i niektore biegaja w krotkich spodenkach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z calej trojki naszych nowych znajomych najlepiej gada sie z Mirabem. Kaha chyba specjalnie go zabral jako tlumacza. Zreszta tak samo jak syna zabral jako kierowce. Kurcze, facet wszystko przemyslal! Mirab jak na czlowieka z tego regionu ma niesamowicie wywazone i rozsadne podejscie do polityki. Sam rowniez jest uchodzca z Abchazji a o Abchazach wypowiada sie bardzo cieplo. Ponoc calymi latami byli normalnymi ludzmi, sasiadami, kumplami. Nie bylo nienawisci miedzy nimi a Gruzinami, przynajmniej w okolicach Suchumi, skad on pochodzi. Ba! Nawet czesto roznice sie zacieraly- on i Kaha maja abchaskie w brzmieniu nazwiska. Jako dzieci obaj potrafili mowic w trzech jezykach- po gruzinsku, abchasku i rosyjsku. A potem tak jakos wyszlo, ze jednak najbardziej sa Gruzinami i musza odejsc albo zginac. Wiec teraz sa tu.. Mirab twierdzi, ze ta cala wojna to wina Rosji, wielkiej polityki i jakis podejrzanych ludzi pociagajacych za sznurki gdzies wysoko, niewiadomo skad. I ze taka wojna jak gruzinsko-abchaska moze wybuchnac wszedzie i nie potrzeba duzo czasu aby kumple i bracia zaczeli strzelac do siebie nawzajem i nazywac sie wrogami. Ot taki durny swiat, taka natura ludzka, taka podatnosc na wplywy i propagande. A czy dzisiejsza Ukraina nie jest tego najlepszym przykladem? To nie kaukaski tygiel narodow, to nie lata 90-te, spokojny z pozoru kraj... Ale ktos u gory postanowil- bedzie wojna o tu! ... i jest wojna.. I zawsze tak bedzie ze wschodnie i zachodnie mocarstwa beda walczyc o swoje strefy wplywow kosztem zycia i szczescia zwyklych prostych ludzi. I co najgorsze ich rekami.. Slucham go z otwarta japą. To chyba pierwszy czlowiek spotkany na wschodzie, ktory nie dzieli konfliktow na "my" i "oni", sam nie zajmuje stanowiska ale patrzy na sprawe jakby z boku. Mimo, ze los powierzyl mu role, ktora niejako wciska go w okreslone stanowisko i pewna grupe...

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:To chyba pierwszy czlowiek spotkany na wschodzie, ktory nie dzieli konfliktow na "my" i "oni", sam nie zajmuje stanowiska ale patrzy na sprawe jakby z boku. Mimo, ze los powierzyl mu role, ktora niejako wciska go w okreslone stanowisko i pewna grupe...
Pamiętasz co mówił Pawlak (ten od Kargula i "Samych swoich")?
"Świat nie dzieli się na zagranicznych i krajowych, a prosto: na mądrych i głupich"
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:To chyba pierwszy czlowiek spotkany na wschodzie, ktory nie dzieli konfliktow na "my" i "oni", sam nie zajmuje stanowiska ale patrzy na sprawe jakby z boku. Mimo, ze los powierzyl mu role, ktora niejako wciska go w okreslone stanowisko i pewna grupe...
Pamiętasz co mówił Pawlak (ten od Kargula i "Samych swoich")?
"Świat nie dzieli się na zagranicznych i krajowych, a prosto: na mądrych i głupich"
tak.. dokladnie tak.. nic dodac nic ująć...
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Wieczorem wjezdzamy do Tkibuli. Jest to gornicze miasto gdzie dominuje w krajobrazie blokowisko, jak zwykle w takich miejscach. Przewaznie mowi sie, ze takie wielkoplytowe klocki sa szare. Tu szare nie sa, zdecydowanie tkibulskie blokowiska sa rude. Bloki wygladaja jakby troche zardzewialy, jako ze rudosc wystepuje w sposob cieniowany.

Obrazek

Obrazek

Pierwszy rzut oka na polozone wsrod gor miasteczko mamy ze wzgorza. Poczatkowo nawet rozwazamy nocleg w tym miejscu, jednak po chwili wychodzi, ze jest to glowne miejsce w okolicy gdzie przyjezdza sie z dziewczyna na krotka randke. Biorac pod uwage strukture smieci pod stopami odchodzi nas ochota na postawienie tu obozowiska ;)

Obrazek

Obrazek

Jeden z pierwszych blokow na wjezdzie do miasta jest opuszczony i porasta go dorodny bluszcz

Obrazek

Kawalek dalej jest sciana z plaskorzezbami, utrzymanymi w kolorystyce lokalnej, tzn tez jest rudo. Nie moze oczywiscie w takim miejscu zabraknac gornikow, acz sa tez hodowcy ptactwa, malarze a kobiety cos trzymaja chyba w koszach (choc pozniej rozwazalam czy to nie sa motki jako ze w miescie byly zaklady przędzalnicze)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jadac ulicami mam skojarzenia z Wałbrzychem. Moze to te gory w tle? Moze to przypylenie gorniczej przeszlosci? Moze to ten zapach?

Obrazek

Az odruchowo rozgladam sie za ulubiona speluną “Adria”. Zamiast niej dostrzegam hotel! To wlasnie taki hotel jakie lubie najbardziej! Taki, ktory zapewnia podroz w czasie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Recepcjonista siedzi na przyzbie na drewnianym zydelku ćmokajac peta wsadzonego w okopcona rurke. Dzis bedziemy jedynymi goscmi. Hotel jest na ostatnim pietrze. Na nizszych mieszcza sie jakies pokoje o nieznanym przeznaczeniu. Czesc jest w remoncie, czesc wyglada na skladziki, inne odnogi korytarzy przeslaniaja ciezkie kotary.

Obrazek

Slimakiem klatki schodowej wspinamy sie wiec wzwyz, gdzie zaglebiamy sie w korytarze oswietlone niklym swiatlem, pelne skrzypienia podlog i chrobotania w scianach.

Obrazek

Obrazek

Trafia sie nam pokoj z balkonem. Dostajemy klucz i cegle. Klucz sluzy do zamykania drzwi a cegla do utrzymywania ich formie otwartej. Maja zwyczaj odruchowo sie zamykac a wtedy w pokoju szybko robi sie duchota.

Obrazek

Obrazek

Widoki z okien mamy takie.

Obrazek

Obrazek

Poczatkowo troche nas wkurza opiekun hotelu bo nie chce nam oddac paszportow. Twierdzi, ze jest zwyczaj aby one do rana lezaly na stróżówce. Nam sie ten pomysl zdecydowanie nie podoba wiec naciskamy go mocno, ostatecznie posuwajac sie do szantazu, ze albo oddaje dokumenty albo natychmiast opuszczamy lokal. A jako ze wybralismy opcje noclegu “bez kwitka” to kolesiowi zalezy zebysmy zostali.

