Nie wyobrażam sobie nie usuwania posuszu zasiedlonego i drzew trocinkowych - z drukarzem, drwalnikiem, cetyńcem, smolikami i przypłaszczkami. Gdyby to miało stać na gruncie, to w trymiga mielibyśmy prześwietlone, zachwaszczone (nie daj Boże trzcinnkiem czy jeżyną) drzewostany do przebudowy. I cała ochrona lasu (tzw. podstawowa) wzięłaby w łeb. Tak jak piszesz - nie tędy droga.Barneej pisze:Niestety w drzewostanach sosnowych nie jest to tak spektakularne jak w mieszanych i nie tak "bezpieczne" (ciekawym jest fakt, że zawsze jak się podaje przykład martwego drewna i organizmów w nim żyjących, nawiązuje się do liściastych). A ja bym nie przeciwdziałał faktom tylko się przed nimi zabezpieczał. W 100% się nie da, ale jako leśniczy to Ty odpowiadasz za wsio własną kieszenią (coby nie mówić głową). Wywalam posusz i zaatakowane drzewa.
Jeśli jednak stoją w dzrewostanie pojedyncze sztuki, rosochate sosny, pojedynczy, a nawet grupowy poszusz jałowy (który wcale nie jest jałowy - jałowy tylko pod względem ww szkodników), to niech stoi i murszeje, aż się zwali i mchem obrośnie. Bo ideą jest mieć martwe drewno w lesie, a nie martwy las. Myślę, że nawet eko-szolomy to rozumieją.
Choć nie wszystkie (bodajże Chrobry o tym pisał). Są zwolennicy obserwacji swobodnie rozwijających się gradacji np. drukarza na ogromnych połaciach lasu. A potem gołoborza na setkach hektarów No chyba nie stać nas na taki ekologiczny luksus