Elektriczkami na Krym

O miejscach, które zwiedziliście, o których chcecie opowiedzieć...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1884
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Elektriczkami na Krym

Post autor: buba »

Relacja opisuje wyjazd z 2010 roku. Teraz niestety nie da rady juz dojechac na Krym elektriczkami- nie kursuja pociagi transgraniczne.. Trasa jest przerwana miedzy Melitopolem a Dzankoj (na tym etapie trzeba by sie wspomagac innym transportem)



Czytajac "Biała Goraczke" Hugo Badera spodobal mi sie fragment, ze marzeniem wszystkich radzieckich hipisow byla podroz elektriczkami z Moskwy do Wladywostoku i kazdy chcial przynajmniej raz w zyciu przebyc w taki sposob ta trase. Ile musialoby to trwac skoro normalny pociag jedzie ponad tydzien? czy byloby mozliwe do wykonania dla obcokrajowca? Dlatego pomysl podsuniety przez znajomego wydal mi sie idealny. Wariant blizszy, krotszy i latwiejszy- elektriczkami na Krym!!! :D

<topeerz> Mi to się mniej spodobał, bo wiedziałem jak się skończy. Dobrze, żeśmy nie przywieźli ze sobą konopi i łodyg maku (niewiele brakowało – hippisi wracali zwykle z łupami). Buba od razu zaczyna swoje polowanie na „szerokie czapki” które zostało uwieńczone powodzeniem dopiero na Krymie …</topeerz>

Ze Lwowa ruszamy wczesnym rankiem. Termometr dworcowy wskazuje 3 stopnie, wieje lodowaty wiatr a my czekamy na peronie na nasza pierwsza elektriczke. Wszystkie perony sa puste tylko na naszym kłebi sie dziki tłum. Przynajmniej tyle ludzi co kwiatków. Tak!! Naszymi wspolpasazerami beda cale kartony kolorowych bratkow, ktore z nieznanych nam przyczyn musza odbyc podroz na trasie Lwow- Tarnopol.

<topeerz> A najgorsze, ze na trasie Wrocław-Lwów jedziemy polskim wagonem a nie ukrańskim - nie ma Lvivskiego za 3 złote!. I jakby ciaśniej ...</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Elektriczka podjezdza oczywiscie najkrotsza z mozliwych.., wiec gdy ja juz widac na horyzoncie, ludzko -kwiatkowy tlum zaczyna obierac dogodne pozycje, by gdy pociag sie zatrzyma, z donosnymi okrzykami, tratujac wszytsko po drodze, ruszyc w kierunku drzwi. Trafiamy gdzies w srodek tlumu. Przestaje dotykac nogami peronu a fala unosi nas wraz z plecakami przed siebie.

<topeerz> Aż się przypomiją studenckie wyjazdy do Wilkas … to wsiadanie przez okna zanim się pociąg zatrzyma i deptanie po kłębiącym się tłumie … Muszę jednak przyznać, że polscy studenci to łamagi i amatorzy jeśli chodzi o walke o miejsca w pociągu … Nigdy nie sądziłem, że dwie 70 letnie babcie – na oko po 40 kg + kwiatki - są w stanie mnie odepchnąć na bok :) W końcu miałem tylko trzykrotną przewagę masy ;) </topeerz>

Jednak nie przegralismy w tej walce- mamy miejsca siedzace a plecaki stoja na ziemi a nie na naszych kolanach.

W Tarnopolu okazuje sie ze internetowy rozklad nie klamal- faktycznie jest jedna dziennie elektriczka do Wołoczynska i juz pojechala.. Szukajac dworca autobusowego dajemy sie naciagnac taksowkarzowi, ktory nam wmawia ze dworzec jest daleko a ostatni autobus na Wołoczynsk odjezdza za pol godziny. Widzimy ze cos jest nie tak jak koles zaczyna nas wozic w kolko po miescie malymi uliczkami, coby wydawalo sie ze jest daleko..A na koniec domaga sie dwa razy wiekszej oplaty niz sie umawialismy na poczatku! i nie chce nam oddac plecakow z bagaznika jesli mu nie zaplacimy! Na szczescie madry toperz mowi ze kase mamy w plecakach, wiec musimy je wyjac. Jako ze koles nie dostal tyle kasy co chcial, zegnaja nas rozne klatwy i wyzwiska.. Na szczescie pozostaje to jedynym niesympatycznym wydarzeniem na tym wyjezdzie.

<topeerz> A taksiarz był na tyle dobrym aktorem, że do teraz nie mamy pewności czy się nie dogadaliśmy co do ceny czy nas wkręcał … Jeden wniosek do którego doszliśmy – nie ufać młodym – bo dla nich to tylko kasa się liczy. Jakoś tak śmiesznie jest, że tacy co jeszcze wspominają z łezką w oku sajuza (czytaj 40+) jak się umówią – to nie zawalą. A z młodymi to róźnie bywa ... </topeerz>

W Wołoczynsku mamy ze dwie godziny na powloczenie sie po miescie,

Obrazek

Obrazek

odwiedzenie knajpek a nastepna elektriczka zawozi nas do Chmielnickiego gdzie nocujemy w dworcowych "kimnatach widpoczynku"

Obrazek


Rano jedziemy do Żmerinki. Na tej trasie przekraczamy chyba jakas niewidzialna granice- od tego momentu praktycznie wszyscy spotykani przez nas ludzie mowia glownie po rosyjsku, ukrainski slyszy sie coraz rzadziej (glownie w dworcowych megafonach).

<topeerz> Najzabawniejsze jest to jak języki przeplatają się. Czasem dwóch ludzi rozmawia ze sobą tylko jeden pyta po ukraińsku a drugi odpowiada wyłącznie po rusku - i świetnie się rozumieją. Nikogo także nie dziwi, że dwa warianty cyrylicy przeplatają się z alfabetem łacińskim ...</topeerz>

W Żmerince na peronie mamy totalny "full wypas". Grzejemy sie w sloneczku, gdy wjezdzaja dwa dalekobiezne pociagi : Moskwa-Odessa, i Kiszyniow-Moskwa a wokol pojawiaja sie stada handlujacych babuszek: wareniki, pierozki, z kapusta, z kartoszka, miesem, watrobka, powidlem, piwo, herbata, cukierki, suszone ryby, ogorki. Doslownie wszytsko, "czym chata bogata" :) Babuszki grupuja sie przy drzwiach pociagow, a my ku ich ogromnemu zdziwieniu atakujemy je od tylu, od strony peronow. Wiec mamy pierwszenstwo do najlepszych smakolykow :) kolejne godziny mijaja na peronie w milej atmosferze, czekajac na nastepne pociagi, z wypchana buzia, zlocistym napojem pod reka i przygladajac sie lokalnemu zyciu.

<topeerz> Z powidłem był tylko jeden!! Uwaga: nie mylić pierożków z warenikami – nazwy są mylące! Bubę tak „wzięła” atmosfera, że nawet zjadła pierożka z ziemniakami i grochem i tego nie odchorowala ;) </topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Kolejna elektriczka wiezie nas do Kozjatyna. Ogladamy tu polecony przez kunka dworzec "dla koneserow" ktory rzeczywiscie robi wrazenie.

Obrazek

Obrazek

Niby nie planowalismy tu noclegu ale łażąc po peronie napotykam napis "kimnaty widpoczynku". Na pierwszy rzut oka wydaja sie opuszczone- pordzewiala tablica, zepsuty dzwonek, dlugi ciemny korytarz, skrzypiace drzwi i schody na kolejne pietra, krata, przycmione swiatlo, puste pokoje z dywanami na scianach i pusty pokoj z napisem "administracja" gdzie spod biurka ucieka przestraszony kot.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale rozrzucone papiery i cennik usług na kartce z zeszytu na scianie sugeruje ze ludzie tu bywaja. Nie no, my tu musimy zanocowac!!!!! :))) Wyruszam wiec na poszukiwanie kogos mogacego nas zakwaterowac. Po dlugich i mozolnych poszukiwaniach, oraz pomocy pani z kibelka, z baru i z kolejowej informacji, udaje sie odnalezc odpowiednia osobe.

Babka , okazuje sie, ma maly problem z wpisaniem naszych danych w odpowiednie arkusze- ponoć rzadko bywaja tu turysci , ktorych paszporty sa wypisane "tak nieczytelnymi literami". Ale wspolnie udaje sie jakos wypelnic wszystkie niezbedne rubryki, choc brak w naszych paszportach punktu "otczestwo" powoduje duze zaklopotanie , podejrzliwosc i dlugo trzeba tlumaczyc ze nasze paszporty, mimo "niekompletnosci" danych osobowych , sa jednak wazne.

<topeerz> Naturalne by było, żeby pani papier do wypisania dała Bubie. Z 5 miejsc gdzie był problem z danymi z naszych paszportów pani z okienka tylko raz się na to zdecydowala … Ciekawa sprawa ale na Ukranie bardzo dużo osób odczuwa potrzebę udowodnienia iż są niezbędnymi – nawet jeśli nikt tego nie poddaje w wątpliwość. Wypisywanie to ich zadanie (przywilej?), więc wypiszą. I tak się potem kończy z nazwiskiem Oława … BTW. Pierwszy raz podczas tego wyjazdu widzialem kibelek na dworcu gdzie były dwie panie do obsługi – jedna sprzedawała bilety a druga pilnowała, żeby wszyscy po zapłacanie przechodzili prawidłowo przez obrotową bramkę.</topeerz>

Popoludnie spedzamy pijac piwo, łażąc po miasteczku,gdzie mamy okazje ogladac:

miejskie studnie

Obrazek

anteny wystepujace stadami

Obrazek

Obrazek

przenosne mini stodoly

Obrazek


czy lokalne zaklady mechaniczne naprawiajace gaźniki i nie tylko

Obrazek

Obrazek

wieczorem w dworcowym pokoiku zjadamy nasza rybke wedzona,

Obrazek

Obrazek

a do snu graja nam dworcowe megafony i swisty nocnych pociagow.

Kolejna elektriczka wiezie nas do Fastowa. Poznajemy w niej Igora, chlopaka z Berdyczowa , ktory obecnie jezdzi do pracy w Kijowie. Zagaduje nas z racji na wielkie plecaki. Jest zachwycony pomyslem elektriczkowej drogi na Krym, opowiada nam o swoim zyciu, oraz twierdzi, ze jak tylko mu dzieciaki podrosna to tez wyruszy w jakas daleka podroz (a przynajmniej przedyskutuje ten pomysl z zona ;-) ). Tymczasem obiecuje trzymac kciuki za powodzenie wyprawy, za dobra pogoda i zebysmy spotykali na swej drodze jedynie samych sympatycznych ludzi.

<topeerz> Na Ukranie to mężczyźni są ... barwni. Jak chcesz poguliat to tylko do faceta. Jak potrzebna konkretna informacja lub pomoc – tylko do babki. Najzabawniejsze są te niepewne miny facetów jak przyprowadzają gości do siebie. Przed chwila cały świat byli gotowi zawojować, ale tu żeńka … niby można dać w pysk jak dojdzie do ostateczności, ale na dłuższą metę to się nie opłaci ...</topeerz>

W Fastowie mozemy obserwowac zwyciestwo techniki i cywilizacji nad zdrowym rozsadkiem- na peronach zamontowali bramki.