Toperz i kabak zasypiaja od razu jak niemowleta. Ja jakos nie moge usnac. W nocy wylaze na balkon. Mimo poznej godziny (chyba pierwsza czasu lokalnego) na ulicach jest calkiem spory ruch. Po chwili da sie jednak zauwazyc ze to kilkanscie samochodow, ktore jezdza w kolko, hamuja z piskiem, zakrecaja, zatrzymuja sie, witaja znajomych, wychylaja kolejke, znow robia rundke przez trzy przecznice by za 5 minut znow tu wrocic do kolegow. Wloczy sie tez dosc sporo dzieciarni, takich 8-12 latkow, w grupkach po kilkunastu. Obowiazkowo kazdy w jednej rece trzyma papierosa a w drugiej grajacego smartfona. Chyba czasem myla im sie rece bo niektorzy trzymaja telefony w gebach. Zaden natomiast nie przyklada fajki do ucha ;) Po drugiej stronie ulicy jest dosc dlugi napis na jednej z kamienic. Pod napisem fotografuje sie grupka napakowanych byczkow, przyjmuja bojowe pozy. Inna grupa ktora przechodzi chodnikiem pluje im pod nogi i wykonuje obelzywe gesty swiadczace o niecheci do zaistnialej sytuacji. Dochodzi do bardzo ostrej klotni, dwoch najbardziej impulsywnych porywa sie nawet do rekoczynow.. Zachodze wtedy w glowe co tez moze byc napisane na tym murze.. Bo chyba w calej sytuacji wlasnie o ten napis chodzilo. Tego dowiedzialam sie dopiero po powrocie. “Suchumi jest moja Jerozolimą, w przyszlym roku w Suchumi”. Czyzby tu, podobnie jak w Ckaltubo tez byli uchodzcy z Abchazji i tez “mieli konflikt” z pozostalymi mieszkancami miasteczka?

Obrazek

Z boku hoteliku znajduje sie knajpka, stolowka, miejsce o klimacie swojskim, ktore oferuje jadlo i napitek.. Jest skierowana chyba glownie do miejscowych- napisy sa wyłącznie po gruzinsku. Gdyby opiekun hotelu nam nie polecil tego miejsca to w zyciu bysmy nie wpadli, ze tam karmia! Dzis np. polecaja zupe zwana ostri bo swiezo nagotowali jej caly gar. Takie wiec dzis zapodajemy sniadanie. Jadlodajnie prowadza trzy babki w srednim wieku. Pochlaniajac michę pysznosci sluchamy opowiesci o miescie- ze zalozyli je Niemcy, jeszcze przed II wojna. Od tamtych czasow wydobywa sie tu wegiel. Jeszcze niedawno, za Saakaszwilego utrzymywano przy zyciu kilka kopaln. Teraz padły, dziala tylko jedna.. Ilosc miejsc pracy w miescie drastycznie wiec spadla. Miasto powstalo przy weglu i bez kopaln nie ma racji bytu. Ludzie masowo wyjezdzaja, glownie do Turcji, na zmywak, na budowy i do opieki nad dziecmi i staruszkami. Bo co innego moze robic w Tucji gornik? Co ciekawe Tkibuli jest ponoc jedynym weglowym miasteczkiem Gruzji. Cala reszta okolicznego przemyslu wydobywczego to zaglebie manganowe, ktore ma sie ponoc duzo lepiej. Zaklady tam dzialaja, moze nie pelna para jak za sajuza, ale interes sie kreci. Kiedys w Tkibuli byla tez jakas fabryka przedzalnicza ale to juz totalnie melodia przeszlosci. Mimo upadku przemyslu w nocy unosil sie zapach jak dawnymi laty na Gornym Slasku- wiec cos chyba dziala , skoro spuszczaja po nocach “aromaty”? Oczywiscie nie mozemy zjesc w knajpie normalnie z kabakiem na kolanach bo babki od razu porywaja ją na rece i znikaja w sasiednich pomieszczeniach lub na ulicy. Jemy wiec na raty- jedna osoba je a druga nie odstepuje babki na krok i śledzi gdzie akurat niemowlak zostal wyniesiony. W najsmielszych snach nie przypuszczalam, ze w Gruzji bedzie to tak ogromny problem. Ze miejscowi nie beda potrafili zrozumiec, ze ktos moze nie chciec by osoba, ktorą zna sie od trzech minut, zabierala dziecko i wynosila w nieznanym kierunku. I jednoczesnie karmila je wedlug swojego uznania, uczyla chodzic, przebierala, albo przekazywala w rece kolejnej, juz nawet z widzenia nieznanej osobie. Co oczywiscie nie znaczy nic zlego o tych osobach- wszystkie trzy babeczki ze stolowki w Tkibuli sa przemile i bardzo sympatycznie nam sie z nimi gawędzi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zajezdzamy tez do mechanika, poniewaz pękła nam opaska na jednej z rur w silniku i troche w tym miejscu wycieka olej. Mechanik jest bardzo mily, chce pomoc ale totalnie nie moze zrozumiec o co nam chodzi. “No wycieka olej”- “No widze, wycieka, ale tylko troche. Jak w kazdym aucie, to nie problem. Dolejecie sobie jak wiecej wycieknie.”- “A nie mozna tego uszczelnic, nowej opaski zalozyc?”- “A po co? Jezdzi? Zapala? Działa- nie ruszac”. I chyba gosc mial racje, ze nie bylo potrzeby ruszac. Bez tej opaski dojechalismy do Polski. Mechanik w Olawie oczywiscie zlapal sie za glowe, prawie zaplakal, opaske zalozyl, wszystko powycieral.

Wielkoplytowe budownictwo Tkibuli charakteryzuje sie spora domieszka cegly i podrzezbieniami wokol okien i balkonow.

Obrazek

Nad rzeka wystepuja wiszace komorki.

Obrazek

A poza tym to juz wschodnia klasyka- zolte gazowe orurowania, plataniny kabli, anten, klimatyzatorow i oczywiscie wszystko oplecione pajeczyna moich ulubionych sznurkow z praniem powiewajacych na wietrze. Ha! Ja tez tak kilka dni temu suszylam pranie! Patrze wiec na majtajace sie w podmuchach gacie i rozpiera mnie radosc i duma :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wszystkiemu przyglada sie jakis koles w budionowce, ktoremu glowa wyrasta prosto z rosochatego kamienia.

