Okolice Ogrodzieńca (Nadleśnictwo Siewierz na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach) przeżywały w kwietniu pożarową nawałnicę. Płonęły lasy prywatne. W akcji gaśniczej jednego dnia brało udział nawet 350 strażaków. Straty w sprzęcie poniosły jednostki ochotniczych straży pożarnych, gmina, która zaopatrywała ich w wodę i żywność, a Lasy Państwowe na akcję gaszenia pożaru z powietrza wydały około 130 tysięcy złotych. Jakieś straty ponieśli więc wszyscy. Tylko nie właściciele płonących lasów.
Jeśli przyjąć, że godzina lotu śmigłowca kosztuje prawie 6 tys. zł, a dromadera 5,5 tys. zł, rachunek jest przejrzysty. W ciągu tylko tych dwóch dni Lasy Państwowe wydały około 130 tys. zł. Argument, że to działania prewencyjne z uwagi na bliskość lasów państwowych jest trochę naciągany, gdyż w takim leśnictwie, jak Mitręga tych ostatnich jest zdecydowanie mniej niż prywatnych. Można by więc postawić pytanie, czy leśnicy z czysto prawnego i ekonomicznego powodu powinni (a także czy mogą?) angażować swoje siły i środki? A jeśli tak, to czy nie powinni domagać się zwrotu poniesionych nakładów?
http://www.katowice.lasy.gov.pl/web/rdl ... unalesnika
Dobrze, że sie martwią i słusznie http://www.e-lasy.pl/aktualnosci/184-ogien-w-europie
Kto ma płacić za pożary w lasach prywatnych ?
Moderator: Moderatorzy
Kto ma płacić za pożary w lasach prywatnych ?
"Czy znak zapytania nie powinien mieć do pary znaku odpowiedzi?" (AND)
W obecnej sytuacji prawnej, nikt nie zwróci LP kosztów udziału w pozarach na gruntach obcej własności. Celowo pisze o gruntach obcej własności gdyż sytuacja jest taka sama czy paliłobysię zboze na pniu czy las prywatny. W nadleśnictwie gdzie pracuję LN jest stosunkowo niewiele i są mocno rozdrobnione i same w sobie nie stanowią zagrożenia pozarobego. Natomiast dużym zagrożeniem są pola w czasie żniw i przebiegające przez las linie kolejowe ( to jest największe zagrozenie ) i drogi publiczne. Wyjezdzamy do " dymów " bardzo często, łapiemy pozary jeszcze przy torach- oczywiście pozar gaszą strazacy ( nie mamy własnej jednostki straży nie licząc terenowego Hiluxa z agregatem ). Myślę ze rozwiazaniem jeśli idzie o koszty byłoby dofinansowanie ze środków Funduszu Leśnego. Fundusz Lesny ma środki które mozna wykorzystać tylko na zagospodarowanie lasów niepanstwowych i zadrzewień na gruntach prywatnych. Problemem jest to że dofinansowanie mógł uzyskać tylko własciciel lasu i zadrzewienia. Stwarza to duże problemy gdyż takie środki są pomocą publiczną.
-
- początkujący
- Posty: 8
- Rejestracja: środa 26 sie 2009, 00:27
- Lokalizacja: Europa
Sytuacja przeciwpożarowa jaka jest, to tylko na życzenie leśników. Brak zdecydowania. "Chciałbym, ale jakoby mi się nie chciało". Zgodnie z nakazami ustaw i rozporządzeń o ochronie przeciwpożarowej, tylko jednostki państwowej straży pożarnej i jednostki ochrony przeciwpożarowej są uprawnione do gaszenia pożarów. Mają z tego tytułu przyznane przywileje, dodatkową ochronę, mogą korzystać z ulg. Swego czasu LP uciekło od wpisania się w wykaz jednostek ochrony przeciwpożarowej z jednego prostego względu. Trzeba byłoby wyjeżdżać wszędzie tam, gdzie nakaże dyżurny PSP w imieniu Powiatowego Komendanta Państwowej Straży Pożarnej.
Zrobiono więc inaczej. Jednostki (drużyny strażackie) nadleśnictw są niezależne. Nie korzystają z dodatkowych przywilejów i nikt nie ciąga ich do każdej akcji (najczęściej byłyby to wyjazdy do wypadków drogowych lub likwidacji szerszeni).
Z czasem dodano kolejne uproszczenie (pro oszczędnościowe). Dyżurujący w LP ze stoickim spokojem patrzą na wszystko co płonie daleko i błyskawicznie przystępują do akcji gdy ogień zbliża się do granicy drzewostanu. Każdy kto uprzątał pożarzysko wie, że stokroć bardziej opłaca się zdusić ogień u sąsiada, niż czekać aż rozpali się na miedzy i wtedy ściągać straż pożarną. Taka to prosta kalkulacja.
Na to nałożyć należy następny problem. Zgodnie z prawem kierujący akcją gaśniczą może wydać polecenie każdemu mieszkańcowi kraju i ściągnąć go do pomocy - za całkowitą darmochę, na chwałe lokalnej społeczności. Tym bardziej, że co roku uaktualniają powiatowe systemy reagowania kryzysowego, mają wykazy firm i wykazy sprzętu. Poźniej to już tylko kwestia czasu, kiedy zrobi się gorąco na dużym obszarze i strażacy będą ściągać pomocników, i ściągać pomocników, i ściągać pomocników ... Nie ma większego wyboru - za odmowę staje się przed sądem; samoloty lecą i tylko jeżeli coś się stanie, można ubiegać się o odszkodowanie z Budżetu Państwa. Okazyjnie korzystamy wtedy z przywilejów jednostek ochrony przeciwpożarowej, bo tak namaścił nas kierujący akcją gaśniczą.
Zrobiono więc inaczej. Jednostki (drużyny strażackie) nadleśnictw są niezależne. Nie korzystają z dodatkowych przywilejów i nikt nie ciąga ich do każdej akcji (najczęściej byłyby to wyjazdy do wypadków drogowych lub likwidacji szerszeni).
Z czasem dodano kolejne uproszczenie (pro oszczędnościowe). Dyżurujący w LP ze stoickim spokojem patrzą na wszystko co płonie daleko i błyskawicznie przystępują do akcji gdy ogień zbliża się do granicy drzewostanu. Każdy kto uprzątał pożarzysko wie, że stokroć bardziej opłaca się zdusić ogień u sąsiada, niż czekać aż rozpali się na miedzy i wtedy ściągać straż pożarną. Taka to prosta kalkulacja.
Na to nałożyć należy następny problem. Zgodnie z prawem kierujący akcją gaśniczą może wydać polecenie każdemu mieszkańcowi kraju i ściągnąć go do pomocy - za całkowitą darmochę, na chwałe lokalnej społeczności. Tym bardziej, że co roku uaktualniają powiatowe systemy reagowania kryzysowego, mają wykazy firm i wykazy sprzętu. Poźniej to już tylko kwestia czasu, kiedy zrobi się gorąco na dużym obszarze i strażacy będą ściągać pomocników, i ściągać pomocników, i ściągać pomocników ... Nie ma większego wyboru - za odmowę staje się przed sądem; samoloty lecą i tylko jeżeli coś się stanie, można ubiegać się o odszkodowanie z Budżetu Państwa. Okazyjnie korzystamy wtedy z przywilejów jednostek ochrony przeciwpożarowej, bo tak namaścił nas kierujący akcją gaśniczą.