Obrazek

Obrazek

Podrozny aby wejsc/wyjsc na peron musi wlozyc swoj bilet z kodem kreskowym w odpowiednia dziurke, wtedy zapala sie swiatelko, bramka sie otwiera- jest pieknie , milo, bezpiecznie i nowoczesnie. Jednak w 3/4 przypadkow z niewiadomych przyczyn bramka sie nie otwiera, a ludzie sie spiesza na swoje pociagi. Wiec babuszki przepelzaja na czworakach pod bramkami ciagnac za soba worki cebuli, rowery i wozki sa przenoszone nad bramkami, kwicza dzieci zbyt mocno przycisniete przez tlum do poreczy.. Mnie udaje sie wtopic w tlum- moja bramka rowniez sie nie otwiera. W koncu udaje nam sie pokonac te zapory, gdy megafony informuja ze nasz pociag odjedzie dzis z innego peronu niz zwykle wiec cala nasza przygode z bramkami trzeba powtarzac od poczatku ;)

<topeerz> Te bramki na Ukranie spotkaliśmy kilkakrotnie. Dla mnie jest to piekny przykład „cargo culting-u” (tj. powtarzanie zaobserwowanych działań z kompletnym brakiem zrozumienia ich prawwdziwego znaczenia. W czasie II WŚ niektóre wyspy pacyfiku były wykorzystywane jako wysunięte bazy. Co się z tym wiązało miejscowi otrzymywali piękne podarki i jedzenie od „boskich ptaków” które tam lądowały. Po wojnie bazy zostały opuszczone a miejscowi zaczeli budować swoje „lotniska” , słomiane samoloty a nawet biegać z chorągiewkami w celu ponownego przywabienia latających posłańców … warto pogooglać, robi wrażenie ;)). Ukraińskie bramki to to samo … Wszyscy (?!) się cieszą, że mają nareszcie nowocześnie tylko do obsługi wejścia na peron zamiast 1-2 osób potrzebnych do sprawdzania biletów są potrzebne co najmniej 3. A pociag podjeżdża i tak gdzie indziej ...</topeerz>

W Mironiwce czekamy na nocny pociag do Zaporoza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Zaporozu jestesmy przed 5 rano. Probujemy sie dostac do "komnat oddycha" ale pani mowi ze teraz rano to ona nic nie wie, czy sa miejsca, chyba nie ma, ale zebysmy przyszli i zapytali o 8. Zamiast czekac na dworcu 3 godziny, wyruszamy na poszukiwanie polecanego nam hotelu "Teatralnyj" - ktory jak sie okazuje, niestety podzielil losy odeskiego "Spartaka" i berezanskiej "Zlotej Lipy" :( Po drodze spotykamy Sieroże, ktory chce z nami pogadac, napic sie, wszedzie nas zaprowadzic i pokazac nam miasto

Obrazek


Gada bez przerwy, polowe ciezko zrozumiec, jest okropnie namolny , twierdzi ze nie pojdzie dzis do pracy aby sie z nami bratac. W koncu ,po dlugich negocjacjach, kilkakrotnym zegnaniu sie i wracaniu, udaje nam sie go przekonac ze praca jest wazna a my idziemy sobie na dworzec i sie zegnamy na dobre. Uffff!

Jako ze nadeszla 8 zostawiam toperza z bagazami na dworcu i ide do "komnat oddycha". Babki mowia mi "czekac". Czekac to czekac- wiele razy slyszalam ze podroze na wschod ucza cierpliwosci, siadam sobie wiec grzecznie na schodkach i obserwuje krzatanine wokolo. Przede mna czeka jakis facet w garniturze z walizka na kolkach , ktory jest jakis strasznie nerwowy i malo nie wychodzi z siebie ze musi chwileczke poczekac. Obsluga natomiast spokojnie sprzata pokoje. Jedna babka znosi ze schodow ogromny kosz brudnej poscieli, widac ze jej zaraz upadnie wiec prosi tego faceta o pomoc. On natomiast prawie wrzeszczy ze przyjechal tu do hotelu a nie pomagac w porzadkach i żąda aby go natychmiast zakwaterowali. Rzucam sie w strone kosza i pomagam go zaniesc babce do piwnicy. Potem proponuje pomoc w sprzataniu pokoi. Zatem one przewlekaja posciel, ja zmywam podlogi i gawedzimy sobie o narwanych i niekulturalnych gosciach, ktorych mialy one okazje spotkac w swojej pracy w hotelu, a ja w aptece.

Po jakis 20 minutach babki udaja sie do recepcji w celu zakwaterowania nowych podroznych. Facet w garniturku jest juz purpurowy i bulgocze. Nie wiem jak nazwac kolor ktory osiaga gdy babki mu mowia ze miejsc noclegowych jednak brak- "diewuszka pomagala, diewuszka bedzie spala". Nie pomagaja stwierdzenia ze "on rezerwowal 3 dni temu". Panie mowia ze "diewuszka rezerwowala 4 dni temu" ;) Jeszcze przez chwile slychac oddalajace sie przeklenstwa i na koniec wielkie łup! drzwiami.

My natomiast dostajemy w nagrode najlepszy pokoj- z lazienka, telewizorem, lodowka i klimatyzacja. I ze znizka 70 hrywni bo "diewuszka odpracowala". Hurra! moje pierwsze 70 hrywni zarobione na Ukrainie! :) niby nie duzo, ale biorac pod uwage 20 min pracy to stawke godzinowa mam duzo lepsza niz w Polsce ;)

Ruszamy wiec na zwiedzanie miasta, w ktorym prawie wszystko ma jednego patrona. Imie Lenina nosi tu: prospekt, pomnik, plac, port, wyspa, galeria artystyczna i ogromna tama. Az naprawde przypomina sie dowcip o konserwie ;)

Obrazek

Obrazek

Schodzimy na plaze nad Dnieprem,

Obrazek

Obrazek


Łazimy po wielkiej tamie, ktora pod jakims wzgledem zajmowala w ZSRR jakies "naj", nie wiem czy najszersza, najdluzsza, najwiecej wody spiętrza czy zbudowana w najdurniejszy sposob...

<topeerz> A ponieważ Buba z upodobaniem robi zdjęcia wszystkim napotkanym radarom, bunkrom, dworcom, tamom, elektrowniom (ze szczególnym uwzględnieniem konstruktu i wieżyczek strażniczych) ja się zaczynam zastanawiać, kiedy się nami zainteresują jacyś smutni panowie. Bajka o tym, że „jedziemy na Krym” nie zawsze brzmi wiarygodnie. ?</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Taaak.. wlasnie gdzies tu powinny byc porohy.. Surski, Strzelczy, Kniaży, Łochanny, Woronowa Zapora, Nienasytec.. Ale za sojuza zachcialo im sie splawnej rzeki i wszystko zniszczyli :( i teraz porohy mozna obejrzec jedynie na starych zdjeciach w muzeum kozackim na Chortycy.

Tam wlasnie idziemy, samo muzeum nie powala na twarz, nawet koszulek z kozakiem i napisem Chortyca nie sprzedawali :( wiec ogladamy jeszcze jakis cepeliowski skansen w budowie

Obrazek

Obrazek

Wypijamy wyjatkowe piwo z widokiem na tame i rzeke. Dlaczego wyjatkowe? bo wyglalismy 5 hrywni - banknot siedzial zwiniety w korku :) Nie wydamy ich- bedziemy nosic na szczescie!

<topeerz> i żałujemy, że nie wzięliśmy żadnej cegły Sienkiewicza bo dobrze by się to tutaj czytało.</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracajac przechodzimy przez osiedle ktore mogloby wygrac w konkursie na najwieksza ilosc slupow wysokiego napiecia,

Obrazek

Obrazek

co miejscowi wykorzystuja m.in. do suszenia dywanow.

Obrazek

W Zaporozu przestaje sie zgadzac internetowy rozklad jazdy pociagow. Do Melitopola musimy jechac z przesiadka w Fedoriwce. Pociag jedzie wzdluz Dniepru. Poczatkowo sa to rozlewiska, bagna, starorzecza i wyspy pelne ptakow. Moze wlasnie tak wygladal "Czertomelik ze swoim labiryntem cieśnin, zatok, kołbani, wysp, skał, jarów i oczeretów". Niestety nie udalo mi sie zrobic zadnych zdjec, z racji na tlok i niesamowicie brudne szyby.. W koncu udaje mi sie przepchac i zajac taktyczna pozycje w drzwiach. Trasa dalej prowadzi wzdluz wybrzezy Kachowskiego Zalewu. Wiekszosc elektriczkowego tlumu jedzie na "rybałke" wiec my z toperzem sciagamy ciekawe spojrzenia z racji braku wędki, wiaderka czy krzeselka ;) Zalew chyba rzeczywiscie obfituje w ryby wszelakie bo prawie co 100m ktos siedzi z wedka wpatrujac sie w drugi brzeg zalewu zlewajacy sie z horyzontem. Co chwile pociag zatrzymuje sie na bezimiennych stacyjkach,

Obrazek


Rybacy wysiadaja zajmujac z gory upatrzone pozycje nad woda a pozostali pasazerowie wysiadaja aby zapalic i pogadac z rybakami. Postoje trwaja nieraz i po pol godziny, ale tutaj nikomu nigdzie sie nie spieszy.

<topeerz> „Nie spieszy” to znaczy, że jak pociąg ma stać planowo 20 min to będzie stał 20, nawet jak ma już godzine „w plecy” :) Tak myślę, że tu by można nałowić ryb „po drodze” ...</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Zapach fajkowego tytoniu i bezfiltrowych papierosow zlewa sie z zapachem ryb, wodorostow i kwitnacych sadow ktore gesto porastaja cale brzegi. Szum pluskajacej wody miesza sie z rozmowami , glownie na temat gatunkow ryb, mandatow za nielegalny połów czy wyzszosci wedki nad siecia lub odwrotnie.. Ta podroz moglaby trwac wiecznie!!! Oprocz wspanialej miejscowki z drzwiach pozyskuje jeszcze najlepszego pierozka na wyjezdzie- z kapusta i sosem pomidorowym :)

<topeerz> Buba mi nie kupiła pierożka! </topeerz>

Niestety wszystko ma swoj kres i w koncu docieramy do Melitopola. Tu oczywiscie rozkladem internetowym rowniez mozemy sobie d.. podetrzec- nie ma porannego pociagu do Dzankoj! Jest jeden, wieczorem.. Wiec nasz pomysl noclegu w tym miescie i wycieczki do Kamiennych Mogil bierze w łeb :(
Pozostaje nam 7 godz oczekiwania na pociag, wiec zostawiamy bagaze w przechowalni i ruszamy na miasto. Włóczymy sie po knajpkach i chyba w trzeciej z kolei poznajemy Igora i Sieroże.

<topeerz> Sierioża jest byłym taksówkarzem więc zna wszystkich. Faktycznie zna a nie tylko mówi, ze zna – bo tak mówią wszyscy miejscowi. BTW. Jak miejscowy mówi, że „on tu wszystkich zna i tu są źli ludzie ale on będzie bronił” to trzeba się rozejrzeć gdzie się ma siekierę. Na szczęście to nie ten przypadek...
Sierioża i Igor pracują razem na jednej maszynie (w jakiejś fabryce?) i chyba właśnie przyszli się zrelaksować po robocie. Ponieważ nie jest to pierwsza knajpa gdzie się relaksują mamy pewien handicup. Oczywiście biorą nas za Czechów (na tej wyprawie byliśmy też Litwinami a Buba raz została Białorusinką … ciekawe, ale Polaków tu nie znają …).
W czasie tej imprezy dowiadujemy się także nareszcie jak poprawnie rozebrać suszonego „byczka” (wcześniej sądziliśmy, że są raczej niejadalne ;) ). Odrywamy płetewke i ...</topeerz>

Na poczatku chca pic tylko z toperzem, a Igor kupuje mi piwo bezalkoholowe (!) bo "diewuszki nie pija".. Na szczescie z czasem sytuacja sie normuje :))

<topeerz> Naturalne jest, że na imprezie pija faceci, a baby (tu: buba) mogą w najlepszym razie się przysłuchiwać i dyskretnie dbać o aprowizacje (tu: wódka i zagrycha). Poczyniłem małe fo pa rozlewając drugą kolejkę do 4, a nie 3 kubków... Ci innostrańcy … Drugim problemem z którym cięęęężko się pogodzić miejscowym jest to, że to Buba „nawija” trochę po rusku (ja coś tam rozumiem, ale musimy więcej wypić przed osiągnięciem porozumienia). Przy każdej wódce widzę tę konsternację jak nie wiedzą gdzie lać a gdzie gadać ;)</topeerz>

Obrazek

Igor jest wielkim fanem Wysockiego i puszcza nam w komorce rozne jego piosenki. Jest ogromnie zdziwiony ze znam na pamiec wiecej slow "Wierszyny" niz on ;)

<topeerz> Nie jestem pewien czy Igor jest fanem Wysockiego bo lubi jego muzykę czy też dlatego, że to chyba 4 co do wielkości pomnik w mieście (po Diabelskim młynie, Armii Czerwonej i Puszkinie).</topeerz>

Chlopaki postanawiaja nam pokazac maisto, a jako ze my protestujemy ze malo czasu do pociagu- wynajmuja taksowke. Pokazuja nam sady wisniowe , kwitnace w calym miescie, ponoc z tej racji Melitopol slynie na calej poludniowej Ukrainie z pysznego miodu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Potem zabieraja nas do parku- dumy calego miasta. Niesamowicie przypomina mi on park w Chorzowie, tylko bez ZOO. Momentami az mi dziwnie, ze takie az podobienstwo.
Zabieraja nas tez pod pomnik bohaterow - czolg z czerwona gwiazda na cokole, pamiatkowe tablice itp.