Obrazek

Pociagiem do Tkibuli nie dojedziemy. Ciekawe do kiedy byla tak mozliwosc…

Obrazek

Mijamy tez dziwny plot. Jego fragment stanowi.. no wlasnie nie wiemy co… Najbardziej kojarzy mi sie to z wnykami ktore zakladaja klusownicy by zlowic sarenke. Czy w tym miejscu wlasnie tedy nalezy przechodzic- albo wlasnie nie bo to pulapka? Albo po prostu nie ma to zadnego glebszego znaczenia tylko wstawili w plot kawalek blachy jaki akurat sie nawinal? I tylko buba probuje we wszystkim znalezc sens i drugie dno? ;)

Obrazek

W miasteczku zauwazamy znak drogowy prowadzacy jakby do jakiejs baszty albo zamku. Jedziemy wiec w tamta strone. Tak wjezdzamy na stroma, plytowa droge w kierunku wioski Mukhura. Wspinamy sie na wysoka przelecz, skad sa fajne widoki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tu tez cos co wyglada na resztki jakies wiezy w kamieniolomie. Czy to ta baszta ze znaku? Na zawsze zostanie dla nas tajemnica. Pytalismy kilku miejscowych (jeszcze na dole) ale nikt o baszcie nie slyszal.

Obrazek

Obrazek

Jest tez malutki domek na pustkowiu. Otwarty, w srodku prowizoryczna prycza do spania, porzadny piecyk, krzeslo, krzyz na scianie i jeden napis weglem. Jak pozniej sie dowiaduje napis oznacza cos w stylu “szanuj rodzine”. Sa tez slady po krowach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na przeleczy nad Tkibuli (jadac w strone Ambrolauri) zatrzymujemy sie by popodziwiac widoki. Gory, skaly, osiedla, haldy, budynki przemyslowe. Miasto jak na dłoni…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I w tle plytki zbiornik Tkibuli o poszarpanej linii brzegowej...

Obrazek

Przy przeleczy jest tez jaskinia. Poczatkowo dosc obszerna komora przechodzi w waskie, rozgalezione korytarzyki. Im dalej tym zwieksza sie wilgoc i mgla. Gdy trzeba by zaczac sie czolgac zawracam. Acz korytarze ida dalej a z glebi wieje chlodem co sugeruje, ze jaskinia szybko sie nie konczy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Nie moze oczywiscie w takim miejscu zabraknac gornikow, acz sa tez hodowcy ptactwa, malarze a kobiety cos trzymaja chyba w koszach (choc pozniej rozwazalam czy to nie sa motki jako ze w miescie byly zaklady przędzalnicze)
Socrealistyczne syntezy. Po kolei historia opowiedziana obrazem (płaskorzeźbą w tym przypadku) przedstawia się tak:
1. W mieście górników...
2. ... i zbieraczek bawełny...
3. ... miejscowy sztygar pojął za żonę przodownicę zbieraczek, z którą dochował się dwojga dzieci, wzrastających pod okiem rodziców i dziadków.
4. A wszystko to wśród kultury i sztuki.
:lol:

PS. Ptactwo nie reprezentuje tu swoich hodowców lecz wszechogarniający wszystkich (socjalistyczny internacjonalizm) pokój...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:Nie moze oczywiscie w takim miejscu zabraknac gornikow, acz sa tez hodowcy ptactwa, malarze a kobiety cos trzymaja chyba w koszach (choc pozniej rozwazalam czy to nie sa motki jako ze w miescie byly zaklady przędzalnicze)
Socrealistyczne syntezy. Po kolei historia opowiedziana obrazem (płaskorzeźbą w tym przypadku) przedstawia się tak:
1. W mieście górników...
2. ... i zbieraczek bawełny...
3. ... miejscowy sztygar pojął za żonę przodownicę zbieraczek, z którą dochował się dwojga dzieci, wzrastających pod okiem rodziców i dziadków.
4. A wszystko to wśród kultury i sztuki.
:lol:

PS. Ptactwo nie reprezentuje tu swoich hodowców lecz wszechogarniający wszystkich (socjalistyczny internacjonalizm) pokój...
Piekne podsumowanie! :lol: :lol: :lol:
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Z Ckaltubo jedziemy do Kutaisi i dalej planujemy zmierzac w strone Tkibuli. W Kutaisi jednak udaje nam sie bardzo skutecznie zgubic, a gdy juz sie wydaje, ze jedziemy we wlasciwa strone okazuje sie ze po prawej mamy ogromna rzeke… Zatem jedziemy na polnoc zamiast na polnocny-wschod.. Wracamy wiec do Kutaisi i znow zapetlamy sie w jakies male uliczki, ktore ostatecznie okazuja sie za wąskie dla skodusi lub czyms zatarasowane np. domem ;) Plusem takiego kluczenia jest poznanie sporej ilosci sympatycznych zaułkow.

Obrazek

Obrazek

Dosc ciekawe sa tez nabrzeza rzeki Rioni, nad ktora wisza domy. Wiekszosc z nich wystaje ze skarpy, pod podloga ma powietrze i jest podparte od spodu jakims palem.

Obrazek

Obrazek

Trafiamy tez na dwie stare cerkiewki, z ktorych jedna nawet jest otwarta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W koncu wypluwa nas na wlasciwa droge. Gdzies dalej przy niej jest nieczynny kamieniolom. Same skaly nie robia specjalnego wrazenia, na Dolnym Slasku mamy ladniejsze wyrobiska :P

Obrazek

Ale w tym stoi maszyna! Pordzewiala, zaryta łopatą w ziemie juz widac na stale.. Ale kompletna! W srodku fotel, wajchy, rozne mechanizmy! Nie wiem jak dlugo tu stoi ale niesamowite jest dla nas, ze cos takiego moze sie uchowac przy glownej drodze! Nikt nie pilnuje a zlomiarze jeszcze nie wywiezli. Nie wiem czy w Gruzji nie jest rozpowszechniony handel zlomem ale w Polsce by nie bylo szans, zeby taki piekny wrak przetrwal przez nikogo nie niepokojony!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oprocz koparki jest jeszcze jedna konstrukcja skladajaca sie z metalowego szkieletu i kontenerow. Jeden z nich jest otwierany, w srodku sucho. Jakbysmy z plecakami wedrowali to juz wiem gdzie bysmy spali! Dzis niestety nie ma co zrobic ze skodusia, do kamieniolomu nie wjedzie, za duze muldy, a przy samej drodze strach zostawic, bo jeszcze jakis gruzawik staranuje jezdzac bez swiatel noca wedle miejscowej mody.

Obrazek

Obrazek

Kawalek dalej mijamy niedokonczony most gigant. Wylano kupe betonu, wstawiono wiele zbrojen ze stali. Ale jednego filara zabraklo. Ponizej widac, ze kreatywni miejscowi sami sobie poradzili wykorzystujac 1/10 budulca.

