Właściwie to nawet nie, bo wszak ów przełożony nie jedzie do lasu i nie kontroluje tego, co podwładny odebrał. Drewno jest odebrane, nieraz sprzedane, a papiery podpisywane są raz na jakiś czas w chwili, gdy leśniczy jest w biurze. Jaki więc ma sens takie podpisywanie? Ani tu kontroli, ani nadzoru... Dlatego u nas nadleśniczy zrezygnował całkowicie zatwierdzania RODów, bo leśniczy wie, co robi, zna normy i to na nim ciąży odpowiedzialność prawidłowej odbiórki drewna.Piotrek pisze:Toć to jest nie kwestia kontroli działania podwładnego tylko poddawanie w wątpliwość jego kwalifikacji do działań jakie mu poleciliśmy...
Kopii KW i AS też nie robimy dla siebie.
Początkowo nam to trochę utrudniło życie, bo trzeba sobie gdzieś tam zapisywać ile jakiego drewna wysłaliśmy do odbiorcy (my dostajemy rozdzielnik i sami uzgadniamy z klientem termin wywozu oraz jego rodzaj, czy umowe). Obecnie każdy notuje sobie na bieżąco ile drewna na jaką umowę poszło i dajemy radę. Ale to całkiem inna historia