Obrazek

Obrazek


Igor ma bardzo powazne podejscie do takich spraw, nie pozwala siadac pod pomnikiem, gani za radosne usmiechy do zdjec czy glosne rozmowy. Za to Sieroża (wstydzac sie tylko troszeczke) opowiada nam na ucho jak to dawniej z chlopakami robili w tym czolgu imprezy z samogonem :) Ponoc da sie wejsc nawet do srodka - tylko klapa bardzo ciezka i policja moze zlapac ;)
Miasto szczyci sie rozwniez pieknymi klombami pelnymi tulipanow. Lekko wciety Igor, ku mej rozpaczy, zrywa dla mnie tulipana w srodku miasta, wiec łaże z kwiatkiem w rece rozgladajac tylko wokol kiedy mnie zwinie jakis stroz porzadku za niszczenie zieleni...

<topeerz> Tulipany faktycznie są piękne. Im jesteśmy bliżej Krymu tym więcej ich spotykamy. I to nie tylko na klombach – rowinież niespotykanych u nas „dzikich” pieknie pstrzących łąki … :)</topeerz>

<topeerz> Jeśli wierzyć w opowiadanie (i nie wierzyć własnym oczom) to Melitopol to jest w ogóle perłą Europy - a Ukrainy w szczególności. Hasło „a co, u was takich nie ma” jest hasłem przewodnim naszej, skądinąd przemiłej, wycieczki. Grzecznie podziwiamy wszystko łącznie z młyńskim kołem i letnim lodowiskiem (od którego z trudem się migamy tłumacząc się brakiem czasu). Ostatnim elementem naszej wycieczki jest wspólna impreza w parczku pod dworcem, gdzie chłopaki, pomimo całej miłości do najpiękniejszego miasta Europy pustą flaszkę rzucają w krzaki ...</topeerz>

Obrazek


Cudem zdążamy na pociag i odjezdzamy do Dzankoj.

Obrazek

<topeerz> zdążamy bo przerywamy w połowie pożegnania. Buba jakoś nie wspomniała jaką atencją Igora się cieszyła ;)</topeerz>


Niestety przez wiekszosc trasy jest juz ciemno, szkoda, zwlaszcza w momentach gdy pociag przejezdza przez rozlewiska nad Siwaszem.

W Dzankoj spimy w dworcowych komnatach

Obrazek

Rano łazimy po niesamowicie zarosnietych i pelnych zieleni osiedlach, ze smutkiem wspominajac nasze osiedlowe popodcinane do granic mozliwiosci krzaczki, wykarczowane drzewa czy w najlepszym wypadku drzewa bez galęzi -zrobione na "palme" i wygolone trawniki.. Tu nikomu nie przeszkadza ze drzewo zacienia, wiosna kwitnie, a jesienia zrzuca liscie.. Nawet widac ze ludzie o nie dbaja- zabezpieczaja przed szkodnikami, podlewaja..

Obrazek

Czekajac na pociag wygrzewamy sie na opuszczonej bocznicy kolejowej przy jakis zakladach przemyslowych

<topeerz> które to miejsce zajęliśmy dwóm laskom, które właśnie tam ciągnęły z kocykiem. HA!</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Wieczorem dojezdzamy do Feodozji. Niestety elektriczki na Krymie maja sklady normalnej plackarty, co pociaga za soba obecnosc prowadnika, trudnosci w przepychaniu sie z plecakiem, mniej miejsca i zamykanie kibli na zupelnie irracjonalne na tych, wiejskich trasach- "sanitarne zony".

Obrazek

W Feodozji spimy w komnatach na dworcu. Podobnie ,jak w reklamujacym sie przy dworcu czterogwiazdkowych hotelu, my rowniez mamy pokoj z widokiem na morze :)

Obrazek

Wieczorem łazimy po deptaku

Obrazek

oraz kupujemy fajne kroliczki, których tylko nijak nie umiemy nadmuchac :(

<topeerz> bez skojarzeń!!!!!</topeerz>

Obrazek

Obrazek


A rano idziemy zwiedzac twierdze. Z poczatku wyobrazalam sobie ją jak twierdze w Sudaku- turysci, bilety, kasy.. A tu oprocz nas i starych murow towarzysza nam tylko kury, gesi, kozy, spiew ptakow i odurzajacy zapach ziol :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze sa tez typowe pomniki

Obrazek

Obrazek


Kolejny pociag wiezie nas do Władysławowki gdzie zaopatrujemy sie u babuszki w smietane, ser, zielenine i miod :) Wogole przy stacji jest sympatyczny handelek. Ale bedzie wyzerka!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trasa Wladyslawowka -Kercz wiedzie glownie przez step, trawa, trawa i tylko gdzieniegdzie malutka wioseczka.

<topeerz> … i gdzieś na tym etapie skończyła mi się książeczka ...</topeerz>

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do Kercza docieramy wieczorem. Nie mamy pojecia na ktora stacje- na mapie mam ich sporo znaczonych: Kercz Miczurino, Kercz Zawod, Kercz Port, pł. 8km, pł.94km, pł.97km, pł 99km, pł.101km.. Pytamy prowadnika a on tylko robi zdumione oczy- "przeciez stacja Kercz jest tylko jedna". Wysiadamy wiec na jakims zadupiu, ciemno, nie bardzo jest kogo spytac o droge. Taksowkarze i busiarze mowia nam ze do centrum jest bardzo daleko i najlepiej podjechac (taaaaa...znamy takich...) wiec prosimy ich tylko o wskazanie kierunku upierajac sie ze idziemy pieszo. Po polgodzinnym spacerze dochodzimy do tego ze jednak mieli racje- jest daleko.. Mijamy jakies zaklady, parki, osiedla.. W koncu odnajdujemy polecany na forum hotelik "Lazurnyj".

Obrazek

Obsluga jest niesamowicie zdumiona ze za podobna oplata wybieramy ten bardziej odrapany pokoj, a nie nowo odremontowany, cuchnacy swieza farba, ktory jest chyba duma calego hotelu. W tym przynajmniej mozemy bez obaw postawic usmolone plecaki pod sciana, wejsc w zabloconych butach, rozlozyc sie z zarciem czy zrobic i rozwiesic ,upragnione od ponad tygodnia, pranie :)

<topeerz> apropos prania … regulamin na scianie - tj. nie grzać na butli nie prać - znaleźliśmy pózniej … ;)</topeerz>

Obrazek

<topeerz> to białe w słoiku to śmietana … „łyżka stoi” to nie jest przenośnia ;)</topeerz>

Obrazek

komplet zdjec z naszej drogi na krym:
http://picasaweb.google.com/uchate.paci ... mi_na_krym#


ciag dalszy nastapi :-D
<topeerz> to była 1/3 ...</topeerz>
Awatar użytkownika
Sten
prezydent
prezydent
Posty: 169926
Rejestracja: czwartek 13 gru 2007, 18:40
Lokalizacja: Łuh

Post autor: Sten »

buba pisze:W Zaporozu jestesmy przed 5 rano.
Miasto, w którym urodził się jeden z moich dziadków. Niestety nigdy tam nie byłem ... jeszcze.
"Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było."
Beer-o-pedia - Encyklopedia piwa
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1884
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

zdjecia do tej czesci
http://picasaweb.google.pl/uchate.paciatko/201004_kercz
http://picasaweb.google.pl/uchate.pacia ... rdza_kercz
http://picasaweb.google.pl/uchate.pacia ... ewska_kosa
http://picasaweb.google.pl/uchate.pacia ... ndarenkowo
http://picasaweb.google.pl/uchate.pacia ... mieniolomy

Rano mamy troche stracha , ze jak zobacza nasze trzy sznurki prania rozpostarte między szafa, framuga, gwozdziem w lazience i czym tam jeszcze się da, to nas wezma i wywala z hotelu, a parę dni chcemy tu spedzic.. Zawsze można powiedziec ze jako inostrancy nie rozumiemy regulaminu na scianie, ale czy uwierza? Dlatego część prania troczymy do plecaka i zabieramy ze soba- poza tym na sloneczku szybciej wyschnie.


Lazimy po centrum Kercza.. Miasto jak miasto, nic szczegolnego, duze , ruchliwe i nie jakieś specjalnie urokliwe.. Odnowiony zatloczony glowny deptak (strach myslec co tu się latem wyprawia), plac z Leninem na posterunku, ladna cerkiewka, która oczywiscie ide zwiedzac. Toperz niestety musi zostac na zewnatz bo ma krotkie spodnie. W cerkwi są właśnie chrzty, więc ladnie spiewaja ale spiew jest gluszony przez wrzask zmoczonych dzieciatek. Jest tez mini sklepik gdzie można kupic swieczki, rozniste ikony, ksiazki o swietych, lancuszki i krzyzyki. Wybieram sobie dwa i kupuje , milo gawedzac ze sprzedajaca babuszka. Babuszka dziwi się „a to wy z Polski, a ja myslalam ze tam u was to inna religia a nie taka jak u nas”. Więc ja jej na to ze może inna, ale przeciez Bog jest jeden.. Ona kiwa z przekonaniem glowa ze to to „wsjo rawno jaka swiatynia, taki sam krzyz, a widzicie, to ci zli co do wladzy się pchaja i politycy nas podzielili..”. W tym momencie przylacza się druga babcia zywo machajac rekami i argumentujac ze nie mamy racji bo ich wiara jest najlepsza, a inni to heretycy! Obie babcie zaraz zyskuja poparcie kolejnych i kolejnych, więc nie wiedziec kiedy, tworza się już grupki zywo dyskutujacych , zeby wrecz nie powiedziec wydzierajacych się na siebie staruszek.. Osz żesz..trza się było nie odzywac ;)) Na koniec zjawia się ksiadz mowiac ze cerkiew a nie bazar i wszystkich wyprasza.. Ja się wymykam chyłkiem i tylko z daleka obserwuje ze babuszkowe dyskusje na temat dogmatow wiary są kontynuowane przed cerkwia i w parku..;)

Obrazek


Następnie wylazimy na gorke Mitridat, ogladamy starozytne ruiny Pantikapej (taka kupka kamieni i dwie kolumny, które wszyscy podziwiaja i na ich tle się fotografuja- więc i my idziemy je popodziwiac;) ) Na szczycie gorki są jeszcze jakieś socjalistyczne pomniki i duzy remont bo wszystko wykladaja jakas obrzydliwa kostka. Ale stad dokladnie widac odlegly cel naszej dzisiejszej wycieczki- Twierdze Kercz! Miejsce zupelnie pomijane przez polskie przewodniki. Może dlatego ze do niedawna niedostepne , bo znajdujace się na terenie zamknietego terenu wojskowego? Na internecie udalo mi się znalezc informacje ze obecnie jest prawie porzucone, puste i ogolnie dostepne. Coz może znaczyc „prawie”???