Obrazek

Obrazek

Pod mostem, na ostrym skłonie gorki, zaparkowala czerwona łada żiguli. Wysiadl z niej pop, przeciagnal sie, oparl o samochod i zaglebil sie w lekturze. Ciekawe co gruzinscy duchowni czytaja pod mostami w upalne lipcowe popoludnia…

Obrazek

Gdzies w rejonie Nikorcmindy zagladamy do zruinowanego kosciolka. W srodku widac przygotowania do remontu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedna z wnek zajmuje mały, prowizoryczny ołtarzyk, pelen krzyzykow z drewna, papierowych obrazkow, swieczek i rozrzuconych drobnych monet

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez kilka obrazow, widac ludowej tworczosci miejscowych wiernych. Czesc z nich przypomina mi slynnego “Jeżusia” :) Obrazy moze nie sa zbyt wysokich lotow jesli chodzi o strone artystyczna, ale widac wlozone w nie serce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W okolicy napotykamy tez pomnik ze zdjeciami poleglych w czasie "wojny ojczyznianej"- z mieczem, tarcza i srebrna półdlonia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Lokalny przystanek autobusowy zabezpieczony jest plotkiem. Wyraznie widac przed kim ogrodzenie ma chronic! ;)

Obrazek

Urzekł mnie napis coca-cola po gruzinsku! Nawet "ogonek" na przedluzeniu pierwszej litery ma w tym samym ksztalcie co w orginale!

Obrazek

Wylazimy tez na twierdze Khotevi. Pod sam zamek ciezko podejsc, dostepu bronia bardzo zjadliwe krzaki jezyn.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod murami fajne miejsca na nocleg.

Obrazek

Zza okoliczych olesionych pagorow zaczynaja juz wylazic na horyzoncie coraz wyzsze gory, pelne skal i lodowcow

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga wije sie wsrod roznistych malowniczych skal

Obrazek

Obrazek

Kolejna twierdze Mindacikhe ogladamy z podnoza. Resztki tutejszych murow niesamowicie upodobnily sie tu do skal. Wrecz ciezko odroznic gdzie sie konczy naturalny kamien a zaczyna sztuczna sciana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chcemy jeszcze obejrzec klasztorek Barakoni, ale lokalny pop zamyka nam brame na twarzy. Cos przy tym mowi po lokalnemu, co dokladnie to nie wiemy ale wnioskujemy ze nie jest to “zapraszamy milych turystow na wino mszalne” :P

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Na wjezdzie do Oni wita nas dawny kołchoz z bardzo ciekawa konstrukcja- jakby jakis rodzaj pieca?

Obrazek

Obrazek

Zwraca uwage nazwa glownej ulicy miasteczka. Zwlaszcza w wydaniu angielskim na reklamowych plakatach wyglada jakos tak dziwnie- w formie "Stalin street". Ale z drugiej strony moze nie powinno dziwic- skoro nawet w Paryzu maja stacje metra "Stalingrad: ;)

Obrazek

Caly dzien byla piekna pogoda ale ledwo wjechalismy do Oni to luneło. Chyba tu jest taki klimat, ze codziennie wieczorem pada. Szukamy hostelu ktory ktos nam kiedys polecal, ze smaczne jedzenie tam daja. Jak sie okazuje ow hostel Gallery jest drogi jak skurczybyk, dwa razy tyle kasy chca co w innych miejscach np. w Swanetii- juz sie nie dziwie, ze mozna sie tu kąpac w jedzeniu i winie. Obiekt poza tym jest klaustrofobiczny i potwornie zapchany turystami. Nawet jakbysmy chcieli zostac to nie ma miejsc nawet w szopie. Gospodarz dosc nachalnie wciska nam do rąk swoje wizytowki, folderki, poleca przyjechac za jakis czas i koniecznie wczesniej rezerwowac telefonicznie lub mailowo miejsca. Po czym probuje nas ciagnac aby oprowadzic po swoim hotelu i poczestowac winem (po czym szybko dodaje, ze wino kosztuje 20 lari). Nie mam nic przeciwko kupowaniu wina, ale gdy ktos wyraznie uzywa slowa "zaprosic", "poczestowac" a potem wyjezdza z cena- budzi to moj gleboki niesmak... Gdy pytamy go o inne miejsca na nocleg w miescie mowi, ze nie wie, ze chyba nic nie ma. Mieszka tu i nic nie wie? Ani kto wynajmuje pokoje, ani gdzie mozna dogodnie rozbic namiot? Rozumiem, ze wlasciciele obiektow noclegowych nie lubia polecac konkurencji- ale jesli sami nie maja miejsc? Gosc z pozoru wydawal sie mily ale chyba jednak taki nie jest.. To jego “nie wiem” to takie “albo spisz u mnie albo spier***”. Do rozmowy włącza sie przechodzacy obok anglojezyczny turysta. Mowi, ze rok temu spal tu u jakiejs babki- dwie przecznice dalej, tlumaczy nam dokladnie jak dojsc. Gospodarz widac, ze jest wsciekly. Nie wiedzial o tym, ze kilkset metrow dalej jest drugi hostel? Rozumiem, ze kogos omami forsa, ale mimo to czlowiekiem mozna by pozostac… Dzieki prostej instrukcji turysty znajdujemy nocleg bez problemu. Obiekt jest tanszy i bardziej przestronny. Ogrodek opleciony winorosla i kwiatami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najbardziej urzekla mnie łazienka. Na pierwszy rzut oka normalna, nowoczesna, czysta, wykafelkowana. Ale chwila.. ten zapach! Jakby ogniska, jakby kominka, jakby żywicy i dymu? I ten dzwiek! Trzaskajacych gałązek i buzujacego ognia w kominie! Pierwszy raz widze taki “bojler”! Pierwszy raz mam okazje siedzac w wannie dokladac do pieca! Piekna sprawa! Drobny szczegol a moze tak ubarwic pobyt!

Obrazek

Obrazek

Podoba mi sie tez rozmiar i asortyment spizarni!

Obrazek

Obrazek

Od razu tez przechodze do sedna sprawy w rozmowie z gospodynia- transport na przelecz. Dowiaduje sie, ze nici z mojego sprytnego planu- tu nic sie nie da zrobic. Przelecz Mamisońska nie dosc, ze lezy na granicy gruzinsko-rosyjskiej, to na domiar zlego wlazi tam jeszcze cienki bo cienki ale jęzor Osetii Poludniowej. Ponoc nie ma szans dojechac bo stoja tam ruskie sołdaty. Nikt z miejscowych znajomych gospodyni tam nie pojedzie, aby nie narazic sie na aresztowanie czy inne posądzenie o terroryzm. I nie jest to kwestia kasy. Na tym etapie jeszcze sie nie poddaje, wierzac, ze babka po prostu dramatyzuje albo nie ma znajomosci i wstydzi sie przyznac.

Kolejnego dnia jedziemy w strone Szowi. Zawsze ciut blizej “mojej” przeleczy. Mam przed oczami jej zdjecie - kilka rozpadajacych sie bud i morze gor... Juz nie pamietam gdzie go widzialam i z jakich lat pochodzilo, ale bylo podpisane "Mamisonskij perewał". Ta przelecz to jedno z niewielu miejsc gdzie jezdna droga przelamuje sie przez glowny grzbiet Kaukazu, wspinajac na prawie 3 tys metrow. Liczylam sie oczywiscie z tym, ze skodusią tam nie wjedziemy. Ale myslalam ze terenowe taxi znajdzie sie bez problemu... Wyjazd “na dziko” do cieplych zrodel Kelbadzaru dwa lata temu troche nas rozzuchwalil. Co tam granice- zwlaszcza takie nieuznawanych republik. Wierzylismy i teraz w nasze umiejetnosci negocjacyjne i w to, ze w tych rejonach swiata nie ma rzeczy niemozliwych- tylko maja swoja cene.

