Sten pisze:niebawem podlodowcy powinni się uaktywnić.
Ci z nich, którzy niebawem się uaktywnią, mogą nie mieć okazji niczym się pochwalić... Chyba że wiosną, gdy już wypłyną.
U nas popularna jest opowieść jak to takiego podlodowca, któremu na wiosnę siły fizyki pozwoliły opuścić środowisko wodne na rzecz wodno-lądowego, niejaki Piotrek Bez Nogi (znana postać wędkarskiego półświatka solińskiego) holował na prośbę policji za łódką wiosłową, przytroczonego liną za głowę do tejże łódki, od Olchowca do mostu w Rajskim, gdzie denata można było w miarę wygodnie zaworkować. Po prostu nie było dostępu do brzegu z możliwością dojazdu, a holowanie za policyjnym ślizgaczem z oczywistych powodów nie wchodziło w grę. Ściąganie większej łodzi, wyciąganie na nią topielca, to niepotrzebne korowody i strata czasu. Przecież mógł wypłynąć wszędzie, no nie? Nawet w Rajskim, chociaż to jakby parę kilometrów pod prąd...
Że takie ułatwienie sobie czynności było prywatną inicjatywą policjantów świadczy wynagrodzenie Piotrka Bez Nogi - stówka i flaszka. Tyle zażądał i tyle bez szemrania dostał. Skąd w funkcjonariuszy na służbie flaszka na podorędziu pozostanie ich tajemnicą. Ja bym się nie zdziwił, gdyby ją odkupili od samego Piotrka BN za kolejną stówkę, bo wartość flaszki nad wodą niesamowicie wzrasta.
Piotrek Bez Nogi to osobowość tak znana i wpisana w pejzaż Zalewu Solińskiego jak choćby Lutek Pińczuk w obraz schroniska na Połoninie Wetlińskiej.
Pojawia się na brzegu Zalewu, najczęściej w okolicach Olchowca, zaraz po zejściu lodu, i koczuje na brzegu do pierwszego śniegu. Ponieważ oczywiście kłusuje, zwykle stawia sznury, to świeżego sandaczyka u niego można zawsze nabyć drogą wymiany: za flaszkę, chleb i sól, co stanowi podstawową jego jednostkę wymienną. Kiedyś, gdy jeszcze mojej łódki nie zapieprzono z brzegu, to zostałem przez Piotrka wynagrodzony kilkoma ładnymi okoniami za podpłynięcie i podarowanie mu pudełka zapałek. Jego święty ogień zalał w nocy deszcz gdy Piotrek przysną również zalany, ale nie tylko deszczem. Zapalniczkę zgubił, pewnie leżała gdzieś wdeptana w błoto.
- Piotrek, a fajki masz, nie zalało ci?
- No co ty! Fajki zawsze mam opakowane w woreczki foliowe. Poczęstować cię?
Słynny był niezbyt mądry numer, który wyciął mu jeden z jego licznie odwiedzających go kumpli po kiju i kieliszku.
Piotrek Bez Nogi zwykle ma ze sobą telefon, który w jego sytuacji jest niezbędnym środkiem łączności. Dzięki niemu może wydawać zlecenia mającym do niego przyjechać na dwa-trzy dni znajomym, co mu trzeba przywieźć oprócz produktów oczywistych. Jak mu się telefon rozładuje, to z ładowarką samochodową kuśtyka na swojej protezie (faktycznie nie ma jednej nogi) kilka kilometrów na parking, gdzie zawsze ktoś daje mu się podłączyć na dwie godzinki do auta.
Kiedyś wypłynął ze znajomym, który właśnie u niego rezydował, pospinningować, czytaj - dyskretnie posprawdzać sznury. Jedna flaszka, druga flaszka, i posnęli chłopaki w łódce zmęczeni machaniem kijami i kieliszkiem. A pięknie się śpi w dryfującej łódce przy lekkiej fali - wiem coś o tym!
Sporo później, gdzieś pod Chrewtem, obudził się Piotrek w przybrzeżnych chabaziach. Sam.
Momentalnie przetrzeźwiał na tyle, żeby zdać sobie sprawę z grozy sytuacji. Pływał wzdłuż brzegu, miotało go z jednej strony zatoki na drugą, darł się wołając kolegę... Wszystko na próżno! Próbował do niego dzwonić, ale telefon nie odpowiadał, jakby był poza zasięgiem. Ale po chwili zadzwonił. Nie był to jednak poszukiwane kumpel tylko... jego żona! Skarżyła się Piotrkowi, że od trzech godzin nie może się dodzwonić do męża i dobrze, że zostawił jej jego numer, bo musi z nim pilnie porozmawiać.
Nie wiem jak poczuł się wtedy Piotrek Bez Nogi, nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. Za to jego kolega miał niewątpliwie świetny ubaw, bo to on pierwszy obudził się z pijackiej drzemki, wysiadł na brzeg i odepchnął łódkę z samotnym Piotrkiem z powrotem na pełną wodę. To również on zadzwonił do swojej żony i namówił ją na wywinięcie Piotrkowi fajnego numeru, a teraz siedział w krzakach na wysokim brzegu i dusił się ze śmiechu.
To teraz, jak już i ja pochwaliłem się swoimi połowami (bieszczadzkich, wędkarskich opowieści) nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć Wam DOBRANOC, bo nie zdążę zasnąć jak trzeba będzie wstawać...