Postanawiamy się dobrac do twierdzy od strony dzielnicy Cementnaja Slobodka i przyladka Ak-Burun, czyli idac caly czas pieszo wzdluz wybrzeza. Mijamy port, rozne przemyslowe i poprzemyslowe rozwaliska i w koncu trafiamy na przepiekne wybrzeze. Bardzo zalujemy ze nie mamy ze soba teraz namiotu i wszystkich gratow aby moc tutaj rozbic się na nocleg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawalek dalej znajdujemy wejscie do podziemi, ale niestety korytarz nie prowadzi daleko, jest dalej zasypany, trzeba by się czolgac i przeciskac a nam się nie chce. Po wizycie w tym miejscu zostaje na jakiś czas brunetka- sciany, sufit (a jest niewysoki)są niesamowicie usmolone jakims paskudztwem, więc i glowy i plecaki tez mamy w tym kolorze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalej czeka nas male rozczarowanie- nie da się przejsc wybrzezem- wyglada na to ze tereny twierdzy są otoczone drutem kolczastym (tzn podwojnym zasiekiem) a na nabrzeznej skarpie stoi jakieś radar..grrr.. no coz, ponieważ nie mamy ochoty tlumaczyc się straznikom dlaczego sforsowalismy zasiek (no i nie wiadomo czy najpierw beda pytac czy strzelac ;) ) postanawiamy go obejsc dookola. Może od drugiej strony, tzn od strony Arszyncewa, twierdza jest dostepna?

Jak się okazuje mielismy racje, zasiek zakreca i dalej prowadza normalnie sciezki. (jest nam jednak odrobine dziwnie, jak na nasz widok chyba trzeci z kolei samochód zawraca i nawiewa). Trafiamy na nadmorskie skarpy w których mieszcza się zabudowania twierdzy

Są bardzo rozne- jakby wykute skalne nisze, czesciowo tylko wzmocnione cegla, które obecnie sluza za miejsca imprezowe lub za gniazda szerszeni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podziemne korytarze

Obrazek

Obrazek

czy zabudowania troche przypominajace forty Twierdzy Przemysl.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy już praktycznie czujemy się naogladani twierdzy i myslimy o powrocie spotykamy w ruinach miejscowa parke. Chlopak jest bardzo zainteresowany fortyfikacjami i zabral dziewczyne na spacer w to piekne miejsce, dziewczyna natomiast robi wrazenie lekko znudzonej. (np. on zwiedza ruiny w srodku, ona siedzi na trawie przed ze zgrymaszona mina). Ech... już widze jak beda po slubie razem spedzac czas wolny..

Chlopak bardzo chce nas oprowadzic po twierdzy, tlumaczac ze on tu jest bywalcem i wszystko i wszystkich zna. Troche się dziwi ze w czesci polecanych przez niego obiektow już byliśmy. Nie byliśmy natomiast w gornej czesci twierdzy, czesciowo otoczonej zasiekami- która ponoc jest pilnowana, ale on zna straznikow i nam obiecuje zalatwic wejscie. Straznikiem okazuje się jakiś bardzo mlody chlopaczek który wraz z kolegami rabia tam drewno. Straznik??? Czy grupka miejscowych którzy przyszli na ruiny zrobic sobie impreze , nie maja na flaszke i znalezli sposob na oskubanie glupich turystow? No ale wyboru nie ma, idziemy z nim zwiedzac. Zabiera nas na gorke pod pomnik, a potem do roznych zabudowan i podziemnych tuneli.

Obrazek

Opowiada dosyć ciekawe rzeczy- ze twierdza zostala zbudowana dla obrony ciesniny kerczenskiej, ze tu było wiezienie, a tu labirynt korytarzy aby niemcy się zgubili jak beda forsowac, a tu było wejscie do innych podziemi ale wladze Kercza kazaly zasypac aby dzieciaki nie wlazily. Ponoc pod calym Kerczem są labirynty korytarzy, część właśnie Twierdzy Kercz, część laczy się z antycznymi katakumbami czy kamieniolami. Niedawno, była glosna sprawa w okolicy bo czworo ludzi weszlo tu w twierdzy w podziemia, chlopcy wyszli a dziewczyny się zgubily. Szukali ich kilka dni, najpierw policja i wojsko, a gdy okazali się bezradni, nie znajac roznych tajnych przejsc, poprosili o pomoc lokalnych „bunkrowcow”. Znalezli je chyba po 4 dniach w podziemiach pod dzielnica Miczurino więc ladnych parę kilometrow stad! Wtedy ponoc zakratowali glowne wejscie do kamieniolomow..ale pozostaly inne, boczne wejscia..

Dla wielu miejscowych chlopakow glownym celem zycia jest badanie tych roznych tuneli, a już najwiekszym wyczynem jest chodzenie po Adzymuszkajskich Kamieniolomach, bo są wyjatkowo niebezpieczne. Pytam go dlaczego: czy mogą się osypywac, zawalic, czy jakie niewypaly tam leza? Nie, nic z tego- ponoc bardzo latwo się zgubic na amen i nie wyjsc.. Na tym etapie wydaje mi się ze koloryzuje, coby się popisac jaki jest gieroj ze on tam chodzil i nastraszyc glupich turystow..

Ale przychodzi jeszcze taki moment ze sobie przypominam jego slowa..

Chlopak odprowadza nas kawalek i się zegnamy. Nie dopomina się zadnej kasy- kim tak naprawdę był? Czy ci z radaru wynajeli mlodego za straznika aby mieć na baczeniu teren przed ogrodzeniem z drutu rowniez? Czy sam się nim obwolal- pilnujac czegoś przed kimś?

Stad ogladamy sobie tez dokladnie Wyspe Tuzła, jest niesamowicie plaska, jak taka łacha piasku na morzu czy wieksza mielizna. Widac dokladnie nabudowana , niedokonczona, rosyjska groble, jakieś zabudowania

Obrazek

Obrazek

i dowiadujemy się od miejscowych ze latem są tam raz dziennie kursy promu czy stateczku, ze jest czynna jakas baza oddycha, a poza sezonem (czyli teraz) bardzo trudno się tam dostac. No nie ma rzeczy niemozliwych, wszystko ma swoja cene , ale chyba nie warto się tak starac. Ponoc nie można obejsc wyspy dookola bo w polowie jest posterunek graniczny i od ukrainskiej strony nie wpuszczaja na rosyjska część. Niezgadza się to za bardzo z tym co pisalo na necie, ale twierdzą ze w ramach porozumienia wyspa zostala podzielona na pol, i czesc jest ukrainska a część rosyjska. Oczywiscie wypowiedzi miejscowych są mocno nieobiektywne- uwazaja ze cala wyspa należy się im (tzn Rosjanom) bo kiedys była polaczona z polwyspem, bo maja latwiejszy dojazd, bo wydali kupe kasy na budowe grobli i wogole co sobie te Ukraince mysla- maja oddac wyspe i już (a najlepiej caly Krym ;) ) ;)

W drodze do Arszyncewa natykamy się jeszcze na fajne rozwieszone sieci,

Obrazek

a na osiedlu lapiemy bez problemu marszrutke do centrum.

Toperzowi udaje się mnie namowic na suszi- nigdy nie pociagala mnie wizja zimnej surowej ryby.. Ale posmakowalo mi wyjatkowo- od dzisiaj codziennie chce chodzic do tej knajpki- tzn ze względu na przepyszne zarcie bo cala knajpka ogolnie była obrzydliwa, zrobiona na pseudowykwintny styl z kelnerami zachowujacymi się jakby kije popolykali..

Kolejnego dnia , dla odmiany postanawiamy odwiedzic miejsce powszechnie opisywane w przewodnikach, pojawiajace się na folderach i widokowkach z okolicy- twierdze Jenikale. Miejsce bardzo ladne, acz duzo bardziej popularne i zatloczone. Caly czas ktos się kreci, napierw są dwie łady z turystami, a pozniej przyjezdza wycieczkowy autobus i tereny twierdzy zmieniaja się w jeden wielki piknik.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Nie przeszkadza nam to jednak znalezc ustronny balkonik i w spokoju wypic wino z widokiem na morze


Obrazek

Idac w strone marszrutki musimy przemierzyc bardzo urokliwa dzielnice, gdzie plynie spokojne, lokalne zycie

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejnym naszym celem jest Arszyncewska Kosa- mierzeja na poludnie od Kercza. Od kilku lat ja systematycznie wysiedlaja, twierdzac ze miejsce niebezpieczne do mieszkania z racji na mozliwosc zalania podczas sztormow.. (ostatni taki porzadny sztorm był chyba w latach 80tych...) Najprawdopodobniej przyczyna wysiedlen jest inna..

Ponoc tylko kilka niepokornych rodzin zostalo na mierzei, nie chcac opuscic swoich przestronnych, pieknie polozonych domow i zamieszkac w klitkach w bloku.. Wladze ponoc z nimi walcza odcinajac im prad, wode, likwidujac polaczenia autobusowe. Ostatnie wiesci jakie udalo mi się znalezc na necie pochodza sprzed dwoch lat.

Do dzielnicy Kamysz Burun dojezdzamy marszrutka. Nieopacznie pytamy o droge na mierzeje dwoch dziadkow. Niestety nie chca nam wskazac kierunku (o co prosimy) tylko probuja wsadzic na sile w autobus -nie potrafia zrozumiec ze my się chcemy przejsc! Mysla ze nie mamy kasy i chca nam nawet oplacic bilety! A co gorsza probuja jeszcze rozpoczac rozne dyskusje na tematy polityczne. Gdy już nam się wydaje ze się wyswobodzilismy spotykamy ich po raz kolejny i kolejny, gdyż ida za nami aby sprawdzic czy się nie zgubilismy.

Droga w strone mierzei prowadzi przez tereny zruinowanych zakladow przemyslowych,

Obrazek

Obrazek

tereny portowe

Obrazek


czy miejsca wystepowania takich oto dziwnych konstrukcji

Obrazek


Na mierzei faktycznie dużo opuszczonych, zruinowanych domow- fakt niektore polozone prawie na plazy,

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale nie chce się wierzyc ze ktokolwiek chcialby z wlasnej woli porzucic tak piekne miejsce. Opuszczona biblioteka, sklep.. dwie „bazy oddycha” wygladajace na dzialajace w sezonie (ich nie zalewa??) Okolo dziesieciu domow jest zamieszkala- suszy się pranie, szczeka pies, leza rozwloczone zabawki. Niestety nie udaje się spotkac zadnych ludzi aby z nimi pogadac, a zeby pukac po domach i mówić „my jestesmy turysci z polski, chcemy pogadac z wami o tej mierzei” to ja jestem zbyt niesmiala ;)


Spotykamy także poprawne politycznie taczki

Obrazek

Wracamy plażą.. Dostajemy obłędu jeśli chodzi o zbieranie muszelek- pozyskujemy ich caly worek- tu można by zbierac je łopata!! a niektore są wielkie jak piesci.

To nie jest wybrany fragment- to losowo wybrany kawalek plazy

Obrazek


a to najwiekszy okaz

Obrazek

Tu tez po raz pierwszy zapoznajemy się z „rakuszecznikiem” - rodzajem nadmorskiego piasku, który caly się składa z mniej lub bardziej pokruszonych muszelek!

Obrazek

Po chwile stajemy się integralnym kawalkiem plazy- rakuszecznik mamy wszedzie, w oczach, nosie, uszach, plywa w butelce z winem, wspaniale przykleja się do keczupu na kanapce, blokuje otwieranie się obiektywu w aparacie (buuuu, mój biedny nowy aparat! A obiecalam toperzowi ze będę o niego dbac ;) )

Zatem zjadam pierwsza w zyciu ( i mam nadzieje ze nie ostatnia) kanapke z rakuszecznikiem- wapnia nam nie zabraknie! I po co kupowac za ciezka kase w aptece tabletki na osteoporoze z muszli? ;)

Wypijamy winko i ogolnie cieszymy się plaza

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracac planujemy inna droga- dojsc wybrzezem do Nimfiej i lapac stamtad marszrutke na centrum.