Przy drodze z Oni do Szowi szukamy zrodel mineralnych. Ponoc jest ich w rejonie duzo, ale nigdzie nie udalo sie zasiegnac informacji ile i gdzie one sa dokladnie. W wiosce Ucera stoja tabliczki kierujace w strone rzeki, na jednej napis, na drugiej cos namalowane co moze byc zrodlem. Schodza w dol schody. Nad rzeka stoi wiata biesiadna. Obok blotniste jeziorko ktore bulgocze i faktycznie zapodaje aromatem siarkowodoru. Jakas babka czerpie kubeczkiem i pije.

Obrazek

Kawalek dalej jest skret na zrodla Gverita. Znaki drogowe informuja tez, ze jest tam skrzyzowanie z droga podrzedna. Jezdzimy kilka razy tam i spowrotem. Nie widzimy zadnej drogi. Jest tylko sciezka, ktora przekracza rzeke bujaną kladką dla pieszych. Dosc solidna jak na te rejony wiec chyba musi dokads prowadzic. Dalej pod gore pnie sie sciezynka z drewniana porecza. Za zakretem jest plastikowa rura sikajaca wodą. Woda bez zapachu i smaku. Poręcze sie koncza, droga dalej wali w gore. Czy to byly zrodla? Czy 5 km dalej? Cos nam nie idzie dzis to szukanie ;)

Obrazek

Droga do Szowi jest szutrowa ale dosc dobra, skodusia daje sobie rade bez problemu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przejazd uatrakcyjniaja wodospady i małe tuneliki

Obrazek

Co chwile odslaniaja sie widoki na kolejne postrzepione szczyty ogromnych gor, ktorych nieraz splywaja jezory lodowcow.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu cos w stylu pieninskiej Sokolicy! Rzeka jest, gory są, pokrecona sosna rowniez. Tylko nie ma szlaku, tlumu, barierek, biletow i innych dupereli psujących klimat gor...

Obrazek

Mijamy ryczace potoki o barwie szarej lub zielonkawej i temperaturze zblizonej do lodu. Tutejsze strumienie maja charakterystyczny zapach- taki jakby trochu mułu, jakby ziemi na wiosne, jakby powietrza po burzy?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu chyba bylo jakies cieple zrodlo- bo ow rudo-brazowy potoczek byl taki letni- co w porownaniu do “szarej rzeki” znaczylo ze prawie parzył! Moczenie nóżek bylo wiec przyjemne!

Obrazek

Obrazek

Nie chcialabym widziec tej rzeki po solidnych deszczach albo roztopach!

Obrazek

A tu łączka, ktora upatrzylismy sobie na biwak.

Obrazek

Mijamy tez wyschniete zrodla mineralne.

Obrazek

Obrazek

Sa tez drogowskazy! I wszystko jasne! :P

Obrazek

Mijane wioski Glola i Szowi sa dosc dziwne. Na pierwszy rzut oka male, zapadłe, jakby prawie wyludnione. Nigdzie nie mozna tez kupic piwa w objetosci mniejszej niz butla dwulitrowa. W sklepiku prawie nic nie ma. Za to turystow jest sporo, auta sie wszedzie kłębia. Stoja tez co chwile dosc nachalne reklamy jakiegos wypasnego hotelu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na obrzezach Szowi zostawiamy skodusie. Nawet nie to, ze dalej nie da rade pojechac. Ale mamy chytry plan. Sporo aut jedzie dalej. Chcemy łapac stopa. Moze choc na szlaban? Moze jacys pogranicznicy beda jechac? Wszystkie mijajce nas samochody jada tylko kawalątek za Szowi na biesiadki “na przyrodzie”. My pniemy sie dalej, gdzies w duchu liczac po cichu na rzecz niemozliwa...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na jednej z pobliskich gor stoja jakies ogromne anteny

Obrazek

Przerwa na zapoznanie z bulgoczacym źródełkiem

Obrazek

Docieramy do przeciecia sie drogi z wartkim strumieniem… Przez chwile droga i potok to jedno... To by byla ostateczna bariera antyskodusiowa..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktos zbudowal na potoku prowizoryczna kladke, jednak nie mamy odwagi na nia wejsc ;)

Obrazek

I wtedy pojawia sie dziadek. Turysta. W klapeczkach, bez plecaka czy nawet malej siateczki. Mowi, ze tam za 2 km jest duzy namiot i jego znajomy sprzedaje miod. Za miodem juz nic nie ma, jest tylko gruzinski post gdzie wszyskich zawracaja. Dziadek byl na przeleczy dwa razy. Ale juz dawno temu “w czasach gdy zesmy tutaj w regionie zyli wszyscy w zgodzie”. Po czym dziadek wlazi do strumienia i jak gdyby nigdy nic przechodzi przez niego i idzie dalej. Jakby szedl chodnikiem w srodku miasta. Nawet spodni nie podwinal skubany! Dziadka nie porwalo to i my sciagamy buty i zaglebiamy sie w nurty.

Obrazek

Czegos podobnego jeszcze nigdy nie spotkalam. Chodzenie po lodzie czy sniegu daje chyba wieksze wrazenie ciepla. Po kilku krokach nie czuje juz ze woda jest zimna, zaczyna mnie parzyc jakbym oblala sie wrzatkiem, po kilku kolejnych przestaje czuc nogi wogole. Nie wiem czy tak wlasnie wyglada roznica jak potok nie plynie ze zrodla ale z lodowca, ale to jest jakas masakra! Buty ubieram z trudem, dziwnie sie je naklada na takie stopy z drewna, zupelnie bez czucia. Obok lezy kamien, w ktorym sie odcisnal jakis zwirz

Obrazek

Za potokiem podchodzimy na niewielka gorke, ogladamy sie za siebie i.. tracimy zapal do dalszej wedrowki.. Pol nieba spowija szaro-czarna chmura, ktora pozera kolejne gory.. Na dodatek rozlega sie grzmot, ktory nawet czuc jako lekka wibracje pod stopami. Jeszcze sie nie spotkalam nigdy z tak radykalna zmiana pogody. Pstryk i jakby inny dzien. Gdy rozmawialismy z dziadkiem swiecilo slonce! Ale tez nieczesto bywam w gorach o takiej wysokosci.. Widac rzadza sie swoimi prawami..