Po drodze ogladamy jeszcze imponujacej wielkosci pomnik- widac go było z baaardzo daleka- wygladal jak wbity w ziemie statek kosmiczny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dzielnicy Eltigen lapiemy marszrutke. Nie bardzo wiemy dokad ona, bo na pytanie „czy jedzie na dworzec” wszyscy odpowiadaja „wsiadajcie”. Zatem wsiadamy.. Po drodze toczy się jakas zazarta dyskusja między pasazerami którzy domagaja się zeby kierowca (ponoc według rozkladu) zawiozl nas na dworzec a kierowca który nie chce tego zrobic. Chcemy już nawet wysiasc wczesniej dla swietego spokoju ale babki nas uspokajaja ze one zalatwia zeby nas zawiozl na dworzec. Jedna z babek nie wiedziec czemu daje mi bukiet kwiatow. Nie wiem co potem z nimi zrobic w Kerczu, nawet nie ma w hotelu wazonu, ale są ladne i mi ich szkoda w kubel wsadzic.. W koncu zawieszam je gdzies na drzewie.

Udaje nam się zaprzyjaznic z obsluga hotelu „Lazurnyj”w Kerczu, przewijaja się te same osoby, dwoch ochroniarzy, jedna z trzech babek na recepcji. Codziennie rano i wieczorem chodze do nich z menazka po wrzatek, więc zanim się zagotuje jest okazja aby pogadac. Jeden z ochroniarzy, Sasza, opowiada mi niestworzone rzeczy o adzymuszkajskich kamieniolomach, ze łącza się z podziemiami pod calym Kerczem, oczywiscie jak znac przejscia, bo duza część jest zasypana. Władze wysadzaja w powietrze przejscia aby nikt tam nie lazil, miejscowi odkopuja i się przeczolguja do dalszych czesci. Nie radzi zapuszczac się zbyt daleko od wejscia bo „tam kazdy się zgubi” ale zdradza tajemnice lokalizacji kilku „dzikich wejsc”. Jednoczesnie mowi ze muzeum nie jest zbytnio ciekawe i zeby poznac „prawdziwe kamieniolomy” trzeba isc samemu a najlepiej z obeznanym miejscowym. Opowiada o walkach jakie się tam toczyly w czasie wojny, o kilku tysiacach ludzi które ukrywaly się w podziemiach (spore to musi być jak się tam zmiescili..)

Kolejnego dnia wybieramy się do wulkanow blotnych. W tym celu jedziemy marszrutka do Bondarenkowa. Na dworcu w Kerczu zauwazamy ciekawa rzecz- wojne między dworcem popierajacym autobusy a kierowcami marszrutek, które tez z tego dworca odjezdzaja. Panie w kasach nie sprzedaja biletow na marszrutki, nie udzielaja informacji o ich rozkladzie, a gdy ktos pyta o nie są bardzo niemile. Z tego co opowiadaja kierowcy- obsluga dworca zrywa rozklady marszrutek które oni wieszaja.. nie wiem jaka jest przyczyna: czy są zbyt duza konkurencja dla rzadko jezdzacych i drogich autobusow, czy powinni komus cos placic a tego nie robia.. Jedno jest faktem- wiszacy przez jeden dzien rozklad jazdy znika bardzo szybko i zeby się dowiedzic kiedy gdzie można dojechac trzeba krazyc między kierowcami i rozpytywac, po czym robic srednia z godzin które oni podali, przyjsc pol godziny wczesniej niż wskazuje owa srednia i w 99% jestesmy skazani na sukces :)

W Bondarenkowie jestesmy kolo 8 rano, jakas babka doradza nam aby wysiasc na zakrecie bo stamtad najblizej na wulkany. Nie mamy za bardzo kogo zapytac jak isc dalej, wies jakby wymarla.. Kto mial wygonic krowy na pastwisko czy jechac do pracy już pojechal, a reszta spi. Idziemy więc na czuja jedna sciezka która wydaje nam się ze idzie na polnoc.

Obrazek

Napotkany po drodze ogorzaly pasterz utwierdza nas ze w dobrym kierunku zmierzamy.

Pierwszy wulkan to jakby od czasu do czasu bulgoczace po srodku blotne jeziorko otoczone spękana ziemia. Zbyt blisko jeziorka boimy się podchodzic- w przewodniku „Krymskoje Priazowie” pisali cos o zatopionym w wulkanie niemieckim czolgu i jednym naukowcu którego ledwo wyciagneli i odratowali jak wpadl do srodka

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drugi wulkan wyglada fajniej- stozkowata gorka i można zajrzec do srodka- i popatrzec jak robi „bul” i „bulbul bul”. Przygladanie się i czajenie z aparatem na kolejne „bul” naprawdę wciaga!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Postanawiamy tez zrobic uzytek z blotka, które ponoc ma rozniste lecznicze wlasnosci

Obrazek

Obrazek

Obrazek


majac takie oto mile widoki

Obrazek

Wypijamy winko (to już tradycja na kazdej wycieczce), a potem lazimy jeszcze po stepie. Wylazimy na gorke, wygrzewamy w trawach i takie tam

Obrazek

Obrazek

Z Bondarenkowa idziemy przez pola na Adzymuszkaj. Odnajdujemy kamieniolomy

Obrazek

Obrazek

oraz kilka dzikich wejsc. Wchodzac do srodka zaczynam rozumiec co mial na mysli Sasza i straznik z Twierdzy Kercz.. To nie jurajska jaskinia czy bunkry MRU. Korytarz co chwile się rozdziela, na dwa , na trzy, na pięć.. pod roznymi kątami. Po trzecim skrzyzowaniu już totalnie nie wiem skad przyszlismy. Niektore czesci przypominaja siatke- skrecajac ciagle w lewo dojdzie się do miejsca startu, niektore ida w inne strony, czasem po rownym, niektore wyraznie w dol. Większość slepo się konczy ale z niektorych wieje zimnem sugerujac ze ida gdzies dalej. Sporo jest szczelin przez które jakby się przeczolgac może zajdzie się gdzies dalej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Gdzieniegdzie leza po podlodze rozciagniete tasmy- chyba sposob zeby potem trafic do wyjscia. My, mimo ze idziemy tylko za tasma i potem tak samo wracamy, wychodzimy zupelnie innym wejsciem niż weszlismy, z innej strony skal..

Muzeum jest zamkniete a glowne wejscie , faktycznie tak jak mowili, zakratowane.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gosciu na samym dole na pomniku przy wejsciu do muzeum niesamowicie przypomina mi Igora z Melitopola ;)

Obrazek

Wieczorem babka z hotelu i Sasza zapraszaja mnie na recepcje na ogladanie zdjec. Już wczesniej opowiadali nam o Generalskich Plazach- terenach pomiedzy wsia Kurortnoje a Zolotoje, ok. 30km dzikich plaz,ze skalkami, piaszczystymi zatoczkami, bez wsi i zadnego zagospodarowania, z racji ze wczesniej był tam tajny poligon, wstep wzbroniony i plaze tylko dla wojskowego naczalstwa. Teraz w polowie drogi pomiedzy miejscowosciami jest jedynie szyb naftowy i domek rybakow. Sasza latem co weekend jezdzi tam na motorze wypoczywac. Zdjecia naprawdę są zarabiste, opowiesci również.
Gadamy tez o wyspie Tuzla- ich zdania, opinie i opowiesci o tej wyspie sa identyczne jak miejscowych z okolic Twierdzy Kercz..
Namawiaja nas tez zebysmy zostali na parade ktora sie bedzie odbywac w Kerczu (i w innych krymskiech miastach) z okazji dnia zwyciestwa 9 maja, maja byc festyny, koncerty, rozne bazary i ogolnie cale miasto sie wtedy bawi. Brzmi ciekawie...ale ja 10.05 musze juz byc w aptece :(

Troche się u nich na zasiedzialam...

Zatem jutro się wybieramy na polecane dzikie plaze wsrod stepowych pagorkow! Planujemy jakies 2-3 dni wedrowki, wylegiwania się na plazach.. Jako ze o wode tam ciezko zaopatrujemy się w 15 litrow mineralnej, spac zamierzamy w namiocie na plazy. Więc jutro jedziemy do Kurotnoje!!!
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1884
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Z Kurortnoje idziemy piaszczysta droga wzdluz morza,przy niej bilbordy które jestem w stanie akceptowac ;)

Obrazek

Mijamy blotne jezioro Czokrak i wspinamy się na pierwsza gorke z której są super widoki.

Obrazek

Obrazek

Ogolnie caly teren jest rezerwatem, jest tablica gdzie cos pisze o niewjezdzaniu autem, niepaleniu ognisk,niebiwakowaniu, nielowieniu ryb i niepolowaniu. Jest nawet szlaban ;)

Obrazek

Dalsza nasz droga wiedzie albo przez nabrzeza gdzie co chwile otwiera się widok na kolejne dzikie piaszczysto-skaliste plaze

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Można tez isc dalej od morza gdzie rozciagaja się trawy po horyzont

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To był dobry pomysl aby przyjechac tu wiosna- kwitnacy step nie jest przereklamowany :)

Obrazek

W pierwszym dniu trzy razy spotykamy ludzi- trojke zmotoryzowanych turystow z Sewastopola, obsluge wiezy wiertniczej i rybakow. A tak caly czas towarzyszy nam tylko huk fal rozbijajacych się o skaly, spiew skowronkow, brzeczenie owadow, szum traw i skrzypienie troche przyciezkiego,od duzej ilosci wody , plecaka.

Wieczorem schodzimy i rozbijamy się na jednej z plaz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nigdy wczesniej nie stawialismy namiotu na piasku (tzn. na rakuszeczniku ;) ).

Obrazek

Nijak toto przyśledziowac! A wiatr wieje mocno.. jedyna szansa staje się ufortyfikowanie naszego domku (ale i tak kilka sledzi nie udalo się odnalezc ;) )

Obrazek

Zachod slonca zupelnie jak na kiczowatej widokowce z „cieplych krajow” ;)

Obrazek

Zastanawiamy się również czy na Morzu Azowskim wystepuje cos takiego jak „pływy” , a jeśli tak na ile jest to duze zjawisko.. Niby stawiamy namiot najwyzej i najdalej od morza jak się da (oczywiscie w obrebie plazy bo jak odmowic sobie takiej przyjemnosci? ;) ) no i w takim miejscu zeby za nami nie była skala coby w razie czego było gdzie spierniczac ;)
Przypomina mi się relacja która kiedys czytalam- o jaskini w nadmorskich skalach gdzie jakas ekipa chciala rozbic się na nocleg.. Z jakiś powodow tego nie zrobili a rano jaskinia była zalana pod sufit... Jakie to było morze?? W nocy parę razy wychodze i sprawdzam czy morze już nas idzie odwiedzic czy jeszcze nie ;)

Patrzac na fale w ksiezycowa noc, sluchajac skrzeczenia nocnych ptakow czy obserwujac dziwne ksztalty oswietlonych ksiezycem skal, nie wiem czemu, przypomina mi się tej nocy historia która kiedys czytalam.. ze jakos w latach 80 tych na Morzu Azowskim zaginal statek.. Znalezli go dryfujacego parę dni pozniej.. Na pokladzie była tylko dwojka przerazonych dzieci a reszta zalogi zniknela.. Cial nigdy nie odnaleziono a od dzieci tez nic się nie dowiedziano bo feralnej nocy spaly..

W nocy sni mi się tez ze odnajduje na plazy slady gąsienic wychodzacych z morza i do niego wracajacych...

Milo wyjsc rano z namiotu na totalnie pusta plaze!! Bo sasiednia plaza to dosyć zatloczona ;)

Obrazek

Jakos nieskoro nam idzie pakowanie, zbieranie się, skladanie namiotu...


Obrazek

Tego dnia mijamy tereny bardziej gorzyste

Obrazek

i nie spotykamy totalnie zadnych ludzi

na nocleg upatrujemy sobie kolejna plaze

Obrazek

Obrazek

Obrazek

gdzie mamy nawet prywatna mini jaskinie, skalny dziedziniec, nie wiem jak to nazwac. Jakieś 3 na 3 metry, otoczone skalami, od gory otwarte, a dochodzi się tam bardzo waska szczelina.

Obrazek

Siedzimy sobie na plazy obserwujac zblizajacy się zachod slonca. Sielanke psuje pojawienie się dziwnej motorowki. Plynie dosyć szybko, ale w momencie jak nas zauwazaja siedzacych na plazy, zwalnia,wylacza silnik i chwile kreci się w kolko. Wyglada troche jakby nas obserwowali przez lornetki.. Po jakiś kilku minutach zapalaja silnik i odplywaja..
A nam robi się troche łyso.. To pierwsi dziś napotkani ludzie.. Tutaj takie odludzie a my tylko we dwojke.. Maja nas tu namierzonych jak na talerzu i dokladnie obejrzanych.. Kto wie czy wiedzac w której zatoczce siedzimy, nie pojechali do wsi po kumpli i nas nie odwiedza w nocy w niekoniecznie przyjacielskich zamiarach.., W koncu można tu latwo dojechac i motorowka i autem..A może to tylko rybacy przygladajacy się z ciekawosci, bo zwykle na plazy tylko mewy?
Jakos tak zwykle wolimy zeby na wszelki wypadek nikt nie wiedzial gdzie stawiamy namiot..
Ale opuszczac taka piekna plaze?

W koncu jednak decydujemy się przeniesc w inne miejsce- dalej od morza znajdujemy mila dolinke wsrod skal.

Obrazek

Czy miejscowi mieli jakieś zle zamiary czy tylko my jestesmy przewrazliwieni na zawsze pozostanie tajemnica...

A wogole to dzisiaj zastanawiamy się nad ugotowaniem zupy na kleszczach! Tak ogromnej ilosci tego dziadostwa to ja jeszcze niegdy nie widzialam! Co parę minut strącamy ze spodni po kilka jak nie kilkanascie osobnikow! Więc stawiajac namiot wsrod tych traw mamy wrazenie ze do rana to nas zjedza zywcem. Jak się potem okazuje nie ugryzl nas ani jeden.. Czy nie znaja ludzi, nie lubia, czym innym się zywia a tylko wygladaja jak kleszcze?

Nastepnego dnia zmierzamy do Zolotoje. Gdy już jestesmy niedaleko wioski zauwazamy ze po stepie idzie zbieznym kursem z naszym cos wygladajacego na byka! Nie widac reszty stada ani pasterza- jest jeden- pewno nawial...Jest jeszcze daleko, ale widac ze nas zauwazyl i powoli acz systematycznie się zbliza i wychodzi na to ze nasze drogi przed wioska się przetna! Przyspieszamy więc kroku, skrecamy w inna sciezke i udaje się dotrzec do wioski bez bliskiego spotkania..

Na styk zdazamy na autobus, zauwazamy go na zakrecie, musimy nawet troche podbiec. A niewiele autobusow dziennie tu zawija..

Jak się potem okazuje- nasze dalsze przygody w Szcziolkinie i okolicach mozemy zawdzieczac tylko stepowemu bykowi :-D
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1884
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

Autobus z Zolotoje jedzie do Kercza, ale jakos bardzo naokolo, mijamy
wioseczke która w linii prostej jest ze Szczolkina 20km... Tylko drogi
nie ma.. Coz, trzeba jechac przez Kercz.. W autobusie zwracam uwage na
goscia w mundurze który ma super czapke- taka jak mi się zawsze
podobaly , z wielkim rondem. Nawet robie mu zdjecie.

Obrazek

W Kerczu przesiadka na autobus do Szcziolkina, gosciu w czapce również
tam jedzie. Przysiada się do nas w autobusie, dopytuje skad jestesmy,
oferuje pomoc w znalezieniu noclegu w miescie czy zwiedzaniu okolic.
Dzwoni do znajomego który jest dyrektorem jednej z nieczynnych teraz
baz oddycha i zalatwia nam nocleg na jej terenie. Mozemy rozbic namiot
a plecaki ukrywamy w stateczku. Żenia, nasz nowy znajomy, pokazuje nam jak otwierac i zamykac stateczek nozem.

Obrazek

Następnie zaprasza nas do siebie na wieczorna impreze, ale nie od razu, najpierw wysyla nas na
spacer na miasto, a sam zamierza posprzatac, ponieważ "jego
kawalerskie mieszkanko nie nadaje się do przyjmowania gosci". Więc
jakieś poltorej godziny wloczymy się po miescie.

Są miasta które turyste zachwycaja swoim pieknem, architektura,
historia czy egzotyka. Chcialoby się je poznac, zapamietac,
sfotografowac i czasem nawet wspomniec w dlugie zimowe wieczory. Są
natomiast czasem miejsca gdzie przyjezdza się po raz pierwszy i czuje
jak u siebie. Chcialoby się nie tyle zwiedzic, co w takim miejscu
zamieszkac. Są po prostu bliskie marzen o idealnym miejscu
zamieszkania. A wyjezdzajac czuje się jakiś niesamowity zal, jakby się
opuszczalo miejsce z ktorym jest się zżytym od lat... Takim właśnie
miastem było dla mnie Szcziołkino.

Ponoc jedno z najmlodszych krymskich miast.. Powstalo w 1978 roku na
srodku stepu jako osiedle przy budujacej się wielkiej elektrowni
atomowej.. A potem niedlugo pierdyknął Czarnobyl, ludzie na Krymie
zaczeli się buntowac przeciw elektrowniom atomowym i budowa nigdy nie
zostala skonczona.. A miasto zostalo..

Niby blokowisko jakich wiele na Ukrainie i nie tylko.. ale atmosfere
ciezko wyrazic slowami, czy nawet zdjeciem.. Osiedle polozone cale na
skałkowatych wzgorzach, pelne zieleni:drzew, kwitnacych krzewow,
bluszczy wspinajacych się gesto na oplatajace bloki rury gazowe.
Zatrzesienie jaskólek, którymi usiane są jak koralikami wszystkie
druty, których między blokami nie brakuje. Tysiace innego spiewajacego
ptactwa gniezdzacego się w licznych krzewach, niedokonczonych domach
czy zapomnianych skwerach.

I koty! Cale zastepy pieknych, puszystych kotow! Są wszedzie- tu chyba
na jednego mieszkanca przypadaja trzy koty! Ciezko się rozejrzec,
stojac w jednym miejscu i nie naliczyc przynajmniej 10 puszysto
ogoniastych futrzakow!

Obrazek

Obrazek

A maja się tu na czym karmic- na kazdym oknie prawie widac suszace się
rybki. (jak zauwazyl kolega- ciekawe jak potem pachnie bielizna ;) )

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie brakuje tu również kocich legowisk i schowkow- nikt nie
zamyka im wejsc do piwnic, a i roznistych budek, komorek również jest
pod dostatkiem.

Znajdujemy wspanialy bazar

Obrazek

oraz klimatyczna, ale niestety zamknieta
knajpke "Czajka"

Obrazek

Wieczorem idziemy do Żeni. Zaprasza nas do siebie , bardzo się
cieszymy, bo stroze pilnujacy bazy oddycha byli malo sympatyczni.

Na kolacje zjadamy smazone byczki oraz specjalnie pieczone w łupinach
ziemniaczki.

Żenia jako zapalony fotograf pokazuje nam dużo swoich zdjec, zarowno w
komputerze jak i w albumach. Glownie są to rozne ładne pejzaze z
wkomponowanymi mniej lub bardziej (a zwykle bardziej ;) )
porozbieranymi dziewczynami.

Jednak ze wszystkich zdjec najbardziej podoba mi się buldog z akwalungiem :)

Obrazek

Żenia opowiada nam jak sluzyl trzy lata w marynarce na dalekiej
rosyjskiej polnocy, gdzie na zlodowacialych zamarznietych wyspach były
tylko ich koszary. Prowadzili tam cwiczenia roznych wybuchow
jadrowych, glownie były to male bombki które zakopywano z metr pod
ziemia i tam dokonywano detonacji. Cwiczono również wybuchy w wodzie
oserwujac jak wplywa to na statki i ich zaloge. Co ciekawe, Żenia
bardzo milo wspomina te czasy, wcale sobie nie krzywduje ze wywiezli
go daleko od domu w malo przyjazny klimatycznie rejon. Zgadza się z
pogladem ze tych z poludnia wysylali do wojska na polnoc i odwrotnie -
"aby kazdy był przeszkolony do dzialan w kazdych warunkach". Żenia
jedynie twierdzi , ze jako sluzyl w "troche szkodliwych warunkach" to
musi teraz zdrowo się odzywiac np. jesc dużo warzyw.

Poznajemy tez alternatywna wersje historii- co zabawne, zadne fakty
nie odbiegaly od tego co bylo, wszystkie wspominane wydarzenia
rzeczywiście mialy miejsce, niektorych tylko brakowalo..;) Nie dalo się
Żeni zarzucic rażącej nieprawdy w zadnym momencie - acz calosc i
wnioski wychodzily nieco dziwnie.. Krotko mowiac ,w tej wersji to
Rosjanie wygrali wojne, uratowali Europe i swiat, i calymi latami
bezinteresownie pomagali Polakom i innym krajom. I Żenia swięcie
wierzyl w to co mowil..

Kosztujemy również domowego winka, kawioru z byczkow.

Są również przebieranki- jako ze nasz gospodarz ma caly skladzik
roznych mundurow, broni, nakryc glowy i innych rekwizytow które
przydaja mu się w fotograficznym hobby

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest również impreza z gitara- niestety znamy bardzo malo tych samych
piosenek które bysmy mogli wspolnie spiewac.

Obrazek

Spimy w pokoju corki gospodarza która akurat wyjechala do Grecji. Ze
scian patrza na nas napakowani kulturysci , wymalowane nastolatki oraz
popiersie Stalina.

Rano jedziemy razem na przyladek Kazantyp. W tym celu Żenia idzie do
garazu po swoj motor- URAL Z PRZYCZEPKĄ!!!! Niby na Kazantypie jest
rezerwat i nie można wchodzic bez przepustki (a tym bardziej wjezdzac)
która gdzies tam się pozyskuje. Ale takie prawa zwykle nie dotycza
miejscowych ( i ich przyjaciół ;) )
Toperz jako ciezszy dostaje przydzial na podrozowanie w przyczepce
(buuuuu!! a ja tak chcialam...).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jako ze Żenia ma tylko jeden kask-
dostajemy z toperzem czapki czolgistow z poleceniem aby je ubierac jak
jedziemy przez miasto bo tam policja łapie za jezdzenie bez kasku.
Troche się dziwi, ze poza miastem ja ani mysle sciagac to z glowy ;)
nawet w czasie spaceru :) Toperzowi mniej podoba się jego czapka- bo jest przyciasna i gniecie w glowe..

Obrazek

Zatem suniemy na uralu najpierw do wioski Mysowoje a potem polnymi
duktami na Kazantyp. Nigdy nie myslalam ze taki motor się tak swietnie
spisuje nawet na zupelnym bezdrozu. Najpierw przejezdamy przez
centralna część polwyspu- niby rezerwat i zakaz wstepu a w glebi
polwyspu szyby naftowe i wydobycie pelna gęba.. Rezerwat mowili..

Obrazek

pozniej ogladamy na szczycie resztki schronow z czasow wojny, niewiele
zostalo ale tu np. mogly zaparkowac ciezarowki

Obrazek

Potem wybieramy się nad Zatoke Żmij. Jest to wyjatkowo niesamowite
miejsce. Nie tylko urokliwa plaza, ot jakich wiele nam Morzem
Azowskim. Kamienie i wystajace z wody skaly tworza jakby jeziorko,
wyglada to jak jakas rafa koralowa albo co.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Żenia opowiada nam legende - dzieki której powstala nazwa zatoki:
ponoc kiedys pasterz wypasal tu owce i pewnego dnia z morza wypelznal
wielki waz i zadusil kilka owiec. Przerazony pasterz pobiegl po
pomoc, jednak gdy wrocil z innymi nie było już ani weza ani zdechlych
owiec..