Obrazek

Obrazek

Ze burza w gorach jest nieprzyjemna to wiadomo.. Ale jak poleje i ten potok wzbierze to juz nie wrocimy.. Zatem odwrot.. I znow lodowate odmety, ktore wydaja nam sie bardziej rwace niz 5 minut wczesniej… Do skodusi i tak docieramy w strugach deszczu. Leje az do Oni, wiec nasze upatrzone z rana potencjalne miejsca noclegowe sporo traca na swej atrakcyjnosci.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy ciekawe skały wiszące nad droga i potokami

Obrazek

Obrazek

Ktos kiedys cos tu napisal..

Obrazek

Kolejnego dnia jedziemy szukac gejzeru. Kiedys gdzies widzialam zdjecie z Oni- szkielet sporego budynku a obok tryskajace zrodlo. Nic takiego w miasteczku nie zauwazylismy. Gospodyni mowi ze trzeba jechac “po starej tbiliskiej drodze”. Wszyscy tu tak na nia mowia. O tej drodze, ktora jezdzilo sie niegdys do stolicy. Przez Cchinwali. Teraz droge przeciela osetyjska granica, wiec prowadzi tylko do kilku malych wiosek. Ponoc jeszcze w 2007 roku jezdzil tedy autobus z Oni do Tbilisi. Niby Osetia byla juz zbuntowana, ale powoli jakies kontakty sie wznawialy, Osetyjczycy ze wzgledow ekonomicznych coraz czesciej chcieli jezdzic do Gruzji na handel. “Ale potem Miszka dal sie pieknie sprowokowac Ruskim i sie skonczylo do dupy dla wszystkich”- tak opowiadaja o sprawie Murman i Zurab- dwaj wojskowi nocujacy na tej samej kwaterze co my. Chlopaki sa chyba jakas rodzina gospodyni a na codzien pilnuja posterunku za Szowi. “Pilnujemy i mysz sie nie przeslizgnie. Nie trzeba nam jakiejs miedzynarodowej afery. Dalej zaczyna sie “dzika ziemia dzikich ludzi””.... Jeden z wojskowych rozmysla, drapie sie po glowie i w koncu mowi mi na ucho- sluchaj- jesli bardzo ci zalezy na tej przeleczy i masz duzo kasy- jedz przez Rosje. Od tamtej strony bedzie ci latwiej....

Pozostaje nam wiec szukanie zrodel przy “starej tbiliskiej drodze”. Dawna glowna trasa a teraz bardzo boczna droga donikad. Asfalt powoli wiec zjada roslinnosc.. Za pierwszym podejsciem przegapiamy gejzer. Jedziemy daleko za Oni i nic nie widac. Przed nami otwiera sie zielona dolina pelna gor, z rzadka usiana pojedynczymi domami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dopiero jakis gosc tlumaczy nam, ze trzeba sie kierowac na baraki w dole, schody w rzece i porzucone stalowe baniaki. Teraz trafiamy jak po sznurku.

Obrazek

Kiedys stalo tu cos wiekszego, widac fundamenty sporych budynkow. Nie wiem czy rzeka zmienila bieg czy z zalozenia te schody mialy sie znajdowac w jej nurtach?

Obrazek

Jeden z pobliskich baraczkow jest zamieszkany ale nie udaje sie nawiazac kontaktu z jego mieszkancami.

Obrazek

Zaraz obok jest rura obrosnieta kolorowymi naciekami i plująca aromatyczna wodą. Spod gejzeru odplywa rudy potoczek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czemu jakos sobie ubzduralam, ze ta woda bedzie ciepla. A jest tylko mineralna.. Toperz sie kąpie, kabak tez radosnie pluska nozkami. Ja chyba poczekam na prawdziwe cieple zrodla. Wokol dogodne miejsca biwakowe, wielu miejscowych przyjezdza tu na pikniki. I ten koles z hostelu o tym miejscu na namiot (5 minut za miastem) tez niby nie wiedzial????

Obrazek

Obrazek

W Oni ide jeszcze na targ. Spotykam tam grupe zagubionych Polakow, ktorzy chcieli jechac do Swanetii, ale taksiarz przekonal ich, ze tu tez jest ladnie a wezmie mniej za kurs. Teraz sa wsciekli bo “tu nic nie ma”. Z hostelu oczywiscie wylecieli na bucie, z informacja, ze innych noclegowni i knajp tu nie ma (knajpy mysmy tez nie znalezli). Na targu ponoc nie moga sie dogadac i nic kupic a sa glodni. Dwie dziewczyny maja miny jakby wlasnie chcialy kogos zamordowac, dwoch chlopakow tez desperuje. Jeden chlopak z ekipy jest w miare radosny, cieszy sie, ze kupil bukłak z winem i probuje reszte jakos rozruszac, ze przeciez jest fajnie, wokol sa gory i moga tu spedzic mile dni. Widzac miny pozostalych nie wiem czy uda mu sie zarazic ekipe swoim optymizmem. Pomagam im zrobic zakupy, daje namiar na kwatere gdzie spalismy, opowiadam o zrodle, a jedna z dziewczyn ma do mnie pretensje, ze wlasnie probuje jej poderwac chlopaka (tego wesolego). No coz- ja nie jestem zagrozeniem, ale biorac pod uwage jej zachowanie, nie byloby dla mnie dziwne gdyby ją zostawil po tym wyjezdzie albo nawet w trakcie....

Robimy jeszcze rundke po miescie, zwiedzamy opuszczona szkole sluzaca obecnie bydelku jako schronienie przed sloncem lub deszczem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zagladamy do dzielnicy z domkami uchodzcow (chyba bardziej im sie powiodlo niz tym z Ckaltubo).

Obrazek

Obrazek

Rzucamy tez okiem na cmentarzyk na obrzezach miasta.

Obrazek

Wpadamy tez na jakas swiatynie. Wyglada na synagoge.. Ale do konca nie wiem jakiego wyznania - na szczycie kopuly ma osmioramienna gwiazde. Takowa ponoc jest symbolem chaosu i uzywaja jej zwolennicy okultyzmu i magii ;)

Obrazek

Jakis opuszczony zaklad przemyslowy ogradza parkan z groznymi tabliczkami

Obrazek

Gdy wyjezdzamy z Oni dwie godziny pozniej grupka pieciu Polakow dalej siedzi pod tym samym drzewem, zbita w ciasny krag i wygladaja jakby sie bali calego otaczajacego swiata a przynajmniej pragneli za wszelka cene sie od niego odgrodzic. Nie znam ich dalszych losow....

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:Mijane wioski Glola i Szowi sa dosc dziwne.
To na tym drogowskazie pod poziomą strzałką (გლოლა) to właśnie Glola. :)
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W Ambrolauri jest pomnik ze zrodelkiem. Toperz sadza kabaczka do zdjecia na kolanach jednej z rzezb. Ludzie stojacy na pobliskim przystanku patrza ze zdziwieniem- czemu ten turysta maca rzezbe? Nagle ktos zauwaza- tam jest dziecko!! I wszyscy turlaja sie ze smiechu- nie widzieli kabaka! :) Tak sie wkomponowala!