Cos w tej historii musi byc- mysmy w sasiedniej zatoczce spotkali
takiego oto jegomoscia

Obrazek

Nie był to az taki okaz co to by owce zaduszal- ale kto wie co jeszcze
zyje w tych skalach i jaskiniach...

Wedrujemy chwile nabrzezem odwiedzajac wyspy pozostajace we wladaniu ptakow

Obrazek

czy skaly przypominajace pterodaktyle, lwy czy inne cuda

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W miedzyczasie odwiedza nas straznik w niwie. Dostajemy z toperzem
prikaz siedzenia w zatoczce i nieodzywania się a Żenia dlugo gada z
gosciem. Ponoc gadali o ekologii ;)

Na koniec wybieramy się do zatoczki po niebieska glinke.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wystepuje ona ponoc tylko tutaj na Kazantypie i ma lecznicze właściwości. Glownie
stosuje się ja zewnetrznie, na wszelakie skorne paskudztwa. Ponoc do
Żeni po ta glinke nawet jakieś ekipy z Moskwy przyjezdzaly i leczyly
tym nowotwory skory, podobno z powodzeniem. Glinke można także
spozywac, rozmieszana w wodzie, na problemy zoladkowe. I dziala- u
Żeni zjadam pieczone byczki, kawior, polana mocno olejem surowke,
wypijam mleko, również kwasne, niedlugo potem domowe musujace wino,
poprawiam glinka i nic mi nie jest!!!! W dalszej drodze mój plecak
jest ciezszy o jakieś dwa kilo niebieskiego towarzysza.

Kolo 14 Żenia prowadzi jakieś spotkanie z zuchami więc musimy wracac
do Szcziolkina. On idzie na spotkanie a my dostajemy zadanie
zrobienia obiadu- zostawia nam ziemniaki, cebule oraz grzyby- z tego
ma być obiad. ( co gorsza mowiac to on glownie patrzy na mnie..). Aha,
nie są to jakieś zwykle grzyby.. Nie przypominaja zadnych które
kiedykolwiek widzialam, a rosna ponoc na drzewach w lesie kolo
Szcziolkina. Cos jak skrzyzowanie huby, pieczarki i kurki. I nawet
wychodza bardzo smaczne z cebulka i ziemniakami. I jak widac- są
jadalne. A może sprawe uratowala glinka??? ;)

Obrazek

Obrazek

Aha- ciekawa jeszcze rzecza jest to, ze gotowanie obiadu to nie taka
prosta sprawa- elektryczna kuchenka mnie kopie!!! Tzn kopie mnie
patelnia stojaca na kuchence! Raz to myslalam ze mi się zdawalo, ale
drugi i trzeci?? Żenia się dziwi jak to mozliwe- gdybym bez butow
stala na podlodze to tak! Ale na gumowej podeszwie? Niedopuszczalne! W
koncu poucza mnie ze nie miesza się metalowa lyzka tylko drewniana- to
nie będzie kopac. No niby ok... ale jak wytlumaczyc ze toperza kopnela
lodowka? ;)

Popoludniem, również na motorze, jedziemy do ruin elektrowni.

Obrazek

Do budynku glownego reaktora ponoc nie można wejsc (a przymajniej Żenia nie ma tam wtykow). Zajezdzamy budynek od tylu i tam łazimy.


Obrazek

Obrazek

Obrazek


Najwieksze wrazenie robia na mnie stosy ogromnych zardzewialych rur

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na zachod slonca zajezdzamy na wybrzeze

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem znow imprezka, kolacja, winko, ogladanie zdjec.

A rano , nie bez zalu, opuszczamy Szcziolkino- kierujac się na
Feodozje i Sudak.. Taaak.. Na tym etapie dochodzimy do tego ze na
Mierzeje Arabacka i Karabi Jajłe nie starczy nam czasu.. (buuuu a
najgorsze ze nie starczy na parade... na która Żenia tez nas namawia)
Awatar użytkownika
buba
inżynier nadzoru
inżynier nadzoru
Posty: 1884
Rejestracja: poniedziałek 18 lis 2013, 20:40

Post autor: buba »

W Feodozji dowiadujemy się ze autobus do Sudaku jest jeden , za 4 godziny, ale i tak już nie ma na niego miejsc.. Nie majac innego wyboru i tak postanawiamy na niego zaczekac. U kierowcy dowiadujemy się ze miejsce oczywiscie się znajdzie, ale musimy wsiasc na innym przystanku (tak zeby nas z budynku dworca nie było widac) albo kupic bilety w kasie chocby do nastepnej wioski a dalej to się dogadamy. Co już zauwazylismy nie raz- ostatnio na Krymie jakos zaostrzyli kontrole zeby kierowcy nie brali w łape, nie wozili pasazerow na lewo i przed odjezdem do kazdego autobusu wsiada kontroler i sprawdza czy wszyscy maja wykupione bilety. Na niektorych liniach to nawet cala trase jedzie kontroler i to u niego się kupuje bilety. Zabawnie to wyglada- zwłaszcza np. jeśli na godzinnej trasie my jestesmy jedynymi pasazerami ;) ale i tak kierowcy znajduja sposoby aby sobie poradzic ;)

Do Sudaku jedziemy siedzac na plecakach w koncu marszrutki, ja jakos zle siadlam, bo plecak mi jakos odjezdza , wpadam kuprem w dziure między plecakiem a sciana a najgorsze ze mam noge pod fotelem i bez podnoszenia plecaka nie bardzo moge ja wyjac ;) Ech..ciezko w takich warunkach fotografowac piekne skaly rezerwatu Karadag przesuwajace się za oknem...

W Sudaku uderza nas komercha i tlum turystow- cos od czego zdazylismy już odwyknac.. (do dobrego czlowiek jakos tak szybko się przyzwyczaja...). Bez problemow odnajdujemy kwatery na peryferiach miasta polecone przez mi (jeśli ktos lubi wypasne warunki, niskie ceny i mila obsluge to miejsce naprawdę godne polecenia- Jugozapadnyj mikrorajon 35, 50 UAH od osoby). Na początku biora nas za tancerzy- caly sasiedni domek zajmuje grupa tancerzy z Odessy i Petersburga, którzy maja tu jakieś zawody (nie wiem jakie, w nastepnym dniach zauwazam ze czas spedzaja glownie snujac się po ogrodzie i wypijajac mój wrzatek który sobie wstawie w kuchni ;) Tak, to już regula- niezaleznie od pory dnia, pogody i fazy ksiezyca- nigdy w kuchni się nic nie gotuje, ale wystarczy ze przychodze i wlacze czajnik, to od razu pojawia się ich pieciu z kubeczkami a jeden od drugiego bardziej spragniony.. O dziwo – nie ma zadnych wieczornych imprez, pietnastu mlodych ludzi na wyjezdzie i cisza wieczorami (a bardzo liczylam w pierwszy dzien ze się na jakas zalapiemy :(
Mila pani oprowadza nas po calym domku, dajac do wyboru jeden z trzech pokoi, pokazujac chyba ze 3 lazienki z których mozemy korzystac, dwie kuchnie, 3 miejsca odpoczynkowe na laweczkach pod pergola z winorosli, miejsce gdzie jest video, zelazko, suszarka do wlosow, mini knajpke u sasiadow gdzie można kupowac wszystkie posilki. Chyba potem jest troche rozczarowana ze korzystamy z tego w stopniu minimalnym , przychodzimy tylko spac i rozwieszac pranie nad wejsciem, ale do konca pozostaje bardzo sympatyczna, chetnie opowiada o okolicach, chce cos doradzic i dopytuje gdzie już na Krymie byliśmy.

Zostawiamy plecaki i wieczorem idziemy na nadmorski bulwar. Mimo ze jest dopiero maj, turystow troche się kreci, komercha wylazi z kazdego kąta, więc wloczymy się , korzystajac z nocnych urokow kurortu- kupujemy wino, zjadamy szaszlyki, ogladamy podswietlone fontanny i gramy na „igralnych awtomatach”.

Obrazek

Obrazek

Na koniec kupujemy rybke suszana aby wraz z winem spozyc ja na jednym w wielu betonowych pomostow wychodzacych w morze.

Obrazek

Mamy stad fajny widok na twierdze, która ze swoim poszarpanym murem przy zachodzacym sloncu wyglada zupelnie jak okladka ksiazek dla dzieci typu”wakacje z duchami”, brakuje tylko sylwetki przelatujacego nietoperza.

Obrazek

Na sasiednim pomoscie spora grupka ludzi spedza czas w fajny i dosyć nietypowy sposob- puszcza w strone morza takie fruwajace podswietlone lampiony- nie wiem czy to są balony czy latawce, ale tylko sporadycznie ktorys laduje w wodzie, większość leci wspaniale, coraz dalej i wyzej aby w koncu prawie zlac się z gwiazdami, wyrozniajac tylko cieplejszym kolorem swiatla...

Obrazek

Rano wybieramy się na Nowy Świat. Idziemy sobie pieszo, najpierw przez miasto, kolo twierdzy wypijamy pyszne koktajle, a potem odnajdujemy droge przez gorki zeby nie dreptac caly czas asfaltem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze zauwazamy wrecz rajskie miejsce- opuszczony hotel między skalami, stylizowany na okret, w zatoczce nad morzem. Już wyobrazam sobie jak wygrzewam się w sloneczku na dachu tego przybytku czy laze po kolejnych balkonach czy pokojach.. Niestety , już z gory widac ze jest pilnowany- nie tylko przez ludzi (z tymi można się dogadac,) ale tez przez psy... Poza tym myslimy sobie ze opuszczone miejsce ze straznikami nie jest już opuszczone... Miejsce które trzeba zwiedzac „na zajaca”...Nie ten klimat, brak wolnosci...Nieeee.. z niemalym zalem idziemy dalej

Obrazek

Obrazek

Obrazek


W Nowym Świecie jak zwykle stonka szaleje, jest lepiej niż w sierpniu gdy bylam tu ostatnio..ale tez pusto to tu nie jest..

Obrazek

Udaje się jednak ,po zejsciu z wytyczonej sciezki, odnalezc miejsca by spokojnie się powygrzewac , wypic winko czy posluchac szumu fal..

Obrazek

Ale trzeba przyznac ze wybrzeze obfituje tu w ladne widoki

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Wracamy również piechota- ponoc po 19 już nie jezdza zadne marszrutki..

W centrum kupuje rybke, zapomnialam jak się nazywa, ale spodobala mi się z wygladu- taka fajna plaska.

Obrazek

Nie wiem czemu wydaje mi się ze to suszona rybka taka jak jedlismy wczoraj. Jak się potem okazuje rybka ta nie jest suszona i co najgorsze jest cala, nie wypatroszona.. Jako ze patroszenie rybki nie jest tym o czym marzymy w ten wieczor – stworzenie laduje w koszu- no bo do rana sie zasmierdzi... Pamietam tylko ze przede mna w sklepie taka sama rybke kupowalo trzech totalnie nawalonych turystow, którzy kupili ja sobie na zagryche do wodki... Ciekawe czy się zorientowali ze rybka nie jest „gotowa do spozycia” ;)

Nastepnego dnia odwiedzamy twierdze w Sudaku

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z jej szczytu upatrujemy sobie gorke po przeciwleglej stronie drogi, na która zamierzamy wejsc. Droga na nia prowadzi najpierw przez willowe osiedle, potem przez winnice, na koniec skalkami. Mile miejsce i w odroznieniu od zapchanej twierdzy spotykamy tam tylko dwojke ludzi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Kolejny dzien to już poczatek powrotu :( Jedziemy do Symferopola i kwaterujemy się w tamtejszych komnatach oddycha. To jedyne miejsce gdzie babka na recepcji daje mi formularz do wypelnienia zamiast samej toczyc z nim polgodzinna batalie.