Obrazek

W miasteczku stoi tez drugi pomnik- wina!

Obrazek

Jest tez plac zabaw - dzieci zostaly chyba stad wyparte przez bardziej prężna grupe ;)

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy sie nad jeziorem Szaori. Przypomina mi nieco Soline. Tez takie gliniaste brzegi i lagodne, zielone pagóry opadajace do wody.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Biwak stawiamy na niewielkiej polance. Wokol sporo drewna wiec i ognicho zapodajemy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziwne sa dzis chmury. Niektore przypominaja falki jakie sie tworza nieraz na nadmorskim piasku, inne sa znow jak dym..

Obrazek

Obrazek

Dzis kabaczek ma urodziny! Konczy rowno roczek! Z tej okazji jest torcik urodzinowy w wersji terenowej tzn gęsta kaszka i wbita w nią cerkiewna swieczka.

Obrazek

A w prezencie pierwsza wlasna czolowka :)

Obrazek

Obrazek

Kolejnego dnia mijamy kolejny spory zbiornik, acz ten nie zacheca do kapieli, jakis taki podeschniety i woda pachnie nie za szczegolnie. Nazywa sie Tkibuli, tak jak pobliskie miasteczko.

Obrazek

Spotykamy dzis nietypowy przystanek autobusowy. Chyba jedyny jaki w zyciu spotkalam, do ktorego jest dociagnieta elektrycznosc ;) Biorac pod uwage umieszczone pod wiata sprzety - pelni on role swietlicy wiejskiej. Nie wiem natomiast czy jakies autobusy sie tu zatrzymuja- rozkladu nie bylo.

Obrazek

Obrazek

Plątaniną malych drog jedziemy zakosami mniej wiecej w obranym kierunku. W duzym procencie drogi nie zgadzaja sie nam z mapami, wioski po drodze nazywaja sie zupelnie inaczej niz te za ktore je mamy- ogolnie mozna przyjac, ze przewaznie nie wiemy gdzie jestesmy. Czasem droga sie konczy tzn zaczyna byc wyraznie nieskodusiowa, wiec musimy zawrocic i szukac innej. Jedzie sie bardzo przyjemnie - wokol lagodne wzgorza, czesciowo porosle lasem, troche łąk, czasem blysna jakies wysokie sniezne czuby gdzies w dalekiej oddali. Czasem mozna przysiasc na chwile pod sklepikiem juz zagadac babuszke u płota. Bardzo mily teren na niespieszna włoczege bez celu.

Obrazek

Przejezdzamy przez jakas wioske gdzie jest zrodelko i tablica wygladajaca jak nagrobna. Wszystko jeszcze omurowane jakby grotą, taka jak u nas sie umieszcza w takowych Matki Boskie. Caly temat uzupelniaja dwie latarenki. Bardzo mnie zaintrygowalo takie polaczenie, a akurat nie ma nikogo w okolicy, zeby zapytac. Zawsze wydawalo mi sie, ze tablice nagrobne stawia sie w dwoch przypadkach- na cmentarzu gdzie leza zwloki albo w miejscu gdzie dana osoba zginela. To tych dwoch utonelo w tym zrodle? Albo ich rodzina sobie tak "przywłaszczyla" zrodelko? A moze to nie jest tablica upamietniajaca zmarlych? No bo oczywiscie nie wiem co jest na niej napisane… Jesli ktos pomoze rozwiklac zagadke bede bardzo wdzieczna! :P

Obrazek

Docieramy w planowane miejsce czyli pod gruzinska Maczuge Herkulesa opisana na tabliczkach jako kolumna “Katskhi”. Maczuga tym sie rozni od naszej jurajskiej, ze na jej szczycie stoi kosciolek. Wylazi sie tam po drabince, wieksze rzeczy wciaga minikolejka linowa. To nietypowe miejsce zamieszkuje mnich sztuk jeden. Gdzies kiedys slyszalam, ze ow pustelnik gosci zbytnio nie lubi, wiec nie chcemy sie wpraszac i go niepokoic wiec ogladamy miejsce tylko z daleka. Poza tym gdzies mi sie tez obilo o uszy, ze mieszkaniec skaly nawet jak ma rzadki przyplyw goscinnosci to w swoje progi wpuszcza jedynie facetow.. Kto pierwszy pobudowal sie w takim miejscu i kiedy dokladnie to nastapilo nie wiadomo. Ponoc jeszcze za czasow poganskich byla tam jakas swiatynia dla boga slonca czy cos w tym stylu. Date powstania pierwszych budowli na tej skale szacuja na jednocyfrowe wieki naszej ery.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cala okolica to wawozy i wsie na roznych poziomach- widac, ze opleciona siecia kolejek linowych Cziatura jest niedaleko stad... To samo uksztaltowanie terenu!

Obrazek

Na dzisiejszej trasie widzimy tez inne samotne kosciolki porozrzucane po wzgorzach, skalach i gestwinach- zeby to wszystko na spokojnie pozwiedzac to by trzeba w samej Gruzji z pol roku spedzic a nie poltora miesiaca ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:mieszkaniec skaly nawet jak ma rzadki przyplyw goscinnosci to w swoje progi wpuszcza jedynie facetow.. Kto pierwszy pobudowal sie w takim miejscu i kiedy dokladnie to nastapilo nie wiadomo.
Jacyś emigranci (apostołowie?) z masywu Meteory w Grecji?
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Piotrek pisze:
buba pisze:mieszkaniec skaly nawet jak ma rzadki przyplyw goscinnosci to w swoje progi wpuszcza jedynie facetow.. Kto pierwszy pobudowal sie w takim miejscu i kiedy dokladnie to nastapilo nie wiadomo.
Jacyś emigranci (apostołowie?) z masywu Meteory w Grecji?
Tez mi sie tak skojarzylo! nie mam pojecia czy ma to jakis zwiazek ze soba...
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:nie mam pojecia czy ma to jakis zwiazek ze soba...
Zbyt wiele podobieństw, aby całkiem związku nie miało...
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1874
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Poranek wita nas pogodny a i miejsce noclegowe nie jest takie złe jak sie wydawalo. Wokol gory, w dole szumi rzeka, calkiem mily placyk. A i szosa obok dzis jakos jest mniej ruchliwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy do Borzomi szukac sklepu bo konczy nam sie woda, zarcie i pieluchy. A mamy plan kilka dni powloczyc sie tu zadupiami. W centrum zwraca uwage plaskorzezba z charakterystycznym symbolem- acz narzędzia sa tu osobno ;)

Obrazek

Za kladka znajduje sie dawne sanatorium, podobnie jak te z Ckaltubo przeksztalcone w mieszkania dla uchodzcow. Czesc budynku jest mocno okopcona, nie wiem czy sie paliło, czy to tylko sadza z wyziewow piecykow? Co ciekawe, zwykłe bloki rzadko sa okopcone- a miejsca gdzie osiedlili sie uchodzcy- zawsze. Inne ogrzewanie? A raczej jego brak?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Malunek na budynku przysanatoryjnym przedstawia rozne scenki rodzajowe z zycia Gruzji- miasto, wies, zniwa, wino, hodowle zwierzat, transport od furmanki po samoloty, sport, muzyke a i jakas wieza obronna sie załapala!