W Symferopolu na dworcu jest ciekawe sprawa- nie można kupic normalnie biletow w kasach na jutro czy pojutrze- kasy z „przedsprzedaza” są gdzies w cholere daleko od dworca, chyba ze 2 km. Dowiadujemy się jednak ze można kupic bilety a takim bocznym biurze ale z narzutem 20 UAH na bilecie. No dobra, nie chce nam się szukac...
Probujemy zakupic bilety do Lwowa, ale nie ma ani na dziś ani jutro, ani pojutrze. Troche nas to dziwi, nie jest przeciez jeszcze sezon! W koncu po dlugich zastanowieniach i rozmyslaniach pod rozkladem jazdy wybieramy wariant z przesiadka w Chmielnickim. Bilety jeszcze sa- tzn tylko gorne boczne polki- to już chyba nasze przeznaczenie te miejsca...Czy ja kiedykolwiek przejade się plackarta na innym miejscu???

Idziemy na miasto, glownie z zamiarem pokupowania sobie troche map, przewodnikow i ksiazek (niestety polecanego antykwariatu na placu Lenina już nie ma :( Ale udalo mi się nabyc fajny przewodnik po skalnych miastach i monastyrach Krymu- będzie do czytania na dlugie zimowe wieczory :)

Wszedzie w miescie widac już przygotowania do niedzielnej parady, wszedzie pisza o „wielkiej pabiedzie” plakaty, afisze, reklamy, koncerty..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Właśnie jak przechodzimy to przy placu w domu kultury jeden taki koncert się skonczyl i wychodza z niego rozne dumne dziadki, wrecz uginajace się od brzeczacych medali.

Obrazek


Symferopol glownie zapada nam w pamiec jako miejsce piszczace klaksonami- tutejsze marszrutki maja jakas dziwna zdolnosc do zbierania się w duze grupy, po kilkanascie a nawet kilkadziesiat, jeden drugiemy zajezdza droge, robi się korek, wszyscy stoja, nikt nie wie co się dzieje, nikt nie probuje nic zaradzic tylko wszyscy ochoczo naciskaja klaksony ;)

Obrazek


Ciekawa rzecza jaka zauwazam w tutejszych marszrutkach to wiszaca z przodu pojazdu lista uprawnien, posiadajac które mamy prawo do bezplatnego lub znizkowego przejazdu. Dotyczy to w kolejnosci od najwazniejszej: bohaterow sowieckiego sajuza, weteranow wielkiej wojny ojczyznianej, posiadaczy jakiegos tam orderu specjalnego, posiadaczy przynajmniej czterech orderow „za odwage” itd. gdzies tam na szarym koncu wspomniane są kobiety w ciazy i niepelnosprawni...

Mamy jeszcze jeden dzien do zagospodarowania więc zamierzamy się jutro wybrac do miejscowosci Szkolnoje. W miejscowosci tej na przelomie lat 60 i 70 tych była tajna baza kosmiczna, miasto było zamkniete i mialo sekretny adres Symferopol-28. W tutejszych kamieniolomach wyprobowywano przyszle bezzałogowe pojazdy ksiezycowe zwane „Łunochody”, uczono się nimi kierowac a potem , gdy zostaly już wyslane na ksiezyc, tu było centrum ich sterowania. Pozniej „baza kosmiczna” zostala przeniesiona w inne miejsce , zniesiono tajnosc a dziś do tego miasteczka może już przyjezdzac kazdy.
Tyle przynajmniej dowiedzialam się z netu (dla zainteresowanych:
http://www.geocaching.su/?pn=101&cid=5916 )

Zatem pojechalismy sprawdzic gdzie to te łunochody jezdzily , ile zostalo z dawnej bazy i czy rzeczywiście wszystko jest dostepne.

Z Symferopola kierujemy się na Eupatorie i Saki. Mila pani w kasie na dworcu autobusowym tlumaczy nam jak najlepiej tam dojechac , w co wsiasc zeby było taniej (warte podkreslenia ze pani jest mila- większość dworcowych kasjerek jest chyba wredna z natury, ma wade wymowy, kluchy w gardle a jeśli prosic o powtorzenie jakiejs kwestii to dostaje atakow furii)

Dojezdzamy do Szkolnego, z daleka widac już blokowisko na stepie i radar. Widac resztki muru i drutu kolczastego ktorym kiedys była otoczona calosc. Teraz drut otaczajacy bloki jest pozrywany, slupy poprzewracane.

Obrazek

Obrazek


Radar natomiast nie robi wrazenia miejsca opuszczonego- otacza go podwojny zasiek kolczasty a rozne jego elementy są jakby nowe i odmalowane.

Obrazek

Obrazek


Znajdujemy dziwne zbiorniki- jeśli wierzyc stronce sluzace do ochladzania bazowej aparatury.

Obrazek

Dalej ciagna się rozne zruinowane budynki- bedace jednak za ogrodzeniem, widac ze powstajace w nim dziury są zabezpieczane nowym drutem.

Obrazek


Po drugiej stronie drogi jest jakas druga baza- tez ogrodzona i tamta na bank uzywana co widac glownie po w miare nowych wiezach strazniczych.

Dochodzimy do sporej dziury w ogrodzeniu i nie sposob nie wykorzystac takiej sytuacji ;) Ogladamy więc z bliska jeden opuszczony budynek, totalnie zdewastowany i rozszabrowany w srodku który jest niesamowicie zarosniety bzami! Takich bzow to mysmy w zyciu nie widzieli: tak wysokich, dorodnych, gestych z puszystymi i intensywnie pachnacymi kwiatami. Az chodzi po glowie ze dobrze nawiezione- ciekawe co tu siedzi w ziemi... teraz troche mi zal ze redukujac wage bagazu nie zabralam mojego licznika.. Może wreszcie bym się przekonala czy dziala czy tylko losowo wyswietla rozne cyferki , popiskujac przy tym cichutko ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Następnie idziemy w strone kamieniolomow czy dolinek gdzie probowaly swoich pierwszych krokow łunochody i tam wypijamy wino (tzn. trzy wina bo jak się skoczylo to poszlismy do sklepu po kolejne ;) )

Obrazek

Obrazek

Caly step jest przyproszony na bialo- malymi muszelkami jakiś dziwnych slimaczkow. (zywych slimaczkow nie znalezlismy tylko muszelki)

Obrazek

Oprócz muszelek na okolicznych polach można również skompletowac caly szkielet krowy, znajdujemy kawalki czaszki, szczeki, zeber, racic i inne.

Obrazek


Łazimy także po miasteczku które obfituje w ruiny, klimatyczne sklepiki, babuszki i dużo roslinnosci.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Znajdujemy także opisywany pomnik, niestety dwojka miejscowych robi na nim impreze (takie raczej dzieciaki, do starszych to bysmy zagadali, może by się udalo przylaczyc?) więc krazymy po miasteczku, co chwile zagladajac pod pomnik czy już sobie poszli. (w koncu się udaje)

Obrazek

Obrazek


Ciekawym miejscem jest tez biblioteka

Obrazek

Co ciekawe czynna i jeszcze na dodatek codziennie są tam rozne zajecia kulturalne:plastyczne, tanca, gry na roznych instrumentach- o czym informuja kartki w kratke przybite wewnatrz gwozdziem do sciany. Dziś – lekcja muzyki, co zreszta slychac przez okno.

Wieczorem wracamy do Symferopola gdzie w naszym dworcowym pokoiku ogladamy lokalne wydanie „idola” i kibicujemy uczestnikowi który na scene zabral dmuchanego krokodyla :)

Kolejnego dnia już powrot, kolo 11 idziemy na pociag. W naszym wagonie jedzie duza grupa jakiejs mlodziezowej organizacji paramilitarnej, kolo 15-20 chlopaczkow w wieku 15-18 lat wraz z opiekunem do którego odnosza się z duzym szacunkiem i zwracaja do niego „majorze” czy „sierzancie” - jakims tam tytulem wojskowym. Przed odjazdem zjawia się jeszcze jeden mundurowy który poucza ich przed droga- ze to normalny wagon, ze jada tu zwykli ludzie ,w tym dzieci, starcy i kobiety w ciazy więc maja się przyzwoicie zachowywac.( cos w stylu „nie halasowac, nie bic, nie palic, nie gwałcic„ ;) ). Duza część grupy ma takie same koszulki z duzym napisem na plecach „Krym na zawsze z Rosja”.

Grupa ta , jaksię potem okazuje, jest dosyć uciazliwymi wspolpasazerami. Toperz trafnie zauwaza ze porownac można ich tylko do stad lemingow- są wszedzie, przynajniej 3 razy na minute kazdy zmienia miejsce pobytu, łaża tam i z powrotem, przynajmniej dwa razy wciagu 20 godzinnej podrozy kazdy z nich się myje i goli, a duza część również robi pranie w wagonowym kibelku.
Czas glownie spedzaja wloczac się po wagonie, wchodzca na gorne polki i spadajac z nich, grajac w karty na papierosy, podkrecajac na maxa muzyke ku rozpaczy jadacych wagonem babuszek czy zjadajac rozne specjaly wyciagniete z torb i plecakow .Widac ze jada od mamy, bo pudelka obfituja w pieczone nozki drobiowe w buleczce, salatki warzywne, kielbaski, serki, ciasta, ciasteczka i inne dobrosci do których ucieka mi język (a my mamy tylko chleb i zolty ser, dobrze ze babuszki handluja na peronach). W pozniejszych godzinach przeprowadzaja również konsumpcje mocniejszych napojow, oczywiscie w konspiracji przed opiekunem: wlewaja wodke do butelki z cola i racza się nia w pietnastu, czy w czterech pija piwo , wkladajac za kazdym razem glowe wraz z butelka do skrzyni na bagaze.

Co ciekawe – z alkoholem kryja się niesamowicie – natomiast pala zupelnie oficjalnie wraz z opiekunem na kazdej stacji. Dziwne- u nas w liceum to picie i palenie było tepione na rowni i obie czynnosci trzeba było przeprowadzac po kryjomu.

Bardzo nas ciekawi dokad jada i po co, prawie udaje mi się dowiedziec- wdaje się w mila rozmowe z jednym z nich stojac w kolejce do kibla. Niestety zdazam się dowiedziec tylko ze są z Kercza i okolic i jada do Kamienca Podolskiego na jakies cwiczenia- w tym momencie wpada opiekun, gani za zagadywanie pasazerow, zajmowanie kibla na dlugie godziny, kaze puscic diewuszke pierwsza do kibelka i dupa. Rozmowa się urywa..

Cala grupa wysiada tak jak my w Chmielnickim, niosa ze soba jakieś wielkie paczki pelne konserw i innej zywnosci biwakowej.

My natomiast przesiadamy się na pociag do Lwowa, stamtad marszrutka na granice gdzie odprawa idzie sprawnie a potem jeszcze dluuuga nocna podroz przez Polske, która urozmaicaja nam ciekawi wspolpasazerowie: Ukrainka mieszkajaca od kilkunastu lat w Polsce z mezem z ogloszenia, babka z Łancuta bardzo znajaca lokalne realia zarowno przemytu jak i rolnictwa czy mlody zakonnik. Tematy są roznorodne: od hodowli ziemniakow pod folia czy sposobow szmuglowania ikon, kontroli i kar na wschodniej granicy po cuda, objawienia i naukowe dowody na istnienie Boga. ;-)

W Olawie jestesmy o 3 rano- i czeka nas niespodzianka! Nasi wspaniali sasiedzi zalozyli domofon! Musimy więc komus zrobic pobudke aby dostac się do domu. Na szczescie otwieraja nam drzwi (zamiast rzucic z okna ziemniakiem ;) )

I ten okropny zal ze już koniec!! niby 23 dni, a minelo jak jedna chwila...
ODPOWIEDZ