Obrazek

Obrazek

Lokalny przystanek jak twierdza! :)

Obrazek

Mostek bujany na obrzezach miasta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy znow odkrecamy w strone Achalcyche, na obrzezach miasta rzuca sie nam w oczy pewien budynek. Niby nic ciekawego, jakis opuszczony pietrowy klocek- ale dykta, ktorą jest zatkane jedno z okien przyciaga uwage! Hmmm.. zwykle sierp z tego symbolu chyba nie mial piłki? ;)

Obrazek

Dykta okienna sugeruje to, ze w srodku tez moze byc troche porzuconych skarbow. Wejscie do budynku nie jest łatwe- gruzinskie jeżyny sa tysiac razy bardziej zjadliwe od polskich a kolce to maja na centymetr i wyrywaja cale płaty miesa! W koncu udaje sie dostac do jednego z okien. Srodek budynku mocno rozszabrowany- acz udaje sie znalezc spory plik legitymacji partyjnych (wraz z wlepkami oplaconych skladek! :) )

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa tez obrazki dla obrony cywilnej w przypadku skazen radioaktywnych, chemicznych czy innych katastrof

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozna tez sie oddac lekturze gazet z 1985 roku. Kazda z nich ma małą gruzinska wstawke kolo nazwy gazety. Mozna poczytac o zyciorysach kosmonautow, tkibulskich kopalniach albo zmaganiach kachetyjskich kombajnistow ze zniwami ;)

Obrazek

Obrazek

Potem suniemy nad rzeke- trzeba umyc nas, zrobic pranie i wyczyscic pozyskane w ruinach łupy! Na chwile obecna tylko kabaczę jest czyste, bo ją rano wyszorowalismy w resztce wody mineralnej ;) Znajdujemy dogodny zjazd nad rzeke. Godzine nam tu schodzi. A moze dwie? Fajnie jest nie musiec liczyc czasu! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez ukryty w lasku pomnik jelenia. Kto? Czemu? Po co? Kiedys byla chyba jakas tablica ale okaza sie mnie trwala niz sama rzezba...

Obrazek

Zaraz za Borzomi idziemy tez nacieszyc sie kładkami. Kładki bujane to taka wielka moja sympatia, strasznie lubie ten rodzaj mostkow i nie moge sobie odmowic radosci pospacerowania po kazdej napotkanej. Ta jest solidna- nawet auta po niej jezdza!

Obrazek

Obrazek

Druga raczej tylko dla ruchu pieszego.

Obrazek

Za kladka stoja sobie wagony, rdzewieja i sie rozpadaja. Tzn. wiekszosc juz sie rozpadla albo ktos im pomogl ;)

Obrazek

Na mojej mapie miedzy Borżomi a Ackuri mam znaczone 4 twierdze: Gogia, Petre, Slesi i Mokcewi. Udaje sie znalezc tylko tą ostatnia. Wiec albo cos nie tak z mapą, albo z nami, albo z twierdzami ;)
Na dluzej zatrzymujemy w rejonie twierdzy Mokcewi. Tu tez mamy swoja kladke, ktora malo kto chodzi wiec sobie mozemy spokojnie na niej posiedziec i pogapic sie w brunatne wzburzone dosc nurty rzeki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy tez pozwiedzac twierdze, ktorą tworza dwie baszty z resztka murow przyklejone do dwoch skalistych pobliskich pagorow. Wspinamy sie w gore pachnącą ziolami łąką, pelna suchorosli i kolczastych roslin. I wreszcie ten wiatr! I weszcie nie ma duchoty! I przyroda stepowa a nie dżunglowa! Macierzanka i osty zamiast palm i bananowcow! Wreszcie moja ukochana Dżawachetia! Chyba jednak ten region jest nie do pobicia! Zachodnia Gruzja moze i ma swoj urok i ladne zakątki, ale jakos nie urzekła mnie az tak bardzo. Jakos tu czuje sie duzo lepiej. Strasznie sie ciesze, ze znow tu wrocilismy i teraz na spokojnie bedzie mozna sie nacieszyc regionem i zajrzec w kazdy zaułek!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nocleg wybieramy takie miejsce, zeby bylo widac i twierdze, i kładke, i kolejowy tunel. I zeby nas nie bylo widac z glownej drogi. Wieczorem mijaja nas pasterze na koniach gnajacy przed soba stadko krow. Fajnie skrzypi kładka gdy mućki przez nia ida.. Ciemnawo juz.. Zdjecie nie wyjdzie..ech.. Zeby one tak za dnia zechcialy isc! Potem mija nas biala niwa- kilku chlopakow wraca z imprezy “na przyrodzie”. Jedni i drudzy cos zagaduja, gadamy, smiejemy sie, zyczymy milej nocy. Jeden z pasterzy malo nie spada z konia tak dlugo sie odwraca i do nas macha. Czy tylko mnie sie wydaje, ze w tym “wojewodztwie” jakos wszystko i wszyscy sa sympatyczniejsi niz w reszcie kraju?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dosc dlugo siedzimy patrzac w rozgwiezdzone niebo, sluchajac chórów cykad i zastanawiajac sie czy w tym roku uslyszymy odglosy szakali. Na wszelki wypadek pranie chowam do skodusi. Takie rozne lisowato-stepowe stworzenia lubia wciąć gacie na podwieczorek.

A rano mila niespodzianka! Krowy znow pokonuja kładke! I co ciekawe- tu znow normalnie chodza same krowy i cielęta, bykow brak..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A z jednej z wiez przyglada nam sie ptaszor. Troche patrzy na nas jak na posiłek….

Obrazek

cdn
Awatar użytkownika
Piotrek
Admin
Admin
Posty: 104858
Rejestracja: sobota 28 maja 2005, 00:00
Lokalizacja: ze wsząd
Kontakt:

Post autor: Piotrek »

buba pisze:zwykle sierp z tego symbolu chyba nie mial piłki? ;)
Ale prawdziwy miał. Więc artysta ludowy, rysując "z natury" nie popełnił "błędów artystów propagandy" :)
buba pisze:udaje sie znalezc spory plik legitymacji partyjnych
:nie: To nie są legitymacje partyjne tylko związkowe, związków zawodowych.
Poezja to opisanie uczuć słowami, a świata - uczuciami.
***Unless otherwise stated, my posts are my opinion, not official***
No trees were killed to send this message, however, a large number of electrons were terribly inconvenienced.

ODPOWIEDZ